Komentarze do czytań – XXV TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 18 do 24 września 2022 r. – o. Terencjan Krawiec OFM

 

Niedziela, 18.09.2022 r.

Pierwsze czytanie: Am 8, 4-7

Amos, podobnie jak większość proroków, przemawia w imieniu Boga – rzecznika
i opiekuna ubogich. Dlaczego? Otóż, głosi słowo nade wszystko do ludzi wierzących. Jako natchniony sługa Jahwe ma dar jasnego widzenia spraw Bożych, wglądu w ludzkie serca
i trzeźwego osądu rzeczywistości. Nie może więc zadowolić się obrazem pobożnego ludu skrupulatnie przestrzegającego drobiazgowych przepisów żydowskiego Prawa. Reprezentuje Boga, który domaga się czci oddawanej nie wargami jedynie, lecz nade wszystko sercem! (por. Iz 29, 13). Po dziś dzień jednym z głównych duchowych zagrożeń dla człowieka wierzącego jest uleganie złudzeniu, że zewnętrzne (rytualne) formy kultu w zupełności wystarczą. Jeśli pomiędzy tym, co mówimy podczas modlitwy, a sposobem, w jaki traktujemy drugiego człowieka, zionie przepaść – stajemy się hipokrytami. Jeśli motywem naszej religijności nie jest chęć odpowiedzi miłością na Miłość, jaką nas Bóg obdarowuje, ale strach przed Jego karą, przyzwyczajenie czy zabobony – stajemy się ludźmi o wykoślawionym sumieniu.

Kiedy zatem słowa Amosa powinny nas zaniepokoić? Zawsze wówczas, gdy dostrzeżemy, że nasza religijność zamyka się tylko w granicach pobożności. Wówczas, gdy samozadowolenie sprawi, iż nie będziemy widzieli potrzeby nieustannej pracy nad sobą, czyli ciągłego nawracania się. Wtedy, gdy relacja z Jezusem nie będzie w nas rodziła pragnienia spotkania Go w drugim człowieku, a zwłaszcza w tym najbardziej potrzebującym naszego współczucia i życzliwości.

Psalm responsoryjny: Ps 113 (112), 1-2. 4-6. 7-8

Kluczem do interpretacji dzieł literackich, a nade wszystko poezji, jest
– jak wiadomo – przyjrzenie się środkom stylistycznym użytym przez autora. W Psalmie 113 warto zwrócić uwagę na kontrast zachodzący pomiędzy opisem Boga i opisem człowieka. Pierwsze wersy mówią o wszechmogącym, wywyższonym ponad wszystko, spoglądającym z góry na ziemię Bogu. Wersy kolejne kreślą plastyczny obraz człowieka słabego. Człowieka skazanego nieraz na niedolę, oddaną tutaj drastycznym porównaniem do prochu i gnoju.

Oba te opisy rozdzielają frazy mówiące o tym, jak ów Wszechmogący pochyla się nad tym nędzarzem, jak dźwiga go z gnoju.

Nasza osobista nędza, ludzka słabość, która tak często odbiera nam nadzieję i demotywuje oraz oddziela od Boga – ukazana jest przez Psalmistę jako uprzywilejowana przestrzeń Bożego działania. Oto w mojej słabości objawia się miłość Boga. Opisana tutaj gotowość Stwórcy do pochylenia się nad stworzeniem rozbłyska w pełni w tajemnicy wcielenia Syna Bożego.

Zamiast zatem użalać się nad swoją słabością powinienem zacząć wychwalać Boga, którego miłosierdzie jest większe od mojego grzechu. Paradoksalnie, dopiero wtedy, gdy dostrzegę swą nędzę – zobaczę z całą wyrazistością, jak wiele zawdzięczam Bogu. Nie chodzi bynajmniej o to, by biczować się nieustannie za swoje niewierności, ale zacząć wychwalać Imię Pana, który nie brzydzi się mną pomimo kolejnych upadków.

Drugie czytanie: 1 Tm 2, 1-8

Pawłowa zachęta do modlitwy wstawienniczej wraz z obrazem podniesionych
w błagalnym geście rąk koresponduje ze starotestamentalnym opisem bitwy Narodu Wybranego z Amalekitami (Wj 17, 8-16). Wówczas to armia Jozuego wygrywała z wrogiem, dopóki Patriarcha trzymał ręce wzniesione ku niebu.

Apostoł przypomina Tymoteuszowi o obowiązku, jaki nakłada na każdego ochrzczonego człowieka dar powszechnego kapłaństwa Ludu Bożego. Dar, który we chrzcie właśnie każdy z nas otrzymał. Niezasłużone przez nas w żaden sposób zaproszenie do relacji z Żywym Bogiem jest nie tylko przywilejem, ale i konkretnym zobowiązaniem. Pociągnięci ku Bogu stajemy się na wzór Chrystusa pośrednikami między ziemią i Niebem. Mamy jak Mojżesz orędować za innymi, szczególnie może za tymi, którzy się nie modlą czy tymi, którzy trudzą się dla wspólnego dobra.

