Niedziela, 03.10.2021 r.
Pierwsze czytanie: Rdz 2, 18-24
Dzisiejszy tekst o stworzeniu mężczyzny i kobiety dobrze jest czytać równolegle z innym fragmentem Księgi Rodzaju: 1.24-2.8. Widać wtedy wyraźnie istotę dwu-płciowości człowieka. W tym kontekście imputowanie ludziom wielopłciowości ma jednoznaczny cel – sprowadzenie stworzonego na wzór i podobieństwo Boże rodzaju ludzkiego do poziomu zwierząt, odebranie mu jego dominującej roli panowania nad stworzonym światem, aby „służyć i strzec”. A ponieważ w świecie nic nie ginie, to jeżeli odbierzemy człowiekowi jego miejsce i funkcję, to kto go zastąpi? Kto zostanie wtedy panem ludzkości? Czy nie szatan, który za wszelką cenę chce wrócić do czasów swych pierwotnych zdobyczy? Patrząc na to, co dzieje się obecnie na świecie, widać jak wielu ludzi chce mu w tym pomagać. Upadek cywilizacji chrześcijańskiej może doprowadzić świat do chaosu i ciemności, pogaństwa, upustynnienia, co przepowiada Księga Apokalipsy w opisie siódmej czaszy.
Jednak nie zapominajmy słów Chrystusa: „Jam zwyciężył świat”. Także i szatana. Bóg nie chce, by wszystko, co stworzył jako dobre i bardzo dobre miało być zagarnięte przez zbuntowanego Uzurpatora. Kochający Ojciec nie pozwoli wydrzeć sobie swych umiłowanych dzieci. Przylgnijmy do Niego.
Psalm responsoryjny: Ps 128, 1b-2. 3-4. 5-6
Bóg stworzył nas na swoją chwałę. Mądrość pokoleń utwierdza nas w przekonaniu, że gdy w naszym życiu Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu. To właśnie o tym mówi psalmista: „Szczęśliwy człowiek, który służy Panu”, a gdzie indziej Pismo dodaje: „z całej swej mocy, serca i umysłu”. Wtedy życie ludzkie staje się z natury swej uporządkowane i błogosławione. Oczywiście wiemy, że szatan sieje kąkol, skłania innych przeciw nam, wzbudza wojny, nieprawość, może nas zabić. Jednak większość naszych problemów życiowych to skutki naszych grzechów i wad, stawiania na swoim.
Człowiek nie osiągnie szczęścia na ziemi, dopóki nie będzie żył w Woli Bożej i nie stanie się święty. Także bojaźń Boża jest początkiem mądrości i wstępem do świętości.
Drugie czytanie: Hbr 2, 9-11
Miłość Boga do stworzonego człowieka, swego dziecka, była tak wielka, że gdy człowiek zdradził swego Stwórcę, Ten miał już gotowy plan jego ratowania. Syn Boży z miłości przyjął postać ludzką ze wszystkimi jej ograniczeniami, aby nas zbawić. Żaden człowiek nie mógłby dokonać tego zbawienia. Skala grzechu jest tak wielka, że aby jej zadośćuczynić, potrzeba było miłości Boga-Człowieka, do której nikt inny nie mógłby się wznieść.
Całe życie Chrystusa było podporządkowane jednemu celowi: pełnić Wolę Ojca. Żaden prorok ani święty nie posiadł w pełni tej cechy, więc cokolwiek by nie uczynił, byłoby to niepełne, nie na miarę Boga samego. Tylko Syn Człowieczy mógł złożyć ofiarę doskonałą, ofiarę z siebie. Stąd autor Listu do Hebrajczyków uzasadnia, dlaczego Zbawicielowi należy się pełnia chwały. Choć za życia, w swym uniżeniu był „nieco niższy od aniołów”, to przez Mękę i Śmierć na Krzyżu został wywyższony ponad wszystko. Stał się też wzorem do naśladowania dla tych, których odkupił z nędzy grzechu i pokazał drogę powrotu do Ojca. Jest nią pełnienie Woli Bożej.
Choć obawiamy się cierpienia, to i tak jesteśmy uczniami w szkole Krzyża, lepszymi lub gorszymi czy nawet powtarzającymi tę samą klasę.
Ewangelia: Mk 10, 2-16
Kluczem do wszelkiego myślenia o Bogu i człowieku jest powrót do „na początku”, do stworzenia mężczyzny i kobiety i płynącego stąd Bożego zamysłu – podobieństwa ludzi do Boga. Grzech pierworodny Adama i Ewy upodobnił człowieka bardziej do Złego niż do Boga. Jednak, gdyby Bóg w swoim Miłosierdziu nie pozostawił ziaren swojej Miłości w stworzeniu, ludzkość na wzór upadłych aniołów stoczyłaby się. Tymi ziarnami są ludzka miłość, piękno przyrody, symbioza mikro- i makro-świata. Pierwszym Rodzicom zabrakło zgodności ich woli z Wolą Bożą, co w konsekwencji doprowadziło następne pokolenia do „zatwardziałości serc”.
Czy Chrystus, który zaprowadza królestwo Boże na Ziemi, ma budować je na bazie zniewolonego człowieczeństwa czy odkupionego i uświęconego jak On jest święty? To tak jakbyśmy budowali nowy dom ze starych, spróchniałych materiałów.
I tu dochodzimy do trudnego i często bolesnego tematu: dlaczego nie można się rozwieść w Kościele? Skoro Chrystus, Syn Boży, Bóg w Trójcy Jedyny zdefiniował powtórne „małżeństwo” jako grzech cudzołóstwa, to kto może zmienić Słowo Boże? A jednak zmieniamy. Od lat obserwujemy na Zachodzie rozmywanie i rozluźnianie interpretacji prawa kanonicznego dotyczącego Sakramentu Małżeństwa tak, że nie jest trudno je unieważnić.
Oblubienicą Chrystusa jest Kościół. To jest Wieczne Przymierze. Gdyby mężczyzna i kobieta zawierali w swoim sercu Przymierze, czyli prawdziwy Sakrament Małżeństwa a nie związek małżeński, czyli zdawali sobie sprawę, że własnym życiem gwarantują przed Bogiem i swoim małżonkiem swoją przysięgę, nie byłoby tylu dramatów. Chociaż dla wielu to już nie dramat. Im dalej od Boga, tym krótsze i liczniejsze są „związki”. Poza Kościołem Katolickim i prawosławnym nie ma Sakramentów, toteż zawarcie małżeństwa staje się tylko kontraktem, luźną obietnicą, bo skoro można się „rozwieść”, to po co Przymierze?
