Niedziela, 13.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ml 3, 19-20a
Przy końcu roku liturgicznego, w przedostatnią jego niedzielę, w przedostatnim miesiącu roku, rozpoczynamy liturgię słowa od lektury ostatnich wypowiedzi ostatniej księgi Starego Testamentu. Temat sądu, wynagrodzenia czy ukarania człowieka przez Boga za jego postępowanie, zawsze zajmował ważne miejsce w doświadczeniu wiary, najpierw w Starym Testamencie, a następnie w czasach Kościoła. Prorok Malachiasz przedstawia ten okres dziejów, kiedy ludzie nie mieli jeszcze świadomości życia po śmierci. Dla nich wszystko dokonywało się na tym świecie, w życiu doczesnym. Oczekiwali Dnia Jahwe, dnia sądu nad światem, różnie wyobrażając go sobie, zawsze jednak chodziło o przebieg tego wydarzenia na ziemi. Jednak, nawet przy takim podejściu nie pomylili się. Dzień sądu nad światem rozpoczął się z chwilą przyjścia na świat Jezusa Chrystusa. Z tego czasu głoszona jest nowina o zbawieniu i każdy, kto ją usłyszy, może pójść zaproponowaną mu drogą bądź też odrzucić taką możliwość. W momencie wyboru dokonuje się sąd: podobnie jak wybór Boga jest decyzją z konsekwencjami na wieczność, tak również Jego odrzucenie posiada wieczne następstwa. Do ostatniej chwili życia wszystko można zmienić, później łaskawość i sprawiedliwość Boga objawi się tak, jak o tym mówi nam prorok Malachiasz.
Psalm responsoryjny: Ps 98, 5-6.7-8.9
Otwierając serce na treść orędzia proroka Malachiasza, lud Boży wyraża przekonanie, że Pan będzie sądził świat sprawiedliwie i ludy według słuszności. W tym przekonaniu kryje się jednak nadzieja, że nie będzie to sprawiedliwość w znaczeniu ludzkim, jurydycznym, ale sprawiedliwość według miary Boga Ojca, a więc taka sprawiedliwość, w której akordem dominującym będzie miłosierdzie. Radosna, podniosła atmosfera responsorium wydaje się potwierdzać takie właśnie przekonanie, które dodatkowo znajduje potwierdzenie w codziennym doświadczaniu Bożej dobroci.
Drugie czytanie: 2 Tes 3, 7-12
W drugim czytaniu niedzielnej liturgii słowa spotykamy się z biblijną teologią pracy w wydaniu Świętego Pawła. Nauka Apostoła Narodów doskonale wpisuje się w całokształt doktryny biblijnej na ten temat, obecnej w Piśmie Świętym od pierwszej stronicy, co więcej, jest jej kontynuacją, a nawet rozwinięciem. Apostoł nie tylko pięknie mówił na ten temat, ale też swoje słowa uwiarygodnił osobistym trudem, wyrabiając namioty. Już w Księdze Rodzaju czytamy o tym, jak sam Bóg Stwórca zajmuje się lepieniem człowiek z gliny. Bóg podejmuje się fizycznej pracy, bardzo trudnej, mozolnej, ale też powszechnej w środowisku krajów biblijnych, tym samym dowartościowując każdy rodzaj fizycznej pracy człowieka, która nie zawsze znajduje właściwe uznanie w oczach ludzkich. W tym samym miejscu Świętej Księgi Pan Bóg powierza człowiekowi uprawianie ogrodu. Epizod ten rewiduje pogląd pewnych osób, które są przekonane, że szczęście w Raju polegało na nic nierobieniu… Pracy na roli i w zagrodzie oddawali się patriarchowie, prorocy, a nawet biblijni królowie. Praca fizyczna była obecna również w życiu Świętej Rodziny i w takim klimacie wychowywał się Zbawiciel świata, sam trudząc się ciesielką. Także na swoich apostołów Jezus powoływał ludzi, odrywając ich od prostych codziennych prac. Jeżeli więc historia zbawienia posiada ciągle swoją kontynuację, to powinno się to przejawiać również w podejściu do pracy zgodnie z wolą Bożą. To prawda, grzech skaził ludzkie podejście do pracy, jednak żyjemy w czasach Nowego Przymierza, w świecie odkupionym przez naszego Pana i obowiązkiem nas chrześcijan, ludzi Bożych, jest głosić światu nowe spojrzenie na wiele rzeczy, w tym również nowe podejście do obowiązku pracy, która w swojej istocie na zawsze pozostaje uczestniczeniem człowieka w stwórczym dziele Boga.