Bóg – jak czytamy – pragnie zbawienia wszystkich. Pozwala, abyśmy w ten sposób włączyli się w wielkie misterium wymiany darów duchowych. Nie tylko bowiem my sami modlimy się za innych, ale duchowe dary w tajemniczy sposób zlewane są również na nas, dzięki modlitwie innych członków Kościoła.

Ewangelia: Łk 16, 1-13

Ostatnie akapity dzisiejszej ewangelii zawierają, jak się wydaje, bardzo surowe napomnienie Jezusa. Kategorycznie karci On rozdwojenie ludzkiego serca: nie możecie służyć Bogu i mamonie. Szczery rachunek sumienia musiałby zapewne każdego z nas wprawić
w niemałe zakłopotanie. Komu bowiem z nas nie zdarza się targować z Panem Bogiem o Jego wolę, Jego prawo? Kto z nas nie wybiera od czasu do czasu światowych zysków czy przyjemności kosztem czystego sumienia? Komu z nas nie zdarzyło się upaść, w jakiejś życiowej sytuacji nie zdradzić Chrystusa?

Na szczęście, słów Pisma Świętego nie wolno wyrywać z kontekstu! Każdemu, kto zauważa, z jaką trudnością przychodzi nieraz zachować wierność Bogu, przychodzi z pomocą chociażby święty Paweł. Ubolewa on w Liście do Rzymian: stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło (Rz 7, 21).

Nie chodzi zatem o bezgrzeszność, doskonałość, która wpędzić by nas mogła w samouwielbienie. Liczy się raczej szczere pragnienie dobra, determinacja w dążeniu do świętości. Nie bezwolna zgoda na grzech, lecz ciągły wysiłek podnoszenia się z niego.

Nie staniemy się sługami Złego, póki konsekwentnie odwracać się będziemy do niego plecami. Dopóki grzech będzie raczej „wypadkiem przy pracy” niż naszą drugą naturą.

Poniedziałek, 19.09.2022 r.

Pierwsze czytanie: Prz 3, 27-35

Chociaż kłuje nas w oczy religijność fasadowa i zakłamana, wiemy jednak, że można tak żyć i wierzyć. W końcu topos włoskiego mafioso – pobożnego katolika wszedł do kanonu światowego kina. Wiemy, co stare polskie porzekadło mówi o człowieku modlącym się pod figurą. Dostrzegamy niekiedy z niesmakiem, jak instrumentalnie traktują wiarę i obnoszenie się nią rozmaite osobistości życia publicznego. Podobne przykłady można by mnożyć. Pytanie tylko: czy mam koncentrować się przede wszystkim na cudzym zakłamaniu, czy raczej zajrzeć do własnego serca?

Intymny zwrot Synu mój, rozpoczynający dzisiejsze pierwsze czytanie, zdaje się zapraszać słuchacza do wzięcia zawartych w nim porad do swojego serca właśnie. Odnoszące się do rozmaitych przestrzeni mojego życia zalecenia są bardzo konkretne, nawet skrupulatne. Pokazują, w kim Pan ma szczególne upodobanie oraz co dzieje się z życiem człowieka, który z Nim obcuje. Podkreślają też dobitnie jedną jeszcze prawdę. Przypominają, że dwa przykazania miłości są ze sobą nierozerwalnie sprzęgnięte. Nawzajem się warunkują; jedno wypływa z drugiego. Księga Przysłów więc, podobnie jak wczoraj prorok Amos, piętnuje przewrotność ludzkiego serca. Słownik języka polskiego definiuje ów termin,
jako
maskowanie prawdziwych motywów działania (https://sjp.pl/przewrotno%C5%9B%C4%87?fbclid=IwAR0EL35L1brsgiPh4Eo9_4B4IjyyQP8gJONwN7jRU2ZKE5C75-Y5JcKAvwQ, dostęp 16.08.22.) Przewrotny jest więc ten, komu wiara potrzebna jest tak na prawdę do poprawy własnego samopoczucia. Ten, który z pobożności uczynił fasadę, nie korespondującą w ogóle z tym, co kryje w swym wnętrzu. Ten, który nie zamierza nawet ani nie próbuje z jej pomocą wykuć podstawowych cech człowieka Bożego: uczciwości i wrażliwości.

Psalm responsoryjny: Ps 15 (14), 1-2. 3-4. 5

Zagadnienie wierności w rzeczach małych poruszył sam Jezus, jak czytamy w szesnastym rozdziale Ewangelii wg św. Łukasza. Nie bez znaczenia jest bowiem nasza codzienna, dotykająca prozaicznych zupełnie zagadnień, walka duchowa. W takich właśnie – banalnych na pozór – sytuacjach, rzeźbimy naszą religijną sylwetkę. Z drobnostek przede wszystkim składa się nasza egzystencja. Jeśli zlekceważymy potrzebę wierności Bogu w owych błahych sprawach, nie ostoimy się w godzinie prawdziwej próby. Tylko codzienne opieranie się na Ewangelii i wprowadzanie Chrystusa do wszystkich absolutnie przestrzeni naszego życia, ukształtuje w nas nowego człowieka, zdolnego do rzeczy naprawdę spektakularnych.

