Komentarze do czytań – XXII TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 3 do 9 września 2023r. – dr hab. Anna Rambiert – Kwaśniewska

 

XXII Niedziela Zwykła, 03.09.2023r.

Pierwsze czytanie: Jr 20, 7-9

Cierpienie w imię Miłości

Prorok Jeremiasz jest chyba jednym z najlepszych biblijnych nauczycieli miłości, która ze współczesnej perspektywy może wydawać się niesłusznie toksyczną – z perspektywy Bożej natomiast, naznaczona była mistycyzmem i nie można jej pokonać. Płonący w Jeremiaszu ogień trawił go tak silnie, że pomimo chęci ucieczki i zapomnienia, nigdy nie zdołał on go w sobie ugasić. Prorok zwracał się do Boga słowami zakochanego, mówiąc o uwiedzeniu, ujarzmieniu i przezwyciężeniu. Dlaczego zatem wojował ze swą miłością i targającymi nim uczuciami? Bo wiedział, że jego los jest losem męczennika. W obliczu wielkiej narodowej tragedii, którą była niewola babilońska i destrukcja Jerozolimy w 586 r. przed Chr. nie miał on dla swoich ziomków żadnych słów pocieszenia – z jego ust wydobywały się jedynie frazy pełne trwogi. Dlatego żył ze świadomością społecznej nienawiści, był wyszydzany, więziony i w końcu skazany na opuszczenie swojej ziemi i ucieczkę do Egiptu. Wyryte w jego sercu Imię Boga stało się źródłem ludzkiego cierpienia, z jednej strony, z drugiej jednak – nadludzką wręcz rozkoszą płynącą z niepokonanej Miłości na wieki.

Psalm responsoryjny: Ps 63,2.3-4.5-6.8-9  

Lament nadziei

W wersji liturgicznej Ps 63 może wydawać się jedynie pieśnią pełną tęsknoty i zachwytu. Tymczasem okoliczności, na które wskazuje w. 63,1 przywołują jednoznacznie fatalne położenie psalmisty utożsamianego z Dawidem, który krył się na Pustyni Judzkiej przed oprawcami. Podobnie do Jeremiasza, podmiot liryczny wypowiada słowa pełne zachwytu przemieszanego jednak z tęsknotą. Tęskni za świątynią (w czasach Dawida jeszcze nieistniejącą, więc trudno jednoznacznie przypisywać mu autorstwo psalmu), która jest widocznym znakiem Bożej potęgi. Oddalenie nie umniejsza jednak jego zachwytu podsycanego miłością – pomimo prześladowań.

Drugie czytanie: Rz 12, 1-2   

Miłosna przemiana umysłu

Bezsprzecznie rola, jaką umysł odgrywa w życiu chrześcijańskim, jest dla Pawła z Tarsu ogromnie ważna. W niezwykle treściwych dwóch wersach Listu do Rzymian apostoł zawarł całe mnóstwo zdroworozsądkowych treści. Pierwszy z nich słusznie wydaje się zakorzeniony w systemie ofiarniczym, ale rozumianym w odmiennych kategoriach niż żydowski. Kluczem tu jest nie tyle sama ofiara, ile sposób jej składania, który określony został przymiotnikiem logikos – rozumny, logiczny, przemyślany, czyli, na miarę odgrywanej we wspólnocie roli i możliwości. Co ciekawe, jest to jedyne miejsce, w którym autor posłużył się tym słowem. W drugim z wersów mówi się wprost o metamorfozie, czyli przemianie umysłu na taki, który nieustannie rozeznaje, co jest Boże, a co światowe. Logika zatem, o której mowa wcześniej, jest o tyle słuszna, o ile osadzona jest na Bogu.