Poniedziałek, 04.10.2021 r.- wspomnienie św. Franciszka z Asyżu
Pierwsze czytanie: Jon 1, 1 – 2, 1.11
Dla wielu Księga Jonasza brzmi jak jeszcze jedna antyczna bajka. Ale dlaczego w takim razie weszła do kanonu ksiąg objawionych? Co jest w niej takiego, że nawet dzisiaj trzeba nam się nad nią zastanawiać? Czytany dziś fragment tej księgi przedstawia proroka, który zaprzeczając swojej misji, swemu wybraństwu, ucieka na kraj ówczesnego świata, aby nie wykonać Bożego polecenia udania się do Niniwy z wołaniem o nawrócenie. Niniwa była tak zdeprawowana, że kres jej istnienia był kwestią najbliższego czasu. W sercu Jonasza nie było już cienia litości dla niej.
Uderzająca jest seria pytań marynarzy: „Jaki jest twój zawód?”, „Co ty uczyniłeś?” Poganie wiedzą, że za popełnione zło jest kara. Odpowiedź Jonasza, który przyznaje, że to z jego powodu powstała tak wielka burza, świadczy o jego zrozumieniu niemożności schowania się przed Bogiem i konieczności wypełnienia Jego Woli. Wola Boża to moc. Jeśli Pan mówi Fiat, to musi się to stać.
Czy dzisiaj brakuje proroków? A może pouciekali? A może wyrzucono ich za miasto i ukamienowano? A może to wszystko, co się wokół nas dzieje, wynika z tego, że współcześni prorocy zaniechali misji nawracania świata? Ostatnie ataki na Kościół sparaliżowały dzisiejszych apostołów. Pochowali się. Czy burza ma sięgnąć swego apogeum, aby przerażony świat przywołał ich do porządku pytając, co uczyniliście?
Psalm responsoryjny: Jon 2, 3.4.5.8
Wybrane wersety z Księgi Jonasza posłużyły liturgistom do sformułowania dzisiejszego psalmu responsoryjnego. Wnikając w ducha Jonasza lękającego się o swe życie, odczuwającego wyrzuty sumienia z powodu sprzeniewierzenia się Woli Bożej, a ostatecznie cudownie uratowanego, możemy odnaleźć podobieństwo i do naszych życiowych doświadczeń. Szczególnie odczuwalne może być ono, gdy pogrążeni w traumie oddalenia od Boga, nieszczęśliwi, bezsilni, wołający o ratunek, doznajemy łaski pomocy i nawrócenia. Jakże bliskie stają się nam teksty biblijne, tak trafnie opisujące stan duszy skruszonego grzesznika. To są właśnie te cuda obecności Boga w naszym życiu. To są te doświadczenia wiary, na których opieramy naszą duchowość. Jak dobrze, że nasi rodzice czy dziadkowie dali nam poznać istnienie Boga. To dzięki nim mamy szanse w trudnych chwilach naszego życia wołać: Boże, ratuj!
Ewangelia: Łk 10, 25-37
Gdy przyglądamy się otaczającej nas przyrodzie, oczywistym jest dla nas, że tym, co nas jako ludzi odróżnia od świata zwierząt, jest poza duszą, nasz rozum, wola i miłość. Są to też, między innymi, atrybuty Stwórcy, który tchnął w nas swoje podobieństwo. Gdy te trzy konieczne, choć niewystarczające wyróżniki naszego człowieczeństwa są w pełnej harmonii, stajemy się w pewnym stopniu podobni do Trójcy Świętej. Gdy zaś są wewnętrznie skłócone, upodobniają nas do królestwa szatana. Bogactwo i moc tych wyróżników, podpartych Sakramentami, są tak duże, że każdy z nich może osobno przywracać nas do komunii z Bogiem. Natomiat nierozumne działanie, egoizm, nałogi, mogą nas zniewalać aż do zatracenia włącznie. Te cechy uzdatniają nas do miłości Boga, który przykazał: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”. Czyli innymi słowy: sercem, wolą i rozumem. Gdy zastosujemy ten troisty klucz do analizy różnych sytuacji życiowych, w których możemy się znaleźć, to możemy być pewni, że rozeznamy nasze sumienie.
Odnosząc to myślenie do konkretnych przykładów dzisiejszej Ewangelii, zauważmy, że gdy kapłan dostrzegł potrzebującego pomocy, jego rozum skonstatował, że straci rytualną czystość. Serce kapłana też przegrało, stąd jego wola nakazała iść dalej.
W tej przypowieści możemy dostrzec pewną prawidłowość. Nasz rozum może podpowiadać różne postawy, ale wola zniewolona grzechem niekoniecznie posłucha rozumu mówiąc: to za trudne, zbyt wymagające, nie mam w tym przyjemności. Aby uczynić dobro, potrzeba serca kochającego Boga, które przezwycięży nasze słabości charakteru.
Wspomnijmy więc na pełne skargi słowa Jezusa: „miłosierdzia pragnę nie ofiary” (całopalnej, rytualnej). Oznacza to, że gdy rozum i wola stają się bezsilne, pozostaje jeszcze miłość. To z tej miłości matka lub ojciec wstaną w nocy do płaczącego dziecka lub dorosłe dzieci wezmą starą matkę czy ojca do siebie, a nie oddadzą do przytułku.
Zajrzyjmy w głąb naszych sumień i zastanówmy się, kiedy nasza miłość przegrała z naszym rozumem lub wolą? Czy teraz nie przeżywamy rozterki z powodu tego, co zrobić, co wybrać?
Wtorek, 05.10.2021 r. – wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej, dziewicy
Pierwsze czytanie: Jon 3, 1-10
Pogodzony w końcu z Bogiem Prorok Jonasz słyszy raz jeszcze: „Idź do Niniwy, głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam”. Zwróćmy uwagę na dwa motywy przewodnie.
Pierwszy: ile musiało się wydarzyć, aby Boże Słowo nie wróciło puste do swego Źródła. Burza na morzu, uświadomienie i otwarcie się pogańskich marynarzy na istnienie „Pana lądów i mórz”, ratunek dla Jonasza od zatracenia za sprzeniewierzenie się Bogu – wszystko to zdarzyło się z miłosierdzia dla Niniwy.
