Komentarze do czytań – XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 1 do 7 września 2024r. – ks. dr Błażej Węgrzyn

 

 

XXII Niedziela Zwykła, 1.09.2024 r. 

Pierwsze czytanie: Pwt 4, 1-2. 6-8

Objawione prawo Starego Przymierza sprowadza się zasadniczo do dwóch kategorii: prawa moralnego, ujętego zwłaszcza w Dekalogu, i prawa rytualnego (kultycznego), rozpisanego na szereg przepisów dotyczących modlitw i ofiar; wobec siebie stoją one w relacji celu i środka, tak że prawo rytualne zabezpiecza realizację religijnej strony prawa moralnego. Wraz z przyjściem Chrystusa, prawo rytualne stało się martwe, a wręcz uśmiercające dla tych, którzy usiłowaliby je nadal wypełniać; prawo moralne zaś – niezmienione, bo wyrażające stałą naturę ludzką (zob. KKK 2070-2073) – stało się wreszcie możliwe do zachowania dzięki darowi łaski (zob. KKK 1968). „Wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski. My zaś z pomocą Ducha, na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość” (Ga 5, 4-6); „Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa” (zob. Rz 3, 28). Jak słyszymy w dzisiejszym czytaniu, funkcją prawa Starego Przymierza było nie tylko regulować wewnętrzne życie Izraela, ale także stanowić świadectwo dla pogan, którzy „usłyszawszy o tych prawach, powiedzą: «Z pewnością ten wielki naród to lud mądry i rozumny!»”. Dziś żyjemy w dziwnych czasach, w których, z jednej strony, wyśmiewa się ustrój zarówno żydowski, jak i chrześcijański, negując w ogóle zjawisko prawa, z drugiej zaś, mnoży się i uszczegóławia ustawodawstwo pozytywne (państwowe, lokalne, prywatne). Okazuje się, że bez prawa nie wiadomo, jak praktykować cnoty – jak wyrabiać moralny charakter – co sprawia, że już nie można polegać na sumieniach obywateli i pracowników, trzeba więc ich odgórnie instruować i „programować”. Może więc rację mieli Mojżesz-Prawodawca i Jezus-„Łaskidawca”, który „nie przyszedł, by znieść Prawo albo Proroków, ale [ich] wypełnić” (Mt 5, 17)?

Psalm responsoryjny: Ps 15 (14), 1b-2. 3 i 4b. 4c-5

Komentując w tym tygodniu psalmy, będę odwoływał się do ich łączności – zamierzonej przez autorów lekcjonarza – z pierwszym czytaniem oraz korzystał z ich poetyckiego przekładu autorstwa Nan C. Merrill pt. Modlitwa psalmami, który pozwala wydobyć głębokie przesłanie świętego tekstu. Dzisiejszy utwór uświadamia nam, że zjawisko prawa nie jest zawieszone w próżni i nigdy nie trafia na „czystą kartę” (tabula rasa) ludzkich serc – prawo jest skierowane do ludzi, którzy już aspirują do cnót, w prawie szukając drogowskazów do nich; kto jednak traktuje prawo jako sztuczną powinność, nałożoną z zewnątrz przez silniejszego od siebie, ten rozmija się z jego sensem. Toteż Nan C. Merrill otwierające pytanie retoryczne psalmu: „Kto zamieszka na Twej górze świętej?” – gdzie znajdowała się żydowska świątynia z jej kultem – oddaje innym pytaniem: „Kto odpowie sercem otwartym na Miłość?”. Takiego właśnie respektowania prawa oczekuje Pan. On pierwszy udzielił nam prawa, bo nas ukochał i pragnie naszego dobra – co już w czytaniu oznajmił Mojżesz: „Izraelu, słuchaj praw i nakazów, które uczę was wypełniać, abyście żyli i doszli do posiadania ziemi, którą wam daje Pan!”. Ziemia Obiecana nie jest nagrodą luźno związaną z przestrzeganiem prawa (niczym książka dostana przez ucznia za dobre zachowanie); przeciwnie, prawo wychowuje do czucia się w Ziemi Obiecanej jak w domu (niczym warsztaty z komunikacji kształtujące przyjaciół uszczęśliwiających się nawzajem rozmową).

