Niedziela, 7.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: Wj 34, 4b-6.8-9
Temu, kto ma twardy kark, obca jest postawa uniżenia, pokory i skruchy. Taki człowiek nie widzi w Bogu Pana i przewodnika. Chodząc z hardo uniesioną głową, ciągle powtarza: nikt mi nie będzie mówić, jak mam żyć, co wybierać i jak postępować. Nie muszę nikogo słuchać. Słowa o miłosiernym i łaskawym Bogu nie robią na nim wrażenia, nie obchodzą go. Taka osoba ma zazwyczaj nie tylko twardy kark, ale też zatwardziałe i uparte serce. Mojżesz był zupełnie inny. Boża obecność i bliskość każą mu upaść do ziemi; skłaniają go do pochylenia głowy jak najniżej. Ukazana w czytaniu liturgicznym scena zaprasza nas do zastanowienia się nad naszym stosunkiem do Boga, nad tym jak przyjmujemy Jego miłosierdzie i łaski. Boża łagodność nie oznacza pobłażliwości dla naszych grzechów. Przed Nim nikt z nas nie jest doskonały. Mojżesz rozpoznał przychodzącego Pana. My, niestety, często się z Nim rozmijamy, udajemy, że Go nie widzimy. Mówimy, że przyjdziemy do Niego później. Wstępujmy co dnia na górę modlitwy i wytrwale wołajmy, by udzielił nam ze swego bogactwa łaski. Z wiarą uwielbiajmy Boga i prośmy, by ulitował się nad nami, aby przebaczył nasze winy. Powtarzajmy: na zawsze chcemy być Twoją własnością i zawsze do Ciebie należeć.
Psalm responsoryjny: Dn 3, 52.53-54.55-56
Psalmista całym sobą koncentruje się na Bogu i uwielbianiu Go. Nie znajdziemy w jego modlitwie ani razu słowa „ja”. Mamy tu do czynienia z przepięknym wywyższeniem Pana. Można pokusić się o stwierdzenie, że psalmista stoi na ziemi i wyśpiewuje swój hymn, wznosząc wzrok ku niebu. Opiewając potęgę Najwyższego, nie czuje się nią jednak przytłoczony, ale zachwycony. Podkreśla, że Jahwe jest tym, który był, jest i będzie; że Jego chwała i moc rozlewają się na całą wieczność, na to, co było i co jeszcze się wydarzy. Jego święte Imię, przybytek, tron, przenikające spojrzenie i niebieska siedziba są dla nas nie do ogarnięcia, zarówno sercem, jak i rozumem, ale mimo wszystko są nam bliskie. Dołączmy dziś do psalmisty i pomódlmy się w podobnym tonie. Wychwalajmy nieogarnionego, nieprzeniknionego i najświętszego Boga, który chce być blisko nas, blisko ludzi słabych i grzesznych. Niech Jego obecność stale nam towarzyszy.
Drugie czytanie: 2 Kor 13, 11-13
Św. Paweł daje receptę na dobre życie. Niestety, my jak zwykle, pomieszaliśmy składniki. Na wszystko znaleźliśmy zamienniki i ciągle zastanawiamy się, dlaczego nie czujemy się szczęśliwi. Apostoł pogan zwraca się do adresatów słowem „bracia”. Czy my faktycznie czujemy się jeszcze braćmi? Zachłysnęliśmy się indywidualnością i niezależnością, zrezygnowaliśmy z więzi i relacji… i tak każdy żyje po swojemu, bez oglądania się na innych. Radość zamieniliśmy na wesołkowatość i na pustą zabawę. Zapomnieliśmy, że płynie ona z serca, a nie z tego, co materialne, z używek, czy łatwego i wygodnego życia. Przestało nas interesować dążenie do doskonałości. Odrzuciliśmy ideały, wzorce oraz autorytety i postawiliśmy na przeciętność i bylejakość. Ze świecą trzeba też szukać między nami jednomyślności. Przecież świat uczy, że każdy ma prawo do własnego zdania i opinii, i że każdy ma rację. Brakuje nam także pokoju. Żyjemy w nieustannym napięciu, narzekamy i poddajemy się frustracji. Nie chcemy być budowniczymi pokoju. Najczęściej siejemy rozłam i niepokój. Nie umiemy pocieszać i podnosić innych. Potem dziwimy się i pytamy: gdzie jest Bóg? Skoro odrzuciliśmy Jego rady i wskazówki, to On usunął się i dał nam pole do popisu. Wspomnij dziś na kapłana celebrującego Eucharystię, który rozkładając ramiona, powtarza za św. Pawłem: „Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi”. Módlmy się o tę Bożą miłość, łaskę i jedność dla nas wszystkich. Prośmy, byśmy potrafili budować na nich swoje życie.
