Komentarze do czytań XXIII Tydzień Zwykły
(6-12 września 2015 r.)
Niedziela, 06.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: Iz 35, 4-7a
Proroctwo o przyjściu Boga z pomocą zgnębionemu Izraelowi jest zarazem zapowiedzią Bożego sądu nad wrogami (por. Ps 96, 11-13) – a dosłownie mówi się w naszym tekście o Boskiej „pomście”. Zgodnie z archaicznym sposobem myślenia Bóg został tu opisany jako „Mściciel krwi” (por. Ps 9, 13), czyli Ktoś z rodziny, kto upomina się w razie potrzeby o krzywdę swych bliskich (Lb 35, 19). Co istotne, to samo hebrajskie słowo goel oznaczało zarówno „mściciela”, jak i „odkupiciela”, gdyż upomnienie się o pokrzywdzonego nieraz polegało na wykupieniu go z niewoli (por. Kpł 25, 47-49; Rt 2, 20). Biblia przedstawia Boga jako Ojca i Odkupiciela wybranego ludu (por. Iz 63, 16c), Protektora pomagającego mu w biedzie i walczącego w jego obronie (por. Wj 14, 25).
Oczywiście (jak napisano w innym miejscu) „myśli i drogi” Boga nie są naszymi „myślami i drogami”, co odnosi się przede wszystkim do zaskakującego nas Bożego miłosierdzia (por. Iz 55, 7-8). Również „pomsta” Boga nie jest ludzką zemstą, lecz sprawiedliwym oddzieleniem światła od ciemności (por. J 3, 19) – i to w taki sposób, by ocalić każdą tlącą się iskrę dobra (por. Iz 42, 3). Boski sąd, postawienie granicy złu, wiąże się z uzdrowieniem i wyzwoleniem człowieka, z wyprowadzeniem go ku ziemi Dobrych Obietnic – a na wyschniętej ziemi Bożego gniewu zostają tylko ci, którzy odpychają rękę Wybawcy (por. Ps 68, 7).
Psalm responsoryjny: Ps 146, 6c-7.8-9a.9bc-10
Boży sąd, o którym mowa w pierwszym czytaniu, interwencja Pana w obronie uciśnionych, to zarazem skarcenie prześladowców i rekompensata krzywd, jakich doznali prześladowani. Zapisane u Izajasza obietnice, dotyczące przywrócenia nie tylko wolności i godności, ale także pełni zdrowia, znajdują echo oraz rozwinięcie w psalmie.
Nawet jeśli na obecnym etapie historii nie we wszystkich przypadkach widzimy, że pokrzywdzonym „oddana jest sprawiedliwość”, to jednak otrzymaliśmy wiele znaków świadczących, że Bóg stoi po stronie „mających się źle” (por. Mt 9, 12), małych i słabych (por. Mt 5, 3-5), „trudzących się i obciążonych” (por. Mt 11, 28), potrzebujących pomocy (por. Mt 25, 31-45). Modlitewna medytacja tej cechy Najwyższego rodzi ufność podszytą drżeniem i drżenie, za którym podąża ufność: gdy coś lub ktoś nas sponiewiera, Bóg się o nas upomni, gdy my sponiewieramy kogoś, Bóg nas z tego rozliczy – lecz sponiewierani przez własny grzech również leżymy Mu na sercu…
Drugie czytanie: Jk 2, 1-5
Chora logika upadłego świata wciąż nas uwodzi, chociaż jesteśmy powiernikami Bożych tajemnic (por. J 15, 15) – dlatego potrzebujemy stałego „odnawiania umysłu” (por. Rz 12, 2), przemywania „oczu serca” (por. Ef 1, 18) w źródle Ewangelii. Każda nierówność we wspólnocie braci (por. Mt 23, 8-11) musi razić ucznia Chrystusa. Kościół choruje, jeśli dochodzi w nim do uprzywilejowania lub marginalizacji kogokolwiek i nawet hierarchia odpowiedzialności za mistyczne Ciało nie oznacza podziału według ważności (por. 1 Kor 12, 12-28). W gruncie rzeczy każdy jest dla innych szafarzem jakiejś łaski (por. 1 P 4, 10) w ramach wspólnego „królewskiego kapłaństwa” (por. 1 P 2, 9), a klerykalizm (przesadne podkreślanie znaczenia urzędowych sług Ludu Bożego) kłóci się z duchem Dobrej Nowiny. Podobnie rozpowszechnione w różnych kręgach mniemanie, jakoby chrześcijaństwo było „prawicowe” czy też „konserwatywne”, nie wytrzymuje krytyki, jeśli „przyjrzymy się naszemu powołaniu” w świetle nauki apostolskiej (por. 1 Kor 1, 26-29). Nie jesteśmy obrońcami społecznego ładu i kulturowej tradycji. Jako lud prorocki (por. Mt 5, 12b; Łk 6, 23b) mamy w każdych warunkach świadczyć o miłosiernej sprawiedliwości królestwa Bożego (por. Mt 6, 33; 7, 1. 12; Łk 6, 36), a demaskować to, co się z nią rozmija (por. Ef 5, 11). W tym kontekście widzimy, że Biblia głosi „lewicową” opcję na rzecz ubogich (por. np. Iz 1, 17; 58, 6-10), choć bez wzywania do rewolucji (por. Rz 13, 1-7). Dawne i obecne ekscesy wojującej lewicy, zwykle wrogiej wobec religii, sygnalizują nieodrobioną przez nas lekcję, grzech zaniedbania, a niejednokrotnie wręcz zdrady Boskich zasad.