Ewangelia: Mt 16, 21-27

Niepojęta droga

Niejeden znajdując się w sytuacji uczniów Jezusa, którą relacjonuje Mateusz, poczułoby się zagubiony. Na galilejskim etapie ich wspólnej wędrówki i formacji apostołów dzieje się tak wiele: pod Cezareą Filipową Jezus zapowiada Piotrowi, że stanie się opoką Kościoła (czymże on miałby być?), by zaraz potem wskazać mu jego miejsce, gdy sprzeciwia się on wizji cierpienia ukochanego Mesjasza; niewiele później ukazuje się uczniom w swojej Boskiej nieskazitelności – przemieniony na wysokiej górze, w towarzystwie Mojżesza i Eliasza. W to wszystko, w drogę pełną cudów i znaków, rozmów i nauk, wpisują się gorzkie słowa Jezusa o losie jego najbliższych towarzyszy. Nie będzie on związany z przywilejami, wygodami i ogólnoludzkim podziwem, ale z przeciwnościami, stawianiem czoła temu, co On sam nazywa krzyżem, choć apostołowie o krzyżu nic jeszcze nie wiedzieli. Jak musiały one pobrzmiewać w ich uszach? Niezwykle gorsząco – przecież ukrzyżowanie było karą przeznaczoną dla najgorszej maści złoczyńców i to szafowaną wyłącznie przez Rzymian. Dlaczego więc mają się zmagać z takim losem? Czyżby mieli wziąć udział w nieudanym przewrocie politycznym? Jeszcze nie wiedzą, choć Jezus daje im jasno do zrozumienia, że ich nagroda wykracza poza ten świat, a nawet daje wgląd w tę rzeczywistość na górze Tabor. Czyż nie często czujemy się równie skonfundowani, gdy medytujemy gorzko-słodkie słowa Ewangelii?

 

Poniedziałek, 04.09.2023r.

Pierwsze czytanie: 1 Tes 4, 13-18

Czy kolejność jest ważna?

Dla Tesaloniczan z pewnością była, skoro zapytywali o nią w kontekście zmartwychwstania Pawła, który był dla nich do pewnego momentu jedynym z autorytetów chrześcijańskich – przecież przyniósł do nich Dobrą Nowinę jako pierwszy. Dla Pawła natomiast wątpliwości wspólnoty tożsame były z powrotem do pogańskiej beznadziei, która wynikała z niewiary w powstanie z martwych. Apostoł nie zlekceważył jednak stanu wątpiących, ale podjął próbę uporania się z ich sceptycyzmem. Jego wnioskowanie przebiega następująco:

Po pierwsze, fakt zmartwychwstania „tych, co posnęli”, czyli umarłych, wynika z trudnej w swojej prostocie prawdy wiary o zmartwychwstaniu Jezusa;

Po drugie, jeśli Pan powróci na ziemię za życia targanego wątpliwościami pokolenia, wówczas zachowana zostanie pewna kolejność – najpierw powstaną umarli, a następnie porwani zostaną żywi;

Po trzecie i ostatnie, wiara w paruzję za czasów Pawła, choć okazała się ostatecznie nie okazała się słuszna, miała za cel pobudzenie nadziei i przyniesienie ukojenia Tesaloniczanom, których rzeczywistym problemem nie była kolejność, ale sam fakt zmartwychwstania.

Psalm responsoryjny: Ps 96,1 i 3.4-5.11-12.13  

Jak przeżywać paruzję?

Z pewnością opiewając wspaniałość nadchodzącego Króla. Zaskakuje fakt, że wizja paruzji za naszego ziemskiego życia oraz wiążącego się z nią sądu budzi w większości z nas niepokój, podczas gdy powinna być powodem do nieposkromionej wręcz radości. Nic w tym dziwnego. W uporządkowanym świecie, który sobie stwarzamy, obawiamy się tego, co nagłe i niezapowiedziane. Z drugiej jednak strony, czy spadająca na człowieka znienacka miłość nie budzi w nim poczucia błogości, nie wznieca ognia i wielkiego pragnienia otoczenia obiektu miłości szczęściem? Jeśli tak, to zdecydowanie coś poważnie kuleje w naszym oczekiwaniu na powtórne przyjście Pana. Tymczasem podmiot liryczny Ps 96 zawstydza nas jeszcze bardziej, stawiając jakby w kontraście do naszej niepewności i mieszanych uczuć ekstatyczną radość całego stworzenia: „Niech się radują niebiosa i ziemia weseli, / niech szumi morze i wszystko, co je napełnia. /Niech się cieszą pola i wszystko, co na nich rośnie, /Niech wszystkie drzewa w lasach wykrzykują z radości”. Wszak Pan nadchodzi, by nas osądzić z miłości.

