[dzien 1]
Niedziela, 5.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Ml 1, 14b – 2,2b.8-10
Nasz tekst dotyczył pierwotnie kapłanów starożytnego Izraela, ale przecież nie dlatego czytamy go podczas liturgii. Słowo Boże zwraca się właśnie dziś do Kościoła, który aktualnie tworzymy. Choć w Nowym Testamencie jedynym kapłanem jest Chrystus (por. Hbr 7, 21-27), to wciąż istnieje funkcja duszpasterzy i najpierw do nich można odnieść upomnienia z Księgi Malachiasza. Jak widać, krytyka „kapłanów” nie musi być atakiem na Lud Boży jako taki.
Oczywiście Pismo uczy szacunku dla tych, co „są naszymi przełożonymi w Panu” (por. 1 Tes 5, 12), oraz słuchania nauczycieli wiary, choćby sami nie stosowali się do własnych nauk (por. Mt 23, 3). Jednak biblijna wizja Kościoła nie jest klerykalna, wszyscy jednakowo pozostajemy uczniami wspólnego Mistrza (por. Mt 23, 8) – i czasem nie tylko można, ale wręcz trzeba po bratersku upomnieć również „osobę duchowną” (por. Rz 15, 14; Ga 2, 11). Ostrzegając brata, że błądzi, wypełniamy (byle łagodnie i pamiętając o własnej grzeszności, por. Ga 6, 1; Mt 7, 4-5) nasze powołanie prorockie (por. Ez 33, 7-9; Mt 5, 12).
A wszyscy jako całość stanowimy „królewskie kapłaństwo” wobec reszty świata (por. 1 P 2, 9). Jeśli czujemy się w tym świecie lekceważeni i mało znaczący, to zanim uznamy samych siebie za „znak sprzeciwu” spytajmy sumienia, czy wcześniej nie zboczyliśmy z drogi Chrystusa i nie gorszymy innych, zamiast być świadkami Ewangelii…
Psalm responsoryjny: Ps 131, 1bcde.2-3
Możemy się modlić za naszych duszpasterzy i za nas samych (zwłaszcza, jeśli należymy do ludzi szczególnie zaangażowanych w Kościele) o uciszenie serca przy sercu Boga, ducha dziecięctwa, łagodną rezygnację z szukania ważności… Tylko uznając siebie za małe, kruche, słabe dziecko, pozwalamy się podnieść do policzka Króla Królów (por. Oz 11, 4).
Drugie czytanie: 1 Tes 2, 7b-9.13
Poruszający jest ten „macierzyński” styl duszpasterstwa apostoła Pawła, jego życzliwa, łagodna hojność serca. W świetle jego słów możemy też zobaczyć, że gdy dzisiaj papież Franciszek upomina się o delikatność w działaniach pastoralnych, to po prostu powraca do źródeł, do najstarszej i najlepszej tradycji… Urzekające jest to staranie Pawła, żeby nie być dla wiernych obciążeniem, całkowita bezinteresowność jego zaangażowania.
Apostoł daje również przykład autentycznego szacunku dla ludzi, którym służy (traktując „służenie” dosłownie), okazuje religijne uszanowanie wobec bezpośredniego działania Boga w nich (por. 1 Tes 2, 13). Nie czuje się dysponentem Bożego słowa, nie stawia się ponad tymi, którym to słowo głosi – nie próbuje „dominować nad ich wiarą”, ale występuje jako „współpracownik ich radości” (por. 2 Kor 1, 24), pomagający przyjaciołom Pana osiągnąć „radość pełną” (por. J 15, 11.15). Językiem papieża Franciszka można by powiedzieć, że Paweł jako duszpasterz czuje się sługą „łaski działającej nieustannie poza wszelką możliwą kontrolą” (por. Adhortacja Apostolska Evangelii gaudium, nr 122). Módlmy się o takich duszpasterzy.
