Niedziela, 5.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: Iz 35, 4-7a
Poprzedzający i obecny rozdział Księgi to tzw. „mała apokalipsa”: wraz z walką Boga z poganami, „mszczącego” naród przez siebie wybrany (rozdz. 34), następuje objawienie – gr. apokalypsis – nowej Jerozolimy (rozdz. 35). Pielgrzymujący do świętego miasta Żydzi – póki co: znękani i podbici – zostają pokrzepieni słowami dzisiejszego czytania: Odwagi! Nie bójcie się! Następnie, za pomocą paradoksów zapowiadane jest nadejście czasów odkupienia: boskie uzdrowienia niewidomych, głuchych, chromych i niemych, a także cuda przyrodnicze w postaci wód i pojezierzy na pustyni oraz strumieni na stepie. Na pierwszy rzut oka, to właśnie wzmianka tych zdrowotnych nadzwyczajności tłumaczy, dlaczego akurat to czytanie zostało dopasowane do Ewangelii, co do zasady czytanej w niedziele okresu zwykłego – przypomnijmy – w trybie ciągłym (rozdział po rozdziale, fragment po fragmencie). Przy głębszym wejrzeniu jednak, takie postawienie sprawy okazuje się zbytnio upraszczające i sprowadzające oczekiwanego Mesjasza-Chrystusa do roli „zbawcy doczesności” (co miało miejsce, na przykład, w marksistowskiej teologii wyzwolenia „chrystianizującej” społeczeństwa rewolucyjnie). No, i przeczą temu same fakty: „Jezus nie uleczył wszystkich chorych…” (zob. KKK 1505). Właśnie! Dlaczego?! „Bo Jego uzdrowienia były znakami przyjścia Królestwa Bożego, zapowiadały uzdrowienie bardziej radykalne: zwycięstwo nad grzechem i śmiercią przez Jego Paschę” (tamże). A zatem, zapowiedzi Izajasza zapowiadają… kolejne zapowiedzi – znaki Królestwa. Nastawmy się więc już teraz na taką lekturę Ewangelii.
Psalm responsoryjny: Ps 146 (145), 6c-7. 8-9a. 9b-10 (R.: por. 1b)
Utwór ten jest apoteozą Boga jako Ojca i Opiekuna. A chociaż ponadczasową prawdą jest, że Pan stosuje „preferencyjną opcję na rzecz ubogich” (zob. św. Jan Paweł II, Sollicitudo rei socialis, 42) – czyli wymienionych przez psalmistę głodnych, uwięzionych, ociemniałych, poniżonych, przybyszów, sierotę i wdowę… – to życiową prawdą jest także fakt, że nie każdemu głodnemu, uwięzionemu, ociemniałemu, poniżonemu, przybyszowi, sierocie i wdowie polepsza się los od samej modlitwy i od samego zdania się na Boga. Otrząsnąwszy się ze skonsternowania, możemy z tego punktu pójść co najmniej w trzech kierunkach: po pierwsze, stwierdzić, że Bóg jest jednak okrutny albo stronniczy lub kapryśny; po drugie, zająć postawę przyjaciół Hioba i domniemywać, że ci wszyscy biedacy noszą jednak w sercach jakąś winę, przez co nie zasługują na boskie zmiłowanie; po trzecie, zapytać samego Boga, o co Mu tak naprawdę chodzi, gdy zdaje się rany jednych nieszczęśników opatrywać, a inne pomijać bądź dociskać jeszcze… Odpowiedź – całkiem czytelną! – niezmiennie poda nam dopiero Ewangelia.
Drugie czytanie: Jk 2, 1-5
Ponownie przypomnijmy: drugie czytania w niedziele okresu zwykłego z definicji stanowią samodzielny „przystanek”, z założenia odrębny wobec tria „Ewangelia – pierwsze czytanie – psalm responsoryjny”. Zdarza się jednak, że takie liturgiczne trio jakoś tak samoistnie przeradza się w tematyczny kwartet; tak właśnie jest dzisiaj. Święty Jakub zachęca bowiem swoich adresatów, by zwłaszcza podczas liturgii – w języku Listu: zgromadzenia – nie tylko odwzorowali bezstronne i personalistyczne spojrzenie Boga, ale nadto odwzajemnili Jego szczególny stosunek do ubogich tego świata. Zanim więc, za chwilę, otrzymamy pełne wyjaśnienie nurtującej nas od dwóch czytań wątpliwości, już teraz zyskujemy niebagatelną wskazówkę: A co jeśli Bóg chce ocalić któregoś niewidomego, głuchego, chromego i niemego (pierwsze czytanie) oraz głodnego, uwięzionego, poniżonego, przybysza, sierotę i wdowę (psalm) – akurat twoimi rękoma, twoją zaradnością, twoim portfelem, twoją modlitwą…? W dziele zbawienia zamierzasz współpracować czy tylko biernie się przyglądać z założonymi rękami?
