Niedziela, 14.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: Wj 19, 2-6a
Zapamiętajmy sobie dobrze ten krótki opis zapowiadający zawarcie Przymierza na górze Synaj – przyda się nam pod koniec tygodnia, gdy będziemy czcić żydowskie serca Jezusa i Maryi. Dzisiaj tymczasem Bóg wybiera jeden naród, ale patrzy na ludy ościenne: będziecie moją szczególną własnością pośród wszystkich narodów. Stwórca świata, który po grzechu pierworodnym utracił pierwotną sakramentalność, nie chce pozostawać zakamuflowany. Dlatego decyduje się uczynić nowy znak i, w pewnym sensie, ponownie „lepi człowieka”, który by Go „obrazował” (zob. Rdz 2, 7; 1, 27; Mdr 2, 23): Bóg „stwarza” lud wybrany. „Nigdy nie było «ludu poprzedniego Izraela», pogańskiego, bez YHWH [Jahwe = Boga]” (F. Rossi de Gasperis). Izrael ma jednolite korzenie: samego Boga. Przeznaczeniem Izraela jest stać się dosłownie Jego zbiorową świątynią, w której inne narody miałyby przystęp do jedynego Boga (zob. np. Ps 87 [86]), i z którego kiedyś wyszedłby Mesjasz (zob. np. Mi 5, 1): wprawdzie do Mnie należy cała ziemia, lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym. Kapłańskie zbawcze pośrednictwo naszego Zbawiciela, które „zasila” nas skutecznie w każdym sakramencie, bierze swój początek właśnie z historycznego wybrania Izraela.
Psalm responsoryjny: Ps 100 (99), 2-3. 4-5
Dzisiejszy Psalm odzwierciedla epokę, w której żydowski kult był już zinstytucjonalizowany, scentralizowany i zrytualizowany (celowo używam sucho brzmiących technicznych, fachowych określeń): bramy i przedsionki wprost sugerują istnienie świątyni jerozolimskiej. Zarazem jednak utwór ten świadczy o przechowaniu świadomości pierwotnego wybrania: Pan jest Bogiem, On sam nas stworzył! Możemy porównać ten stan rzeczy do małżeństwa z pokaźnym stażem, które choć dorobiło się powtarzalnych zwyczajów rodzinnych, zachowało młodzieńczą, „zakochańczą” świeżość. Taka jest też nasza współczesna liturgia sakramentalna: choć nie celebrowana już „po domach” – zanim jeszcze powstały księgi liturgiczne („scenariusze Mszy świętej”); choć pozbawiona starożytnej spontaniczności, to nadal przepaja ją ten sam Duch Jezusa. Nasz Bóg się nie „starzeje”: na wieki i przez pokolenia jest dobry, łaskawy i wierny!
Drugie czytanie: Rz 5, 6-11
Ktoś powie zaczepnie, może wręcz obrazoburczo: „To piękne i szlachetne, że Chrystus umarł za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. Ale dlaczego musiał umierać? Jakiego Boga tym samym objawił? Czy aby na pewno «Ojca»? Co to za Ojciec, który usprawiedliwia – zachowuje od karzącego gniewu – przez krew Syna?!”. Dzisiejsi proekologiczni chrześcijanie dorzuciliby jeszcze do tego kilka zarzutów pod adresem starotestamentalnej krwawej liturgii świątynnej, która w ofierze baranków zapowiadała prawdziwego Baranka paschalnego. Teologiczna odpowiedź na te – nieraz zupełnie uczciwie formułowane – wątpliwości jest jedna i zawiera się w tym samym liście św. Pawła: zapłatą za grzech jest śmierć (Rz 6, 23); przez jednego człowieka [pierwszego Adama] grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (Rz 5, 12). Jezus „musiał” umrzeć – oddać życie (zob. J 10, 17-18) – by ujarzmić grzech przez pokonanie jego skutku. Ojciec więc i Syn nie wycofują się nigdy z meandrującej historii ludzkości, ale biorą w niej udział takiej, jaka się toczy. Nasza historia jest najpierw ich historią – ich planem zbawienia nas. Zbawienia nas – od środka. Samego środka.