Ewangelia: Mt 23, 1-12
Fragment zaczerpnięty z Ewangelii w pewien sposób powtarza lekcję z pierwszego czytania – a skoro to, co Bóg mówi raz, wybrzmiewa dwukrotnie (por. Ps 62, 12), to tym bardziej rzecz wypowiedziana przez Pana dwa razy… Powtórzmy zatem: słowo Boże jest „antyklerykalne”, choć bynajmniej nie anarchiczne. Jezus zachowuje i zaleca szacunek dla „świętego” urzędu, uznanie dla posługi nauczania – ale zarazem nie boi się wygłaszać bezkompromisowej krytyki skorumpowanych sług Bożych, zdeprawowanych „funkcjonariuszy kultu”. W tym przypadku piętnuje wyniosłość, celebrowanie własnej pozycji, szukanie satysfakcji z „pierwszeństwa” – oraz towarzyszącą temu często dwulicowość: „Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, a sami palcem ich ruszyć nie chcą” (Mt 23, 4). Tak łatwo poczuć się kimś wyjątkowym, kogo nie obowiązuje to samo, co zwykłych „szarych” ludzi, kto ma prawo potraktować samego siebie ulgowo…
Choć dzisiejsze słowo szczególnie upomina piastujących kościelne urzędy, to jednak możemy się nim poczuć upomniani wszyscy, zwłaszcza jeśli należymy do „elitarnych” duszpasterstw, wspólnot, ruchów. Chrystus, nasz Pan i Brat (por. J 13, 13; Rz 8, 29), nie toleruje wśród uczniów, których zmienia w rodzeństwo, innego stylu bycia, niż siostrzany i braterski. Oczywiście, lubimy się tak tytułować w naszym „oficjalnym” języku, ale chodzi o faktyczne i praktyczne uznanie, że jesteśmy sobie równi w godności dzieci Bożych (por. 1 J 3, 1-3) i że nie ma wyższego stanowiska, niż być (tylko z łaski) królewną lub królewiczem nieba. Bezdomny, który się wśród nas znajdzie, nie może być potraktowany gorzej niż kardynał – i nie jest to pobożne życzenie, tylko rozkaz Pana.
[dzien 2]
Poniedziałek, 6.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Rz 11, 29-36
Przeczytaliśmy jedno ze streszczeń „Ewangelii łaski Bożej” (por. Dz 20, 24), czyli Dobrej Wiadomości o życzliwym Stwórcy, będącym Ratownikiem gubiących się stworzeń. Wychwalana przez apostoła Boża mądrość to mądrość miłości absolutnej i nieodwołalnej, głęboka mądrość miłosierdzia. W innym miejscu Pisma znajdziemy stwierdzenie, że „nie my ukochaliśmy Boga, ale On sam nas ukochał” (por. 1 J 4, 10) – i właśnie w tej wyprzedzającej wszystkie nasze reakcje (i niezależnej od nich) miłości tkwi sekret nieodwołalnych darów łaski (charismata) i powołania-wybrania, którego Bóg nie żałuje.
Miłosierdzie zaskakuje. Dużo później św. Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice wręcz sprowadzi chrześcijaństwo do „głębokiego zdumienia wobec wartości i godności człowieka” w oczach Boga (por. Redemptor hominis, 10). Bycie uczniem-przyjacielem Chrystusa (por. J 15, 15) nie polega na zasługiwaniu na niebo, tylko na przyswajaniu przez wiarę Bożej miłości i wydawaniu jej owoców (por. J 15, 8-9). W takiej perspektywie grzech – choć podły i straszny – ani nie stoi w centrum uwagi, ani nie psuje Bożych planów. Słowa apostoła, że „Bóg wszystkich razem zamknął w nieposłuszeństwie, żeby się nad wszystkimi zmiłować” (Rz 11, 32), dobrze tłumaczy Karl Rahner: „Bóg jedynie dlatego pozwolił na wejście winy w ten świat, że ten świat jest już od samego początku i nieodwracalnie ogarnięty przez Jego przebaczającą i jednającą miłość”.