Ewangelia Łk 21, 5-19
Czytana dziś Ewangelia zwraca naszą uwagę przynajmniej na dwa tematy. Pierwszy z nich dotyczy świątyni jerozolimskiej, tzw. świątyni Heroda. Słynny król rozbudował do niebotycznych rozmiarów istniejącą skromną świątynię, zbudowaną niegdyś przez repatriantów wracających z niewoli babilońskiej, która od 520 roku służyła Izraelitom jako główne i jedyne miejsce prawowitego kultu. Chociaż rozbudowana przez Heroda świątynia była rzeczywistym cudem architektonicznym, to jednak intencje monarchy nie były szczere w tej kwestii. Główną rolę odegrała pycha króla i chęć zaskarbienia sobie łask narodu, z którym jego stosunki były poważnie napięte. W zasadzie Herod osiągnął swoje cele, ale historia bardzo szybko dowiodła ich doczesności i krótkotrwałości. Budowana kilkadziesiąt lat świątynia służyła narodowi przez bardzo krótki okres i w 70 roku po Chrystusie została doszczętnie zniszczona przez wojska rzymskie. Wraz z upadkiem świątyni zakończył się na zawsze kult Starego Przymierza. Można pod różnym kątem patrzeć na świątynię Heroda, ale nie wolno nie zauważyć tego, że wszystko, co dotyczy spraw świętych, jeżeli jest czynione nieszczerze, fałszywie, nie może podobać się Bogu i wcześniej czy później spotka się z Jego karą. Jedynym ratunkiem pozostaje nawrócenie. Drugim tematem fragmentu Ewangelii Świętego Łukasza jest prześladowanie uczniów zapowiedziane przez Jezusa. Nie potrzeba było długo czekać na wypełnienie się tych proroctw. Dzieje pierwotnego Kościoła bardzo wyraźnie potwierdziły ich prawdziwość. Zapowiedzi Jezusa zachowały swoją aktualność aż do dziś, ale jeszcze bardziej aktualnym pozostaje Jego zapewnienie, że wytrwałość na drodze chrześcijańskiego życia, wierność Ewangelii i nieprzerwana więź z Bogiem stanowią gwarancję ocalenia życia, a chodzi przecież o życie wieczne.
[dzien 2]
Poniedziałek, 14.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 1, 1-4; 2, 1-5a
Pod koniec roku liturgicznego Kościół karmi wierzących słowem ostatniej księgi Pisma Świętego. Jesienna aura skłania do refleksji nad przemijalnością i stanowi dobre tło dla przyswojenia nauki Apokalipsy, księgi ze swej natury podejmującej tematy eschatologiczne. Jezus Chrystus wybrał Świętego Jana, aby za jego pośrednictwem objawić rzeczy ważne dla „swoich sług”. Chociaż objawienie to dotyczy w ścisłym sensie siedmiu wspólnot chrześcijańskich w Azji Mniejszej, których symbolem jest siedem złotych świeczników, to jednak pozostaje ono aktualnym dla całego Kościoła wszystkich czasów, a Święty Jan stoi w szeregu wielu innych głosicieli Bożej woli. Pierwszą, do której za pośrednictwem Jana zwraca się Pan, jest wspólnota wierzących w Efezie, ogromnej metropolii miejskiej tamtych czasów, w pewnym sensie konkurującej nawet z Rzymem. W mieście, w którym przesadny kult odbierali zarówno bogini Artemida, jak i cesarz rzymski ogłoszony bogiem, chrześcijanom nie było łatwo dochować wierności swojemu Panu. A jednak trwali i ich wierność znalazła pochwałę samego Jezusa. Wtórujące słowom pochwały ostrzeżenie tym bardziej wskazuje na niebezpieczeństwo, jakiemu podlegali efescy chrześcijanie. Ten sam Jezus powiedział na innym miejscu: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 13).
