Komentarze do czytań – XXXIV tydzień zwykły | od 22 do 28 listopada 2020 r. – Ks. Błażej Węgrzyn

Pon
Wt
Śr
Czw
Pt
Sb

 

Niedziela, 22.11.2020 r. – Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

Pierwsze czytanie: Ez 34, 11-12. 15-17

Jezus Chrystus: Pasterz (pierwsze czytanie i psalm), Król (drugie czytanie) i Sędzia (Ewangelia). Te trzy tytuły chciałbym przypisać do poszczególnych etapów liturgii słowa dzisiejszej niedzielnej uroczystości wieńczącej rok liturgiczny. Żyjemy w świecie mocno indywidualistycznym i świat ten przenika do naszego doświadczenia wiary: pozytywnie – akcentując osobistą relację z Bogiem (inaczej jak miałby być naprawdę „moim” Bogiem); ale i negatywnie – zacierając obiektywność Objawienia (bez której „filtruję” Boga przez siebie i „stwarzam” Go na własne pokraczne podobieństwo). W tym względzie, pierwsze czytanie pomaga mocniej wkopać to, co pozytywne, i wykorzenić to, co negatywne. Warto, szczególnie, pobyć w ciszy przy dwóch zdaniach. Po pierwsze, Ja sam będę szukał moich owiec i będę sprawował nad nimi pieczę; Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku. Bóg wie „z pierwszej ręki” o tym, co się u mnie dzieje, nie jest zależny ani od mojej relacji o sobie, ani od opinii innych o mnie. Po drugie, Ja dokonam przeglądu moich owiec; Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły. Bóg oczekuje dojrzałej więzi ze mną, nie dziecinnej i „cukierkowatej”, ale opartej na moim wymiernym rozwoju.

Psalm responsoryjny: Ps 23 (22), 1b-2a. 2b-3. 5. 6

Obiektywna i osobista relacja z Bogiem-Pasterzem oznacza stopniowe przyjmowanie Jego punktu widzenia. Odczytajmy więc psalm jako propozycję modlitwy rachunkiem sumienia, a może także przygotowania do spowiedzi na koniec roku liturgicznego i początek Adwentu. Niczego mi nie braknie – czy nie „przyssałem się” do jakichś niedoborów i niezaspokojonych potrzeb i pragnień? Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach – czy doceniam wartość tych pastwisk, które już mam, a nie tęsknię do „bardziej zielonych” pastwisk sąsiada czy wyobraźni? Orzeźwia moją duszę – czy na miejsce Boga, któremu zależy na moim odpoczynku, nie wdał się we mnie „demon wydajności” (samowystarczalności, perfekcjonizmu)? Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoją chwałę – czy, ogólnie lub w konkretnych wymiarach, oceniam moje życie z perspektywy własnej wygody i korzyści, czy z perspektywy trwałych wartości (ewangelicznego „skarbu, który jest w niebie”)? Stół dla mnie zastawiasz na oczach mych wrogów – czy bliskie mi jest przenikanie Eucharystii do mojego życia (czerpanie z niej)? Czy tegoroczne pandemiczne dyspensy i transmisje przyjmowałem z ulgą lub obojętnością (zwolnienia z prawnego obowiązku), czy z tęsknotą serca? Zamieszkam w domu Pana po najdłuższe czasy – czy modlę się o dobrą śmierć (choćby świadomą ostatnią prośbą „Zdrowaś, Maryjo”)? Czy w obliczu medialnych doniesień o ofiarach koronawirusa, a może znanych z imienia zmarłych, dbam więcej o kontakt z bliskimi? – Pan jest moim Pasterzem o tyle, o ile ja jestem Jego owieczką i barankiem. Ten psalm jest historią o wzajemności.