Ewangelia: Mk 7, 31-37
Komentarz do pierwszego czytania pozwala nam już na wstępie zrozumieć, dlaczego Jezusowi tak zależy na dyskrecji: Przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Uzdrowienie głuchoniemego nie jest bowiem celem samym w sobie, ale „znakiem przyjścia Królestwa Bożego” (KKK 1505); kto poprzestaje na znaku, mija się ze znaczeniem – ostatecznie, fałszuje tożsamość i misję samego Jezusa (aż po włożenie Mu do ręki wyzwoleńczego karabinu lub relatywistycznej tęczowej flagi…). Przynajmniej po części dlatego właśnie Jezus skończy na krzyżu – udowadniając, że nie przyszedł po to, by zaklęciem wygnać ze świata cierpienie (albo rozwodnić prawdę), lecz by wśród cierpiących (i, co niesłychane, grzeszników! zob. 2 Kor 5, 21) zająć miejsce swoistego primus inter pares i w ten sposób dopiero od wewnątrz przeobrazić cierpienie w koło zamachowe odkupienia. „Na krzyżu Chrystus wziął na siebie cały ciężar zła (por. Iz 53, 4-6) i zgładził «grzech świata» (J 1, 29), którego skutkiem jest właśnie choroba. Przez swoją mękę i śmierć na krzyżu Chrystus nadał cierpieniu nowe znaczenie; teraz może ono upodabniać nas do Niego i jednoczyć nas z Jego zbawczą męką” (tamże). – Postawmy się więc w roli postronnych z dzisiejszej Ewangelii i zdecydujmy, co lub kogo będziemy gorliwie rozgłaszać po tej niedzieli: znak czy znaczenie; uzdrowienie czy odkupienie; Uzdrowiciela czy Odkupiciela.
Poniedziałek, 6.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: Kol 1, 24 – 2, 3
Za nami już dobrych kilka spotkań z Listem do Kolosan; dominował w nim temat kosmicznej wręcz doskonałości Jezusa: „Pierworodnego”, „Początku” i „Pełni” (1, 15.18.19). Może więc dziwić, a nawet zbijać z tropu, dzisiejsza wzmianka o dopełnianiu niedostatków udręk Chrystusa. Co św. Paweł ma na myśli? O jakie „defekty” mu chodzi? Otóż, jesteśmy w tym miejscu Listu, gdzie wykład o Chrystusie (chrystologia) przechodzi, a tak naprawdę, to staje się wykładem o Kościele (eklezjologią). Pisze Paweł: Tajemnica, czyli misterium ukryte od wieków i pokoleń, to Chrystus pośród was – innymi słowy, jako ochrzczeni, tworzymy z Jezusem jeden mistyczny organizm, jedno ciało! Właśnie o to Bogu najbardziej chodziło: o jedność ze swoim ludzkim stworzeniem! A skoro jedność, to także wzajemność. W tym kontekście, św. Jan Paweł II niegdyś pisał: „Żaden człowiek niczego nie może dodać do dobra Odkupienia. Równocześnie jednak, w tajemnicy Kościoła jako swojego Ciała, Chrystus niejako otworzył własne odkupieńcze cierpienie na każde cierpienie człowieka. O ile człowiek staje się uczestnikiem cierpień Chrystusa – w jakimkolwiek miejscu świata i czasie historii – na swój sposób dopełnia to cierpienie, przez które Chrystus dokonał Odkupienia świata. Czy to znaczy, że Odkupienie dokonane przez Chrystusa jest niepełne? Nie. To znaczy tylko, że Odkupienie, dokonane mocą zadośćczyniącej miłości, jest stale otwarte na każdą miłość, która wyraża się w ludzkim cierpieniu. W tym wymiarze – w wymiarze miłości – Odkupienie, które do końca się dokonało, stale się niejako od nowa dokonuje” (św. Jan Paweł II, Salvifici doloris, 24). Paweł zna takie cierpienie – za ukochanych Kolosan. Czy ty także? Za kogo?
