Komentarze do czytań – XX tydzień zwykły | od 16 do 22 sierpnia 2020 r. – prof. dr hab. Eugeniusz Sakowicz

Pon
Wt
Śr
Czw
Pt
Sb

 

Niedziela, 16.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Iz 56, 1.6-7

Słowa Boga – „Tego-Który-Jest” są bardzo proste i dla „ludzi dobrej woli” zrozumiałe, co więcej, zawsze aktualne. „Zachowujcie prawo!” Czy w imperatywie Boga samego jest coś tajemniczego, niezrozumiałego? Tak, zachowujmy prawo przez Boga ustanowione, respektujące godność każdej osoby ludzkiej powołanej do życia przez Stwórcę, nie tylko do życia „tu i teraz”, ale „na wieki”, do życia wiecznego. „Przestrzegajcie sprawiedliwości!” Czy słowa te mogą rodzić jakąś wątpliwość? Na pewno są wielkim wyrzutem sumienia tych wszystkich, którzy nie oddają Bogu tego, co jest Jemu należne, wdzięczności, ufności, po prostu miłości. Dlaczego – pytamy uparcie – zachowywać mamy prawo i sprawiedliwość? Nade wszystko ze względu na nasze zbawienie, które nie jest jakąś baśniową wizją szczęścia, lecz faktem – wydarzeniem realnym.

Na drodze ku zbawieniu wszyscy ludzie są równi. Cudzoziemcy, którzy przyłączyli się do Jahwe, nie są już obcymi! Oni dojdą, dzięki Bożemu prowadzeniu na Świętą Górę spotkania człowieka z Bogiem. W tym miejscu horyzont spraw ludzkich spotka się z Bożym horyzontem. Odtąd dom modlitwy Boga stanie się miejscem bezpiecznym, w którym każdy będzie u siebie. Nikt, żaden lud, plemię, naród, nie jest obcym dla Boga.

Psalm responsoryjny: Ps 67, 2-3.5-8

Psalm 67 opisuje językiem poetyckim, innym od codziennej mowy, drogę, którą przebyła Arka Przymierza z Góry Mojżesza – z Synaju w „ziemi egipskiej” na Górę Syjon w Jerozolimie, będącą miejscem szczególnych Bożych interwencji w życie ludzkości. Hymn ten mówi o unicestwieniu nienawiści wrogów Boga. Grzesznicy, świadomie wybierający chaos moralny i grzech, już dłużej nie będą kpić, lekceważyć Bożego prawa i Jego sprawiedliwości. Bóg zwyciężył ich przewrotność. Swoją ojcowską dobrocią otoczył słabych, bezsilnych, którzy na pewno doznawali cierpienia ze strony ludzi przewrotnych. Wyzwolił sieroty i wdowy i wprowadził ich do Swojego „mieszkania” – ich mieszkania.

Drugie czytanie: Rz 11, 13-15.29-32

Czasowe odrzucenie Izraela nie jest argumentem za antyjudaizmem, czy tym bardziej za antysemityzmem. Poznając dzieje biblijnego Izraela, zawsze „dotykamy” wielkiej tajemnicy „upadku” wybranych, upadku, który jednakże „przyniósł bogactwo światu”. Święty Paweł żywił eschatologiczną nadzieję. Ona stała się pewnością „zebrania” Izraela „w całość”. Będzie to cud, który wydarzy się w czasie znanym jedynie Bogu. „Cały Izrael” na powrót wezwany, zwołany i „zebrany” stanie się znakiem zbawczego działania Boga danym dla całej ludzkości.

Łaski, dobro postanowione przez Boga jest nieodwołalne. Bóg wierny człowiekowi uczy go wierności wobec Siebie. Naprzeciw nieposłuszeństwa człowieka jawi się Boże miłosierdzie. Jego adresatami są wszyscy bez wyjątku ludzie, zarówno ci z Izraela, jak i spoza. Boże miłosierdzie wyzwala człowieka z nieposłuszeństwa woli Bożej. Człowiek nigdy nie jest w stanie beznadziejności, zawsze „otacza” go bowiem Boże miłosierdzie. Wystarczy tylko je wspaniałomyślnie przyjąć.