Stary Testament, zbiór ksiąg tak bardzo życiowych i konkretnych, kładzie nam tę prawdę na serce wiele razy. Na przykład w dzisiejszym psalmie. Natchniony autor jakby stopniuje wyzwania dla prawego człowieka pod względem ich trudności. Zaczyna od pochwały prawdomówności, zaleca powstrzymywanie się od osądzania bliźniego i wyrządzania mu krzywdy w ogóle. Chwali wreszcie samozaparcie i odwagę tych, którzy zdolni są uczynić zadość złożonej przez siebie przysiędze, choćby jej wypełnienie stało się trudne do realizacji. Za wzór stawia zdolnych oprzeć się pokusie tego, co w starożytnym Izraelu było tak rozpowszechnione, a więc lichwie i korupcji. Człowiek wierny Bogu w tych wszystkich prozaicznych na pozór sprawach będzie na tyle mocny, aby wytrwać przy Bogu absolutnie zawsze. Nie chodzi więc o to, by wzdychać do spektakularnego męczeństwa krwi, które podziwiamy u wielkich świętych. Zaproszeni jesteśmy do równie cennego w oczach Bożych męczeństwa – dokonującego się tu i teraz, w naszej codzienności. Nie tylko więc prześladowania czy wielkie humanitarne akcje należy traktować jako okazje do zdobycia świętości. Jest ona na wyciągnięcie ręki, tam gdzie żyję i spotykam się z drugim człowiekiem.

Ewangelia: Łk 8, 16-18

Dzisiejsza perykopa ewangeliczna, choć krótka, porusza kilka bardzo istotnych zagadnień. Sugestywny obraz lampy i światła to zarazem obietnica i ostrzeżenie.

Obietnica odziera nas z pragnienia przesadnego demonstrowania swoich mocnych stron. Nie ma potrzeby udowadniania całemu światu, jak dobrym się jest człowiekiem. Chociaż tak bardzo chcielibyśmy, aby ludzie nas chwalili, jeśli tylko rzeczywiście trwamy w miłości – zostanie to zauważone i w swoim czasie (najpóźniej na sądzie) odpowiednio nagrodzone. Lepiej skoncentrować się po prostu na czynieniu dobra niż na tym, czy jest ono zauważone przez innych. Pokusa autokreacji sprawia nieraz, że przestaje się liczyć prawda o mnie. Zaczynam bowiem skupiać się bardziej na zbudowanej przeze mnie eleganckiej fasadzie, niż na tym, kim jestem w istocie. Świadomość, że Bóg zna moje serce i moje czyny, powinna wystarczyć i być źródłem wewnętrznego pokoju.

Ostrzeżenie Jezusa dotyczy tego samego. Jeżeli skupię się na budowaniu swojego wizerunku, zacznę okłamywać innych i samego siebie – nie tylko wszystkowidzący Bóg będzie znał moje postępowanie, ale również ludzie prędzej czy później zorientują się, z kim mają do czynienia.

Mam zatem koncentrować się przede wszystkim na gromadzeniu duchowych skarbów, na życiu miłością. Tylko taki skarbiec zostanie wypełniony ponad brzegi przez Tego, który obiecał, że dane będzie temu, co ma.

 

Wtorek, 20.09.2022 r.- wspomnienie świętych męczenników Andrzeja Kim Taegon, prezbitera, Pawła Chong Hasang i Towarzyszy

Pierwsze czytanie: Prz 21, 1-6, 10-43

To w istocie trudne zadanie – być człowiekiem duchowym według woli Jedynego Boga. W pewnym sensie Jego wymagania sprzeciwiają się ludzkiej naturze. I to nie tylko dlatego, że ukrzyżować mamy wrodzony każdemu człowiekowi egoizm. Wydaje się wszakże, że zmysł religijny, wpisany w naszą naturę, skłania nas przede wszystkim do kultu ofiarniczego, swego rodzaju handlu z Panem Bogiem. Historia i archeologia uświadamiają nam tę prawdę wystarczająco. Od kiedy tylko człowiek zaczął wyznawać jakąkolwiek wiarę w istoty nadprzyrodzone (bóstwa, duchy opiekuńcze, demony), odczuwał wewnętrzne przynaglenie do składania im ofiar. Powszechne było przekonanie, że bóstwo można „udobruchać” przez złożenie mu w dani płodów ziemi, zwierząt czy nawet ludzi. Bóg Izraela tymczasem, chociaż żąda kultu liturgicznego, zastrzega wielokrotnie, że on nie wystarczy. Sercem dzisiejszego pierwszego czytania jest to właśnie stwierdzenie: postępowanie uczciwe
i prawe milsze dla Pana niż krwawa ofiara.

