Komentarze do czytań XXIII Tydzień Zwykły (7-13 września 2014) – o. dr Waldemar Linke CP

Komentarze do czytań XXIII Tydzień Zwykły

(7-13 września 2014)

 

Niedziela ,7.09.2014

Pierwsze czytanie: Ez 33,7-9

Prawie identyczne słowa mówiące o roli Ezechiela jako wartownika, który ma za zadanie pilnować bezpieczeństwa innych, padają na początku jego księgi (por. Ez 3,17-21). Jest to przykład powtórzenia, którego nie sposób nie dostrzec, gdy czyta się całość tej księgi prorockiej. i sygnał dla czytelnika, że myśl ta zajmuje w wywodzie autora szczególne miejsce. Poszukuje on bowiem granic między odpowiedzialnością osobistą, opartą na wolności i autonomii sumienia, a odpowiedzialnością, której źródłem jest wspólnota, wzajemne więzi i solidarność.

Powtórzenie to pokazuje też, że długi czas prorockiej działalności Ezechiela, dramatyczne wydarzenia historyczne, które miały miejsce w tym czasie, nie wystarczyły, by skłonić słuchaczy  do zmiany postępowania na lepsze. Wciąż stanowią tę samą wspólnotę,
w której zło jest śmielsze od dobra i dlatego przemawia głośniej.

 

Psalm responsoryjny : Ps 95,1-2.6-7ab.7c-9

Wspólne uwielbianie Pana w świątyni jest szczere i miłe Bogu, gdy wiąże się w jedną, harmonijną melodię z czynami ludzkimi. Chcemy, by On słuchał naszych modlitw i miał na nie otwarte uszy. Byśmy mieli podstawę do takiej nadziei, musimy mieć serca wolne od zatwardziałości, otwarte przez wiarę i gotowe do powierzenia się Mu także w godzinach próby, których symbolem jest brak wody w Meriba i Massa.

 

Drugie czytanie: Rz 13,8-10

Prawo w swej istocie nie reguluje naszego stosunku do rzeczy, nawet jeśli przez rzeczy będziemy tu rozumieć najważniejsze idee: prawdę, sprawiedliwość czy życie ludzkie. Jego podstawową funkcją jest prowadzenie relacji międzyosobowych na ten poziom, który nazywamy miłością, a więc czynieniem „dobra dla”. Dobro samo w sobie, dobro dla nikogo nie jest bowiem czynem moralnym. Jest jak piękne ubranie, które zawiesiliśmy w szafie
i zabezpieczyliśmy środkiem przeciw molom, podczas gdy za naszym oknem przechodzą ludzie w żałosnych łachmanach.

Bliźnim jest ten, wyjaśnia Jezus (por. Łk 10,30-37), kto potrzebuje dobra. Dlatego Prawo nie dało się ograniczyć do roli wewnętrznego kodeksu wspólnoty wyznawców jednej religii.

 

Ewangelia: Mt 18,15-20

Zalecenie Jezusa dotyczące wzajemnego upominania budzi szczególny opór w naszej mentalności, w której nie ma miejsca na „wtrącanie się” innych w nasze życie. Nawet rodzicom coraz trudniej wychowywać własne dzieci, które przekonane są, że jakakolwiek uwaga rodzicielska jest przejawem agresji, narzucaniem, zamachem na wolność. Z drugiej strony dziwimy się, jak pogłębiają się podziały między ludźmi. Jak napisał Andrzej Mogielnicki, człowiek współczesny „coraz bardziej samotnieje w tłumie” („Nowa wieża Babel”, płyta „Nic nie boli tak, jak życie”, 1997). Chcemy też dziś mieć pewność, że nasze modlitwy przyniosą skutek. Odwołujemy się więc do formuł opatrzonych nadprzyrodzonymi gwarancjami skuteczności, pośrednictwa świętych, dusz czyśćcowych i tak dalej. Dlatego zapewnienie Jezusa o skuteczności wspólnej modlitwy w Jego imię trafia do nas ze szczególną mocą. Nie łączymy jednak ze sobą tych dwóch faktów: otwarcia się na twórczą obecność kogoś w naszym życiu, która wyraża się także przez jasne i wartościujące mówienie o nas i naszym postępowaniu, oraz budowania więzi międzyludzkiej, która staje się mieszkaniem Boga i miejscem, w którym wysłuchuje On ludzkiego błagania. Świątynią Bożą może być tylko taka relacja między ludźmi, w której rodzi się, dojrzewa i wzrasta dobro. Bez spełnienia tego warunku, w letnim raju ziemskich rozkoszy permisywizmu, Bóg nie ma czego szukać, bo znajdzie tam tylko serca zamknięte na klucz i przekonania, że każdą życiową prawdę każdy sam musi poznać na własnych błędach. Bóg raczej troszczy się o to, żeby wtedy, gdy ludzie milkną, nie milkł głos upomnienia, dlatego „juczne bydlę, pozbawione mowy, przemówiwszy ludzkim głosem powstrzymało głupotę proroka” (2 P 2,16).