Ewangelia: Mt 9, 36 – 10, 8
W kontekście dotychczasowych niedzielnych rozważań, wskazania Jezusa dla Dwunastu zdają się jasne: Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela – znękanych i porzuconych, owiec niemających pasterza! Jezus jest żydowskim klejnotem, uosobieniem (sic) pierwotnego wybrania Izraela, które – nieodwołane – wypełniło się w poszerzonej rodzinie Kościoła. Rabbi z Nazaretu własną tożsamością i misją usiłuje przywrócić godność swoim (sic) rodakom: przyszedł do swojej własności (J 1, 11) i jednoznacznie potwierdził, że zbawienie bierze początek od Żydów (J 4, 22). Dlatego paradoksem jest odwrócenie porządku objawienia: ci, których w pierwszym czytaniu określiliśmy jako „znak” i „świątynię” – sakrament – dla narodów, sami odrzucili to objawienie, które mieli komunikować innym. Słowo przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wspomnij dziś, proszę, wielkopiątkową – niestety, nieszczęśliwie przetłumaczoną na język polski – modlitwę Kościoła za Żydów, „naród pierwszego wybrania” (pópulus acquisitiónis prióris). Rozpoznaj w niej pragnienie Jezusa, aby Jego uczniowie – wszyscy: chrześcijanie tak żydowskiego, jak i pogańskiego pochodzenia – byli jedno (zob. J 17, 20-23). Poproś, by Jego pragnienie stało się twoim: by wszystkim we wszystkich [był] Chrystus (zob. Kol 3, 11). Ewangelia jest bowiem mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka (zob. Rz 1, 16). Wszyscy bowiem jesteśmy kimś jednym w Chrystusie Jezusie (zob. Ga 3, 28).
Poniedziałek, 15.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 21, 1b-16
W nowym tygodniu liturgicznym kontynuujemy spotkania z prorokiem Eliaszem i królem Achabem. Przypomnę, że ci dwaj mają się do siebie jak „upominający” (Eliasz) i „upominany” (Achab). Ich rozgrywka zaś jest pokłosiem religijnej infekcji króla Salomona, który – sam chory – zaraził kraj wirusem pogańskiego kultu (zob. 1 Krl 11, 1-13; Syr 47, 19-21). Stało się tak, bo Salomon wszedł w związki z pogańskimi kobietami, wyraźnie zakazane przez Pana. Namiętności zafałszowały u Salomona zmysł religijny i moralny. Tę samą chorobę niejako dziedziczą jego następcy, w tym król Achab związany z poganką Izebel. Gdy nie są wychowane, namiętności, zwłaszcza te seksualne, fałszują sumienie. A mogłyby przecież tak zdrowo przysłużyć się rozkwitowi i radości człowieka! Potwierdza się więc prawidłowość, że pożądliwość zaćmiewa umysł, a nieczystość podporządkowuje sobie roztropność. Jeden kamyczek niewierności Bogu prowadzi do lawiny zbrodni, na przykład opisanego dzisiaj zabójstwa z premedytacją, motywowanego chciwością. Funkcją proroków zaś jest zatrzymać ten proces i wspomóc moralny układ odpornościowy w odbudowie. Zachęcam cię więc, drogi słuchaczu (czytelniku), do dwojakiej modlitwy: po pierwsze, zastanów się, na ile sam działasz po ludzku, czyli racjonalnie, a na ile wydajesz siebie na pastwę nieuporządkowanych uczuć. Spróbuj zlokalizować i nazwać twoje kamyki „grzeszków”, a może i lawiny zdrad. Po drugie, rozejrzyj się w poszukiwaniu twojego Eliasza. Z kim mógłbyś dzielić twoją historię choroby, by znaleźć odpowiednie pocieszenie i wsparcie konieczne do nawrócenia? Nie „leć” natychmiast do spowiedzi. Przygotuj się.
Psalm responsoryjny: Ps 5, 2-3. 5-6a. 6b-7
Słowo napomnienia, które wypowiada prorok, zazwyczaj jest mieczem obosiecznym: drażni nie tylko upominanego, ale i samego upominającego. Nieraz nawet bardziej tego ostatniego… Tak możesz odczytać dzisiejszy Psalm – jako jęk prawego sumienia, rozdzieranego cudzą nieprawością, która niemalże brudzi obraz Boga. To, być może, najboleśniejszy wymiar moralnego cierpienia: obronić w sobie dobroć i sprawiedliwość Boga, który zdaje się przyzwalać na czyjeś umyślne zło. Mamy prawo wtedy wołać: Usłysz! Zważ! Wytęż słuch! Mamy prawo wtedy tłumaczyć sami sobie: Ty nie jesteś Bogiem, który… Wtedy okazuje się, że sanktuarium sumienia bywa ostatnią deską ratunku dla obrony obiektywnych norm i wartości.
