Komentarze do czytań – XXIII TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 8 do 14 września 2024r. – dr Anna Rambiert – Kwaśniewska

 

 

XXIII Niedziela Zwykła, 8.09.2024

Pierwsze czytanie: Iz 35, 4-7a

Pewność Bożych obietnic

Jest rok 722/721 przed Chr. Pod naporem asyryjskiego najeźdźcy z północy Królestwo Izraela znika raz na zawsze. Dwadzieścia lat później, w roku 701 Asyria pod wodzą Sennacheryba łasi się na podbój również Królestwa Judy, któremu przewodzi wówczas sprawiedliwy król Ezechiasz. Cały rozdział 35 Księgi Izajasza wydaje się w tym kontekście absurdalnie wręcz optymistyczny. Obiecuje wybawienie, znaki i urodzaj tam, gdzie wszyscy cierpią niewolę lub drżą z trwogi o swój los. A jednak Boże obietnice nie są czcze – i choć w większości ludzkich historii odpłata przyjdzie w wieczności, na Judejczyków żyjących na przełomie VIII i VII w. wolność spadła dość niespodziewanie. Król Ezechiasz zdążył przygotować Jerozolimę i duchowo, i zaopatrzeniowo na rychłe oblężenie. A tymczasem stał się zatrważający i wciąż niewytłumaczony cud – na wojska Sennacheryba spadła niespodziewana zaraza, którą historiografowie biblijni przypisali aniołowi Pańskiemu (2 Krl 20,35nn), zaś pozabiblijni pokroju Herodota… szczurom. To jednak nie źródło klęski wroga, ale jej moment jest niezwykły. Potężni Asyryjczycy odeszli raz na zawsze, by nigdy już nie powrócić. Bóg nie jest gołosłowny.

Psalm responsoryjny:  Ps 146, 6c-7. 8-9a. 9b-10

Obietnice nie obecne, lecz przyszłe

Gdy spoglądamy na nasz świat, możemy zwątpić w słuszność słów psalmisty, który wylicza cały szereg Bożych cudów i zapewnień, zwłaszcza wobec cierpiących i ubogich. Panujący na Syjonie, wierny Bóg podnosi wszystkich, którym na podstawie doświadczanych nieszczęść zarzucano grzeszność, których wykluczano, z powodu ich nieczystości i łamania Prawa. Tymczasem wbrew Prawu, Najwyższy roztacza szczególną opiekę nad opuszczonymi i do nich wydaje się kierować swoje obietnice. Ale jakie przełożenie mają słowa psalmisty na znaną nam, często okrutną rzeczywistość, która powinna się już znaleźć w rękach Boga? Jak mamy rozumieć milczenie Boga względem doznawanych nieszczęść w odkupionej przecież rzeczywistości? Odpowiedź może być tylko jedna – w kluczu eschatologicznym. Osobowe zło nadal istnieje, wciąż wdziera się w doczesność i mąci zwłaszcza tam, gdzie Bóg wylewa najwięcej łask. Cierpliwości więc, bo obietnice Boga nie są czcze, ale niekoniecznie mają przełożenie na nasze „tu i teraz”.

Drugie czytanie: Jk 2, 1-5

Adresaci obietnic

Od samego zarania swoich dziejów chrześcijaństwo jest religią na wskroś wyjątkową, stawiającą w centrum najuboższych. Jest to o tyle niezwykłe, że żadna z bliskowschodnich kultur nie nobilitowała ubóstwa i nie podkreślała tak wyraźnie konieczności objęcia opieką najbardziej bezbronnych. Bliski Wschód właśnie dostatki, zdrowie i doczesne szczęście rozpatrywał w kategoriach boskiej przychylności. Z drugiej strony, niektóre z nurtów greckiej filozofii (choćby stoicyzm czy cynizm) głosiły umiar albo negację świata jako bramę do osiągnięcia stanu względnej szczęśliwości. Chrześcijaństwo staje w kontrze wobec obu, rozbudzając równocześnie świadomość, że prawdziwe szczęście jest nieosiągalne w materialnym świecie i dzięki materialnym zasobom. Wręcz przeciwnie, tych, którzy mało mają i cierpią, czyni pierwszymi z adresatów Bożych obietnic, piętnując tym samym wszelkie oznaki wykluczania najuboższych z aktywnego i równoprawnego życia w pierwotnych gminach chrześcijańskich i domowych Kościołach, zwłaszcza tych zamożnych (Korynt, Efez etc.).