 

 

Poniedziałek, 08.09.2014, Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny

Pierwsze czytanie: Mi 5,1-4a

Ta prorocka przepowiednia Micheasza, pochodząca z VIII w. przed Chrystusem, ma jako historyczny punkt odniesienia dzieje Dawida. Król ten, pochodzący z Betlejem, trudniący się mało zaszczytną pracą pasterza, nieoczekiwanie dla swych najbliższych i chyba dla samego siebie, został namaszczony przez Samuela na króla (1 Sam 16,1-13). Spadkobiercy Dawida okazali się jednak ludźmi, którzy nie zawsze umieli sprostać zadaniom, jakie stawiała odpowiedzialność za państwo. W trudnych czasach, gdy walczące ze sobą dawne części Dawidowego dziedzictwa (Juda i Izrael) zdawały się czekać tylko na wykonanie wyroku zagłady, który wydała na te drobne i bezsilne twory imperialna polityka Asyrii wytyczająca sobie zachodni kierunek ekspansji, Micheasz zapowiadał, że nieprawość
i nieporadność rządów królewskich zastąpi panowanie samego Boga. Wizja świątyni na Syjonie, do której przychodzą wszystkie narody (Mi 4,1-5, por. Iz 2,2-5) i z której Bóg rządzi całym światem, jest z politycznego punktu widzenia bardzo nierealistyczna. Tym, co czyni ją realną, jest nowy, dany przez Boga władca, przewyższający jeszcze Dawida.

 

lub:

 

Pierwsze czytanie: Rz 8,28-30

List do Rzymian poświęcony jest właściwie w całości tylko jednemu zagadnieniu: jak Bóg prowadzi nas wszystkich do zbawienia. Paweł rozróżnia sytuację Żydów i pogan, wierzących i niewierzących w Chrystusa. Ostatecznie jednak podkreśla, że jest to jeden spójny plan, a w jego różnych wariantach obowiązuje ta sama logika, której podstawą jest determinacja, z jaką Bóg dąży do postawionego sobie celu: zbawienia świata.

Na tej drodze istnieją przeszkody, które nie zawsze da się sprowadzić do błędów
i grzechów ludzkich, wad dających się naprawić lub skorygować, albo takich, które są nieprzezwyciężalne. Bardzo wiele spraw, które wpływają na naszą relację z Bogiem nie zależy od nas samych. Dlatego przy lekturze tego właśnie tekstu św. Pawła już od starożytności rodziło się pytanie, czy są tacy, którym nie została dana szansa zbawienia? Św. Paweł odpowiada zdecydowanie, że „ku dobremu” prowadzi wszystko, jeśli tylko człowiek zwraca się ku Bogu z miłością. Nie ma zła, cierpienia, życiowych komplikacji, które by mogły oddzielić skutecznie od Boga (Rz 8,35), jak tylko utrata miłości.

 

Psalm responsoryjny: Ps 13,6

Śpiewanie to nie zawsze wyraz radości, beztroski czy sygnał dany otoczeniu, że jest nam lekko na sercu. W śpiewie zawiera się często wiele smutku, bólu czy zadumy. Może
w nim się wyrażać także tęsknota czy niepewność. Modlący się psalmista nie wie, czy Bóg mu pomoże. Ma taką nadzieję, ale być może przeżywa lęk, będący drugą stroną tej samej rzeczywistości. Jednak mówi o tym właśnie w pieśni zwróconej do Boga, bo taka pieśń lęku
i nadziei też może być modlitwą.