Drugi motyw: Bóg mówi wyraźnie, byśmy czynili to, co On nam zleca. Przekładając te słowa na misję Kościoła w świecie, oznacza to chrzest i nauczanie czyli głoszenie Słowa Bożego. Słowo Boże jest niezmienne. Co Bóg polecił, tego człowiek niech nie zmienia. Zauważmy też, że gdy Jonasz zaczął wykonywać dokładnie to, co polecił mu Bóg, nawet nie doszedł do końca miasta, a Niniwa już się nawróciła. Stał się cud.
Czy dzisiaj, idąc za przykładem króla Niniwy, nie powinniśmy wołać: Niechaj każdy się odwróci od swego złego postępowania i od nieprawości, którą popełnia swoimi rękami. Kto wie, może się zwróci i ulituje Bóg, odstąpi od zapalczywości swego gniewu, i nie zginiemy?”
Psalm responsoryjny: Ps 130, 1b-2. 3-4. 7b-8
Psalm ten w swojej formule należy do tak zwanych psalmów pokutnych. Przedstawia stan człowieka „z przeszłością”, świadomego swojej grzeszności, szukającego przebaczenia i pocieszenia. Podobny jest w tym do Psalmu 51.
Święty Alfons Liguori poznał, że trzy sprawy trzymają nas w lęku przed śmiercią i przed Bogiem: przywiązanie do ludzi i świata, wyrzuty sumienia i niepewność zbawienia. Psalm 130, tak jak i inne psalmy pokutne, jest Bożą modlitewną pomocą na te lęki. Odrzucając Wolę Bożą i miłość swego Stwórcy, człowiek postawił na własną wolę. Jakże kruchy to lód, po którym stąpamy. Bóg jest niezmienny w swej miłości do stworzenia. Z niej przecież powołał nas do istnienia. Człowiek zaś w swej naturze skażonej grzechem pierworodnym jest boleśnie i przewidywalnie zmienny, tak jak zmienna jest jego wola. Mimo odwiecznych starań Ojca, aby przywrócić nas do Siebie, upieramy się często przy swoich planach, szukając szczęścia poza Nim. Czemu więc, gdy zbliżamy się do Boga, nasza podświadomość nie pozwala nam w pokoju i miłości iść na to spotkanie? Czego się boimy? Czemu czasami sami się potępiamy?
Lekarstwem duchowym na tę przypadłość jest ufność w Boże Miłosierdzie, pokorna skrucha i determinacja. Jeśli nie Bóg, to kto lub co? Zróbmy sobie listę naszych lęków i zanieśmy je do stóp ukrzyżowanego Chrystusa. Panie, to mój kamień młyński, mój węzeł. Przez niego nie potrafię otworzyć się na Ciebie, nie potrafię Cię pokochać, bo się Ciebie boję. Przetnij ten węzeł, aby dusza moja wzleciała do Ciebie. Przyjdż Panie, dusza moja pragnie Ciebie jak straż poranka.
Jeśli tego szczerze pragniesz, Jezus nie pozostawi Cię bez odpowiedzi. Tylko nasłuchuj Go i patrz, co się wokół Ciebie dzieje.
Ewangelia: Łk 10, 38-42
Jakże krótka jest ta historia ewangeliczna, a jak pełna treści. Na pierwszy rzut oka pojawia się dylemat: czy ważniejsza jest modlitwa czy praca. Czy lepiej żyć jak Marta, czy jak Maria?
Jezus przez trzydzieści lat, zanim wyruszył na szlak głoszenia Dobrej Nowiny, uświęcał codzienność. Jako dziecko spełniał dziecięce posługi, jako młody meżczyzna pomagał świętemu Józefowi, aby na koniec, po śmierci swego ziemskiego Opiekuna, jakiś czas utrzymać siebie i swoją Matkę. Przez te wszystkie lata nie dokonywał cudownego rozmnażania chleba, aby Matka nie śleńczała przy żarnach i piecu, nie łowił ryb ze złotymi monetami, aby Józef nie pracował w pocie czoła na utrzymanie Świętej Rodziny. Był jak my w człowieczeństwie, ale bez grzechu. Dał nam przykład uświęcania się przez pracę, przez wypełnianie codziennych obowiązków stanu, przez duchowy kontakt z Bogiem-Ojcem, przez obecność w świątyni. Nie był rewolucjonistą realizującym jakąś utopię. Stał się jednym z nas, uniżył się w swej boskości, odczuł na własnej skórze głód i chłód, aby teraz być z nami w każdej chwili naszego życia i wspierać nas łaską. Zachęcał do heroizmu, aby z miłości Boga i bliźniego połączyć pracę i modlitwę w jedno.
Scena, którą opisuje dzisiejsza Ewangelia, dotyka wielu spraw i dylematów człowieka wierzącego, różnych stanów i zawodów. Jej materia jest niezwykle delikatna, a odpowiedź na postawione na początku pytanie jest niejednoznaczna. Ktoś powie: Chrystus był też Bogiem, my nie. Matka Boża była bez grzechu pierworodnego poczęta, my nie. Więc czego można od nas oczekiwać? Życia w Woli Bożej. Z tej Woli powinno pochodzić nasze powołanie, wybór stanu, nasz zawód, wybór małżonka czy ilość dzieci. Czy tak jest w naszym życiu? Jeśli tak, to wszystko jest jasne i nie trzeba dalej kontynuować tych rozważań. Jeśli nie, to stąpamy po polu minowym ludzkich utrapień. I tu mamy niezliczoną ilość ich możliwości. Która, które nas dotyczą? Czy tak naprawdę znamy prawdę o sobie? Czy chcemy ją poznać? Bo może dlatego uciekamy w pracę, w religijność, ponieważ nie akceptujemy siebie, swego życia, drugiego człowieka, którego wybraliśmy na małżonka, bo może maskujemy swoje wady pobożnością lub pracowitością, by nie powiedzieć – dewocyjnością czy pracoholizmem.
Chrystus patrzy w serce i intencje. Jeśli nie zdobędziemy się na heroizm stanięcia w prawdzie, w pokorze, ze skruszonym sercem przed naszym Ojcem i Panem, nigdy nie odpowiemy sobie uczciwie na żadne newralgiczne pytania.