Wiara w „Chrystusa uwielbionego”, Odnowiciela ludzkiej godności, absolutnie wyklucza różnicowanie bliźnich ze względu na ich doczesny status. Ewangeliści odnotowali znamienną reakcję Mistrza na spór apostołów „o to, kto z nich jest największy” – Pan przywołał małe dziecko, istotę z definicji słabą i „ubogą”, zdaną na łaskę starszych, nie mającą osiągnięć ani znaczenia w świecie. Pouczenie, które przy tej okazji wygłosił, wskazuje, że w królestwie Bożym do wielkości prowadzi uznanie własnej małości, a przygarnięcie najmniejszego oznacza spotkanie z samym Królem (por. Mt 18, 1-5; Mk 9, 33-37). Królestwo Boga jest dla ubogich, dla świadomych swego ubóstwa (por. Mt 5, 3), rezygnujących z „ułudy bogactwa” (por. Mt 13, 22) na rzecz prawdziwego skarbu (por. Mt 13, 44-46) – najintymniejszej relacji z Panem, który „dla nas stał się ubogim” (por. 2 Kor 8, 9), przyjął postać Sługi naszego zbawienia (por. Flp 2, 7), żeby dać Boskie wszystko tym, co sami z siebie są niczym.
Powiedzmy to sobie wyraźnie i dobitnie, mówmy to własnemu sercu: ubodzy wszelkiego rodzaju stanowią arystokrację królestwa Bożego (choć nie trzeba ich idealizować), ponieważ w nich najjaskrawiej widać, czym jest każdy z nas w odniesieniu do Boga. Przyjmując ubogich „jak siebie samego” (por. Kpł 19, 18; Mt 22, 39) dajemy dowód, że rozumiemy sytuację i akceptujemy reguły królestwa łaski. Gardzić ubogim, to jak kreślić na swoim zaproszeniu do nieba adnotację: „Adresat nieznany”.
Ewangelia: Mk 7, 31-37
Oglądamy jeden ze znaków miłosiernego sądu Boga, to znaczy skarcenia diabła, zerwania kajdan zła, leczenia ran zadanych stworzeniu i wyprowadzenia ludzi na szlak „żywej nadziei” (por. 1 P 1, 3b). Na przykładzie jednej i tej samej osoby widać, że „uszy głuchych się otwierają, a język niemych wesoło krzyczy” (por. Iz 35, 5-6a). Co ciekawe, akurat ten cud nie dokonuje się na oczach tłumu, lecz na osobności – nie wszystkie przejawy królowania Boga, Boskiego zwycięstwa w naszym świecie, są od razu upubliczniane. W tym konkretnym przypadku coś wymagało dyskrecji, a także swoistej „pantomimy” odegranej przez Jezusa (bo przecież mógł uzdrowić głuchoniemego tylko słowem, a nawet rozkazem wydanym w myśli). Pan postanowił jakoś szczególnie popracować nad tym, by mieszkaniec Dekapolu się „otworzył”.
Zwróćmy uwagę na specyfikę wspomnianej dolegliwości. Upośledzenie słuchu i mowy uniemożliwiało normalną komunikację, w pewien sposób zamykało człowieka w samym sobie. Natomiast uzdrowienie otwiera na pełniejszy odbiór rzeczywistości, a także na relacje. Prawdziwe życie, do którego jesteśmy stworzeni, to nie samotność obracająca się wokół własnej osi, lecz wirowanie wokół siebie nawzajem (w tańcu afirmacji i obdarowania sobą) przez istoty stworzone na obraz Boga-Miłości, Ojca i Syna będących jednością w Duchu… Możemy prosić Boga-Trójcę, by nas otwierał na swoją wszechobecność oraz na obecność sióstr i braci – bliźnich, czyli bliskich, żyjących tuż obok. Ufając łasce możemy otwierać serce na Tego, który wciąż „Jest i Przychodzi” (por. Ap 1, 4b) i na każdego, kto zagości w zasięgu naszych oczu, nawiedzi naszą życiową przestrzeń (por. Hbr 13, 2)…
Poniedziałek, 07.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: Kol 1, 24 – 2, 3
Apostoł pisze o swoich cierpieniach za Kościół (ekklesía), „zwołaną gromadę” Chrystusa, mistyczny kolektywny Organizm, w którym Pan jest Głową, a my stanowimy „części Ciała” (por. 1 Kor 12, 12.27). Nasze mądre zmaganie z przeciwnościami losu to także walka o trwanie i jakość tego żywego „Przybytku Boga z ludźmi” (por. Ap 21, 3), siatki relacji łączących Pana z nami i nas między sobą. Spróbujmy dobrze zrozumieć stwierdzenia: „dopełniam braki udręk Chrystusa” oraz „cierpienie za Jego Ciało”.
Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że Chrystus wypełnił swoją misję w pełni i jak należy, „złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy” (Hbr 10, 12). Natomiast Paweł widzi konieczność przeżycia ofiary Pana „we własnym ciele” wierzącego, osobistego wejścia w doświadczenie Mistrza, włączenia danej części Organizmu w pracę Głowy.
Druga sprawa to rola cierpienia w naszym „odkupieniu i uświęceniu”, czyli wyrwaniu nas spod władzy zła i powrocie do Boga. Pamiętajmy, że Ojciec „chce miłosierdzia, a nie ofiary” (Oz 6, 6) i Jego wolą wobec Chrystusa nie była męka, tylko miłość „do końca” (por. J 13, 1). Ratuje nas miłość Pana w cierpieniu, nie samo cierpienie – i również w naszych zmaganiach z losem chodzi nie o ból, lecz o nasycenie trudnych doświadczeń Bożą miłością. Cierpienie rodzi dobro, gdy objawia się przez nie „Chrystus w nas, nadzieja chwały” (Christòs en hemin, he elpìs tes dókses, por. Kol 2, 27).