Drugie czytanie: 1 Kor 15, 20-26. 28

Święty Paweł, odpowiadając na wątpliwości Koryntian co do zmartwychwstania umarłych, zostawia nam intrygujące zdanie: Trzeba, ażeby Chrystus królował, „aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy” (tu cytat z mesjańskiego Ps 110, 1). Zwróćmy uwagę na dynamiczną stronę tej myśli: panowanie Jezusa nie bierze się z jednokrotnego faktu intronizacji (jak w przypadku ludzkiego objęcia urzędu: poprzez odbycie przepisanego prawem „obrzędu” – otrzymania podpisu, wręczenia teki, złożenia przysięgi itp. – człowiek zyskuje pełnię kompetencji). Panowanie Jezusa, za to, oznacza stopniowe „wsączanie się” w rzeczywistość Jego stylu bycia (ewangeliczne „zakwaszanie ciasta”). Właśnie dlatego nie chciał On, by Go królem „obwołano”. Pomyśl, przy tym, o tabliczce na Jego krzyżu: Jezus Nazareńczyk, Król Żydowski. Tak, to prawda – i co z tego? Zamiast jednorazowych aktów i „akcyjek”, święty Paweł roztacza przez nami inną wizję: im głębiej wpuścisz w siebie Jezusa – pozwolisz Mu królować – tym bardziej przybliżysz się do Jego i własnego zmartwychwstania. Zmartwychwstanie już się dokonuje: póki pielgrzymujemy – moralnie, a gdy osiągniemy cel – w pełni.

Ewangelia: Mt 25, 31-46

Arcyważną katechezę, otrzymaną poprzez zdanie z Listu św. Pawła, możemy wprost zastosować do interpretacji fragmentu Ewangelii. W pierwszym okresie Adwentu będziemy nastawiać się na powtórne przyjście Chrystusa (paruzję): ale „nastawiać się” nie oznacza trzymać dla Niego „puste miejsce parkingowe” (czytaj: „nic nie robić”), lecz rozwijać się jako owca posłuszna Pasterzowi (przypominam pierwsze czytanie i psalm). Na ten „przedparuzyjny” wymiar Adwentu zwraca uwagę dzisiejsza Ewangelia, która przedstawia Jezusa jako Sędziego (albo Króla w jego funkcji sądowniczej). On nie tyle „rozlicza”, ile rozpoznaje swoich (bądź lepiej: rozpoznaje „się” w swoich). W tym momencie wychodzą na jaw rzeczywiste granice Jego panowania: dokąd istotnie rozciągnęło się Jego królestwo.

Poniedziałek, 23.11.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ap 14, 1-3. 4b-5

Przekroczyliśmy wczoraj próg ostatniego tygodnia roku liturgicznego. Przez sześć najbliższych dni będzie nam towarzyszyć Księga Apokalipsy – modlitwę nią proponuję rozpocząć od oswojenia samego terminu, który oznacza po prostu „objawienie”. Z seminaryjnych wykładów o Apokalipsie wbiło mi się do głowy jedno zdanie profesora: „Apokalipsa nie jest do wyobrażania, ale do rozumienia”. Tak też będziemy ją odczytywać: spróbujemy przekroczyć surrealistyczną symbolikę w kierunku sensu; wybujałe emocje do szeregu, wierzący rozum wystąp! Księga Objawienia ma podwójny cel: historyczny i ponadczasowy. Z jednej strony wzmacnia ducha chrześcijan prześladowanych w cesarstwie rzymskim i odmawiających udziału w pogańskim kulcie; z drugiej, wykracza poza tamtą epokę i zapewnia o uniwersalnym zwycięstwie Chrystusa nad złem. Paradoksalnie, Jezus jest tryumfującym Pasterzem, ponieważ najpierw sam jest Barankiem złożonym w ofierze za grzech świata (por. J 1, 29. 36). Podobnie Jego uczniowie: o tyle są mocni w wierze, o ile wytrwale poddają się prześladowaniom. Między Pasterzem-Barankiem a jego owcami panuje jedność – właśnie z nią spotykamy się w dzisiejszym czytaniu. Ta jedność wyraża się we wspólnie wykonywanej pieśni; znamienne, że nikt tej pieśni nie mógł się nauczyć prócz stu czterdziestu czterech tysięcy – wykupionych z ziemi. Spróbuj, moja owieczko i mój baranku, przypomnieć sobie (może zapisać) cierpienia, których doświadczyliście w mijającym roku, wciąż naznaczonym epidemią. Przyjrzyjcie się swoim chorobom, osłabionym więziom, osamotnieniu, zagubieniu duchowemu, nieporadności uczuciowej… Wróćcie pamięcią serca do adoracji krzyża z Wielkiego Piątku (jakkolwiek ją celebrowaliście). W waszych ranach jest Pasterz i Baranek. Czeka na spotkanie z wami.