Ewangelia: Mt 15, 21-28

Ewangelista Mateusz opisuje niezwykłe spotkanie. Pan Jezus, syn Dawida, jako człowiek – Żyd, spotyka kobietę obcą dla Izraelitów – Kananejkę. Obcy, z innego plemienia, traktowani byli przez Żydów z pozycji wyższości. Nie byli oni nigdy uznawani za bliźnich, co miało szereg konsekwencji, w tym z zakresu moralności. Zło uczynione swoim było grzechem. Nie było takim, kiedy skierowane było ku obcym. Jezus piętnował takie podejście swoich do innych. Spotkanie Pana Jezusa z kobietą lekceważoną przez „wybranych” – Izraelitów, w ogóle odniesienie Jezusa do kobiet czasów religii biblijnego Izraela, było znakiem wiarygodności Jezusa jako Syna Bożego.

Kobieta kananejska przyszła do Jezusa z ogromnym bólem. Cierpienie córki tejże kobiety „dręczonej przez złego ducha” było jej niewypowiedzianą udręką. Ból najbliższych jest bardziej dramatycznym od własnego! Brak odpowiedzi Jezusa na krzyk rozpaczy matki zatroskanej o córkę nie był wyrazem obojętności, czy lekceważenia przez Jezusa. Milczenie Jezusa było najwyraźniejszą, najpełniejszą Jego odpowiedzią na przepastny dramat matki i córki. Uczniowie Jezusa, chociaż mieli własne rodziny, nie zdołali wniknąć i zrozumieć bólu, rozpaczy kobiety kananejskiej. Zamiast słów współczucia, zwykłej empatii pojawiło się wezwanie uczniów Pana, by niewiastę odprawić, czy inaczej mówiąc – przegonić. Jezus w tej chwili kompromitacji swoich uczniów podjął z nią rozmowę. Trudno dziś zrozumieć słowa Jezusa o chlebie odbieranym dzieciom i rzucanym psom oraz o szczeniętach – pieskach spożywających okruszyny spadające ze stołu. Język Jezusa był bardzo obrazowy, symboliczny, odwołujący się do codziennych doświadczeń Jego rozmówców. Obcy ma prawo do chleba i do jego okruszyn. Nikt nie może zabronić Jezusowi udzielać łask, pierwotnie przeznaczonych dla narodu wybranego. Dla Jezusa wszyscy ludzie – swoi i obcy, Żydzi oraz ci, którzy nimi nie są – wybrani zostali przez Boga. Kobieta kananejska udowodniła swoją wielką wiarę w Boga. Jej bezgraniczne zaufanie zaowocowało cudem uzdrowienia jej córki.

 

Poniedziałek, 17.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 24, 15-24

Bóg obdarza człowieka trudnymi doświadczeniami życiowymi. Wydawać by się mogło, szczególnie w czasie kiedy są one udziałem zrozpaczonego, że nie mają w ogóle sensu. W chwilach, kiedy cierpienie miażdży człowieka, niewiele on może zrozumieć. Potrafi milczeć, lub krzyczeć w rozpaczy. W perspektywie Bożej owocem tychże przeżyć może być głębsze poznanie Boga. „Rzeczą” ludzką jest lament, płacz, czy nawet desperacja.

Bóg domaga się od proroka Ezechiela zapanowania nad emocjami. Utrata świątyni, będącej znakiem obecności Jahwe pośród ludu przez Niego wybranego, pełniącej szereg funkcji – religijnych, społecznych, kulturowych, zrodzi tak wielki ból, iż Hebrajczycy nie będą zdolni, by innym okazać swoją „żałość”. Znakiem i zapowiedzią zwycięstwa zrozpaczonych nad swoim losem jest wierność wobec Boga.

Psalm responsoryjny: Pwt 32, 18-19.20.21

Hymn Mojżesza wyśpiewany przed Jahwe wybrzmiewa przez tysiąclecia, aż po dzień dzisiejszy. Człowiek winien jest zawsze wdzięczną pamięć o Bogu, który jest jego Stwórcą. Obrażanie Boga przez Jego synów i córki to akt wyjątkowo bezsensowny, pusty, destrukcyjny. W gruncie rzeczy przecież Boga nie sposób obrazić. Człowiek mający taką intencję godzi sam w siebie. Na przeciwnym biegunie sytuuje się natomiast wdzięczność. Dziękowanie Bogu za to, co spotyka człowieka, w każdej sytuacji, w wielorakich okolicznościach życia to właściwa reakcja stworzenia wobec Stwórcy. Bóg nie straszy człowieka, lecz wskazuje na zło i jego konsekwencje, które mogą go pogrążyć. Trzeba dziękować Bogu, a nie na Niego się obrażać!

