XXIX Niedziela Zwykła, 19.10.2025
Pierwsze czytanie: Wj 17, 8-13
Opis bitwy Izraelitów z Amalekitami ma miejsce zaraz po ich wyjściu z Egiptu, nad oazą Refidim. Amalekici, potomkowie Ezawa, uważani byli za tradycyjnych wrogów Narodu Wybranego (por. Pwt 25, 17-19). Mojżesz na wzór głównodowodzącego, wyprawia się na szczyt góry, skąd zamierza wspierać swoje wojska modlitwą. Idzie tam z „laską Boga”, która w innym miejscu Księgi nazwana zostanie sztandarem (por. Wj 17, 15). W tradycji wojskowej sztandar stanowi symbol tożsamości, wierności i historycznych dokonań konkretnej formacji, wpływa na wzrost morale żołnierzy na polu walki, a jego utrata grozi rozformowaniem jednostki. Z dzisiejszego fragmentu Księgi Wyjścia wynika, że owa modlitwa i niezmordowanie (hebr. emunah) uniesione w górę ręce Mojżesza, decydują o sukcesie Izraelitów w boju. Już w III w. po Chrystusie, Wiktoryn z Poetovium, biskup, dostrzegł w tym starotestamentalnym obrazie typ Chrystusa-oranta na krzyżu. W tym kontekście szczególnie ciekawy wydaje się być kamień, na którym zasiada zmęczony prorok by dopełnił się triumfu oddziałów Jozuego. Być może i dziś błogosławiący z krzyża Chrystus potrzebuje takiego oparcia, aby mogło dokonać się nasze pełne zwycięstwo nad wojskami nieprzyjaciela? Kiedy mówimy o skale, to w świetle Nowego Testamentu jakby mimowolnie przychodzi nam na myśl postać św. Piotra i obietnica jaką usłyszał od Jezusa: „Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). Starajmy się zatem pośród wielu zarzutów płynących w stronę Kościoła, patrzeć na niego jak na miejsce, na którym w sposób pewny oparł się zwycięski sztandar Bożego Ludu – krzyż Jezusa Chrystusa.
Psalm responsoryjny: Ps 121, 1-8
Wiara w Chrystusa polega na stałym zwracaniu swojego wzroku „ku [Bożym] górom”. Nie jest to łatwe, tym bardziej, że w różnych życiowych sytuacjach czyhają na nas „góry pokus” – pozornie łatwiejsze, jednak nie ma na nich Pana, który czuwałby nad tym, by nasza noga „nie potknęła się” (dosł. nie dopuszcza On do poślizgnięcia). Psalm 121 jest jedną ze standardowych modlitw porannych, odmawianych w jutrzni przez wspólnotę Kościoła, co wskazuje na to, że każdy nowy dzień rozpoczynać powinno przepełnione ufnością wyznanie wiary w Bożą opiekę.
Drugie czytanie: 2 Tm 3,14-4,2
Dzisiejszy fragment 2 Listu św. Pawła do Tymoteusza stanowi zbiór ostatnich wskazówek jakie kieruje on do swojego młodego współpracownika. Napomina go, by zachował wiarę i naukę otrzymaną od dzieciństwa (gr. brephous), co tłumaczyć możemy dosłownie jako moment na chwile po jego narodzeniu, a nawet okres prenatalny. Tymoteusz, biskup, syn greckiego poganina i Żydówki Eunike, urodzony w ok. 17 roku po Chrystusie, siłą rzeczy mógł zatem słuchać od swych najmłodszych lat wyłącznie tych treści Słowa Bożego, które dziś wchodzą w skład Starego Testamentu. Od jakiegoś czasu w świecie nauki i kultury coraz popularniejszy staje się nurt krytycyzmu wobec treści natchnionych ksiąg, zwłaszcza tych poprzedzających ewangelie. W 1954 roku, na chwilę przed swoją śmiercią, Albert Einstein pisał do filozofa Ericka Gutkinda: „Słowo Bóg jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości, a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych legend. […] Religia żydowska, podobnie jak pozostałe, jest dla mnie wcieleniem najbardziej dziecinnych przesądów”. Wsłuchując się w omawiany fragment Listu do Tymoteusza przypominajmy sobie wszystkie te sytuacje, w których Słowo Boże okazało się żywe i skuteczne, pomagając zmieniać na lepsze życie konkretnych ludzi. Podążając za św. Pawłem, Kościół niezależnie od współczesnych tendencji ideowych, nie przestaje doceniać wartości Starego Testamentu, nauczając, że: „[…] korzenie chrześcijaństwa znajdują się w Starym Testamencie i chrześcijaństwo zawsze czerpie pokarm z tych korzeni. Dlatego zdrowa nauka chrześcijańska zawsze odrzucała wszelkie odradzające się formy marcjonizmu, który na różne sposoby przeciwstawia Stary Testament Nowemu” (VD 40).