Ewangelia: J 3, 16-18
Ten, kto wierzy w Syna Bożego, nie zginie – mówił Jezus Nikodemowi. Co to znaczy wierzyć? Wiary nie można utożsamiać z wiedzą. Nie mogę powiedzieć, że wierzę, bo wiem, że Jezus istnieje. Szatan też o tym wie. Nie mogę sprowadzać wiary tylko do niedzielnej Eucharystii, codziennego pacierza, czy zachowania piątkowego postu. Owszem, jest to potrzebne, ale trzeba czegoś więcej. Skoro wraz z wiekiem rozwijamy się fizycznie, poszerzamy swoją wiedzę i zdobywamy pewne majętności, to tak samo powinniśmy kształtować się w wierze. Wiara zaczyna się od przyjęcia Jezusa do swego życia i serca, od spostrzeżenia, że w chrześcijaństwie nie chodzi tylko o wypełnianie przykazań. Wiara to relacja. Do zbudowania więzi potrzebne są miłość, bliskość, rozmowa, obecność, poświęcenie. Zobaczmy dziś Jezusa, który stoi przed nami i mówi: nie przyszedłem, aby cię potępić, ale zbawić; chcę zabrać cię ze śmierci do życia. On chce nas uczyć tego, jak mamy kochać i przebaczać. Jesteśmy umiłowani przez Boga Najwyższego, który nie zawahał się posłać na ziemię swego ukochanego Syna. Jezus jest kołem ratunkowym, podanym dla człowieka przez samego Ojca Niebieskiego. Jeśli uchwycimy się Chrystusa, mamy szansę na życie wieczne; jeśli wzgardzimy Zbawicielem, czeka nas śmierć. Ostatecznie to nie Bóg nas potępi. Gardząc darem zbawienia i Jezusem, który nam je przynosi, potępiamy się sami. Dokonując takiego wyboru, własnoręcznie podpisujemy na siebie wyrok śmierci. Poza Jezusem nie ma zbawienia, nie ma życia, nie ma nic… On jest pełnią wszystkiego co dobre i wieczne.
Poniedziałek, 8.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 17, 1-6
Imię Eliasz oznacza: „Bogiem moim jest Jahwe”. Prorok już w pierwszym zanotowanym w 1 Księdze Królewskiej zdaniu, które wypowiada, podkreśla, że służy Bogu Izraela. Jest posłuszny Jego natchnieniom, nie dyskutuje z Najwyższym, odważnie oznajmia wolę Boga Achabowi i usuwa się sprzed jego oczu. Okres pobytu nad potokiem Kerit nie jest błogą bezczynnością. Eliasz czuwa i czeka na kolejne nakazy Boga. Jest zawieszony w jakiejś niepewności. Czuje w sercu napięcie. Nie wie, co będzie dalej, nie orientuje się, gdzie zostanie poprowadzony przez Boga. Zapewne obawiał się zemsty Achaba, ale też wielokrotnie zastanawiał się nad tym, czy znów przybędzie do niego kruk z chlebem i mięsem. Jedyną jego aktywnością było czerpanie wody z potoku. My też przeżywamy podobne doświadczenia. Możemy wtedy poddać się strachowi i lękom, albo skupić się na czerpaniu wody…, czyli na łączności z Bogiem, wyrażonej w modlitwie, na ufnym zawierzeniu, że do nas też przyjdzie łaska, której potrzebujemy i oczekujemy. Czekanie na Bożą reakcję, interwencję czy prowadzenie nie jest łatwe. To nierzadko czas wewnętrznych walk i udręk, to próba wiary, to duchowe odbijanie się między ścianą nadziei a murem bezsensu i na odwrót. Prośmy Najwyższego, by nie zabrakło nam wtedy wiary i ufności.