Psalm responsoryjny: Ps 62 (61), 6-7. 9 (R.: por. 7a)
Cierpienie – uświadomiony ból – by stało się Pawłowym dopełnianiem udręk Chrystusa, wymaga cierpliwego, wyrozumiałego i konsekwentnego kanalizowania i ukierunkowania. O tych dwóch operacjach mówi dzisiejszy psalm: „kanalizować cierpienie” – oznacza ani nie dusić go w sobie (raniąc siebie), ani nie upuszczać go chaotycznie (raniąc innych), lecz wylewać serce przed Bogiem (zwierzać Mu się ze swojego strumienia doskwierających przeżyć; to zwierzanie się Bogu czasem jest bezpośrednie, a czasem zahacza się o rozmowę z kimś bliskim – dla przykładu, w Ogrójcu Jezus i sam się modlił, i powracał do uczniów…). Możemy być pewni, że Pan poradzi sobie z naszym ciężarem – jest Opoką i Twierdzą, Zbawieniem i Ucieczką… Z kolei, „ukierunkować cierpienie” – oznacza ani nie zatopić się w jego dopuszczaniu do siebie (popadając w rozpacz), ani nie zracjonalizować go w imię potrzeby sensu (popadając w zarozumiałość), lecz szukać nadziei (odwoływać się do prawdy o własnym ochrzczeniu, które skutecznie przeznacza człowieka do życia wiecznego – i już je inicjuje!). W obu tych operacjach, kanalizowaniu i ukierunkowaniu cierpienia, można stosować metodę dialogowania z samym sobą, także na wzór psalmisty: Duszo moja, szukaj spokoju…
Ewangelia: Łk 6, 6-11
A gdyby tak uczeni w Piśmie i faryzeusze odpowiedzieli Jezusowi: „Nie wolno! Nie wolno uczynić coś dobrego ani życia ocalić, bo w naszym rozumieniu byłoby to złamaniem przykazania spoczynku szabatowego!”? Wtedy zaistniałaby szansa na dialog, przetłumaczenie, „dobranie się” Jezusa do ich serc, których złe myśli znał doskonale… Tymczasem, Jego przeciwnicy milczą, są jak zapieczona śruba, która ani drgnie; okopali się na swoim stanowisku i ani myślą przyznać się do niego, tylko śledzą Go, znajdując powód do oskarżenia Go i w szale naradzając się, jak mają postąpić wobec Niego. Dopóki komunikujemy Jezusowi i ludziom nasze nawet najbardziej pokraczne, pokrętne i przewrotne myśli i uczucia, dopóty nie ma sytuacji patowej; choć w pokoju serca panuje mrok, zamek w drzwiach pozostaje otwarty, tak że nasi bliscy i Najbliższy mogą próbować wpuścić tam światło.
Wtorek, 7.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: Kol 2, 6-15
Przy bacznej lekturze dowiadujemy się dziś, że chrześcijanie w Kolosach – Kościół, za który św. Paweł cierpiał z miłości, dopełniając braki udręk Chrystusa – wywodzili się głównie z pogaństwa. Świadczy o tym motyw obrzezania, które było znakiem przynależności do ludu pierwszego wybrania: z jednej strony, Kolosanie nie byli obrzezani dosłownie, ręką ludzką – nie byli więc Żydami; z drugiej strony, Kolosanie otrzymali głębsze, Chrystusowe obrzezanie – tym obrzezaniem był chrzest, czyli pogrzebanie i wskrzeszenie z Chrystusem przez wiarę. W ten sposób Bóg dokonał „nowego rozdania” w historii zbawienia: zaprosił do jednego Kościoła Żydów i pogan; dawny znak obrzezania wypełnił się na krzyżu i został zastąpiony przez sakrament chrztu. A chrzest albo przekłada się na życie moralne, albo nie ma sensu go przyjmować – dlatego św. Paweł dookreśla, że ponieważ we chrzcie Bóg darował nam wszystkie występki i skreślił długi, to „obrzezanie chrztu” polega na zupełnym wyzbyciu się grzesznego ciała. Kolosanie zatem dają nam dziś fundamentalną lekcję: tajemnica chrztu to nie data w osobistym kalendarzu ani metryka w księgach parafialnych! Chrzest to zapuszczanie korzeni w Jezusie Chrystusie – jako Panu! Wyobraź sobie, że ci sami Kolosanie spoglądają teraz z nieba na twoje życie; którym ze swoich czynów ostatnio zaświadczyłeś o tym, że Jezus jest twoim Panem? W ukryciu lub publicznie?