Pan Jezus przed każdą ważną decyzją, czy to przed rozpoczęciem publicznego nauczania, wyborem Apostołów, czy swoją Męką, zawsze modlił się lub pościł. Często spędzał noce lub wstawał wcześniej, gdy inni jeszcze spali, na modlitewne spotkanie z Ojcem.
Czy my, na co dzień, staramy się zawsze być w stanie łaski uświęcającej, czy modlimy się lub pościmy przed podjęciem ważnych decyzji? A tak generalnie, czy staramy się kochać Boga ze wszystkich sił? Gdy tak będziemy żyć, wszystko będzie nam przydane. Gdy Bóg na pierwszym miejscu, wszystko inne na swoim miejscu. Jeśli tak naprawdę chcemy być uczniami Chrystusa, to musimy wziąć swój krzyż i iść za Nim. Posłuszeństwo Bogu, a w ślad za tym i swemu powołaniu, jest nadrzędne. Prośmy świętą Faustynę o pomoc na tej drodze.
Środa, 06.10.2021 r.
Pierwsze czytanie: Jon 4, 1-11
Prorok Jonasz po cudownym powrocie do życia i posłusznym powrocie do Niniwy ciągle dąsa się na Boga. Nie może zrozumieć, a może i darować Bogu, że ocalił to zdeprawowane miasto. Czy mógł myśleć inaczej, mając za podstawę dotychczasową znajomość Jahwe? Zostać prorokiem nie oznaczało wcale pojąć wszelką wiedzę teologiczną. Był synem swoich czasów. Wynika stąd, że Pan Bóg w swojej pedagogice zbawienia postanowił objawić siebie w kolejnej odsłonie swych cech, posługując się prorokiem. Ukazał swoje niepojęte miłosierdzie, które przewyższyło Jego sprawiedliwość.
Dla nas, ludzi Nowego Testamentu Anno Domini 2021, wydawać by się mogło, że ratunek dla Niniwy powinien być oczywisty. Czy naprawdę tak jest? Czy wielu z nas nie osądza innych, narzucając Bogu, co powinien zrobić z naszymi wrogami czy to w wierze, czy w polityce, z różnymi generałami czy profesorami? Gdyby Chrystus tyle nie wycierpiał w Ogrójcu i na Krzyżu, walcząc do końca o dusze idące na zatracenie, może i my nie zrozumielibyśmy sensu ratowania mieszkańców Niniwy. Wynika stąd nauka: nie osądzajmy i nie wysyłajmy innych do piekła, ale módlmy się za nich i ofiarujmy nasze cierpienia. Bóg nieustannie potrzebuje proroków i dusz ofiarnych.
Psalm responsoryjny: Ps 86, 3-4. 5-6. 9-10
Medytując dzisiaj nad Psalmem 86 mamy tę przewagę nad czytelnikami z odległej przeszłości, że jesteśmy bogatsi o postać niewinnie skazanego na śmierć Chrystusa czy teologię Krzyża. Co innego więc miał do wyboru modlący się człowiek Starego Testamentu? Był, jak widzimy, niewinny, pobożny, a tu przytrafiła mu się dramatyczna sytuacja rzucająca go na kolana przed Najwyższym. Mógł tylko błagać o ratunek, powołując się na swoje czyste sumienie i dobroć Bożą. W jego modlitwie możemy dostrzec dużo późniejsze, jedno z Ośmiu Błogosławieństw Chrystusowych: „błogosławieni ubodzy”. Człowiek ten mógł również przyjąć znaną nam ewangeliczną postawę faryzeusza: jestem doskonały, więc wszystko mi się należy od Ciebie Boże (Jahwe), bo przecież jesteś taki potężny, więc załatw moją sprawę. Albo też rzucić klątwę. Ten psalmowy biedak jednak uniżył siebie. Przyznał się przed Bogiem, że jest nędzny i ubogi. Stanął w pokorze. Jedyne, w co był bogaty, to zaufanie do swego Pana.
Przyjmuje się, że ten psalm należy do grupy tak zwanych psalmów Dawidowych. Skoro więc sam król Dawid potrafił tak się ogołocić ze swojej potęgi, to o ileż bardziej i my powinniśmy przyjąć taką postawę. Możemy też zapytać, skąd psalmista wiedział, jaki jest Bóg, wymieniając tyle Jego cech? Pamiętając, że słowa Pisma Świętego pochodzą z natchnienia Ducha Świętego, możemy przyjąć, że musiał doświadczyć tych wszystkich życiowych sytuacji, w których Najwyższy przyszedł mu z pomocą i teraz świadczy o tym. Mógł też uwierzyć innym, wszak wiara pochodzi ze słuchania.
Niech medytacja nad tym psalmem będzie dla nas kolejną szkołą wiary i modlitwy.
A jak ja się modlę? Jaka jest moja postawa? Panie przymnóż mi wiary i pokory.
Ewangelia: Łk 11, 1-4
Od kiedy Chrystus objawił światu modlitwę Ojcze nasz, powstały niezliczone ilości homilii, artykułów, książek na ten temat. I tu z pewnym smutkiem można by powiedzieć, że ich autorzy jakby rzucali grochem o ścianę, oczekując od swych czytelników przejęcia się treścią tej modlitwy i wzrostu w świętości jako owocu jej poznania. Ale Słowo Boże nie wraca, dopóki się nie wypełni. Dwa miliardy chrześcijan znają ją na pamięć, a w ciągu swego życia odmawia ją kilkadziesiąt tysięcy razy. Wierzymy, że nie na próżno. Chyba nie ma na świecie drugiej takiej modlitwy, która by tak często gościła na ustach człowieka.
Wiemy dobrze z obcowania ze Słowem Bożym, jak jest ono głębokie, wieloznaczeniowe, ale nie wieloznaczne. Wymownym tego przykładem może właśnie być Modlitwa Pańska. Nie wnikając w hipotezy, dlaczego wersja Łukaszowa jest krótsza i nie podejmując się całościowego jej omówienia, zwróćmy naszą uwagę na jeden wers: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. (Łk 11, 3). Spróbujmy, dla lepszego zrozumienia przesłania tych słów, zastosować metodę zmartwychwstałego Chrystusa wyjaśniającego Pisma uczniom w drodze do Emaus.
Jakże przedziwne i znamienne jest to, że zarówno Ewangelista Łukasz jak i Mateusz wprowadzili w swoich wersjach Modlitwy Pańskiej ten sam grecki neologizm: epiousios, a także to, że święty Hieronim przetłumaczył to samo słowo raz jako codziennego (cotidianum) właśnie w Ewangelii świętego Łukasza i nadprzyrodzonego (supersubstantialem) w Ewangelii według Świętego Mateusza (Mt 6, 11).