Psalm responsoryjny: Ps 1, 1-2.3.4 i 6
Psalmista podejmuje temat wierności i wytrwałości, obecny w czytanej lekcji z Apokalipsy. Jednocześnie wyraża dramat człowieka wierzącego, który nieustannie narażony jest na pokusy zboczenia z drogi Bożej. Otoczony występnymi, grzesznikami czy szydercami, musi nieustannie czuwać i zmagać się, aby nie ulec ich wpływom. Ratunek znajduje w słowie Bożym, nad którym rozmyśla dniem i nocą. Wierność obcowaniu z Pismem Świętym prowadzi do wierności jego nauce, a ta z kolei umacnia wierność samemu Bogu.
Ewangelia Łk 18, 35-43
Lektura czytanego dziś w liturgii fragmentu Ewangelii czyni nas uczestnikami jednego z najpiękniejszych wydarzeń biblijnych, w którym każdy z nas może odnaleźć swoją historię życia. Droga może symbolizować historię powszechną, a siedzący przy niej żebrak to przykład kogoś, kto znalazł się na marginesie życia, kto z powodu różnych niedostatków, ograniczeń czy niezawinionych okoliczności nie może w pełni cieszyć się życiem, nie może w nim normalnie uczestniczyć. Jest jedynie biernym świadkiem wydarzeń historii, ograniczonym swoją szeroko pojmowaną ślepotą. Spotyka ludzi, posiada z nimi pewien ograniczony kontakt, ma powody aby im wiele zazdrościć i tak upływają jego dni na tym świecie. Ludzie okazują mu pomoc, ale jedynie częściową, minimalną, bo też w rzeczywistości więcej nie mogą mu dać. Droga, przy której się znajduje, nie jest jego drogą, bo donikąd go nie zaprowadzi. Oprócz ochłapów jałmużny posiada jedynie brud, kurz i obojętność przechodzących drogą. Trwająca przez wiele lat taka sytuacja przyzwyczaja go w końcu do utrwalonego stanu rzeczy. Może jakoś wegetować, ale z pewnością nie można tego nazwać życiem. I tak mogłoby trwać na zawsze, to jest do śmierci, gdyby pewnego dnia na drodze nie pojawił się Jezus. Reakcja nieszczęśnika potwierdza, jak bardzo potrzebował tego spotkania, jak bardzo na nie czekał, nawet jeżeli było to czymś nieuświadomionym. To spotkanie zmieniło wszystko w jego dotychczasowym życiu, było ono momentem powtórnego narodzenia. Tyle z opowiadania ewangelisty. Aby jednak w pełni zrozumieć znaczenie tego ewangelicznego epizodu, należy na miejscu ślepego żebraka wyobrazić sobie samego siebie w stanie zniewolenia grzechem. Wszystko wtedy staje się wierną kopią tamtej historii. Najważniejszym pozostaje to, aby miała ona takie samo zakończenie….