Psalm responsoryjny: Ps 62, 6-7.9
Bóg nie jest sprawcą naszych cierpień, chociaż prosi nas czasem o znoszenie ich w łączności z Jego Synem – o wejście w „ciemną dolinę” losu (por. Ps 23, 4) ze światłem „Chrystusa w nas”. Mamy być Latarnikami Nadziei w chorym i trudnym świecie, a Bóg (powtórzmy) nie nakłada ciężarów, tylko przez swą obecność rozbija Namiot Schronienia (por. Ps 27, 5), sam staje się „miejscem” odpoczynku. Zawsze możemy wtulić się w Niego przez wiarę, być jak niemowlę w macierzyńskich objęciach Ojca – który nie jest mężczyzną, lecz pierwowzorem wszystkich dobrych cech obojga rodziców (por. Ps 131, 2; Ps 27, 10; Iz 66, 13).
Tak, nasza dusza może odpoczywać w Bogu podczas każdej modlitwy. To tragiczne, jeśli traktujemy nasze zwracanie się do Niego jak obowiązek, rodzaj „pańszczyzny” do odrobienia lub daniny z naszego drogocennego czasu i pustych słów. Tymczasem żywe Słowo Boga mówi: „Przyjdźcie do mnie trudzący się i obciążeni (kopiontes kaì pephortisménoi), a Ja dam wam odpocząć (anapaúso hymas)” (Mt 11, 28). Modlitwa to przebywanie jednocześnie wśród miękkich ścian Namiotu Spotkania (por. Wj 33, 7) i w murach bezpiecznej twierdzy, to uczenie się wrażliwości na kojącą i niezawodną Obecność, która w istocie nigdy nas nie opuszcza. To hartowanie serca, szczerze „wylewanego” przed Przyjacielem (por. Wj 33, 11a), będącym „niezawodną ucieczką”.
Ewangelia: Łk 6, 6-11
Jezus objawia się jako Ktoś, kto zawsze i wszędzie „czyni dobrze” (por. Dz 10, 38) oraz „ocala życie”. Jako żywe Słowo Ojca interpretuje też dla nas Boże Prawo, które w żadnym wypadku nie jest zestawem przepisów („literą”) do przestrzegania, tylko praktyczną mądrością Miłości, jej „wielorakim w przejawach” (por. Ef 3, 10) żywym Duchem (por. Mdr 7, 22-23; Rz 7, 6; 2 Kor 3, 6). Ani sam Jezus, ani żaden Jego autentyczny uczeń-przyjaciel (por. J 15, 12-17), nie jest ideologiem, doktrynerem, fundamentalistą – co absolutnie nie oznacza, jakoby miał być religijnym liberałem. Droga życia według „Prawa wolności” (por. Jk 1, 25; 2, 12) nie stanowi pójścia na łatwiznę, lekceważenia reguł w imię miłości rozumianej sentymentalnie, ale polega na ciągłym dialogu ze Słowem Pana w Jego Duchu, na nieustannym zapytywaniu żywego Ducha Boga, co zrobiłby w mojej sytuacji (i co CHCE w niej zrobić za moim pośrednictwem) mój Pan i Zbawiciel. Rozważanie Bożych przykazań, a także nauk i zachowań Chrystusa, to nie „wdrażanie w procedury”, tylko wyrabianie świętego instynktu, wyczucia rytmu Bożych kroków na moich drogach, zdolności intuicyjnego „rozumienia, co jest wolą Pana” (por. Ef 5, 17) – to dostrajanie serca do „częstotliwości” na jakiej komunikuje się ze mną Duch Prawdy (por. J 14, 15-18.26).
Powiedzmy to jeszcze inaczej: Medytacja Ewangelii to przyswajanie cech Chrystusa przez wpatrywanie się i wsłuchiwanie w Niego, bo „z jakim przestajesz, takim się stajesz”. A Jezus pokazuje nam się w dzisiejszym fragmencie jako Ktoś wolny w stosunku do ludzkich opinii, natomiast wsłuchany w serce Ojca (por. J 5, 16-17). Czyni dobro nie przestrzegając żadnych limitów, pomaga potrzebującemu nie oglądając się na regulaminy, ponieważ Jego religijność karmi się dewizą: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary” (Eleos thélo kaì ou thysían, Mt 12, 7). Miłosierdzie, aktywne serdeczne współczucie, przygarnięcie każdego, kto ma się źle, bezinteresowne, ofiarne świadczenie dobra wszystkim (por. Łk 6, 35-36), stanowi cel Prawa wolności (por. Jk 2, 12-13).
Wtorek, 08.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: Mi 5, 1-4a
Starotestamentalne proroctwo wskazuje jako miejsce narodzin Mesjasza małe miasteczko Betlejem, rodzinną miejscowość króla Dawida. Kryje się tu sugestia, że panowanie przyszłego Wyzwoliciela i Przewodnika Izraela będzie mieć początki równie skromne, jak monarsza kariera Jego przodka – młodego pasterza, o którym zapomniano, gdy mąż Boży szukał kandydata do tronu (por. 1 Sm 16, 5-12)… Bóg lubi wyróżniać tych, których ludzie lekceważą (por. 1 Kor 1, 27-29), przypominając w ten sposób, że wszystko, co nas napawa dumą, stanowi niezasłużony dar (por. 1 Kor 4, 7).
Z kolei dary Pana okazują się hojniejsze, niż oczekujemy. Ten, którego wyda na świat „mająca porodzić” zaskoczy wszystkich swoim pochodzeniem dosłownie „od dni wieczności” (por. Mt 22, 42-45; J 8, 58) oraz zasięgiem swojego królestwa, wykraczającego daleko poza historyczny Izrael (por. Ef 1, 10). Również obietnica, że „On będzie pokojem” (por. Ef 2, 14-18) znajdzie realizację zgodną z najpełniejszym sensem hebrajskiego terminu shalom – w osobie Mesjasza nadejdzie całkowita Bosko-ludzka i międzyludzka harmonia, zupełny ład serca i życia, ukojenie obolałego świata (por. Iz 11, 6-9).