Ewangelia: Mt 5, 38-42
Ewangelia – nie w znaczeniu tekstu, ale stylu życia Jezusa – jest, wprawdzie, dla każdego, ale nie każdy jest gotów nią żyć (ot tak, natychmiast, tu i teraz). Nie ma w tym nic zdrożnego, przeciwnie, można zadać sobie i innym wiele szkody, nieroztropnie wymagając od siebie (za dużo, na siłę lub sztucznie). Bóg natomiast jest realistycznym wychowawcą, a nie perfekcjonistycznym idealistą. Dlatego warto, co jakiś czas, trzeźwym i rozmodlonym umysłem (może także z czyjąś pomocą) zorientować się w swoim poziomie życia duchowego i moralnego. Przypomnę, że są trzy: poziom Dekalogu (wyjaśnionego w trzeciej części Katechizmu) i odpowiadające mu wezwanie do wiary w jego Dawcę (a zatem mowa tu nie tyle o posłuszeństwie zewnętrznym zasadom, ile o zaufaniu mądrości ich Stwórcy); poziom Kazania na Górze (zob. Mt 5-7; por. Łk 6, 17-49) i odpowiadające mu wezwanie do nadziei na osiągnięcie nieba (chodzi tu nie tyle o patrzenie za siebie, na grzech, z którego trzeba się „wygrzebać”, ale o patrzenie przed siebie, na wieczne szczęście, które pragnie się osiągnąć); i wreszcie trzeci poziom – zjednoczenia z Jezusem i pogłębiania miłości do Niego (wówczas już nie tyle dba się o rozwój cnót, ile po prostu naśladuje się Mistrza i Oblubieńca, naprawdę uczestnicząc w Jego cierpieniach i radościach). Gdy więc przez najbliższe dni będziemy czytać Kazanie na Górze, proszę, być zachował w pamięci serca ten plan wychowawczy i, zgodnie z prawdą, czytał go przez pryzmat siebie. Jesteś Bożym dzieckiem: doskonałości chrześcijańskiej nie oczekuje się od ciebie na starcie – ale, owszem, zaplanowano ją dla ciebie i to właśnie dla niej ochrzczono cię i wybierzmowano. Jak więc dziś odnajdujesz się w wezwaniu do niestawiania oporu złemu oraz do dawania temu, kto cię prosi? To dla ciebie wciąż niedościgły „sędziwy” ideał? Czy raczej aktualna „nastoletnia” rzeczywistość? A może miłe wspomnienie z „dorosłości”?
Wtorek, 16.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 21, 17-29
Dwie rzeczy dają o sobie znać w dzisiejszym czytaniu: słowo i czas. Początkowa wypowiedź proroka Eliasza – nie tyle nawet „kawa na ławę”, ile „pięść między oczy” – zrazu odbija się od serca króla Achaba. Zainfekowany organizm odrzuca lek, a najchętniej by go zaatakował. Dla upominanego upominający jest wrogiem. Potrzeba mocniejszej dawki leku. Eliasz więc nie tylko wypomina Achabowi osobistą winę, ale także odsłania zgorszenie wywołane wśród Izraelitów i bardzo plastycznie zapowiada karę, czyli skutek grzechu. Przy tym, mogą nas dziwić proporcje: choć to żona Achaba była „mózgiem” operacji przestępczej, Eliasz poświęca jej zaledwie zdanie, aczkolwiek straszne. Tą dysproporcją Eliasz podkreśla pierwotny błąd, kamyczek lawiny: Achab dopuścił, by poganka Izebel weszła między niego a Boga. Eliasz zatem nie jest jedynie „obrońcą z urzędu” zamordowanego Nabota, ile prorokiem Boga Najwyższego. W efekcie, ta druga, wzmocniona dawka leku, wywołuje pożądaną moralną reakcję. W organizmie duchowym Achaba zawiązuje się walka. Następuje zwalczenie wirusa, czyli żal, oraz rekonwalescencja, czyli pokuta. Słowo upomnienia – popularne „wyrzuty sumienia” – potrzebują czasu, by wytworzyć przeciwciała wobec nowych pokus i złych skłonności. Pomyśl dziś o tym, czy dajesz ten czas: sobie i innym?
Psalm responsoryjny: Ps 51 (50), 3-4. 5-6b. 11 i 16
Sanktuarium sumienia – nawiązuję do wczorajszego Psalmu – bywa także ostatnią deską ratunku dla złoczyńcy i grzesznika. Modlitwa dzisiejszym Psalmem 51 nie jest bowiem zabiegiem psychologicznym, który poprzez uporczywe powtarzanie prośby i wzbudzanie uczucia żalu ma subiektywnie uwolnić człowieka od poczucia winy. Przeciwnie: modlitwa tym utworem ma pogłębić w człowieku świadomość, że o własnych siłach z winy się nie „wykaraska”. Owszem, może pokutować i nawet w czwórnasób zadośćuczynić za skutki grzechu (por. Łk 19, 8). Lecz oczyszczenie przyjdzie do niego wyłącznie obiektywnie i zewnątrz – jako słowo przebaczenia. Dlatego potrzebujemy dojrzałości i odwagi, by uczciwie i bez popadania w rozpacz trwać w pokucie i przyjąć – to znaczy: naprawdę, do szpiku kości, uwierzyć w – przebaczenie.