Drugie czytanie: Jk 1, 17-18. 21b-22. 27

Choć z założenia drugie czytanie w niedziele okresu zwykłego biegnie swoim rytmem – bez tematycznego powiązania z triadą Ewangelii, pierwszego czytania i psalmu – zdarza mu się samoistnie zbiegać z nimi. Tak jest dzisiaj! Św. Jakub dopomina się od swoich słuchaczy o dwie rzeczy: po pierwsze, traktowanie Słowa Bożego jako łaski pełnej mocy – jeżeli mnie pociąga, znaczy to, że „zaszczepia we mnie moc zbawienia”, której mogę uchwycić się wiarą; po drugie, pilnowanie, by religijność zahaczała się o miłość bliźniego oraz własną moralną prawość – wkomponowywała się w całokształt życia przykazaniem miłości Boga i bliźniego na wzór siebie. W ten sposób dzisiejsze drugie czytanie stanowi idealną syntezę całej liturgii słowa.

Ewangelia: Mk 7, 1-8a. 14-15. 21-23

Jezus piętnuje formalistyczne przestrzeganie prawa rytualnego, degradujące je do rangi regulaminu, a nadto uzupełniające je „ludzkimi tradycjami”, wypaczającymi oryginalny sens. Jako remedium proponuje On koncentrację na prawie moralnym i dążenie do spójności życia: łatwo bowiem ześlizgnąć się w religijność bez moralności, dla przykładu, pieczołowicie obmywać rytualnie naczynia albo skrupulatnie odmawiać ulubioną nowennę zamiast zająć się na serio własnym nieuporządkowaniem emocjonalnym w dziedzinie seksualności, gniewu bądź pazerności. Bogu naprawdę zależy na nas, na naszej cnotliwej tożsamości (która siłą rzeczy będzie owocować uczynkami), nie zaś na naszym poprawnym zachowaniu, nieprzystającym do rzeczywistego stanu serca. „Cnota pozwala osobie nie tylko spełniać dobre czyny, ale także dawać z siebie to, co najlepsze – dążyć do dobra wszystkimi swoimi siłami zmysłowymi i duchowymi” (por. KKK 1803). Przy czym, nie ulega wątpliwości, że „człowiek zraniony przez grzech ma trudności w zachowaniu równowagi moralnej – toteż dar zbawienia dany przez Chrystusa udziela nam łaski koniecznej do wytrwałości w poszukiwaniu cnót; każdy powinien zawsze prosić o tę łaskę światła i mocy, przyjmować sakramenty, współdziałać z Duchem Świętym, iść za Jego wezwaniami do miłowania dobra i wystrzegania się zła…” (por. KKK 1811). Jeżeli pociąga nas ta perspektywa, rozejrzyjmy się za jakąś książką o sztuce życia cnotliwego!

 

Poniedziałek, 2.09.2024 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 2, 1-5

Przez cały bieżący tydzień w pierwszych czytaniach będzie nam nadal towarzyszył Pawłowy Pierwszy List do Koryntian, a konkretnie, jego pierwsza część, poświęcona jednemu z dwóch zaburzeń tego Kościoła, czyli rozłamom (drugim będzie niemoralność). Dzisiejszy fragment zawiera dyskretną polemikę: św. Paweł przyznaje, że w Koryncie świadomie zrezygnował z popisów oratorskich, poprzestał zaś na samym przepowiadaniu „ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”. Pobrzmiewa w tym jego uprzednia porażka z Aten, gdzie wspiął się na wyżyny erudycji, a mimo to nie doprowadził do nawrócenia zbyt wielu pogan (zob. Dz 17, 16-34). Pachnie to również wcześniejszym upomnieniem z tego Listu: „Doniesiono mi, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa». Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany?” (1 Kor 1, 11-13). Pawłowi nie zależy na tym, przez kogo Ewangelia trafi do Koryntian – ważne, że trafi! Przejmijmy się więc intencją Apostoła, wyrażoną jasno słowami: „aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej”. Na czym zatem opiera się moja wiara, co jest jej motywem? To jasne, że musi być w niej trochę miejsca na osobiste dowody i znaki, na swoisty duchowy język, a także na wewnętrzną spójność (chrześcijaństwo jest wszakże pewnym całościowym systemem myślowym). Ale czy ostatecznie moja wiara opiera się na „świadectwie Bożym”, czyli na autorytecie Boga, który sam się objawia?