Psalm responsoryjny: Ps 69, 30-31.33-34.36-37
Radość Ewangelii bierze się z rozpoznania, że „Pan wysłuchuje biednych”, a uwikłani w nasze upadki okazujemy się ostatecznie „więźniami” wyzwalającej Miłości. To wszystko, co nas – z własnej i cudzej winy – obciąża, upokarza i przygniata, staje się miejscem spotkania z Miłosierdziem. Jeśli nasze serce tęskni za szczęściem (choćby nie czuło się go godne) to znaczy, że mamy w sobie impuls do szukania Pana. Powiedzmy „tak” najgłębszej tęsknocie, otwórzmy się na Dobrą Wiadomość Boga, niech nasze serce ożyje…
Ewangelia: Łk 14, 12-14
Czy to, o czym czytamy, nie jest aby zamianą jednej interesowności na drugą, wyrachowaniem na wyższym (subtelniejszym) poziomie? Wyrzekam się zapłaty ziemskiej, licząc na inną zapłatę – ale wciąż chodzi o transakcję? Nie świadczę dobra dlatego, że jest dobre, tylko dlatego, że się opłaca – choć dopiero po tym życiu? To wrażenie znika, gdy zrozumiemy, o jakich korzyściach mowa, w jakiej „walucie” zostanie nam wypłacone „honorarium”. A w ogóle to Pan Jezus jest tutaj chyba po prostu przekorny, używa „kupieckiego” języka, mrugając figlarnie okiem.
Ugaszczając niemogących się odpłacić „będziesz szczęśliwy” wyłącznie z tego powodu, że „więcej szczęścia jest w dawaniu” (por. Dz 20, 35). Szczęśliwy nie dlatego, że poczujesz się lepszy, ani nie dlatego, że liczysz na gratyfikację w postaci „niebiańskich luksusów”. Jeśli czytamy, że Bóg „kocha radosnego dawcę” (por. 2 Kor 9, 7) to nie znaczy, że mniej hojnym lub skąpym odmawia miłości – On kocha cały świat, który Go zdradził (por. J 3, 16) Natomiast radośni dawcy dają swoją hojnością świadectwo, że poznali Radosnego Dawcę, że smakują Jego miłość. Świadcząc dobro bezinteresownie, „nadajemy z Bogiem na tych samych falach”, spotykamy się z Nim spojrzeniem i wybuchamy porozumiewawczym śmiechem. „Wchodzimy do radości naszego Pana” (por. Mt 25, 21).
„Odmierzą nam taką miara, jaką my mierzymy” (por. Łk 6, 38). Oddadzą nam w takiej „walucie”, w jakiej zainwestowaliśmy. Nie wkładając serca w dar, dajemy śmieci, inwestujemy w śmieciach. „Gdybym rozdał na jałmużnę całą moją majętność (…), lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał” (1 Kor 13, 3). „Dając wszystko ze swego ubóstwa” (por. Łk 21, 4b), otrzymamy wszystko z bogactwa Boga – zresztą i tak z niego czerpiemy, bo „co mam, czego bym nie otrzymał?” (por. 1 Kor 4, 7b). Hojność serca świadczy o posiadaniu intuicji dziecka Bożego, o przeczuciu, że „wszystko, co ma Bóg, jest nasze” (por. Łk 15, 31)… Wkładając w dar całego siebie, po prostu siebie, otrzymamy „po prostu” Boga, przyjętego w pełni (a On nie daje siebie cząstkowo). Wkładając serce, zyskamy Jego serce, czy lepiej – odnajdziemy się na Jego sercu (por. Ps 131, 2b).
[dzien 3]
Wtorek, 7.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Rz 12, 5-16a
Osobisty związek z Chrystusem włącza człowieka obiektywnie w pewną organiczną całość, mistyczne Ciało, którego głową jest Pan (por. Kol 1, 18; 1 Kor 12, 12.27), a krwiobiegiem – krążenie Jego miłości podawanej przez każdego dalej, odzwierciedlanej w życiu, okazywanej innym (por. J 15, 5.8-12). Ponieważ jednak poszczególne części Organizmu dysponują własną świadomością i wolną wolą, apostoł przypomina o konieczności właściwego widzenia swego miejsca we wspólnocie, oraz mądrego zaangażowania w jej życie (por. Rz 12, 3-4).
Mamy rozsądnie oceniać zakres otrzymanego powołania (por. Rz 12, 3) oraz służyć siostrom i braciom tym darem, jaki w sobie odkrywamy (por. 1 P 4, 10) – pamiętając, że uzupełniamy się nawzajem i wzajemnie siebie potrzebujemy (por. 1 Kor 12, 14-17). Charyzmaty i pełnione ewentualnie funkcje nie są po to, żeby karmić czyjąś pychę (por. 1 Kor 4, 7). Jeden, choć zarazem troisty Dyspozytor różnych darów łaski, posług i działań (por. 1 Kor 12, 4-6) oczekuje, że będziemy szczerze „serdeczni (philostorgoi) w braterskiej miłości”, konkurując tylko w okazywaniu jedni drugim szacunku (por. Rz 12, 10), oraz dzieląc nawzajem swoje radości i smutki (por. Rz 12, 15).