Neologizmy mają to do siebie, że ich intencjonalne znaczenie rozumieją najlepiej ich twórcy. Stąd pewne trudności dla tłumaczy. Tym niemniej, stosując metodę kanonicznej interpretacji Biblii, możliwe jest wyeliminowanie wielu propozycji przekładu dlatego, że niezgodne są z innymi kontekstami. W ten sposób możemy zawęzić znaczenie słowa epiousios do dwóch warstw znaczeniowych, ale też zaproponować trzecie przesłanie. W warstwie wierzchniej, najpopularniejszym i najczęściej spotykanym w światowych tłumaczeniach tego wersu, jest chleba powszedniego lub codziennego.
Stworzyciel – kochający Ojciec, dba o swoje dzieci. I choć one Go porzuciły i wybrały własną drogę, sprzeczną z Jego intencjami, to jednak Bóg robi wszystko, aby im materialnie pomóc, aby zapewnić pożywienie, które muszą zdobywać w pocie czoła, gdyż straciły preternatural (nadnaturalne) cechy dzieci Bożych po grzechu pierworodnym. Stąd też Pan Jezus uczy, żeby prosić o bytowe bezpieczeństwo na każdy dzień, bowiem pojęcie chleba było symbolem wszelkiego pokarmu.
Ale „nie samym chlebem żyje człowiek” (Mt 4, 4; Pwt 8, 3). I tu wchodzimy na następny poziom pojmowania tej modlitwy. Dla wielu praktykujących katolików szokiem, ale i „bólem głodowym” okazało się praktyczne zamknięcie kościołów i brak dostępu do komunii świętej czy adoracji Najświętszego Sakramentu. W niektórych krajach, jak Kanada, dotkliwie długim, gdzie katedry mogące pomieścić kilka tysięcy wiernych, mogły wpuścić dziesięć osób włącznie z celebransem. Ten stan „głodu eucharystycznego”, bezprecedensowy w czasach pokoju, wywołał u wielu wiernych bunt i gorącą modlitwę o dostęp do chleba eucharystycznego. Doszło do głosu głębsze znaczenie słowa epiousios – nadprzyrodzonego. Tak jak Chrystus wykładał Pisma uczniom w drodze do Emaus, tak i nam trzeba odszukać, co o chlebie mówi Biblia. Konkordancja Biblijna ks. Flisa podaje 370 odniesień. Ale chyba najdonioślejsze wypowiedzi Jezusa o chlebie nadprzyrodzonym zawarte są w Ewangelii świętego Jana (6, 51-58).
Weźmy te słowa do swych serc i żyjmy nimi na codzień.
I na koniec, trzecie znaczenie: chleb Woli Bożej. Jak chleb powszedni możemy spożywać kilka razy dziennie, a komunię przyjmować raz na dzień, tak Wolę Bożą winniśmy pełnić nieustannie i w każdej sytuacji jak Syn Boży: „Moim pokarmem jest wypełniać wolę Tego, który mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (Jan 4, 34).
Aby tak żyć, trzeba ludzkiej duszy wyzbyć się swojej woli i żyć tylko Wolą Bożą.
Czwartek, 07.10.2021 r. – wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej
Pierwsze czytanie: Ml 3, 13-20a
Malachiasza nazywa się kaznodzieją pokutnym podobnie jak Izajasza, Amosa czy Micheasza. Oznacza to, że prorok ten, którego imię znaczy „mój posłaniec”, otrzymał polecenie od Boga głoszenia Narodowi Wybranemu słów prawdy o jego postępowaniu, ponieważ ono bardzo nie podoba się Panu. Czytając dzisiaj te słowa w Kościele, rozumiemy, że mają one tę samą misję wobec nas wszystkich.
Księga Malachiasza to zapis sześciu dysput pomiędzy Panem a Jego ludem. Głównie o braku należnej czci Izraelitów wzgędem swego Wybawiciela. Szacowany czas działalności proroka to późniejszy okres po wyjściu z niewoli babilońskiej. Niezorganizowana ciągle społeczność wychodźców, stary kraj w ruinie, zasiedlony przez obcych osadników i manipulowany przez sąsiednie mocarstwa, wszystko to nie sprzyjało szybkiemu rozwojowi w budowaniu wymarzonego kraju. Zanikał entuzjazm, upadała wiara ojców, kapłani sprzeniewierzali się swym obowiązkom. Stąd ostre słowa nawołujące do opamiętania się, zapowiadające Dzień Pański.
Jakże aktualne są te słowa w dzisiejszych czasach. Po uzyskaniu wolności my także oczekiwaliśmy dobrobytu i sprawiedliwości. Minęły dziesięciolecia i choć warunki bytowe dla wielu stały się lepsze, to jednak demonstracyjnie obniżyła się cześć oddawana Bogu. Moglibyśmy powiedzieć za uczniami z Emaus: „a myśmy się spodziewali”.
Gdy postawimy wartości materialne przed duchowymi, czyż możemy się spodziewać, że Opatrzność Boża da nam to, co chcemy? Dlatego Chrystus odszedł, gdy po rozmnożeniu chleba chciano Go obwołać królem. Wnet wszyscy zapomnieliby o swoim Bogu. Tak się stało za czasów Malachiasza i tak dzieje się dzisiaj w świecie.
Psalm responsoryjny: Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6
Przesłania psalmów są ponadczasowe. Niezwykle cenili je sobie Żydzi przed Chrystusem i bardzo cenią je sobie chrześcijanie. Kto odkryje Psalmy, ten odkryje modlitwę i drogę do Nieba. Jezus nie tylko modlił się psalmami, ale również, jako Słowo Wcielone, Jeden w Jednym, był ich Autorem. Stąd też możemy wczuwać się w Jego człowieczeństwo, odkrywać Jego uczucia czy praktykę miłości z Ojcem.
Skoro Psalm 1 otwiera tę tak ważną księgę, to znaczy, że już od początku, od pierwszych wersów jego Autor chce nam coś doniosłego przekazać. Jest to rada: chcesz być szczęśliwy, to nie wchodź w zażyłe kontakty z ludźmi bezbożnymi, występnymi, oszczercami, bo wcześniej czy później zginiesz duchowo razem z nimi. Towarzystwo, które wybierasz, będzie kształtowało twoje życie.