Psalm responsoryjny: Ps 24 (23), 1b-2. 3-4b. 5-6

Dzisiejszy psalm antycypuje przesłanie sobotniego fragmentu z Apokalipsy: z jednej strony, do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia, świat cały i jego mieszkańcy – Bóg jest wszechobecny, nie ma miejsca ani bytu, do których by On nie miał dostępu; z drugiej strony, pokolenie, które Go szuka na serio, idzie do konkretnego, świętego miejsca (czyli do świątyni w Jerozolimie) oraz stara się zachować ręce nieskalane, serce czyste, a duszę nie przylgniętą do marności. A więc wszechobecny Bóg staje się dostępny poprzez liturgię i moralność. Wiara (osobista), kult (publiczny) i etyka (spójność życia) są połączone wewnętrznie.

Ewangelia: Łk 21, 1-4

Niedawno Jezus doszedł do Jerozolimy, czym zakończył najdłuższą część Ewangelii wg św. Łukasza (zob. 9, 51 – 19, 27). Początkowo – aż po kres rozpoczętego dziś rozdziału – objawia się w mieście swego przeznaczenia jako Nauczyciel, który, odrzucony, stanie się wreszcie Barankiem paschalnym (zob. Łk 22 – 23). Najpierw więc jerozolimski Jezus dzieli się tym, co ma w obfitości: doskonałym wglądem w sprawy Boskie i ludzkie; na końcu zaś ofiaruje to, czego Bogu „brakuje” i co, zarazem, jedynie Bóg zdaje się doceniać: śmiertelność. Właśnie ten akt zapowiada gest dzisiejszej wdowy (być może zbyt często podkreśla się w tym miejscu, jak to Pan Bóg widzi nasze najdrobniejsze nawet wyrzeczenia, co oczywiście jest prawdą, lecz nie prawdą bieżącego kontekstu). Powinno dać nam do myślenia, że w tak zwięzłym fragmencie Ewangelii aż czterokrotnie – i to na różne sposoby (w grece) – podkreślone zostało ubóstwo kobiety: poprzez epitety: „biedna, w potrzebie” oraz „nędzna, biedna duchowo” (ww. 2 i 3), poprzez najmniejszą do pomyślenia ilość pieniędzy (w. 2) oraz poprzez określenie jej sytuacji jako „niedomagania, defektu, braku” (w. 4). Fakt zaś, że to sam Jezus ją dostrzegł – bądź dosłownie: „rozpoznał, rozeznał” jej serce – nie pozostawia złudzeń, że także ofiarę z Jego „ubóstwa” pojmie jedynie Ojciec. Oraz ci, którzy dołączyli do apokaliptycznego Baranka.

Wtorek, 24.11.2020 r. – Wspomnienie świętych męczenników Andrzeja Dung-Lac, prezbitera i Towarzyszy

Pierwsze czytanie: Ap 14, 14-20

Wczorajszy zabity i dlatego zwycięski Baranek przedstawiony jest dzisiaj analogicznie jako Syn Człowieczy mający na głowie złoty wieniec, a w ręku ostry sierp. Ta sama symbolika: zmartwychwstanie, paradoksalnie, ma swoje źródło w śmierci. I to samo przesłanie: nie ma komunii ze Zmartwychwstałym bez komunii z Ukrzyżowanym. Nie warto, moja owieczko i mój baranku, chować ran przed Jezusem – warto się właśnie nimi w Niego wtulić. Jesteśmy delikatnie, acz jednoznacznie ośmielani, by pobyć dziś w mrocznym, a zarazem świetlistym, miejscu: tłoczni Bożego gniewu, tożsamej ze żniwem (zapuszczaniem sierpa). Te rolnicze obrazy symbolizują usprawiedliwienie dokonujące się na krzyżu, a uobecnianie w Eucharystii i codziennym darze z siebie. Obawiam się jednak, że wielu z nas krzyż i Eucharystia nadal trapią, może wręcz zniechęcają, mając się nijak do życia. Co gorsza, niejeden z nas chciałby sam otworzyć sobie oczy na ten związek, podczas gdy jest to owocem przyjętej łaski. Proście więc dziś o nią, a ja opowiem wam pokrótce, co się wtedy stanie: wtedy wasze serce pojmie, że sednem ofiary Baranka (Syna Człowieczego) nie jest wcale tłocznia – czyli męka człowieka – ale miłość Boga; nie chodzi o to, co Jezus „wytłoczył” z siebie – ludzkie cierpienie – ale o to, co Jezus w nie „wtłoczył”. A wtłoczył właśnie Boską miłość. Żywa świadomość tego – ulokowana nie w głowie, ale w sercu – naprawdę zmienia wszystko!