albo: Rz 8, 28-30
Cokolwiek się z nami dzieje, może służyć naszemu dobru, jeśli kochamy Boga – nie dlatego, że Bóg rzekomo zsyła cierpienia, by nas wychować, lecz dlatego, że miłość otwiera nam oczy na Jego obecność i pozwala w każdej trudnej sytuacji przeżyć Paschę, przejście wśród spiętrzonych przeciwności pod Bożą opieką (por. Wj 14, 22). Zmaganie się z losem wspólnie z Tym, który JEST z nami jako Wybawca (por. Wj 3, 14-17; Rz 8, 31), hartuje ludzkiego ducha (por. Rz 5, 3; Jk 1, 3; 1 P 1, 6-7) i dlatego autorzy Biblii stosują skrót myślowy w duchu swej epoki, pisząc o „pedagogicznym karceniu” (paideía), wręcz „chłostaniu” (mástiks) przez Boga, jako wyrazie Jego ojcowskiej troski (por. Hbr 12, 6-7). Możemy jednak ująć to inaczej: Bóg Ojciec nie usuwa z naszej drogi wszystkich przeszkód, lecz pozwala się z nimi konfrontować, trzymając rękę na pulsie wydarzeń. W ten sposób okazuje się odpowiedzialnym Tatą (Abba), a nie Dobrą Wróżką, w którą nieraz chcielibyśmy Go zmienić. Nie spełnia życzeń, lecz pomaga wydobyć z dna serc ukrytą prawdę o każdym z nas – ponieważ od wieczności Bóg widzi w tobie i we mnie rodzeństwo Chrystusa, stworzone do odzwierciedlania Jego prawości i udziału w Jego chwale.
Psalm responsoryjny: Ps 96, 1-2.11-13
Psalmista wzywa nas do radości z powodu zbawienia, jakie przynosi ziemi Bóg przychodzący na sąd. Przyjście Chrystusa, Syna Bożego „zrodzonego z niewiasty” (por. Ga 4, 4), to dla świata zbawienny kryzys – krisis po grecku oznacza m.in. „sąd” jako rozsądzenie, oddzielenie ziaren prawdy i dobra od plew fałszu i zła. Światło Chrystusa rozcina nasze mroki (por. J 3, 19) jak „obosieczny miecz” (por. Hbr 4, 12), otwiera w ciemnościach wyjście ku prawdziwemu życiu (por. J 8, 12), oddziela obszar życia od strefy duchowej śmierci (por. Ef 4, 17-18; 5, 8-11). Owocem tego porządkowania rzeczywistości już zaczyna być i ostatecznie będzie mesjański pokój – zgoda z Bogiem (por. Rz 5, 1), harmonia wewnątrz serc (por. Kol 3, 15), ład w całym stworzeniu (por. Iz 11, 6-9). Boży sąd to dobroczynne przesilenie, a jeśli serce niepokoi się nim i „nas oskarża”, to od razu powierzmy go Miłości „większej od naszego serca” (por. 1 J 3, 20), odsłońmy ukrytą ranę przed Lekarzem dusz (por. Mt 9, 12). Dajmy sobie przywrócić „radość zbawienia” (por. Ps 51, 14).
Ewangelia: Mt 1, 1-16.18-23
Raczej nie podzielamy dziś upodobania starożytnych Żydów, naszych „starszych braci w wierze”, do studiowania długich genealogii, ale mimo to rodowód Jezusa pozostaje ważną lekturą. W zamierzeniu ewangelistów miał dokumentować spełnienie w osobie Nazarejczyka proroctw o potomku Abrahama niosącym błogosławieństwo wszystkim ludziom (por. Rdz 12, 3c), oraz o Mesjaszu z rodu Dawida (por. 2 Sm 7, 15; Iz 11, 1-5). Mateuszowa wersja rodowodu różni się od tej, którą podaje Łukasz (por. Łk 3, 23-38), ponieważ pierwsza dotyczy „legalnego” pochodzenia i wymienia przodków Józefa, natomiast druga stara się pokazać genealogię naturalną i mówi o przodkach Maryi – choć jako ich potomka także wymienia Józefa, oficjalnego „ojca” (czy też „ojczyma”) Chrystusa (por. Łk 3, 23b). Oba ewangeliczne rodowody, zgodnie z duchem kultury i epoki, w jakich powstały, nie pretendują do roli ścisłych ustaleń historycznych w naszym rozumieniu. Są nieco uproszczone, a także skomponowane odpowiednio do teologicznego przesłania, któremu służą. Mając to na względzie, zwróćmy uwagę na wyeksponowanie przez Mateusza czterech imion kobiecych. W rodowodzie Mesjasza znalazły się: Tamar, która uwiodła własnego teścia (por. Rdz 38, 7-9.13-30), Rachab trudniąca się prostytucją (por. Joz 2, 1; 6, 22-25), Batszeba, która zdradziła swego męża z Dawidem (skądinąd mordercą tegoż męża, por. 2 Sm 11-12), oraz Rut, pochodząca z wyklętego narodu Moabitów (por. Pwt 23, 4-5). Jeszcze zanim Jezus zasłynie jako przyjaciel osób społecznie nieakceptowanych, wykluczonych, o poplątanych życiorysach (por. Mt 11, 19), wpisuje swe najświętsze Imię w drzewo genealogiczne, którego bynajmniej nie wszystkie gałęzie napawają dumą… Bóg-Słowo wchodzi między nas takich, jacy jesteśmy, przyznaje się do takich właśnie, a nie innych „braci” (por. Hbr 2, 11-18), nie przychodzi potępiać, lecz ratować (to właśnie znaczy „zbawiać”) nasze osobiste historie (por. J 3, 17).
Taką też nowinę słyszy na temat mającego się urodzić Dziecka jego przybrany ojciec: Syn dziewiczej Matki otrzyma imię Jezus – Jehoshuah, czyli „Bóg zbawia” – ponieważ uratuje, wybawi swój lud (ten, do którego należy i ten, który zbierze z narodów) od skutków popełnionych grzechów. A Jego drugie, ukryte do czasu imię będzie brzmiało Emmanuel, czyli „Bóg z nami”, ponieważ w Jego osobie Najwyższy zwiąże się z ludźmi najściślej i do tego na wieki (por. Ap 21, 3).
