Komentarze do czytań – XXXIV TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 24 do 30 listopada 2024r. – Mira Majdan

 

 

XXXINiedziela Zwykła, 24 listopada 2024 r.  Uroczystość Chrystusa Króla

Pierwsze czytanie: Dn 7,13-14

Daniel wiedział, co to znaczy żyć pod panowaniem obcego, nieszanującego jego wiary i obyczajów imperium. Z przerażeniem oglądał więc proroczą wizję, w której władające ziemią kolejne mocarstwa ukazane zostały w postaci bestii pożerających wszystko wokół, dewastujących ziemię i gnębiących lud Boży. Ich królestwa przychodziły i odchodziły, gdyż władza zdobywana przemocą w końcu sama musi ulec silniejszym. Jednak zwieńczeniem wizji Daniela stała się zapowiedź innego królestwa – ta, którą słyszymy w dzisiejszym czytaniu. Królestwa, którym włada Król zasiadający już nie na tronie ziemskim, lecz niebieskim. Położy ono kres panowaniu bestii, ogarnie wszystkich ludzi na ziemi i będzie trwało wiecznie.

Absolutnym novum jest postawa Władcy tego królestwa. Przedwieczny nie jest żądny władzy i nie zamierza czerpać z niej korzyści. W uroczystej ceremonii dobrowolnie przekazuje „panowanie, chwałę i władzę królewską” Synowi Człowieczemu, aby rządził ludźmi Ten, który choć przychodzi z nieba, jest zarazem jednym z nich. Postać ta z pewnością była dla Daniela bardziej tajemnicza niż dla nas. Prorok zdołał jednak przekazać nam krzepiącą prawdę, że ostatecznie nad chaosem tego świata zapanuje Bóg – a Jego panowanie nie będzie panowaniem bestii, lecz panowaniem z ludzką twarzą.

Psalm responsoryjny: Ps 93,1-2.5

Dla nas, wierzących, królestwo Boże nie jest tylko sprawą odległej przyszłości. Zanim zatriumfuje ono w pełni przy końcu czasów, my już staramy się myśleć i żyć jego kategoriami. W dzisiejszym psalmie responsoryjnym wyznajemy, że Bóg jest wiarygodny, że istniał od początku i Jego potęga wciąż podtrzymuje świat, a my należymy do Jego domu. Jeśli nasz rozum i serce nadążą za tym, co wyznają nasze usta, dążenie do świętości stanie się dla nas nie zewnętrznym nakazem, lecz wewnętrzną potrzebą.

Drugie czytanie: Ap 1,5-8

Porywający, pełen uniesienia język, jakim Jan opisuje owoce ofiary Jezusa oraz Jego powtórne przyjście jest niezwykle odległy od złowieszczych przepowiedni dotyczących końca świata, z jakimi nieraz się spotykamy. Według św. Jana my, którzy już odkryliśmy w krzyżu miłość Jezusa, którzy już opłakaliśmy Jego śmierć, możemy oczekiwać Jego przyjścia nie z lękiem, lecz z uwielbieniem i błogosławieństwem na ustach. Będąc „królestwem” i „kapłanami” naszego Boga, możemy wstawiać się do Niego za tymi, którzy jeszcze nie wiedzą, jaką radością jest być po Jego stronie. Ale wstawiajmy się też za siebie nawzajem, abyśmy głębiej zrozumieli wielkość swojego powołania w tym świecie i zechcieli godnie odpowiedzieć na tę miłość, która została nam objawiona.