Ewangelia: Łk 18, 1-8
W omawianym fragmencie Łukaszowej Ewangelii Jezus dokonuje zdecydowanego skontrastowania obrazu swojego Ojca z postacią niesprawiedliwego sędziego. Obserwacji tej dopełnia często w naszym myśleniu o Bogu druga z sześciu głównych prawd wiary. Mówi ona, że: „jest [On] Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Choć z formuły tej wnioskujemy o Bożej sprawiedliwości, to nasuwa nam ona jednocześnie na myśl przekonanie, że jest to sprawiedliwość bezduszna, oparta na matematycznym procedowaniu naszych dobrych i złych uczynków. Tymczasem Pan, w pełni danego nam objawienia, jawi się jako źródło ładu, w którym dobro ma sens, a zło konsekwencje. Ta perspektywa zakorzeniona jest w Jego ojcowskiej trosce – choć nie pomija On naszych win, to jednak daje możliwość powrotu i czyni wszystko abyśmy tę drogę wybrali i byli na niej wytrwali.
Poniedziałek, 20.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 4, 20-25
W dzisiejszym pierwszym czytaniu po raz kolejny obserwować możemy ewangelizacyjny geniusz Apostoła Narodów. Otóż zwraca się on do Rzymian ich językiem, odwołując się do idei sprawiedliwości, która wchodziła w skład kanonu antycznych cnót i jako taka była niegdyś fundamentem każdego życia wspólnotowego. Zgodnie z rzymską myślą prawniczą, sprawiedliwy to ten, kto szanuje prawo, dotrzymuje zobowiązań, działa uczciwie i podporządkowuje się przyjętym zasadom. Św. Paweł choć nie neguje takiego ujęcia sprawy, to jednak naświetla swoim słuchaczom koncepcję prawdziwej sprawiedliwości, opartej na życiu człowieka w całości oddanemu Bogu. W Piśmie Świętym, zwłaszcza w Starym Testamencie, sprawiedliwymi (hebr. saddiq, gr. dikaios) nazywani byli Ci, którzy zachowują przymierze z Bogiem – tytułowano tak chociażby Noego, Hioba, Symeona czy Józefa. Boża sprawiedliwość nie jest więc hermetycznym systemem norm na wzór rzymskiej, a mówiąc szerzej – ogólnoludzkiej ograniczoności wzajemnych stosunków. Wręcz przeciwnie – św. Paweł przekonuje, że jest to nieustanny dialog Boga z człowiekiem, który swój szczyt osiągnął w akcie wcielenia Chrystusa. Wiele z obietnic naszego Pana z czasów Jego publicznej działalności, nawet współcześnie – w dobie powszechnego postępu – wydaje się być niedorzeczna i niemożliwa w realizacji. Z każdym kolejnym rokiem od czasu Świętej Nocy chyba coraz trudniej uwierzyć nam także w jedno z wielu Jego zapewnień, o których pisał nam św. Mateusz: „A oto Ja jestem z Wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Dzisiejsza lekcja mszalna wiąże nasze usprawiedliwienie przed Bogiem z duchową płodnością Abrahama (por. przypowieść o talentach), którą dać nam może wyłącznie ożywiana przez Ducha Świętego wiara w Boże obietnice.