Ewangelia: Mt 19, 16-22

Pytanie, które Jezusowi postawił bogaty młodzieniec, każdy z nas winien stawiać codziennie. Młodzieniec zapewne nie doszedł do majątku własnymi siłami, swoją przemyślnością i przedsiębiorczością. Mógł bogactwo odziedziczyć po swoich przodkach. I na pewno tak było, przecież nie wygrał go na loterii. A zatem jego dylemat nie był tylko jego dylematem, ale też pytaniem przodków. Młodzieniec nie stawiał Jezusowi pytania z dystansu, z odległości, przez osoby trzecie. Pytający zbliżył się do Jezusa. Pokonał lęk, irracjonalne uprzedzenie. Okazał się, czyniąc ten krok, „bohaterem”. Pytanie skierowane do Jezusa zawierało w sobie jednocześnie stwierdzenie, czy nawet wyznanie wiary w Jezusa jako Nauczyciela.

Bogaty młodzieniec przypomniał wszystkim czytelnikom i słuchaczom Ewangelii, iż Jezus jest Nauczycielem prowadzącym człowieka za rękę ku pełni jego człowieczeństwa, z pełnym szacunkiem dla jego wolności. W czasach Jezusa uczniowie przyjmowali, słuchali nauki swoich nauczycieli „siedząc u ich stóp”. Tylko w pokorze, w skupieniu, zatrzymując się „na chwilę”, można w pełni przyjąć wskazówki odnoszące się nie do „danej chwili”, ale nade wszystko do wieczności. Jezus Nauczyciel nie wyciąga człowieka z przepastnego zła ignorancji „na siłę”. Nie stosował podstępu, by go pozyskać dla Ewangelii. Mówił po prostu: „Jeśli chcesz…” Mistrz jednocześnie wskazywał na Boga, który jest „jedynym dobrym”.

Każde dobro czynione przez człowieka ma swój początek w Bogu. Wypełnianie przykazań Dekalogu nie jest jeszcze radykalizmem. Jezus wskazał młodzieńcowi na drogę ewangelicznego „zaryzykowania życia” i oddania go Bogu. Rada dana młodemu człowiekowi, by wszystko sprzedał, co ma, co posiada, co kurczowo trzyma i do czego się przywiązał, to symboliczny wyraz konieczności całkowitego zaufania Bogu, powierzenia Jemu swojego losu, ofiarowania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, całego swojego bytu – istnienia. Zamożny młodzieniec nie musiał udać się na targowisko, czy na giełdę, by sprzedać cały swój majątek. Mógł nadal pozostać jego włodarzem, panem (ale nie niewolnikiem), wyzwoliwszy się z pęt przywiązujących go do tego, do czego nigdy przywiązanym być nie powinien. Można mieć wiele posiadłości, można być bardzo zamożnym i służyć swoim bogactwem dobru innych – ubogich, dając im, np. jałmużnę, która ma zawsze moc oczyszczającą z niewłaściwego lgnięcia do rzeczy, pieniędzy, chwały, zaszczytów, w końcu moc wyzwalającą ze spętania. Idący śladem Jezusa, bez względu na to, czy jest bogatym, czy biednym, wie, iż jego „skarb jest w niebie”. Skarbem tym jest zbawienie!

Największym dobrem jest wypełnianie woli Bożej, służenie Jemu. Dobra materialne nie mogą być celem samym w sobie. Mogą one nawet konkurować z Bogiem. Prawdziwym bohaterem wiary jest nie ten, który pyta, lecz ten kto usłyszawszy odpowiedź, staje się wolnym i wie, że jego los i jego zbawienie zależą od Boga.