Psalm responsoryjny: Ps 96 (95), 10. 11-12. 13

Utwór ten znów się zbiega z Apokalipsą – tym razem w jej ogólnym przesłaniu „objawiania” („apokalipsa”) Pana, który już się zbliża. Modląc się ze zrozumieniem Księgą Objawienia, wzrasta w nas pragnienie pełnego „nasiąknięcia” Panem – psalmicznym sprawiedliwym sądem. Tym sposobem, nabieramy sił na rozpoczynający się w niedzielę Adwent, którego pierwsza część właśnie wychyla się ku drugiemu przyjściu Jezusa na ziemię (czyli paruzji). Już teraz więc prośmy o dobre wejście w nowy rok liturgiczny. W kolejne dni zaś, na podstawie psalmów, będziemy uszczegóławiać tę prośbę.

Ewangelia: Łk 21, 5-11

Od dziś, w naszej modlitwie 21. rozdziałem Ewangelii św. Łukasza, praktycznie do końca tygodnia będziemy medytować nad mową Jezusa o zniszczeniu Jerozolimy i jej świątyni. Podobnie do Księgi Objawienia, mamy w związku z tym zarówno uwzględniać historię, jak i przekraczać ją ku ponadczasowości. Zobaczmy, że taka postawa w ogóle leży u podstaw chrześcijaństwa: stworzony świat mówi o Bogu obecnym w nim (immanencja), ale pozostającym jednocześnie poza (transcendencja); tekst Pisma Świętego jest źródłem Objawienia (natchnienie), ale nie jesteśmy „religią księgi” (Słowem Bożym par excellence jest Osoba, Chrystus); człowieczeństwo Jezusa jest narzędziem zbawienia, ale dlatego, że poprzez nie działa Jego bóstwo (sakramentalność); Kościół ma konieczny wymiar widzialny (instytucja), ale działający na takiej zasadzie, jak wcielony Syn Boży (znów: sakramentalność)… W duchu tej równowagi – historyczności i ponadczasowości – odczytajmy kluczowe zdanie fragmentu: Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Módlmy się nim o przenikliwość: o stąpanie twardo po ziemi wraz z sercem zanurzonym w wieczności.

Środa, 25.11.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ap 15, 1-4

Moja owieczko i mój baranku, możecie dziś się przerazić: słyszycie wszak o plagach ostatecznych dopełniających gniew Boga; do waszej wyobraźni dobija się obraz rozognionego morza; wzdrygacie się pewnie na myśl o Bestii… Takie oszołomienie jest zupełnie na miejscu, pozwólcie sobie na nie, nie zgrywajcie chojraków. Mam nadzieję, że – jak dzieci – instynktownie odwrócicie się od tych makabrycznych zwid i wpadniecie w ramiona zwycięzców, i usłyszycie ponad waszymi głowami pieśń Mojżesza i Baranka. To ważny duchowy moment: zło świata przeraża i paraliżuje; jest skandalem – jak może tak długo ostawać się przed Bogiem?! Jeżeli w ostatnich dwóch dniach przemogliście się i wtuliliście wasze rany w ukrzyżowane serce Baranka, po nastałej wtedy uldze (może łzach) przychodzi wyrzut: „Dlaczego?! Dlaczego cierpię: dlaczego tak, dlaczego w ogóle…?!”. Przerażenie złem ustępuje miejsca zgorszeniu nim – tąpnięciu wiary. Ponownie, otwierając wasze rozgoryczone serca przed Barankiem, postarajcie się wsłuchać w dzisiejszą pieśń. Mowa w niej o dziełach – godnych podziwu, o drogach – sprawiedliwych i wiernych, o wyrokach – słusznych. Bóg usprawiedliwia zły świat przedziwnie, bo od wewnątrz. Nic na to nie poradzimy, nie wyperswadujemy Mu tego. Możemy albo przerazić się i zgorszyć, albo dołączyć do śpiewających zwycięzców. Nie, nie na siłę. W swoim tempie. Ale na bazie głębokiej decyzji serca.

Psalm responsoryjny: Ps 98 (97), 1bcde. 2-3b. 7-8. 9

Podobnie jak wczoraj, mamy do czynienia z motywem sprawiedliwego (słusznego) sądu nad światem, wymierzanego przez nadchodzącego Pana. Dziś jednak dołącza się do tego wątek paradoksu: zbawienie, czyli wierność Pana wobec domu Izraela, dokonuje się poprzez sprawiedliwość objawioną na oczach pogan. Potraktujmy to jako wskazówkę, jak mamy nastawić się na przyszłotygodniowy Adwent: przez dobrowolnie wyrażoną gotowość do bycia zaskoczonym przez Pana.