Ewangelia: Mk 7, 31-37

Głusi i ślepi na wypełnienie obietnic

Dokonane przez Jezusa, cudowne uzdrowienie głuchoniemego przykuwa zwykle uwagę ze względu na osobliwe czynności, które wykonuje On względem chorego. Warto jednak tym razem postawić akcent w nieco innym miejscu. Faktem jest, że ewangelia została  w pierwszej kolejności skierowana do Żydów, dlatego i Jezus, i apostołowie, i w końcu Paweł zwracali się głównie do obrzezanych, a dopiero później do pogan. Tym więc, co jest w przekazie wyjątkowe, jest lokalizacja całego wydarzenia – Dekapol, czyli nic innego, jak związek dziesięciu greckich miast, które zamieszkiwała większość pogańska i mniejszość żydowska. Jezus mógł zawędrować gdzieś w okolice Hippos, jedynego ze współtworzących związek  miasta umiejscowionego nad Jeziorem Genezaret. Na czym więc polega wyjątkowość owego miejsca? Na jego nieżydowskości. Z jednej strony mamy tu zapowiedź ekspansji chrześcijaństwa poza granice judaizmu, z drugiej sugestię, że to nie poganie, a pierwotni adresaci przymierza, czyli Żydzi pozostali głusi na słowa i ślepi na znaki dokonywane przez Jezusa.

 

Poniedziałek, 9.09.2024

Pierwsze czytanie:  1 Kor 5,1-8

Kościół pierwotnie nieidealny

Często podnoszonym współcześnie w Kościele apelem jest powrót do źródeł – do ideału pierwotnego Kościoła, najlepiej wspólnoty świętych sięgającej czasów apostolskich. Zwykle zapomina się, że już od starożytności gminy chrześcijańskie borykały się z wieloma niezwykle poważnymi problemami – od błędnych nauk, często nawołujących do przywrócenia praktyk judaizmu, przez wykluczanie i poniżanie ubogich, choćby w Koryncie, uczestniczenie w Wieczerzy Pańskiej pod wpływem alkoholu, rozpanoszenie bogatych i równocześnie niewykształconych, aż po różne poważne występki przeciw moralności, zwłaszcza o charakterze seksualnym. Dlatego też apostolat należał do zadań niezwykle trudnych – apostołowie zmuszeni byli wdawać się w polemiki z tymi, którzy podważali ich autorytet, posługując się skuteczniejszą retoryką, by przejąć zarząd nad wspólnotami i czerpać z nich materialne zyski. Zastanówmy się więc, czy aspirowanie do pierwszych gmin jest słuszną drogą – czyż nie słuszniej oczyszczać własny chleb z kwasu, by zachować swą przaśność? Bo święci w znaczeniu biblijnym już jesteśmy przez Chrzest, który uwolnił nas od najsilniejszych więzów tego świata. Walczmy więc o to, by takimi pozostać, bez poszukiwania doskonałości tam, gdzie jest nieosiągalna.

Psalm responsoryjny: Ps 5, 5-6a. 6b-7. 12

Król nieidealny                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   Psalm 5, jak i 72 inne, jest utworem przypisywanym Dawidowi. Choć w swojej treści został ograniczony do trzech strof, w których wybrzmiewa przeświadczenie o Bożej sprawiedliwości i niechęci wobec czyniących nieprawość, warto przyjrzeć się sylwetce samego domniemanego autora. Faktem jest i wynika to z przekazu ksiąg historycznych i tzw. dzieła Kronikarza, że Dawid był królem wyjątkowym – to właściwie on (wedle Biblii), a nie Saul zapoczątkował dojrzałą monarchię, nawet jeśli kwestionowaną przez historyków. Dawid był też królem niemal bezwzględnie podporządkowanym Bożym nakazom. Niemal. Jego historia jest doskonałym odzwierciedleniem ludzkiej natury. Choć oddany, był skłonny do grzechu, zwłaszcza w relacjach z kobietami. Swój zbudowany na krwi Uriasza Chetyty związek z Batszebą przepłacił śmiercią pierworodnego dziecka zrodzonego z małżeństwa z nią. Niemniej, Dawid odznaczał się jedną istotną cechą – nie pozostawał głuchy na Boże napomnienia, bo wiedział, że Pan nienawidzi „wszystkich, którzy czynią zło”, w tym jego samego. Dlatego po swoich przewinieniach oblekał się w wór, padał na twarz, powracał do Źródła. Tym samym jest wzorem dla każdego grzesznika.