 

Wtorek, 18.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 28, 1-10

Nie ma dziś Tyru – starożytnego miasta Fenicjan, tym bardziej nie ma władców Tyru. Proroctwo wypowiedziane przez Ezechiela przeciwko tym przywódcom mimo upływu czasu wciąż jest aktualne. Nie trzeba być władcą politycznym, władającym chociażby miastem czy też wielkimi terytoriami, ażeby uformować w sobie „wyrozumiałe serce”, przeniknięte pychą, poczuciem wyjątkowości, pewnością dzierżenia bezwzględnej władzy, znikąd zagrożonej. Dziś wprawdzie nie często usłyszeć można z ust takiego czy innego autorytetu politycznego bluźniercze słowa: „Ja jestem bogiem!” Trudno przecież, by ateista czy w ogóle człowiek niezbożny proklamował o sobie to przekonanie. Decyzje pojedynczego człowieka, czy też wybieranych demokratycznie parlamentów, podejmowane na przekór szacunku do życia, z pogwałceniem prawa naturalnego, będącego przedmiotem kpiny i naigrywania się, wskazują na uzurpowanie nieograniczonej władzy przez tego, który przecież nie jest nieśmiertelnym, ani tym bardziej wszechmocnym. W takiej sytuacji ludzie bezbożni, którzy w ogóle nie wypowiadają słowa Bóg, chcą zająć Jego „miejsce”, chcą Go detronizować, wyrzucić poza margines życia publicznego, zesłać na jakieś pustkowie, zamknąć w muzeum, np. w muzeum ateizmu. Intronizując siebie i kreując na tych, którzy rozstrzygają o złu i dobru, bez odwołania się do Boga, popełniają akt bałwochwalstwa, którego wszakże nigdy tak nie nazywają.

Prorok Ezechiel wypowiedział słowa, które dziś powinny dotrzeć do świadomości każdego: „(…) a przecież ty jesteś tylko człowiekiem, a nie bogiem”. Wyrachowanie, spryt, zdolności kupieckie „podszyte” nieuczciwością nie stanowią o ostatecznym sukcesie człowieka. „Wyniosłe serce” nie jest niczym innym jak znakiem przegranej. U szczytu potęgi człowieka czai się bardzo poważne niebezpieczeństwo odwrócenia się od Boga. Wówczas to nie Bóg, ale człowiek sam sobie wymierza karę. Nigdy rozum człowieka nie zrówna się z „rozumem Bożym”. Uzurpatorzy przywilejów Bożych pobłądzili od początku, a ich sukces jest tylko i wyłącznie złudzeniem.

Psalm responsoryjny: Pwt 32, 26-27b.27c-28.30.35c-36b

Przez klęski idzie się do zwycięstwa! Najważniejsze, by w trudnych dziejowych, ale też egzystencjalnych – osobistych doświadczeniach nie utracić wiary w Boga. Najczęściej człowiek jest bezradny wobec naporu zła. Własnymi siłami, bez Bożej pomocy (czy o tym wie, czy nie) nie poradzi sobie z siłami ciemności. Z Bogiem nie ulegnie natomiast złu nawet o „kosmicznym” wymiarze.

Bóg sam broni tych, którzy Jemu ufają. Okazuje im litość, która jest współczuciem, solidarnością z tym, który zmaga się o zachowanie swojej godności. Litość Boża nad człowiekiem to wyraz Jego niczym nie zdeterminowanej miłości.

Ewangelia: Mt 19, 23-30

Niebezpieczeństwo przywiązania się do bogactw, zarówno tych wielkich, jak i tych „minimalnych” czyha na każdego. Człowiek bogaty, chociaż tak określony słowem w języku polskim mającym rdzeń rodzący jednoznaczne skojarzenie z Bogiem, „z trudnością – jak mówi Jezus – wejdzie do królestwa niebieskiego”. „Z trudnością” – wcale nie oznacza, iż coś nie jest w ogóle możliwe! Bogactwo nie oznacza li tylko obfitości dóbr materialnych, bezpieczeństwa ekonomicznego, zgromadzonych i zdeponowanych środków materialnych, czy nawet zbytku. Może ono skutecznie zamykać człowieka na bogactwo samego Boga. Bogactwo człowieka może być tamą, barykadą, przeszkodą na drodze ku Bogu.