Środa, 09.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: Kol 3, 1-11
Zwróćmy, uwagę, że apostolskie wezwanie do „umartwienia” – czyli uczynienia martwym, uśmiercenia „dawnego człowieka” w nas (por. Rz 6, 6) – jest poprzedzone przypomnieniem Dobrej Wiadomości (Ewangelii). Wiele osób zadręcza siebie i innych, traktując chrześcijaństwo jak program usilnych starań o czystość moralną. Tymczasem „Ewangelia łaski” (por. Dz 20, 24) wychodzi naprzeciw trzeźwemu uznaniu własnej bezsilności wobec zniewolenia „mieszkającym we mnie grzechem” (por. Rz 7, 14-24) i jest nowiną o podarowanej nam za darmo „sprawiedliwości”, prawości serca i życia (por. Rz 3, 21-26). Wierząc Jezusowi i ufnie Mu się poddając (por. Rz 10, 9-11.13) świadomie „rozpakowujemy” prezent, jaki stanowi nasz chrzest i odkrywamy, że żyjemy już zanurzeni w zwycięstwie Pana (por. Rz 6, 3-14) – ukryci „pod zasłoną Bożego oblicza” (por. Ps 31, 21), z krążącym w żyłach zastrzykiem uzdrawiającej krwi Baranka. Odtąd praca nad sobą przestaje być obroną przed napierającym grzechem, a staje się otwieraniem kolejnych sfer życia na powiew Ducha Bożego (por. Rz 8, 13), który zamieszkał w nas głębiej, niż nasze wady.
Psalm responsoryjny: Ps 145, 2-3.10-11.12-13ab
Psalm zaprasza nas do wychwalania wielkości i wspaniałości Boga – którego „dziełem” jesteśmy jako stworzenia i do którego „świętych” się zaliczamy (por. Rz 1, 7; 1 Kor 1, 2; 2 Kor 1, 1) jako osoby odkupione przez Chrystusa, przygarnięte do serca Ojca, obdarowane Duchem Świętości. Jesteśmy „święci”, to znaczy należymy do Tego, kto jako jedyny jest Święty sam z siebie (por. Iz 6, 3). Jesteśmy poświęceni Bogu, zaliczeni do Jego rodziny, wyświęceni do „królewskiego kapłaństwa” jako „naród święty” (por. 1 P 2, 9), mistyczne Ciało Chrystusa (por. 1 Kor 12, 27).
W takim właśnie charakterze wielbimy „niezgłębioną wielkość” Pana, podnoszącego istoty „będące prochem” (por. Rdz 3, 19) na niebotyczne wyżyny (por. Ef 2, 6), obdarowującego duchowych nędzarzy godnością książąt nieba (por. Ps 113, 7-8). Podczas gdy dzieci upadłego świata próbują dowieść swej wielkości przez poniżanie innych, Bóg okazuje się wielki „podnosząc do policzka” naszą małość (por. Oz 11, 4b). Świętość Boga, Jego cudowna odmienność, Jego doskonałość, wyraża się przede wszystkim w miłosierdziu (por. Kpł 19, 2; Oz11, 9; Mt 5, 48; Łk 6, 36), dlatego wielbiąc „niezgłębioną wielkość” naszego Pana wielbimy przede wszystkim owo miłosierdzie, Boską łaskawość i dobroć (por. Ps 145, 7-9).
Uwielbieniem Ojca, „uświęceniem Jego imienia” (por. Mt 6, 9), będzie też dorastanie do podarowanej nam świętości, „do miary dojrzałości w napełnieniu Chrystusem” (eis métron helikías tou plerómatos tou Christou, Ef 4, 13), pełne zaangażowania zdobywanie Tego, który już nas zdobył (por. Flp 3, 9-14).
Ewangelia: Łk 6, 20-26
Odnotowana przez Łukasza krótsza (w porównaniu do tej z Mt 5, 1-16) wersja Jezusowych błogosławieństw została skomponowana jako prezentacja dwóch dróg, rozchodzących się ścieżek życia i śmierci (por. Ps 1, 6; Pwt 30, 15-20). Jednocześnie widać w niej mocno zaakcentowaną myśl, że uczniowie Chrystusa stanowią lud prorocki, czyli (zgodnie z biblijnym rozumieniem proroctwa) są rzecznikami Boga, posłanymi do bliźnich reprezentantami objawionego im Boskiego punktu widzenia.
Ukazane w naszym fragmencie spojrzenie Pana na ziemską rzeczywistość cechuje duchowy realizm, którego nie należy mylić z malkontenctwem czy zgorzknieniem. Pamiętajmy, że Bóg „ukochał świat” (por. J 3, 16). Jezus dostrzegał piękno stworzenia oraz jasne barwy życia (por. Mt 6, 26-32; 7, 9-11; Łk 12, 22-30; 15, 5-6.9.32; J 4, 35-36), potrafił świętować w gronie przyjaciół (por. Mt 9, 10; 11, 19; Łk 7, 34; J 2, 1-11; J 12, 1-2), znał uczucie radości (por. Łk 10, 21; J 15, 11) i cenił smak wina (por. Łk 5, 39; 22, 18). Jednak w tym momencie zwraca uwagę na „grzech świata” (por. J 1, 29), panujące w nim bezbożne porządki (greckie słowo kósmos – „świat”, oznacza też, „porządek” lub „układ”), skażenie stosunków międzyludzkich pożądliwością i pychą (por. 1 J 2, 18). Jeśli chrześcijanin dobrze się urządził w takim „układzie”, to powinien zrobić rachunek sumienia, bo jego „prorokowanie” przez (anty)świadectwo życia fałszuje Boską wizję ludzkich spraw.