Psalm responsoryjny: Ps 119 (118), 97-98. 99-100. 101-102

Z dzisiejszego psalmu weźmy na warsztat jego środkową zwrotkę: „Jestem roztropniejszy od wszystkich, którzy mnie uczą, bo rozmyślam o Twoich napomnieniach. Jestem rozważniejszy od starców, bo zachowuję Twe postanowienia”. Przedstawiona wczoraj poetka, Nan C. Merrill, przekłada ją następująco: „Gdy poddamy się Twojej żywej obecności, miłość napełni nas blaskiem. Kiedy otworzymy nasze serca na życie duchowe, zyskamy mądrość i wolność, będziemy gotowi do służby”. Właśnie o to rozchodziło się także w pierwszym czytaniu: św. Pawłowi zależało na tym, by i on, i Koryntianie mieli wspólny punkt odniesienia, czyli „świadectwo Boga”, Jego objawienie. Na tym ma polegać chrześcijańska przyjaźń: będąc blisko siebie – we wzajemnym wtuleniu wręcz, lepiąc relację opartą na wspólnocie przeżyć – patrzeć w jednym kierunku, ku Panu, i tak celebrować Jego obecność we współdzielonym życiu duchowym.

Ewangelia: Łk 4, 16-30

Dzisiejsza Ewangelia uzmysławia nam, że wspomniana wyżej porażka św. Pawła z Aten rozegrała się najpierw w życiu Jezusa: „Wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego” – aż chciałoby się skorzystać tutaj z Pawłowego obrazu „głoszenia świadectwa Bożego, błyszcząc słowem i mądrością…”. I Jezus, i Paweł wiedzą, że to nie wystarcza, zwłaszcza gdy słuchacze Ewangelii są już jakoś uprzedzeni względem jej głosiciela. Toteż zarówno Jezus, jak i Paweł przyjmują konflikt i akceptują napięcie, zaznaczając, że piłka leży po stronie odbiorców: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 17n). Czy w Jezusie i Pawle pęczniał w tym momencie tak bardzo ludzki lęk przed odrzuceniem? W każdym razie, z pewnością nie osiągnął on poziomu zatrucia serca i przekładania się na jakieś wiążące decyzje.

 

Wtorek, 3.09.2024 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 2, 10b-16

Według klasycznej teorii komunikacji, by doszło do porozumienia, odbiorca musi zinterpretować komunikat stosownie do zakodowanego w nim przesłania nadawcy. Na poziomie ludzkim potrzeba tu dobrej woli i dojrzałości obu stron. A na poziomie nadprzyrodzonym? Właśnie o tym pisze dzisiaj św. Paweł, wprowadzając rozróżnienie między ludźmi „duchowymi”, zanurzonymi w „Duchu Boga”, i ludźmi „zmysłowymi”, oddychającymi „duchem świata”: „Przedkładamy duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha. Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha”. Innymi słowy, św. Paweł ocenia siebie jako człowieka „duchowego”, czyli trzymającego się nadprzyrodzonego spojrzenia wiary: dzięki temu wie, że w swoim przepowiadaniu używa odpowiednich słów – wystarczających nie tylko do zrozumienia stosowanych pojęć, ale do przylgnięcia do samego Boga. Tymczasem jego odbiorcy, Koryntianie, pozostają „zmysłowi”: ponieważ są zanadto przywiązani do „wyszukanych słów ludzkiej mądrości”, ich serca przypominają ewangeliczną glebę, która nie może wydać owocu z racji ptaków, kamieni i cierni (por. Mk 4, 3-7). Stąd też konkluzja dzisiejszego czytania: by „poznać zamysł Pana” (gr. nous Kyriou), trzeba mieć dosłownie „umysł Chrystusa” (gr. nous Christou). A jak jest ze mną? Co znaczy dla mnie pielęgnować nadprzyrodzone spojrzenie wiary i dzielić umysł z Jezusem? Św. Tomasz z Akwinu podpowiedziałby tutaj, by zapytać się o to, na ile treści wiary regulują moje myślenie oraz porządkują moje odczuwanie (zob. tegoż Wykład 1 Kor, 2, 3, 117).