Ewangelia: Łk 4, 16-30

Pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością

W kontekście psalmu, ewangelia o nieprzyjęciu Jezusa w rodzinnym Nazarecie budzi niepokój. Dlaczego? Z jednej strony moglibyśmy pomyśleć o całym zjawisku odrzucenia Mesjasza szerzej – o Jego nieprzyjęciu przez swoich, czyli Żydów. Nie bez przyczyny sam Jezus przywołuje sceny, gdy prorocy byli posyłani do pogan pokroju Syryjczyka Naamana i bezimiennej wdowy z Sarepty. Z drugiej jednak – i to jest ten moment do głębszego namysłu – żyjemy w czasach tzw. prodromów, czyli znaków zapowiadających paruzję i to my, w sposób mistyczny jako w większości wywodzący się z pogan Kościół-Ciało, jesteśmy docelowo domownikami Bożego Królestwa. Pytanie tylko, czy w kontekście obrośnięcia tym, co światowe, kuszące, odarte z Boga i tajemnicy, a przyprawione wygodą znaną dotychczas najbogatszym, dostrzeżemy dzień, w którym Jezus, tak jak to miało miejsce w Nazarecie, przemówi wprost „Dziś spełniły się Pisma, które słyszeliście”? Czy tym razem nie my wybuchniemy świętym oburzeniem, pomimo dźwięku trąby, aniołów etc., skoro nawet klęski i wojny, o ile nie dotyczą nas bezpośrednio, poruszają nas na pewien tylko czas?

 

Wtorek, 05.09.2023r.

Pierwsze czytanie: 1 Tes 5,1-6.9-11

Niezaskoczony czuwający

Faktem jest, że ten, kto czuwa, nie zostanie zaskoczony nieoczekiwanym zdarzeniem w takim stopniu, jak ten, który śpi. Wciąż jednak nawet on może popaść w osłupienie na widok niespodziewanego. Clou więc nie może być sam fakt czuwania, ile raczej bycie gotowym na to, na co się czeka, pomimo pewnych o zdarzeniu lub rzeczy wyobrażeń. Nie tylko bowiem fakt czuwania wyróżnia gotowych, ale bycie synem światłości i dnia. Czym odznacza się taka osoba? Przejrzystością życia i słusznością uczynków, których nie musi się wstydzić i ukrywać ich w ciemności. Tak silne świadectwo zaowocuje wiecznym życiem w bliskości Pana. Paweł zaznacza jednak, że kroczenie w światłości nie jest drogą łatwą, dlatego wymaga ono odpowiedniego wsparcia – zwłaszcza ze strony wspólnoty. Dopiero na tle innych ludzi i ich uczynków dostrzec możemy wartość bądź jej brak, nieskazitelność lub grzeszność oraz słuszność albo omylność swojego postępowania. To jest bowiem zasadniczym zadaniem wspólnoty chrześcijańskiej – wzajemne wzrastanie w świętości, które sprawi, że spotkanie z Panem nie będzie napawało trwogą, ale nadzieją.