[dzien 3]
Wtorek, 15.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 3, 1-6.14-22
Słowo od Pana otrzymały, między innymi, wspólnoty w Sardes i Laodycei. Sardes, nieistniejące dziś miasto, było niegdyś stolicą Lidii w Azji Mniejszej. Wierzący w tym mieście otrzymali słowa surowej nagany. Na zewnątrz, dla ludzkiego oka, stwarzali dobre wrażenie, ale Jezus nie znajduje w ich życiu żadnego dobra, niczego, co zasługiwałoby na pochwałę. Wspólnota trwa w grzechach i przez to jest duchowo martwa. Po słowach reprymendy następuje wezwanie do nawrócenia, w którym można dostrzec promyki Bożego miłosierdzia, które pragnie, aby do niego należało ostatnie słowo, nawet w najbardziej trudnych sytuacjach, dotyczących zarówno wspólnoty, jak i konkretnej osoby. Drugie z miast, wymienione w interesującym nas fragmencie, przeżywa podobną sytuację co Sardes. Laodycea, z bogatą tradycją historyczną i chrześcijańską, była zamożnym miastem, co najprawdopodobniej negatywnie wpływało na jakość duchowego życia tamtejszych chrześcijan. Troska o sprawy doczesne czyniła ich obojętnymi na wartości duchowe, na to, co odnosiło się do Boga i zbawienia wiecznego. Słowa napomnienia ze strony Jezusa zachowują wieczną aktualność, także dla Kościoła naszych czasów, który niejednokrotnie pozostaje niechlubnym spadkobiercą jakości życia chrześcijańskiego wspólnoty z Laodycei.
Psalm responsoryjny: Ps 15, 1b-3a.3bc-4.5
Po surowych napomnieniach Pana skierowanych pod adresem Kościołów w Sardes i Laodycei następuje psalm o stosunkowo radosnej i pełnej nadziei treści. Przykra prawda pochodząca z ust samego Jezusa nie ma na celu wprowadzić wierzących w smutek i przygnębienie, ale wzywa do jeszcze większego zaufania Bożemu miłosierdziu i stanowi bodziec do zmiany postępowania. Kogo Bóg karci, tego miłuje, ten jest dla Niego zagubioną owieczką, dla znalezienia której, Dobry Pasterz gotowy jest uczynić i ofiarować dosłownie wszystko. Motyw ten przebijał się już spod warstwy napomnienia we fragmencie z Apokalipsy, a wspólnota wierzących intuicyjnie go wychwyciła i rozwinęła w śpiewie psalmu.
Ewangelia: Łk 19, 1-10
Pozostajemy nadal w kręgu spotkań Jezusa z ludźmi nieszczęśliwymi. Historia Zacheusza opowiedziana po epizodzie z przydrożnym żebrakiem pokazuje, że nieszczęście człowieka może mieć wiele twarzy. Tamten był biedny, bezdomny, ślepy, Zacheusz posiada bogactwo i wysoką pozycję społeczną. To, co ich łączy, to brak sensu życia, ale też, tak pierwszy jak i drugi kryją w sobie wielki potencjał, który potrzebuje odpowiedniego zapłonu, aby eksplodować radością i szczęściem życia. Potrzebny jest Ktoś, kto uaktywni w nich tę energię. W obydwu przypadkach okazało się, że jedynie Jezus był w stanie tego dokonać. On, który z nieba zstąpił, aby dać życie światu (Por. J 6, 33). Jeżeli ktoś nie potrafi zobaczyć siebie na miejscu ślepego żebraka, być może łatwiej mu będzie utożsamić się z eleganckim celnikiem z Jerycha. Najważniejszym pozostaje to, aby na wzór Zacheusza do końca zechciał poddać się procesowi przemiany.
