Komentarze do czytań XXXII Tydzień Zwykły (9 – 15 listopada 2014 r.) – ks. dr Piotr Klimek

Komentarze do czytań XXXII Tydzień Zwykły

(9 – 15 listopada 2014 r.)

 

Niedziela, 9.11.2014

Pierwsze czytanie: Ez 47, 1-2.8-9.12

 

            Dla pobożnego Izraelity czasów Jezusa, centralnym miejscem religijnym była świątynia w Jerozolimie. Tam przybywał na święto Paschy, tam składał ofiary, tam szukał obecności Boga. Używając dzisiejszego języka – tam zaspakajał swoje potrzeby religijne. Prorok Ezechiel, mówiąc w imieniu Boga, pragnie jednak przełamać ten stereotyp myślenia. Obecność świątyni, miejsc spotkania z Bogiem, to nie tylko sposób na ulżenie ludzkim problemom, czy zaspokojenie tęsknoty za tajemniczą, duchową rzeczywistością, pełną pokoju i dobra. Miejsce, do którego możemy się zwracać w trudach codzienności. Ezechiel wskazuje w dzisiejszym czytaniu, że świątynia jest darem Jahwe, manifestację Jego wszechmocy, poprzez którą działa On w naszym świecie. Drogocenna na Bliskim Wschodzie woda, udzielona jest nie dlatego, że ludzie o nią prosili. To Bóg pierwszy wystąpił, aby zbudować nowy porządek. Woda wypływająca z prawej strony świątyni ma być manifestacją Jego dobroci i zainteresowania sprawami ludzi. Ma być zaskakującym odkryciem dla przebywających na pustyni, nieoczekiwanym argumentem w dyskusji nad tematem obecności Jahwe pośród wygnańców. Dowodem, że Bóg istnieje i szuka człowieka.

 

Psalm responsoryjny: Ps 46,2-3.5-6.8-9

 

            Przed chwilą czytaliśmy fragment księgi Ezechiela opowiadający o wielkiej hojności Boga, który jak wodą umacnia nas swoimi łaskami. Dlatego w psalmie responsoryjnym jeszcze raz rozważamy „zdumiewające dzieła, których dokonał na ziemi”. Wszelka Jego pomoc, wysłuchane prośby, nieoczekiwane wydarzenia, jakie obserwujemy w naszym życiu, są dowodem Jego życzliwości i zatroskania o ludzi. Po co śpiewamy ten psalm? Także i dlatego, aby nasze zastanawianie się nad Bożą bliskością umacniało naszą wiarę.

 

Drugie czytanie: 1 Kor 3, 9b-11.16-17

 

            Zastanawiająca jest konkluzja przeczytanego przed chwilą tekstu – jestem świątynią Boga, miejscem, w którym On mieszka. Jak to możliwe? W dziele stworzenia zostałem ustanowiony na obraz i podobieństwo Boga. Stałem się przez to Jego współpracownikiem. Przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa zostałem zaproszony, aby być dzieckiem Boga (przybranym, ale nie mniej prawdziwym). W Kościele buduje się moja wiara, a także ja angażuję się w dzieło tej wspólnoty. Wszystkie te działania podejmowane są po to, abym stał się pełen Boga, aby On w moim wnętrzu zakrólował. Cała działalność Boga zmierza właśnie do tego, bym stał się „miejscem odpoczynku dla Pana” – Jego świątynią.

 

Ewangelia: J 2, 13-22

 

            Wypędzenie kupczących ze świątyni było odwołaniem się Jezusa do zapowiedzi mesjańskich mówiących o dziele posłanego przez Boga człowieka, który miał zaprowadzić królestwo Boga poprzez wyrugowanie wszelkiego zła „zaczynając od świątyni”. Znamienne, że faryzeusze zrozumieli to dobrze, nie przeciwstawiają się bowiem samej czynności Jezusa, nie robią Mu wymówek za to, że zrobił bałagan w świątyni, ale pytają o znak, dowód, że Jezus ma prawo podejmować czynność zarezerwowaną dla mesjasza. Odpowiedź dla wszystkich jest zaskakująca – Jezus mówi o zmartwychwstaniu. To bowiem wydarzenie, przekraczające prawa natury, wszelkie zapowiedzi, jest dowodem Jego mesjańskich prerogatyw. Dowodem, który przekonał apostołów i pierwszych uczniów: „i uwierzyli Pismu i słowu”. Czy przekonuje i mnie?

