XX Niedziela Zwykła, 17.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Jr 38, 4-6. 8-10
Ten, kto ośmiela się mówić prawdę wbrew opiniom obowiązującym w danej społeczności, musi liczyć się z tym, że będzie krytykowany, bojkotowany, obrzucany błotem. Prorok Jeremiasz przepowiedział w imieniu Pana, że Jerozolima zostanie wydana w ręce oblegających ją Chaldejczyków, a jedynym sposobem ocalenia siebie i miasta jest kapitulacja. Przywódcy miasta uznali jednak, że lepiej będzie zagłuszyć proroka niż potraktować poważnie jego kontrowersyjne przesłanie. Jeremiasz trafił więc do błotnistej cysterny, czemu nie potrafił zaradzić nawet sympatyzujący z nim, lecz obawiający się jego wrogów król.
Proroka uratowała interwencja dworzanina królewskiego, Ebedmeleka, który przekonał króla, że nie godzi się pozostawić proroka na śmierć głodową i zdołał wyjednać pozwolenie na wydobycie go z cysterny oraz umieszczenie w bezpiecznym miejscu. Okazał się przez to – jak oznaczało jego imię – prawdziwym „sługą króla”, gotowym narazić siebie, aby pomóc mu uczynić to, co słuszne. Słowo Boże pochwala dziś heroizm wielkich, jak Jeremiasz, ale także ciche męstwo tych, którzy niosą wsparcie i dodają odwagi wysoko postawionym, lecz chwiejnym, aby umieli stanąć na wysokości zadania.
Psalm responsoryjny: Ps 40, 2-3. 4. 18
W życiu zdarzają się chwile, kiedy odrzucony przez swoich, stojący na straconej pozycji człowiek, może liczyć już tylko na Boga. Właśnie w takiej sytuacji woła do Boga psalmista, a Bóg przychodzi mu z pomocą, ocalając jego życie i jego człowieczeństwo. Takie doświadczenie pozwala mu wielbić Boga z nową mocą, ale także jest mocnym świadectwem dla innych, którzy „przejęci trwogą” widzą, że Bóg naprawdę działa. Można być Mu wiernym i wygrać. Można dla Niego coś stracić, a mimo to zachować wewnętrzną radość. Warto Mu zaufać, pozwolić Mu wydobyć się z błota naszych pokrętnych uników i postawić na skale Jego wyzwalającej prawdy.
Drugie czytanie: Hbr 12, 1-4
Łatwo jest dla świętego spokoju uznać, że najlepiej jest żyć jak wszyscy, nawet zagłuszając w sobie głos sumienia i przekonując, że w porównaniu z innymi nie jest z nami jeszcze tak źle. Jednak Jezus nigdy nie obiecywał nam, że będzie łatwo. Wpatrywanie się w Niego, w krzyż, który przecierpiał oraz chwałę, jaką cieszy się po prawicy Boga, budzi motywację do świętego, ofiarnego życia. Zawstydza i wyrywa z bierności także przykład „mnóstwa świadków”, którzy poszli za Jezusem bez względu na koszty. Porównując się do nich, zamiast do niewierzących, nie spoczniemy na laurach, ale umocnieni ich świadectwem zechcemy na serio dążyć do świętości.
Ewangelia: Łk 12,49-53
O prawdziwości tych słów Jezusa nie trzeba dziś chyba nikogo przekonywać! Jednak doświadczając bolesnych rozłamów w naszych rodzinach, środowiskach i społeczeństwie, dobrze jest postawić sobie pytanie, czy ogień, który niszczy naszą jedność, jest naprawdę ogniem rzuconym przez Pana, czy też wznieconym przez naszą własną pychę, upór, złość, brak wyrozumiałości lub niechęć do tych, którzy nam się sprzeciwiają. Czy jesteśmy upominani, odrzucani, wytykani palcami ze względu na wierność słowu Jezusa, czy może z powodu naszych rzeczywistych wad, które sprawiają, że trudno z nami wytrzymać? Czy wykazujemy innym ich błędy z miłości, pragnąc ich dobra, czy też wytykamy je im w poczuciu wyższości i lekceważenia, czerpiąc z tego chorą satysfakcję?
Aby jednak taki rachunek sumienia nie był ani wybielaniem, ani pognębianiem siebie, podejmujmy go w świetle miłości Jezusa. Nasze motywacje prawie nigdy nie są absolutnie jednoznaczne. Nawet w najszczytniejsze pragnienia może zaplątać się egoizm i miłość własna. Tylko Jezus, który w akcie najczystszej miłości oddał za nas życie, jest w stanie skutecznie oczyścić nasze serca tym ogniem, który wypala zło, ale nie niszczy człowieka.