Autor natchniony ukazuje uczciwe postępowanie nie tylko jako sposób na zdobycie przychylności Boga, ale czyni je także programem udanego i szczęśliwego życia. Nie tylko więc strach przed Bożą karą czy pragnienie Jego nagrody ma nas motywować do uczciwości
i empatii względem innych. Ważna jest również świadomość, że moja pracowitość w walce
z egoizmem przynosi już tu i teraz wymierny zysk, jakim jest wewnętrzny pokój.

Psalm responsoryjny: Ps 119 (118), 1 i 27. 30 i 34, 35 i 44

Papież Franciszek w adhortacji o głoszeniu Ewangelii we współczesnym świecie przestrzega przed postawą człowieka, który liczy tylko na własne siły i stawia siebie wyżej od innych, ponieważ zachowuje określone normy (Evangelii gaudium 119). Rzeczywiście, przeświadczenie, że sobie samemu zawdzięczamy wszystko, co osiągnęliśmy, rodzić może lekceważenie czy nawet pogardę wobec innych. Samouwielbienie i arogancja człowieka przekonanego o własnej doskonałości nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem. Papież porównuje takie myślenie do herezji pelagianizmu.

Co więc robić, aby w owo myślenie nie popaść? Czy powinniśmy udawać, że nie mamy powodów do dumy nawet wówczas, gdy coś nam się udaje? Bynajmniej. Odpowiedzi udziela nam dzisiejszy psalm responsoryjny. Warto uczynić go swoją modlitwą i błogosławić Boga, dzięki którego łasce udaje się nam trwać w dobrym. To On bowiem pozwala nam rozumieć swoje Słowo, sprawia, że dotyka Ono naszych serc. On nas nieustannie, z ojcowską miłością, poucza. On nas prowadzi i chroni przed upadkiem, a gdy upadniemy – przygarnia nas z miłością. Pochwały Boga, zawarte w Psalmie 119, pomagają nam nie stracić świadomości tego, o czym mówił również Chrystus: beze Mnie nic nie możecie uczynić
(J 15, 5).

Nie ma więc nic złego w dostrzeganiu dobra, które uczyniliśmy. Ważne tylko, by całej zasługi nie przypisywać samemu sobie.

Ewangelia: Łk 8, 19-21

Scena opisana w dzisiejszej Ewangelii w pierwszej chwili może zadziwić. Oto Jezus wydaje się być niezwykle szorstki wobec swojej Matki. Zamiast natychmiast udać się na spotkanie z Maryją lub zaprosić Ją bliżej siebie, On chwali lud słuchający Jego Słowa. Jakby zupełnie lekceważył swoich krewnych. Tak jednak możemy myśleć jedynie po powierzchownej lekturze tego tekstu. W rzeczywistości zawiera on dwie bardzo istotne pochwały. Najpierw samej Maryi! Czyż bowiem nie jest Ona najdoskonalszą słuchaczką nauki Chrystusa i wzorem jej wypełniania? Dzisiejsza Ewangelia więc pokazuje Ją jako godną podwójnej czci: ze względu na Boże macierzyństwo i osobistą świętość.

Wreszcie, każdy słuchający Bożego Słowa i próbujący Nim żyć, zostaje przez Jezusa niesamowicie uczczony. Zrównuje go On niemal w godności ze swoją Matką. Czy można wyobrazić sobie większy komplement?

Dobrze jest również wziąć Je sobie do serca, jeśli chce się być prawdziwym czcicielem Maryi. Pobożności maryjnej nie możemy ograniczyć do odmawiania różańca i kultu Jej wizerunków. Naśladowca Matki Bożej kocha Słowo Jej Syna, pragnie Go, poznaje Je i stara się Nim żyć.

Środa, 21.09.2022 r.- święto Św. Mateusza, apostoła i ewangelisty

Pierwsze czytanie: Ef 4, 1-7. 11-13 

Zwykliśmy termin „powołanie” rezerwować dla wybranych jedynie profesji. I tak, mówimy o powołaniu do kapłaństwa lub zakonu czy o lekarzach bądź nauczycielach
„z powołania”. Święty Paweł tymczasem przypomina Efezjanom prawdę podstawową: każdy ochrzczony jest obdarowany powołaniem! Chodzi oczywiście o powołanie do świętości, do zażyłej relacji z Bogiem. Rzecz warta nieustannego przypominania, szczególnie gdy termin ów wydawałby się nam zbyt górnolotny. Tak w końcu zazwyczaj bywa. Świętość kojarzy nam się z ekskluzywną grupą ludzi obdarzonych przez Boga wyjątkowymi darami. Nawet, jeśli o niej marzymy, zdarza się nam dochodzić do wniosku, że łatwiej byłoby zostać świętym, gdyby przyszło się na świat w innych czasach, innej rodzinie, innych warunkach. Gdybyśmy wstąpili do zakonu, nie musieli troszczyć się o byt swojej rodziny, zajmować się codziennymi troskami. I tak dalej, i tak dalej…