Psalm responsoryjny: Ps 121, 1b-2.3-4.5-6.7-8
W pierwszym czytaniu słuchaliśmy o czuwającym Eliaszu. W psalmie śpiewamy o czuwającym Bogu. W Nim jest nasza siła, w Nim mamy upatrywać źródła wsparcia. On czuwa nad nami jak dobry Ojciec nad swoim dzieckiem; pilnuje, byśmy podążając drogami życia, nie przewrócili się. Choć tak wielu ludzi co rusz powtarza, że Bóg śpi, że nie interweniuje w trudnych momentach, psalmista przekonuje, że jest zgoła inaczej. Wskazuje na Boga, który jest przy nas jak dobry ochroniarz. Pan ukrywa nas w swoim cieniu, ogarnia swoją obecnością z każdej strony. On czuwa nad ciałem i duszą człowieka. On jest z nami wszędzie, dokądkolwiek się udamy. Bóg jest przy nas teraz i będzie z nami na zawsze. Słowa psalmisty tchną nadzieją i dają pociechę. Cały psalm można streścić jednym zdaniem: „Nie bój się, bo Pan jest z tobą”. A skoro On jest z nami, to któż, albo cóż może być przeciwko nam?
Ewangelia: Mt 5, 1-12
Z lektury dzisiejszej ewangelii wypływa wniosek, że błogosławieni są ci, którymi gardzi świat. Wartości, o których wspomina Jezus, są dziś wyśmiewane i niedoceniane. Duchowe ubóstwo przestało być wartością. Obecnie liczy się to co materialne, widoczne i policzalne. Smutek? Dziś zawsze trzeba być happy. Sztuczne uśmiechy i udawana uprzejmość to część naszej codzienności. Przecież wszystko musi być ok. Cichość także nie jest mile widziana. Dziś trzeba być przebojowym, wygadanym, krzykliwym, głośnym, reprezentacyjnym, widocznym, zwracającym spojrzenia wszystkich wokół. Sprawiedliwość? To dla naiwnych. Dziś trzeba umieć walczyć i zagarniać dla siebie. Nie ważne, czy uczciwie, czy wbrew prawu. Z miłosierdziem też coraz trudniej. Przebaczenie, pomaganie i wspieranie wymagają poświęcenia i czasem bolą. Lepiej myśleć o sobie. …. Po co poświęcać się tak dla innych? – pyta świat. Czyste serce również przestało być modne. Serca przecież nie widać. Trzeba dbać o to, co widoczne dla ludzkiego oka, trzeba korzystać z tego, co oferuje świat. Po co wprowadzać pokój, skoro konflikty są bardziej spektakularne i korzystniejsze dla pewnych grup? Potem jest mowa o prześladowanych. Świat zamyka dziś oczy na dręczonych z powodu religii, czy pochodzenia. W tych sprawach umywa ręce jak Piłat. Jezus uczy: cieszcie się, gdy urągają wam z mego powodu, bo próba rodzi wytrwałość. Gdzie byśmy ją zdobyli, gdyby nie takie okazje? Na tych, którzy przetrwają czas próby, czeka ogromna nagroda. Jest ważna, ale chyba jeszcze ważniejsze są honor i godność. Cóż nam po ziemskich zaszczytach i bogactwach, skoro dojdziemy do momentu, gdy nie będziemy potrafili spojrzeć sobie samym w oczy? To, czy będziemy błogosławieni, czy przeklęci, zależy od naszych wyborów.
Wtorek, 9.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 17, 7-16
Potężny Bóg posługuje się lichymi środkami. Jego logika zawsze nas zaskakuje. Najwyższy oddaje dorosłego mężczyznę i proroka pod opiekę ubogiej kobiety i wdowy. Sprawia też, że z garści mąki i odrobiny oliwy może ona przygotować jedzenie dla trojga ludzi na wiele dni. Jak to możliwe? Zarówno wdowa, jak i Eliasz jadą na tym samym wózku: grozi im głód, a kobieta uważa, że jej koniec jest bliski. Z Bożego natchnienia podejmują jednak ryzyko. Eliasz odważa się poprosić wdowę o jedzenie, a ona godzi się, aby codziennie go żywić.
Czy w naszej relacji z Bogiem nie chodzi o to samo? Przecież Eliasz mógł się sprzeciwić i poszukać kogoś innego, kto mógłby go karmić. Przecież wdowa mogła zamknąć swoje serce i stanowczo odmówić. Oni jednak zaufali Bożej Opatrzności. Ile trzeba mieć zaufania wobec Boga, by zgodzić się na coś takiego? Wdowa i Eliasz uczą nas chodzenia Bożymi drogami, które nierzadko wydają się nam nielogiczne oraz sprzeczne z naszym rozumowaniem i odczuwaniem. Oboje pokazują, że warto postawić na Boga, nawet, jeśli wszystko w nas krzyczy „nie”; nawet, gdy nie widzimy cienia nadziei. On nieustannie powtarza nam: „nie bój się” i zaprasza do uwierzenia, wbrew jakiejkolwiek nadziei.