Psalm responsoryjny: Ps 27,1bcde.4.13-14 

Syn światłości

Gdyby wziąć pod uwagę trudny los psalmisty, słowa zapisane w dzisiejszej Liturgii Słowa mogłyby się wydawać niezwykłą pieśnią pochwalną, podczas gdy w rzeczywistości stanowią część skargi człowieka uciskanego, który wyraża nadzieję na szczęśliwy los i nie ustaje w modlitwach. Staje się tym samym jakby typem przywoływanego przez Pawła syna światłości, który pomimo przeciwności losu pozostaje wierny Bogu i ufa – tak samo, jak ufali Tesaloniczanie, których relacje z przeciwnymi apostołowi Żydami nie należały do łatwych. Jak zatem przetrwać naznaczone cierpieniem dni? Psalmista nie ma wątpliwości – w bliskości Boga, której kwintesencję dostrzega on w świątyni będącej dla Żydów jedynym ziemskim mieszkaniem Jahwe. W sanktuarium najpełniej można było bowiem doświadczyć Jego Obecności. A jakie my mamy marzenia, gdy spadają na nas nieoczekiwane i ciężkie do podźwignięcia doświadczenia?

Ewangelia: Łk 4,31-37

Święty Boga

Mieszkańcy Kafarnaum, niewielkiej wioski na północnym brzegu również nie tak wielkiego Jeziora Galilejskiego, nie zdawali sobie sprawy z tego, z kim mają do czynienia. Zaskakuje fakt, że prawdę o Jezusie przedkłada im dopiero duch nieczysty. Jego obecność w synagodze może zaskakiwać, o ile nie mamy świadomości, że instytucji tej nie należy mylić ze świątynią. Jej rola ograniczała się do oficjalnego miejsca zgromadzeń, nie tylko o charakterze liturgicznym. Powracając jednak do wątku demona – Jezus nakazał mu milczeć i wyrzucił z opętanego z mesjańską stanowczością. A jaka była reakcja innych? Wydają się głusi. Ewangelista wprost napisał, że swoje słowa o Jezusie duch nieczysty wykrzyczał donośnie – gdy wziąć pod uwagę niewielkie wymiary synagogi, z pewnością prawda o godności Syna Człowieczego dotarła do uszu wszystkich zgromadzonych. Tym bardziej zaskakiwać powinna ich reakcja, którą było zdumienie, ale czy zaowocowało ono wiarą? Wydaje się, że nie. I choć „wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy”, najprawdopodobniej dotyczyła ona nie mesjańskiej czy Boskiej godności Jezusa, ale stanowiła rodzaj fantastycznego curiosum: oto pojawił się cudotwórca o całkiem dobrze znanej tożsamości – wszak krajan – którego warto zobaczyć.

 

Środa, 06.09.2023r.

Pierwsze czytanie: Kol 1, 1-8

Walka o owoce

Myśląc o głoszeniu Ewangelii, często popadamy w błąd, który wpędza nas w ewangelizacyjne wygodnictwo. Zwykle negatywnie odpowiadamy na stawiane sobie pytanie: „Panie, czy posłałeś również mnie?”. Jest to o tyle niebezpieczne, że by osiągnąć metę czy uzyskać nagrodę należy stanąć do walki – agonu, o którym wspomina Paweł w kontekście Epafrasa (Kol 4,12; zob. Flp 1,23)

Gdy pomyślimy o pierwotnym Kościele, musimy mieć świadomość, że był on rzeczywistością zbudowaną z niewielkich liczebnie wspólnot. Tymczasem Paweł w samym pozdrowieniu otwierającym List do Kolosan wymienia trzech wielkich ewangelizatorów – siebie samego, Tymoteusza, który był kapłanem, a później nawet biskupem oraz Epafrasa, o którym wiemy niewiele, choć Tradycja czyni zeń głowę Kościoła właśnie w Kolosach. Czy wspomina o nich i o sobie tylko z powodów formalnych, bo tak wypadało otworzyć list? Raczej nie. By mieć pewność, że wiara neofitów właściwie zaowocuje, Paweł wskazuje im pewne wzorce, stawia przed nimi odpowiednich liderów, którzy nie zamierzali spocząć na laurach, ponieważ mieli świadomość, że wiara niepodsycana, niezaangażowana i nieangażująca jest martwa, a u kresu drogi nie czeka laur zwycięstwa. Nie musimy być wielcy jak Paweł, Tymoteusz czy Epafras, ale jesteśmy powołani do działania.