Ewangelia: Mt 5, 43-48
W tygodniowej lekturze Ewangelii (Kazania na Górze) przyświeca nam cel pedagogiczny. Być może więc w ogóle wciąż jeszcze nie usłyszałeś, że powiedziano… A zatem, dzisiaj jest twoje: Słuchaj! (por. Mk 12, 29). Być może nadal słuchasz tego z niedowierzaniem. A zatem, dzisiaj jest twoje: Kto miłuje bliźniego, wypełnił Prawo! (Rz 13, 8). Być może nieśmiało majaczy ci na horyzoncie miłowanie nieprzyjaciół i modlenie się za prześladowców – coś ci świta, że na tym właśnie polega stawanie się synem Ojca, który jest w niebie. A zatem, dzisiaj jest twoje: Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie! Nie oddawajcie złem za zło ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! (Rz 12, 14; 1 P 3, 9). Jakkolwiek by nie było – obiektywnie i subiektywnie (czy to „szybko, łatwo i przyjemnie”, czy to we „krwi, pocie i łzach”) – Pan jest z tobą i wystarczy ci jego łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9).
Środa, 17.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 2 Krl 2, 1. 6-14
W naszej liturgicznej lekturze Eliasz spełnił swoją misję: doprowadził do nawrócenia króla Achaba. Dlatego zostaje zabrany do Boga. Dzisiejsza scena trudnego rozstania mistrza i ucznia prowokuje nas do zadania sobie kilku pytań, tak między księdzem (spowiednikiem) a uczniem (penitentem): kogo szukamy w naszych relacjach – miłosiernego Jezusa czy siebie nawzajem? To naturalne, że sama więź między nami pogłębia się, że dobrze nam ze sobą, że pojawia się przywiązanie i wzajemne poczucie wartości. Rzekłbym, że to bardzo „kościelne”: bo Kościół to Świątynia i Ciało Chrystusa, czyli królestwo relacji. Eliaszowe niebo zaś nie jest „hotelem”, w którym przez okna jednoosobowych pokoi podziwia się wygrzewające się na zewnątrz Trzy Boskie Osoby. Bynajmniej! W niebie będziemy z Bogiem, będąc zarazem wtuleni w siebie nawzajem! Póki jednak jesteśmy na ziemi, grozi nam nieporządek i pomieszanie relacji: wykoślawienie przywiązania uwiązaniem. Dlatego rozstanie Eliasza i Elizeusza przypomina nam, że kościelne więzi buduje się w oparciu o cel – Jezusa; i że kościelne zażyłości i przyjaźnie przydarzają się jak gdyby „przy okazji” realizacji tego celu. Czerpiąc więc od siebie nawzajem – tak po ludzku: akceptację, czułość, dowartościowanie, zaspokajanie braków emocjonalnych – zachowajmy zdolność do czerpania poprzez siebie ducha Bożego. Wirusem „podwójnego życia” można zarazić się nie tylko poprzez jawny kontakt z pogaństwem (jak Achab), ale także poprzez nie dość przejrzyste praktykowanie prawdziwej wiary. Nie popadając w chorą podejrzliwość, trzymajmy się cnoty czystości.
Psalm responsoryjny: Ps 31 (30), 20. 21. 24
Poszerzamy dziś perspektywę patrzenia na sanktuarium sumienia, rozważane na bazie Psalmów responsoryjnych. Stworzone sumienie nie jest najpierw areną umęczenia człowieka, lecz miejscem jego schronienia. Jednakże, paradoksalnie, to, co z punktu widzenia Boga stanowi trzon „systemu obronnego” sumienia, przez człowieka jest odbierane jako jego najsłabszy punkt. Czym Bóg nas osłania? No, właśnie. Samą swoją obecnością… A tej najtrudniej się „chwycić”, najtrudniej na niej poprzestać. Może właśnie dlatego dzisiejszy psalmista tak wychwala bogobojność oraz publiczne – na oczach ludzi – uciekanie się do Boga; bo to one świadczą o tym, że człowiek skutecznie schronił się w azylu sumienia.