Na uwagę zasługuje przypomnienie o odpowiadaniu dobrym słowem (życzeniem dobra) na prześladowanie (por. Rz 12, 14). Czytelnikom przekładu Biblii Tysiąclecia warto też może uświadomić, że wśród darów wymienionych w tekście oryginalnym nie ma „napominania – dla karcenia”, lecz mowa o napominaniu w sensie „zachęty – dodawania otuchy” (paraklēsis, por. Rz 12, 8).
Psalm responsoryjny: Ps 131, 1bcde.2-3
Możemy być spokojni o swoje znaczenie, możemy się tym zupełnie przestać zajmować, bo tym, kto nas docenia, jest sam Najwyższy. Możemy wtulić się duchem w Jego objęcia, poczuć, jak nas łagodnie tuli i kołysze, z niepojętym „upodobaniem” (por. Łk 3, 22). Uwierzmy w to, uwierzmy Świętemu Tchnieniu, które głębiej niż sięga nasza własna bieda nuci w nas cudowne słowo „Abba, Tatusiu!” (por. Ga 4, 6).
Ewangelia: Łk 14, 15-24
Tak, zaofiarowano nam szczęście wiecznego „bankietu”, wiecznej wspólnoty, wiecznego świętowania w Królestwie Boga z Nami (por. Ap 21, 3). Ale czy my naprawdę pragniemy tego szczęścia? Albo inaczej – czy rozumiemy swoje najgłębsze pragnienie szczęścia? Ono bywa ukryte i oszukiwane przez nas samych różnymi namiastkami spełnienia, potrzebuje wydobycia spod warstwy złudzeń, jak podczas opisanej przez Jana dziwnej rozmowy o pragnieniu przy studni w Sychar (por. J 4, 6-26). Rozmawiając z samarytańską kobietą – która miała wcześniej pięciu mężów i aktualnie żyła bez małżeństwa z szóstym mężczyzną – Jezus pomaga jej odkryć prawdziwą głębię jej pragnień, głębię tęsknoty przyzywającą głębię wiecznej Agapē , źródlanej Miłości Stwórcy (por. Ps 42, 3.8)…
Jeśli nie chcemy uważnie słuchać wewnętrznego pragnienia nad pragnieniami, grozi nam zlekceważenie życiowej szansy, zaofiarowanego za darmo spełnienia najgłębszych tęsknot. Nie chodzi o skrajną ascezę, mamy prawo cieszyć się tym, co Bóg dał. Nie ma nic złego w kupnie pola i wołów, ani w zawarciu małżeństwa i słodyczy miodowego miesiąca. Jednak w pewnym sensie „trzeba (…), żeby ci, co mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, (…) a ci, którzy nabywają, tak jakby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali” (1 Kor 7, 29b-31a). Jak przypomina św. Ignacy Loyola: „Człowiek został stworzony, aby Boga, naszego Pana, wielbił, okazywał Mu cześć i służył Mu – i dzięki temu zbawił duszę swoją. Inne rzeczy na powierzchni ziemi stworzone zostały dla człowieka i po to, by mu służyć pomocą w zmierzaniu do celu, dla którego został stworzony” (Ćwiczenia duchowne, 23, tłum. J. Ożóg). Bliskość z Panem mojego życia, z jego Źródłem, jest ważniejsza niż używanie dóbr, niż „pole i woły”. A z żoną mam przyjść na ucztę Pana, przyprowadzić ją do Niego.
Wygram lub (nie daj Boże) przegram moje życie (psychē, moją duszę) w zależności od tego, czy rozpoznam Źródło życia i szczęścia, czy zbuduję życie na właściwym fundamencie.