EwangeliaJ 18,33b-37

Gdyby królestwo Boże było z tego świata, kościoły nie pomieściłyby tłumów, modlitwa stałaby się codzienną praktyką wszystkich, a nauka Jezusa byłaby powszechnie przyjmowana. Ponieważ tak jednak nie jest i chrześcijaństwo nie przynosi wymiernych ziemskich profitów, a wręcz przeciwnie, traktowane jest obecnie przez wielu jako niegodny inteligentnego człowieka relikt przeszłości, opowiadanie się za Jezusem wymaga niekiedy heroicznej wiary i odwagi. Przykład takiej postawy daje nam On sam. W momencie, kiedy siły zła wydają się odnosić ostateczne zwycięstwo, a królowanie Jezusa jawi się jako śmiechu warta mrzonka, On, zmaltretowany, poniżony i osamotniony, bez wahania wyznaje wobec Piłata, że owszem, jest Królem. Wiarygodności tych słów dowiodło Jego późniejsze zmartwychwstanie. Dzisiejsza uroczystość przypomina nam, że jeśli dziś przyznamy się do Niego upokorzonego i odrzuconego, staniemy przy Nim również wtedy, gdy przyjdzie powtórnie i okaże się, że to do Niego należy ostatnie słowo.

 

Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.

Pierwsze czytanie: Ap 14,1-3. 4b-5

Kim są te sto czterdzieści cztery tysiące wybranych stojące przy zwycięskim Baranku na świętej górze Syjon? To ci, w których ustach „kłamstwa nie znaleziono”, którzy pozostali wierni Bogu oraz temu, co czuli w głębi serca, nie ulegając presji środowiska i nie dając się uwieść mentalności tego świata. Byli gotowi towarzyszyć Barankowi, „dokądkolwiek idzie”, nawet wtedy, gdy droga wiodła pod prąd i wydawała się mało atrakcyjna. Ich pieśni pochwalne nie były tylko powtarzaniem wyuczonych słów, gdyż naprawdę pojęli, że zostali wykupieni krwią Baranka i docenili wielkość otrzymanego daru.

Sto czterdzieści cztery tysiące – to dużo czy mało? W porównaniu do liczby ludzi wszystkich epok to oczywiście zaledwie nikły ułamek, jednak symbolicznie wartość ta – powstała z przemnożenia liczby dwunastu pokoleń Izraela przez liczbę Apostołów, a następnie przez liczbę tysiąc, która jest największą w hebrajskiej numeracji – może oznaczać wielką rzeszę wierzących Starego i Nowego Testamentu. Bóg nie stawia granic, nie zamyka nikomu drogi, w Jego ofercie nie ma klauzuli: „ilość miejsc ograniczona”. Rzeczywista liczba zaliczonych do owych symbolicznych „stu czterdziestu czterech tysięcy” będzie zależeć już nie od Niego, ale od nas.

Psalm responsoryjny: Ps 24,1b-4b.5-6

Boga znajdą ci, którzy Go szukają. Ci, którzy widząc świat stworzony, odważają się stawiać pytania o Stwórcę. Którzy starają się postępować uczciwie, nie po to, żeby uniknąć problemów, ale ponieważ są przekonani, że tak trzeba. Którzy przeczuwają, że życie ma być czymś więcej niż walką o w miarę wygodne przetrwanie kolejnego dnia. Którzy nie zadowalają się błahostkami. Oni odkryją, że ich najgłębsze pragnienia nie są ułudą, lecz wpisaną w ich serca tęsknotą za jedynym Bogiem, który jest żywy, prawdziwy, a Jego błogosławieństwo zmienia jakość życia.

EwangeliaŁk 21,1-4

Nam i innym może się wydawać, że dajemy dużo, podczas gdy w rzeczywistości kosztuje nas to niewiele. I na odwrót, nam i innym nasz dar może wydawać się bezwartościowy, podczas gdy w rzeczywistości wymaga on wręcz heroicznego poświęcenia. Spojrzenie Jezusa przenika najgłębsze motywacje, dostrzegając prawdziwą wartość ludzkich czynów oraz doceniając ukryte i niepozorne dobro, które często dokonuje się cicho i bez rozgłosu.

Kontekst dzisiejszej Ewangelii sugeruje, że Jezus nie wypowiedział tych słów do wszystkich, lecz jedynie do swoich uczniów. Wydaje się, że nie były one specjalnie potrzebne samej wdowie, gdyż nie złożyła swego daru dla ludzkich oczu. Bogaci darczyńcy skwitowaliby je pewnie wzruszeniem ramion, podkreślając, że zdana na „wdowie grosze” świątynia pewnie szybko by podupadła. Jednak nas, mieniących się uczniami Jezusa, uczą ani nie deprecjonować, ani nie przeceniać dobra, które czynią inni i które czynimy my sami, lecz pozostawić osąd Temu, który widzi wszystko.