Nie chodzi o to, że nie można mieć pieniędzy, jadać do syta, bywać zadowolonym. Bóg nie zazdrości nam darów, które sam daje, nie oczekuje od swych dzieci cierpiętnictwa. Chodzi natomiast o wewnętrzną wolność, „posiadanie, jakby się nie posiadało” (por. 1 Kor 7, 31), inwestowanie serca przede wszystkim w zapewnienie Bogu pierwszego miejsca, w Jego królowanie wśród nas (por. Mt 6, 33). Szukając zaś „sprawiedliwości królestwa Bożego”, będąc „złaknionymi i spragnionymi” (por. Mt 5, 6) Chrystusowego stylu życia, nieraz poczujemy się w tym świecie niewygodnie, a nawet zakosztujemy losu osób niepożądanych w dobrym towarzystwie. Może się zdarzyć, że spotka nas krzywda.
Szczęśliwi ci, co umieją się ograniczyć, żeby wspomóc gorzej sytuowanych (por. 2 Kor 8, 15), ale także i przede wszystkim ci, którzy cierpiąc biedę mogą liczyć tylko na Boga – bo właśnie On zaspokoi (prędzej czy później) każdą ich potrzebę, „wspaniale i według swego bogactwa” (por. Flp 4, 19). Biada tym, których ten chory świat już całkowicie satysfakcjonuje, którzy po prostu konsumują jego dobra nie dbając o innych (por. Łk 16, 19-21) – bo ich tutejszy skarb się wyczerpie, a piekło egoizmu może ich więzić na wieczność (por. Łk 16, 25).
Czwartek, 10.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: Kol 3, 12-17
Dalszy ciąg pouczenia z wczorajszego pierwszego czytania (apostolskiej zachęty do stawania się tym, czym już w zalążku jesteśmy na dnie powierzonego Bogu serca) przypomina o źródle prawdziwej cierpliwości wobec bliźnich oraz autentycznego przebaczenia winowajcom. Miłosierdzie w odniesieniu do drugiego człowieka to swego rodzaju „podawanie dalej” miłosierdzia, jakiego sami doświadczamy ze strony Boga. Nie chodzi o zaciskanie zębów i próby wykrzesania z siebie dobroci, lecz o poddanie się miłości Chrystusa, otulającej nas jak biała chrzcielna szata i rodzącej w sercu pokój i wdzięczność. Wdzięczne serce staje się hojne. Wdzięczność Bogu i zachwyt Bogiem to fundament najgłębszej mądrości, której uczymy się rozpamiętując Ewangelię oraz śpiewając na cześć Pana hymny chwały – te biblijne i kościelne, oraz całkiem prywatne, spontaniczne.
Psalm responsoryjny: Ps 150, 1-2.3-4.5
Ostatnia z pieśni tworzących biblijną Księgę Psalmów (jej końcowy akord) wręcz zachłystuje się wychwalaniem Boga, zachwytem wobec Jego wspaniałości. Oddawać Bogu chwałę to uznawać Go za najważniejszego i najwspanialszego oraz wyrażać to całym sobą. Mając przed oczami potęgę Bożego Miłosierdzia i wszystkie jej przejawy we własnym życiu możemy się poddać sugestii Psalmisty – zwracającego się, jak widać, do świątynnej orkiestry – i uruchomić w sobie pełne „instrumentarium” wrażliwości na Boską dobroć, wdzięczności, miłości, oddania.
Ewangelia: Łk 6, 27-38
Będąc ludem prorockim (por. Łk 6, 22-23), nosicielami słów Pana, uczniami samego Słowa nad słowami (por. J 1, 1.14; 1 J 1, 1-3), mamy dla świata przekaz mocniejszy niż jakakolwiek inna „prorocka mowa” (por. 2 P 1, 19). Nasze życie ma być proroctwem Chrystusa, w którym wiodący motyw stanowi miłosierdzie. Jeśli Ewangelia zawiera upomnienia (nawet dobitne) pod adresem „twardych” serc (por. Ps 81, 13), niewrażliwych na światło prawdy i dobra (por. J 3, 19), to zarazem pozostaje przede wszystkim Dobrą Wiadomością o łasce (por. Dz 20, 24b), o absolutnej życzliwości Boga, o Jego zmiłowaniu, w którym najmocniej wyraża się świętość Pana (por. Oz 11, 9). Jeżeli krew Chrystusa przemawia „mocniej” niż krew Abla (por. Hbr 12, 24), to dlatego, że tamta wołała o pomstę (por. Rdz 4, 10-11), a ta – o przebaczenie (por. Łk 23, 34a). Bóg jest nie tyle bezstronnym „sędzią”, ile Zbawcą, Ratownikiem, jak głosi w swym hebrajskim brzmieniu imię „Jezus” (Jehoshuah). Boski „sąd” to postawienie granicy złu, powstrzymanie jego panoszenia się (por. Ps 7, 12-14), lecz Bóg nie tyle wymierza karę, ile raczej z bólem serca pozwala, by upartemu grzesznikowi „własna złość spadła na głowę” (por. Ps 7, 16-17). Natomiast (powtórzmy) Boska Wiadomość, Ewangelia, Chrystusowe proroctwo nad proroctwami, dotyczy okazanego ludziom miłosierdzia, wyrwania nas spod władzy duchowej i fizycznej śmierci (por. Ps 86, 13; Łk 1, 78-79; Rz 15, 9), oraz obdarowania wierzących „sercem nowym” (por. Ez 36, 26).
