[dzien 1]
Niedziela, 19.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Prz 31,10-13,19-20.30-31
Właściwie, to autor poematu o dzielnej niewieście nie miał się nad czym rozwodzić: u tej kobiety po prostu wszystko jest na swoim miejscu! Hierarchia wartości moralnych, pobożność, pracowitość, oryginalny wdzięk. Nawiązując do dzisiejszego fragmentu ewangelii, można by skonstatować: służebnica dobra i wierna, wierna w rzeczach niewielu, godna postawienia nad wieloma rzeczami, gotowa, by wejść do radości swego pana. U progu Adwentu, gdy zamykający się po raz kolejny cykl liturgiczny skłania nas do refleksji nad własnym postępem duchowym, spotykamy się ze spokojnym napomnieniem słowa Bożego: tam, gdzie prostota – rozumiana jako harmonia natury i łaski, łaski wyrażającej się przez naturę – tam świętość. Takie jest przesłanie zbliżającego się Bożego Narodzenia: nasz udział w zbawieniu nie dokonuje się obok codzienności, ale właśnie w niej się przejawia. A rok liturgiczny, akcentując poszczególne tajemnice życia Jezusa Chrystusa, miał nam pomóc w przyswojeniu sobie nadprzyrodzonego działania sakramentów, słowa Bożego i wspólnoty oraz wcieleniu ich w zwyczajny krwiobieg spraw i zdarzeń. Jakie są w naszym życiu owoce kończącego się roku liturgicznego?
Psalm responsoryjny: Ps 128,1-2.3.4-5
Dzisiejszy psalm doskonale koreluje z pierwszym czytaniem. Oba utwory przypisalibyśmy człowiekowi dojrzałemu, który z perspektywy lat patrzy na życie i zauważa, że to prostota i stateczność – a nie ich przeciwieństwo – są synonimami szczęśliwego życia. Możemy wyobrazić sobie, jak z takim samym prostodusznym uśmiechem zaprzecza jednak temu, by opisywana przezeń sielanka, powstała samoistnie. Nie. Wspólnym fundamentem życiowego błogosławieństwa tak dzielnej niewiasty, jak i szczęśliwego mężczyzny, jest bojaźń Boża, chodzenie Jego drogami.
Drugie czytanie: 1 Tes 5,1-6
Autorzy lekcjonarza mszalnego – których swoją drogą powinniśmy traktować nie tyle jako kompilatorów dbających o zachowanie spójności tekstów biblijnych, ile przewodników czy animatorów życia wewnętrznego – do przesłania poprzednich czytań dołączają ważną uwagę: ci szczęśliwi ludzie, mężczyźni i kobiety czczący Boga całym swoim sposobem życia, nie są pochłonięci teraźniejszością. Duch, któremu pozwolili przeniknąć swą codzienność, wciąż wzywa ich naprzód: a więc, czuwają! Pan, którego spotykają jako wychodzącego im naprzeciw, nie jest tylko gościem ich dusz, którego obecność zastają, ale Tym, któremu aktywnie odpowiadają, wyrywając się co rusz ze stagnacji powtarzalnego życia. Taki jest sens drugiego czytania, które – choć zazwyczaj stanowi ogniwo odrębnego cyklu wobec porządku ewangelii, pierwszego czytania i psalmu – tym razem akurat zazębia się z nimi. Toteż chrześcijanie, adresaci Pawłowego Listu, stają teraz w jednej linii z bohaterami poprzednich czytań, przypominając nam, że Bóg błogosławi tylko temu pokojowi i bezpieczeństwu, które nie gaszą naszego pragnienia na spotkanie z Nim bez pośrednictwa świata: w wieczności.
Ewangelia: Mt 25,14-30
Królestwo Boże nie odwołuje się do rzeczy wielkich, których dokonując, ludzie tracą swoje człowieczeństwo, stają się zaś herosami, bohaterami, półbogami. Lektura dzisiejszych niedzielnych czytań liturgicznych ze Starego Testamentu i z Listu św. Pawła pokazała nam wyraźnie zamysł Boga: liczy się codzienna praca, w której przyzwoitość dla przyzwoitości i sprawiedliwość dla sprawiedliwości stanowi już wystarczający motyw działania – który jednak w sercach Ludu Przymierza przenika jeszcze nadprzyrodzone przeczucie łączności z Panem, świadomość organicznej jedności Kościoła: Głowy i Ciała. Królestwo Boże leży więc w granicach naszych chrześcijańskich możliwości: z czym zgodziło się dwoje sług z dzisiejszej przypowieści – zakasując rękawy i biorąc się po prostu do roboty; a o czym najwidoczniej zapomniał ostatni sługa – odbierając polecenie swego pana jako zadanie ponad jego siły. Kara, którą otrzymał – w zasadzie zaś konsekwencja własnej decyzji – dotyczy więc nie rodzaju czynności, którą miał wykonać, ale niepodjęcia jej. Sam wykluczył się – wyrzucony na zewnątrz – z grona szczęśliwych, bogobojnych, pracowitych i czuwających przyjaciół Boga.