Ewangelia: Łk 21, 12-19

Założę się, że mało kto z nas – sam z siebie – ze zjawiska prześladowań wyprowadziłby wniosek o sposobności do składania świadectwa. A to właśnie stąd wzięło się zrównanie terminów „świadek” i „męczennik” (gr. marturion). Podobnie, mało kto z nas, w jednakowych okolicznościach, postanowiłby sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. A to właśnie stąd – z zawierzenia zamiast zabezpieczenia – wzięli się pierwsi święci. Wreszcie, mało kto z nas, przyprawiony o śmierć, obstawałby jednak przy tym, że włos mu z głowy nie spadł. A to właśnie stąd wzięło się zmartwychwstanie pierworodnego Świadka i Męczennika – z oddania się w ręce Ojca. Dobro ze zła może wyprowadzić jedynie Bóg i, bynajmniej, nie oczekuje, że Go zaczniemy w tym wyręczać. Czego zaś oczekuje od nas, to wytrwałości, czyli elementu składowego cnoty męstwa, która nie polega na tym, by się nie bać, lecz, by – właśnie bojąc się, nieraz śmiertelnie – rozumnie moderować własny lęk.

Czwartek, 26.11.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ap 18, 1-2. 21-23; 19, 1-3. 9a

Babilon, czyli Wielka Nierządnica, to historyczny kryptonim pogańskiego Rzymu, ale i ponadczasowe określenie bezbożności i grzechu. Mówiąc bez ogródek: ich przeznaczeniem jest upadek, to przesądzone, kropka. Taka perspektywa czasami – nie zawsze – pomaga chrześcijanom przeżywać cierpienie: zło ma swoją „datę przydatności”. Obok tego obiektywnego znaczenia, dzisiejsze czytanie stawia przed wami, moja owieczko i mój baranku, alternatywę: wyżywanie się na złu albo pielęgnowanie chwalebnego przeznaczenia. Zauważcie, że we fragmencie ewidentnie dominuje opis dogorywającej Wielkiej Nierządnicy – tego, czego w Babilonie, wielkiej stolicy, już nie będzie: śpiewaków, fletnistów, terkotu żaren, światła lampy itd. Tymczasem, spoza tej „pożogi” nieśmiało przezierają promienie powołania chrześcijańskiego: Alleluja… Błogosławieni wezwani na ucztę Godów Baranka! W tle nierządu (czyli sprzeniewierzenia się wierze) nabiera kształtów małżeństwo (czyli wierność Bogu). To właśnie wasze powołanie: do tak bliskiej, intymnej więzi z Bogiem. W tym miejscu Księga Objawienia podejmuje motyw przewijający się zwłaszcza u proroków Starego Testamentu, w przypowieściach i autoprezentacji Jezusa oraz w listach św. Pawła: jesteśmy poślubieni Bogu! Oto więc i wasz wybór: skupić się na złu do wyrugowania, które i tak legnie w gruzach, czy skupić się na dobru, którego pomnażanie siłą rzeczy zahaczy się o wyplenianie zła – ale pójdzie dalej? Jeżeli wczoraj wyrzucaliście Barankowi, że dopuścił w waszym życiu takie czy inne cierpienie, On dziś zdaje się was pytać, dlaczego pozwoliliście się temu cierpieniu omamić – zamiast skupić się na miłości, która potrafi przecież działać poprzez cierpienie? Tak, jak w Jego przypadku…

Psalm responsoryjny: Ps 100 (99), 2-3. 4-5

Nie wiemy, w jakiej kondycji – wewnętrznej i zewnętrznej – zastanie nas Adwent, choć możemy wnioskować na podstawie teraźniejszości. Wraz z apokaliptyczną zachętą do akcentowania dobra (miłości), dostajemy dziś psalmiczne przypomnienie o tym, że Pan jest dobry i że jesteśmy Jego własnością. Na tej bazie prośmy o przeżywanie Adwentu w wolności serca: która uwzględnia wspomnianą kondycję, lecz opiera się na solidniejszym od niej fundamencie.