Paweł przestrzega przed podobnymi urojeniami, pokusami. Przypomina, że każdemu została dana łaska odpowiednia do jego stanu. Nie chodzi więc o to, by będąc żoną i matką, przesiadywać godzinami w kościele. Albo, będąc zakonnikiem – szukać, pod pretekstem zbawiania świata, rozmaitych aktywności. Nasze osobiste powołanie jest indywidualną drogą do świętości. Nie musimy wzdychać do rzeczy nieosiągalnych. Wystarczy z miłością i jak najsolidniej wypełniać swoje życiowe obowiązki.

Psalm responsoryjny: Ps 19 (18), 2-3. 4-5b

Zazdrościmy nie raz tym, w których życiu Bóg zainterweniował w jakiś cudowny sposób. Wydaje się nam, że wierzylibyśmy mocniej, gdyby było nam dane na własne oczy zobaczyć jakiś cud. Oczekujemy znaków i dowodów, chcielibyśmy empirycznie doświadczyć działania Boga. Psalmista tymczasem sprowadza nas dziś na ziemię. Otóż: nie pozna i nie doświadczy Boga ten, kto nie potrafi zauważyć konkretnych znaków Jego działania wokół siebie. A nie są nimi wcale spektakularne wydarzenia. Nie głos rozlegający się z nieba czy pioruny bijące w grzeszników. Sama natura wyśpiewuje nieustannie hymn pochwały Tego, który ją stworzył. Jest znakiem Jego obecności i potęgi. Dopiero prosty zachwyt nad pięknem świata, wdzięczność za to, do czego już być może przywykliśmy, otworzy nasze oczy. Gdy przestaniemy wciąż oczekiwać nie wiadomo czego, a zaczniemy doceniać to, co mamy – nasze serca będą zdolne doświadczyć Boga.

Mówi się o ludziach, dla których szklanka jest do połowy pełna oraz tych, według których jest do połowy pusta. Jeśli zabraknie nam odpowiedniego nastawienia – zgorzkniejemy. Możemy tak zatracić się w negatywnym i pretensjonalnym podejściu do życia, że zniszczymy relację i z Bogiem, i z innymi ludźmi. Warto zatem otworzyć się na dobro. Zauważać je wokół siebie i doceniać. Nawet tak proste rzeczy jak piękno stworzenia. Takie właśnie drobne znaki są głosem, który „rozchodzi się po całej ziemi”.

Ewangelia: Mt 9, 9-13

Człowiek lubi podziały. Na dobrych i złych, bogatych i biednych, prawicowych i lewicowych. Trudno zresztą wyobrazić sobie bez nich świat – jest to jakaś konsekwencja różnorodności. Źle jednak, gdy podsycamy je religijnym uzasadnieniem.

Dzisiejsza ewangelia, źle zrozumiana, mogłaby posłużyć takiej retoryce. Wydaje się bowiem, że Jezus wprowadza kategoryczny podział na grzeszników i sprawiedliwych. Afirmuje jednocześnie tych pierwszych. Chodzi tymczasem nie tyle o sprawiedliwych, co o pyszałków, którzy się za takowych uważają. Postawa Chrystusa i historia Mateusza przypominają, że każdy z nas jest grzesznikiem. Słabym człowiekiem: niegodnym relacji
z Bogiem, a jednak do niej zaproszonym. Dobrze zobaczyć w Mateuszu samego siebie, aby nie zapomnieć, że wiara jest niezasłużoną przez nas łaską. Że z miłości Bóg obdarowuje nas miłosierdziem. Póki o tym nie zapomnimy, będziemy wyrozumiali wobec słabości innych. Pomni na to, że nam również wiele darowano. Gdy uznamy siebie za sprawiedliwych – zaczniemy gardzić tymi, których uznamy za gorszych od siebie i mniej godnych Boga niż my.

Czwartek, 22.09.2022 r.