Psalm responsoryjny: Łk 1, 68-75
Używane przez nas w liturgii tłumaczenie Pieśni Zachariasza mówi o Bogu, który w domu swego sługi Dawida wzbudza dla nas «moc zbawczą». Grecki oryginał, podobnie jak jego łacińskie tłumaczenie używają w tym miejscu zupełnie innego określenia. Zamiast «mocy» otrzymujemy «róg»: et eréxit cornu salútis, co znacząco wpływa na możliwości interpretacyjne omawianego tekstu. Po pierwsze – i stąd płynąć może owo zastosowanie tego słowa w polskim tłumaczeniu – róg bawołu czy barana był znakiem siły i zdolności bojowej, a uniesienie go, w sposób jednoznaczny utożsamiane było z gestem zwycięstwa. Odmienna analiza wspomnianego symbolu sugerowałaby natomiast związanie go z rogami ołtarza, na które to wylewano krew składanych ofiar i którego to rogu mógł dotknąć się buntownik, aby uniknąć kary za grzechy (por 1 Krl 1, 50). Lew z pokolenia Judy, Odrośl z domu Dawida to Jezus Chrystus, a w krwi wylanej przez Niego na ołtarzu krzyża możemy zawsze upatrywać dla siebie skutecznego azylu duchowego.
Ewangelia: Łk 12, 13-21
W czasach biblijnych zebrane podczas żniw ziarno przechowywano zwykle w specjalnie przygotowanych do tego spichlerzach podziemnych. Wyłącznie wyjątkowo bogaci właściciele ziemscy, tacy jak Herod Wielki, mogli pozwolić sobie na budowę nadziemnych konstrukcji magazynowych, o których wspomina dzisiejsza ewangelia. Zespół pałacowo-obronny w Masadzie, którego lata świetności przypadły właśnie na okres panowania wzmiankowanego władcy, wyposażony był w aż 29 takich przechowalni. Badania archeologiczne z II poł. XX wieku potwierdziły ich zastosowanie – niektóre z odnalezionych tam resztek zbóż po tak długim czasie nadawały się jeszcze do kiełkowania! Odwiedzając świecące pustkami kościoły na zachodzie Europy, a także coraz częściej – podobne tamtym – świątynie w Polsce, można dostrzec w nich ilustracje pięknych, bogato zdobionych spichlerzy, których właściciele i użytkownicy zabrani zostali „jakby wczorajszej nocy”. Nie traćmy jednak nadziei i ducha, bo w tychże spichlerzach ukryte jest nadal życiodajne ziarno – Chrystus – zdolne przywrócić plon, którym być może niewystarczająco hojnie w przeszłości dzielono się z potrzebującymi.
Wtorek, 21.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 5,12.15b.17-19.20b-21
Najpewniej nie pomylimy się, kiedy powiemy, że współczesna kultura zachodnia to kultura zdecydowanie indywidualistyczna. Autor natchniony przypomina nam jednak, że – czy tego chcemy, czy nie – jesteśmy we wspólnocie ludzi – zarówno w dobru, jak i złu. Widać to zwłaszcza w życiu rodzinnym. Niejednokrotnie konsekwencje grzechów przodków wpływają na całe, następujące po nich pokolenia. Podobnie decyzje polityczne jednej bądź grupy osób (korupcja, wojna) dotykają milionów niewinnych istnień. Słowo Boże jest tu „żywe i skuteczne”, gdyż zawsze wzywa do osobistej odpowiedzialności za uczynki, ale też daje nadzieję – jak mówi tekst: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Bóg także dziś gotów jest odwracać tragiczne skutki naszych osobistych i zbiorowych win. Język grecki posługuje się przynajmniej dwoma określeniami w odniesieniu do sytuacji grzechu. W dzisiejszym czytaniu mowa jest o paraptoma (gr.) – przestępstwie, występku Adama, podczas gdy drugie sformułowanie – hamartia (gr.) wskazuje na grzech jako zasadę i źródło wszelkiego postępowania. Bardzo często w naszym życiu duchowym zdarza się, że początkowo nieistotne, pojedyncze grzechy, nad którymi pracy z różnych powodów się zrzekamy, w krótkim czasie zyskują na intensywności i wciągają nas w coś, co moglibyśmy nazwać spiralą zła. Niezależnie od tego czy stykamy się z pojedynczym błędem, czy też mamy do czynienia z falami powodzi, które topią nas w jednym momencie, i których nie sposób już kontrolować, to św. Paweł przekonuje, że nad każdą z tych rzeczywistości panuje Chrystus: „jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rz 5, 19).