Ewangelia: Mt 6, 1-6. 16-18
Dzisiejszy fragment Kazania na Górze – w perspektywie trzech stadiów życia wewnętrznego – może wywołać w tobie ambiwalentne doznania. Z jednej strony, pokorną otuchę: „Tak, jestem obłudnikiem, i wobec Jezusa nie wstydzę się tego. Wykonuję uczynki pobożne – daję jałmużnę, modlę się i poszczę – po to, aby mnie ludzie widzieli. Przyznaję się. Pomóż mi dorosnąć. Amen”. Z drugiej strony, bezsilną konsternację: „No, strzegę się, strzegę… Chcę mieć nagrodę u Ojca, który jest w niebie! Lecz nawet jeśli wiem, co czynić – jaką jałmużnę złożyć, ile czasu i na jaką modlitwę przeznaczyć oraz jaki rodzaj postu przepisać sobie – nie odnajduję w sobie odpowiedniej dyspozycji. Dając jałmużnę, i tak czuję się lepszy od innych (albo też czułbym się winny, gdybym nie dał). Modląc się, ulegam rozproszeniom. Poszcząc, tracę poczucie sensu i zaczynam wątpić, czy aby nie popadam w nadgorliwość i dewocję”. Pozwól, że cię rozumnie (sic) pocieszę: „Łaska, należąc do porządku nadprzyrodzonego, wymyka się naszemu doświadczeniu i może być poznana jedynie przez wiarę” (KKK 2005). A cnotę „Bóg sprawia w nas bez nas” (św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu). Przed tobą – uczniem słuchającym Kazania na Górze – trudny i kluczowy moment. Czy uwierzysz Bogu „na sucho” i „na kredyt” – to znaczy: podejmiesz moralną decyzję i przekujesz ją na praktyczne postępowanie – pozbawiony doświadczenia psychologicznego (emocjonalnego)? Bo takie zawierzenie – takie „posłuszeństwo należne Bogu, który się objawia” (Sobór Watykański II) – jest warunkiem przejścia na kolejny poziom życia wewnętrznego. Do słów dzisiejszej Ewangelii zabierz na medytację także i te: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni (J 14, 12). Duchowemu życiu łaską i moralnemu życiu cnotą nie musi na starcie towarzyszyć ich „poczucie”; ono przychodzi z czasem, w miarę ufnego działania.
Czwartek, 18.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: Syr 48, 1-14
Potraktujmy dzisiejsze czytanie jako krótką lekcję biblijną: Pismo Święte nie powstało „za jednym zamachem”, nie jest więc jednolitym dziełem. Biblijne księgi nie są rozdziałami, ale właściwie odrębnymi pozycjami. Zdarza się, że opisy dotyczące tych samych wydarzeń czy osób są rozsiane w wielu miejscach. Tak dzieje się dzisiaj, gdy o Eliaszu i Elizeuszu czytamy już nie w księgach historycznych, ale mądrościowych. Natychmiast więc zapytaj siebie: na ile znasz Objawienie biblijne, to znaczy śledzisz różne warianty tych samych epizodów? Konkretyzując, powiedz, zauważasz w ogóle podane w Biblii odnośniki do innych ksiąg? Ich celem jest pomóc ci odkryć wewnętrzną jedność Pisma Świętego. Wracając do dzisiejszego czytania: mędrzec Syrach, mniej więcej na dwa wieki przed narodzinami Jezusa, podsumowuje historię Izraela jako objawienie Bożej mądrości (zob. Syr 24, 8-12). Mówi dziś o prorokach, którzy żyli siedem wieków przed nim. Chce uczyć się od nich. W tym miejscu zapytaj się, czy szanujesz Bożą historię: czy przyjmujesz pewne prawdy jako definitywne, już objawione? W tym miejscu znajomość Biblii przechodzi w znajomość Katechizmu: w nim Objawienie zostało ujęte na miarę współczesnego człowieka. Powiedz, znasz Katechizm, odwołujesz się do niego? Zdajesz sobie sprawę, ile ma wydań popularyzatorskich: i Kompendium, i YouCat dla młodzieży, i wersję „filmikową”… Zbierając to wszystko, przekonaj się o tym, że Bogu zależy na byciu poznanym w pełni. Wreszcie, spróbuj dzisiejszą lekcję biblijną przenieść na siebie: do ilu źródeł sięgasz, by poznać samego siebie? Zadbaj o równowagę między własnym wglądem, opinią innych a pogłębioną modlitwą.