Ewangelia: Łk 6, 6-11

Nieidealni liderzy wobec Pana szabatu

Skrybowie i faryzeusze stanowili w I w. przed Chr., pośród zamieszkujących Palestynę Żydów, kastę liderów. Nawet jeśli faktyczna władza spoczywała na barkach saduceuszy, to właśnie faryzeusze sprawowali tzw. „rząd dusz”, dlatego narażanie się na konfrontację z nimi było wyjątkowo niebezpieczne, z jednej strony, z drugiej natomiast -bezwzględnie konieczne. Podkreślić należy, że to nie miejsce dokonanego przez Jezusa uzdrowienia doprowadziło do szału owych duchowych przywódców, bo synagoga nie jest świątynią, ale święty czas jego dokonania, czyli szabat. I choć próżno szukać konkretnego wskazania w Torze, które zabrania uzdrawiania w tym dniu w cudowny sposób, niechęć do Jezusa wzbudziła w faryzeuszach niepohamowaną złość. Czyż to nie brak logiki? Jak można cudowny znak zinterpretować w kluczu przeciwnym Bożemu Prawu? Czyż to nie jasne, że uzdrawia się mocą Boga? Jurydyczne zaślepienie musiało do reszty zagłuszyć głos serca, że oto nadszedł oczekiwany Mesjasz. Tak oto przepełnieni gniewem liderzy zatrzasnęli drzwi do nowej rzeczywistości tym, którzy pokładali w nich bezwzględną ufność.

 

Wtorek,  10.09.2024 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 6,1-11

Niegodni sędziowie

Wszelkie elitarne kluby i stowarzyszenia, czy to dżentelmeńskie, czy fanowskie, czy też naukowe, które roszczą sobie prawo do przyjęcia lub odrzucenia kandydatów stawiają zwykle przed nimi wysokie wymagania. Nawet ich spełnienie nie zawsze kończy się włączeniem do grona szczęśliwców. Jak się sprawy mają z Kościołem? Od zarania głównym kryterium jest wiara, która przynagla do uznania, że „Jezus jest Panem” i przemiana sposobu myślenia, czyli tzw. metanoia, zwana również „nawróceniem”. Oczywiście, kluczem otwierającym przystęp do wspólnoty jest sakramentalny chrzest – piętno do tego stopnia niezacieralne, że nie jest go w stanie zniweczyć nawet dobrowolny akt apostazji. Chrzest nie jest jednak gwarantem świętości, ale jedynie zaproszeniem do niej. Paweł w korespondencji z Koryntianami poświadcza to nader dosadnie, mówiąc o chrześcijanach (sic!), wśród których są: rozpustnicy, bałwochwalcy, cudzołożnicy, rozwiąźli, mężczyźni współżyjący z sobą, złodzieje, chciwi, pijacy, oszczercy, zdziercy i – jak można sądzić – sykofanci. Czyż to nie przewrotność, że ci, którzy dopuszczali się takich wykroczeń oraz wszyscy my, którzy stale upadamy, po poddaniu się uzdrawiającej łasce Chrystusa będziemy sędziami tego świata? Tajemnica Bożego wybraństwa i miłosierdzia jest absolutnie wręcz niezgłębiona.

Psalm responsoryjny: Ps 149,1b-2.3-4.5-6a i 9b

Sędziowie – uzurpatorzy

Przedostatni psalm z księgi tych wyjątkowych hymnów uznawany jest za utwór sięgający czasów greckich, zaś jego treść przywołuje na myśl zgromadzenie tańczących pod Ścianą Płaczu chasydów. To właśnie chasydzi (ḥăsîdîm), a nie święci (qedōšîm), jak chce tego przekład, tworzą owo rozśpiewane i roztańczone zgromadzenie. Kim są chasydzi? Tymi, którzy są bezwzględnie wierni i niezwykle pobożni, skupieni głównie na studiowaniu Bożego Prawa i jemu podporządkowujący każde ze swoich działań. W starożytności byli religijnym ruchem oporu wobec ekspansji kultury hellenistycznej. Wedle psalmu, rościć sobie mieli prawo do sprawowania sądu nad światem pogańskim. W tym kluczu są protoplastami świętych Kościoła (ale nie w znaczeniu kanonizacji, ale biblijnym). Dostrzec należy jednak pewną różnicę. W wypadku starożytnych chasydów prawo do sądu przywłaszczyli sobie oni sami, bez żadnej Bożej dyspozycji. Ich ruch się rozpadł albo podzielił na faryzejski i esseński, choć badacze nie mają co do tego pewności. W tym sensie stanowią przestrogę. Zdolnym do sądu uczynić może jedynie Bóg, a nie osobiste przeświadczenie o własnej sprawiedliwości.