Psalm responsoryjny: Ps 145 (144), 1b-2. 8-9. 10-11 (R.: por. 9a)
Chwała Boża czasem „broni się” sama – gdy On sam ewidentnie zadziała (jak w przypadku cudu); chwałę Bożą czasem objawia sam świat stworzony – niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła!; wreszcie, oddawanie chwały Bogu jest przywilejem istot rozumnych, czyli aniołów i ludzi – niech Cię błogosławią Twoi wyznawcy, niech mówią o chwale Twojego królestwa i niech głoszą Twoją potęgę! Ten ostatni tryb nachodzi na przesłanie pierwszego czytania – „metryką” chrztu ma być nie dokument z pieczęcią parafii i podpisem proboszcza, ale życie ochrzczonego! Zastanów się więc ponownie nad tym, kiedy ostatnio motywem twojego postępowania była po prostu chwała Boża – oddana Mu w ukryciu lub publicznie? Kiedy ostatnio, decydując o czymś, wypowiedziałeś w sercu zdanie: „Bogu się to po prostu należy”?
Ewangelia: Łk 6, 12-19
Dzisiejsza scena jest zupełną odwrotnością wczorajszej: wtedy – Jezus „opukiwał” skorupkę serc uczonych w Piśmie i faryzeuszy, lecz nie wyżłobił ani jednej ryski; teraz – liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu wprost cisną się do Niego, gotowi dać Mu dostęp do swojego życia, mając nadzieję na słowo otuchy, uzdrowienie z chorób i uwolnienie od Złego. Lecz wśród tej, wydawałoby się, bardziej niż przychylnej Jezusowi społeczności, znajduje się też Judasz… Dlaczego ewangelista uprzedzająco wspomina, że stał się zdrajcą? Może dlatego, by przestrzec nas, że choć zło bierze się znikąd – jako negacja dobra, nie ma własnego sensu ani racji „istnienia” – to nie zjawia się nagle i niespodziewanie; zło wsącza się i zapładnia serce pozbawione znajomości siebie i czujności, dojrzewa w duszy pozbawionej wewnętrznej uczciwości i wglądu… Możemy podejrzewać, że – poza Jezusem – pierwsze kiełki zła były wiadome jedynie Judaszowi jako te „pokoiki” jego serca, które może albo zostawić zamknięte (dla siebie), albo „przewietrzyć” udostępnieniem ich Mistrzowi i braciom.
Środa, 8.09.2021 r. – Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny
Pierwsze czytanie: Rz 8, 28-30
Obok „Bożego Narodzenia” Jezusa, jeszcze tylko dwie osoby czcimy świętem dedykowanym specjalnie ich narodzeniu: Jana Chrzciciela (w czerwcu) oraz Maryję (dzisiaj). Jest tak, ponieważ ich życie zostało całkowicie podporządkowane tajemnicy wcielenia i odkupienia; niepodobna mówić o „własnym” życiu Jana ani Maryi – oni są jak księżyc albo ikona, które odnoszą się wciąż do innego, boskiego światła, oraz innej, boskiej rzeczywistości. W tym kontekście, pierwsze czytanie uzmysławia nam, że ta „księżycowatość” oraz „ikoniczność” to również cechy naszego życia: także nas Bóg poznał, przeznaczył, powołał, usprawiedliwił i obdarzył chwałą – abyśmy się stali na wzór obrazu, czyli właśnie ikony (gr. eikón), Jego Syna. Gdy jednak słyszymy o „przeznaczeniu”, możemy się zawahać, pomni na błędne teorie predestynacji, czyli odgórnego przeznaczenia (na zasadzie „przydziału”) do zbawienia lub potępienia. Ale tak nie jest! Bóg nie przeznacza nikogo do piekła – dokonuje się to przez trwanie w grzechu śmiertelnym aż do śmierci; przeciwnie zaś, Bóg przeznaczył stworzenie do ostatecznej doskonałości, którą dopiero ma osiągnąć; a człowieka Bóg wzywa do osobowej relacji z Nim (por. KKK 1037, 302, 299). Spróbuj określić dzisiaj, jaki procent twojego życia ma związek z Jezusem – w jakim stopniu jesteś „księżycem w pełni”, a w jakim „księżycem zaćmionym”; pomyśl też, jaką ikoną twojego ostatecznego przeznaczenia jesteś – czytelną i błyszczącą czy obdrapaną i podniszczoną. Co możesz z tym zrobić?