Święty kardynał Newman w Kazaniach o Antychryście przepowiadał, że jeśli stanowione prawo państwowe w chrześcijańskich krajach stanie się jawnie bezbożne, to będzie znakiem poprzedzającym przyjście Antychrysta. To, co już dzieje się w krajach, które kiedyś były kolebką chrześcijaństwa, daje wiele do myślenia.
Psalm ten staje się ostrzeżeniem dla parlamentarzystów, prawników czy polityków i wyborców: kto przykłada rękę do powstawania takiego prawa, wprowadza siebie do grona bezbożników. Tym samym naraża nie tylko siebie i swoich bliskich, ale także innych ludzi akceptujących i stosujących te ustanowienia (np. prawo do aborcji czy eutanazji) na duchowe skutki sprzeniewierzenia się Prawu Bożemu, ze śmiercią duchową włącznie.
Ktoś powie, że to „islamizacja prawa” czy klerykalizacja państwa. Ale spójrzmy na to z punktu widzenia modlitwy Ojcze nasz, w której miliardy ludzi prosiło i prosi: „przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja”. Aby przyszło, ludzie muszą wybrać dobro a nie zło, postawić Boga na pierwszym miejscu. Pismo Święte ostrzega, że bezbożnicy nie wejdą do królestwa Bożego.
Historia uczy, że gdy narasta atmosfera i praktyka bezbożności, dzieją się na świecie straszne rzeczy, bezprawie, wojny i choroby. Dzisiaj, choć niemal każdy z nas czuje, że coś „wisi w powietrzu”, świat nie nawraca się jak Niniwa. Wręcz przeciwnie, w obliczu pandemii zamykanie kościołów i ograniczanie liczby wiernych na Eucharystii jest „rozpraszaniem sprawiedliwych”. Możemy już z doświadczenia ostatnich kilkunastu miesięcy wyraźnie dostrzec, że zamykanie kościołów na świecie czy minimalistyczne limity spotkań są „rozpraszaniem sprawiedliwych”. Jest to szczególnie niesprawiedliwe, gdy stadiony sportowe były pełne, a w niektórych krajach nie można było organizować procesji Bożego Ciała czy innych uroczystości religijnych. Stąd w pełni uzasadnione pytanie: do jakiego grona ja należę i ci, których wybieram?
Duchowość psalmiczna jest stałą tradycją judeo-chrześcijańską. Zobaczmy, jak tę radę nie wchodzenia do grona bezbożników sformułowali autorzy Talmudu w traktacie Sanhedryn 71a:
„Zgromadzenie bezbożnych jest złem dla nich samych, złem dla świata.
Zgromadzenie sprawiedliwych jest dobre dla nich samych, dobrem dla świata.
Rozproszenie bezbożnych jest dobrodziejstwem dla nich samych i dobrodziejstwem dla świata.
Rozproszenie sprawiedliwych jest złem dla nich samych, nieszczęściem dla świata”.
Ewangelia: Łk 11, 5-13
Te trzy wezwania i obietnice: proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a będzie wam otworzone, chyba wszyscy chrześcijanie znają na pamięć, ale mają różne doświadczenia z efektami swoich modlitw. Aby lepiej zrozumieć sens tej perykopy o kochającym Ojcu i o przyjacielu budzonym o północy, przemawiającej zapewnieniem, że gdy będziemy wytrwale i z ufnością prosili, to otrzymamy, należy głębiej wniknąć w istotę miłości Boga do człowieka. Miłość Boża nie chciała być sama. Dlatego Stwórca uczynił człowieka na wzór i podobieństwo swoje, aby człowiek był Mu synem i córką a Bóg ich Ojcem. Człowiek w swoim materialnym ograniczeniu nie mógł naraz otrzymać wszystich darów. Adam i Ewa nie byli klonami Boga. Mieli się rozwijać do pełni szczęścia, mając przy sobie swego Ojca. Jedynym warunkiem szczęśliwej koegzystencji było połuszeństwo względem polecenia nie dotykania spraw niebezpiecznych – poznania zła. Ale stało się inaczej. Słuchając podszeptów Złego, zwątpili w Bożą miłość i stracili raj. I tu możemy odkryć fundament znaczenia czytanej dziś przypowieści.
Bóg jednak nie przestał kochać człowieka i przez milenia, aż do dziś, stara się przywrócić go do pierwotnego stanu sprzed grzechu pierworodnego. Ale, aby żyć od nowa w obecności Bożej, człowiek musi odkryć w sobie pragnienie i stałość życia w Woli Bożej. Ilustrują tę prawdę i inne przypowieści, tak jak ta o wejściu na gody weselne w niestosownym stroju. Stąd też Naród Wybrany otrzymał najpierw Prawo, aby uporządkować zasady postępowania wobec siebie i Boga. Następnie, przez przyjście Syna Bożego i Zbawienie, aby lepiej poznać swego Stworzyciela i pokochać Go, bo przecież na tym polega Niebo, aby być na wieczność razem z Nim.
Skuteczność naszych próśb i modlitw zależy od naszych intencji i ich potencjalnych skutków. Jeśli przywracają nas do życia w Woli Bożej, są wcześniej czy później wysłuchane. Jeśli odwodzą nas, nie znajdą przychylności Ojca. Na próżno możemy modlić się o uzdrowienie, jeśli miałoby ono pogłębić nasze oddalenie od komunii z Bogiem. Tylko pokorne i skruszone serce otwiera drzwi do Ojca.
Matko Różańcowa naucz nas modlić się do Ojca.
Piątek, 08.10.2021 r.
Pierwsze czytanie: Jl 1, 13-15; 2, 1-2
Przyzwyczajeni, że pod koniec roku liturgicznego dominują tematy eschatologiczne, możemy nieświadomie pomniejszać ich ważność. Niektórzy zaś świadomie bagatelizują znaczenie eschatologii, odsyłając ją w odległe jeszcze czasy.