[dzien 4]
Środa, 16.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 4, 1-11
Kolejny fragment Apokalipsy posiada niezwykłą wartość dla nas, przede wszystkim z tego tytułu, że stanowi wgląd w życie pozaziemskie, w świat niebiański, tak bardzo nas interesujący i jeszcze bardziej okryty przed nami nimbem tajemnicy. Opis jest wizją autora księgi i przez to domaga się swoistego klucza interpretacji, zwłaszcza jeśli chodzi o występującą tam symbolikę, nie umniejsza to jednak jego wartości dydaktycznej. Uwagę zwracają dwadzieścia cztery trony zajmowane przez dwudziestu czterech starszych. Ubrani w białe szaty, ze złotymi wieńcami na głowach otaczali centralny tron należący do Boga. To przedstawiciele całego ludu Bożego, tak Starego, jak i Nowego Przymierza. Białe odzienie i złoto na głowie, to symbol wybrania przez Boga, to znak otrzymanego zbawienia. Ród ludzki jest w pełni reprezentowany przed Bogiem. Wolą Bożą jest, aby wszyscy byli zbawieni, aby wszyscy ludzie kiedyś wiecznie oddawali pokłon Siedzącemu na tronie, Żyjącemu na wieki. Czy można zatem żywić nadzieję, że wszyscy ludzie dostąpią zbawienia wiecznego? Dalsze rozdziały Apokalipsy wydają się przeczyć takiemu scenariuszowi wydarzeń. Nadzieja kieruje się jednak swoimi prawami i jako taka nie stoi w sprzeczności ze słowem objawionym. Jest tylko nadzieją i jednocześnie pozostaje aż nadzieją…
Psalm responsoryjny: Ps 150, 1-2.3-4.5-6
Treść psalmu doskonale harmonizuje z treścią czytania. Poprzez swój śpiew wspólnota Kościoła na ziemi włącza się w liturgię niebieską ukazaną we fragmencie Apokalipsy. Psalm zawiera wyłącznie motywy wychwalania, wielbienia Boga. Wspólnota wierzących wyraża przez to swoją wiarę w „świętych obcowanie” i świadomość tego, że nasza teraźniejsza modlitwa do Boga, pełna niedoskonałości podlega procesowi udoskonalania, który swoją finalizację osiągnie w czystej i doskonałej modlitwie uwielbienia w niebie. Warunkiem pomyślnego przebiegu tego procesu jest wierność modlitwie, nawet tej, którą oceniamy jako niedoskonałą.
Ewangelia Łk 19, 11-28
Bardzo ważnym tematem teologicznym Trzeciej Ewangelii jest Boże miłosierdzie i ewangelista Łukasz przytacza wiele fragmentów poświęconych tej idei, ale też poświęca wiele uwagi temu, aby uzmysłowić czytelnikom, że na dar Bożej dobroci powinni ochoczo odpowiedzieć swoim pełnym zaangażowaniem się w sprawy Królestwa Bożego na ziemi. O tym traktuje przypowieść o powierzonym majątku. Każdy z wezwanych sług otrzymuje jednakowy kapitał startowy od swego pana. Wspomniana mina może symbolizować dar życia otrzymany od Boga, który daje nam pewne możliwości dla czynienia dobra w świecie. Podobnie jak słudzy z przypowieści odznaczali się różnymi umiejętnościami potrzebnymi dla pomnożenia majątku swego pana, tak również bywa i w naszym życiu: są ludzie wybitnie uzdolnieni pod każdym względem, ale są również osoby ze średnimi czy nawet słabymi zdolnościami. Pan Bóg doskonale o tym wie i w pełni akceptuje taki stan rzeczy, oczekując od każdego z nas plonów dobra na miarę możliwości. Nie może być jednak tak, że człowiek nie jest w stanie czynić w życiu żadnego, nawet najmniejszego dobra. Jeżeli tak się dzieje, to jedynie z powodu świadomie zaplanowanego lenistwa, złej woli, zaprzedania się złu. Bóg nie może tolerować sytuacji, kiedy człowiek kierowany złą wolą świadomie nie czyni w życiu dobra. W Ewangelii znajdujemy wypowiedzi Jezusa, którymi potwierdza, że nawet bardzo drobne gesty dobroci (np. podana szklanka wody), nie pozostaną bez nagrody ze strony Boga. Jakże więc wielkiego oporu, ile złej woli potrzeba ze strony człowieka, aby zamknąć się na ogrom Bożego miłosierdzia.