Psalm responsoryjny: Ps 52,10-11

By drzewko oliwne wydało owoce…

Oliwka europejska jest drzewem charakterystycznym dla obszaru Śródziemnomorza. Uchodzi za roślinę niewymagającą wielkiego zaangażowania czy pielęgnacji, zwłaszcza gdy rośnie na obszarze, do którego się przystosowała. Jeśli jednak chcemy, by była plenna, trzeba należycie o nią zadbać – przycinać, nawozić, a również (zwłaszcza w naszych warunkach) podlewać. Metaforą kwitnącego drzewka oliwnego posłużył się psalmista – jest ona obrazem jego samego. Owo kwitnienie oznacza, że o drzewko ktoś odpowiednio zadbał – tym kimś jest w wypadku metafory sam Bóg. Teraz już głównie w mocy oliwki leży to, czy wyda owoce, czy będzie czerpała siły witalne z tego, co ofiarował jej Opiekun. Psalmista wie, skąd czerpać – jego korzenie tkwią bowiem na Bożym gruncie. Jak sam wspomina, polega na Imieniu Boga. Może mieć więc pewność, że z jego kwiatów powstaną dorodne owoce.

Ewangelia: Łk 4,38-44

Plon obfity

Często poszukujemy na swojej drodze wiary przykładów i autorytetów – i słusznie, o ile mamy stale przed oczami Tego, kto jest wzorem doskonałym, Jezusa. Ewangelista Łukasz w bardzo lakonicznych obrazach ukazuje nie tylko, jak wielki jest Syn Boży, ale stawia i nam wyzwanie – bo gdyby nasza wiara była niezachwiana, również bylibyśmy zdolni do dawania niezłomnego świadectwa. Co więc takiego Jezus czynił w Galilei? Nieustannie kładł ręce na tych, którzy potrzebowali pomocy – uzdrawiał ciało i ducha, wyrzucał złe duchy. Dał jednak przykład tego, co najważniejsze, by działać skutecznie, poszukiwania intymności z Ojcem na miejscu pustynnym. Oznacza to tyle, że oddawał się modlitwie. Jaki był tego efekt? Ucieczka od jakże kuszącej wygody, pozostania na miejscu. Mieszkańcy Galilei zapewne wiele by uczynili, by zatrzymać Jezusa u siebie. On sam jednak wyrywa się tej wizji życia wygodnego, a ludziom pozostawia jasną sugestię – jeśli chcecie/chcemy doświadczać cudowności Boga, sami musicie/musimy podjąć wysiłek podążania za nim. On już nas odnalazł – pora na nasz ruch.

 

Czwartek, 07.09.2023r.

Pierwsze czytanie: Kol 1,9-14

Modlitwa za powołanych

Często kwestię powołania ograniczamy do trzech stanów: małżeństwa, kapłaństwa czy życia samotnego (w tym konsekrowanego), zapominając, że naszym podstawowym powołaniem jest… chrześcijaństwo, nieustanne naśladowanie Chrystusa i danych nam za wzór liderów. Skutkiem realizacji tego powołania i powołaniem zarazem powinna być świętość, a ostatecznie wieczność w bliskości Boga. Jednorazowe podjęcie tej „Bożej rękawicy” nie jest jednak wystarczające, choć często gwałtowne nawrócenia odciskają piętno pobożności na całym życiu. Zdecydowanie częściej powołanie jest nieustanną walką z „władzą ciemności”. Nie bez przyczyny tak często Paweł porównuje chrześcijańską doczesność do agonów – zapasów czy biegów. Walka wiary toczy się stale i nie znosi stagnacji. Osiadanie na laurach zawsze skutkuje atakami pokus, które bez pomocy Boga są nie do odparcia. Dlatego tak ważne jest nie tylko konsekwentne trwanie w powołaniu, ale również podsycanie go modlitwą – zarówno własną, jak i wstawienniczą, modlitwą wspólnoty. Zasilanie modlitwą i wyplewianie pokus są jedynym przepisem na obfity i dobry plon.