Prorok Joel wzywa, z polecenia Bożego, bo taka jest misja proroka, do nawrócenia najpierw kapłanów, a dopiero potem „wszystkich mieszkańców kraju”. Jeśli nie ma dobrego przykładu ze strony przełożonych i sług świątyni, to próżno oczekiwać, że zwykły lud Boży sam się nawróci. Gdy więc słyszymy o ustawaniu ofiary składanej Bogu, bo „odmówiono domowi Boga waszego ofiary pokarmowej i płynnej”, możemy lepiej zrozumieć konsekwencje pozamykanych kościołów i ograniczonego dostępu do Eucharystii. Czyż właśnie nie powinen być to właściwy moment na kapłański lament i post jak w Niniwie, na wołanie: „Ach, biada! Co za dzień. Bliski jest dzień Pański, zniszczenie przyjdzie od Niszczyciela”? Jeśli tego zabrakło, niedobrze to rokuje na przyszłość.
Z perspektywy minionych dziesięcioleci, dominującej zimno-wojennej geopolityki, widzimy jak obecnie pojawiło się dużo więcej zagrożeń dla świata niż kiedykolwiek wcześniej. Liczne objawienia Maryjne nie zostawiają wątpliwości – nad światem wisi dramatyczne zagrożenie głodu, ognia i wojny, jeśli świat się nie nawróci.
Jeśli dzięki Bogu już się nawróciłem, to co robię, aby ratować innych?
Psalm responsoryjny: Ps 9, 2-3. 6 i 16. 8-9
Jest to klasyczny w formie i treści psalm dziękczynny, który daje nam wiele do myślenia, porusza nasze sumienie, zadaje pytanie, czy umiemy być wdzięczni.
Autor tego psalmu jest absolutnie jednoznaczny, swoje dziękczynienie kieruje bezpośrednio i jedynie do Boga. W swoim retrospekcyjnym spojrzeniu na swoje życie dostrzega niezliczone przykłady ingerencji Opatrzności Bożej w jego bieg.
Gdy jest tyle niepewności w świecie, w którym przyszło nam żyć, warto przeczytać ten psalm dzisiaj w całości. Uczy on bowiem ufności Bogu, ale też ostrzega, że kiedyś nastąpi sąd nad nami. Upomina, że nie tylko poszczególni ludzie, ale także narody, które zapominają czy odrzucają Boga, będą potępione.
Czy potrafię dostrzec znaki Opatrzności Bożej w moim życiu? Komu zawdzięczam swoje sukcesy życiowe: sobie czy Bogu? Czy widzę wpływ życia w zgodzie lub niezgodzie z Dekalogiem na moje losy?
Ewangelia: Łk 11, 15-26
Nie bez przyczyny Pan Jezus przestrzegał: „Nie zatwardzajcie serc waszych”. Mamy wiele przykładów takich postaw w codziennym życiu, choćby na płaszczyźnie politycznej, religijnej, a nawet, o zgrozo, naukowej.
W polszczyźnie jest jeszcze inne określenie na taką postawę – zacietrzewić się. To porównanie zachowania się człowieka do zwierzęcia – cietrzewia, jest bardzo wymowne. Gdy człowiek wyłącza swój rozum na wszelkie argumenty, zagłusza głos serca i sumienia, to właściwie do jakiego poziomu się zniża? W swojej zawziętości często też sięga po bezsensowne argumenty, które sobie same zaprzeczają.
W dzisiejszej perykopie „niektórzy z tłumu”, aby za wszelką cenę nie uznać w „cieśli z Nazaretu” Mesjasza, wymyślili sobie właśnie takie zacietrzewione zarzuty, że Jego cuda pochodzą od złego ducha, Belzebuba, gdy właśnie Jezus dokonuje egzorcyzmu. A i dziś nie brakuje „odkrywców”, że na przykład Jezus nauczył się technik uzdrawiania od hinduskich joginów.
Chrystusowa wypowiedź o „wewnętrznie skłóconym królestwie” nie tylko logicznie odpiera te oskarżenia, ale też jest przestrogą dla wszelkich wspólnot (religii, narodów czy państw). Patrząc historycznie, najczęstszymi przyczynami ich rozpadu były destrukcyjne ideologie, które podzieliły społeczeństwa i doprowadziły do ich upadku i uwiądu tradycji, a stąd do zaniku motywacji jej obrony. Dzieje ludzkości bogate są w wojny bratobójcze i sąsiedzkie, wszelkiego rodzaju rewolucje, gdzie zatwardziałość serc ludzkich sięga zenitu. I czy wtedy powiemy, że te wszystkie nieszczęścia to kara Boża za grzechy świata, czy raczej, że to ludzka głupota do tego doprowadziła? „Głupi powiedział Boga nie ma”. Dlatego głupie jest myślenie i działanie, gdy a priori wyklucza chrześcijańskiego Boga. Skutki takiego wykluczenia widzimy wszyscy. Wiemy też, do czego może ono doprowadzić.
Spójrzmy jeszcze na słowa Jezusa w kontekście Jego odpowiedzi Piłatowi, że Jego królestwo nie jest z tego świata. Zastanówmy się, w jaki sposób i gdzie może być ono wewnętrznie podzielone.
Chrystus – Jego Ciało – to Kościół. Król – Jego Głowa i członki – to Lud Boży prowadzony przez następców Apostołów – hierarchię kościelną. Ponieważ to nie Syn Boży może być źródłem sprzeczności, gdyż Bóg jest nieomylny i doskonały, to ostrzeżenie może się odnosić tylko do oddolnych błędów. Wynika z tego, że Kościół może stać się wewnętrznie skłócony, gdy Lud Boży sprzeniewierzy się nauczaniu Słowa Bożego, rozrywając Ciało Zbawiciela. Zdarza się to za sprawą jednoznacznych herezji i apostazji, ale też powolnej erozji dogmatów i moralności. Nie dokonując dogmatycznej rewolucji, można je tak rozmydlić, że zatracą swoją moc. Kościół przez stulecia trwał niewzruszenie, gdy stał na gruncie dogmatów. Czy się nie podzieli, gdy duszpasterskie zalecenia osłabią jego fundamenty? Jak rozeznawać nowe idee? Niech posłużą nam w tym słowa świętego Jana Pawła II wypowiedziane podczas kanonizacji Edyty Stein, dziś Patronki Europy: „Siostra Teresa Benedykta od Krzyża mówi nam wszystkim: nie uznawajcie za prawdę niczego, co jest wyzute z miłości. I nie uznawajcie za miłość niczego, co jest wyzute z prawdy. Jedno bez drugiego staje się niszczycielskim kłamstwem”.
Dla nas Prawda to Chrystus, ten sam wczoraj i dziś, Alfa i Omega, początek i koniec.