[dzien 4]
Środa, 8.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Rz 13, 8-10
Podstawowym zobowiązaniem ucznia Chrystusa wobec każdego napotkanego człowieka jest okazywanie mu bezinteresownej miłości (agapē) i nigdy nie możemy uznać, że już ten „dług” spłaciliśmy. W gruncie rzeczy jest to „dług” zaciągnięty u naszego Bliźniego Absolutnego – Syna Bożego, który stał się Bratem ludzi (por. Rz 8, 29; Hbr 2, 11-12) i utożsamia się z każdym potrzebującym praktycznego wsparcia (por. Mt 25, 40.45), wymagającym, by go „pokochać czynem i prawdą” (1 J 3, 18), realnie. Za każdym bliźnim stoi Chrystus, każdy człowiek posiada wartość Jego krwi, wylanej za wszystkich bez wyjątku.
Miłość, o którą chodzi w Ewangelii, zawsze jest konkretna, nie ogranicza się do uczuć. Jej wyrazem okazuje się wypełnianie przykazań – na które należy patrzeć właśnie jak na reguły zachowań cechujących przyjaciół Chrystusa (por. J 15, 14) i przybrane dzieci Boga (por. Ef 5, 1-20). To ważne, żeby nie odrywać miłości od jej praktycznego wyrazu, ale też nie odrywać zasad praktycznej miłości od niej samej. Bez szczerej afirmacji drugiej osoby i ofiarności serca – które doświadczywszy miłości Chrystusa, chce ją naśladować wobec innych (por. Rz 15, 7) – przykazania stają się sztywnym prawem, literą, która dławi życie (por. 2 Kor 3, 6). Próba wypełniania przykazań bez miłości niczego nie daje (por. (1 Kor 13, 3). Duszą moralności chrześcijańskiej jest oddychanie Duchem Chrystusa, żywym Podmuchem Miłości, traktującej potrzeby drugiego jak swoje własne.
Psalm responsoryjny: Ps 112, 1b-2.4-5.9
Może pomódlmy się o radość z przykazań Boga, z zawartego w nich zaproszenia do kochania, do dzielenia Jego usposobienia. Obietnice szczęścia, wewnętrznej siły i udziału w chwale Pana (w Jego wspaniałości) nie są ofertą „zapłaty za starania”, tylko objawieniem, do czego nas stworzono. Otwórzmy się na autentyczne szczęście.
Ewangelia: Łk 14, 25-33
Czytamy mocne słowa o „nienawiści”, czyli (trzeba właściwie rozumieć ten semityzm) uniezależniającym oderwaniu wewnętrznym od osób najbliższych (w tym nawet od żony, choć w innym miejscu Pan zabrania „rozdzielać, co Bóg złączył”, por. Mt 19, 5-6). Ale przecież mowa tu również o „wyrzeczeniu się” samego siebie, odżegnaniu od własnej osoby, od „ego”. Chodzi o to, żeby „wziąć swój krzyż” i na nim „umrzeć dla świata” (por. Ga 6, 14), w pewien sposób przekreślić wszystko – lecz ten zabieg nie służy stłamszeniu w sobie miłości, tylko jej uwolnieniu.
Najważniejsze jest uświadomienie sobie, kto to wszystko mówi. Żądanie zrelatywizowania wszystkich (nawet najintymniejszych) więzi ze względu na relację z Nim, może wysunąć tylko Ten Absolutnie Najważniejszy. Chodzi o WARTOŚĆ relacji ponad relacjami, relacji, która inne relacje stwarza i warunkuje. Chodzi o położenie jedynego możliwego fundamentu dla wszystkich miłości (por. 1 Kor 3, 11).
Chrystus – Bliskość Boga, Bóg udzielający się nam – kosztuje WSZYSTKO. Darmowa Łaska (por. Rz 3, 24) kosztuje wszystko, Skarb nad skarbami, którego za żadną cenę nie mogę kupić (bo nikogo na Niego nie stać), został mi dany absolutnie za darmo – ale żeby Go przyjąć (przyjąć Tego, w którym mieszka PEŁNIA, por. Kol 1, 17) trzeba szeroko, jak najszerzej, otworzyć dłonie, ramiona, serce. Żeby Go objąć, trzeba tak się otworzyć, żeby wypuścić z objęć wszystko inne, wszystko w ogóle.