Ewangelia: Łk 6,12-19

Niegodni uczniowie

Uznawanie Dwunastu za niegodnych może pobrzmiewać kontrowersją, zwłaszcza w kontekście ich życia po Pięćdziesiątnicy i męczeńskiej śmierci. Nie sposób jednak oprzeć się w pełni uzasadnionemu wrażeniu, że Jezus powołał społeczność, która jest pars pro toto całego świata. Pośród nich znaleźli się: uczciwi i kochający, jak Jan, sprawiedliwi jak Jakub (choć rządni zaszczytów), wątpiący empiryści pokroju Tomasza, ciężko harujący na własne rodziny, choć trwożni, jak rybacy Piotr i Andrzej, dobrze wykształceni, jak Bartłomiej, a także uwikłani w politykę i walczący z doczesny porządkiem, jak Juda Tadeusz, wyzyskujący, pokroju Mateusza i w końcu niegodziwcy i zdrajcy, czyli Judasz Iskariota. Przykład apostołów pokazuje, że choć ich wybór nie był przypadkowy, bo poprzedzony całonocnym modlitewnym spotkaniem z Ojcem na górze, jest jednak wyraźnym znakiem dla Kościoła. Własną mocą nic nie jesteśmy w stanie uczynić, a jedynie z pomocą Ducha, który w nas mieszka i uzdalnia do wielkich dzieł. I to jest właśnie klucz do zrozumienia, jak to możliwe, że Bóg uczyni grzeszników sędziami świata. Nie jesteśmy bowiem mniej godni od tych, którzy doświadczyli Jego fizycznej, bo wcielonej obecności na tym świecie.

 

Środa, 11.09.2024

Pierwsze czytanie: 1 Kor 7,25-31

Apostolskie pomyłki

Być może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale Paweł, wielki Apostoł Narodów i wybitny misjonarz również się mylił, tak jak pomylił się Kefas zapierając się Pana – choć w wypadku tego drugiego materia pomyłki była o wiele cięższa. Cały 7 rozdział 1 Listu do Koryntian brzmi dla współczesnego ucha niepokojąco, choć niesłusznie. Prawdą bowiem jest, że św. Paweł żywił wielką nadzieję na rychły powrót Zmartwychwstałego na ziemię, najpewniej za swojego życia. Szybko w swojej teologii wycofał się z tego twierdzenia, ale skutki tej pomyłki niektórzy z wiernych niosą po dziś dzień. Dlaczego? Dlatego, że ów niefortunny passus Pawłowej teologii wydaje się umniejszać wartości małżeństwa. Ale czy słusznie? Apostoł namawia do celibatu, by oszczędzić swoim duchowym dzieciom udręk ciała. Co z tego wynika? Tylko jedno, że małżeństwo jawi mu się jako droga trudniejsza dla właściwego rozłożenia akcentów życia duchowego. A trudniejsze wcale nie znaczy gorsze, ale wymagające dodatkowego zaangażowania. Pan od małżonków wymaga bowiem ogromnego wysiłku – wyłączności charakteryzującej tych, którzy poświęcili Mu całe swoje życie, również miłosne.

Psalm responsoryjny: Ps 45,11-12.14-15.16-17

Poślubiona na wieki

Metafora Oblubieńca i Oblubienicy jest chyba najbardziej wymowną i najchętniej wykorzystywaną we wszelkich katechezach. Bo czy może być coś wspanialszego niż wizja dwojga zakochanych, którzy zawierają przymierze aż do śmierci? Kościół koncentruje się dziś wyłącznie na Oblubienicy, której piękno jest chciane i upragnione. Wydaje się, że można opisywać ją w kluczu nie tylko wybrańczym (Izrael czy Jerozolima), ale i kosmicznym. W tym drugim Oblubienicą jesteśmy my jako ludzkość, stworzeni, by trwać w relacji oblubieńczej z naszym Bogiem. Choć każde małżeństwo przeżywa kryzysy, aż nader dosadnie opisywane choćby w Księdze Ozeasza, ostatecznie wezwane jest do wspólnego doskonalenia i uświęcania, a nie dostarczania pseudo-zbawczych udręk. Pamiętajmy więc, że jako Oblubienica, jesteśmy zobowiązani do budowania na fundamencie przymierza, którym od czasów nowotestamentowych jest nie Prawo, ale trwająca wiecznie Miłość.