 

Ewangelia: Mt 1,1-16.18-23

 

O Jej narodzeniu mówią tylko apokryfy. W kanonicznych Ewangeliach pozostały tylko ślady, jak było „z narodzeniem Jezusa Chrystusa” (Mt 1,18). Obchód liturgicznego święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny jest więc celebrowaniem narodzin Zbawiciela, które mają nie tylko historyczny charakter, ale też mają swoją historię. Rodowód Jezusa Chrystusa przypomina męską linię Jego przodków i uzmysławia nam, że na tej liście znajdują się bardzo różne osoby. Jeśli wziąć pod uwagę kobiety, które dołącza do kompletnej (lub mającej sprawiać takie wrażenie, co jest trudne przy jej schematyczności opartej na równych przedziałach czasu wyznaczanych przez czternaście pokoleń) listy mężczyzn, to nie jest to grono przynoszące szczególny powód do dumy: Rachab uprawiająca uczciwie najstarszy zawód świata, nieco zbyt nachalna matrymonialnie Rut, Batszeba, o której udział w śmierci męża i małżeńską wierność lepiej nie pytać…

Zdaje się, że Maryja pasuje do tego towarzystwa kobiet o wątpliwej reputacji, skoro zanim zamieszkali razem, Ona zaszła w ciążę. O mężczyznach z tego grona też coś by się dało opowiedzieć i nie zawsze byłyby to opowieści budujące. Jezus i Jego Matka weszli
w historię, która każdemu coś przylepiła, nawet Im, których narodzenie było wolne od grzechu pierworodnego, a życie – od grzechów uczynkowych. Wzięli na siebie nie tylko ciężar ludzkiej biologii, psychiki – ciało, ale też niejednoznaczności dziejów ludzkich – historię. Zbawienie może dokonać się tylko „od wewnątrz”, bo nie może się dokonać bez udziału człowieka i jego wolnej woli. Bóg stworzył nas bez naszego udziału, ale nie może bez naszego udziału nas zbawić (Św. Augustyn z Hippony, Mowa 169,11,13, PL 38, kol. 923). Dlatego wcielenie jest wejściem Boga do mrocznych zakamarków ludzkiej historii. Maryja wzięła udział w dziele zbawienia, dlatego nie mogła stanąć na progu ludzkich spraw
i sprawek, z obawy, że powala szatę swego niepokalanego poczęcia ludzkimi brudami.

 

Wtorek, 09.09.2014

Pierwsze czytanie: 1 Kor 6,1-1

Życie pierwotnego Kościoła to nie tylko łamanie chleba na pamiątkę Pana, zbiórka dla „świętych” z Jerozolimy i oczekiwanie na paruzję. To także zwyczajne konflikty, awantury
i animozje. Ich rozwiązaniem okazywały się czasem procesy sądowe. Jako obywatele swych miast (niektórzy przynajmniej) członkowie wspólnoty chrześcijańskiej mieli prawo dochodzić swych racji przed sądowymi instytucjami lokalnymi. Żydowscy członkowie Kościoła mogli mieć jakieś możliwości w tym zakresie przed wewnętrznym sądem żydowskim, ale w Koryncie były one raczej bardzo ograniczone. Kościół nie miał żadnych instytucji sądowniczych, dlatego chrześcijanie we wzajemnych sporach odwoływali się do sądów miejskich. Paweł nie oczekuje od nich, że nie będzie wśród nich sporów. Jest realistą, więc zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe. Dlatego postuluje dwie rzeczy: by spory te prowadzić godnie, nie zapominając
o swym chrześcijańskim powołaniu, które zobowiązuje, oraz by nie wystawiać na pośmiewisko pogan życia Kościoła. Jakże użyteczne to i dzisiaj zasady, o których zapominają często ludzie zbyt ambitni, a zbyt mało ceniący swe chrześcijańskie powołanie i związaną z nim godność.

 

Psalm responsoryjny: Ps 149,1-2.3-4.5-6a.9b

Radość przed Panem może przyjmować różne formy. Psalm mówi o śpiewie, tańcu, ucztowaniu. Spożywanie rytualnych posiłków związanych ze składaniem ofiar to forma pobożności, którą znamy z wielu religii. Zabawa i wspólny posiłek nie są przeciwne pobożności, lecz mogą się stać ich wyrazem, jeśli ich podstawą jest spojrzenie na tych,
z którymi takie chwile przeżywamy, jako na świętych, a pośród nas żywa jest świadomość obecności naszego Stwórcy i Króla.

 

Ewangelia: Łk 6,12-19

 

Przed relacją o nocnej modlitwie i ustanowieniu kolegium Dwunastu przez Jezusa św. Łukasz Ewangelista opowiada o uzdrowieniu człowieka z uschłą ręką. Po zejściu Jezusa z góry w towarzystwie Dwunastu, stanął pośrodku ludzkiej biedy i różnorakich potrzeb. Dalej jednak pozostał sam z tym ogromem zadań. Nie mogli Mu jeszcze pospieszyć z pomocą, choć do tego byli przeznaczeni i takie zadanie mieli w końcu otrzymać (Łk 9,1-6). Nie byli jednak jeszcze gotowi, by od razu wyposażył ich w całą tę moc, jakiej chciał im przecież udzielić.

Jezus szanował swych uczniów, to znaczy, że szanował też ich rytm dojrzewania do konkretnych zadań, nie wymuszał na nich tego, czego jeszcze nie byli w stanie podjąć. W tym przejawia się Jego mądrość i miłość jako wychowawcy. Kształtuje ich cierpliwie, dlatego nie dziwi się nigdy ich niedojrzałości. Wie, że będzie musiał pracę tę kontynuować jeszcze po swej śmierci, zanim będą zdolni samodzielnie podjąć odpowiedzialność za misję, którą Jemu powierzył Ojciec, a On przekazał ją Kościołowi.

 

Środa, 10.09.2014

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 7,25-31

 

Ludzie, których dzieciństwo to żniwa dokonywane przy pomocy konnej kosiarki (snopowiązałka była nowinką techniczną!), a podstawowe narzędzie do liczenia to liczydła, nie są dziś jeszcze zgrzybiałymi starcami. Są ledwie w średnim wieku, a postać świata zmieniła się na ich oczach już wiele razy i zmienia się coraz szybciej. To już nie jest zmieniający się świat, tylko jedna wielka, nieustannie zachodząca zmiana. Prawdy o przemijaniu nie musimy się uczyć od św. Pawła Apostoła, skoro przypomina nam o niej każda chwila. Nauką, która jest bezcenna, i za którą Apostołowi Pogan winniśmy szczególną wdzięczność, to wniosek z tej błyskawiczności przemian. Najczęściej bowiem widzimy, że ten stan rzeczy przysparza wyznawców zasady głoszonej przez epikurejczyków, by czerpać jak najwięcej przyjemności
z chwili, która zaraz przeminie. Paweł wyciągnął z przemijalności świata wniosek, że sensu
i prawdziwej wartości życia trzeba szukać poza tym mknącym korowodem, uczyć się wolności wobec tyranii przemijania. Obrazem tej wolności dziewica żyjąca tylko dla Chrystusa.

 

Psalm responsoryjny: Ps 45,11-12.14-15.16-17

Odejście z rodzinnego domu to doświadczenie bardzo ważne w życiu. Oznacza ono bowiem wejście w świat, w którym już nic nigdy nie będzie oczywiste. Obietnice wspaniałej przyszłości mogą się nie ziścić. Po krótkotrwałej karierze najnowszej żony króla opiewana
w tej weselnej pieśni dziewczyna może zginąć na zawsze w gnuśnym życiu haremowych dam, które nikomu i do niczego nie są potrzebne. Jej dzieciom zaś mogą przypaść w udziale nie książęce trony, ale podrzędne dworskie urzędy. Tylko miłość daje jej odwagę, by wejść w tę nową rzeczywistość, zostawić za sobą na zawsze krainę dzieciństwa.

 

Ewangelia: Łk 6,20-26

Błogosławieństwa, które znamy lepiej w wersji św. Mateusza (Mt 5,1-12), u św. Łukasza mają swe odpowiedniki w postaci ostrzeżeń („biada”), dotyczących tych, których nie obejmują błogosławieństwa. Ta Ewangelia nie zostawia miejsca na „szarą strefę” nijakości. Jest w niej miejsce tylko na skrajności, bieguny, wybór między dobrem a złem. W tym sensie jest bardziej radykalna i wymagająca. Nie tworzy też niuansów, jakie mamy w Mt, gdzie znajdujemy „ubogich duchem” (5,3) czy „głodnych i spragnionych sprawiedliwości” (5,6).
W Łk mamy po prostu „ubogich” (6,20) i „głodnych” (6,21). Jest w tej Łukaszowej wersji pewna prostota, która nie pozwala chować się za wymyślnymi interpretacjami.

Warto zmierzyć się z tym twardym przesłaniem, którego głęboko ewangeliczny charakter jest taki przejmujący i zostawia w nas pewien niepokój sumienia. Musimy sobie powiedzieć jasno, czy należymy do tych, których ludzie nienawidzą (Łk 6,22), czy do tych,
o których ładnie  mówią (Łk 6,26)?

 

 

Czwartek, 11.09.2014

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 8,1b-7.10-13

 

Co jest ważne? To, co obiektywnie jest, czy to, co choć jest urojeniem, ma realny wpływ na ludzkie życie? Odpowiedź wydaje się prosta, chyba, że rozmawiamy z kimś, kto bardzo cierpi z powodu bólów fantomowych albo zsomatyzowanej nerwicy. W jednym i w drugim przypadku medycyna nie ma wiele do zaoferowania, bowiem ból rodzi się nie z chorego narządu, którego w pierwszym przypadku nie ma (w efekcie amputacji), a w drugim nie jest on chory. Negowanie takich form cierpienia jako bezpodstawnych i nieprawdziwych w niczym nie pomoże cierpiącemu. Miłość jest ważniejsza, niż wiedza. Każdy dialog zaczyna się tam, gdzie możliwe jest spotkanie. Sł. Boży o. Bernard Kryszkiewicz CP wśród swych notatek dotyczących wychowania zostawił i tę: „Trzeba się zbliżać do poziomu wychowanka. Jeśli on nie ma zbyt górnego nastawienia nadprzyrodzonego, nie można tylko takimi motywami nakłaniać go do czynu. Trzeba wychodzić z koła jego zainteresowań, przekonań. Wszystkim – dla wszystkich (por. 1 Kor 9,22)” (Pedagogicum 2). Umiejętność wyjścia poza własne przekonania w imię miłości jest konieczna, by dokonać właściwego wyboru między racjonalnym poglądem a dialogiem z czyimś poglądem na świat. Św. Pawła nie możemy posądzić, że prawda była dla niego wartością względną. Wiedział jednak dobrze, że prawdą można kaleczyć i zabijać, jeśli nie jest ona związana z miłością (por. Franciszek, Lumen fidei 26-28).

 

Psalm responsoryjny: Ps 139,1-3.13-14ab.23-24

Cokolwiek wiem, jakkolwiek przenikliwe jest moje poznanie, to zawsze Bóg wie więcej i lepiej. Dotyczy to także mnie samego. Nie jestem największym znawcą samego siebie, jest nim Bóg, który mnie przenika, podczas gdy ja w sobie gubię się tak często, tak trudno mi podążać splątanymi ścieżkami mojej świadomości i nieświadomości. Dlatego wśród ważnych pytań, jakie człowiek stawia Bogu, nie może zabraknąć pytania o samego siebie.

 

Ewangelia: Łk 6,27-38

Jezus mówi do tych, którzy słuchają. Ten pierwszy i jedyny warunek, który trzeba spełnić, to nie wygórowane czesne, przedstawienie świadectw czy referencji od innych nauczycieli, ale tylko (i aż) przyjęcie postawy słuchania. Tylko do tych, którzy słuchają, dotrze bowiem Jezusowa nauka o tym, że należy dobrze mówić o oszczercach, modlić się za dręczycieli, policzkującym nadstawiać policzek, a złodziejowi kradnącemu materiał służący do przykrywania się z wierzchu, oddać jeszcze i noszoną pod spodem koszulę. Żeby wyjść poza logikę przysłowia, że „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”, trzeba znaleźć inny punkt odniesienia, niż my sami, nasz własny interes, nawet rozumiany w sposób jak najbardziej poprawny moralnie. Trzeba nauczyć się słuchać Jezusa jako Tego, kto daje nam nowy sposób spojrzenia na świat i na życie. Innych, zasłuchanych w siebie i własne odczucia, nie przekona do swej nauki. Ale też nie uwolni ich od siebie samych, bo w więzieniu tym trzymają ich nie zamknięte drzwi, ale lęk przed wyjściem.

 

Piątek, 12.09.2014, Najświętszego Imienia Najświętszej Maryi Panny

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 9,16-19.22-27

Liczy się tylko zwycięstwo. Na starożytnych igrzyskach nie było drugich i trzecich miejsc. Nagroda była tylko jedna: wieniec z rośliny poświęconej bóstwu, ku czci którego rozgrywane były igrzyska. Był jeden zwycięzca i przegrani. Dlatego Paweł zachęca korynckich chrześcijan (w pobliżu ich miasta odbywały się igrzyska istmijskie ku czci Posejdona, ich zwycięzcę wieńczono selerem), by walczyli do upadłego. Sam też tak walczył w zawodach wiary. Wszystko w jego życiu było podporządkowane temu pragnieniu zwycięstwa. Dlatego podejmował ascezę i trud, który nie przynosił mu zysków. Ale ten sportowy obraz, którym się posłużył, ma swe ograniczenia. Nie mówi o żadnym rywalu, którego chce pokonać. Interesuje go wyłącznie ta dyscyplina życia, poskramianie ciała, zawsze skorego do folgowania sobie
i lenistwa. Poza tym chce raczej, by zwycięzców takich jak on było jak najwięcej, by wszyscy wygrali i otrzymali nagrodę. Rywalizacja ma niebezpieczne skutki, które Paweł znał np. ze swej ulubionej wspólnoty we Filippi (Flp 1,17; 2,3). Dlatego uczy nas, tak jak uczył koryntian, by „nie było wśród was sporów, zazdrości, gniewu, niewłaściwego współzawodnictwa, obmów, szemrania, wynoszenia się, kłótni” (2 Kor 12,20). Uczy zwyciężać tylko własną słabość, która przeszkadza w byciu uczniem Chrystusa i sługą Jego Ewangelii.

 

Psalm responsoryjny: Ps 84,3-4.5-6.12

Nawet niezbyt baczny obserwator przyrody musiał zauważyć, że znacznie spadła liczba jaskółek, które kiedyś dziesiątkami obsiadały linie telefoniczne i elektryczne. Nie mają już miejsc na zakładanie gniazd, odkąd odmówiono im do tego prawa w budynkach gospodarczych. Wróbli też jest mało, bo zabraliśmy im ich ulubione towarzystwo, przy którym się żywiły: domowy drób kręcący się po podwórkach. W świątyni Pańskiej te sympatyczne i bezbronne ptaszki znajdowały gościnę. Świat oparty na naszym pojęciu porządku nie jest dla nich przyjazny. Do pięknego symbolu Bożej miłości przygarniającej wróble i jaskółki dopisaliśmy nasz rozdział. On też coś mówi, tym razem o nas.