[dzien 5]
Czwartek, 17.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 5, 1-10
Księga Apokalipsy zwraca na siebie uwagę bogactwem występującej w niej symboliki. Dotyczy to również naszego fragmentu. W stosunkowo niedługim tekście spotykamy skondensowaną ilość występujących symboli. Szczególną uwagę zwraca liczba siedem, posiadająca uprzywilejowaną pozycję w Biblii, szczególnie w Apokalipsie. Jest to liczba święta, liczba Boża. W naszym fragmencie pojawia się aż cztery razy i odnosi się bezpośrednio lub pośrednio do osoby Jezusa Chrystusa, Lwa z pokolenia Judy i Baranka w jednej osobie. Tajemnica Syna Bożego i wielkość dokonanego przez Niego dzieła zbawienia może być wyrażona jedynie przy pomocy symboli. Rozważany fragment Apokalipsy czyni nas świadkami wypełnienia się słów Świętego Pawła głoszącego, że Bóg „dla dokonania pełni czasów wszystko podda Chrystusowi jako Głowie: to co w niebie, i to co na ziemi” (Ef 1, 10). Baranek króluje nad tymi, których zdobył za cenę swojej świętej krwi, „ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu”. Po raz kolejny wyczuwamy sygnał ze strony Boga, że Jego pragnieniem jest obdarzyć wszystkich zbawieniem. Przelana Krew Baranka, Bożego Syna jest na tyle drogocenna, na tyle święta, że wystarczy jej, aby tak się stało. Czy jednak dojdzie do tego? Pozostajemy w kręgu pragnień, w sferze nadziei, na poziomie starań…
Psalm responsoryjny: Ps 149, 1-2.3-4.5-6a i 9b
Wejście w tajemnicę Baranka uświadamia wierzącym prawdę o ich powołaniu kapłańskim: Tyś nas uczynił kapłanami Boga. Słowa te wychodzą z ust i z serca całej wspólnoty chrześcijańskiej, nie tylko od tych, którzy piastują kapłaństwo urzędowe. Wszyscy posiadają przywilej wznoszenia swoich modlitw do Boga, wszyscy też wezwani są do składania Jemu ofiary ze swego życia. Psalm jest też wezwaniem, aby swoje modlitwy i ofiary zanosić Bogu z radością, ponieważ radosnego dawcę miłuje Bóg.
Ewangelia: Łk 19, 41-44
Przeznaczony na dziś fragment Ewangelii jest jednym z tych nielicznych miejsc, które odsłaniają nam tajemnicę człowieczeństwa Jezusa od strony Jego emocjonalności. Jezus rozpłakał się. Ktoś powiedział, że jedynie płacz dorosłego mężczyzny coś rzeczywiście wyraża i tylko taki płacz można uważać za szczery. Jakże więc poważnym i szczerym musiał być płacz Mężczyzny, który zstąpił z nieba na ten świat aby go zbawić… Choć ewangelista stwierdza, że Jezus zapłakał na widok Jerozolimy, to jednak w rzeczywistości wzruszenie Pana nie dotyczyło miasta jako aglomeracji, a nawet nie odnosiło się do świątyni. Jezus płakał nad swoim narodem, nad ludźmi tak zaślepionymi, że nie zauważyli, nie przyjęli Tego, na którego od wieków czekali. Jezus płakał nad tragedią Izraela, ale nie tylko. Zbawiciel wylewał łzy z powodu tych wszystkich sytuacji w historii świata, w których ludzie zamykają się na Jego miłość, w których uparcie odrzucają ofiarowane im miłosierdzie. Jeżeli płacz mężczyzny wyraża coś konkretnego, coś poważnego, to co musi oznaczać płacz Ojca, któremu dzieci wiecznie wyciskają łzy cierpienia…
[dzien 6]
Piątek, 18.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 10, 8-11
Księga Apokalipsy często wspomina o zwoju księgi. Czytany dziś fragment podejmuje właśnie ten temat. Jan otrzymuje zwój z poleceniem zjedzenia go. Scena przypomina wydarzenia z Księgi Ezechiela, gdzie prorok również otrzymuje zwój księgi z poleceniem zjedzenia go (Ez 2, 8n). Owych kilka słów, które usłyszał Jan w chwili przyjmowania zwoju stanowi bardzo trafną naukę odnośnie do objawionej i zapisanej w Piśmie Świętym nauki Bożej. Rzeczywiście, Biblia może zachwycać szatą literacką, kompozycją, głębią teologiczną i jeszcze pod wieloma innymi względami. W tym może tkwić jej słodycz, o której mówi „głos z nieba”. Inaczej jest jednak z egzystencjalnym przyswajaniem i praktykowaniem treści zawartych w tej Księdze. Żyć według nauki zawartej w Biblii oznacza najczęściej sprzeciwienie się swoim wrodzonym i nabytym wadom, oznacza wypowiedzenie wojny skłonnościom do grzechu i samemu grzechowi, oznacza przyjęcie stylu życia, który okaże się niepopularny w środowisku najbliższych osób, przyjaciół, rodziny, oznacza wreszcie związanie na stałe swojego życia z Bogiem i z Jego wolą, a to wcale nie takie proste. W związku z tym człowiek doznaje cierpienia i goryczy, o której mowa w naszym fragmencie. Podjęcie tej drogi prowadzi jednak do najwyższego stopnia słodyczy, jaki wynika z przyjaźni z Bogiem.