 

Wtorek, 26 listopada 2024 r.

Pierwsze czytanie: Ap 14,14-20

Sąd Boży, o którym słyszymy w dzisiejszym czytaniu, odbywa się dwuetapowo. Na początku „Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego”, w którym rozpoznajemy zmartwychwstałego i chwalebnego Jezusa, otrzymuje polecenie od Ojca, by zebrać z ziemi wszystkich zbawionych. Dopiero potem jeden z aniołów zbiera winogrona i wrzuca je do „tłoczni Bożego gniewu”. I choć i Jezus, i anioł, dzierżąc w ręku taki sam „ostry sierp”, są wykonawcami Bożej sprawiedliwości, tekst stwierdza jasno, że rolą Jezusa nie jest potępiać, lecz zgromadzić wszystkich, którzy pozwolili Mu się zbawić.

„Tłocznia Bożego gniewu” znajduje się „poza miastem”, podobnie jak kiedyś krzyż Jezusa. Nikt już nie musi tam trafiać, gdyż trafił tam On sam, wypijając do końca kielich Bożego gniewu. Czas pomiędzy zmartwychwstaniem Jezusa a chwilą, gdy Bóg uzna, że sytuacja dojrzała do ostatecznej interwencji, jest czasem miłosierdzia, czasem danej wszystkim bez wyjątku szansy stanięcia po stronie dobra, nie tyle przez własną doskonałość, co poprzez gotowość przyjęcia daru zbawienia. Boża sprawiedliwość nie jest ślepym i bezdusznym rozliczaniem. Jezus, który przenika ludzkie serca, i którego miłosierdzie wobec grzeszników znamy z Ewangelii, z pewnością potrafi rozpoznać swoich.

Psalm responsoryjnyPs 96,10-13

Sąd Boży, przedstawiany niekiedy jako wiejące grozą wydarzenie, ukazany jest przez psalmistę w sposób niesłychanie pozytywny – jako upragnione wydarzenie, na wieść o którym cieszą się niebiosa, ziemia, morze, pola i wszelkie stworzenie. Dlaczego więc nie miałby cieszyć się także człowiek – korona stworzenia? Pan przychodzi, by przywrócić sprawiedliwy porządek, ostatecznie nazwać dobro dobrem, a zło złem, położyć kres występkom. Nasz stosunek do Jego przyjścia może nam uświadomić, jak bardzo już Mu ufamy, a w jakim stopniu jeszcze pokutuje w nas przekonanie, że bez Jego interwencji poradzimy sobie lepiej – w osobistym i globalnym wymiarze.

EwangeliaŁk 21,5-11

Oglądając plan czy makietę Jerozolimy z czasów Jezusa, widzimy, jak wielki obszar zajmowała w niej świątynia. Nie był to wiejski kościółek, lecz monumentalny obiekt, przewyższający wszystkie inne swoim ogromem i bogactwem. Zapowiedź jego zniszczenia, które rzeczywiście nastąpiło w 70 roku po Chrystusie, dla słuchaczy musiała być szokiem. Upadek świątyni, która dawała im poczucie dumy, stabilności i bezpieczeństwa, jawił się im jako ich prywatny koniec świata.

Jezus mówi, że świat w obecnej postaci nigdy nie zapewni nam pełnego poczucia bezpieczeństwa. W każdym pokoleniu zdarzają się wojny, przewroty, klęski żywiołowe czy epidemie niszczące to, co ludziom drogie. Nie jest to jednak końcem i nie mają racji prorocy wieszczący, że przeznaczeniem ludzkości jest ostateczna zagłada. Wśród niepewności tego świata pozostaje nam uchwycić się Boga, jedynego pewnego oparcia, i zaufać, że nawet nasze prywatne końce świata mają miejsce w Jego mądrym planie.