 

Poniedziałek, 10.11.2014

 

Pierwsze czytanie: 1, 1-9

 

            Rozpoczynamy w tym tygodniu lekturę kolejnego listu św. Pawła, tym razem skierowanego do Tytusa, ucznia i współpracownika Apostoła Narodów. Zacytowany dzisiaj fragment uchyla nam rąbka wzajemnych relacji pomiędzy chrześcijanami pierwszego wieku na Krecie. Przede wszystkim jest to zwykły, napisany według ówczesnych standardów list, wymieniający autora, adresata i pozdrowienie. To nie uroczysta encyklika, podniosłe w stylu przemówienie, ale codzienna korespondencja w interesującej obie strony sprawie. Bo pierwotny Kościół także stawał przed ważnymi problemami. Jednym z nich był dobór ludzi odpowiedzialnych za przewodzenie wspólnocie. Zadaniem Tytusa miało być ustanowienie normalnej struktury biskupów i prezbiterów, organizującej pierwszych chrześcijan. Dlatego tak dokładnie św. Paweł wylicza znamiona charakteryzujące prawdziwego kandydata do takiej posługi. Odznaczający się wymienionymi cechami ma po prostu być dobrym, pełnym człowiekiem W tym kontekście zastanawiającym jest ostatnie zdanie: „aby przekazując zdrową naukę, mógł udzielać upomnień i przekonywać opornych.” Jakże ważne było i w tamtych czasach, aby biskup i prezbiter byli porządnymi ludźmi, co pomagało w skuteczności przepowiadania Ewangelii. Warto na wzór św. Pawła troszczyć się i o ten aspekt Kościoła.

 

Psalm responsoryjny: Ps 24, 1-6

 

            Kim jest ów człowiek nieskalany i czystego serca, którego sławimy w śpiewanym psalmie? Przede wszystkim to Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawiciel, który przeszedł przez życie nie tylko dobrze czyniąc, ale przede wszystkim spełniając wolę Ojca. Śpiewając psalm warto poczuć się zaproszonym do takiego samego życia. Bo w Jezusie możemy stać się właśnie takimi ludźmi.

 

Ewangelia: Łk 17, 1-6

 

            Nie dziwię się prośbie apostołów zapisanej w dzisiejsze Ewangelii. Ja także, wobec słabości mojego charakteru, moich sił i wobec wielkości wymagań zawołałbym „przymnóż mi wiary!”. Bo nie tylko nie daję sobie rady z moim grzechem, zgorszeniami, których jestem autorem. Nie daję sobie rady także z grzechem drugiego człowieka i gdy prosi mnie o przebaczenie, kolejny raz, nie potrafię pójść za wskazaniem Boga pozostawianym w znanej modlitwie – odpuść, jako i my odpuszczamy. Nie potrafię przebaczać! Nie potrafię spojrzeć na świat oczyma Jezusa, który modlił się za krzyżujących Go. Jak brak mi wiary. Naprawdę, chciałbym mieć choć taką małą, jak ziarnko gorczycy. Ewangelista zapisał zatem nie tylko doświadczenie apostołów, ale także i moje. Jesteśmy – oni i ja – podobnymi ludźmi. Co jednak stało się w ich życiu, że uważani są obecnie za filary wiary? Czy przebywanie z Jezusem może nauczyć mnie, podobnie jak w ich przypadku, głębokiego zaufania Jezusowi? Warto to sprawdzić przyjmując częściej Komunię św.

 

Wtorek, 11.11.2014

 

Pierwsze czytanie: Tt 2, 1-8.11-14

 