Psalm responsoryjny: Ps 97 (96), 1-2. 3-4. 5-6. 7
W dzisiejszym Psalmie znamiennie przeplata się podziw wobec kosmicznego i etycznego porządku świata. W jednym wersie obłok i ciemność, w drugim zaraz prawo i sprawiedliwość; za chwilę okazuje się, że także góry sąsiadują ze sprawiedliwością i chwałą. Dziwne, nieprawdaż? W codziennym oglądzie rozdzielamy doświadczenie fizyczne od doświadczenia moralnego: atomy drgają w swoim rytmie, a dobro i zło zmagają się na swoim ringu. Tymczasem prawdą jest, że spod symbolicznej ręki Stwórcy wyszedł cały – jeden – świat: „widzialny” i „niewidzialny” (Credo). To bardzo ważna metafizyczna przesłanka dla sanktuarium sumienia: by zachować realizm i kultywować poczucie jedności świata.
Ewangelia: Mt 6, 7-15
Dzisiejsza katecheza moralna Kazania na Górze – w siedmiu prośbach Modlitwy Pańskiej oraz okalających ją wyjaśnieniach – zbiera dotychczasowe wątki: czystość serca, ofiarny stosunek do bliźniego i właściwy obraz Boga Ojca. Możesz więc zatrzymać się i chwilę odpocząć. Modlitwa – przebywanie z Jezusem – nie musi zawsze czemuś „służyć”, nie musi za każdym razem umożliwiać przedłożenia „raportu z przebiegu i treści”; modlitwa obecności może po prostu… być. Zgodzisz się przecież, że do przyjaciół raz wpada się „coś załatwić”, a innym razem po prostu pobyć („posiedzieć”). Przy tej okazji – nabierając wewnętrznego oddechu (Ducha) – nabierz też przekonania o jedności swojego życia. Tak, jak patronujące nam trzy wymiary życia wewnętrznego przenikają się i zakładają (nie są następującymi po sobie sztywno etapami), tak też dzisiejsze trzy relacje człowieka – do siebie, bliźniego i Boga – nie są „ślepe” na siebie nawzajem. Spróbuj zakończyć medytację ewangeliczną uważnym wypowiedzeniem Modlitwy Pańskiej: Ojcze nasz… Czyli czyj? I czy czyjkolwiek „nie”? Który jesteś w niebie… Czyli gdzie, a może – z kim? I tak dalej – we wszystkich siedmiu prośbach.
Piątek, 19.06.2020 r. – Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa
Pierwsze czytanie: Pwt 7, 6-11
Wybór akurat tego czytania wydaje się być podyktowany dopasowaniem do drugiego, z Pierwszego Listu św. Jana. Zestawione z sobą ujawniają ciągłość Objawienia judeochrześcijańskiego, najgłębiej zaś ujawniają spójność Bożego serca – wiernego wybraniu Izraela, aż do pochodzenia zeń Mesjasza-Chrystusa (rozwinę ten temat jeszcze jutro). W Jezusie – i tylko w Nim – Izrael wypełnia swoje powołanie: do końca uznaje, że Pan jest Bogiem, oraz doskonale strzeże Jego poleceń, praw i nakazów. W Bosko-ludzkim sercu Jezusa – przebitym i zmartwychwstałym – ta podwójna wierność Wybierającego i wybranego stapia się w jedno. I dlatego Bosko-ludzkie serce Jezusa staje się źródłem i szczytem liturgii sakramentalnej Kościoła, która przerywa kult Starego Przymierza i już bezkrwawo komunikuje nam zbawienie.
Psalm responsoryjny: Ps 103 (102), 1b-2. 3-4. 6-7. 8 i 10
Moment, w którym przebaczenie i pojednanie „rozlewa się” po całym duchowym organizmie człowieka, to dla sanktuarium sumienia niby „odpust” – w potocznym rozumieniu, bo w sensie ścisłym nie potrzeba tu używać cudzysłowu. Czy to zasłużenie pokutujący winowajca, czy to niewinnie cierpiący sprawiedliwy – z którymi spotykaliśmy się w ostatnich dniach – jeden i drugi odnajdzie się w słowach dzisiejszego Psalmu. Pierwszy zaakcentuje odpuszczenie wszystkich win, a drugi skupi się na uratowaniu życia od zguby. Obaj są członkami jednego Kościoła – wspólnoty odkupionych grzeszników. I obaj są wyczekiwani w Sercu Jezusa.