Pierwsze czytanie: Koh 1, 2-11

Kohelet to biblijny mędrzec, który stał się na wieki ikoną pesymisty. Od pierwszych słów dzisiejszego czytania wziął nazwę literacki i malarski topos vanitas, wszechobecny w średniowieczu i popularny w baroku. Topos marności, a więc fascynacja śmiercią, przemijaniem i bezwartościowością rzeczy doczesnych. Oczywiście, lektura sentencji Koheleta może napawać zniechęceniem i wpędzać w zły nastrój. Czy jednak rzeczywiście Biblia uzasadnia przez jego słowa poczucie bezsensu życia i popadanie w rezygnację? Żadną miarą! Autor Księgi Koheleta przemawia z pozycji nie tyle człowieka zmęczonego życiem, co bogatego w życiowe doświadczenie. Świadomego, że przemijalność i kruchość rzeczy doczesnych z mocą podkreśla wielkość Tego, który jest Nieprzemijalny i Nieśmiertelny. Zaprasza nas więc ów Mędrzec do oparcia się na Bogu. Oparcia, którym nie będzie w stanie zachwiać to, co dzieje się wokół nas. Nie do smutku, a do wewnętrznego spokoju, odpornego na życiowe zawirowania. Echem dzisiejszego czytania są porady Ojców Pustyni, którzy promowali stoicką ideę apathei w wydaniu chrześcijańskim. To znaczy ideę wewnętrznej równowagi człowieka zjednoczonego z Bogiem, modlącego się i nie tracącego nadziei pod wpływem rozmaitych trudności.

Psalm responsoryjny: Ps 90 (89), 3-4. 5-6. 12-13. 14 i 17

Owszem, jestem prochem, ale kochanym, ukształtowanym przez Jego miłość, ożywionym przez Jego życiodajne tchnienie, zdolnym rozpoznać Jego głos i Mu odpowiedzieć”. Tak Papież Benedykt XVI tłumaczył wymowę prochu w Środę Popielcową 2010 roku (Awentyn, 17 II 2010). Ilekroć Słowo Boże przypomina człowiekowi o jego kruchości i nędzy, dzieje się tak nie, aby człowieka spostponować, lecz by podkreślić ogrom miłosierdzia Stwórcy. Przypominamy więc sobie dzisiaj, pod wpływem wersetów Psalmu 90, nasze rozmaite wysiłki, które spełzły na niczym. Nasze niespełnione marzenia i ambicje. Ruinę tego wszystkiego, co oparliśmy jedynie na własnych możliwościach. Czynimy tak nie po to, by nurzać się w depresji, lecz aby w obliczu tego, co trudne, jeszcze głośniej wołać do Boga. Jeszcze gorliwiej oprzeć się na Nim i Jemu zaufać. W końcu nasza osobista historia potwierdza słowa refrenu. Wspomnienie rozmaitych tarapatów, z których dzięki Bożej pomocy wyszliśmy, przypomina, że Bóg zawsze był dla nas skuteczną ucieczką.

Ewangelia: Łk 9, 7-9

Tetrarcha Herod to bez wątpienia biblijny „czarny charakter”. Jego historia dostarcza jednak bezcennych wskazówek dla człowieka wierzącego czy poszukującego. Nie jest mu bowiem obojętna postać Jezusa, podobnie jak nie było mu obojętne przepowiadanie Jana Chrzciciela. Chrystus napawa go lękiem, intryguje, a nawet rodzi ciekawość. To dużo. Bez względu czy uczucia te przypiszemy działaniu Bożego Ducha, czy ludzkiej ciekawości. Wiemy, jak potoczyły się losy zepsutego do szpiku kości króla. Przeszedł do historii jako morderca Jana i ten, który wzgardził Chrystusem. Nie mniej, uczucia jakie sprowokował w nim Jezus, to bardzo dużo. Więcej niż obojętność, z jaką wielu ludzi odnosi się do Boga. Więcej niż ateizm czy pogarda dla spraw ducha, właściwa tak wielu ludziom. Przecież samym sobie możemy życzyć takiej wrażliwości na Słowo, która wprawi w drżenie nasze serca.

Dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam jednak, że to nie wystarczy. Można Jezusa znać, studiować Jego słowa, w jakiś nawet sposób brać je sobie do serca. Dopóki jednak, nie obierzemy Go za Pana naszego życia, póki nie podejmiemy wysiłku wcielania Jego nauki w życie – nie będziemy ludźmi wierzącymi naprawdę. Nie uczucia i wzruszenia więc są znakiem naszej chrześcijańskiej dojrzałości, a wciąż na nowo podejmowane próby dopasowania naszych życiowych postaw do Jego świętej woli.

Piątek, 23.09.2022 r.- wspomnienie św. Pio z Pietrelciny, prezbitera

Pierwsze czytanie: Koh 3, 1-11

Człowiek nie jest Bogiem, ale otchłanią, która woła o Niego. Bóg nie może oprzeć się temu wołaniu, wypełnia tę otchłań. Jednak nie czyni tego raz na zawsze. Nieustannie stwarza tę otchłań na nowo i bezustannie ją napełnia, a to sprawia, że na przemian odczuwamy przepaści naszej niezaspokojonej tęsknoty za Nim oraz wypełnienia” („Pragnienie jako znak” w: Miesięcznik W Drodze, 2008 nr 01). Tak wielki karmelitański filozof i mistrz życia wewnętrznego, Wilfrid Stinissen, opisywał pragnienia targające sercem każdego człowieka i próby zaspakajania ich. Kiedy Kohelet stwierdza, że „nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem”, daje do zrozumienia, że wszelkie światowe zabiegi, aby uciszyć ten wewnętrzny głód, spełzną prędzej czy później na niczym. W końcu nikt z nas nie dożyje takiej chwili, w której powie, że był już dosyć kochany, że wystarczy. Do końca naszych dni będziemy chcieli sycić się miłością, będziemy jej poszukiwać. Nie zdarza się raczej, aby człowiek bogaty osiągnął taką fortunę, że powie: „nie potrzebuję nic więcej”. Ciągle pragniemy pomnażać nasze dobra. Chyba nigdy w naszym życiu nie możemy powiedzieć, że mamy już wszystko, że nie pragniemy absolutnie niczego więcej.