Psalm responsoryjny: Ps 40, 7-10.17
W czasach, gdy słowo zbyt szybko się dewaluuje tracąc na znaczeniu, a język bywa narzędziem manipulacji i przemocy, chrześcijanin wezwany jest, by mówić inaczej – prosto, jasno i z szacunkiem. To m.in. w prostocie używanego przez nas języka odbija się światło przyjętej Ewangelii. Zdarza się też, że trzeba potrafić go w porę okiełznać i pozwolić, by przemawiała jedynie cisza. Posługiwanie się słowem to sztuka, której uczymy się tym pilniej, im ściślej współpracujemy z Jedynym Słowem Ojca. Jakkolwiek, zawsze możemy głosić całym sobą Bożą sprawiedliwość. Do tego właśnie zachęca nas dzisiejszy Psalm. Nie powściągajmy przy tym jedynie naszych warg, ale też i serc, i dłoni.
Ewangelia: Łk 12, 35-38
Dzisiejsza ewangelia aż dwukrotnie wspomina o geście przepasania bioder. Najpierw przepasane mają być biodra uczniów, następnie – już przy spotkaniu z Panem, przepasze się On sam i będzie im usługiwał. Przewiązane lędźwie to w Biblii symbol czujności, gotowości do działania i pracy. Zabieg ten miał bardzo praktyczny charakter – długie, powłóczyste szaty pozbawione pasa lub sznura mogły znacząco utrudniać swobodę ruchu noszących je osób. Znak, którym posługuje się Chrystus w swej mowie do uczniów, doskonale obrazuje nasze doświadczenia w przeżywaniu wolności – zabsolutyzowana, niczym nieskrępowana, szybko staje się (jak pisał ks. Józef Tischner) nieszczęsnym darem. Przysłuchujemy się niekiedy historiom ludzi, których „biodra przepasane były” Bożymi przykazaniami, uczciwym postępowaniem, heroicznym oddaniem i poświęceniem dla bliźnich. Widzimy jak często ich życie przerywane było nagle, przypadkowo, jakby wpół drogi, pozostawiając po sobie wrażenie niesprawiedliwości i niedokończonego dzieła. Słowo Boże zawsze – także i w tym przypadku – nie pozostawia nas bez nadziei. Każde rozpoczęte przez nas dobro, którego nie uda się dopełnić, podejmie sam Chrystus, o ile tylko nie ulegniemy przedwczesnemu „rozluźnieniu”. Szczęśliwi będziemy, kiedy nas takimi zastanie.
Środa, 22.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 6, 12-18
Św. Paweł w dzisiejszym fragmencie Listu do Rzymian zachęca ochrzczonych do radykalnej przemiany swojego życia: skoro umarłeś z Chrystusem (a tym właśnie jest chrzest), to nie możesz pozwolić na to, aby nieprawość wzięła cię we władanie. Użyte w tekście słowo „królował” (gr. basileuetō) personifikuje grzech jako tyrana lub uzurpatora tronu ludzkiego serca. Apostoł celowo nie mówi: „zabijcie ciało” – bo ono samo w sobie nie jest złe – ale: „niech nie króluje grzech”. Przypomina, że nawet żyjąc w doczesnym, śmiertelnym ciele, chrześcijanin może – dzięki łasce – nie ulec władzy złego. Nasze ciała są areną duchowych zmagań, lecz jest to walka czasowa i możliwa do wygrania, bo do natury cielesności należy jej przemijanie, a łaska Boża trwa wiecznie. Interpretując ten teks, św. Jan Chryzostom pisał, abyśmy: nie oddawali korony królewskiej za niewolę szatańskiej uzurpacji, bo: niedorzecznością [jest], aby ci, którzy powołani są do królowania z Chrystusem […] zrzucali z głowy diadem i woleli służyć obłąkanej żebraczce odzianej w łachmany. Autor Listu do Rzymian używa wojskowej retoryki, by ukazać ciężar i doniosłość wyborów przed jakimi stoimy. W wersecie trzynastym czytamy: „Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia”. Greckie słowo hopla oznacza zbroję lub broń, a zatem nasze członki mogą stać się orężem w służbie dobra lub zła. To nasza wola decyduje o tym, czy oko posłuży nieczystości czy kontemplacji, język – kłamstwu czy prawdzie, dłonie – burzeniu czy budowaniu. Bóg daje łaskę zwycięstwa – nie lekceważmy sakramentalnych i pozasakramentalnych okazji do jej przyjmowania.