            Kościół jest złożony z ludzi i chociaż podąża za Chrystusem do niebieskiej ojczyzny, to jednak na swojej drodze spotyka wiele problemów wynikających z ludzkiej słabości. Tak jest dziś, tak było również w czasach pierwotnego chrześcijaństwa, o czym mówi dzisiaj czytany fragment z listu do Tytusa. Św. Paweł wymienia różne kategorie ludzi: mężczyzn, kobiety – starsze i młodsze, młodzieńców, dając wskazania, jak postępować, aby nie tylko żyć w zgodzie z Ewangelią Chrystusa, ale także rozwinąć otrzymane od Jezusa dary. Kiedy przyglądamy się wymienionym charakterystykom grup osób, rzuca się w oczy ciągłe dążenie do harmonijnego powiązania dojrzałości ludzkiej z wiarą w Jezusa. Wynika stąd, że chrześcijanin to człowiek z krwi i kości, który powinien doskonale postępować, aby „nie bluźniono słowu Bożemu, … ażeby przeciwnik ustąpił ze wstydem, nie mogąc nic złego o nas powiedzieć”. Aby problemy ludzkiej natury nie przeszkadzały w świadectwie o Bogu na ziemi. Czy jest to możliwe? Apostoł Narodów udziela twierdzącej odpowiedzi – motorem wszelkich działań chrześcijan jest Jezus, który swoją śmiercią i zmartwychwstaniem zniszczył zło w umysłach i sercach ludzi. Warto zatem być chrześcijaninem, nawet mimo problemów.

 

Psalm responsoryjny: Ps 37, 3-4.18.23.27.29.

 

            Jeżeli jestem chrześcijaninem, uwierzyłem w Jezusa, to dlaczego śpiewany dzisiaj psalm przypomina mi, abym odstąpił od złego, abym nie czynił zła? Psalm śpiewany w liturgii jest odpowiedzią na usłyszane przed chwilą czytania. Jeżeli św. Paweł wzywał poszczególne grupy chrześcijan do doskonalenia siebie, do postępowania zawsze zgodnie z Ewangelią, to wersety psalmu stają się moją refleksją nad moim sposobem wytrwania w dobrym i budowania zgodnego z prawem Bożym życia. Wskazania „miej ufność”, „czyń dobro”, „raduj się w Panu”, „odstąp od złego” wyznaczają punkty odniesienia w codziennym życiu. Jeżeli mam być prawdziwie chrześcijaninem, to zawsze mam respektować te wskazania.

 

Ewangelia: Łk 17, 7-10

 

            W tamtym czasie, gdy Jezus przebywał na świecie w Palestynie, całe życie rozgrywało się według przyjętych i zaakceptowanych przez ludzi schematów. Pan domu wiedział jakie są jego prawa i obowiązki, podobnie i niewolnik i sługa. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje obraz społeczeństwa dobrze znany słuchaczom Jezusa. Sługa wróciwszy z pola raczej pójdzie przygotowywać wieczerzę, a nie zasiądzie wygodnie przy stole. Takie wówczas panowały zwyczaje. Po co więc Jezus opowiedział tę przypowieść? Ostatnie zdanie cytowanego fragmentu jest ważne. Chodzi o to, aby w chrześcijanach wzbudzić przekonanie, że są jedynie sługami Pana domu, Boga, który ich posyła. Wielka chwała chrześcijaństwa nie bierze się ze wspaniałości poszczególnych wiernych, chociaż każdy z nich ma swoją wartość. Najważniejszy jest Jezus, to z Niego pochodzi i blask Kościoła i cuda nawróceń i triumf przebaczenia. My jesteśmy jedynie sługami. A jeżeli tak, to powinna cechować nas postawa pokory, nawet gdy przy naszym współudziale dokonują się sprawy wielkie. To Jezus jest Panem!

 

Środa, 12.11.2014

 

Pierwsze czytanie: Tt 3, 1-7

 

            Chrześcijanin zaproszony jest do życia w niebie, dlatego jego życie, chociaż upływa na ziemi i niesie ze sobą różne problemy i zagrożenia, zakorzenione jest w „domu Ojca”, gdzie na wieki będziemy żyć i cieszyć się szczęściem przebywania z Bogiem. Z tej perspektywy to doczesne trwanie, ziemska droga pośród trudności, jawi się jako czas przygotowania. Dlatego św. Paweł w cytowanym fragmencie listu do Tytusa podejmuje jeszcze raz temat dobrego życia. Chodzi o to, aby „nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność”. Jesteśmy przecież obywatelami nieba, którzy na ziemi mają wypełnić konkretne zadanie zamierzone przez wolę Ojca. Jest nim ogłoszenie własnym życiem Ewangelii, czyli Dobrej Nowiny, o dobrym Bogu. Nowiny przekraczającej wszelkie uwarunkowania stworzone przez ludzi. Chrześcijanie tamtych, pierwszych lat potrafili modlić się nawet za władców państwa, w którym żyli. A trzeba pamiętać, że chodzi tu o rzymian, czyli okupantów i ciemiężycieli licznych narodów. Św. Paweł nie waha się ogłaszać i im radosnej nowiny o dobroci Boga, który chce odkupić człowieka. A czy dziś ja w to wierzę?