Skoro właśnie czegoś takiego nauczyliśmy się (por. Ef 4, 20) i doświadczyli (por. Ga 3, 4), to wypada, żeby nasze „prorokowanie życiem” było właśnie manifestacją miłosierdzia. Naszej stanowczości w trzymaniu się Pana (por. Flp 4, 1) powinna towarzyszyć „łagodna życzliwość” (tò epieikès, por. Flp 4, 5) wobec wszystkich. Powinniśmy w naturalny sposób, jak dzieci podpatrujące Tatę, naśladować cierpliwość i niezmordowaną dobroć niebiańskiego Ojca, u którego miłosierdzie okazuje się synonimem doskonałości (por. Mt 5, 48; Łk 6, 36). Lecz znowu powtórzmy – miłosierna miłość bliźniego to nie „moralny obowiązek”, spełniany z zaciśniętymi zębami lub z poczuciem wyższości nad „grzesznikiem”, lecz owoc zachwytu miłosierdziem, jakiego sam doświadczam. Prośmy Ojca z nieba o łaskę „uwierzenia Jego miłości” (por. 1 J 4, 16), przejęcia się nią, wdzięczności i zachwytu. Niech nas Bóg broni przed „wiernością” na wzór starszego syna z przypowieści, który nie opuszczając nigdy Ojcowskiego domu pozostawał w nim duchowo obcy (por. Łk 15, 25-32).
Piątek, 11.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: 1 Tm 1, 1-2.12-14
Początkowe wersety pierwszego z tak zwanych „Listów pasterskich” odkrywają przed nami sekret chrześcijańskiego apostolstwa z prawdziwego zdarzenia. Jak widać nie jest ono głoszeniem wzniosłych ideałów i zdrowych zasad (choć w swoim czasie i o nich będzie mowa), lecz dzieleniem się łaską, miłosierdziem i pokojem, którymi Bóg obdarowuje przygarniętego do serca grzesznika. Apostolski zapał nie bierze się z naszej wspaniałomyślności i szlachetności, tylko ze szczęśliwej biedy (por. Mt 5, 3), w której odkrywamy „ponad miarę obfitą łaskę naszego Pana wraz z wiarą i miłością”. Łaska, przychylność Boga, żywioł Jego serdecznej życzliwości, wypełnia po brzegi kielich duszy (por. Ps 23, 5c) i przelewa się na siostry i braci.
Psalm responsoryjny: Ps 16, 1-2a.5.7-8.11
Dzisiejsza liturgia wkłada nam w usta oraz (daj Boże!) do serca fragmenty psalmu, który jednym tchem wyraża ufne powierzenie się Bogu, serdeczne wyznanie miłości do Niego, oraz deklarację wierności. Możemy prosić Ducha Świętego, żeby nas wprowadzał w tę modlitwę, żeby ją w nas „rodził” – żeby budził w nas świadomość i poczucie, że „nie ma dobra poza Bogiem” (Ps 16, 2b) i żeby stąd właśnie wynikało nasze poddanie się Boskiemu panowaniu. Wtedy nabierze mocy werset mówiący, że „Pan jest moim dziedzictwem i przeznaczeniem”, pojawi się szczęście płynące z faktu, że On sam „przypadł nam w udziale”, postanowił stać się dla nas „losem” wygranym na loterii życia.
Oby „stawianie sobie przed oczy” Boga takiego, jakim naprawdę dla nas JEST (por. Ez 36, 23-28; 37, 26-28; J 8, 28), naszego Dobroczyńcy i Ratownika, źródła „pełni radości” (por. J 15, 11), budziło w sercu nadprzyrodzony rozsądek. Warto trzymać się Bożej ścieżki, bo u jej kresu czeka zaspokojenie wszystkich zdrowych pragnień (zaszczepionych przecież przez Stwórcę), autentyczna „rozkosz na wieki”. Możemy przy tym ufać, że Bożą ścieżką da się iść niezależnie od wszelkich trudności – ponieważ Pan zawsze „jest po naszej prawicy”, towarzyszy nam gotowy do udzielenia pomocy.
Ewangelia: Łk 6, 39-42
Jesteśmy posłani do naszych błądzących braci i sióstr, dzisiejszy fragment Ewangelii wcale tego nie neguje – ale braterskie lub siostrzane upomnienia, rady, pouczenia i wskazówki nie mogą być bawieniem się w nauczyciela, lecz muszą pozostać czymś w rodzaju uczniowskiej samopomocy. Nie jesteśmy lepsi od innych, wcielanie w życie nauk jedynego Mistrza (por. Mt 23, 8.10) idzie nam raz lepiej, raz gorzej, wszyscy też pozostajemy duchowymi bankrutami, którym darowano długi (por. Mt 18, 23-34). Pomagamy sobie nawzajem jak grzesznik grzesznikowi, jak członkowie tej samej grupy terapeutycznej.
Mam prawo wskazać bliźniemu drogę tylko wtedy, gdy sam troszczę się o codzienne przemywanie oczu serca (por. Ef 1, 18) w sadzawce Wody Żywej, w posłanym (Siloám, por. J 9, 7) do naszych serc Duchu Bożego rozsądku (por. Ps 16, 7). Takiej higienie ducha służy rachunek sumienia – pod warunkiem, że nie sprowadza się do stresującego liczenia „wpadek”, lecz (zgodnie z radą św. Ignacego Loyoli) jest przechodzeniem od dziękczynienia Bogu za otrzymane dobro (por. Tb 12, 6), przez zobaczenie swych grzechów w świetle Bożej miłości (por. Łk 22, 31-32. 61-62), do oddania się Temu, który „wie wszystko i jest większy od naszego serca” (por. J 21, 17; 1 J 3, 20).
Sobota, 12.09.2015 r.