Psalm responsoryjny: Ps 13, 6 (R.: por. Iz 61, 10b)
Liturgia wkłada ten psalm w usta nowonarodzonej Maryi: Niech się moje serce cieszy z Twej pomocy – śpiewa Niepokalana, zachowana od wewnętrznego rozregulowania grzechu pierworodnego a obdarowana pełnią łaski; Pan obdarzył mnie dobrem – śpiewa przyszła Matka Boża, wdzięczna za swoje życiowe powołanie. Możemy dołączyć do tej pieśni nasze zwrotki: będzie nimi rozbudzona na nowo świadomość chrztu, który czyni nas rodzeństwem Maryi w porządku łaski, oraz modlitwa o rozpoznanie lub utwierdzenie w naszym życiowym powołaniu – nie tyle „funkcji społecznej” bądź „roli do odegrania w teatrzyku Boga”, ile formie, w jakiej pielgrzymujemy ku Niemu i w jakiej spełnia się już „tu i teraz” nasze ostateczne przeznaczenie.
Ewangelia: Mt 1, 1-16. 18-23
Przekonywaliśmy się dotąd, że przeznaczenie jest nieodłączną konsekwencją stworzenia – Bóg stworzył świat w całości i w szczegółach jako uporządkowany, z wpisaną w niego celowością. Obecna Ewangelia, do stworzenia i przeznaczenia dołącza trzeci element – opatrzność. Zestawmy ten długi, dla niektórych nieco nużący, opis rodowodu Jezusa Chrystusa z końcowym zdaniem: A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie! Okaże się wtedy, że opatrzność to nieodłączny element Dobrej Nowiny. Ale czy – podobnie do przeznaczenia – właściwie ją rozumiemy? „Opatrznością nazywamy zrządzenia, przez które Bóg prowadzi swoje stworzenie do ostatecznej doskonałości… Troska Opatrzności Bożej jest konkretna i bezpośrednia; obejmuje sobą wszystko, od rzeczy najmniejszych aż do wielkich wydarzeń świata i historii… Bóg działa we wszelkim działaniu swoich stworzeń; On jest pierwszą przyczyną, która działa w przyczynach wtórnych i przez nie…” (por. KKK 302, 303 i 307).
Czwartek, 9.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: Kol 3, 12-17
Gdyby nie wczorajsze święto, wysłuchalibyśmy rozwinięcia myśli o moralnym wymiarze chrztu; św. Paweł wymieniłby, co ma w ochrzczonym konsekwentnie obumierać: rozpusta, nieczystość, lubieżność, zła żądza, chciwość, gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebna mowa… (Kol 3, 5.8). Właśnie te wady musimy z siebie zwlekać niczym dawnego, starego człowieka. Dziś natomiast Apostoł podpowiada, w co mamy się oblekać jako ludzie nowi, odnawiający się wciąż ku głębszemu poznaniu Boga, na obraz Stwórcy (Kol 3, 10). Naszym prawdziwym ubraniem chrzcielnym – już nie symboliczną „białą szatką” – mają być cnoty, dobre czyny oraz bogata modlitwa: współczucie, dobroć, pokora, cichość, cierpliwość, przebaczanie, wdzięczność, psalmy, hymny pieśni pełne ducha… Wszystko to zaś ma nie tyle „przydarzać” się nam, ile owocować w nas w sposób skoordynowany jako objaw miłości, która jest spoiwem doskonałości. Jednym słowem, to, w co uwierzyła głowa polewana wodą chrzcielną, powinno wcielić się w czyny – jedne mówiące „nie” wadom, inne mówiące „tak” cnotom. W porozumieniu z Kolosanami, którzy modlą się za ciebie, przeprowadź dziś następujące ćwiczenie: tak, jak potrafisz, narysuj siebie jako starego i jako nowego człowieka i spośród wymienionych w czytaniu cech dobierz mu właściwe „ubrania”; a może od siebie dorysowałbyś mu jeszcze inne?