Ów nigdy niezaspokojony głód ludzkiego wnętrza przypomina o Tym, który nas stworzył z takimi pragnieniami. I o tym, że tylko On jest w stanie tak zaprogramowane wnętrze wypełnić. Próbki owego spełnienia daje na ziemi tym, którzy są blisko Niego. Pełnią zaś obdarzy ich w przyszłym życiu.

Psalm responsoryjny: Ps 144 (143), 1a i 2abc. 3-4

Modlitwy zawarte w Księdze Psalmów tak bardzo korespondują z naszymi życiowymi doświadczeniami, ponieważ są wołaniem konkretnego człowieka do Boga. Ich autor, wprawdzie natchniony przez Ducha Świętego, jest wszakże człowiekiem „z krwi i kości”. Dlatego tak bliskie każdemu z nas mogą być te wszystkie fragmenty, w których widzimy wznoszącą się ku Bogu duszę człowieka walczącego z tyloma żywiołami i trudnościami. Psalm 144 opisuje między innymi owo doświadczenie walki. W końcu warowni potrzebuje ten, którego oblegają nieprzyjaciele. Tarcza potrzebna jest temu, kto walczy. Schronienia poszukuje człowiek zagrożony. Nie chodzi o to, by dramatyzować. By swoje serce czy Kościół traktować jak oblężoną twierdzę, której świat jedynie zagraża. Warto jednak zauważyć, że jeśli pragnę wytrwać przy Bogu – bez walki się nie obejdzie. Bez walki rozmaitej. Powściągać muszę „demony”, które są we mnie. Polem bitwy będzie każda pokusa, moje rozmaite wady i moje lenistwo. Bojować będę musiał także ze światem. Nie gardząc nim czy go nienawidząc, lecz strzegąc własnego serca, aby bezrefleksyjnie nie skłaniało się ku wszystkiemu, co świat mi proponuje. W przemówieniu z okazji swoich urodzin, w kwietniu 2012 roku, Benedykt XVI mówił: „pojęcie Ecclesia militans – Kościoła wojującego – nie jest dziś modne. W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa (…) Idziemy naprzód. Pan powiedział: «Odwagi, Jam zwyciężył świat». Jesteśmy w «drużynie» Pana, a zatem w drużynie zwycięskiej” (https://www.gosc.pl/doc/1160521.Kosciol-wojujacy-pojecie-niemodne-lecz-prawdziwe?fbclid=IwAR3IXrp3V4_EeqBih848lQEWr27wb6F_QsX7V_qBcH8YG_7eGKFUKdiXc0s, dostęp 16.08.22.)

Ewangelia: Łk 9, 18-22

Chociaż nie zawsze o tym Ewangelia jest również proroctwem. Nie tylko opisuje życie i czyny Jezusa, ale pokazuje również to, co będzie się działo z Jego Kościołem i Jego uczniami. Apokalipsa mówi o zbawionych, jako o tych, którzy „towarzyszą Barankowi, dokądkolwiek idzie” (Ap 14, 4). Los Jezusa jest zatem przepowiednią dla Kościoła i jego członków. To w nich Jezus żyje i umiera. W nich jest do końca czasów przyjmowany i odrzucany. W nich wielbiony i prześladowany. Kiedy więc Chrystus zapowiada swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie, przygotowuje uczniów nie tylko do własnej Kalwarii, ale również na to, co będzie spotykać ich samych.

To słowo dające nadzieję, szczególnie dzisiaj. Jeżeli cierpimy, widząc ogołocenie Kościoła, jeżeli napełnia nas niepokojem to, jak Kościół jest niszczony wewnętrznym zepsuciem i atakami świata – to Słowo powinno osuszyć nasze łzy. Oblubienica Baranka musi podzielić los Oblubieńca. To Jej, trudne dla nas do zrozumienia, przeznaczenie. Wielki Tydzień Jezusa był, po ludzku sądząc, sromotną porażką. Jednak przez to ogołocenie Syna Bożego zostaliśmy zbawieni. Kościołowi, który dziś doświadcza zamętu, prorokujący Jezus zapowiada zmartwychwstanie. Potrzeba więc spokoju, niewzruszonego trwania przy Bogu i troski przede wszystkim o czystość własnego serca. Oczyszczający ogień doświadczeń może jedynie zrodzić gorliwszą wspólnotę Ludu Bożego, wierzącego naprawdę. Wspólnotę nie letnich ludzi idących za tłumem, ale ludzi gotowych odpowiedzieć „za kogo uważają Jezusa”.