Pierwsze czytanie: 1 Tm 1, 15-17
Sformułowanie „nauka to zasługująca na wiarę” służy w „Listach pasterskich” do podkreślenia wagi danego stwierdzenia, stanowi wyraz nacisku położonego na szczególnie istotną treść (por. 1 Tm 3, 1; 4, 9; 2 Tm 2, 11; Tt 3, 8). To ciekawe, że z pierwszym przypadkiem użycia tej formułki mamy do czynienia w zdaniu łączącym wypowiedź o charakterze dogmatycznym z wyznaniem dotyczącym osobistej historii apostoła. Możemy powtórzyć obserwację poczynioną w kontekście wczorajszego pierwszego czytania (śledzimy zresztą dalszy ciąg tego samego fragmentu Pisma): głosiciel Ewangelii przynosi słowo przesączone przez własne doświadczenie. Nasza wiara w jej specyficznie chrześcijańskim aspekcie dotyczy przyjścia Chrystusa na świat, „aby zbawić grzeszników” (uratować ich – sosai, 1 Tm 1, 15), a nowiny tej nie traktujemy jako informacji o charakterze ogólnym. Nie ma ona wielkiego sensu, jeśli nie dotyczy najpierw mnie, jeśli nie czuję się uratowanym grzesznikiem. Dzielę się wiadomością o Lekarzu dusz (por. Mt 9, 12) jako Jego szczęśliwy pacjent.
Psalm responsoryjny: Ps 113, 1-2.3-4.5a.6-7
To naprawdę „godne i sprawiedliwe”, żeby zawsze i wszędzie wychwalać Boga, uznając Jego ważność i wspaniałość, którymi przewyższa wszystko (to właśnie w języku biblijnym oznacza „chwała sięgająca ponad niebiosa”). Doprawdy, nikt nie jest taki, jak Bóg – a najbardziej widać to w fakcie, że ze swego niewyobrażalnego poziomu bytowania jest w stanie zniżać się do nas, że chce nas podnosić z duchowej nędzy, dźwigać z upodlenia, w jakie popadamy flirtując ze złem. Chwała Najwyższego na ziemi najmocniej rozbłyskuje w ludziach, którym Jego miłosierdzie przywraca godność. Każdy z nas ma powód, żeby tę chwałę wyśpiewywać ile sił.
Ewangelia: Łk 6, 43-49
Nasze sposoby mówienia i postępowania to owoce na „drzewie” konkretnego ludzkiego charakteru, a korzenie takiej „rośliny” tkwią w „sercu”, w duchowym centrum osoby. W biblijnej symbolice „serce” to ośrodek zarówno intelektu, jak i woli oraz świadomie przyjmowanych uczuć (za niekontrolowane emocje odpowiadały w tej symbolicznej antropologii „nerki”). Powiedzieć, że dobre drzewo czyjegoś człowieczeństwa rodzi dobre owoce, a złe owoce muszą pochodzić z niedobrego drzewa, to stwierdzić, że mówimy i postępujemy zgodnie z tym, jacy jesteśmy „w środku”.
Nasze wypowiedzi i zachowania w szarej codzienności, a także w momentach próby („gdy przyjdzie co do czego”) pokazują, czy słowo „Pan” w odniesieniu do Chrystusa wyraża prawdziwy stan ducha, czy świadczy o rzeczywistej znajomości z Jezusem w biblijnym sensie tego słowa (por. Mt 7, 21-23). W Biblii „znać” to mieć do kogoś lub czegoś osobisty stosunek, doświadczyć kontaktu, zasmakować relacji. Ktoś, kto należy do Chrystusa, ma w sobie Chrystusowego Ducha i żyje według Jego inspiracji (por. Rz 8, 9). Jeśli apostoł stwierdza, że tylko przy pomocy Ducha Świętego można powiedzieć: „Jezus jest Panem!” (por. 1 Kor 12, 3), to nie chodzi mu o wydanie dźwięków składających się na to zdanie, lecz o wyznanie płynące z najintymniejszej głębi serca i zrodzone z dotknięcia tego serca przez łaskę . „Wypełnianie” słów nauki Chrystusa w praktyce dowodzi, że wyznanie wiary opiera się na „towarzyszącej nam Duchowej Skale” (por. 1 Kor 10, 4), na Chrystusie obecnym w sercu jako Kamień Węgielny mojego życia (por. Mt 21, 42). Moje słowa i czyny pokazują, czy polegam na Chrystusie, czy chłonę z Jego Serca „wodę żywą” (por. J 7, 37-39), czy trwam w łączności z Winnym Krzewem, którego gałązkę stanowię dzięki łasce (por. J 15, 5).
To, jak żyję, pokazuje, czy jestem Chrystusowy. Styl mojego życia zdradza, na czym (na Kim) to życie buduję. Miejmy świadomość, że choć „budowanie na Chrystusie” wymaga pewnego wysiłku (por. Kol 2, 6-7; 3, 2.5-14), to jednak decydującą rolę odgrywa tu „położenie fundamentu” – ufne wtulenie się w Pana i poddanie Mu (por. Mt 11, 28-30), poznanie (czyli: zakosztowanie) sercem „miłości Chrystusa, przewyższającej wszelką wiedzę” (por. Ef 3, 19). Niczego sensownego nie osiągniemy samym zaciskaniem zębów i usiłowaniem „poprawy”, próbą sprostania ewangelicznym „ideałom”. Kultywacja ogrodu serca, asceza (czyli duchowy „trening”, por. 1 Kor 9, 25), przyniesie owoc tylko wtedy, gdy poprzedzi ją przyswojenie ziarna Dobrej Wiadomości (por. Mk 1, 15) będącej miłosnym wyznaniem (por. 1 J 4, 16a), gdy poczujemy się bezwarunkowo i do szaleństwa kochani (por. 1 J 4, 19; J 3, 16). Wypełnić naukę Chrystusa, spełnić wolę Ojca (por. Mt 7, 21), to przede wszystkim uwierzyć w zakochanego Boga (por. J 6, 29), dać się „uwieść” Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu Panu (por. Flp 3, 12). Wtedy do niczego nie trzeba będzie się zmuszać, choćby należało przemóc słabość, odeprzeć pokusę. Jak uczył św. Augustyn, to nie poczucie obowiązku pomoże zwalczać resztki „dawnego człowieka” (por. Rz 6, 6) i kłamstwa diabła, tylko „zwycięskie rozkoszowanie się Bogiem” (delectatio victrix).
Dr hab. Marek Kita