Ewangelia: Łk 21, 20-28

Fragment, który kontynuuje mowę apokaliptyczną Jezusa, niezwykle zbiega się z pierwszym czytaniem i psalmem. Podobnie do czytania, w urywku Ewangelii dominują akcenty katastroficzne – lecz ważniejszy jest „pierwiosnek” nadchodzącego Syna Człowieczego. Podobnie do psalmu zaś (mówiącego o tym, że Pan jest dobry), otrzymujemy zapewnienie o tym, że zbliżające się nasze odkupienie dotrze do nas skutecznie. Choć więc może nas zdumiewać – zastanawiać, intrygować, peszyć – otwartość Jezusa, z jaką odsłania los świata, pamiętajmy, że On pierwszy doświadczył takiej otwartości od Ojca, którego wolę postanowił spełnić. On nas zawsze wyprzedza w drodze do Jerozolimy (zob. Mk 10, 32): czy tej ewangelicznej w gruzach, czy tej apokaliptycznej Nowej.

Piątek, 27.11.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ap 20, 1-4. 11 – 21, 2

Dzisiejszy urywek Księgi Objawienia proporcjami treści przypomina wczorajszy: oblubieńczy (małżeński) wątek Miasta Świętego, Nowego Jeruzalem (nowego nieba i nowej ziemi) wydaje się niemal przesłonięty przez wątki złowrogiej Czeluści (Śmierci i Otchłani), Smoka-Węża-Bestii (Diabła i Szatana) oraz ściętych świadków (męczenników). Być może zapytacie mnie, dlaczego te proporcje są tak zachwiane? „A, włączcie telewizor i otwórzcie Internet!”, odpowiem wam. „Tam to dopiero są zachwiane proporcje między relacjonowaniem dobra i zła”. Co ważne, wasze wczorajsze opowiedzenie się po stronie dobra – decyzja o tym, by to je akcentować w obliczu natarczywości i krzykliwości zła – bynajmniej tego nie zmieni. Gdy wy będziecie obcować z dobrym i zwycięskim Barankiem w waszych sercach, świat i tak będzie gromadził się pod sztandarem zła: czy to ulegając mu, czy krytykując je. W tym miejscu zauważmy, jak bardzo Apokalipsa współgra z przekazem Ewangelii o „Ojcu, który widzi w ukryciu” (zob. Mt 6, 4. 6. 18), aż do ofiary Jezusa, czyli miłości w przebraniu krzyża. Dziś więc, moja owieczko i mój baranku, zafundujcie sobie ćwiczenie odwrotne do poniedziałkowego: przejrzyjcie dopełniający się rok liturgiczny pod kątem intymnych spotkań z Bogiem i człowiekiem. Leczy nas i spaja wewnętrznie nie tylko wtulanie się w Baranka ranami, ale również przypominanie chwil czułości. To trochę jak oglądanie albumu ze zdjęciami albo przeglądanie komunikatora internetowego: gdy odtwarzamy drogę, którą z kimś już przeszliśmy, utwierdzamy się na niej i prosimy o „dalej”. W ten sposób okazuje się również, że będąc wciąż mieszkańcami nieczystego Babilonu, jesteśmy już obywatelami oblubieńczego Nowego Jeruzalem – Miasta Świętego. Doprawdy, już nastały nowe niebo i nowa ziemia!

Psalm responsoryjny: Ps 84 (83), 3-4. 5-6a i 8a

Każdy z nas potrzebuje pocieszenia – i każdy na swoją miarę. Jednym z nas więc będzie dziś bliżej do pocieszenia Apokalipsy z jej „wizjonerskim” odwołaniem się do Nowego Jeruzalem; innym, z kolei, będzie bliżej do pocieszenia psalmu z jego „spuszczeniem z tonu” – przekonywaniem się o Bożej opiece poprzez prostą obserwację przyrody: „Skoro w świątyni jerozolimskiej nawet wróbel znajduje swój dom, a jaskółka gniazdo, gdzie złoży swe pisklęta, to co dopiero ja, rozumny człowiek, obraz Boży i dziecko Boże!”. W tym duchu – uzupełniając wczorajszą prośbę o wolność od zastawanej kondycji – módlmy się o przeżywanie Adwentu w szczerości serca. Bez zawyżania i bez zaniżania poprzeczki. Tak… akurat.