[dzien 2]
Poniedziałek, 20.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 1 Mch 1,10-15.41-43.54-57.62-64
Izraelici przeżywają swój Kulturkampf. Jak słyszeliśmy, niekoniecznie nawet narzucony: nęcą ich greckie zwyczaje, kult atletycznego ciała, idea obyczajowej jednolitości. Młodzież wybiera gimnazjon zamiast świątyni, a nowe religijne obrzędy traktuje jako swoisty happening. Nic dziwnego, że obce siły idą o krok dalej i otwarcie niszczą żydowskie dziedzictwo. Zanim jednak żachniemy się: I skąd my to znamy, zauważmy, że utrata własnej tożsamości nie bierze się znikąd, lecz jest objawem przewlekłej choroby: powierzchowności. Nie rezygnuje się przecież tak łatwo z praw i obrzędów, którymi rzeczywiście dotyka się sfery sacrum – Jedynego Boga; chyba że stały się dla kogoś staromodnymi gusłami. Znaków wyrażających miłość nie poświęca się dla paru sojuszy; chyba że te znaki są już nieczytelne, puste, pozbawione znaczenia. Dzisiejsza historia, której rozwój będziemy odtąd śledzić w liturgii słowa, stawia pytanie o sens naszych chrześcijańskich zasad i nabożeństw: na ile rzeczywiście sięgamy nimi nieba, gdzie Jezus zasiada po prawicy Ojca? Jeżeli w Europie i Polsce bronimy chrześcijańskiej tradycji, to dlatego, że jest ona żywym nośnikiem relacji ze Zbawicielem; a pozostałe dziedziny, jak prawa człowieka, wartości demokratyczne, czy ekologia są jej pochodną.
Psalm responsoryjny: Ps 119,53.61.134.150.155.158
W przewidzianym na dziś fragmencie najdłuższego z psalmów, autor natchniony daje świadectwo właściwego postępowania w przypadku moralnego konfliktu, który wywołuje w nim trudne uczucia: gniew i wstręt wobec grzeszników oraz poczucie osaczenia i zagrożenia. Nazywa je przed sobą i Bogiem po imieniu; zwycięża pokusę złorzeczenia lub pragnienia zemsty; nie tłumi nagromadzonej w sercu energii, lecz wykorzystuje ją, by dokonać pozytywnego wyboru dobra i powierzenia się Panu. Bierzmy z niego przykład.
Ewangelia: Łk 18,35-43
Być może niewidomemu było łatwiej, bo nie widział tych ludzi, w oczach których tak się upokarzał, wołając wniebogłosy. Musiał za to przedrzeć się przez gąszcz niewidzialnych twarzy, które o wiele natarczywiej usiłowały odmówić sensu jego wysiłkom – musiał wyprzeć się demonów, zakradających się wprost do jego serca, gdzie w splocie myśli i uczuć odżegnywały go od zaufania Jezusowi. Takie spojrzenie na niewidomego spod Jerycha uświadamia nam realia walki duchowej, której nie toczymy przeciwko ludziom, ale przeciw pierwiastkom duchowym zła (por. Ef 6,12). Spór z człowiekiem zaś – wiedziony dojrzale (na wzór dzisiejszego psalmu) i dotykający spraw moralno-religijnych (w kontekście pierwszego czytania) – stanowi dla tej wewnętrznej walki jedynie zewnętrzny punkt zaczepienia.