I co ciekawe, nie chodzi o to, że On jest o cokolwiek zazdrosny w naszym ludzkim sensie tego słowa. Chodzi o to, że bez Niego wszystko jest puste – każde posiadanie, każde dobro, każda relacja z kimkolwiek. Natomiast gdy mamy Jego, wtedy „wszystko jest nasze” (por. 1 Kor 3, 21-23), bo należymy w całości do Tego, który „wypełnia wszystko” (por. Ef 1, 23).
Bóg jest życiem mojej duszy. Jeśli nie wezmę Jego, stracę życie mojego życia – a cóż mi po całym świecie i wszystkich relacjach, jeśli bym zatracił siebie (por. Mt 16, 26)?
[dzien 5]
Czwartek, 9.11.2017 r., święto Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej
Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 9b-11.16-17
W chrześcijaństwie świątynią jest przede wszystkim żywe zgromadzenie wierzących (por. 1 P 2, 5), bo prawdziwym sanktuarium Boga na ziemi stało się Ciało Chrystusa (por. J 2, 19-22), które wspólnie tworzymy (por. 1 Kor 12, 27). Kościół to my, ale bynajmniej nie w tym sensie, że możemy go kształtować całkiem dowolnie, według naszych pomysłów. Wprawdzie wnosimy osobisty wkład, budujemy Kościół jako sieć naszych wzajemnych relacji, ale robimy to dobrze tylko wtedy, gdy stoimy na gruncie osobistej znajomości z Chrystusem, czerpiąc natchnienie od Ducha Świętego. Bez polegania na Chrystusie, tylko na Nim („Fundamentu nikt nie może położyć innego”), nasza wspólnota ostatecznie się rozsypie, a bez oddychania modlitwą, chłonięcia inspiracji Bożego Ducha, pozostanie pusta i martwa. Będziemy wtedy (nie daj Boże) ruiną lub wręcz atrapą świątyni, konstrukcją ze słomy, którą świt Dnia Pańskiego zamieni w popiół (por. 1 Kor 3, 12-13).
Ten, kto niszczy w sobie Bożą świątynię, ryzykuje nie to, że Bóg się na nim zemści (Bóg jest miłością, która „nie daje się ponieść gniewowi i nie pamięta złego”, por. 1 Kor 13, 5), tylko że się z Bogiem całkowicie rozminie (grzech – hamartia – to „chybienie celu”). Zostaliśmy stworzeni do bycia świątynią naszego Stwórcy i jeśli przestajemy nią być, fałszujemy własne istnienie – a Bóg, który jest Prawdą, niszczy fałsz przez sam fakt objawienia się. Jeśli nie staniemy się świątynią Jego miłości, będziemy niczym.
Psalm responsoryjny: Ps 46, 2-3.5-6.8-9
Rzeczywistość może się prezentować nieciekawie lub wręcz groźnie, może wyglądać niczym kadr z filmu katastroficznego, w którym fala tsunami pochłania Himalaje… Nasza wiara, ufność pokładana w Najwyższym, uczy nas spokoju wobec takich widoków. Możemy się modlić o tę ufność, możemy się wtulać w Miłosierną Miłość, możemy odkrywać wewnątrz serca nurt „żywej nadziei” (por. 1 P 1, 3) i obecność Boga Zastępów – w którego objęciach „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (por. Dz 17, 28), który jest naszym „światłem i ratunkiem” (por. Ps 27, 1). Bóg przytula nas „od środka” i otacza jak górski łańcuch (por. Ps 125, 2), jak niezdobyty mur… Jak pisał Marcin Luter: „Warownym grodem jest nasz Bóg…”
Ewangelia: J 2, 13-22
Tutaj nie chodzi o „porządek” w świątyni – wypędzenie z niej handlarzy nie jest upomnieniem się o „nabożny spokój” w sanktuarium, o sakralną etykietę, czy religijne dobre wychowanie. Chodzi o szczerość serca wobec Boga, o nagość duszy wobec Absolutnej Miłości, o dziecięctwo wobec Ojca z nieba. Uzupełniając Janowy opis o relację Mateusza zauważymy, że po usunięciu ze świątyni handlujących, Pan przyjmuje tam „niewidomych i chromych”, oraz z aprobatą słucha wykrzykujących na Jego chwałę dzieci (por. Mt 21, 14-16). Dom Bożej obecności i ludzkiej modlitwy, dom Ojca, to miejsce świętej gościnności i bezinteresownej łaski, oraz pokornej wdzięczności i cieszenia się Najwyższym – a nie załatwiania interesów (nawet gdyby to miały być próby „interesów z Bogiem”).