Psalm responsoryjny: Ps 4, 2.3-4a.4b-5.7-8
Psalmista mocno wierzy w to, że zawsze jest wysłuchiwany przez Boga. Wie, że ilekroć staje przed Najwyższym, może otworzyć przed Nim swoje serce. Wspomina dobro, które już otrzymał i prosi o więcej. W jego modlitwie czuć pokorę i uniżenie. Poucza, że obciążone grzechem serce nie potrafi zbliżyć się do Boga, że skupienie na dobrach tego świata i życie w zakłamaniu nikomu nie wyjdzie na dobre. Wskazuje, że poznanie prawdy o sobie i refleksja nad swoim postępowaniem powinny prowadzić do wyciszenia. Zamilknięcie przed Panem jest nie tylko wyrazem ludzkiej skruchy, ale też zachwytu nad dobrocią Boga i adoracji. Każdy z nas szuka recepty na szczęście, poszukuje dróg, które dadzą mu spełnienie. W tych poszukiwaniach nierzadko zapominamy o Panu. Próbujemy radzić sobie sami, po swojemu, według własnych pomysłów. Psalmista prosi dziś: Panie, popatrz na mnie, niech Twoje światło rozpromieni moje życie. Boże spojrzenie niesie ze sobą łaskę i błogosławieństwo. Ono napełnia nas niewymowną radością, której nie da nam nic, co jest na ziemi. Wielkie plony, które cieszyły i przynosiły pewność dobrej przyszłości, są niczym w porównaniu z Bożą obecnością i prowadzeniem. Bliskość Najwyższego opromienia całe nasze życie. Prośmy o nią każdego dnia.
Ewangelia: Mt 5, 13-16
Jezus przestrzega dziś swoich uczniów przed sprzeniewierzeniem się wierze i powołaniu. Los zwietrzałej soli jest bardzo smutny i tragiczny. Ten, kto gubi swój smak, traci podwójnie. Po pierwsze bardzo boleśnie doświadcza konsekwencji mdłego i nijakiego życia, po drugie – zawodzi samego Chrystusa. Zbawiciel przestrzega nas, byśmy z ludzi, którzy mają nadawać światu charakter, nie stali się tymi, którzy go jałowią. Jezus polecił, by każdy na swój sposób budował i czynił lepszym otoczenie, w którym żyje. Sól daje smak, ale też chroni od zepsucia. Wyznawca Chrystusa musi być Jego świadkiem, ale nie przez pouczanie, a konkretny przykład. To nie słowa pociągają, ale postawy. Słowo jest ulotne, a czyn trwały. Nasze dobro zmienia oblicze świata, jest też iskrą rozpalającą innych.
Trzeba jednak pamiętać, że światło, które umieścimy po korcem, nie tylko nie oświetli otoczenia, ale też samo szybko zgaśnie. To zaskakujące, bo Jezus wzywa dziś do bycia na świeczniku, choć źle się to nam kojarzy. Tak, mamy świecić innym, ale tym, co pochodzi od Boga i co jest dobre. Nasze dobro ma być zauważalne, „zaraźliwe” i trwałe. Mamy świecić nie swoim światłem, ale tym, które otrzymujemy od Pana. To Bóg uzdalnia nas do bycia podobnymi do Niego. On zaprasza dziś do promowania dobra, do pokazywania, że tylko ono ma sens, że jest potrzebne innym oraz konieczne do naszego zbawienia. Naszym zachowaniem świadczymy, do Kogo należymy i za Kim idziemy. Pomyślmy, co dziś ukazujemy swoją postawą? Czy ludzie, patrząc na nas, chwalą Boga? Ilu znasz takich, na wspomnienie których z serca wyrywa się szczere i radosne: Panie, bądź w nich uwielbiony?! Bądźmy tacy.