[dzien 3]
Wtorek, 21.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 2 Mch 6,18-31
Zdarza się, że w jednej rozmowie gloryfikujemy pierwszych chrześcijan-męczenników, w drugiej zaś trochę im się dziwimy. „No, bo żeby z powodu jakiegoś kadzidełka dać się rozszarpać bestiom na arenie? Albo przez nie nadepnięcie na tabliczkę z wizerunkiem Maryi zawisnąć głową w dół, jak w filmie Milczenie Martina Scorsese?” W tej samej linii możemy ustawić dzisiejsze czytanie: w końcu, czym jest kęs wieprzowiny wobec daru życia? Niech udaje tylko, że je to, co jest nakazane przez króla. Tak postępując, uniknie śmierci. W ten sposób rozmywa się i relatywizuje jednoznaczność męczeństwa, na miejsce której wchodzi nadgorliwość, brawura, a nawet nieodpowiedzialność wobec młodych pokoleń. Tak, męczeństwo gniecie nas w dołku, stając się kamieniem odrazy i zgorszenia. Jak krzyż Jezusa. Joseph Ratzinger we Wprowadzeniu do chrześcijaństwa pisał, że dziś wprowadzono by rozróżnienie na lojalność obywatelską wobec państwa i prawdziwie religijny akt i stwierdzono by, iż nie można oczekiwać heroizmu od przeciętnego człowieka; wiara jednak nie jest jedynie jakąś grą intelektualną, tylko rzeczą poważną, i to właśnie przez męczeństwo wiara złamała raz na zawsze dążenia władzy politycznej do totalizmu. O to toczy się walka: o jedyność Boga. Nie w próżni deklaracji i debat – ale w moim życiu.
Psalm responsoryjny: Ps 3,2-3.4-5.6-7
Wczoraj uczyliśmy się od psalmisty konsekwentnej postawy wobec nawały trudnych uczuć wywołanych przez zewnętrzny konflikt moralny. Dziś, w innym psalmie, spotykamy wyznawcę, który tamten etap ma już za sobą. Sytuacja nie zmieniła się, lecz jej emocjonalny odbiór wychynął na powierzchnię życia wewnętrznego, zwalniając przestrzeń poniżej doświadczeniu bliskości Boga, przynoszącej poczucie zdrowej pewności siebie i umiejętność wejścia w spór z adwersarzami: Ty moją głowę podnosisz! Obijanie się między ufnością a niepokojem, dzięki wytrwałej i dojrzałej modlitwie, ustąpiło miejsca pokojowi i trzeźwości spojrzenia.
Ewangelia: Łk 19,1-10
Daleko było Zacheuszowi do jednoznaczności męczenników z pierwszego czytania i jakże większym był ślepcem od bohatera wczorajszej ewangelii! A jednak, w jego osobie słowo Boże ostatnich dwóch dni przypomina, że Bóg Objawienia wchodzi w ludzką historię taką, jaką ona jest, a nie być powinna. Realizm wygrywa z idealizmem. Jezus przyjmuje nieuporządkowaną motywację Zacheusza, z powodu której on chciał się z Nim spotkać i posługuje się nią, by uwolnić go z grzechu. Tajemnica nawrócenia jest tajemnicą serca człowieka, w którym rozgrywa się dramat decyzji, która musi także wyrazić się w czynie (Połowę majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie). W ten sposób Zacheusz dołącza, na swoją miarę, i do świadectwa męczenników z czasów machabejskich, i do krzyku wczorajszego niewidomego spod Jerycha.
[dzien 4]
Środa, 22.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 2 Mch 7,1.20-31
Heroizm w chwili życiowej próby zazwyczaj nie bierze się znikąd, ale jest uwieńczeniem wcześniej wypracowanej dojrzałości. Toteż w dramatycznym epizodzie z życia siedmiu braci izraelskich rozważamy dziś nie tylko ich wierność ideałom religijnym, lecz również – w osobie ich matki – wzór judeochrześcijańskiego wychowania, w którym splatają się pierwsze i czwarte przykazanie. Konsekwentna wiara rodziców w jedynego Boga odbija się na ich postrzeganiu siebie jako wychowawców i rzutuje na ich styl wychowania. Katechizm poucza, że więź z Chrystusem zajmuje pierwsze miejsce przed wszystkimi innymi więzami rodzinnymi lub społecznymi (KKK 1618). W ten sposób, dla rodziców i wychowawców, męczeństwo za wiarę w jedynego Boga zyskuje nowy wymiar – wymiar jednoznacznej decyzji o tym, by powierzone im dzieci wzrastały coraz bardziej ku dojrzałości oraz samodzielności ludzkiej i duchowej (por. KKK 2232). Oznacza to nieraz stratę i ryzyko: stratę własnych planów i zamiarów oraz ryzyko darowanej wolności i odpowiedzialności. Dzisiejsza historia rodzinna w sposób tragiczny dowodzi jednak, że warto: warto traktować dzieci i wychowanków jako powierzony dar, a Boga jako współwychowawcę, który, w odpowiednich warunkach, oddziałuje na podopiecznych najskuteczniej, bo od wewnątrz.