Ewangelia:  Łk 6,20-26

Świat na opak

Wypowiedziane przez Jezusa błogosławieństwa i przekleństwa musiały pobrzmiewać w uszach audytorium nieznośnie, prezentowały bowiem rzeczywistość postawioną na głowie. Dlaczego? Przecież bogacze, syci, radośni, wychwalani to ci, którzy przez Żydów uznawani byli za sprawiedliwych, cadyków, którzy doświadczali swojej nagrody za posłuszeństwo nakazom Tory w doczesności. W przeciwieństwie do ubogich, głodnych, płaczących, znienawidzonych i lżonych. Tych pierwszych, szczęśliwych za życia przyrównał Jezus do fałszywych proroków. Oprócz tych bowiem, których powoływał bezpośrednio sam Bóg, istnieli również prorocy instytucjonalni, którzy działali na rzecz dworu. Stanowili grupę doradczą, cieszyli się przywilejami, estymą i dobrami materialnymi. Jednak rzadko rozeznawali w kluczu Bożym. Prorocy z natchnienia doświadczali natomiast licznych nieszczęść i społecznego oraz monarszego oporu, grożono im śmiercią, karano i przepędzano, nienawidzono i obwiniano o nieszczęścia. Chyba najdosadniejszymi przykładami są Eliasz i Jeremiasz. Ale to właśnie oni zostali w toku dziejów narodu wybranego uznani za autentycznych. Tak i ci, którzy pomimo trudności nie zaprą się Syna Człowieczego ostatecznie doświadczą szczęścia o innej, nieznanej jakości, nieskończenie większego niż wszystko, co oferuje doczesność.

 

Czwartek, 12.09.2024

Pierwsze czytanie: 1 Kor 8,1b-7.10-13

Niemoc ludzkiej wiedzy

Znajomość prawd wiary, treści biblijnych ksiąg czy zgłębienie meandrów teologii często odciskają nieuświadomione piętno pychy. Przejawia się ona głownie w relacjach z bliźnimi, których wiedza i doświadczenie są mniejsze, a pojmowanie słabsze. Okazuje się, że jest to problem towarzyszący Kościołowi od zarania jego dziejów. Aż nader dosadny tego przykład przytacza Paweł w słowach skierowanych do korynckich elit, ponieważ to właśnie one uważały się za posiadaczy wiedzy, za mocniejszych w powstałej tam gminie. Ich przeświadczenie o tym, że nie ma bożków i istnieje tylko Bóg Jedyny pozwalało im na wyzbycie się konfliktu sumienia odnośnie do spożywania mięsa ofiarnego z pogańskich świątyń. Zapewne uczestniczenie w ucztach lub zakup złożonych wcześniej Apollowi czy Afrodycie ofiar napawała ich wyższością wynikającą z podkreślenia własnej religijnej racji. Tymczasem apostoł ripostuje, że postawa tzw. „mocnych” w Koryncie jest związana z grzechem zgorszenia „słabych”, którzy nie wychwytywali wspomnianych niuansów. Zjedzenie mięsa, wręcz przeciwnie, stanowiło dla nich dowód, że choć Bóg chrześcijan jest prawdziwie wielki, nie jest On jedyny. Jaki z tego morał? Nie projektujmy swoich racji na innych, ale kierujmy się życzliwą i skłonną do poświęceń empatią, by nie siać zgorszenia.