Psalm responsoryjny: Ps 145 (144), 8-9. 10-11. 12-13. 14 i 17

Możemy śmiało uznać, że dzisiejszy psalm skomponował pewien człowiek „duchowy”, i że pojmie go jedynie ten, kto sam chodzi skąpany w „Duchu Boga”. Omówmy zaledwie jego otwierający werset: „Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy”. Kim dla mnie jest „Pan”, jakimi tonami ten tytuł dźwięczy w moim sercu? Dla Nan C. Merrill, Pan to… Umiłowany: „Umiłowany jest łaskawy i miłosierny, każdej duszy daje wolność wyboru podążania za iluzjami ego albo za życiem”. Także św. Pawłowi przyświeca zamysł, by doprowadzić Koryntian do dobrowolnego poddania się „Duchowi Bożemu”, a równocześnie dobrowolnego zrezygnowania z karmienia się „duchem świata”. Tam gdzie Pan, tam wolność wyboru, a tam, gdzie wolność wyboru, tam miłość – rozróżniająca między tym, co święte i dobre, a tym, co nieświęte i złe (por. Mt 7, 6).

Ewangelia: 4, 31-37

Jezus zmienia miasto: z wczorajszego Nazaretu przenosi się dzisiaj do Kafarnaum. Tu również Jego nauczanie spotyka się ze zdumieniem, „gdyż słowo Jego było pełne mocy” – na razie jest to zdumienie otwierające, choć zabarwione sensacyjnością. Przed mieszkańcami Kafarnaum rozpościerają się dwie – wykluczające się – drogi, które także przed Koryntianami zarysował dziś Paweł: droga „Ducha Bożego” i droga „ducha świata”. Którą z nich podążą jedni i drudzy? Jaką postawę serca byś im doradził, gdyby „wieść o Chrystusie – Cudotwórcy – dotarła aż do twojej okolicy”?

 

Środa, 4.09.2024 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 1-9

Wczorajsze przeciwstawienie ludzi „duchowych” ludziom „zmysłowym” uplastycznia się: ci ostatni dziś stają się ludźmi „cielesnymi”, a dokładniej, „niemowlętami w Chrystusie”. Być może w tle obecnego fragmentu znajduje się stawiany św. Pawłowi zarzut, że nie wprowadzał Koryntian w najgłębsze tajemnice wiary (czymkolwiek by były); on tłumaczy się jednak, że chrześcijanie ci byli zbyt „słabi”, potrzebowali więc „mleka, a nie pokarmu stałego”. Niestety, nie była to słabość niewinna, lecz zawiniona: „Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?”. By kontemplować wielkie tajemnice Boże, trzeba mieć oczyszczone serce: „Boga oglądać będą ludzie czystego serca” (por. Mt 5, 5). Nie chodzi tu bynajmniej o spełnienie formalnego warunku, by otrzymać kod dostępu; to raczej kwestia wydolności serca. Dopóki Koryntianie nie uznają pomocniczej, instrumentalnej roli swoich mistrzów – Pawła, Apollosa, Kefasa i innych – dopóty mogą pożegnać się z duchowym rozwojem: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg”. Aby z kondycji „niemowląt” – ludzi „zmysłowych i cielesnych” – przejść do stanu ludzi prawdziwie „duchowych”, trzeba przejrzeć na rzeczywistość Ducha Świętego, którego łaska tajemniczo nas „uprawia” i „buduje”, posługując się mniej lub bardziej udanymi pośrednikami. Czy to przejście mam już za sobą, czy też nadal niezdrowo uwieszam się na religijnych przewodnikach?