Psalm responsoryjny: Ps 17,1.5-6.8.15
Nie jest poetycką przesadą stwierdzenie psalmisty: W sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze. Istotnie, w stanie zagrożenia, w jakim się znalazł, on dba o to, co najważniejsze: pilnuje swego serca. Chociaż trudności „tłumaczą” jego trwogę, nie „usprawiedliwiłyby” jego grzechu: czy to odwetu wobec wrogów, czy to ucieczki w niemoralne środki albo sposoby uśmierzania bólu. Wie, że Bogu zależy na modlitwie warg nieobłudnych. Niech jego postawa będzie dla nas przypomnieniem, że pierwszym zamiarem Boga, pomagającego nam w rozwiązaniu naszych problemów, jest nawracanie nas.
Ewangelia: Łk 19,11-28
Determinacja. To wspólna postawa osób, z którymi spotykamy się w dzisiejszych czytaniach: siedmiu braci oraz ich matki, psalmisty, Jezusa. Podobną jednak determinację obserwujemy u ich przeciwników: króla Antiocha i błędnie myślących rozmówców Mistrza z Nazaretu. Wynika stąd prosty wniosek, że sama determinacja – choć może nęcić postronnych – jeszcze nie autoryzuje jej posiadacza. Co więc decyduje o autentyczności pierwszej grupy dzisiejszych postaci biblijnych? Wydaje się, że przesądza o tym połączenie u nich pokoju serca z powierzeniem się Bogu, z życzliwością wobec nieprzyjaciół, i z gotowością na cierpienie. W ten sposób, w życie tych konkretnych ludzi wcieliło się i zarazem objawiło, oczekiwane przez nich wszystkich Boże królestwo.
[dzien 5]
Czwartek, 23.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 1 Mch 2,15-29
Księgi Machabejskie, choć połączone tytułem, fabułą i czasem powstania, nie stanowią jednego, dwutomowego dzieła; dlatego bieżący cykl czytań korzysta z nich mniej więcej naprzemiennie. Po wczorajszym spotkaniu – w Drugiej Księdze Machabejskiej – z matką nieustępliwą pod względem religijnego wychowania swych synów, dziś – w Pierwszej Księdze Machabejskiej – spotykamy się z postacią równie nieugiętego ojca. Jego opór wobec ujednolicania kultury przez greckiego hegemona nie jest, tym razem, jedynie dramatem rodzinnym; ma szerszy wymiar. Matatiasz, bo o nim mowa, cieszy się wysoką pozycją
w społeczności swego miasta; jego decyzja nie będzie więc jedynie tematem plotek, ale zyska rangę powszechnego wzorca postępowania. Świadom wagi sprawy, Matatiasz publicznie wyrzeka się bałwochwalstwa, zabija jednego z wiarołomców i opuszcza swe miasto. Tutaj urywa się przewidziany na dziś wątek Pierwszej Księgi Machabejskiej; przyjrzyjmy się jednak jego kontynuacji: Matatiasz, choć niechętny bezpośredniej walce, wobec eksterminacji kolejnych grup podobnych do niego pustynnych zbiegów, czuje się zmuszony sięgnąć po broń. Bierny opór ma swoje granice. Warto je rozważyć, sięgając – już osobiście – do omówienia piątego przykazania w naszym Katechizmie (KKK 2039).
Psalm responsoryjny: Ps 50,1-2.5-6.14-15
Bóg zajaśniał z Syjonu. Kto dostrzegł ten duchowy blask bijący z Jerozolimy? Ci, którzy przez ofiarę zawarli ze Mną przymierze. Wśród nich niegdyś byli ci wszyscy, którzy biernie lub czynnie przeciwstawili się greckiej dominacji kulturowej, jak Matatiasz z pierwszego czytania. Później dołączyli do nich chrześcijańscy świadkowie, dla których blaskiem Syjonu stała się ofiara Chrystusa – tajemnica krzyża udostępniana w Eucharystii. Biorąc w niej udział, wsłuchajmy się w to wołanie: Zgromadźcie mi moich umiłowanych… Składaj dziękczynną ofiarę… I wzywaj Mnie w dniu utrapienia, wyzwolę ciebie, a ty Mnie uwielbisz.