Janowy opis interwencji w świątyni prowadzi nas jeszcze głębiej. To w gruncie rzeczy sam Jezus okazuje się Świątynią, miejscem spotykania się Boga z nami i naszego spotkania z Bogiem. To On jest Świątynia Ojca Miłosiernego, Świątynią Przygarnięcia Ludzi, chodzącą Świątynią Miłosierdzia. Jest świątynią, której nie da się sprofanować, bo już przeszła najstraszliwszą profanację i właśnie podczas niej eksplodowała łaską. Nasz zraniony Zbawca jest miejscem pojednania i uświęcenia na wieki, bo świętość Jego przebitego Serca jest większa niż jad, którym ociekała włócznia naszej wrogości (por. Ef 2, 16). Z przebitego boku (por. J 19, 34) wypływa tsunami Miłosierdzia, wylewa się potop Uzdrowienia, gasząc nasze wewnętrzne piekło, zasilając źródła skruchy (por. Za 12, 10).
[dzien 6]
Piątek, 10.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Rz 15, 14-21
Ujmujący jest ten szacunek, z jakim apostoł zwraca się do adresatów pod koniec listu, w pewien sposób usprawiedliwiając się z użytych wcześniej mocniejszych sformułowań. Nie wycofuje się bynajmniej z pouczeń, ale chce występować jako zarówno duszpasterz, jak i brat w wierze.
Paweł wyjaśnia też, że zgodnie z rozpoznanym powołaniem chce służyć nauką Ewangelii tym, którzy spotykają Chrystusa jako poganie, nie dysponując podbudową w postaci teologii i pobożności judaizmu. Właśnie dlatego ciągnęło go do Rzymu, gdzie miejscowy Kościół stanowił szczególną arenę konfrontacji judeochrześcijan i chrześcijan „spośród narodów” – i dlatego kieruje list oraz zapowiada przybycie do wspólnoty, której nie zakładał, wbrew własnej zasadzie działania na terenach „dziewiczych”, jeszcze nietkniętych ewangelizacją.
Psalm responsoryjny: Ps 98, 1bcde.2-3b.3cd-4
A może by się pomodlić o życzliwe zaciekawienie tym, jak inni chrześcijanie przeżywają Ewangelię, jakie cuda robi w ich życiu Bóg? A także o wdzięczność za te cuda, o radość, że Bóg przemawia do serc sióstr i braci, że te serca poddają się Słowu Jego Miłości…
Ewangelia: Łk 16, 1-8
Co jest dobrego w postępowaniu nieuczciwego zarządcy, co zasłużyło na pochwałę ze strony Pana? Jezus na pewno nie pochwala samej nieuczciwości (co będzie widać w dalszej części tekstu, w autorskim komentarzu do przypowieści). Jednak nieuczciwy powiernik cudzych pieniędzy wykazał się w końcu cechą zasadniczo pozytywną – zapobiegliwością, troską o przyszłość. Szukając w tej cokolwiek „kryminalnej” historii sensu duchowego, możemy sobie przypomnieć, że na końcu życia (które powierzono nam w zarząd i które często bezmyślnie trwonimy) czai się perspektywa utraty wszystkich doczesnych dóbr i stanowisk, wszystkiego, w czym się tutaj „urządziliśmy”. Co z nami będzie, gdy to wszystko przepadnie?
Nieuczciwy zarządca, stając wobec perspektywy utraty swej pozycji, usunięcia z dotychczas zajmowanego miejsca, szuka sposobu, żeby ktoś go życzliwie przygarnął. Ukierunkowuje „trwonienie” majątku, którym zarządza, na ulżenie doli dłużników swego mocodawcy. Zaskarbia sobie tym wdzięczność owych ludzi, zdobywa ich przychylność. Można powiedzieć, że inwestuje w dobre relacje.
Tak, Chrystus na pewno nie pochwala okradania nikogo, defraudacji powierzanych nam dóbr. W Jego pochwale pod adresem spryciarza pobrzmiewa ironia. Jednak wyciąga dla nas z tej jakże życiowej historii pozytywny morał – tym, co nam się wydaje, że mamy (a czym tylko zarządzamy do czasu) mamy gospodarować w taki sposób, żeby świadczyć innym dobro, zdobywać serca. Wszystkie dobra tej ziemi przeminą, ale przetrwa sieć zawiązanych przyjaźni, zbudowanych więzi, rozbudzonych i pielęgnowanych miłości. Każdy dar serca to inwestycja w wieczność.
[dzien 7]
Sobota, 11.11.2017 r.
Pierwsze czytanie: Rz 16, 3-9.16.22-27
Wspaniałe zakończenie listu, w którym po wykładzie doktryny i duszpasterskich upomnieniach przychodzi kolej na serię imiennych pozdrowień dla konkretnych osób, a obok apostoła dochodzą do głosu również jego aktualni towarzysze. Święty tekst wibruje w tym miejscu osobistymi tonami, staje się świadectwem wspomnianej wcześniej „serdeczności (philostorgia) w miłości braterskiej” (por. Rz 12, 10). Możemy kontemplować Kościół jako przede wszystkim duchową rodzinę, gdzie podporządkowanie się autorytetom służy wyłącznie „posłuszeństwu wierze” – czyli ufnemu i uległemu słuchaniu Boga, którego bezwarunkowej miłości uwierzyliśmy (por. 1 J 4, 16).
Psalm responsoryjny: Ps145, 2-3.4-5.10-11
Pomódlmy się o łaskę uwielbiania Boga, o zachwyt Jego wspaniałością, o wdzięczność, że „wielka jest Jego chwała”. Cieszmy się tym, jaki On jest i odnajdujmy się we wspólnocie rozkochanych w Najpiękniejszym – a także odkrywajmy w siostrach i braciach refleksy Jego piękna. Wołajmy do siebie nawzajem, jak bardzo On jest święty-niezwykły i stawajmy się niepostrzeżenie podobni do serafinów (por. Iz 6, 2-3), duchów płonących ogniem kontemplacji. To jest „godne i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne”, żeby w takim usposobieniu przeżywać liturgię.
Ewangelia: Łk 16, 9-15
Jezus wyjaśnia sens swojej przypowieści o nieuczciwym zarządcy majątku (por. Łk 16, 1-8), wyciąga z tej na pozór niezbyt budującej historii duchowy morał. Z Jego słów wyraźnie widać, że nie chodziło o usprawiedliwienie malwersacji „w dobrym celu”, ani o pochwałę „kupowania przyjaciół”, zdobywania powierzchownej sympatii za pomocą środków finansowych. Nie takie inwestowanie w relacje miał na myśli. Prawdziwych przyjaźni nie buduje się na wymianie korzyści, zwłaszcza nieuczciwych.
Pochwała perfidnego zarządcy była podszyta ironią, wskazywała na jego przezorność, ale z zastrzeżeniem, że chodzi o roztropność „tego świata” (por. Łk 16, 8). Nasz Mistrz sugeruje, że „dzieci światłości” powinny się wykazywać analogiczną roztropnością, lecz według reguł królestwa Bożego. „To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16, 15). Zdecydowanie mamy być „wierni w zarządzie niegodziwą mamoną” (por. Łk 16, 11), a jeśli Chrystus każe nam „pozyskiwać sobie przyjaciół” z jej pomocą, to chodzi o to, żeby używać dóbr materialnych służąc Bogu (nie pieniądzom), żeby gospodarząc dobrami i obracając się w tym świecie „oddawać każdemu, co mu się należy” oraz „nikomu nie być nic dłużnym, poza wzajemną miłością” (Rz 13, 7-8). Bezinteresowna miłość (agapē) dla każdej osoby pozostaje naszym wiecznym zobowiązaniem.
A przede wszystkim mamy w taki sposób zarządzać doczesnymi dobrami, żeby zyskiwać szczerą przyjaźń „braci najmniejszych” naszego Pana (por. Mt 25, 34-40), naszych bliźnich doświadczonych przez życie oraz gubiących się w nim („będący w więzieniu” to raczej nie aniołki…). Ubodzy, wykluczeni, słabi są VIP-ami królestwa Bożego i od ich opinii przedstawionej Królowi (będącemu ich Rzecznikiem wobec Ojca i nas) zależy nasze „przyjęcie do wiecznych przybytków”.
[dzien end]