Drugie czytanie: 1 J 4, 7-16
Pobawimy się? Ja mówię: „kolejność”, ty mówisz… „chronologia” (coś najpierw, coś potem). Ja mówię: „hierarchia”, ty odpowiadasz… „nierówność” (coś ważne bardziej, coś mniej). Dzisiejsza uroczystość koryguje takie myślenie. Jest taka kolejność, która nie jest chronologiczna, ale logiczna. I jest taka hierarchia, która nie dyskryminuje, ale dowartościowuje. Mowa o cnocie miłości chrześcijańskiej: tak, Bóg pierwszy nas umiłował, lecz nie znaczy to, że był taki czas, gdy nie byliśmy przez Niego miłowani, lub gdy to my Go miłowaliśmy sami z siebie. W żadnym razie! Twoje i moje istnienie – niezależnie od poczucia sensu i wartości ze strony naszej czy świata – jest przejawem Jego miłości. W Bożym języku stworzyć człowieka, oznacza ukochać Go już do końca (zob. J 13, 1): aż do przebicia swojego serca (zob. J 19, 33-34). Dlatego Bóg – w Jezusie – jest zawsze pierwszy w kolejności miłowania. Dalej, chociaż niewidzialnego Boga miłuje się traktowaniem widzialnego człowieka, to miarą tego traktowania człowieka jest sposób miłowania go przez Boga. Stąd miłość chrześcijańska jest hierarchiczna: warunkiem ukochania człowieka jest znajomość miłości Boga do niego; nie ma między nami, ludźmi, prawdziwej miłości, która nie byłaby odwzajemnieniem miłości Jezusa. Dzisiejsza uroczystość przypomina, że miłość nie tylko została już objawiona – co do formy: daru z siebie – ale także, że wybiło już jej źródło. Z przebitego serca Jezusa wzięły początek sakramenty Kościoła (zob. Prefacja). W nich splata się miłość Boża przyjęta i miłość po ludzku odwzajemniona.
Ewangelia: Mt 11, 25-30
Aż do poniedziałku – i już innych wtedy rozważań – przerywamy ścisłą lekturę Kazania na Górze. Lecz pozostajemy w jego duchu: Jezus mówi dziś o prostaczkach, a dosłownie (gr.) o „dzieciach, niemowlętach, niewiniątkach”. Ma na myśli, oczywiście, nie wiek ani naiwne „przesładzanie” moralnej kondycji dziecka, ale stan serca ucznia. To bardzo ważne! Ostatecznie bowiem, Bóg nie objawia się tym, którzy odkryli jego drogę (prawidłowo opisali przemiany trzech okresów życia duchowego). Bóg za to objawia się tym, którzy faktycznie Jego drogą idą. A jest to wąska droga krzyża, którą poszedł sam Jezus: nie potocznej ni uczonej mądrości i roztropności, nie „filozofii” (por. 1 Kor 1, 17 – 2, 16), ale upodabniania się do Jezusa. Na tej drodze trud i obciążenie nie zostaną ci odebrane; raczej przeciwnie… Nie na tym polega pokrzepienie, które obiecuje Jezus. A na czym? Na usłyszeniu tuż obok swojego rozedrganego serca uderzeń innego Serca, przebitego, lecz żyjącego (zob. J 19, 33-37; 20, 20. 27). Tylko ten, komu Syn zechciał to objawić, pojmie upodobanie Ojca w takim Bożym dziecięctwie.
Sobota, 20.06.2020 r. – Wspomnienie Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny
Pierwsze czytanie: Iz 61, 9-11
Rozważając wybranie Żydów przez Boga, zazwyczaj całą uwagę skupia się na darmowości tego kroku: Izrael niczym nie zasłużył sobie na swój status narodu wybranego, to przejaw absolutnej Bożej miłości (zob. np. Pwt 9, 4-6). Owszem, to prawda. Rzadko jednak zadaje się pytanie o to, dlaczego w ogóle Bóg wybrał jakiś naród? Odpowiedź, która najczęściej pada, to edukacja innych ludów: Żydzi mieli stanowić przykład wiary i moralności dla innych. Owszem, i to prawda. Tymczasem dzisiejsze wspomnienie podpowiada jeszcze głębsze wyjaśnienie. Bogu należy się prawdziwy kult. Po grzechu pierworodnym Bóg objawił się Żydom, by odnowić na świecie rozpoznanie Go i czczenie. Ponadto, poprzez instytucje Świątyni i Prawa Bóg przygotował odpowiednie środowisko dla wcielenia swojego Syna: narodzenie wśród pogan byłoby niegodne Boga! Szczytem tego przygotowania jest niepokalane serce Maryi. Dopiero i jedynie z tym żydowskim kobiecym sercem Bóg może wejść w małżeńskie przymierze i począć człowieczeństwo Jezusa. W tym kluczu odczytajmy dzisiejsze proroctwo: w kontekście wygnania do obcej i pogańskiej Babilonii, Izajasz zapowiada pocieszenie, powrót i odnowienie chwały Izraela, narodu wybranego. Prorok posługuje się przy tym obrazem zaślubin. Małżeństwo czy przyjaźń zawsze dokonują się najpierw pomiędzy sercami – czystymi sercami. I tak jest z najczystszym sercem Maryi, które „pasuje do” najczystszego serca Jezusa. Także w wymiarze całkowitego daru z siebie, który obydwoje składają.