Ewangelia: Łk 19,41-44
Ciągłość między dwoma blaskami Jerozolimy, o których traktowaliśmy wyżej, a propos psalmu, nie jest wcale oczywista. Świadczy o tym płacz Jezusa w chwili przełomu: gdy Stare Prawo ustępuje miejsca Nowemu, a kult Prawa i ofiar odsuwa się w cień usprawiedliwienia z wiary w Ukrzyżowanego. W tym intymnym momencie przystańmy przy Nim w milczącej pokorze, dzięki której naszą wiarę chrześcijańską uznamy za dar, którego wciąż do końca nie rozpoznaliśmy.
[dzien 6]
Piątek, 24.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 1 Mch 4,36-37.52-59
Wczorajsze rozważania doprowadziły nas do opowiadania o zbrojnym powstaniu machabejskim. Liturgia słowa jednak pomija je i przechodzi dziś bezpośrednio do chwalebnego finału: opisu odbudowy świątyni i poświęcenia ołtarza. Najeźdźca wyparty, kult wznowiony! I choć zapewne udziela nam się tryumfalne poczucie ulgi powstańców, może także pojawia się w myślach pewna wątpliwość: to w końcu jakie wyjście jest właściwe: męczeństwo czy walka? Czy powstania zainicjowanego przez Matatiasza, ojca braci Machabeuszy, tego efektu domina, nie mogło wcześniej wywołać siedmioro pomordowanych synów nieodżałowanej żydowskiej matki? Albo ten szlachetny uczony, który odmowę spożycia wieprzowiny przypłacił śmiercią? Czy męczeństwo jest jedynie słabością, cucącą z letargu silnych? Niebagatelne pytania. Zanim jednak zawyrokujemy, że nie tylko umiera się za wiarę, ale na równi z tym także zabija w jej obronie, wniknijmy w porządek Objawienia: to Chrystus jest jego pełnią i to On wypełnia sens Pisma Świętego (KKK 65nn); a Jego odkupieńcza śmierć zajmuje uprzywilejowane miejsce wobec innych prawd biblijnych (KKK 601). Musimy więc modlić się o dar roztropności, by
w chwili próby nie tyle usprawiedliwiać własne postępowanie, ofensywne lub defensywne, ile rozeznawać drogę naśladowania Zbawiciela.
Psalm responsoryjny: 1 Krn 29,10-11abcd.12
Utwór ten można by określić mianem testamentu Dawida: zestarzały król wyśpiewał go bowiem na widok ostatniego dzieła swego życia – zebranych ofiar na budowę pierwszej świątyni. Wkrótce potem zmarł, ciesząc się z przygotowania następcy do wzniesienia świątyni będącej centralnym miejscem sprawowania kultu. Podobnie jak w pierwszym czytaniu, scenę tę przepełnia podniosły nastrój: radość ze swobody obcowania z Bogiem. Abstrahując więc od wszystkich mankamentów współczesnej kultury, wraz z Dawidem wzbudźmy wdzięczność za to, że żyjemy w czasach wolności religijnej; wdzięczność – i poczucie zobowiązania do przekazania tego stanu jako dziedzictwo młodemu pokoleniu.
Ewangelia: Łk 19,45-48
Świątynię łatwo zbudować; trudniej odbudować; najtrudniej oczyścić z grzechów jej użytkowników i uczynić z nich prawdziwych wyznawców. Wobec różnych sposobów wykorzystania świątyni – jako źródła zarobku, tuby politycznej, miejsca głoszenia samych siebie – Jezus z naciskiem przypomina o jej jednym, jedynym celu: Mój dom będzie domem modlitwy! Równie konsekwentnie warto pamiętać o tym, że to my, chrześcijanie, wspomnianą w kontekście psalmu wolność religijną napełniamy treścią. Dlatego liczba kościołów – zbudowanych i odbudowanych po 1989 roku – jeszcze nie weryfikuje stanu ducha naszego narodu; miarodajne jest dopiero świadectwo przemiany tych, którzy w nich sprawują i przyjmują sakramenty.