 

Środa, 27 listopada 2024 r.

Pierwsze czytanie: Ap 15,1-4

W obliczu siedmiu ostatecznych plag znajdują się tacy, którzy zamiast chować się przed Bogiem, stoją wyprostowani, wysławiając z serca Jego sprawiedliwość, wierność i świętość. Oni wiedzą, że nie zagrozi im już nic. Są zwycięzcami wraz z Barankiem. Bóg, od którego nie dali się odwieść ani duchowi czasów, ani manipulacji, ani przemocy, w widomy sposób wziął ich stronę. Stojąc nad brzegiem morza, jak niegdyś Izrael, widzą, że jego zastygłe fale nie są już w stanie wyrządzić im szkody. Bóg wybawił ich z niewoli grzechu i śmierci, wprowadzając w zupełnie nową rzeczywistość.

Ale myślą nie tylko o sobie. Ich pieśń pochwalna nie jest pieśnią egoistów zadowolonych, że im się udało. W ich orbicie zainteresowania są „wszystkie narody”, które właśnie przekonują się naocznie o potędze i świętości Boga, którego lekceważyły. W śpiewanej pieśni wyrażają nadzieję, że także inni ludzie wyjdą ze swoich kryjówek i przyjdą do Boga – nie doprowadzeni siłą i rzuceni na twarz jak jeńcy wojenni, ale z własnej woli, pociągnięci Jego chwałą i majestatem. Są święcie przekonani, że nikt, kto pozna Boga takiego, jakim jest naprawdę, nie będzie w stanie oprzeć się pragnieniu, by oddać Mu cześć. Ich serca wśród udręk ziemskiego życia nie stwardniały, lecz przemieniły się na wzór Baranka.

Psalm responsoryjnyPs 98,1b-3b.7-9

Jeśli sprawiedliwość, którą Bóg objawia poganom, kojarzy nam się głównie z osądem i wymierzeniem odpowiednio surowej kary, to może dlatego, że patrzymy na nią przez pryzmat sprawiedliwości ludzkiej – często bezwzględnej i bezdusznej. Jednak sprawiedliwość Boża nie służy jedynie temu, by wykazać, że to my mamy rację, a tym samym upokorzyć wszystkich dawnych i współczesnych „pogan”. Psalmista sugeruje, że paradoksalnie jest ona dobrą nowiną nie tylko dla „domu Izraela”, ale dla całej ziemi i jej mieszkańców. Bóg objawia się takim, jakim jest; pokazuje, jak jest wierny i dobry wobec tych, którzy do Niego należą, aby pociągnąć innych. W Nim sprawiedliwość i miłosierdzie, miłość i prawda stanowią harmonijną i nierozdzielną całość.

EwangeliaŁk 21,12-19

Mówiąc, że wytrwałość w obliczu prześladowań będzie ocaleniem życia, autor nie wybrał greckiego słowa bios, oznaczającego życie biologiczne oraz środki służące jego utrzymaniu i wygodzie. Wybrał słowo psyche – dusza – odnoszące się do samej istoty człowieka, do jego najgłębszego „ja”. Jedność z najbliższymi, dobra opinia u ludzi są dla nas niezwykle ważne, gdyż zapewniają komfort i poczucie bezpieczeństwa. Jednak dla tych, którzy odważą się stanąć po stronie Jezusa, gdy grozi to utratą ludzkiego wsparcia, staje się oparciem On sam. On umacnia ich wiarę, pomaga znaleźć właściwe słowa, uczy nie szukać odwetu, lecz wlewa w ich serca miłość i przebaczenie. W ten sposób ich wierność Bogu – która jest zarazem wiernością swojemu najgłębszemu „ja” – staje się ocaleniem dla nich samych, a także świadectwem dla tych, którzy czy to ze złej woli, czy to z powodu zwykłej nieświadomości stali się ich prześladowcami.

 

Czwartek, 28 listopada 2024 r.