W narastającej atmosferze politycznej poprawności i forsowania niektórych ideologii, dobrze jest mieć taką umiejętność rozeznawania. Pamiętajmy, że Księga Apokalipsy przepowiada dyktaturę pozornie humanistycznych ideologii w życiu społecznym pod wodzą fałszywego proroka i Antychrysta i karę śmierci za wyznawanie Chrystusa.
Jezu, dałeś się zabić, aby nas zbawić. Zbawiaj nas i dziś od zatwardziałości serc i umysłów różnych wynalazców „nowego człowieka” i jego zmanipulowanej „większości”.
Sobota, 09.10.2021 r.
Pierwsze czytanie: Jl 4, 12-21
Rzadko czytamy Księgę Joela w czasie liturgii. Warto do niej sięgnąć głębiej, ponieważ jest niejako streszczeniem starotestamentowej apokaliptyki. W pierwszej części ukazuje Boga obecnego w historii świata, aby w następnej podjąć temat Dnia Pańskiego. Rozróżnia jakby dwa takie dni. Jeden, jako doraźną karę i ostrzeżenie dla narodu wybranego nawołującą do nawrócenia. I drugi, ostateczną karę dla wszystkich narodów za ich złe postępowanie. Prorok Joel, którego imię znaczy „Jahwe jest Bogiem”, obiecuje, że w czasach ostatecznych Bóg obdarzy swoich wybranych Duchem Bożym, który ich osłoni i napełni darami charyzmatycznymi. Może więc warto przyjąć, że to, co obserwujemy dzisiaj w Kościele, jest właśnie tym ostrzeżeniem i oczyszczeniem, wybraniem Reszty Izraela, po którym nastąpi już ostateczny i nieubłagany sąd nad światem.
Kto pielgrzymował do Ziemi Świętej, ten na pewno widział cmentarz pomiędzy Górą Oliwną a Świątynią. To Dolina Joszafat. Tam – według niektórych tradycji – odbędzie się ostateczny sąd nad narodami (a nie szczegółowy nad indywidualnymi duszami). Na przykładzie Judy, tak srodze doświadczonej przez pogańskich sąsiadów, możemy być pewni, że ten sąd obejmie wszystkie ludy i narody. Tam staną one w prawdzie przed swoją historią. Nie wypłacą się złotem czy pokrętną polityką historyczną. Sędzia sprawiedliwy, w swojej mocy wszystko powalającej, objawi swoje Bóstwo w teofanii, jakiej świat nigdy nie oglądał. Nikt i nic Go nie zwycięży. Podniosą wtedy głowy ciemiężone ludy i narody. Rozkwitnie ich kraina życia.
Psalm responsoryjny: Ps 97,1-2. 5-6. 11-12
Wzbudzają się wulkany, powodzie zalewają miasta i całe regiony, upały zabijają ludzi i zwierzęta, państwa szykują się do wojny. To tylko mały wycinek wydarzeń ostatnich miesięcy. A człowiek w swojej pysze odrzuca swego Stworzyciela i lansuje się na władcę i twórcę swojego prawa nad światem.
Historia biblijna, a w jej świetle historia świata, pełna jest przykładów dramatycznych skutków takich uzurpacji. Gdyby ludzie bardziej przylgnęli do Słowa Bożego, mniej byłoby wojen i kataklizmów pustoszących świat. Jasno bowiem utwierdza nas psalmista w świadomości, że to Bóg – Stwórca Nieba i Ziemi, jest Panem tego świata: „Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana”. Świadczy o Jego panowaniu otaczająca nas natura, której przecież jesteśmy częścią. Czy jesteśmy od niej mądrzejsi, choć jej ciągle nie potrafimy dobrze zgłębić? Jeśli więc ludzkość nie wróci do swego Boga, którego przez tysiąclecia pozamieniała na liczne bożki, czeka ją ogień karcący. Trzeba więc nam być sprawiedliwymi i prawego serca w oczach Boga, a wtedy wzejdzie nad nami światło i radość.
„Pan króluje, wesel się ziemio”.
Ewangelia: Łk 11, 27-28
Gdy jedni oskarżali Nauczyciela o związki z Belzebubem, kobieta w dzisiejszej Ewangelii, w czystości swego serca, bo tylko takie może dostrzec Boże dzieła, błogosławi Jego Matkę. Tak jak święta Elżbieta doznała łaski Ducha Świętego przy Nawiedzeniu, tak też i ta bezimienna niewiasta poznała niezwykłość Rodzicielki Jezusa z Nazaretu. Ta krótka perykopa zawiera bogactwo mariologicznych odniesień i mistycznych doświadczeń w Kościele.
Matką Syna Bożego, Odkupiciela i Zbawiciela, nie mogła być pierwsza z brzegu kobieta. Kluczem do wyjątkowości Maryi było Jej przygotowanie i gotowość do bezwarunkowej zgody na życie w Woli Bożej. Inaczej dzieło Zbawienia nie miałoby szans. Zmienność natury ludzkiej, przywiązanie do życia według własnych upodobań, czy też żałosne skutki grzechu pierworodnego, stałyby nieustannie na przeszkodzie misji zbawczej. Bóg musiał czekać tyle czasu, aż przygotuje Naród Wybrany i znajdzie tylko jedną duszę, której zawierzy swoje życie i swój plan Zbawienia. Widząc uniżenie i czystość serca Maryi, obdarzył Ją pełnią łask. Boskość Syna Bożego mogła się narodzić w stajence, ale począć tylko w Niepokalanej.
Zachwyt tej niewiasty nad Matką Bożą to wyraz solidarności kobiecej, to kwintesencja hołdu i uznania godności macierzyństwa tak deptanego współcześnie. Chrystusowa odpowiedź wskazująca na warunek szczęśliwości, którą można znaleźć jedynie w słuchaniu i zachowywaniu Słowa Bożego, wpisuje się w najgłębszy sens Ewangelii – życia w Woli Bożej.
Gdy Ewa z Adamem swoim nieposłuszeństwem i zwątpieniem w miłość ich Stworzyciela zerwali przymierze z Bogiem, ściągnęli na ludzkość nieszczęście. A tu Chrystus mówi: szczęśliwi. Jak to możliwe? Szczęście odkupionego człowieka polega na poznawaniu Boga w Jego Słowie i naśladowaniu swego Mistrza – Chrystusa z miłości do Niego.
Co oznacza być podobnym do Chrystusa? Oznacza pełnić Wolę Bożą. Tak, jak Maryja.