Psalm responsoryjny: Ps 98,2-3b.3c-4.5-6

Powołanie do uwielbiania

Bóg jest Królem, a króla należy czcić przede wszystkim dla tego, kim jest, a dopiero w drugiej kolejności z uwagi na jego czyny i dzieła. Choć wydaje się, że uwielbienia psalmisty są motywowane głównie Bożymi uczynkami, gdy przyjrzeć się uważniej opiewa on przede wszystkim naturę Boga, a w tę wpisuje się doskonała edāqâ (wym. cedaka) – sprawiedliwość. Rzeczą sprawiedliwą było bowiem okazać zbawcze dzieła w historii Izraela – narodu, w którym sobie upodobał. A skoro sobie w nim upodobał, okazał mu swoje zbawienie, które w języku hebrajskim wybrzmiewa na wskroś znajomo – ješûʻâ (wym. jeszua). Do tego wspólnego uwielbiania za sprawą Jeszui-Jezusa, którego Wcielenie było najwyższym aktem wierności Boga, zostaliśmy powołani również my – w momencie naszych narodzin dla wspólnoty Kościoła, a może przez sam fakt stworzenia?

Ewangelia: Łk 5,1-11

Apostolskie fiat

Scena powołania Szymona, Andrzeja i synów Zebedeusza należy chyba do tych znanych najlepiej – nieudany połów nocny, obfity połów powtórny na słowo Jezusa, porzucenie sieci i pójście za nowym Mistrzem. Nie te jednak wydarzenia zastanawiają, ale sam początek znajomości uczniów z Jezusem. Co się wydarzyło, że zmęczeni po całonocnych próbach rybacy najpierw przyjęli Jezusa na swą łódź, a następnie dokonali połowu raz jeszcze? O ile to drugie można zrozumieć, wszak zdążyli wysłuchać Jego nauk, jednak to ta pierwsza decyzja musiała być przełomem. Jezus rozgościł się w łodzi nie oferując żadnej zapłaty, niespodziewanie, przez nikogo nieproszony. Co powinni zrobić Piotr i Andrzej w takiej sytuacji? Jedynym logicznym działaniem wydaje się przegnanie intruza. Oni jednak zrobili to, o co prosił. Już wtedy musiał w jakiś tajemniczy sposób dać się poznać Szymonowi – wszedł nie tylko do jego łodzi, ale i zagościł w życiu – a Szymon i jego towarzysze powiedzieli Mu „tak”. Z pewnością wiele powołań – również współcześnie – rodzi się w tak niespodziewany i niekonwencjonalny sposób.

 

Piątek, 08.09.2023r. – Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny

Pierwsze czytanie: Mi 5,1-4a

Zrodzony z kobiety, ale przedwieczny

Chrześcijanom często zarzuca się nadmierną chrystologizację Starego Testamentu. Tymczasem teksty prorockie takie, jak ten proroka Micheasza dowodzą, że niektórych jego części zwyczajnie nie można czytać inaczej. Wszak zapisane w jego księdze proroctwo jest na wskroś trafne i dokładne – co imponuje tym bardziej, że prorok Micheasz miał działać w królestwie Judy na przełomie VIII/VII w. przed Chr., czyli około siedmiuset lat przed narodzinami Jezusa! Jak ów prorok widzi Mesjasza? W sposób zaskakujący i wymykający się logice jego czasów. Wydaje się bowiem, że ma on świadomość przedwiecznego pochodzenia Mesjasza i jego wiecznego trwania, z jednej strony, z drugiej – daje jasno do zrozumienia, że narodzi się On z kobiety. Przez pryzmat Osoby Jezusa są to słowa doskonale dla nas, chrześcijan, czytelne. Pomyślmy jednak, jak absurdalnie musiały brzmieć, a może i wciąż brzmią w wielu uszach? W ludzkiej logice są zwyczajnie sprzeczne. I czyż ta sprzeczność nie dowodzi geniuszu Biblii?