Pierwsze czytanie: Ap 18, 1-2. 21-23; 19, 1-3.9a

Czym został spowodowany ten definitywny, ukazany w tak wielu sugestywnych obrazach, upadek Babilonu? Tekst dzisiejszego czytania mówi o „kupcach” będących „możnowładcami” oraz o „czarach”, którymi Babilon omamił „wszystkie narody” – czyli o świecie rządzonym przez pieniądz i manipulację. Pierwszym czytelnikom Apokalipsy ów Babilon kojarzył się jednoznacznie z cesarstwem rzymskim, które rzeczywiście upadło w 476 roku po Chrystusie. Jednak kolejnym pokoleniom chrześcijan tekst niesie dobrą nowinę o tym, że żaden system oparty na wyzysku i narzucaniu jednego, obcego im światopoglądu nie ostoi się w świetle chwały Bożej, które ukaże rzeczy takimi, jakimi są naprawdę.

Ale tekst mówi też o tych, którzy nie muszą czekać na ostateczną Bożą interwencję, aby umieć odróżnić prawdę od manipulacji, miłość od nierządu, a dobro od zła. To właśnie oni, którzy mimo presji, propagandy czy nawet prześladowań opowiedzieli się po właściwej stronie, zostają wezwani na ucztę weselną Baranka. W Kościele katolickim słyszymy to wezwanie podczas każdej mszy świętej. Wielu z nas, przyjmując je do siebie, wstaje i zbliża się do ołtarza, aby już teraz złączyć się z Jezusem-Barankiem. Oby On dał nam odwagę konsekwentnego opierania się wpływom naszych współczesnych „Babilonów”.

Psalm responsoryjny: Ps 100,2-5

To ciekawe, że w ostatnim tygodniu roku liturgicznego, gdy teksty czytań i Ewangelii ukazują w niezwykle realistyczny sposób zmagania chrześcijan żyjących w czasach ostatecznych, psalmy wciąż mówią o radości i błogosławieństwie. Zbawienie nie jest tylko kwestią przyszłości. Bóg jest wierny także teraz, w każdym pokoleniu, każdemu, kto Mu ufa i chce Mu służyć. Już teraz podtrzymuje swoją łaską, już teraz otacza opieką, już teraz zastawia stół i zaprasza na ucztę. Już teraz, wśród zwykłych, ludzkich utrapień, daje pokój serca i pozwala cieszyć się perspektywą szczęśliwego końca.

Ewangelia: Łk 21,20-28

Wychodząc od wydarzeń bliskich historycznie swoim słuchaczom – rychłego zburzenia Jerozolimy przez wojska rzymskie i tragicznego losu jej mieszkańców – Jezus po chwili rozszerza znacznie perspektywę swojego wywodu, nadając swoim wypowiedziom charakter bardziej uniwersalny. To już nie tylko „ten naród” dozna ucisku, ale na ziemi zapanuje powszechna „trwoga narodów”, odkrywających swoją bezradność w obliczu wrogich żywiołów. Od zagrożeń tych nie są wolni również i chrześcijanie, którzy dzielą zwyczajne losy ludzi swoich czasów tak, jak podzielił je Jezus. Oni jednak jako jedyni mają powód, by nawet w sytuacjach beznadziejnych zachować w sercach pokój i ufność. Mają zapewnienie Jezusa, że On jest blisko, że Jego moc i chwała są większe niż zagrażające im potęgi i że On przeprowadzi ich bezpiecznie przez wszystkie przeszkody stojące na drodze do Jego królestwa.

 

Piątek, 29 listopada 2024 r.

Pierwsze czytanie: Ap 20, 1-4. 11 – 21, 2

Skoro Jezus na krzyżu pokonał szatana, grzech i śmierć, to dlaczego wciąż musimy zmagać się z pokusami, cierpieć i umierać? Dylemat ten dotyczył również autora Apokalipsy, w którego czasach wiara w Jezusa często kosztowała życie, a on sam przebywał na wygnaniu na wyspie Patmos. Tam „ujrzał” coś, czego sam nie wymyślił, a co zostało mu dane z góry i pozwoliło zobaczyć ludzką historię w nowym świetle.