 

Psalm responsoryjny: Ps 23, 1-3.5-6

 

            Obraz pasterza troszczącego się o owczarnię dobrze ilustruje odniesienie Boga do ludzi. To prawda, że jako człowiek żyję w konkretnym czasie i konkretnej przestrzeni, otoczony konkretnymi ludźmi, kierowany konkretnym prawem społeczności mojego kraju. Zawsze jednak, spełniając obowiązki wobec ziemskiej społeczności pamiętam, że moim pasterzem jest sam Jezus. To On mnie umieścił tu i teraz, abym mógł nauczyć się miłości. Z takiego właśnie punktu warto zobaczyć moje życie.

 

Ewangelia: Łk 17, 11-19

 

            Dwie sprawy zastanawiają w przeczytanym fragmencie Ewangelii. Pierwszym jest polecenie Jezusa i działanie trędowatych: „Idźcie pokażcie się kapłanom … a gdy szli zostali uzdrowieni”. Niewątpliwie Jezus dokonał cudu oczyszczenia uzdrawiając owych mężczyzn z choroby. Ale co było w ich sercach, gdy szli, pełni niepewności? Można zastanawiać się, czy narodziła się w nich wiara? Czy uznali w Jezusie swojego Mistrza i Pana? Podobnie dzieje się i w naszym życiu, gdy Boga prosimy o potrzebną nam pomoc. Gdy ją otrzymamy, czy powiększa wiarę w sercach?

I drugie pytanie – dlaczego ów jeden wrócił, dlaczego zdobył się na podziękowanie? Jeżeli tamci nie wrócili, to czym człowiek ten różnił się od pozostałych? A może to właśnie on uwierzył? Bo przyjęta wiara pociąga za sobą konsekwencje – znaki, które świadczą o jej obecności. Jednym z nich jest postawa dziękczynienia. Jeżeli wierzę w Boga, wiem kim On jest, wiem kim jestem ja, rozumiem dobro, które otrzymałem, to słowo „dziękuję” pojawia się właściwie samoczynnie. Dziękuję, bo mnie słabego i niegodnego związał ze sobą.

A jeżeli w życiu nie dziękuję, to czy uwierzyłem Bogu?

 

Czwartek, 13.11.2014

 

Pierwsze czytanie: Flm 7-20

 

            Życie chrześcijanina jest drogą, na której odkrywa coraz dalsze i ciekawsze krajobrazy. Jak każda droga, ta również jest męcząca, pełna trudów, czasem i niebezpieczeństw. A przecież chodzi o rozwój człowieka, rozwój, który skończy się w niebie. Taką drogę pokazuje dzisiejszy fragment z Listu do Filemona – najkrótszy, bo jednorozdziałowy list św. Pawła. Najpierw Apostoł chwali adresata za pomoc okazaną braciom będącym w potrzebie. W ówczesnym świecie podróże odbywały się zazwyczaj pieszo, nie można było więc zbyt wiele wziąć ze sobą bagaży. Podróżny musiał liczyć na pomoc zaprzyjaźnionych ludzi w poszczególnych miastach. Takim właśnie dobrodziejem podróżujących był prawdopodobnie Filemon. Ale Św. Paweł stawia go przed koniecznością ruszenia w dalszą drogę w miłości chrześcijańskiej. Odsyła mu zbiegłego niewolnika – Onezyma – który nawrócony przez Apostoła stał się chrześcijaninem. Filemon, w imię miłości do braci w wierze, staje przed koniecznością nie tylko przebaczenia zbiegowi, ale przyjęcia go w nowej roli i otoczenia miłością. Cytowany dziś fragment jest zachętą do uczynienia tego kroku. Tekst nie podaje, czy miłość zwyciężyła. Domyślamy się, że tak. Jednak w dzisiejszej perykopie nie to jest najważniejsze. Bo najważniejsza jest droga miłości, na która i Filemon i inny zostają zaproszeni, aby przechodzić od wielkiej miłości do jeszcze większej.