Środa, 10.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 18, 20-39
Postawa Eliasza, proroka Jahwe, znacząco różni się od postawy proroków Baala. Uderza nas jego spokój i ogromne zaufanie względem Boga. Eliasz nie podnosi głosu, nie tańczy, nawet nie przyklęka, a tym bardziej nie okalecza swego ciała. Prorok Najwyższego modli się w postawie stojącej, mówi spokojnie, z wiarą i przekonaniem w to, że będzie wysłuchany. Szaleńcza i głośna modlitwa czterystu pięćdziesięciu zwolenników Baala zakończyła się niczym. Odpowiedziała im głucha cisza. Z kolei spokojne, krótkie, ale pełne skupienia wezwanie Eliasza sprowadziło na ołtarz gwałtowny ogień, który strawił nawet muł i twarde kamienie. Nasz Bóg nie śpi. On słyszy każdą modlitwę. Nie musimy do Niego krzyczeć, ani specjalnie zabiegać o Jego uwagę. Stając przed Nim, mamy być jak Eliasz. To nic, że po ludzku coś wydaje się niemożliwe, beznadziejne, trudne do rozwiązania, a nawet bezsensowne. Trzeba tylko wiary i ufności. Trzeba w duchu Eliasza mówić: „Panie, Ty jesteś Bogiem, wierzę w to. Ty jesteś moim Panem. Ty masz moc, by uczynić możliwym to, co po ludzku wydaje się nierealne; wysłuchaj mnie, proszę”. Jedna, cicha, pełna zawierzenia samotna modlitwa naprawdę może przynieść ogromne dobro. Tylko, czy my w to wierzymy? Pan naprawdę odpowiada na nasze prośby. On jest przy nas.
Psalm responsoryjny: Ps 16, 1b-2a.4.5.8.11
Psalmista mówi dziś o wierności jedynemu Bogu. Jest świadomy, że Ci, którzy porzucają Najwyższego, dodają sobie cierpień i trudności. Nie chce oddawać czci bożkom, nie chce nawet o nich mówić. Psalmista ucieka się do prawdziwego Boga. W Nim szuka schronienia, pomocy i światła. Zdaje się na Jego prowadzenie. Jest pewny, że z Bogiem będzie żył nie tylko na ziemi, ale i w wieczności. Mając Go w pamięci i sercu, czuje się bezpieczny i umocniony na czas prób. Wie, że trwanie przy Bogu nie wiąże się z jakąś niewolą, czy przymuszeniem, ale radością i szczęściem. Skoro Najwyższy jest z nami, to co złego może się nam stać? On jest Bogiem wiecznym i zawsze prowadzi nas ku sobie. On, miłośnik życia, nigdy nie wiedzie ku śmierci, ale do życia i to życia w całej pełni.
Ewangelia: Mt 5, 17-19
Jezus nie był rewolucjonistą. Swoim przyjściem nie przekreślił tego, co mówiły Pisma i co głosili prorocy. Podczas głoszenia Królestwa Bożego odwoływał się do obu tych źródeł. Owe powiązania wyjaśniał nawet po swoim zmartwychwstaniu, podczas spotkania z uczniami, którzy udawali się do Emaus. Zapowiadał, że nic z tego, co zostało objawione przed Jego narodzeniem, nigdy nie zostanie cofnięte, że tak będzie do końca świata. Naszym zadaniem jest więc nie tylko przyjąć Jego prawo, ale też wypełniać je i uczyć tego innych. Nikt z ludzi nie ma prawa zmieniać Bożych przykazań, nakazów i praw. One są nieodwołalne. Nie możemy tłumaczyć się, że mamy inne czasy, inne warunki i możliwości. Boża wola i pouczenia są niezmienne i ciągle aktualne. Nie jesteśmy od tego, by znosić i poddawać w wątpliwość to, co powiedział Bóg. My mamy to wypełniać, powinniśmy tak czynić z posłuszeństwa i miłości. Tego pierwszego nie wolno mylić z niewolą i przymusem. Bycie posłusznym oznacza dawanie posłuchu dla tego, co mówi i daje nam Pan. On wie wszystko, On wie najlepiej. Żaden człowiek nie wymyśli niczego lepszego i piękniejszego niż Ewangelia, niż Boże prawo i Boże Słowo. W nich jest największa mądrość i najmocniejsze światło. Bez przykazań i Bożego Słowa szybko się pogubimy. One są nasza busolą i mapą. Z ich pomocą dojdziemy do nieba.