Ewangelia: Łk 21, 29-33

Najpierw ufa się osobie, a potem polega się na jej słowie. Wiara wyprzedza rozumienie – rozumienie dopiero bierze się z wiary. Takie podwójne przesłanie pomału wyłania się z naszej tygodniowej mowy Jezusa. Zarówno poznać lato z obserwacji samych pąków, jak i wywieść królestwo Boże z samych wydarzeń katastroficznych – to sprawa wiary w prawdę słów Jezusa. Tę zaś wyzna się o tyle, o ile wcześniej zaufało się Jemu samemu. Toteż zanim przyprawimy się o ból głowy, roztrząsając słowa, spróbujmy – w akcie adoracji – przylgnąć do Osoby. To wzajemna bliskość – a nie samotne poznanie – otwiera oczy na głębszy, Boży sens rzeczywistości.

Sobota, 28.11.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ap 22, 1-7

Lekcjonarz nadaje czytaniu bardzo trafny tytuł: „Wizja raju”. Rzeczywiście, po części jesteśmy w ogrodzie, nowym Edenie, co sugeruje drzewo życia. Z drugiej strony, jesteśmy w starożytnym Mieście – o tyle specyficznym, że pozbawionym świątyni (zob. Ap 21, 22), ponieważ Pan Bóg świeci bezpośrednio nad jego mieszkańcami (zob. Ap 21, 23). Ta przyrodniczo-miejska symbolika ma dobrze nam znane praktyczne przełożenie: ona opisuje liturgię obrazowaną przez wodę życia, wypływającą z tronu Boga i Baranka. Tym, co łączy niebo z ziemią – Boga z ludźmi – jest właśnie liturgia: najpierw ta, która dokonała się w Jezusie, a teraz ta, która dokonuje się w Kościele. Liturgia to inaczej człowieczeństwo Jezusa, które stało się sakramentem zbawienia. Po wniebowstąpieniu zaś, by tak rzec, „osobiste” człowieczeństwo Jezusa przeszło w mistyczność Kościoła, który swoimi siedmioma znakami udostępnia łaskę. Chrześcijaństwo jest objawioną religią wcielenia: Bóg jest wszędzie, to prawda, ale z tego nie wynika, że tak samo się wszędzie udziela. Bóg usprawiedliwia w nas to, co przyjął we wcieleniu (czyli człowieczeństwo) – i o tyle, o ile spotykamy się z Nim tak, jak we wcieleniu (czyli też po ludzku). Pośrednictwo znaków – liturgicznych sakramentów – jest więc nieodzowne. Niech to będzie naszą ostatnią katechezą: czytaniami z Apokalipsy, czyli „objawienia”, kończymy dzisiaj nie „jakiś tam” rok (umowny okres o charakterze religijnym), ale rok liturgiczny. Moja owieczko i mój baranku, strzeżcie słów proroctwa tej księgi.

Psalm responsoryjny: Ps 95 (94), 1-2. 3-5. 6-7c

W ostatni dzień roku liturgicznego próbujemy nadal odczytać psalm w kluczu przygotowania do Adwentu. Po pierwsze, prośmy o poszerzenie spojrzenia – odnotujmy liczbę mnogą: przyjdźcie…, stańmy…, przyjdźcie…, klęknijmy… Na przyjście nadchodzącego Jezusa nie będziemy oczekiwać „w pojedynkę”, ale razem: może bardziej w duchu (wewnętrznej świadomości Kościoła), a może także w „realu” (na przykład zamknięci w kwarantannie, ale modlący się wspólnie). Po drugie, prośmy o pokorę i skruszone serce: Pan jest Bogiem wielkim, wielkim Królem, a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku – dlatego uwielbiajmy Go, padając na twarze, klęknijmy przed Panem.

Ewangelia: Łk 21, 34-36

Jezus kończy swą apokaliptyczną mowę realistycznym i pedagogicznym akcentem: kontemplacja jest owocem dojrzałości moralnej. Nadto, kontemplacja – tutaj: czujność autentycznie rozmodlonego serca – pozwoli uniknąć (dosłownie: „uciec” od) dziejowych katastrof i stanąć przed Synem Człowieczym. Przy czym, mówimy tu o poziomie wnętrza: „uniknąć” raczej nie oznacza „wymknąć się” im, ale „uodpornić się” na ich oddziaływanie. Dzięki temu, serce przestaje się miotać, a ważniejsze od tego, „co” się przeżywa, staje się to, „z kim” się przeżywa. „Katastrofa, apokalipsa, zagłada…?” – „Dobrze. Przeżyjmy to. Razem z Nim”.