Psalm responsoryjny: Ps 119, 14 i 24.72 i 103.111 i 131
Wspólnota odpowiada na usłyszane słowo fragmentami najdłuższego psalmu w Psałterzu. Jego słowa nawiązują do treści przyjętej nauki z Apokalipsy. Tematem, zarówno fragmentu czytania, jak i responsorium jest księga słowa, zwój, który w sposób przenośny należy połknąć, aby jego treść trafiła do obiegu krwi, aby stała się budulcem każdej komórki, każdej myśli i pragnienia. Słowa psalmu pochodzą od tych, którzy poznali już w życiu Boże objawienie, przyjęli i pokochali jego treść, dlatego stosują się w życiu do jego nauki. Jest dla nich rozkoszą życia, radością serca, wartością większą niż złoto i srebro, przyjemniejszą niż smak miodu. Ich świadectwo jest bardzo ważne dla wszystkich, którzy jeszcze nie doświadczyli spotkania i przyjaźni ze słowem Bożym.
Ewangelia: Łk 19, 45-48
Czytając w tym tygodniu Ewangelię według Świętego Łukasza, zauważamy, że akcja wydarzeń odbywa się w cieniu świątyni: Jezus zdąża do świątyni, płacze na jej widok, czyni porządki na jej terenie. Oprócz uczucia łez, świątynia wywołuje w Nim gniew, kiedy widzi obłudę i nieszczerość kultu tam sprawowanego. Owszem, kult świątynny w Jerozolimie był bardzo rozbudowany i swoim bogactwem miał wyrażać wiarę i przywiązanie do Boga ze strony narodu, w rzeczywistości jednak pod osłoną wystawnej liturgii i licznie składanych ofiar klasa kapłańska i w ogóle elity narodu cynicznie uprawiali własną politykę i prywatne interesy. Nawet jeżeli nie była to świątynia w dzisiejszym znaczeniu i nie mieszkał tam w sakramentalny sposób żywy Bóg, to jednak było to miejsce Jemu poświęcone, miejsce gdzie jeszcze wtedy, zanim Jezus na stałe zamieszkał z nami, człowiek mógł przyjść i wyrazić swoją wiarę wobec Boga. Niestety, czynnik ludzki skutecznie temu przeszkadzał. Tego Jezus nie mógł spokojnie tolerować, dlatego taka Jego reakcja i nieważne było dla Niego to, jaką cenę będzie musiał za to zapłacić. Sytuacja panująca w świątyni jerozolimskiej uczy nas, jak nie powinno być. Dziś Bóg zamieszkuje tysiące świątyń na świecie. Obiektywnie rzecz biorąc, żadne z tych miejsc nie jest godne takiego Mieszkańca. Czy jednak te świątynie, w tym także nasz kościół, do którego uczęszczamy na modlitwę, są godne swojego przeznaczenia w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe?