Czwartek, 11.06.2020 r. – Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa
Pierwsze czytanie: Pwt 8, 2-3.14b-16a
Żywić się Słowem i Ciałem Bożym – to trudne i wymagające zadanie. Czyż w naszych zmaganiach nie jesteśmy podobni do Narodu Wybranego, który przez czterdzieści lat wędrował przez pustynię? W naszych utrapieniach, głodach i pragnieniach zapominamy o tym, co rzeczywiście może nas odrodzić, napełnić siłą i nadzieją. O wiele bardziej zwracamy uwagę na to, co nas męczy, niż na to, co może nas umocnić. Pan ciągle przypomina, że nie możemy poprzestać na tym, co ziemskie, nie wolno nam zadowolić się tym, co przyziemne. Z takim nastawieniem daleko nie zajdziemy. Trudności i próby nie są pozbawione sensu. Gdy jest nam wygodnie, kiedy wszystko układa się po naszej myśli, przestajemy myśleć o Bogu i Jego woli, a skupiamy się na tym, co powszednie, wymierne i materialne. Przeciwności są po to, by nas wybudzić z marazmu, po to, byśmy odwrócili oczy od tego, co nietrwałe i skierowali je na Boga. Problemy są po to, byśmy wreszcie zamknęli uszy na wszystko, co błahe, a zaczęli słuchać tego, co niesie życie i nadzieję. To, jak przeżywam trudności, świadczy o moim sercu, o wierze i zaufaniu względem Boga. Najwyższy nie wydzielał manny Izraelitom. Każdy mógł wziąć tyle, ile mu było trzeba. Pan dał, a ich zadanie polegało na tym, by to przyjąć. Jezus nieustannie chce nas karmić. On w dalszym ciągu daje siebie, tylko czy my zechcemy Go przyjąć?
Psalm responsoryjny: Ps 147B, 12-13.14-15.19-20
Dzisiejszy psalm zawiera zachętę do modlitwy uwielbienia i opowiada o dobroci Boga. Psalmista przekonuje, że Najwyższy jest blisko tego, kto w Niego wierzy. To On strzeże ludzkiego serca i napełnia je pokojem. Bóg jest także obecny w swoim Kościele, On sam się o niego troszczy i chroni od wrogów. Bogactwem Kościoła jest Słowo Boże. Ono daje nam kierunek i światło. Jest oznaką troski i miłości naszego Pana. Boże wyroki i ustawy są dla nas ogromnym oparciem i dają nadzieję. Słowo to dar! Nie wolno nam nim wzgardzić.
Drugie czytanie: 1 Kor 10, 16-17
Przyjmując Ciało i Krew Pańską naprawdę łączymy się z samym Chrystusem. Warto dziś zapytać samego siebie: czy wierzę w realną obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina? Czy umiem się tym zachwycić? Nasz Zbawiciel naprawdę karmi nas sobą. W momencie Komunii św. naprawdę przychodzi do naszego serca. On, który jest święty, miłosierny, czysty, pokorny i niewinny, zniża się do nas – grzesznych, upartych, uwikłanych w zło. Jezus nie zniechęca się ludzką nędzą; On nieustannie, bardzo usilnie zaprasza do eucharystycznego stołu. Przez Komunię św. chce nas połączyć ze sobą i z innymi ludźmi; pragnie odbudować to, co zostało zniszczone między nami przez grzech. Pomyślmy dziś o tym, co w naszym życiu przyczynia się do burzenia jedności? Popatrzmy na nasze domowe, kościelne, parafialne i społeczne wspólnoty. Skoro przyjmujemy Jezusa do swego serca, dlaczego tak dużo w nich zazdrości, pychy, agresji, nienawiści, braku przebaczenia, wyśmiewania, obojętności, wzajemnych oskarżeń…? Zacznijmy od siebie, od naprawienia tego, co zgrzyta w naszym sposobie bycia i myślenia. To trudne i bolesne, ale bardzo potrzebne. Nie można w nieskończoność przyjmować Komunii św. i za nic mieć Jezusowe wezwanie do wzajemnej miłości, solidarności i jedności. Skoro Pan chce, byśmy byli jedno, nie sprzeciwiajmy się Jemu.
Ewangelia: J 6, 51-58
Sprzeczali się niegdyś Żydzi, sprzeczają się też i współcześnie żyjący ludzie. Pytają tak samo: „Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?” Jedni w ogóle nie wierzą w realną obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina, drudzy jawnie kpią z Komunii św., jeszcze inni, mimo, że ją przyjmują, robią to z obojętnością i bez szacunku. Żaden człowiek nigdy nie zgłębi tajemnicy Ciała i Krwi Pańskiej, którymi karmimy się podczas Mszy św. Nie da się jej całkowicie pojąć, ani w pełni zrozumieć. Wartość Komunii św. poznaje ten, kto regularnie przyjmuje ją z miłością i zaufaniem względem Chrystusa. Taki człowiek doświadcza tego, o czym słyszymy dziś w Ewangelii. Z czasem poznaje, że karmiąc się Ciałem Pańskim, trwa w Jezusie; dostrzega też obecność Zbawiciela w sobie i swoim życiu. Z tego wzajemnego przenikania rodzą się siła, wiara, odwaga i miłość. Bez Komunii św. umieramy na duszy i ciele. Ona rzeczywiście jest zadatkiem życia wiecznego. Podziękujmy dziś Jezusowi za to, że możemy karmić się Jego Ciałem. To dla nas wielka łaska i przywilej. Nie zaniedbujmy tego. Jezus chce się z nami łączyć bardzo namacalnie. Mógł przyjść do nas w swoim majestacie, a wybrał postać chleba. On chce być blisko słabych, kruchych i poranionych przez grzechy. Wpatrujmy się dziś z wiarą w białą Hostię i oddajmy Mu pokłon.