Psalm responsoryjny: Ps 33 (32), 12-13. 14-15. 20-21

Powiedzieliśmy, że Apostołowi zależy bardzo na tym, by Koryntianie przeakcentowali ludzkie pośrednictwo łaski na rzecz jej samej, by w ich sercach dokonał się przewrót, którego wcześniej pragnął sam Jezus: „Wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu!” (por. J 10, 38). Dodajmy, że stawką jest tu trwałość wiary: ludzkie pośrednictwo bowiem albo moralnie rdzewieje (jak u wielu liderów popadających w gorszący grzech), albo po prostu się kończy (jak u samego Chrystusa, który wstąpiwszy do Ojca, rozpoczął mistyczną ekonomię sakramentów). Toteż dzisiejszy psalmista deklaruje: „Dusza nasza oczekuje Pana, On jest naszą pomocą i tarczą!” – nie Apollos i nie Paweł, lecz Pan właśnie! A Nan. C. Merrill parafrazuje: „Nasza dusza tęskni za Umiłowanym, za pokojem, radością i bezpieczeństwem” – których nie dadzą nawet najwięksi świadkowie, lecz tylko Umiłowany; nawet jeśli uczyni to poprzez tych świadków.

Ewangelia: Łk 4, 38-44

W pewnym sensie, dzisiejsza otwierająca scena Ewangelii – uzdrowienie teściowej Szymona – jest odpowiedzią na wczorajsze pytanie: by przyjąć Jezusa nie w Pawłowym „duchu świata”, jako zaledwie „niemowlę w Chrystusie”, ale w „duchu Bożym”, jako „człowiek duchowy”, trzeba uczynić to we własnym „domu”, naprawdę wpuścić Jezusa do siebie, dopuścić Go do swojego serca. Trzeba unikać bezproduktywnego przyklejania Mu Mesjaszowych łatek (jak czyniły to złe duchy) i zamiast tego udawać się z Nim na „miejsca pustynne”: tam, gdzie cisza i skupienie; tam, gdzie można z Nim przyjaźnie przestawać. Trzeba tak żyć we własnym domu, by był on pustynią, gdzie Pan „mówi do serca” (Oz 2, 16).

 

Czwartek, 5.09.2024 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 18-23

Dotychczas św. Paweł zarysował precyzyjną linię podziału między ludźmi „duchowymi” – którzy posiadają „Ducha Bożego”, a przez to „umysł Chrystusa” i doceniają łaskę – i ludźmi „zmysłowymi, cielesnymi i niemowlęcymi”, którzy żyją w kluczu „ducha świata”, ceniąc światową elokwencję i zbytnio przywiązując się do przewodników wiary. Dziś Apostoł oddaje tę różnicę jako paradoksalny dylemat między „głupotą u Boga”, z jednej strony, a „mądrością tego świata”, z drugiej strony. Tym samym, wzywa Koryntian do popełnienia aktu pokory: „Niech nikt się nie chełpi z powodu ludzi!” – co znaczy, niech nikt nie usiłuje się grzać w blasku swego duchowego przewodnika, lecz niech najpierw wielbi Boga, który poprzez jego posługę mu się objawił. Jak modlił się niegdyś psalmista: „Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę za Twoją łaskawość i wierność!” (Ps 115 [113B], 1). W dalszym ciągu św. Paweł uzmysławia Koryntianom, że taka pokora – taki wybór „Bożego głupstwa” – daje prawdziwą wolność: „Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga!”. Przypomina się tu zapewnienie samego Jezusa: „Kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie” (Mt 13, 12); byle tylko Koryntianie zechcieli poprzestawać na łasce wiary, bez wyolbrzymiania jej pośredników. W tym kluczu, zadajmy sobie konkretne pytanie o to czy bardziej od wyszukanych komentarzy do Pisma Świętego oraz płomiennych konferencji i podcastów znanych kaznodziei i charyzmatyków, cenimy sobie własną modlitwę – choćby i głupią w oczach mądrego świata?