Poniedziałek, 18.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Sdz 2, 11-19
Izrael miał być światłem dla okolicznych narodów, wskazywać im drogi Pana i świadczyć o tym, że kierowanie się prawem Bożym jest o wiele lepsze niż służenie nieistniejącym bożkom. Jednak zamiast nawracać innych, sam uległ ich wpływom i stopniowo przejął pogańskie obyczaje. Wkrótce też zaczął doświadczać zgubnych skutków swoich decyzji, gdy te same narody, do których chciał się upodobnić, okazały się jego nieprzyjaciółmi i ciemięzcami. Natomiast odrzucany przez Izraelitów Bóg, w swojej wierności wzbudzał im kolejnych przywódców, którzy wybawiali ich z rąk nieprzyjaciół, a zarazem jako sędziowie wypominali im grzeszne postępowanie.
I choć lud z wdzięcznością przyjmował wybawienie od bolesnych konsekwencji swoich grzechów, w samych grzechach trwał nadal, co sprawiało, że w jego życiu ciągle powtarzał się ten sam, tak bardzo ludzki schemat. Czy nie brzmi on znajomo i dla nas? Czy i my nie chcielibyśmy służyć jednocześnie Bogu jedynemu i bożkom tego świata; cieszyć się błogosławieństwem Bożym, a zarazem pełnić własną wolę? Czy damy się dziś słowu Bożemu zawrócić z tej drogi, która wprawdzie na pierwszy rzut oka wydaje się atrakcyjna, ale ostatecznie prowadzi donikąd?
Psalm responsoryjny: Ps 106, 34-35. 36-37. 39-40. 43ab i 44
Świat upokarza przegranych, Bóg podnosi ich w swoim miłosierdziu. Kiedy On upomina, to nie po to, by pogrążyć, ale by ocalić. Każdy, kto ze skruchą przyzna się przed Nim do swego buntu i wiarołomstwa, otrzyma kolejną szansę i odkryje, że Bóg patrzy na Niego nie z gniewem, lecz ze współczuciem. Droga do Niego wciąż jest otwarta, nawet gdybyśmy wiele razy popełniali te same grzechy i wracali do Niego dopiero wtedy, gdy przytłoczą nas ich skutki. Niech więc fałszywy wstyd nie powstrzymuje nas nigdy przed wołaniem do Niego, jak nie powstrzymywał biblijnych Izraelitów. Bóg naprawdę jest nieskończenie bardziej miłosierny niż świat.
Ewangelia: Mt 19, 16-22
Aby być prawdziwym uczniem Jezusa, nie wystarczy być porządnym człowiekiem – nie zabijać, nie cudzołożyć, nie kraść, szanować swoich i nie krzywdzić obcych. To za mało. Do tego nie trzeba Ewangelii, gdyż skłania nas ku temu zwyczajna ludzka przyzwoitość i przestrzeganie powszechnie przyjętych zasad. Jezus prowadzi nas dalej, uczy wyrzekać się tego, co uważamy za swoje i oddawać siebie w służbie innym. Jego wezwanie ma zawsze charakter indywidualny, dostosowany do naszych możliwości i uwzględniający najgłębsze pragnienia naszych serc. Bogaty młodzieniec został wezwany do radykalnego wyrzeczenia się swoich posiadłości i poświęcenia całego życia głoszeniu Ewangelii. My możemy zostać wezwani do wyrzeczenia się świętego spokoju, wygody, dobrej opinii u wszystkich, przekonania o własnej racji lub po prostu poświęcenia czasu, energii czy pieniędzy w dobrej sprawie.
Każdy z nas, kierujących się Ewangelią, ma przejść od postawy: „moje; należy mi się; ja tym dysponuję” do „Twoje, Panie; Tobie się należy; Ty dysponuj”. Jezus zapewnia nas, że to, czego się wyrzekamy, stanie się naszym skarbem na życie wieczne. Ale już dziś nasz stosunek do tego, co posiadamy, stanowi o tym, czy po spotkaniu z Panem wrócimy smutni na stare śmieci, czy pójdziemy za Nim z radością i pokojem serca.