Psalm responsoryjny: 1 Sm 2, 1. 4-5, 6-7, 8abcd
Po okresie wewnętrznej moralnej walki i kulminacyjnej „fieście” przebaczenia i pojednania celebrowanej – sakramentalnie – w Sercu Jezusa, dziś odwiedzamy ostatnie sanktuarium sumienia: serce Maryi. Etycznemu „sumieniu” odpowiada wszakże biblijne „serce”. Bramę do tego sumienia-serca Maryi odnajdujemy w słowach starotestamentalnej pieśni Anny z Pierwszej Księgi Samuela. Tchną one pokojem… Pokój sumienia Maryi bierze się z Jej czystości, czyli pełni łaski (zob. Łk 1, 28), to znaczy całkowitego naznaczenia Bożą przychylną obecnością. Kto chodzi w obecności Boga – upodabniając się wewnętrznie do Maryi – ten patrzy na nierówny i złowrogi świat Jego oczami i dlatego trwa w pokoju; do tego zmierza chrześcijańskie wychowanie sumienia. Nawiedzanie serca Maryi może leczyć nas z niewłaściwych postaw wobec świata: z lęku – Bóg naprawdę nad światem panuje; z chorego poczucia odpowiedzialności – jest jeden Zbawiciel świata; z oskarżania Boga o bierność – On nawraca świat od wewnątrz, współcierpiąc „z” i „w” słabym, głodnym, biedakiem, nędzarzem i niepłodną. Napełniony tym pokojem, możesz się przyznać do własnej opłakanej kondycji i rozpoznać Jezusa w sobie. Niejednego nawróciły nie tyle pobożne rozważania, ile modlitewne spotkanie z Maryją. Czemu nie ciebie?
Ewangelia: Łk 2, 41-51
W chrześcijańskim sercu Maryi cnoty wiary, nadziei i miłości – duch Dekalogu, Kazania na Górze i naśladowania Jezusa – osiągają swoją pełnię. Ludzkie serce Maryi jest także zaprawione na wczorajszej wąskiej drodze krzyża (zob. Łk 2, 35; J 19, 25). Dziś to serce Maryi spotykamy w jerozolimskiej świątyni, by niejako „podejrzeć”, jak dojrzewa i uświadamia sobie Bożą historię, w której uczestniczy, po czym… praktycznie znika z narracji ewangelicznej. To zniknięcie jest sugestywne: być może dzisiejszy epizod stanowi dla Maryi „przełknięcie w pigułce” tego, co uczniowie i tłumy będą kiedyś „przeżuwać” przez 3 lata publicznej działalności Jej Syna (i kolejne 2 tysiące lat życia Kościoła). O co chodzi? Najkrócej mówiąc, o tożsamość i misję Jezusa. Przepisany na dziś fragment Ewangelii, to jakby spotkanie trzech świątyń. Ta, która dzięki łasce została „uświątynniona” – uobecniła (poczęła) Boga-Człowieka – dziś, w kamiennej i przemijającej (właśnie) świątyni, przekonuje się o tym, że sam Jej Syn stanowi (nową) świątynię. Na oczach Maryi-Żydówki Jezus-Żyd wypełnia Stare Przymierze: jest w tym, co należy do Ojca. Jezus objawia się jako nowy kult (Świątynia) i jednocześnie jako płynąca z tego kultu nowa moralność (Prawo). Te dwie rzeczywistości w Jezusie scalają się w jedną. W Jezusie tożsamość i misja stanowią jedną historię. Wspólnym mianownikiem tych jedności jest dar z siebie, objawiający tajemnicę wewnętrznego życia Trzech Osób Bożych. Być może to właśnie jakoś te prawdy – zdziwiona bardzo – Jego Matka chowała wiernie w swym sercu. Co więcej, Jej serce uświadamiało sobie zarazem, że Ona sama tak żyje: Maryja, Żydówka i Nowa Ewa, jest odpowiednią pomocą (zob. Rdz 2, 18) dla Jezusa, Żyda i Nowego Adama. Więź Ich dwóch serc – kobiecego: niepokalanego i czystego oraz męskiego: obrzezanego i obdarowanego judaizmem – okazuje się więzią Nowego i Starego Przymierza.