Psalm responsoryjny: Ps 150, 1b-2. 3-4. 5-6a (R.: 6a)
Wspominałem już tu kiedyś, że wiara, kult i moralność, to trzy nierozłączne składniki religii. Dzisiejszy psalm przekonuje nas, jak „łatwo” powiązać jest wiarę z kultem: wiara w Boga wznosi Mu świątynię, w której rozgrywa się skomponowana dla Niego pochwalna liturgia (dźwięki rogu, harfy, cytry, bębna, strun, fletu i cymbałów oraz taniec). Trudniej dołączyć do tego moralność z pierwszego czytania… Dlatego do zaprojektowanego w komentarzu do niego ćwiczenia, dodaj następne: gdy już narysujesz i ubierzesz swojego starego i nowego człowieka, zabierz swoje rysunki do kościoła na adorację – wraz ze starym człowiekiem odpraw swoją liturgię pokutną, a wraz z nowym swą liturgię wdzięczności i uwielbienia. Możesz być pewien, że Bogu spodoba się i jedna, i druga – wszystko, co żyje, niech chwali Pana!
Ewangelia: Łk 6, 27-38
Zestawmy okalające zdania dzisiejszego fragmentu: Powiadam wam, którzy słuchacie… Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie. Praktycznie każdą myśl i pouczenie, występujące między nimi, można by odnieść do tej „klamry” słuchania i mierzenia. Wybierzmy więc po dwa, trzy zdania, które nas intrygują, i połączmy z tą klamrą, na przykład: Powiadam ci, który słuchasz: jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi – odmierzą ci bowiem taką miarą, jaką ty mierzysz! Niejednokrotnie okaże się, zapewne, że choć zaczynamy od słuchania Jezusa (skupienia się na Nim), wnet przenosimy uwagę na treść Jego nauki i „filtrujemy” ją przez samych siebie; i tak, zamiast Niego, to my stajemy się miarą – swoistą „cenzurą” – dla Jego słów.
Piątek, 10.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: 1 Tm 1, 1-2. 12-14
Wraz ze zmianą Listu, zmienia się też typ adresata – zbiorowego zastępuje indywidualny. Tymoteusz, bo o nim mowa, ucieleśnia jednak w sobie wcześniejsze katechezy: Kolosanom – św. Paweł obwieszczał misterium Chrystusa, którym jest bosko-ludzki Kościół jednoczący Żydów i pogan przez wspólny chrzest i wiarę, Tymoteusz zaś – to akurat syn Żydówki i poganina (zob. Dz 16, 1nn); Kolosan – Apostoł wzywał do spójnego życia, do zwleczenia starego człowieka, a przyobleczenia nowego, Tymoteusz zaś – to wypróbowany sługa Ewangelii, szukający Jezusa Chrystusa (zob. Flp 2, 19nn). A zatem, da się! Da się przetłumaczyć chrześcijański etos na konkretną biografię; i to – biografię młodzieńca, Tymoteusz bowiem to wciąż młody człowiek (zob. 1 Kor 16, 11); i to – biografię pasterza, Tymoteusz bowiem to już biskup Efezu (zob. 1 Tm 4, 12; 2 Tm 2, 22). Oto wstępne pouczenie rozpoczętej dziś lektury Listu: niezmordowanie „równajmy w górę”, zdecydowanie udostępniajmy siebie łasce chrztu, by osobiste i historyczne wcielenie Jezusa rozciągało się na nas, Jego ciało kościelne i mistyczne. Drugie pouczenie jest następujące: opowiadajmy sobie nawzajem o naszym nawracaniu się, nie pomijając wątków trudnych i wstydliwych; wszak sam Paweł zwierza się dziś wprost swemu młodszemu bratu w wiedze i posłudze: Dawniej byłem bluźniercą, prześladowcą i oszczercą… Dostąpiłem jednak miłosierdzia! A Pan uznał mnie za godnego wiary i nawet przeznaczył do posługi! Słabość i grzech to nie tylko domena konfesjonału, ale także świadectwa. Zastanów się: czy masz z kim podzielić się swoimi trudnymi historiami? I czy sam jesteś odpowiednim kandydatem na powiernika czyjegoś znękanego serca?