Psalm responsoryjny: Ps 24 (23), 1b-2. 3-4b. 5-6

Chociaż jesteśmy stworzeni i powołani do jedności – ducha i ciała oraz zamierzeń i uczynków – z racji grzechu pierworodnego nieustannie nęka nas pęknięcie bytowe i moralne (zob. KKK 2515n). Musimy więc być czujni, by nikogo nie kanonizować za życia, ale sprawdzać autentyczność owoców, czyli egzystencjalną spójność: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami!” (Mt 7, 15). Taka przezorność patronuje dzisiejszemu św. Pawłowi, gdy przestrzega: „Pan udaremnia zamysły przebiegłych; wie Pan, że próżne są zamysły mędrców”. Wtóruje mu psalmista: „Kto wstąpi na górę Pana, kto stanie w Jego świętym miejscu? Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca, którego dusza nie lgnęła do marności” – według Nan C. Merrill zaś, „[ludzie,] którzy nie wznoszą swoich dusz do kłamstwa ani nie składają fałszywych ślubów”. „Ręce” i „serce/dusza” to tyle, co uczynki zewnętrzne (słowa, gesty, zachowania) oraz uczynki wewnętrzne (intencje, zamiary). „Ręce” mogą więc albo świadczyć o „sercu/duszy”, albo ją fałszować.

Ewangelia: Łk 5, 1-11

Miłość nie znosi narzucania się i symbiotycznego sklejania, posługuje się zaś zdrowym dystansem, który tworzy przestrzeń dla głębokiej komunikacji. To dlatego Jezus wczoraj „gromił” i uciszał demony; to dlatego również dzisiaj, „gdy tłum cisnął się do Niego… wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu, potem usiadł i [dopiero] z łodzi nauczał tłumy”. Podobnie do Pawła z pierwszego czytania, Jezus wystrzega się więc „mądrości tego świata”, która ruguje z miłości wolność wyboru, preferuje zaś „Bożą głupotę” dobrowolnej wierności. Tę pedagogię widzimy dzisiaj nie tylko w skali makro – Jezusa wobec tłumów, lecz także w skali mikro – Jezusa wobec Piotra: ten ostatni wczoraj wpuścił Pana do swego domu i dopuścił do swojej relacji z teściową, dzięki czemu dom Piotra stał się duchowym szpitalem dla innych; dziś Piotr użycza Jezusowi nawet swojej łodzi, by stała się duchową przystanią dla innych. Zarazem Piotr przekonuje się, że Jego Mistrz traktuje go nadal podmiotowo, zwiastując mu misję: „Odtąd [także ty] ludzi będziesz łowił!”. W ten sposób droga powołania do więzi z Jezusem staje się drogą posyłania przezeń do zadań.

 

Piątek, 6.09.2024 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 4, 1-5

Troska św. Pawła o uporządkowanie relacji Koryntian do swoich głosicieli Ewangelii staje się dzisiaj osobistym świadectwem: „Niech uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych” – tj. za zarządców, nadzorców i zawiadowców. Zaledwie! Sam Jezus tak powiedział o Apostołach: „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem” (Łk 12, 42-44). Toteż sam Paweł dzieli się poczuciem odpowiedzialności za powierzone sobie Kościoły: „A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny… Pan jest moim sędzią!”. Intencja Pawła jest czysta: odwiązując Koryntian od siebie, nie kieruje się obojętnością albo zniechęceniem, tylko troską, by swoją osobą i urzędem nie przesłonić sedna, którym jest bezpośrednia więź z Panem. Z tej świadomości wypływa także pewność sumienia Pawła: „Nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan…”. Możemy w tym miejscu zapytać się, przy czyim zbawieniu postawił mnie Bóg? Czy towarzyszy mi tutaj analogiczna do św. Pawła pewność sumienia, że należycie się z tego wywiązuję: ani leniwie, ani nadgorliwie?