 

Ewangelia: Łk 6,39-42

Seria obrazków rodzajowych, które Jezus maluje szybkimi pociągnięciami, kilkoma kreskami, pokazując tylko to, co ważne dla zrozumienia Jego myśli. Przesuwają się więc
w ekspresowym tempie: para ślepców szukających drogi, by wpaść w dziurę w ziemi, uczeń wymądrzający się przed swym nauczycielem, w końcu ktoś, kto w oku ma belkę, lecz
z zainteresowaniem szuka drzazgi w oku drugiego. Jest w tych obrazkach duża doza absurdalnego humoru. Zanim jednak wybuchniemy śmiechem nad tymi karykaturalnymi przedstawieniami, przypomnijmy sobie słowa, jakie w „Rewizorze” Mikołaja Gogola wypowiada Horodniczy: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!”. Jezus posługuje się drwiną, by nas nauczyć uciekania od pewnych postaw, do których łatwo się przywiązać, bowiem są prostą odpowiedzią na potrzebę czucia się lepszym od innych, pouczania czy poprawiania. Łatwo racjonalizujemy takie własne zachowania. Jezus wybiera najprostszy i najskuteczniejszy środek wychowawczy: śmiech z tych naszych słabości,
z których gotowiśmy być dumni.

 

Sobota, 13.09.2014

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 10,14-22

Ofiary składane w różnych religiach są do siebie bardzo podobne, tak jak i inne gesty czy postawy, poprzez które wyraża się ludzka religijność. Porównawcze studia nad religiami wykazują, że da się stworzyć zamknięty katalog przejawów ludzkiej religijności, nawet jeśli rozwijały się one w kręgach kulturowych nie mających żadnego styku ze sobą. Czy można więc mówić o prawdziwej i fałszywej religii? Czy tylko o autentycznej i udawanej? Czy wszystko zależy od nastawienia człowieka spełniającego akty religijne?

Paweł okazuje ogromny szacunek wobec religijności wyznawców judaizmu, co jest zrozumiałe, bowiem nie wyrzekł się on nigdy swej przynależności do Ludu Wybranego, Izraela według ciała. Nie przestał też wierzyć w Boga swych ojców, tego samego, któremu składano ofiary na ołtarzu jerozolimskiej świątyni. Jednak nie lekceważy też kultów pogańskich. Czyni to nie dlatego, by miał wierzyć w bożki, lecz dlatego, że szanuje religijność innych. Właśnie dlatego, że bierze ją poważnie, obca mu jest postawa pobłażliwej tolerancji. Powinno się wyrażać tylko to, w co się wierzy poważnie. Nie ma wiary prawdziwej i szczerej, jeśli nie ma w naszym systemie miejsca na prawdę obiektywną.

 

Psalm responsoryjny: Ps 116B,12-13.17-18

 

Nie ma daru, który byłby godny Boga. Nasze ofiary niczego Mu nie dają, nasze poświęcenia nie czynią Go szczęśliwszym. Dlaczego więc staramy się dla Niego? Poświęcamy to, co dla nas ma największą wartość, ale czy to ma jakiś sens? Tylko taki, o ile my szczerze mówimy o tym, co w nas. Jeśli za naszymi aktami kultu, ascezą i poświęceniem nie ma miłości, to nic nie zyskamy, a wszystko, co robimy, będzie bez wartości (por. 1 Kor 13,2-3).

 

Ewangelia: Łk 6,43-49

Ludzkie serce jest skarbcem. Taki jest człowiek, jakie są skarby, które wydobywa ze swego serca. Czasami słowa mogą być tak samo zgniłe, jak owoce na drzewie, gnijące zanim dojrzeją (por. Ef 4,29). Ale mogą też być drogocennym napojem przelewającym się przez brzegi naczynia serca. Słowa mówią przede wszystkim o mówiącym. I najczęściej mówią prawdę. Także tę, którą chcemy starannie ukryć. Bo słowa mogą być też jak weksle bez pokrycia, fałszywe, choć z autentycznym podpisem. Źródłem ich fałszywości jest to, że nic im nie odpowiada w skarbcu serca. Słowa fałszywe są zwykle piękniejsze od prawdziwych. Są to zazwyczaj „piękne słówka”. Ale Jezus im nie wierzy i uczy nieufności do nich. Jak solidność konstrukcji zależy od głęboko wkopanych w ziemię, niewidocznych fundamentów, tak prawdziwość słów opiera się na tym, czego nie widać, co leży w skarbcu ludzkiego serca
i czasem się z niego wydobywa.

o. dr Waldemar Linke CP