Psalm responsoryjny: Ps 13,6

Na wzór Maryi

Dobór psalmu 13 w dzisiejszej Liturgii Słowa wydaje się czymś na wskroś zaskakującym. Tekst ten jest bowiem z perspektywy genealogicznej niczym innym jak lamentacją, zwieńczoną radosnym epilogiem. Z uwagi na taką jego kompozycję, możemy odczytać go na wskroś maryjne. Maryja jest przecież przedstawicielką narodu żydowskiego, ludu wybranego, który znajdował się pod okupacją rzymską, z drugiej jednak strony stała się ona Matką Boga, jedyną kobietą w tak wyjątkowy sposób wybraną. Jako Żydówka mogła odczuwać ból niespełnionych oczekiwań, pragnień, tęsknoty za Bogiem, za Jego Królestwem na ziemi, natomiast jako Matka Boga już w momencie Wcielenia, w swoim Magnificat wyśpiewała ową radość, która stanowi zwieńczenie wspomnianego psalmu. Jego finalny wers, pod wieloma względami, przypomina ową radosną pieśń młodziutkiej Miriam. Dzięki niej bowiem nadzieja stała się faktem, oczekiwany Mesjasz prawdziwie się Wcielił. Ta nadzieja zapłonęła żywszym ogniem de facto już w momencie jej własnych narodzin.

Drugie czytanie: Rz 8,28-30

Szczęśliwa od poczęcia

Maryję z pewnością nazwać można „szczęśliwą” – z greki makaria, „błogosławioną”. Jest ona bowiem niezwykłym przykładem usprawiedliwienia przez wiarę. Cała jej istota, doskonałe trwanie w wierności Bogu, ogrom płonącej w jej sercu miłości ku Stwórcy, jej siła i odwaga zostały jakby nagrodzone w momencie jej narodzin tym, co stało się udziałem ludzkości dopiero po zbawczej Passze Jezusa – antycypującym usprawiedliwieniem, odkupieniem z win. Bóg istnieje poza czasem, dlatego współdziałanie Maryi, jej miłość poskutkowała owym przeznaczeniem jej do życia na wzór Jej Boskiego Syna. Maryja zaistniała więc w zbawczym planie Boga, gdy tylko ludzkość splamiła się grzechem (Rdz 3,15). A skoro ze swej strony, w pełni wolności dokonała tego, co było jej przeznaczone, możemy mieć pewność, ze została obdarzona chwałą, bo była i jest „godna wszelkiej chwały”. Nie bójmy się więc maryjnych praktyk pobożności, ponieważ mamy pewność wyjątkowego statusu Miriam z Nazaretu, a więc i jej skutecznego wstawiania się u Umiłowanego, Pierworodnego i Jedynego Syna.

Ewangelia: Mt 1,1-16.18-23

Poczet wyjątkowych kobiet

Nie sposób czytać rodowodu Mateuszowego bez wspomnienia wyjątkowych kobiet, które się w nim pojawiają. Pierwszą jest Kananejka Tamar, która w przebraniu prostytutki sakralnej uwiodła swojego teścia, Judę, by wyegzekwować swoje prawo do zamążpójścia i potomstwa. Oto gojka, okazała się bardziej sprawiedliwa niż patriarcha i naczelnik rodu. Drugą jest Rachab, również poganka, ale na domiar złego parająca się najstarszym zawodem świata. Ocaliła szpiegów Jozuego syna Nuna wysłanych do Jerycha i zawarła z nimi pakt, że gdy Hebrajczycy zdobędą miasto zachowają przy życiu ją samą i jej rodzinę. Ostatecznie wżeniła się w społeczność żydowską i wedle tradycji stała się prababką króla Dawida. Trzecia, Rut – znów poganka, Moabitka, która pozostała po śmierci swojego męża przy teściowej, Noemi. Kolejna, która wyegzekwowała Prawo – tym razem dotyczące goela, opiekuna, który mógłby, choć nie musiał zostać jej mężem i tym samym zapewnić również opiekę starszej Noemi. Badacze nie doszli do porozumienia, czy uwiodła Booza, niemniej wychodząc za niego została babką Dawida. Owe sprawiedliwe poganki stały się szokującą zapowiedzią nieskalanej Maryi. Bóg jednak zaprosił do ziemskiego rodowodu swojego Syna również to, co odrzucone i z perspektywy żydowskiej obce, a nie tylko to, co znane, własne i chciane.