Psalm responsoryjny: Ps 37 (36), 3-4. 5-6. 27-28b. 39-40

„Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego…”, oświadczył dziś św. Paweł. Uogólniając, może tak być z dwóch powodów: bądź prawdy, bądź fałszu – bądź wypracowanych cnót, które „uszczęśliwiają praktykującego je”, bądź rozwiniętych wad, które „zniekształcają konkretną ocenę dobra i zła” (por. KKK 1810 i 1865). Wiemy, że przypadek św. Pawła podpada ewidentnie pod pierwszy wariant. Jak dążyć do niego? – Podpowiada dalej sam Apostoł: „… ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią”. Dzięki psalmiście zaś wiemy, że nie chodzi tu o postawę auto-podejrzliwości („A co, jeśli jednak zgrzeszyłem…?”), lecz ufności: „Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość twoja jak blask południa”. Jeszcze dobitniej ujmuje to Nan C. Merrill: „Powierz swoje życie Umiłowanemu, bądź pewny, że Miłość zadziała w twoim imieniu, oczyści twą ścieżkę…”. Ponownie przekonujemy się zatem o kluczowym znaczeniu rozpoznania tożsamości Pana jako Umiłowanego: akcent spoczywa nie tyle na moim akcie powierzenia się Mu, ile na Nim samym; nie tyle na fakcie („że się powierzam”), ile na relacji („komu się powierzam”).

Ewangelia: Łk 5, 33-39

Choć inne biograficznie, powołania Piotra i Pawła mają podobny cel: stać się szafarzami Bożych tajemnic. Zobaczmy więc, jakie zastosowanie do dzisiejszej Ewangelii posiada maksyma z pierwszego czytania: „Od szafarzy żąda się, aby każdy z nich był wierny”. Otóż, Piotrowi, któremu wczoraj Jezus zapowiedział misję „łowienia ludzi”, faryzeusze zarzucają dziś niewierność właśnie: „Zamiast dużo pościć, Twoi uczniowie – wśród nich Piotr – jedzą i piją!”. Odpowiadając – czyli broniąc między innymi Piotra – Jezus przypomina, że wierność dotyczy najpierw osoby, a dopiero wtórnie zasad: o tyle, o ile zasady te strzegą więzi z osobą. Prawo moralne obowiązuje więc zawsze, bo ono strzeże obiektywnego porządku stworzenia, a przez to więzi z Osobą Stwórcy. Prawo rytualne zaś – którego elementem jest post – obowiązuje inaczej: w takiej mierze, w jakiej ujmuje tamtą moralną więź ze Stwórcą; kto więc złamał przykazanie, ten musi złożyć odpowiednią ofiarę przebłagalną (ekspiacyjną), a kto je zachował, ten złoży inną ofiarę, np. uwielbienia lub dziękczynienia. Jak oznajmi Jezus w trakcie ostatniej wieczerzy, Jego uczniowie „już są czyści dzięki słowu, które wypowiedział do nich” (zob. J 15, 3; por. 13, 10); chodzi tu zaś nie tyle o czystość rytualną (formalną i zewnętrzną), ile o czystość moralną (realną i wewnętrzną). Jako „Pan Młody”, Jezus ustanawia nową ekonomię łaski – zobrazowaną dziś w postaci „nowego ubrania” i „młodego wina” – której szafarzami staną się i Piotr, i Paweł, i pozostali apostołowie; ekonomia ta wymaga nowego prawa rytualnego, które choć momentami zbieżne z dotychczasowym (np. postem), posiada całkiem inny punkt odniesienia: już nie relację do prawa moralnego jako takiego, lecz do Jezusa, który „nie dodaje nowych zewnętrznych przepisów [moralnych], ale przemienia samo źródło czynów, czyli serce” (por. KKK 1968). W ekonomii tej pości się o tyle, o ile wspomaga to przemianę serca – o ile wpływa to na głębsze udostępnienie go Jezusowi.