Co takiego „ujrzał” Jan? Ujrzał, jak szatan, sprawca zła, zostaje związany, a śmierć i otchłań wrzucone do jeziora ognia. Ujrzał, jak męczennicy królują w chwale wraz z Jezusem. Ujrzał, jak skorumpowany świat – ziemia i niebo – „ucieka” na sam widok oblicza Boga. Ujrzał sprawiedliwy sąd, który rozstrzyga jasno, co jest dobre, a co złe. Ujrzał wreszcie nowe niebo i nową ziemię, które wzbudziły jego zachwyt.

Jan odkrył, że żyje – jak my – w czasach ostatecznych, w których zbawienie już się dokonało, ale ogarnia powoli kolejne pokolenia ludzkości, aż wreszcie nastąpi ostateczny triumf Boga i Baranka. Odkrył, że jeśli Bóg chwilowo dopuszcza zło, to po to, żeby z większą mocą ujawniło się dobro, a jeśli niszczy to, co nam znane, to po to, by stworzyć nową rzeczywistość. Apokalipsa, ostatnia księga Pisma Świętego, jest księgą nadziei i pokrzepienia dla wszystkich, którzy są Mu wierni.

Psalm responsoryjnyPs 84,3-6a.8a

Można spełniać praktyki religijne z obowiązku, przyzwyczajenia, dla świętego spokoju lub ludzkiego oka. Tych jednak, którzy autentycznie tęsknią za Bogiem, wielbią Go z serca i lgną do Niego, psalmista uznaje za szczęśliwych już za życia. Oni już znają wewnętrzną moc płynącą z wiary oraz radość i poczucie bezpieczeństwa, jakie daje bliskość Boga. Wierząc, że Bóg jest dobry, a Jego plany przewidują dla nich przyszłość przekraczającą ich wszelkie oczekiwania, mogą przeżywać wszelkie nieuniknione trudności z nadzieją w sercu. Odkrywają, że każdy nasz niedosyt – szczęścia, miłości, zrozumienia, akceptacji – jest w istocie tęsknotą za Bogiem i w Nim ostatecznie znajdzie spełnienie.

EwangeliaŁk 21,29-33

Ponieważ współcześni Jezusowi nie dysponowali na co dzień kalendarzem, nadchodzące lato rozpoznawali po zjawiskach w przyrodzie, np. po tym, że figowce wypuszczały pąki, a po nich także pozostałe drzewa. Nie znając daty przyjścia Jezusa, my także czujnie wypatrujmy znaków bliskości Bożego królestwa. Zło dostrzec jest łatwo, ono narzuca się samo i jego zauważenie nie wymaga większego wysiłku. Jednak wśród ciemności i martwoty zimy Jezus uczy nas rozpoznawać znaki Jego działania – zalążki dobra, miłości i prawdy, które przekonują nas o tym, że cokolwiek by się działo, On jest blisko, wiara ma sens, a naszym przeznaczeniem nie jest zagląda, lecz życie wieczne.

 

Sobota, 30 listopada 2024 r.  święto św. Andrzeja, Apostoła

Pierwsze czytanieIz 49,1-6

Każdy, kto na serio chce pełnić wolę Boga, prędzej czy później zmierza się ze swoją nieadekwatnością do powierzanych mu przez Niego zadań. Podobnie jak proroka Izajasza ogarnia nas czasem poczucie, że owoce naszych działań są niewspółmierne do poniesionego trudu, a nasze wysiłki zmarnowane i niedocenione. Słowo Boże zapewnia nas dziś, że Pan widzi wszystko i potrafi nagrodzić naszą wierność nawet wtedy, gdy brakuje nam wymiernych sukcesów, które przyniosłyby nam satysfakcję. On też nieustannie podnosi nam poprzeczkę, posyłając nas na kolejnych etapach życia do nowych zadań, abyśmy zdając sobie sprawę, jak mało dotąd dla Niego uczyniliśmy, nie spoczywali na laurach, lecz wciąż dawali Mu się prowadzić.