Psalm responsoryjny: Ps 139,1b-3.13-14b.23-24

Wiedza Boża

Dlaczego ludzka wiedza zawodzi? Jak dowodził Paweł, dlatego, że jest niepełna, ponieważ nie jest w stanie uwzględnić wszelkich punktów widzenia, również tych, które wynikają z jej braku. Co innego wiedza Boża. Tę określa się przedrostkiem wszech-, jest bowiem dogłębna i pełna, zwłaszcza gdy mowa o stworzeniach. Niezwykłe jest, że pomimo wszechstronnego rozwoju różnych nauk, nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na te wydarzenia, które noszą miano cudownych, choć naukowcy upierają się, że procesy zachodzące wewnątrz naszych tkanek z pewnością są naturalne. A gdyby również to, co cudowne, było całkowicie naturalne, właśnie dlatego, że jest niewytłumaczalne? Starożytni dopuszczali ten punkt widzenia i w tym sensie byli pełniej obdarzeni wiedzą niż współcześni empiryści, czyli zdecydowana większość ludzkości. Psalmista nie ma wątpliwości, że człowiek jest stworzeniem, które śmiało można nazwać „cudem” i dzięki tej świadomości dopuszcza to, co jest nie do pojęcia dla rozumu. Taki punkt widzenia pozwala postawić kolejny krok tam, gdzie badania zawodzą i oddać stery życia Najwyższemu.

Ewangelia: Łk 6,27-38

Wiedza o źródłach nienawiści

Wielokrotnie w życiu doświadczamy konfrontacji z tymi, którzy darzą nas niechęcią czy może nawet nienawiścią z różnych powodów. Być może podejmują również działania, by uprzykrzyć nam życie. Jeśli nie chcemy kierować się starotestamentowym odwetem, ale nowotestamentowym prawem miłości, staramy się zrozumieć, zdobyć wiedzę na temat źródła owych negatywnych zachowań i emocji naszych przeciwników. A po co potrzebujemy tej wiedzy? Myślę, że głównie dla nas samych, a nie dla pojednania, ponieważ trudno budować relację z tymi, którzy nas skrzywdzili. Skoro więc wiedza jest dla nas samych, tak naprawdę nie jest nam koniecznie potrzebna. Jezus jako wskazówkę do radzenia sobie z nieprzyjaciółmi wprowadza tu tzw. „złotą zasadę”, czyli w skrócie: „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”. Zachęca nawet do godnego znoszenia zniewag, choć – co należy podkreślić – nie namawia do naiwności, ale do świadomości, że u źródeł wszelkiego zła leży grzech, a ten nie jest przymiotem człowieka. Kierując się miłosierdziem, chrześcijanin może kierować się świadomością, że grzech per se powoduje wystarczające wewnętrzne cierpienie. A skoro wróg cierpi z powodu własnej nienawiści, nie należy mnożyć jego nieszczęść. W tym sensie wiedza jest błogosławionym źródłem uwolnienia, pomimo ziemskiego uwikłania.

 

Piątek, 13.09.2024 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 9,16-19.22-27

Bogactwo zaburza postrzeganie

Czy można podkupić sobie apostoła? Najprawdopodobniej Koryntianie wychodzili z takiego założenia, skoro Paweł musiał nieustannie podkreślać swoją finansową niezależność, również podejmując pracę zarobkową w warsztacie Pryscylli i Akwili. Rekrutujący się z elit miejskich chrześcijanie zapewne proponowali apostołowi patronat, który czyniłby go klientem, czyli osobą pozostającą (jak rozumieli to Grecy i Rzymianie) na usługach swojego sponsora. Tymczasem Paweł odwołuje się do dobrze znanej mieszkańcom Koryntu rzeczywistości sportowej – nieopodal bowiem korynckiej polis znajdował się jeden z czterech największych ośrodków kultury sportowej Grecji, dedykowana Posejdonowi Istmia. Stawia się w roli sprintera, boksera, zapaśnika, by podkreślić, że świadom swojego celu zmaga się na zasadach wyznaczonych przez Boskiego Sędziego-hellanodika. Dlatego też nie może wikłać się w rzeczywistość ludzką, zwłaszcza naznaczoną zależnością finansową. Kierując się materialnymi pobudkami, z pewnością doczekałby się nie wieńca niezniszczalnego, ale dyskwalifikacji. A ta mogłaby poskutkować również wykluczeniem ze zmagań zwiedzionych gmin, które Apostoł Narodów ufundował.