 

Sobota, 7.09.2024 r. 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 4, 6-15

Kończymy dziś wątek rozłamów w Kościele korynckim; kończymy go wezwaniem do wdzięczności: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśli otrzymałeś, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”. Okazuje się, że Koryntianie nie tylko kurczowo trzymali się swoich liderów, ale także bardzo łatwo zagarniali owoce ich posługi. Bibliści sugerują, że chodzi tu o naiwne przekonanie o własnym zbawieniu, czyli zbytnią pewność siebie – co, z kolei, rzutuje na pobłażliwość w sprawach moralnych (o czym przekonamy się już w kolejnym tygodniu). Stąd Pawłowa ironia: „Zaczęliście królować bez nas!”. Przypomina to wcześniejsze zapędy pobratymców Jezusa, którzy na widok znaków – zwłaszcza rozmnożenia chleba – usiłowali obwołać go królem, w domyśle: zaspokajającym ich przyziemne potrzeby i zachcianki (por. J 6, 14n). Podobnie Koryntianie: „już są nasyceni, już opływają w bogactwa”. Apostoł więc studzi ich zapędy, ponownie, zapewniając o szlachetnej intencji: „Nie piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć – jako moje najdroższe dzieci”. No, właśnie: św. Paweł czuje się jak rodzic, którego przesłoniły dzieciom podarowane przezeń drogie zabawki. Prosi więc, by Koryntianie wysłuchali go do końca i pozwolili mu wyjaśnić im dokładnie, jak należy posługiwać się „zabawką” wiary. W dalszym ciągu – pominiętym już przez lekcjonarz – powie im wprost: „Proszę was przeto, bądźcie naśladowcami moimi!” (1 Kor 4, 16). Przyłóżmy zatem sytuację Koryntian do nas i zastanówmy się, czy jakoś nie wyrwaliśmy się przedwcześnie z rąk naszym duchowym wychowawcom, przez co nie dosłuchaliśmy Ewangelii do końca? A może bliżej nam do św. Pawła, bo to nas przedwcześnie opuścili duchowi wychowankowie?

Psalm responsoryjny: Ps 145 (144), 17-18. 19-20. 21

Duchowe ojcostwo św. Pawła wobec Koryntian i wielu innych wspólnot dużo go kosztuje, z czym się nie kryje: „Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych… Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili”. By dostrzec tę rzeczywistość w dzisiejszym psalmie, musimy dokonać uwewnętrznienia pewnego wersetu: „Pan zniszczy wszystkich występnych” – oryginalnie, mowa tu, rzecz jasna, o złych ludziach; w sensie duchowym zaś, który z powodzeniem wydobywa dla nas Nan C. Merrill, mowa tu o tym, co we mnie jest przyziemnego i wymagającego przybicia z Chrystusem do krzyża (por. Ga 2, 19; Kol 3, 15); dlatego nasza poetka modli się: „Przypomnij mi wszystko, czego się wyrzekłem, by stać się wolnym i pomóc w odbudowie świata z radykalną ufnością, miłością i zachwytem!”.

Ewangelia: Łk 6, 1-5

Dzisiejszy epizod podpada pod tę samą prawidłowość, co wczorajszy: także zakaz pracy (tutaj: łuskania kłosów) stanowi element prawa rytualnego, będącego w relacji służebnej wobec prawa moralnego (tutaj: trzeciego przykazania). Kto jest najedzony, temu szabatowy zakaz pracy służy – zaoszczędzony czas może przeznaczyć na kult i relacje rodzinne; komu jednak doskwiera głód, ten najpierw musi się najeść (albo zarobić na pożywienie), by mieć siłę zarówno na kult, jak i relacje. Chrześcijański porządek podtrzymuje tę uniwersalną logikę: „W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i należytemu odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu. Obowiązki rodzinne lub ważny pożytek społeczny stanowią słuszne usprawiedliwienie niewypełnienia nakazu odpoczynku niedzielnego” – oczywiście, w imię życiowego realizmu, „wierni powinni jednak czuwać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia” (KKK 2185). W ten sposób polemika Jezusa z dzisiejszej Ewangelii wtóruje krytyce św. Pawła z pierwszego czytania: „Nie wolno wykraczać ponad to, co zostało napisane, i niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego!” – a tak uczynili niektórzy z faryzeuszów, wyjmując rytualne prawo szabatowe z szerszego kontekstu moralnego i religijnego.