Piątek, 12.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 19, 9a.11-16
Eliasz znał Boga. Doskonale potrafił rozpoznać moment przyjścia Pana. Doświadczenie wichury, trzęsienia ziemi i ognia było tylko próbą, z której prorok wyszedł zwycięsko. Dlaczego Najwyższy przyszedł w lekkim powiewie? Bo On jest Bogiem łagodnym i nie przychodzi, aby zatracać. Zauważmy, że Eliasz nie do końca odpowiada na pytanie Pana. Z Jego wypowiedzi można wywnioskować, że siedział w grocie, ponieważ się bał. Co robił? Zwyczajnie się ukrywał. Czuł strach, bo nie miał i nie wiedział, dokąd pójść. Pan Bóg dał mu konkretne zadanie, i co więcej, kazał wrócić do tych, od których uciekł.
Historia Eliasza pokazuje, że człowiek nie powinien zamykać się w swoim strachu. Nie jest wolą Pana, byśmy siedzieli w ukryciu przed bardziej lub mniej groźnymi okolicznościami. On zawsze ma dla nas jakieś zadanie i nie pozwoli, byśmy się zasiedzieli w swoich grotach. Przychodzi do nas, jak do Eliasza – w ciszy modlitwy i adoracji, w chwilach samotności, w momentach, gdy trudno nam zebrać myśli i rozważać o przyszłości. Czy będziemy potrafili wyjść poza to, co obraliśmy za schronienie? Nie można całe życie asekurować się ucieczką i ukrywaniem się. Co ty tu robisz Janie, Anno, Andrzeju, Krzysztofie…? Odpowiedz krótko, bez tłumaczenia…
Psalm responsoryjny: Ps 27, 7-8a.8b-9c.13-14
Ileż razy w sercu czuliśmy przynaglenie, by na nowo zacząć szukać Boga, aby się do Niego zbliżyć? Zazwyczaj ignorujemy takie natchnienia, bo mamy wiele innych spraw na głowie. Poświęcamy się i maksymalnie angażujemy w setki różnych czynności i akcji, ale ciągle mamy za mało czasu dla Pana. Kiedy wreszcie przed Nim stajemy, dociera do nas bolesna prawda, że nie żyjemy tak, jak On by tego chciał, że nie mamy z Nim mocnej relacji, że z każdym dniem gromadzimy na swoim koncie kolejne grzechy. Tak, Pan ma prawo nas odrzucić i ma prawo gniewać się na nas, ale tego nie robi. On ciągle przychodzi i podnosi nas z naszych upadków i niemocy. Choćby wszystko waliło się i paliło, On jest i działa! On chce być z nami tu na ziemi i w wieczności. Nie musimy się bać. Wołajmy i oczekujmy Pana. Z Nim nic złego nam nie grozi. Zanurzmy się w Nim całkowicie. On jest naszą pomocą w każdym utrapieniu i każdej biedzie. On jest naszą nadzieją, która nigdy nie zawodzi.