Psalm responsoryjny: Ps 84,3-4.5-6.12

Dostrzeganie prawdziwej wartości

Psalm 84 wiązany jest ze świętami pielgrzymimi, tzw. Regalim, które wiązały się z wędrówką do Jerozolimy i wizytą w jedynej świątyni. Taka okoliczność sprzyjała zachwytowi nad pięknem sanktuarium i wyśpiewywaniu pieśni pochwalnych na jego cześć. Faktem również jest, że sposób percypowania świątyni jerozolimskiej przez Żydów był zgoła inny niż w świecie pogańskim. Nawet jeśli archeologia potwierdza istnienie innych sanktuariów jahwistycznych, nie ulega wątpliwości, że to w Jerozolimie stanowiło centrum, a z czasem stało się jedynym miejscem kultu. Świątynie pogańskie nie budziły takich emocji, ponieważ uznawano je za ziemski dom bóstwa, które należało karmić i sprawować pieczę nad jego posągiem. Świątynia jerozolimska natomiast była czymś zupełnie innym – miejscem, w którym wszechmocny Bóg udzielił swojej budzącej grozę obecności (Szekina). Z jednej strony wierni odczuwali głębokie pragnienie, by doświadczyć jej bliskości, z drugiej towarzyszył strach, by nie przekroczyć granicy grożącej cielesną śmiercią. Nic więc dziwnego, że jedyne sanktuarium Żydów budziło tęsknoty, pragnienia, szczęście i trwogę, a także uznawane było za największy skarb całego narodu, nie tylko budujący jego tożsamość, ale będący dowodem faktycznego zamieszkiwania Boga pośród ludu.

Ewangelia: Łk 6,39-42

Zaburzenia postrzegania

Nie sposób właściwie orzekać o sprawach doczesnych bez właściwego przygotowania, prawniczego, by osądzać i rozstrzygać spory; matematycznego, by rachować; medycznego, by uzdrawiać ciało etc. Nie sposób również orzekać o sprawach duchowych, bez właściwej kondycji ducha. Skoro jesteśmy uwikłani w grzech, jak możemy wskazywać komuś drogę do świętości? Jeśli upadliśmy, jak możemy dźwigać drugiego? Jeśli mamy nieczyste sumienie, nie możemy orzekać o sumieniu drugiego. Myślę, że jest to obecnie wielka bolączka. Świat, a nawet Kościół, wypuszcza wielu samozwańczych nauczycieli, którzy roszczą sobie prawo do stanowienia. Potrzeba właściwej kondycji sumienia i wiedzy, by dostrzec potencjalne zagrożenia. Tymczasem Jezus pozostawia klucz do właściwego rozpoznania dobrego nauczyciela – jest nim pokora. Dopiero właściwe widzenie własnej osoby, które wymaga nie tylko ekspiacji, ale i dobrego wykształcenia (niekoniecznie w znaczeniu edukacji), daje możliwość pokierowania innymi. Bez dbałości o stan własnego ducha i intelektu możemy stać się co najwyżej ślepcami prowadzącymi ślepych. W dzisiejszej liturgii Paweł jest aż nader dosadnym przykładem doskonałego rozeznania i sytuacji, i kondycji Koryntian, którzy chcieli mieć (zgubny) wpływ na apostolskie działania.

 

Sobota, 14.09.2024 – Święto Podwyższenia Krzyża Świętego

Pierwsze czytanie: Lb 21,4b-9   

Spojrzenie ku górze

Opowiadanie o wężach uśmiercających Hebrajczyków musi nosić w sobie ziarno prawdy. Bo czyż którykolwiek z ludów przechowujących ustnie lub spisujących swoją historię ukazuje sam siebie w równie negatywnym świetle, jak czyni to Izrael? Konfrontujemy się dziś z jednym z momentów historii, w którym Izraelici okazują daleko idącą niewdzięczność. Zostali bowiem wyzwoleni – za darmo. Otrzymali cudowny pokarm i wodę, za darmo; doczekali się przymierza z Bogiem, całkowicie za darmo, doświadczyli nieprawdopodobnych Bożych interwencji, za darmo. W końcu za darmo (choć kosztowało ich to wiele bitew) otrzymali Ziemię Obiecaną. A tymczasem tęsknią do swoich oprawców, nudzą się darmo otrzymanym jedzeniem, które wydaje im się marne, wątpią i szemrają, dlaczego? Tylko dlatego, że nuży ich wędrówka, wszystko trwa zbyt długo. Dlatego niektórzy nawet w obliczu zagrożenia życia kurczowo trzymają się swoich zgubnych nawyków i tracą sprzed oczu jedyne narzędzie zbawienia. Czyż to nie nader dobitna przestroga dla nas, by zawsze kierować nasz wzrok ku górze, ku temu, co przynosi ocalenie… na wieki.