Człowiek, bez względu na to, czy jest zamożnym, czy biednym – jeżeli wierzy w Boga i całą ufność w Nim pokłada – pozwoli, by Jezus nie tylko na niego spojrzał, ale cały czas go widział. Nigdy nie upodobni się do rzeczy, które posiada. Nie pozwoli, by inni nim manipulowali. Co więcej, wie, iż całe bogactwo może w każdej chwili przepadnąć. Wiedzą to doskonale deportowani (i ich potomkowie) w czasie historycznych kataklizmów, zsyłani do obozów koncentracyjnych i łagrów. Ci, którzy w chwili utraty majątku uznali Boga za największy swój skarb, nie stracili ducha, stali się prawdziwymi „ubogimi w duchu”, czyli prawdziwie „bogatymi w Bogu”.

Słowa Jezusa o konieczności opuszczenia najbliższych nie oznaczają definitywnego pożegnania się z nimi, odwrócenia się od nich, czy wręcz zapomnienia o nich. Można i trzeba pielęgnować więzi rodzinne, wiedząc jednocześnie, iż najważniejszą więzią porządkującą wszystkie relacje jest ta z Jezusem Chrystusem. Słowa zaś o „ostatnich, którzy będą pierwszymi”, dają pewność, iż Bóg nikogo z ludzi nie pomija. Każdego otacza miłością, najbardziej zaś tego „ostatniego” – odrzuconego, pogardzanego, marginalizowanego.

Również od mojego stosunku do bogactwa, ale jednocześnie do ubóstwa zależy moje zbawienie!

 

Środa, 19.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 34, 1-11

Prorok Ezechiel mówił w czasach beznadziejności o przywróceniu królestwa Bożego. Nie był to głos fałszywego proroka, wpatrzonego w siebie i szukającego tylko własnej chwały, a nie chwały Pana. Miał odwagę – inspirowany światłem Jahwe – wytknięcia królom i wodzom Izraela niegodnego sprawowania przez nich posługi władczej. Słowa samego Boga, które powtarzał Ezechiel wobec ziemskich panów, mają moc i sens niezwykle aktualny: „Biada pasterzom, którzy sami siebie paśli”. Skoro oni nie spełniali godnie zadania zleconego im przez Boga, On sam będzie szukał swoich owiec i sam o nie się zatroszczy. Kiedy zostają zdemaskowane wszelkie pseudoautorytety, wrogie wobec tych, którym miały służyć, a służące tylko i wyłącznie sobie, pozostaje tylko Bóg.

Psalm responsoryjny: Ps 23, 1b-3. 3b-4.5.6

Człowiek, który posłuszny Bogu Stwórcy czyni sobie ziemię poddaną, nie jest jej panem absolutnym. „Pana jest ziemia” – kosmos, natura, przyroda, świat ożywiony i nieożywiony, wszelkie procesy w świecie przebiegające, w tym ewolucja, cały „okrąg ziemi”, czyli ekumena – świat zamieszkały przez ludzi. Przekonanie, iż Bóg jest Panem świata, daje pewność na zwycięstwo dobra nad złem, prawdy nad fałszem, piękna nad brzydotą, nadziei i ufności nad beznadziejnością i rozpaczą. Czyste serce, ręce nieskalane żadnym czynem zła, szczerość wobec drugiego człowieka to pewne drogi do Boga. Na drodze tej zawsze człowiekowi towarzyszy Boże błogosławieństwo, czyli życzliwość samego Stwórcy.

Ewangelia: Mt 20, 1-16

Niełatwo jest zrozumieć przypowieść o robotnikach w winnicy, również tym, którzy są koneserami dobrych win. Inicjatywa jest po stronie gospodarza – właściciela winnicy. To on wychodzi co pewien czas do miejsca, w którym gromadzą się ludzie, czekający na przychylność losu, bądź też niczego nie oczekujący, tylko po prostu „spędzający czas”. Spotyka tam ludzi bezczynnych i zaprasza ich do pracy w swojej winnicy. Ci, którzy zdecydowali się na trud pracy, nie są wolontariuszami. Otrzymują od gospodarza ustaloną, obiecaną zapłatę. Zarówno ci najęci do pracy o świcie, jak i ci pozyskani w południe otrzymują jednakowe wynagrodzenie. Nie mogą tego zrozumieć, ci którzy pierwsi zjawili się w winnicy jako robotnicy.