Ewangelia: Mt 5,27-32
Jezus, mówiąc o odcinaniu ręki i wyłupaniu oka, nie chce nas namawiać do samookaleczania, ale tłumaczy genezę grzechu. Nie można go ograniczać tylko do konkretnego czynu, bo wiążą się z nim także myśli. Grzech rodzi się w naszej głowie i sercu. W wypowiedzi o odcinaniu ręki i usunięciu oka trzeba widzieć mądrą i prostą radę: unikaj okazji do grzechu, strzeż się pokus, a kiedy się tylko pojawią, stanowczo je odrzucaj. Chrystus przypomina też o istnieniu piekła i karze za grzechy. W dzisiejszej Ewangelii mocno wzywa do przemiany życia i bardzo radykalnego zerwania z grzechem. Dwukrotnie używa sformułowania: „odrzuć od siebie”. Grzech jest jak ogień – nie można z nim igrać. Nawet się nie spodziewamy, jak szybko może nas pochłonąć i zniszczyć. Jezus najpełniej wie, co zło może uczynić z człowiekiem, jak grzech może upodlić, upokorzyć i skazać na wieczne kary. Dlatego właśnie przestrzega swoich wyznawców i przykazuje, by nie próbowali grać z tym, który wszystkich chce wrzucić do piekła. Jezus mówi też o tym, że nasze grzechy mają konsekwencje w życiu innych ludzi. Efekt domina widać jak na dłoni. Zły czyn pociąga za sobą kolejne. Warto być tego świadomym. Jesteśmy ze sobą powiązani, czy tego chcemy, czy nie. Niech nasze czyny przynoszą dobro…
Sobota, 13.06.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 19, 19-21
Łaska Boża przychodzi na człowieka niespodziewanie. Pan, kiedy chce dać nam coś wielkiego, nie czeka, aż będziemy na to całkowicie gotowi, nie czeka też na jakiś szczególny moment. Często przychodzi do nas w codzienności, w chwili, w której zupełnie się nie spodziewamy. Elizeusz trafnie odczytał znak powołania. Eliasz, uważający się za narzędzie Pana, zrobił to, co do niego należało – odszukał Elizeusza i nałożył na niego własny płaszcz. Potem odszedł… Pan zawsze szanuje naszą wolność, do niczego nie przymusza i nie nakłania. Przychodzi z łaską i czeka, a nawet odsuwa się, tworząc pewien dystans. Reszta należy do nas. On pokornie czeka, aż rozeznamy Jego dar, przyjmiemy łaskę i wcielimy ją w życie. Pan daje też chwilę na to, by poukładać to, co do niedawna było najważniejsze, aby pożegnać się z tym, czym żyliśmy. Wyrażenie: „uczyniłem ci…” podkreśla, że inicjatywa zawsze należy do Boga. On pierwszy wybiera, zaprasza i pociąga. Drugi krok należy do nas. Czy potrafimy „zebrać się”, jak Elizeusz? Zawierzmy dziś Najwyższemu nasze rozeznawanie. Prośmy o umiejętność podejmowania dobrych i odważnych decyzji. Czasem trzeba będzie złożyć w ofierze to, czym wcześniej żyliśmy, ale przecież Pan da nam stokroć więcej.
Psalm responsoryjny: Ps 16, 1b-2a.5.7-8.9-10
Zobaczenie w Bogu swojego Pana to wielka łaska i nie każdy ją posiada. Zauważenie, że Najwyższy jest Tym, który zachowuje od zła i troszczy się o swoich wyznawców, nie wszystkim przychodzi łatwo. On jest naszym największym skarbem, do Niego też zmierzamy. Psalmista wychwala Boga za dar mądrości, rozumu i sumienia, które kieruje nas ku temu, co dobre. Mieć Pana przed oczami, to żyć według Jego wskazań. Codzienność przynosi różne trudy i sytuacje, które napełniają nas obawami i wątpliwościami, ale jeśli będziemy trwali przy Bogu, nie zachwiejemy się i nie upadniemy. On zawsze nas podtrzyma i umocni, On pragnie być z nami tu, na ziemi i kiedyś w wieczności. Ta świadomość dodaje sił w każdym utrapieniu.
Ewangelia: Mt 5, 33-37
Przysięga jest czymś ważnym i wiążącym, dlatego nie powinno się jej nadużywać. Jezus przestrzega dziś przed rzucaniem obietnic na wiatr, a jeszcze bardziej przed zaklinaniem się na Boga i wszystkie świętości. W codziennych relacjach i postępowaniu powinna nam zupełnie wystarczyć troska o szczerość i prawdę. W swoich przekazach mamy być prawdziwi i uczciwi. Wszelkie intrygi i fałsz pochodzą od złego, a mieszanie do nich Boga jest czymś karygodnym i bardzo niestosownym. Jezus, który nazwał siebie Prawdą, tego samego oczekuje od swoich wyznawców. Odradza im takie zachowania, jak knucie, czy spiskowanie. Branie Boga na świadka we własnych intrygach jest ogromnym nieporozumieniem. Pan mówi dziś każdemu z nas: bądź szczery, jasny i przejrzysty, nie uciekaj się do podstępów i matactwa. Nasze uczynki świadczą o tym, za Kim idziemy i Kogo słuchamy. Nie da się jednocześnie podążać dwoma drogami. Niech nasze czyny świadczą o tym, że należymy do jedynego Boga.