 

Psalm responsoryjny: Ps 146, 6-10

 

            W refleksji nad drogami Bożymi warto zatrzymać się nad słowami dzisiejszego psalmu. Autor bowiem, spoglądając wstecz, widzi dobroć Bożych działań i wyciąga stąd wniosek, że „Szczęśliwy, komu Pan Bóg jest pomocą”. Można to powiedzieć inaczej: warto Bogu zaufać, warto z Nim współpracować. Bo jeżeli tyle już dla nas zrobił, to możemy czuć się szczęśliwymi.

 

Ewangelia: Łk, 17, 20-25

 

            Cytowany fragment kolejny raz przenosi nas do czasów Jezusa, gdy różne grupy społeczeństwa oczekiwały powrotu królestwa Dawida – wielkiego, potężnego, które położy kres wszelkiemu złu, przede wszystkim prześladowaniom Izraela. Początkiem wprowadzania nowych rządów miało być pojawienie się mesjasza. Przypomnijmy, że Jezus odcina się w deklaracjach od przyznania sobie tej godności (chociaż w czynach nawiązuje do niej). Faryzeusze zatem chcą Go podejść z innej strony – pytają o początek królestwa. Jakie musiało być ich zaskoczenie, gdy Jezus udziela odpowiedzi: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie”. Apostołom mówi jeszcze dobitniej: „Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi”. Królestwo Boże, gdy okaże swoją obecność, nie będzie związane z jakimkolwiek ziemskim panowaniem. Jego naturą jest bowiem duchowe dostrzeganie Boga. O to dopominali się prorocy, do tego zmierza sam Jezus, gdy mówi, że Boga należy czcić „w Duchu i prawdzie”. Bóg jest duchem, zatem Jego królestwo jest także duchowe.

Co się zaś tyczy początku królestwa, Jezus wskazuje na inny moment, zupełnie niespodziewany przez rozmówców: „Wpierw [Syn Człowieczy] musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.” Czyżby początek królestwa należy umieścić w momencie śmierci Jezusa? Jeżeli tak, to duchowe królestwo Boga już istnieje i rozwija się – w sercach chrześcijan.

 

Piątek, 14.11.2014

 

Pierwsze czytanie: 2 J 4-9

 

            Wybrana Pani i jej dzieci, adresaci dzisiejszego czytania, to ukryta pod artystycznym zwrotem, pełnym patosu i należnego szacunku, zaprzyjaźniona wspólnota chrześcijańska, do której pisze św. Jan. Wzajemne relacje układają się dobrze, Ewangelia przynosi owoce, dobro oparte na wzajemnej miłości chrześcijan promieniuje na otaczający świat – można zachwycić się tym spokojnym opisem. Ale zacytowany fragment niesie inne przesłanie, o wiele poważniejsze. Oto „wielu … pojawiło się na świecie zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele”. Jeżeli jednak Chrystus nie przyszedł w ciele, to po co to wszystko? Po co miłość, po co szacunek, jeżeli nie ma nadziei na zmianę i źródła siły do jej wykonania? To już drugi, po listach św. Pawła fragment dzieła chrześcijańskiego, który stawia ten problem. Bo już od tamtych czasów atakowano chrześcijaństwo podając w wątpliwość istnienie Jezusa. Jednak bez Jezusa nie ma chrześcijaństwa! Co proponuje Autor? Mówi, że trzeba trwać w nauce Chrystusa, czyli między innymi spełniać Jego przykazania, postępować według Jego wskazań. Zapewne i dziś ten sposób zdaje się być obroną przed pokusą zniszczenia chrześcijaństwa.

 

Psalm responsoryjny: Ps 119, 1-2.10-11.17-18;

 

            Szukać Boga, to tak kształtować swoją postawę, aby z poznania Stwórcy wynikało moje moralne życie. To takie podziwianie Jego Prawa, aby przeniknęło ludzką egzystencję czyniąc człowieka bardziej skłonnym do przestrzegania Jego słów. Taką postawę charakteryzuje pierwsze zdanie śpiewanego psalmu: błogosławieni, czyli szczęśliwi, wszyscy, którzy kroczą Jego drogami. Warto zatem zachować w sercu Jego słowo i chodzić Jego drogami, bo takie działanie daje szczęści.