Psalm responsoryjny: Ps 78,1b-2.34-35.36-37.38

Wyrozumiały Przewodnik

Wedle zawartej w Biblii historii zbawienia zwykło się postrzegać dzieje linearnie i dzielić je na trzy okresy: Boga Ojca (Stary Testament), Syna Bożego (czasy Wcielenia) oraz Ducha Świętego (czas Kościoła aż po paruzję). Psalmista dowodzi, jak wielkie mamy szczęście, że żyjemy w ostatniej z epok. Okres starotestamentowy wymagał innych środków, niż kratki konfesjonału, nasz żal i skrucha oraz obecność Bożego szafarza. Bóg wychowywał swój naród żelazną rózgą, ale i dawał im wiele nieprawdopodobnie cudownych powodów do wytrwania w wierności przymierzu, choć i te nie miały dla Żydów wystarczającej siły dowodzenia. Tymczasem Jahwe wybaczał wielokrotnie, dawał wgląd w swoją miłosierną naturę, powstrzymywał gniew i nie wycofywał swojego baczenia na Izrael, nawet w obliczu najbardziej skrajnych przejawów nieposłuszeństwa.

Drugie czytanie: Flp 2,6-11

Droga w dół i w górę

O tym, że droga zbawienia jest wyboista, wie każdy z nas. Tych samych „gór” i „dołów” doświadczał, nie tylko w sensie teologicznym, ale również topograficznym, sam Zbawiciel. Wiemy, że ogłaszał nowe Prawo na wzgórzach i w dolinach, wspiął się z uczniami na górę Tabor, gdzie ujawnił swą boskość, wędrował w okolice największej depresji świata, czyli Morza Martwego oraz w doliny przylegające do Jordanu i Genezaret. Wspinał się i schodził z ulokowanej na wzgórzach Jerozolimy oraz górującej nad miastem świątyni. Przebył jeszcze jedną niezwykłą i najważniejszą drogę, w sensie duchowym i zbawczym, o której opowiada włączony do Listu do Filipian hymn. W dół: zszedł z nieba, zszedł w ludzkie ciało, zszedł w odmęty śmierci i do Szeolu; i w górę: wstąpił do nieba. Droga w dół obejmuje całe stworzenie, zwłaszcza człowieka – tych, co żyją, tych, co złożeni zostali do grobu i tych, którzy znaleźli się w Otchłani. Jezus, pokonując tę drogę, wynosi całą ludzkość wprost do niebios, bez żadnych przystanków pośrednich. I choć taka interpretacja grozi zarzutem o daleko idącą apokatastazę, forma poetycka rządzi się własnymi prawami. Ale faktem jest, że dokonane przez Jezusa Odkupienie ma charakter totalny i to tylko od nas zależy, czy skorzystamy z tego daru i uchwycimy się Wywyższonego Pana.

Ewangelia: J 3,13-17

Dostrzec Wywyższonego

Spotkanie z faryzeuszem Nikodemem pod osłoną nocy jest niezwykle interesujące i treściowo nośne nie tylko z powodu głębokiej teologii wypowiadanych przez Jezusa słów. Ciekawa jest sama postać Jezusowego interlokutora, człowieka, który musiał toczyć wielką wewnętrzną walkę. Z pewnością odwołania do wydarzeń z Księgi Liczb, które poskutkowały unicestwieniem wielkiej części narodu przez węże oraz znak ocalenia były dla tego uczonego męża niezwykle czytelne. Ba, z pewnością potrafił przywołać odpowiednie passusy Pisma z pamięci. Z pewnością zrozumiał również, co Jezus miał na myśli, mówiąc o wywyższeniu Syna Człowieczego. Rodzi się jednak pytanie, czy zdołał dostrzec i właściwie zinterpretować ów znak, gdy stał się on faktem i przyjął formę krzyża z zawieszonym na nim ciałem Mesjasza? Nikodem spotykający Jezusa jest obrazem każdego wierzącego, który stawia pytania i szuka odpowiedzi. Ale czy summa summarum nie gubi przy tym tego, co jest prawdziwie zbawcze, czyli wejścia w relację, która nie wymaga uprawiania teologii? A może rozpoznaje znak, ale nie spogląda na niego z życiodajną wiarą, dostrzegając jedynie „głupotę krzyża”?

Tradycja apokryficzna i hagiograficzna czyni z Nikodema świętego, który dla znaku krzyża poświęcił wszystko, z własnym życiem włącznie. Historia zatoczyła krąg – kąsany przez węża utkwił przepełniony wiarą wzrok w Wywyższonym.