Psalm responsoryjny: Ps 16 (15), 1b-2a i 5. 7-8. 11 (R.: por. 5a)
Dzisiejszy utwór, to psalm starożytnych lewitów, którzy służyli w świątyni jerozolimskiej i nie mieli własnego skrawka ziemi do wyżywienia się; swoje zabezpieczenie życiowe czerpali bezpośrednio z posługi – a pośrednio od Pana, ich dziedzictwa i przeznaczenia, który ich los zabezpiecza. Gdyby tym psalmem modlił się dzisiejszy Paweł, niewykluczone, że skupiłby się na środkowym wersecie: Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo serce napomina mnie nawet nocą… Niejednego bowiem bluźniercę, prześladowcę i oszczercę – usprawiedliwionego grzesznika jak on – pomimo żalu, zadośćuczynienia i otrzymanego (sakramentalnego) przebaczenia, toczy nadal poczucie winy i nachodzi zwątpienie co do rozgrzeszenia; zwłaszcza wtedy, gdy jest sam, w dosłownej lub przenośnej ciemności… Gdyby, z kolei, tym psalmem modlił się dzisiejszy Tymoteusz, być może jego wzrok padłby na końcowe słowa: Ty ścieżkę życia mi ukażesz, pełnię radości przy Tobie i wieczne szczęście po Twojej prawicy! Niejedno bowiem prawowite dziecko w wierze (1 Tm 1, 2) – młodziutki wiekiem lub nawróceniem chrześcijanin jak on – zdaje sobie sprawę, że tylko lgnąc do Boga jako ostatecznego celu życia, utrzyma się na kursie wznoszącym, zachowa dobre wino aż do tej pory (por. J 2, 10). Do kogo z nich jest ci dziś najbliżej: do lewity, Pawła czy Tymoteusza?
Ewangelia: Łk 6, 39-42
Wśród psychoterapeutów panuje żelazna zasada, że jedynie ten, kto odbył własną terapię, może leczyć rozmową innych; a przy tym, cały czas musi poddawać się superwizji, czyli dosłownie „patrzeniu z góry” – powinien omawiać z innym, kompetentnym terapeutą swoje relacje z pacjentami. Wśród księży, z kolei, spotyka się czasem powiedzenie, że spowiednik z reguły spowiada innych tak, jak sam się spowiada.– Właśnie takie jest przesłanie dzisiejszej Ewangelii: jakakolwiek praca z ludźmi, czy to zawodowa lub sakramentalna, czy to przyjacielska i nieformalna, wymaga uprzedniego i równoległego zajęcia się samym sobą. To nie egoizm, tylko realizm! Żeby dawać, samemu trzeba mieć; żeby formować, samemu trzeba być uformowanym; żeby wspomagać rozwój, trzeba samemu być w stanie rozwoju. Na szczycie tej prawidłowości znajduje się sam Jezus, który zbawia, bo sam jest Bogiem, i który „objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i odsłania przed nim jego najwyższe powołanie”, bo sam jest człowiekiem doskonałym, „nowym Adamem” (por. Sobór Watykański II, Gaudium et spes, 22).
Sobota, 11.09.2021 r.
Pierwsze czytanie: 1 Tm 1, 15-17
Nie tylko Tymoteusz uosabia motywy katechetyczne wcześniej głoszone przez św. Pawła Kolosanom – dziś także sam Apostoł zaświadcza, że Jezus przyszedł na świat zbawić nie jakichś tam abstrakcyjnych grzeszników, ale właśnie takich, jak on, pierwszy spośród nich. Miłosierdzie i wielkoduszność okazane Pawłowi, to przykład dla tych, którzy wierzyć będą w Chrystusa. A zatem, gorszący zły przykład grzechu, a nawet przestępstwa, to jeszcze nie koniec świata, tylko szansa na żal, zadośćuczynienie i pokutę oraz przebaczenie – tworzące dobry przykład nawrócenia. Ostatecznie, takie jest właśnie bazowe założenie chrześcijaństwa: Jezus Chrystus przyszedł na świat zbawić grzeszników… I to nie na zasadzie „biletu jednej szansy”, ale także recydywistów… Pomyślmy więc, czy na co dzień nie palimy mostu nawrócenia między złym i dobrym przykładem; czy nie zakładamy na jednym brzegu Kościoła „obozu” dla skreślonych (bez przepustek), a na drugim – „obozu” dla idealnych? Żeby jednak odbudować most nawrócenia, potrzebujemy od dzieciństwa i młodości podpatrywać i podsłuchiwać, jak dojrzali chrześcijanie przepraszają się i wybaczają sobie; jak nawiązują do trudnej przeszłości i czerpią z niej wnioski; jak młody Tymoteusz, potrzebujemy starszych Pawłów… W dzisiejszej modlitwie przepytaj siebie, jaki model nawrócenia wyniosłeś z domu i czy jest on bardziej do rozpowszechniania, czy korekcji?