Przedstawiona opowieść jest przybliżeniem misterium Królestwa Niebieskiego i opisaniem jego rzeczywistości językiem symboli. Królestwo to nie jest jakimś wirtualnym konceptem. Niebo to realny stan zbawienia. Bez względu na to, o której godzinie, w jakiej chwili i okoliczności swojego życia dany człowiek podejmie decyzję dotyczącą swojego losu mówiąc Bogu: „tak”, jego perspektywa nie będzie różniła się od perspektywy innych powołanych. Boża sprawiedliwość nie ma analogii do sprawiedliwości ludzkiej. Ekonomia Boża jest inna od kalkulacji czysto doczesnej. Bóg jest większy od ludzkich rachunków.

Gospodarzem jest sam Bóg, robotnikami zaś wszyscy ludzie powołani do królestwa łaski, pokoju, zbawienia. Winnica jest natomiast królestwem w ziemskiej fazie, czyli Kościołem. Dzień pracy to po prostu życie człowieka. Wynagrodzenie za pracę to nagroda za życie.

 

Czwartek, 20.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 36, 23-28

Imię Boga bezczeszczone było przez wieki, nie tylko w czasach proroka Ezechiela. Atak na Boże Imię jest próbą porażenia człowieka. Chrześcijanin każdego dnia czyni znak krzyża na swoim ciele – będącym wszakże świątynią Ducha – „W Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Imię Boże „deptane” i profanowane jest przez atak na Jego prawo, Jego słowa i czyny. I chociaż człowiek bez zapamiętania walczy z Bogiem, to On może przyczynić się do jego nawrócenia. To Bóg wyzwala go z agresji, poprzez „pokropienie (…) czystą wodą”. Woda – będąca zawsze symbolem życia i czystości, wyzwoli człowieka ze zła. Udzieli mu siły, by wyszedł odważnie z ułudy i utopii, by porzucił fikcję symbolizowaną przez bożki. Serca ludzkie z ciała uczynione, będą odtąd żywymi sercami, tłoczącymi krew życia, usposobionymi do podejmowania dobrych czynów. Bóg da człowiekowi nade wszystko „nowego ducha”. Uposażeni tymi darami kierować się będą racjami duchowymi, czyli jedynie słusznymi i twórczymi.

Psalm responsoryjny: Ps 51, 12-13.14-15.18-19

Psalm ten stanowi zapis wyznania pokutnika, który zna prawdę o sobie, który widzi własny grzech i odczuwa winę oraz za popełnione zło żałuje. Pokutnik chce zmienić siebie radykalnie. Wie jednakże, iż o własnych siłach nie jest zdolny, by tego dokonać. Wołanie do Boga o serce czyste znaczy początek nowego aktu stwórczego, dokonanego po raz wtóry przez Stwórcę. I chociaż błaga Boga, by nie odrzucił On go od Siebie to przecież w głębi serca nie przyjmuje takiej perspektywy. Człowiek każdego dnia stwarzany na nowo, w każdej chwili kształtowany, będzie żył nieustanną radością z perspektywy zbawienia. Ofiara, pokora, „skruszone serce” to owoce wyzwolenia człowieka.

Ewangelia: Mt 22, 1-14

Przypowieść o uczcie królewskiej ukazuje bardzo wyraźnie Boga „uosobionego” w postaci króla. Podaje też portret psychologiczny, nade wszystko zaś duchowy, zaproszonych. Zadziwiająca jest postawa podwładnych wobec króla. Lekceważąc zaproszenie władcy, okazali oni bezmyślną pogardę wobec jego wspaniałomyślności i wszechwładzy. Król symbolizujący Boga nie musiał nikogo zapraszać. Zaproszonym po prostu zabrakło zwykłej wyobraźni i rozsądku. Przecież powinni wiedzieć, iż zlekceważenie władcy nie pozostanie bez echa, bez konsekwencji. Zaproszonymi byli Żydzi. To oni nie przyjęli Bożej oferty. A przecież uczta to szczęśliwość i radość zbawionych w królestwie mesjańskim. W ich miejsce weszli prosto z ulicy poganie, w tym grzesznicy. Przedziwna logika wydarzeń!