Wtorek, 19.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Sdz 6, 11-24a
Można nie prosić Boga o nic z obawy, że nie zostaniemy wysłuchani. Można ukryć się za maską pobożności, tłumiąc w sobie wszelkie wątpliwości i pytania w poczuciu, że na pewno i tak nie uzyskamy na nie odpowiedzi. Inaczej postępuje Gedeon. Śmiało wchodzi w polemikę z Bożym wysłannikiem zarzucając mu, że z ludzkiego punktu widzenia jego słowa zaprzeczają logice. Jak może on pozdrawiać go słowami: „Pan jest z tobą, dzielny wojowniku!”, gdy cały naród jęczy pod jarzmem Madianitów, a sam Gedeon jedyne, co może zrobić, to spróbować ukryć przed nimi rodzinny zapas zboża? Jak może posyłać go do walki na czele wojska, skoro znaczenie jego rodu, a także jego samego w tym rodzie, jest praktycznie żadne? Te szczere pytania, a następnie prośba o znak, nie zostają mu poczytane za bezczelność. Bóg odpowiada, a ze spotkania z Nim Gedeon wychodzi przemieniony, gotów do podjęcia czynów, do których wcześniej czuł się niezdolny.
Bóg nie boi się także naszych pytań. Wchodząc z Nim w dialog nie spodziewajmy się jednak czysto teoretycznych odpowiedzi. Kontakt z Nim nie odbywa się tylko na poziomie intelektu, lecz sięga głębiej – przemienia, mobilizuje do działania, wskazuje drogi wyjścia, a przede wszystkim daje pokój, którego nigdy nie osiągniemy poprzez religijną poprawność.
Psalm responsoryjny: Ps 85, 9. 11-12. 13-14
Gedeon wchodząc w szczery dialog z Bogiem rozpoznał Go jako Boga pokoju. Psalmista głosi, że ten pokój oraz cała plejada innych wspaniałych łask dana jest wszystkim, którzy słuchają tego, co mówi Bóg oraz zwracają się ku Niemu swym sercem. Nie jest to bynajmniej łatwe, gdyż świat narzuca nam swoją mentalność i swoje obietnice w sposób o wiele bardziej nachalny niż Bóg. Wciąż grozi nam pokusa wiary pozornej, słuchania słowa Bożego z obowiązku, z sercem zwróconym gdzie indziej, a w konsekwencji brak otwarcia na działanie mocy Boga. Dziś Kościół wkłada nam w usta słowa psalmu: „Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg”. Oby starczyło nam wiary i odwagi, by wypowiedzieć te słowa z tą samą determinacją, co ich autor.
Ewangelia: Mt 19, 23-30
Pytanie Piotra wydaje się całkowicie uzasadnione. Jezus dopiero co oznajmił zdumionym uczniom, że Bóg jest w stanie zbawić nawet tych, którzy po ludzku mają mniej więcej takie same widoki na wejście do Jego królestwa, jak wielbłąd na przejście przez ucho igielne. Skoro więc Bóg może zbawić bogacza korzystającego do woli ze swoich dóbr, to po co wyrzekać się czegokolwiek? Skoro może zbawić grzesznika, to po co powstrzymywać się od grzechu? I czy w takim razie on, Piotr, opuszczając na słowo Jezusa rodzinę, swoje rybackie przedsiębiorstwo i wszystko, co było mu drogie, aby na pewno postąpił rozsądnie?
Jezus nie obraża się na Piotra i traktuje poważnie jego pytanie. Obiecuje, że każde wyrzeczenie podjęte ze względu na Boga zostanie wynagrodzone po stokroć, mówi też o nagrodzie czekającej Jego uczniów w przyszłym życiu. Kończy jednak nutą ostrzeżenia. Ten, kto uważa, że zasługuje na Boże względy bardziej niż inni, może srodze się zawieść. Przed wzrokiem Jedynego, który przenika ludzkie serca, nie ostoją się żadne iluzje. Grzesznik szczerze opłakujący zmarnowane życie może okazać się bliżej zbawienia niż ci, którzy nawet służąc Bogu, mieli na celu przede wszystkim swój własny interes.
Środa, 20.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Sdz 9, 6-15
Abimelek nie został królem z Bożego namaszczenia. Doszedł do władzy w sposób krwawy i perfidny, mordując swych siedemdziesięciu przyrodnich braci oraz wciągając w ten proceder możnych miasta Sychem, których przekonał, że jego panowanie będzie im na rękę. Postąpił też wbrew woli swego ojca, Gedeona, pogromcy Madianitów, który pragnącym obwołać go królem odparł z pokorą: „Nie ja będę panował nad wami ani też mój syn: Pan będzie panował nad wami” (Sdz 8,23).
Ceremonię ogłoszenia Abimeleka królem zakłóca Jotam, ocalały cudem z rzezi swych braci, który z pobliskiej góry wykrzykuje bajkę o drzewach. Rośliny szlachetne, jak oliwka, figowiec i krzew winny odrzucają pokusę wyniesienia, pragnąc pełnić taką służbę bogom i ludziom, do jakiej zostały powołane. Wyzwanie podejmuje krzew cierniowy. Czy jednak drzewa – w tym wielkie, wspaniałe cedry libańskie – rzeczywiście wierzą, że ów mizerny krzew zapewni im odpoczynek w swoim cieniu? Czy to, co wiedzą o nim do tej pory, rzeczywiście daje gwarancję, że ogień jego agresji nie rozpali się przeciwko nim? A może jest wręcz przeciwnie? Może paktowanie ze złem, nawet gdyby wydawało się przynosić korzyść, ostatecznie zawsze obróci się przeciwko nam – jak zresztą stało się wkrótce z możnymi miasta Sychem?