[dzien 7]
Sobota, 19.11.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ap 11, 4-12
Księga Apokalipsy ogólnie jest trudnym dziełem do interpretacji, z fragmentami zasługującymi na miano szczególnie trudnych. Do takich z pewnością należy ten, który czytamy dziś w liturgii. Główna jego trudność tkwi w identyfikacji tajemniczych dwóch postaci. Ich zadaniem jest prorokowanie, czyli dawanie świadectwa sprawie Bożej. Wydaje się, że nie należy trudzić się nad identyfikacją owych mężów z postaciami biblijnymi, tym bardziej szukać dla nich odpowiedników w historii Kościoła. Należy raczej widzieć w nich postacie symboliczne, przedstawicieli długiej sztafety ludzi całkowicie oddanych Bogu, świętych, wyznawców i męczenników. Życie pełne ofiary i poświęcenia z miłości do Boga, aż po męczeństwo, mogące odstraszać wielu, znajdowało jednak i ciągle znajduje swoich zwolenników. Jest to wielką tajemnicą siły Ewangelii, i w tym tkwi również tajemnica żywotności Kościoła. Ktoś powiedział: święty Kościół grzesznych ludzi, choć niekiedy chciałoby się powiedzieć: grzeszny Kościół ze świętymi jednostkami w swoich szeregach… Kto spotkał w życiu Boga i związał się z Nim, tak naprawdę, tak do końca, ten zrozumiał, że znalazł szczęście, które nie posiada żadnej ceny, dla którego warto wszystko poświęcić. Elitarna, ekskluzywna droga, a jednak dostępna dla wszystkich.
Psalm responsoryjny: Ps 144, 1bc i 2ab. 9-10
Każdy człowiek odpowiedzialnie traktujący swoje chrześcijaństwo, swój związek z Jezusem, w jakimś stopniu uczestniczy w ziemskiej drodze cierpienia Kościoła, i w jakimś też stopniu dzieli los męczenników za wiarę. Przeżywana odpowiedzialność uświadamia mu, że wytrwałość na tej drodze uwarunkowana jest jednością z Panem, wiernością Jemu. To On jest Opoką, na której można się oprzeć. Treść psalmu nasycona jest terminologią militarną, przez co wyraża prawdę o najpoważniejszej we wszechświecie walce duchowej, walce pomiędzy dobrem i złem, w której wszyscy uczestniczymy. Rezultat tej walki będzie miał wieczne następstwa zarówno dla tych, którzy wytrwają po stronie dobra i, niestety, również dla tych, którzy w swojej nieugiętej upartości nie chcą porzucić drogi zła.
Ewangelia Łk 20, 27-40
Ewangelia nawiązuje do znanego w Izraelu tzw. prawa lewiratu. Jeżeli umierał mężczyzna, nie zostawiając po sobie potomstwa, to jego brat był zobowiązany ożenić się z wdową, aby ta mogła urodzić syna, który formalnie będzie jednak potomkiem zmarłego. Znając szacunek Izraelitów do narodzin dziecka, do ilości potomstwa, które wyrażało błogosławieństwo Boże dla jego rodziców, można zrozumieć logikę tej dziwnej dla nas tradycji. Oprócz tego, zwyczaj ten krył w sobie jeszcze jedno: ludzie postępujący w ten sposób nie znali prawdy o zmartwychwstaniu i życiu człowieka po śmierci, dlatego w potomstwie próbowali przedłużyć pamięć o sobie. W kontekście Starego Testamentu, jego praw i zwyczajów możemy głębiej uświadomić sobie szczęście bycia chrześcijanami. Wiara w zmartwychwstanie Jezusa i nasze życie po śmierci stanowi główną prawdę chrześcijaństwa. Dzięki temu nasze życie, nasze smutki i radości mają sens. Wszystko ma sens, nawet największe katastrofy w życiu, zarówno społecznym, jak i osobistym, bo z perspektywy naszego przeznaczenia do wieczności, wszystko staje się doczesnym, przemijającym. Jak bardzo nieszczęśliwi są ci ludzie, którzy nie poznali w życiu Chrystusa i Jego dobrej nowiny o zbawieniu. Jednak o wiele bardziej nieszczęśliwi są ci chrześcijanie, dla których najważniejsza prawda ich wiary stała się obojętna, albo świadomie jej nie przyjmują. Czy można dobrowolnie zrezygnować ze statusu bycia na równi z aniołami, z bycia synami Bożymi? Oby nigdy i nikomu z nas nie przydarzyło się to nieszczęście.
[dzien end]