 

Ewangelia: Łk 17, 26-37

 

            W obliczu końca świata (nie wiemy, czy w wymiarze kosmicznym, czyli zniszczenie tego na co patrzymy, czy w wymiarze indywidualnym, gdy będziemy przekraczali próg śmierci – zależnie od tego co najpierw nastąpi) rodzi się pytanie o możliwe scenariusze. Interesowało to pierwszych chrześcijan, interesuje i nas. Ale Jezus jest dziwnie powściągliwy. Nie rozwodzi się nad poszczególnymi etapami, nie mnoży szczegółów, ale mówi: „Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je”. Dlaczego taka odpowiedź? Bo w Jezusie jest ciągłe „teraz”, On żyje dla wypełnienia woli Ojca. Dlatego nie opuści żadnej sekundy swojego życia zaplanowanego przed wiekami z największą pieczołowitością. Bo każda taka sekunda służy do zbawienia. Nie ma więc sensu pytać, co będzie później, a co wcześniej, ważne, aby przeżyć mój czas dla Boga, jak Jezus. Dla kogo zatem mam zachować życie, jeżeli jest ono własnością Jezusa? Dlaczego mam zabiegać o pozostawione dobra? Jeżeli przyjdzie ten moment, to wszystkie swoje siły chciałbym wykorzystać dla spotkania z Bogiem, a nie dla pogoni za cieniem uciekającej rzeczywistości.

 

Sobota, 15.11.2014

 

Pierwsze czytanie: 3 J 5-8

 

            Gdybym miał wyjaśnić na podstawie tego fragmentu, jednego z najkrótszych tekstów Pisma św., co oznacza „pracować dla prawdy”, musiałbym powiedzieć o chrześcijańskim powołaniu. Nie żyjemy bowiem dla siebie, bo dwa razy powołani do życia przez Boga – w stworzeniu i we chrzcie – kroczymy ustalonymi przez Niego ścieżkami. I chociaż zadania stojące przed nami są różnorodne, to jednak podstawą jest zaproszenie Jezusa, abyśmy pomogli Mu zbawiać świat. Dla cytowanego dziś Gajusza drogą pracowania dla prawdy, czyli życia zgodnie z nauką Jezusa, było przyjmowanie do domu na nocleg i wypoczynek wędrownych katechetów i ewangelizatorów, rozproszonych po świecie z misją zaniesienia Dobrej Nowiny. Gajusz, wspomagający ich obficie, staje się ich współpracownikiem zasługującym na słowa pochwały. Aby to uczynić, św. Jan, autor listu, przesyła pismo, którego fragmentu dziś słuchamy. Ciekawe, czy i dzisiaj taki list mógłby zostać wysłany? Czy można by było znaleźć kolejnego „Gajusza” i kolejnych ewangelizatorów? Oby nam nigdy nie zabrakło takich ludzi!

 

Psalm responsoryjny: Ps 112, 1-2.3-4.5-6

 

            Co to znaczy, że ktoś boi się Boga? Oczywiście, gdybyśmy zobaczyli Go takim jaki jest – nieogarniony, wszechmocny, wszechpotężny – to pewnie umarlibyśmy ze strachu. Ale nie o taką bojaźń autorowi psalmu chodzi. „Bać się Boga” znaczy respektować Jego polecenia, darzyć Go szacunkiem rodzącym się z wdzięczności, tęsknić za Nim pociągnięty Jego miłosierdziem, wreszcie kochać, takim jaki jest. Psalmista głosi szczęście takiego człowieka i roztacza wizję nie tylko duchownych owoców takiej bojaźni.

 

Ewangelia: Łk 18, 1-8

 

            Zachęta do wytrwałości w modlitwie jest treścią przeczytanego fragmentu Ewangelii. Bóg naprawdę chce wysłuchać naszych próśb i przyjść z pomocą. W tym kontekście powstaje jednak bardzo ważne pytanie. Czy nie zacznę kochać Boga dlatego, że coś od Niego dostaję, proszę i otrzymuję, przedstawiam potrzeby i mogę cieszyć się ich zaspokojeniem? A gdzie w tym wszystkim jest sam Bóg? Może się zdarzyć, że jak małe dzieci skupimy się na zabawkach i prezentach, jaki otrzymaliśmy, zapominając, że obok stoi Osoba, która przez to wszystko chciała powiedzieć mi o swojej miłości. Światłem powinna być wiara, która nie pozwala odwrócić oczu od ukochanego Boga. „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” Warto modlić się razem z kapłanem na Mszy św.: „Prosimy Cię, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i doprowadź do pełnej jedności … Amen”.

                                                                                                                       ks. dr Piotr Klimek