Takie też były losy Apostołów, w tym także czczonego dziś przez nas św. Andrzeja. Pismo Święte nie kreuje ich na herosów ani celebrytów, przeciwnie, podając niewiele szczegółów z ich życia, często eksponuje ich słabości, trudności ze zrozumieniem nauki Jezusa, niedorastanie do otrzymanej misji. Byli jak my zwykłymi ludźmi, którzy uwierzyli, że mogą stać się narzędziem w ręku Boga – tak jak każdy, kto takim, jakim jest, odda Mu się do dyspozycji.

Psalm responsoryjnyPs 19,2-5b

Całe stworzenie głosi chwałę Stwórcy, który przez nie pozwala się rozpoznać. Jednak aby to słowo uzyskało dźwięk, a tym samym mogło nie tylko przekazywać, lecz również interpretować i objaśniać, potrzebne jest zaangażowanie tego wyjątkowego stworzenia, jakim jest człowiek. Inne stworzenia świadczą o Bogu przez sam fakt swego istnienia, ale świadectwo dawane przez człowieka jest owocem jego osobistej decyzji. Ta wolność, która jest naszym wspaniałym przywilejem, pociąga za sobą odpowiedzialność. To także od wyborów każdego z nas zależy, jak głośno słowo Boże wybrzmi w naszym świecie.

Drugie czytanie: Rz 10,9-18

Nie wystarczy słuchać słowa Bożego, trzeba je jeszcze usłyszeć. Nie wystarczy wyznać wiarę ustami, trzeba także przyjąć ją sercem. Religijność powierzchowna, nieprzeżywana w głęboki, osobisty sposób, bywa często bardziej ciężarem niż wyzwoleniem. Nie doprowadzi nas ona do tego doświadczenia, o którym mówi dziś Apostoł Paweł – do bliskości Pana, który daje nam się poznać i sprawia, że nie musimy niczego się wstydzić. To już nie pochodzenie czy status stają się naszym tytułem do chwały, ale fakt, że On przyjmuje nas, usprawiedliwia swoją łaską i zbawia niezależnie od naszej osobistej historii.

Paweł ubolewa nad tym, że pomimo gorliwości ewangelizatorów oraz piękna i mądrości samego przesłania Ewangelii nie wszyscy dają jej posłuch. Tak wielu słyszy tylko to, co chce usłyszeć, co jest potwierdzeniem ich dotychczasowych poglądów. Nie przyjmują dobrej nowiny, być może zakładając z góry, że ostatecznie wcale nie okaże się dla nich dobra – że nie przyniesie im spełnienia, a jedynie stworzy problemy i nałoży dodatkowe obowiązki. Jakże bardzo potrzebne jest dziś świadectwo tych, którzy słuchając, usłyszeli, a przyjmując sercem, mają odwagę wyznać ustami, że Jezus jest ich Panem, a wiara w Niego daje im prawdziwą wolność.

EwangeliaMt 4,18-22

Nie idzie się na jedno skinięcie za całkowicie obcym człowiekiem, zwłaszcza jeśli ma się ustabilizowane życie i obowiązki wobec innych. Z pewnością więc moment powołania pierwszych uczniów był jakoś przygotowany. Zetknęli się z Jezusem już wcześniej, słuchali Jego nauki, zaintrygowała ich Jego osobowość. Kiedy więc ich powołał, byli gotowi, by z Jego sympatyków stać się Jego uczniami – i to gotowi do tego stopnia, że uczynili to „natychmiast”.

Papież Franciszek podkreśla często w swoim nauczaniu, że chrześcijanin ma być „uczniem -misjonarzem”. Każdy z nas jest powołany, by nie tylko być sympatykiem Jezusa, ale podjąć ryzyko autentycznego pójścia za Nim. Czy znamy Go już tak dobrze, czy ufamy Mu dostatecznie, by uwierzyć, że gdy On w swoim słowie wskazuje nam jakiś kierunek, to naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać?