I Niedziela Adwentu, 1.12.2024
Łk 21, 25-28. 34-36
Czy będę miał odwagę podnieść głowę, gdy zobaczę Chrystusa? Czy zachowam się zgodnie z paradygmatem Adama i Ewy: schowam się udając, że jestem niewidoczny dla Jego oczu? Udawanie, że On może mnie nie widzieć, jest dziecinne. Strach przed Nim jest wtedy spóźniony. W tym sensie bowiem sąd nade mną trwa. On przychodzi nieustannie i mnie widzi. A więc nie ma innego wyjścia, jak żyć ze świadomością, że On jest obecny, patrzy nie tylko na moje czyny, ale i na cały ten świat ukryty za zasłoną dla ludzi, ale dla Niego jawny.
Wobec tej sprawy mało istotne jest całe to widowisko szalejących planet i skłębionego morza. To tylko efekty specjalne… Jedynie istotną sprawą jest to, czy odważę się zatopić w Jego spojrzeniu.
Poniedziałek, 2.12.2024
Mt 8, 5-11
Pan Bóg nie jest na nasze zawołanie. A jednak Go wołamy i On tego chce. Chce nam dać więcej, niż prosimy. Nawet więcej, niż potrzebujemy. Zostawia nam inicjatywę polegającą na samoograniczeniu się w prośbach, jakie do Niego kierujemy. Dlatego punktem dojścia wiary jest prośba, by On uczynił, co chce, a nie to, czego ja od Niego chcę. Nie jest prosto powiedzieć, że dał nam wystarczająco dużo. Uczymy się tego bardzo powoli. Doświadczenie bycia dowódcą doprowadziło owego setnika do wniosku, że Jezus może wydać rozkaz. Nie musi przychodzić do chorego, niekoniecznie musi go dotknąć. Naaman miał swój pomysł, jak ma wyglądać jego uzdrowienie (2 Krl 5,11). Ewangeliczny setnik zdaje się na Chrystusowe słowo. Wyprzedzi więc w drodze do królestwa Bożego wielu faryzeuszów konsekwentnie realizujących swój pomysł na zbawienie.
Wtorek, 3.12.2024
Łk 10, 21-24
Syn Boży objawia nam Ojca. Jedziemy na koniec świata, by zobaczyć wodospad Niagara czy wieżowce w Dubaju. To fascynująca przygoda – mówimy. Czy z podobnym entuzjazmem podchodzimy do tego, że Syn objawia nam, a więc ukazuje nam Ojca? Rodzi się w nas niepokój, a przynajmniej powinien, że zobojętnieliśmy na ten wspaniały cud. Nie cieszymy się nim, nie dziękujemy za niego. Za wygraną na loterii, albo za to, że nie wsiedliśmy do pociągu, który się wykoleił dziękowalibyśmy gorąco. Czym więc jest dla nas to objawienie? Chrystus, by ukazać nam miłość Ojca, oddał życie.
Środa, 4.12.2024
Mt 15, 29-37
Uzdrawiał ich z najróżniejszych chorób i ułomności. Przywracał radość życia tym, dla których to życie stało się nieraz nieznośnym ciężarem. Budził zdumienie, podziw i uwielbienie dla Boga nie tylko u tych, którzy sami doświadczali uzdrowienia, ale i u tych, którzy tylko patrzyli na te cuda miłosierdzia Bożego. Nie uznał, że zrobił już wszystko, a przynajmniej wystarczająco dużo. Nikt nie prosił Go o chleb dla głodnych. Zatroszczył się o to sam. Czy On nigdy nie odpoczywał? Czy i my mamy zatracić się w czynieniu dobra? Nawet miłość musi czasem odpocząć. Ważne jest jednak, czy czyni to ze zmęczenia, czy z samozadowolenia, syta własnej hojności.
Czwartek, 5.12.2024
Mt 7, 21. 24-27
Nie wszędzie da się budować. Są miejsca, które nie nadają się do tego i już. Inne miejsca może by się nadawały, ale przeznaczyliśmy je na coś innego, jak tereny zalewowe na wrocławskim Kozanowie, które zabudowano nie przejmując się wcześniej dokonanym wyborem. Wiara oznacza pewien rodzaj realizmu: uznanie, że nie my tworzymy porządek rzeczy, ale powinniśmy uznać, że świat rządzi się obiektywnymi prawami. Ten sam realizm każe nam przyjąć, że nasze decyzje mają konsekwencje. Odejście od tego realizmu jest przyczyną wielkiego upadku, czasem na skalę cywilizacji.
Piątek, 6.12.2024
Mt 9, 27-31
A gdyby owi niewidomi blefowali? Co byłoby, gdyby stało się im według ich wiary? Czy nie okazałoby się, że ich stan się jeszcze pogorszył? Autentyzm naszego wyznania wiary to poważna sprawa. Bóg nie nabierze się na napuszone pozy ani na puste słowa. On widzi, co jest w człowieku (por. J 2,25). Szczerość wiary na tym właśnie polega, że nie deklarujemy niczego na wszelki wypadek, bo tak może być dobrze, bo tak wypada. Wierząc, że Bóg jest Bogiem Prawdziwym, uznajemy, że nasze deklaracje nas osądzają przez to, na ile znajdują pokrycie w faktach.
Sobota, 7.12.2024
Mt 9, 35 – 10, 1. 5a. 6-8
Upór, by dać szansę “owcom, które poginęły z domu Izraela” jest zastanawiający. Nie chodzi przecież o “porządnych” Żydów, ale o tych, którzy zagubili się, zaplątali. Te zbłąkane owieczki nie musiały przecież marzyć o tym, aby wrócić do życia według przykazań, w ciasnym świecie skupionym wokół synagogi. Znaleźli się na ziemi niczyjej z własnego wyboru, a przynajmniej na skutek własnych czynów. A jak by już zostali “porządnymi” Żydami, to jaka jest gwarancja, że zasililiby szeregi wierzących w Jezusa? Może wołaliby z gorliwością świeżo nawróconych “na krzyż z Nim!”? Jezus nie stawiał tego problemu. Liczyło się tylko to, że potrzebowali pomocy. Że trzeba było ich szukać do skutku i cieszyć się z ich odnalezienia.