Sobota, 24.09.2022 r.

Pierwsze czytanie: Koh 11,9-12,8

Pomiędzy stylem życia, jaki proponuje nam świat, a życiem według woli Boga zionie ogromna przepaść. Tak może się nam wydawać, gdy za jedyne dostępne opcje uznamy nieokiełznany hedonizm i nieskalaną świętość. Jest to bardzo smutna perspektywa. W myśl bowiem takiego sformułowania mamy do wyboru: albo nieposkromione niczym korzystanie z życia i poplamione sumienie, albo sumienie czyste i bagaż nieustannego krępowania swoich popędów. Żadna z tych opcji nie wydaje się być przepisem na szczęśliwe życie! Kohelet proponuje nam dzisiaj inne rozwiązanie. Zaprasza do korzystania z życia, przy zachowaniu pamięci o Bogu. Przypomina o sądzie, który nas czeka i zaraz zachęca do usunięcia z serca przygnębienia. W końcu Bóg nie pragnie naszego smutku. Pamięć o sądzie Bożym i przemijalności tego świata wcale nie ma nas napawać lękiem i przygnębieniem. Ona raczej pomaga nie zbłądzić. Chroni nas przed zagubieniem, przed utratą sensu życia. A musi utracić go ten, kto nadzieję złożył jedynie w rzeczach ulotnych. Straci go wówczas, gdy przeminie młodość, a siły wyparują. Pustka i bezsens nie mogą zwyciężyć tych, którzy „korzystając z życia”, budowali je na nieprzemijających wartościach.

Psalm responsoryjny: Ps 90 (89), 3-4. 5-6. 12-13. 14 i 17

O rozmaite rzeczy prosimy Pana Boga. Paletę owych intencji doskonale widać, gdy podczas rozmaitych nabożeństw odczytywane są prośby, które ludzie zapisali na specjalnie przygotowanych karteczkach. Przeważają wśród nich zdecydowanie prośby o zdrowie i Boże błogosławieństwo. To ostatnie, rozumiane oczywiście jako zwykła życiowa pomyślność. Biblia jednak bardzo często porządkuje nasze pragnienia. Na przykład wówczas, gdy Jezus odpowiada na prośbę uczniów: „Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11,1). Dając im modlitwę Ojcze nasz, prośby o chleb nie stawia na pierwszym miejscu. O zdrowiu nie wspomina w ogóle. Podobnie dzisiejszy psalm. Oprócz refleksji o potędze Boga, zawiera gorącą modlitwę o życiowy rozsądek i wsparcie Boga. O wsparcie, nie o to, by Bóg wyręczył człowieka! Właśnie mądrość serca, o którą modli się psalmista, daje nam zrozumienie podstawowych życiowych prawd. W tym i tej, że Bóg nie zrobi niczego za nas. Że modlitwa nie zastąpi pracy. Że „mamy modlić się tak, jakby wszystko zależało od Boga; działać zaś tak, jakby zależało od nas”. Dobrze, abyśmy uznając, że Bóg jest naszą ucieczką i szukając pomocy w modlitwie, nie zaniedbali własnego wysiłku.

Ewangelia: Łk 9, 43b-45

Jak czytamy, słuchacze Jezusa nie zrozumieli Jego słów o męce. Zrozumienie przyszło później, gdy Chrystusa wleczono na Golgotę. Cenny jest ów wyrzut Jezusa. Sami bowiem często mamy sobie za złe, że jakichś fragmentów Pisma Świętego nie rozumiemy, że nas w ogóle nie poruszają. Przychodzi jednak niespodziewanie moment, w którym takie Słowo nas dotyka, że daje światło w jakiejś konkretnej sytuacji.

Dzisiejsza Ewangelia nie tylko upomina ludzi niewrażliwych na Boże Słowo. Ona daje również nadzieję, gdy jesteśmy duchowo oschli, gdy Boga nie słyszymy. Każe ufać, że zrozumienie przyjdzie. Że powinniśmy być cierpliwi, wytrwali. Zaprasza, by otworzyć się na działanie Ducha Świętego, by dać się zaskoczyć Bogu. Być może dziś pozostaję głuchy na jakiś fragment Biblii i nie mogę go zrozumieć, ponieważ łaska w nim zawarta będzie mi bardziej potrzebna kiedy indziej.

Ewangelista notuje, że adresaci tych słów Jezusa słuchali Go w zachwycie. On jednak wyrzuca im złe rozumienie tego, co mówi. To również ważne. Mogę dziś rozważać jakieś Słowo i sycić się nim. Jest ono jednak żywe, kiedyś więc mogę zrozumieć je głębiej.