Psalm responsoryjny: Ps 124, 1-8
Pierwsi chrześcijanie i mistrzowie życia duchowego odczytywali siódmy werset niniejszego psalmu alegorycznie, jako opis duchowych zmagań. Dusza ludzka porównywana była często do ptaka dążącego ku niebu (Bogu), podczas gdy sidła ptaszników utożsamiano z pokusami i zasadzkami zastawianymi na nią przez złego ducha. Naśladowca Chrystusa powinien być zatem czujny i przezorny niczym ptak, który gdy tylko spostrzeże niebezpieczeństwo, natychmiast wzlatuje ku górze, uchodząc pułapkom nieprzyjaciela. Ta obrazowa metafora pokazuje, że jedyną ucieczką duszy przed pokusą i grzechem jest błyskawiczne wzbicie się do nieba. To z kolei zapewnić może nam gorliwa i pewna ufności modlitwa, której nigdy i nikt nie może nas pozbawić.
Ewangelia: Łk 12, 39-48
Opowieść o czujności z dzisiejszej ewangelii niejednokrotnie znajdowała swoje odzwierciedlenie w wydarzeniach z życia wielu świętych Pańskich. Przykładowo św. Jan Bosko doznawać miał wizji, w których Bóg prosił go, aby trzymał swych wychowanków w nieustannej gotowości duchowej, ponieważ niektórzy z nich mogą wkrótce umrzeć. I faktycznie, latem 1854r. wybucha w Turynie epidemia cholery, a 41 chłopców z oratorium salezjańskiego rozpoczyna w trakcie jej trwania posługę chorym w lazarecie Pinerolo. Spośród nich tylko jeden, 15-letni Cagliero umiera na tyfus, z pewnością dobrze przygotowany na tę chwilę i opatrzony świętymi sakramentami. Jak bardzo potrzeba nam dziś podobnej praktyki „patrzenia końca”, jaką żył wspomniany Don Bosco. W dobie kultury natychmiastowości i odsuwania myśli o swojej śmierci, łatwo popaść w duchową śpiączkę – żyć tak, jakby nasza doczesna egzystencja miała trwać wiecznie, a Bóg miał do nas nigdy nie przyjść. Wielu ludzi – nawet wierzących – odkłada pojednanie z Bogiem „na później”, żyjąc bez sakramentów, bez modlitwy, jak ów zły sługa korzystający jedynie z przynależnych mu wygód. Być może jednym z powodów tak diametralnie słabnących praktyk religijnych jest utrata przez nas owej eschatologicznej mobilizacji – przestaliśmy mówić o sądzie, o niebie i piekle, skupiając się tylko na tym co „tu i teraz”. Jezus przypomina tymczasem, że „tu i teraz” ma sens wyłącznie w perspektywie „tam i potem”. Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie gotowym.
Czwartek, 23.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 6, 19-23
Omawiany od kilku już dni w liturgii szósty rozdział Listu do Rzymian to doskonały wykład z psychologii nawrócenia. W todze profesorskiej występuje tu św. Paweł i nie tylko imponuje nam on swoją kompleksową wiedzą teologiczną, ale także doświadczeniem praktycznym – sam bowiem przeżył moment powrotu do Boga i zdążył zbadać osobiście na czym polega codzienność zmagań na drodze trwania przy Chrystusie. Bywa, że dawny tryb życia nieustannie daje nam o sobie znać poprzez „wypracowane” nawyki – niepozorne na pierwszy rzut oka nieprawości coraz szerzej otwierają drzwi naszej duszy dla kolejnych grzechów, a konsekwentnie rozwijana sprawiedliwość umacnia w nas ducha cnoty. Współczesna psychologia potwierdza tę biblijną intuicję: nasze nawyki mają moc kształtowania charakteru. Im dłużej ćwiczymy się w jakimś zachowaniu, tym trudniej je wykorzenić – „im dłużej drzewo rośnie, tym trudniej wyrwać je z korzeniami”. W miejsce złych praktyk trzeba wyrobić nowe, święte nawyki – oddać swoje członki na służbę Bogu, aż dobro zakorzeni się w nas głęboko. Co istotne, tradycja chrześcijańska podkreśla, że nasze podporządkowanie się Bogu wcale nie jest hańbiącą niewolą, lecz prawdziwym wywyższeniem człowieka. Już Ojcowie Kościoła powtarzali, że służyć Bogu znaczy tyle co panować. Apostoł świadomie używa dziś mocnego porównania, abyśmy uświadomili sobie, że w rzeczywistości duchowej nie istnieje neutralność: albo ktoś oddaje się na służbę Miłości i Prawdy, albo – choćby nieświadomie – sprzyja siłom przeciwnym. Bob Dylan, nawrócony na chrześcijaństwo amerykański poeta, w jednej ze swoich piosenek pisał: „You’re gonna have to serve somebody” – będziesz musiał komuś służyć. Pytanie tylko: komu?
Psalm responsoryjny: Ps 1, 1-4.6
Psalm 1 to mądrościowy hymn, w którym skontrastowane zostają ze sobą dwie drogi życia: droga sprawiedliwych i droga bezbożnych. Drogę bezbożnych charakteryzuje w tym przypadku bardzo konkretna degradacja – początkowy ruch (idzie za radą występnych) zamienia się ostatecznie w niebezpieczną stagnację (zasiada w gronie szyderców), właściwą dla człowieka dotkniętego śmiercią. Aby opisać drogę sprawiedliwego, autor natchniony posługuję się ilustracją drzewa zasadzonego nad płynącą wodą. Komentarze rabiniczne odnoszą ten werset do postaci Noego, którego arka stała się jedynym schronieniem zdolnym stawić opór niszczącej powodzi. Kiedy zatem otoczeni jesteśmy zewsząd duchowymi przeciwnościami i boimy się o nasze życie, przypomnijmy sobie, że niezawodnym wówczas ratunkiem jest dla nas prowadzące do upodobania w Prawie Pańskim, rozmyślanie nad nim dniem i nocą.
Ewangelia: Łk 12, 49-53
Tak bliskie nam doświadczenia wojen ostatnich kilku lat nie pozostają bez wpływu na sposób w jaki definiujemy dziś pokój. Często myślimy o nim w kategoriach braku konfliktu, czy podporządkowania się status quo. Słowo Boże poucza tymczasem, że pokój nie oznacza wyłącznie nieobecności wojny, albo utrzymania równowagi sił. W swej istocie jest on owocem sprawiedliwości, podczas gdy „grobowy pokój” – jak nazwał go papież Franciszek – bywa niczym innym jak obojętnością wobec zła i grzechu. Jak zatem pogodzić dzisiejsze słowa Jezusa z przypisywanym Mu przez proroków tytułem Księcia Pokoju? W Starym Testamencie szalom oznacza pełnię życia w zgodzie z Bogiem i bliźnimi, które niejednokrotnie wymaga od nas wejścia na „wojenną ścieżkę” z grzechem. Św. Cyryl Aleksandryjski mówił, że Chrystus daje pokój, ale nie taki, który jednoczy w złu, bo: „pokój z grzesznikami przeciw Bogu jest zgubny”. „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5, 9).
Piątek, 24.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 7, 18-24
Niedaleko „prawdziwej duchowej apokalipsy” moglibyśmy umiejscowić diagnozę św. Pawła z dzisiejszego pierwszego czytania: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”. Rozpacz bezradnego wobec grzechu Apostoła: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci?”, przezwyciężona zostaje ostatecznie pełnym nadziei dziękczynieniem: „Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!”. Jedynie Jezus i Jego łaska mogą wyzwolić nas z ciała śmierci. Prawo przykazań, choć pomocne, może stać się dla człowieka pozbawionego łaski niczym wyrok. Nie oznacza to jednak, że należy je teraz odrzucić – wręcz przeciwnie. Dane jest nam ono jako wzorzec dla sumienia zdolnego do przyjmowania Chrystusowej łaski. Jedno z ludowych porzekadeł brzmi: „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”. Ukryta w tym przysłowiu prawda przypomina, że samo chcenie bywa najczęściej niewystarczające. Dlatego też człowiek duchowy wie, że nie może lekkomyślnie rezygnować z dostępnych mu środków łaski w sytuacji nieustannej walki z grzechem i permanentnej słabości ciała. Dobro, którego pragniemy nigdy nie jest dziełem przypadku, bo przypadkowe nie było też odkupieńcze dzieło naszego Zbawiciela: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45).
Psalm responsoryjny: Ps 119, 66.68.76-77.93-94
Jestem w raju! Te słowa spontanicznego błogosławieństwa przychodzą nam na myśl w różnych pozytywnych okolicznościach naszego życia. Raj – miejsce niezmąconej niczym szczęśliwości pierwszych rodziców, miejsce zrealizowanych potrzeb i pragnień, miejsce naszej bezpośredniej i bliskiej obecności przy boku Pana. Ten stan ludzkiej egzystencji Hebrajczycy określili mianem Gan Eden – ogrodu rozkoszy. Niestety grzech pierworodny nieodwracalnie upośledził naszą naturę także w tej kwestii. Coraz trudniej uwierzyć nam, że doświadczenie prawdziwej przyjemności w warunkach doczesnego pielgrzymowania jest w ogóle możliwe. W tym kontekście autor dzisiejszego Psalmu dzieli się z nami hojnie swoim przeżywaniem rozkoszy z powodu Bożego Prawa. Tą samą rozkosz chce dzielić z nami także sam Jezus, który w Ewangelii św. Jana mówi: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 10n).
Ewangelia: Łk 12, 54-59
Słowa Jezusa z fragmentu dzisiejszej ewangelii wskazują na umiejętność czytania znaków przyrody jako analogię do rozeznawania duchowych znaków czasu. Mieszkańcy Palestyny rzeczywiście wiedzieli, że z chmur nadciągających z zachodu zwykle idzie deszcz (chmury znad Morza Śródziemnego), a wiatr z południa (pustynny) przynosi palące upały. Owa meteorologiczna kompetencja nie była niczym wyjątkowym – bytując przez wiele lat w tym samym miejscu, można z dużą dozą prawdopodobieństwa spodziewać się opadów deszczu w czasie pory deszczowej i ponadprzeciętnie wysokich temperatur w czasie pory suchej. Wiedza ta rodziła się z wieloletniej praktyki życia codziennego, dlatego Jezusowy zarzut o nieumiejętności rozpoznawania przez nas owych symptomów rzeczywistości duchowych jest w istocie zarzutem wymierzonym w krótkotrwałość naszych obserwacji i wyciąganie z nich zbyt pochopnych i błędnych wniosków. W jednej ze swoich homilii wygłoszonych w Domu św. Marty, papież Franciszek mówił, że: „Aby zrozumieć znaki czasu potrzebne jest przede wszystkim milczenie. Zachowanie milczenia i obserwowanie. A następnie podjęcie refleksji wewnętrznej. Na przykład dlaczego jest dziś tak wiele wojen? Dlaczego miały miejsce pewne wydarzenia? I modlić się… Milczenie, refleksja i modlitwa. Tylko w ten sposób możemy zrozumieć znaki czasu to, co Jezus chce nam powiedzieć”.
Sobota, 25.10.2025
Pierwsze czytanie: Rz 8, 1-11
Kiedy bojaźń przenika nasze życie duchowe i staje się siłą kierującą naszymi decyzjami, prowadząc do chaotycznych reakcji osłabiających naszą więź z Bogiem, wtedy szczególnie ważne jest zatrzymać się i otworzyć na Boże Słowo. To ono ukazuje, do czego Pan zaprasza nas właśnie teraz i w jaki sposób możemy przeżywać niepokój w duchu wiary. Już pierwszy werset dzisiejszego fragmentu Listu św. Pawła do Rzymian odwodzi nasze myśli od przesadnego lęku o kwestie zbawienia lub potępienia: „Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia”. Użyte w oryginalnym przekładzie słowo teraz, wskazuje na natychmiastową zmianę sytuacji człowieka wierzącego. Dzięki łasce, „w Chrystusie” przestaje obowiązywać prawo potępienia. Oznacza to, że kto naprawdę żyje w komunii ze Zbawicielem (łaska uświęcająca), nie żyje pod groźbą wiecznego wyroku. Porzucić duchową lękliwość to chodzić w pewności miłości samego Boga. Zamiast zamartwiać się efektami naszych starań, uczmy się słuchać natchnień Ducha i tak, jak wypełniony Nim Kościół pierwotny (por. Dz 4, 31), postępujmy zgodnie z Jego wskazówkami. Duch Święty nie jest dodatkiem do wypełniania przykazań, lecz Tym, w którym nabierają one życiodajnej mocy obfitego owocowania. Wołajmy o Ducha Miłości, bo „doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4, 18).
Psalm responsoryjny: Ps 119, 66.68.76-77.93-94
Kto wstąpi na górę Pana, kto stanie w Jego świętym miejscu? Już od samego początku tradycja egzegetyczna Kościoła upatrywała w tym fragmencie Psalmu 24 zapowiedź zbawczej męki Chrystusa. To On – podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu – wstępuje na Golgotę, by tam w ostatecznym akcie odkupienia powierzyć Swą duszę Ojcu: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46). Czy mogę w tym kontekście powiedzieć o sobie, że należę do pokolenia, które wie, gdzie znaleźć można oblicze Boga Jakuba?
Ewangelia: Łk 13, 1-9
Zdrowe drzewo figowe wydaje owoc aż trzy razy w ciągu roku. Wczesne figi – największe – dojrzewają na miesiąc przed pojawieniem się głównego plonu, który jest jednocześnie najliczniejszy i możliwy do zebrania w okolicach sierpnia-września. Z kolei ostatni, zimowy urodzaj pozostaje na drzewach aż do później jesieni. W dzisiejszej ewangelii spotykamy się z precedensem diametralnie odbiegającym od normy – drzewo nie tyle nie owocuje w pełni w czasie swojego rocznego cyklu, co przestało obradzać aż na trzy lata! W tej sytuacji lekarstwem zaproponowanym przez cierpliwego ogrodnika jest obkopanie rośliny i obłożenie jej nawozem. Greckie sformułowanie balō koprían oznacza dosłownie tyle, co „rzucić odchody”. W sensie duchowym scena ta może zachęcać nas do podejmowania odważnych prób mierzenia się z tym wszystkim, co w naszym życiu mogłoby zostać uznane za bezwartościową nieczystość. Bardzo często człowiek staje wobec rzeczywistości grzechu – zwłaszcza takiego, z którym mierzy się już dość długo – z obrzydzeniem, zamierzając zupełnie odciąć się od niego i wymazać z pamięci. Słowo Boże w przytoczonym dziś obrazie figowego drzewa wydaje się proponować nam zgoła inne rozwiązanie: to co jest moją słabością należy z pokorą uznać, przyjąć, przepracować i pozwolić by stało się źródłem mojej siły. Jak pisał św. Paweł w Liście do Rzymian: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20).