 

Sobota, 09.09.2023r.

Pierwsze czytanie: Kol 1,21-23

Stałość

Czy można być wrogiem Boga? To mocne stwierdzenie Pawła nawiązuje do przeszłości Kolosan, gdy jeszcze byli odłączeni od mistycznego Ciała – Sōma Chrystusa, które ostatecznie stało się i ich miejscem. Dzięki zbawczym dziełom Mesjasza, poprzez chrzest obmywający z win, zyskali status przyjaciół. Ta przyjaźń wymagała jednak i wymaga wciąż pewnego zaangażowania – stałej pracy nad właściwym sposobem myślenia i niepopadania w grzech, czyli przywołanych przez Pawła stateczności i ugruntowania. Dianoia, czyli ów sposób myślenia wymaga pracy nad metanoia – jego zmianą. Na czym ona polega? Na ukochaniu Pana z całej dianoia, jak wspomina o tym przykazanie miłości Boga (Mt 22,37). Motorem tej miłości jest nadzieja. Utrata tej drugiej skutkuje chwiejnością, która nie przystoi wyznawcy Chrystusa. Chwiejność wyraził Paweł czasownikiem, który tylko jeden raz pada w Nowym Testamencie, zaś w greckim Starym Testamencie siedem razy. Mowa o metakineo, który nie tyle oznacza chwiejność, ile przesuwanie granic. Czyż nie jest to na wskroś współczesna diagnoza?

Psalm responsoryjny: Ps 54,3-4.6 i 8

Chęć

Choć Ps 54 wpisuje się w gatunek lamentacji, nie można odmówić mu również pozytywnych akcentów. Podmiot liryczny – utożsamiany z Dawidem – psalmista skarży się na swój trudny los, co nie wybrzmi w skróconej wersji zawartej w Liturgii Słowa. Tym jednak, co jest godne podziwu i naśladowania, jest jego stałość – ta sama, o której w pierwszym czytaniu wspominał Paweł. Z ugruntowania psalmisty na Bożym Prawie wynika, po pierwsze, pewność, że Bóg stanie się Wybawicielem, a po drugie, co może zaskakiwać w kontekście doznawanych przez podmiot cierpień i prześladowań, chęć składania ofiar dobrowolnych (nedābâ), całkiem bezinteresownych. W takiej postawie wyczytać można graniczącą z pewnością nadzieję, że Bóg przyjdzie z pomocą, ale wedle Swej woli.

Ewangelia: Łk 6,1-5

Ufność

Jezus i uczniowie, którym On sam pozwala na przekraczanie Prawa stanowią przykład tego, na czym polega zmiana sposobu myślenia na Boży. Rozumiane niewolniczo Prawo nie było tym, co przyczyniałoby się do duchowego wzrostu tego, kto skrupulatnie go przestrzega. I już nie chodzi wyłącznie o to, że „Syn Człowieczy jest panem szabatu”, ale o motywację. Motywacja Dawida spożywającego wraz z towarzyszami zakazany święty chleb wynikała z faktu namaszczenia go na Bożego pomazańca – miał przetrwać i objąć tron. Motywacja uczniów Jezusa była zgoła inna. Z pewnością jako Żydzi gotowi byli zrezygnować w szabat z zakazanej pracy łuskania kłosów, pomimo odczuwanego głodu. Pchani jednak wiarą i nadzieją, że Jezus jest Mesjaszem zdali się całkiem na Niego. Nie tyle więc złamali Prawo, ile podjęli ryzyko jego przekroczenia w imię uczniowskiej ufności.