Na pewno sytuacja ta wskazuje na tajemnicę wybrania jednych i drugich. Zapraszani nie tylko odrzucili powołanie na ucztę, ale pozbawili życia heroldów króla, który wysłał ich z królewskim zaproszeniem. Przypowieść ta jest analizą pychy i bezmyślności, które nie mogą nie zrodzić gorzkich owoców. Odrzucający zaproszenie na Bożą ucztę nigdy nie będą nasyceni. Zamiast potraw ze stołu króla spożywać będą pokarm „odbierający” życie.

 

Piątek, 21.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 37, 1-14

Ożywienie wysuszonych ludzkich kości, plastycznie i z artyzmem przedstawione przez proroka Ezechiela, porusza wyobraźnię współczesnego czytelnika Biblii. Zapewne tak samo, a może i bardziej rozbudzało wyobraźnię wiernych religii biblijnego Izraela. Wielkie cmentarzysko w dolinie z niezliczonymi ludzkimi kośćmi przedstawiało widok przygnębiający. Wstrząsające są sceny uwiecznione na fotografiach ze stosami kości ofiar różnych systemów totalitarnych, wydobytych przez antropologów na „światło dzienne”.

Jahwe nie pozwolił natchnionemu prorokowi wpaść w przygnębienie. Ezechiel zaczął mówić do kości, rozmawiać z nimi. W pewnym sensie antropomorfizował je. Wyraził wobec nich wolę Boga, który wszystko może. Tak, jak w ogrodzie Eden ukształtował mężczyznę z prochu ziemi, a z jego kości kobietę, tak teraz przywrócił do życia rzeszę ludzi – „wojsko bardzo, bardzo wielkie”.

Ludzie w bólu, w chwili ucisku i strapienia, szczególnie w czasie doznawania niezawinionego cierpienia, rozpaczliwie wołają: „Wyschły kości nasze, minęła nadzieja nasza, już po nas”. Bóg słyszy każdy krzyk czy szept rozpaczy. Udzielając swojego ducha kościom, dokonał jakby ponownego aktu stwórczego. Przyoblekając kości w ciało, dał nowe życie.

Psalm responsoryjny: Ps 107, 2-3.4-5.6-7.8-9

Czy jest inna „dobra nadzieja” dla człowieka, ale i dla mniejszych i większych społeczności ludzkich, dla ludów i narodów, dla Ludu Bożego, jak nadzieja w Bogu? On sam jest Nadzieją! Człowiek mający tę świadomość, ma mocne serce i chociaż może być ono na różne sposoby ranione, nigdy nie porzuci nadziei. Miłosierdzie Boże jest bezgraniczne, podobnie jak nadzieja. Jest „wielkie aż do nieba”.

Ewangelia: Mt 22, 34-40

Bywa i tak, że człowiek che „podejść” Boga, pytając go nie ze szczerego serca, ale kierując się przebiegłością węża z ogrodu Eden. Uczony w prawie przecież nie mógł nie znać odpowiedzi na pytanie, które zadał Jezusowi. Pytał o największe przykazanie. Odpowiedź Jezusa okazała się jednocześnie imperatywem. Miłować należy Boga całym, niepodzielonym sercem, całą duszą, a nie jej „fragmentem”, całym umysłem, a nie jego „częścią”. Po prostu trzeba miłować Boga całym sobą. W ten sposób człowiek niczego przed Bogiem nie będzie ukrywał. Cały powierzy się Jemu i będzie szczęśliwym, że kocha.

Do przykazania miłości Boga „podobne” jest przykazanie miłości człowieka. Nie można tych dwóch dróg rozdzielić, tym bardziej przeciwstawić. Jedna nie wyklucza drugiej, wręcz przeciwnie, jedna drugą zakłada. Jest to program na całe życie, na każdą jego chwilę.

Miłość człowieka do Boga powinna angażować całe jego życie, wszystkie ludzkie władze, zdolności. I chociaż odpowiedzią Jezusa są dwie perykopy ze Starego Testamentu (Pwt 6, 5l Kpł 19,18), to novum stanowi zespolenie miłości Boga i człowieka. W Biblii Hebrajskiej były to dwa osobne przykazania, u Jezusa są jednością. Prawdziwa miłość do Boga znajduje wyraz w szczerej, wiernej miłości do człowieka. Jezus zespolił niezliczone wprost nakazy i zakazy sformułowane przez rabinów w religii biblijnego Izraela w jeden nakaz. Zwykły, prosty człowiek gubił się w gąszczu reguł prawnych, w sieci „paragrafów”. W przykazaniu jednym człowiek może siebie odnaleźć. I wreszcie Jezus połączył miłość do braci i sióstr – członków tej samej wspólnoty z miłością do tych będących poza nią „z urodzenia”, „z wyboru”. Pobratymcy Jezusa – Żydzi miłowali jedynie swoich. Uczniowie i uczennice Jezusa naśladując swojego Pana, mają miłować wszystkich. „Kto ma miłość, ten ma wszystko” (ks. Józef Kudasiewicz).