Psalm responsoryjny: Ps 113 (112), 1b-2. 3-4. 5a i 6-7 (R.: por. 2a)
Kontynuujmy poprzednie ćwiczenie przykładania psalmu do serc Pawła i Tymoteusza. Bez wątpienia, tym razem obaj zapałaliby uczuciem do ostatniego wersetu: Pan Bóg podnosi z prochu nędzarza i dźwiga z gnoju ubogiego. Oczywiście, chodziłoby o samego Apostoła, nędzarza i ubogiego podniesionego z prochu i dźwigniętego z gnoju – grzechu. Podczas gdy Paweł wielbiłby Boga za doznanie miłosierdzia i wielkoduszności, Tymoteusz czerpałby stąd przykład dla wierzących w Jezusa na życie wieczne (1 Tm 1, 16) – nawet gdyby jemu także przytrafiło się potknięcie w wierze i obyczajach, Pan Bóg spogląda w dół na niebo i na ziemię, czyli interesuje się losem ochrzczonych.
Ewangelia: Łk 6, 43-49
Znamy doskonale z autopsji smak tej triady: serce – słowo (= intencja) – czyn. Najpierw jej smak gorzki – smak krzywdy zadawanej przez ludzi, którzy wysyłają sobie sprzeczne komunikaty: jedno mówią, inne robią. Dla przykładu, ile wątpliwości zasiewają w siebie zakochani, którzy niby deklarują sobie czyste uczucie, lecz nie potrafią się dotknąć bez pożądliwości, bądź dotykają siebie aż do współżycia, ale nie potrafią dać sobie słowa na całe życie… Albo rodzice, którzy wielokrotnie obiecywali dzieciom wspólny czas, ale go notorycznie przekładali, lub zapewniali im wysoki standard życia, lecz bez szans na zwyczajne porozmawianie o sobie… Spójność życia – serca, słowa i czynu – o którą apeluje dziś Jezus, to jednak nie tylko przepis na naszą dojrzałą komunikację oraz głębię i autentyczność relacji, lecz również droga do naszej dyspozycyjności wobec łaski. Nieraz bowiem prosimy, czyli niby chcemy: „Bądź wola Twoja!”, „Aniele Boży, strzeż duszy i ciała mego!”, „Święta Boża Rodzicielko, od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać”, „Odpuść nam nasze winy!” … A jednak, gdy nadarza się okazja, robimy po swojemu, nie radzimy się, prowokujemy pokusy, nie dbamy o siebie, przeczekujemy okazję na przeproszenie… Jedną ręką podpisujemy wniosek o taki czy inny dar, a drugą go jednak anulujemy; robimy krok naprzód, by za chwilę cofnąć się o dwa kroki. – Znamy jednak także słodki smak tej samej triady: serca – słowa – czynu. Rozpoznaliśmy go może u autorytetów, zwłaszcza tych lokalnych (rodzinnych, sąsiedzkich, środowiskowych); na przykład, u par małżonków, którzy są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi i swój dom zbudowali na skale, bądź u narzeczonych, którzy uczciwie przygotowują się do ślubu i wydają dobry owoc swego odpowiedzialnego zakochania, albo u księdza, którego zastajemy na osobistej adoracji w kościele. A już z pewnością wyczuwamy ten słodki smak na poziomie naszych pragnień: życia spójnego, autentycznego, jednoznacznego, prostolinijnego, Jezusowego… Odnówmy ich wybór! Postawmy na dobre pragnienia!