[dzien 7]
Sobota, 25.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: 1 Mch 6,1-13
Kończymy dziś lekturę jednej z historii zawartych w Księgach Machabejskich, którą w poniedziałek rozpoczęliśmy słowami: Wyszedł grzeszny korzeń – Antioch Epifanes. Mimo prześladowań i dylematów moralnych, których przysporzył Izraelitom i pośrednio nam, ów grecki władca nie ostał się. Poniósł druzgocącą klęskę. Autor dzisiejszego czytania (w zasadzie: epilogu powstania machabejskiego) poświęcił mu jednak zadziwiająco dużo miejsca; dlaczego?, pytamy. Być może, drobiazgowa relacja z jego porażek poprzedzających koniec jego życia i wewnętrznej zgryzoty miała tym bardziej podkreślić militarne i religijne zwycięstwo wyznawców jedynego Boga. Wydaje się jednak, że opis zdesperowanego serca pogańskiego władcy u schyłku życia niesie przesłanie ponadczasowe: to właśnie serce, a nie arena bitew, jest miejscem przesilania się dobra i zła. Przede wszystkim zaś, serce jest miejscem decyzji (KKK 2563), w którym każdy zbrodniarz może otworzyć się na odkupienie. Pobrzmiewa tutaj młodsza o kilka wieków, Jezusowa przypowieść o synu marnotrawnym: Zastanowił się i powiedział: Ojcze, zgrzeszyłem względem Ciebie! (Łk 15,17nn) Dla serca Antiocha – i naszych grzesznych serce – sprawa jest otwarta. Nie musimy stoczyć się w rozpacz i samopotępienie. Możemy wybrać drogę żalu i pokuty.
Psalm responsoryjny: Ps 9,2-3.4.6.16.19
Wsłuchajmy się dobrze we wstępne wyznanie psalmisty: Chwalić Cię będę, Panie, całym sercem moim! Co przechowuje to serce? Najpierw, pamięć o ubóstwie i nieszczęściu, które nie przeszkodziły mu równocześnie zaufać Panu. Dalej, doświadczenie zagrożenia i pułapki, która została na niego zastawiona. Wreszcie, smak zwycięstwa, które – chociaż mogło być odniesione dosłownie jego rękami – przypisuje jednak Bogu. Otwarcie oczu na aktywną obecność Pana w naszym życiu i poczucie wdzięczności wobec Niego nie biorą się najpierw z refleksji wstecznej (analizy minionych wydarzeń), lecz z dopuszczania Go do naszych przeżyć tu i teraz.
Ewangelia: Łk 20,27-40
Tlącą się dopiero w Księgach Machabejskich nadzieję na zmartwychwstanie umarłych, Jezus potwierdza jednoznacznym wyznaniem, w którym powołuje się nie tylko na własny autorytet, lecz również na świadectwo Pięcioksięgu, które Jego słuchacze przeoczyli. Aby wniknąć w Jego intencję i spojrzenie, skorzystajmy z treściwej katechezy Jana Pawła II: Saduceusze najwyraźniej traktują sprawę zmartwychwstania jako swego rodzaju teorię czy hipotezę, którą można obalić. Jezus wykazuje im naprzód błąd metodologiczny: nie znają Pisma – a z kolei błąd merytoryczny: nie przyjmują tego, co Pismo objawia – nie znają mocy Bożej, nie mają wiary w Tego, który objawił się Mojżeszowi w krzaku ognistym. Jest to bardzo znamienna odpowiedź i bardzo precyzyjna. Chrystus spotyka się tutaj z ludźmi, którzy uważają się za znawców i kompetentnych interpretatorów Pisma. Ludziom tym – saduceuszom – Jezus odpowiada, że sama znajomość Pisma jako „litery” nie wystarcza. Pismo bowiem jest nade wszystko środkiem do poznania mocy Boga żywego, który objawia w nim siebie, tak jak objawił siebie Mojżeszowi w krzaku ognistym. W tym objawieniu nazwał siebie „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”, a więc tych, którzy byli protoplastami Mojżesza w wierze płynącej z objawienia Boga żywego. Wszyscy oni dawno już pomarli, a jednak Chrystus odwołanie się do nich dopełnia stwierdzeniem: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych”. Stwierdzenia tego, które jest kluczem Chrystusowej interpretacji słów wypowiedzianych do Mojżesza z głębi płonącego krzaka, nie można rozumieć inaczej, jak tylko przyjmując rzeczywistość życia, któremu śmierć nie kładzie kresu. Ojcowie Mojżesza w wierze: Abraham, Izaak, Jakub, dla Boga są osobami żyjącymi […], chociaż wedle ludzkich kryteriów należy ich zaliczyć do umarłych. Odczytywać prawidłowo Pismo, a w szczególności powyższe słowa Boga samego – to znaczy poznawać i przyjmować z wiarą w moc Dawcy życia, który nie jest związany panującym w ziemskich dziejach człowieka prawem śmierci. (Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Odkupienie ciała a sakramentalność małżeństwa, Lublin 2011, str. 202-203).
[dzien end]