Jak i czy w ogóle możliwe jest miłowanie Boga całym sobą? Czy możliwe jest miłowanie bliźniego, jak samego siebie? Tak, jest możliwe, jeżeli człowiek pozwoli, by Bóg go prowadził, by go po prostu kochał.

 

Sobota, 22.08.2020 r.

Pierwsze czytanie: Ez 43, 1-7a

Bóg powraca do człowieka, do narodu… Powraca ten, który nigdy nie odszedł! Prorok Ezechiel doświadczył „Chwały Boga”. W takiej sytuacji jedynie słuszną reakcją jest okazanie aktu pokory. Wyraża to upadek proroka na twarz. Oddając hołd Bogu, człowiek potwierdza, iż o własnych siłach nie jest zdolny niczego uczynić. Poddając się Bogu może być uniesiony przez ducha tak, jak Ezechiel.

Psalm responsoryjny: Ps 85

Psalmista woła do Boga, a z nim każdy z nas: „Wysłuchaj mnie Panie, bo nędzny jestem i ubogi”. Zna prawdę o sobie, wie kim jest, jaka jest jego duchowa kondycja. „Nieustanne wołanie” do Boga idzie w parze z niekończącymi się przeciwnościami, którym musi on stawić czoła. Podnosi ku Bogu swoją duszę. To wielki czyn wymagający bohaterstwa, odwagi, determinacji. Wołający o Bożą pomoc i opiekę wie, że zostanie wysłuchany. Bezradnemu człowiekowi, atakowanemu z różnych stron przez różnych wrogów pomóc może tylko Bóg.

Ewangelia: Mt 23, 1-12

Jezus mówiąc o pysze i obłudzie faryzeuszów naraził się bardzo środowisku rzekomo uduchowionych przewodników wiernych religii biblijnego Izraela. Jezus nie był poprawnym politycznie, drżącym przed wyartykułowaniem prawdy, wypowiedzeniem sądu wypływającego z jasnego oglądu i oceny rzeczywistości. Bezkompromisowość w ocenie rzeczywistości, demaskowanie obłudy zawsze generować będzie reakcję agresji ze strony ocenianych, których busolą życia jest nieuczciwość. Wiarygodnym nauczycielem jest tylko ten, który ma odwagę świadczyć o prawdzie, ten który wierzy w to, co głosi, który poświadcza swoje słowa czynami. Pycha, jako siła motoryczna faryzeuszy, działała nieustannie przeciw nim samym. Uczeni w Piśmie i faryzeusze nie wiedzieli tak naprawdę, kim są. Na tym polegał ich dramat.

Pobożność faryzeuszy była pozorna, na pokaz, teatralna. Pobożność zaś Chrystusowych uczniów i uczennic była w gruncie rzeczy duchowością. Naśladujący Jezusa powinni unikać tytułomanii (i unikali!), która tylko i wyłącznie wpędza w samouwielbienie i jest wyrazem pychy. Mają być wolni od chorobliwej ostentacji wobec innych. Czyny dobra na pokaz nie są dobrem! Ich misją ma być służba, bowiem największym w Kościele jest ten, kto gorliwie i bez rozgłosu służy, na wzór Jezusa Sługi.

W kontekście tego spotkania Jezus domaga się od swoich uczniów, by poznali prawdę o sobie i by do końca byli tymi, kim są. Uczniowie Pana nie mogą dać przyzwolenia na to, by nimi rządziły ich godności, tytuły. Kluczem do Bożego sukcesu jest pokora. „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” – to zasada mądrości życiowej, wskazująca na pychę jako praprzyczynę i korzeń klęski, porażki oraz na pokorę, jako gwarancję zwycięstwa, triumfu.