Psalm responsoryjny: Ps 21, 2-3. 4-5. 6-7
W psalmie, będącym w podstawowym zamyśle autora dziękczynieniem za zwycięstwo militarne króla, wyczuwamy tęsknotę za czymś więcej niż tylko chwilowe wybawienie od ziemskich nieprzyjaciół. Król przed bitwą prosił o ocalenie życia, a otrzymał długie dni, chwałę, dostojeństwo i blask „na wieki i na zawsze”. Nasze skojarzenia z Jezusem, Królem królów, wywyższonym w chwale zmartwychwstania po prawicy Ojca, są tu jak najbardziej uzasadnione. W Nim, będącym jedno z Bogiem Ojcem, ostatecznie spełnią się ludzkie pragnienia pokoju i bezpieczeństwa, których nie są w stanie zapewnić na stałe ziemscy władcy. Klimat niezmąconej radości, jaki wprowadza psalmista, daje nam już teraz przedsmak tego, czym jest dar zbawienia i jakim szczęściem będzie przebywać na wieki w Bożej obecności.
Ewangelia: Mt 20, 1-16
To nieprawda, że Bóg dzieli ludzi na kategorie. Nieprawda, że skoro wybiera jednych, to znaczy, że odrzuca drugich. Nieprawda, że skoro ktoś w Jego oczach jest lepszy, to drugi jest gorszy. Nieprawda, że skoro ktoś dostaje od Niego więcej, to drugi musi dostać mniej. Nasze ludzkie kalkulacje zupełnie nie przystają do Tego, którego miłość jest wszechogarniająca, a zasoby nieskończone. Kiedy my, wraz z pracującymi od rana w Jego winnicy robotnikami, chcemy narzucić Mu własną miarę sprawiedliwości, On zapewnia, że nasz denar jest u Niego bezpieczny. Jego miłosierdzie wobec innych w niczym nam nie zagraża, nie uszczupla naszej zapłaty i nie odbiera nam Jego miłości. Jest natomiast godne ubolewania, gdy zaproszeni przez Niego do współpracy, odbieramy ją głównie jako ciężar, nie doceniając Jego bliskości i przeliczając ją na monety osobistych korzyści.
Robotnicy najęci o późniejszych godzinach nie znaleźli się na rynku chwilę wcześniej. Stali tam od rana, gotowi do pracy. Wybierając innych, gospodarz winnicy widział także ich, miał ich w pamięci i wracał po nich w czasie, który wydawał mu się słuszny. Nie znamy kryteriów Bożych wyborów. W dzisiejszej przypowieści Jezus zapewnia nas jednak, że pamięta o każdym bez wyjątku i denarów wystarczy Mu dla wszystkich.
Czwartek, 21.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Sdz 11, 29-39a
Byli małżeństwem niesakramentalnym. Po przeżyciu nawrócenia tak bardzo zatęsknili za komunią świętą, że zdecydowali się na życie w czystości. Złożyli przyrzeczenie przed proboszczem i regularnie korzystali z jego kierownictwa duchowego. Niedługo potem odbywał się synod o rodzinie, który rozbudził nadzieje, że papież zezwoli na udzielanie komunii świętej osobom znajdującym się w powtórnych związkach. „Może już niedługo będziecie mogli do siebie wrócić” – powiedział ktoś na spotkaniu wspólnoty. „Nas to nie dotyczy” – odpowiedzieli zgodnie. „My przyrzekliśmy Bogu zachować wstrzemięźliwość do momentu, kiedy będziemy mogli zawrzeć małżeństwo sakramentalne. Tam nie było klauzuli: ‘O ile nie zmienią się zasady’. Daliśmy Bogu słowo i zamierzamy go dotrzymać”. Byłam tego świadkiem i pamiętam ciszę, która wówczas zaległa.
Z dzisiejszego punktu widzenia fakt, że Jefte zdecydował się dotrzymać niefortunnie złożonego ślubu wydaje się absurdem. Wiemy zresztą, że to wiara w Boga jedynego położyła w końcu kres ofiarom z ludzi. Z pewnością jednak teraz, w dobie powszechnych odejść i beztroskiego odwoływania tego, co nieodwołalne, potrzebne są mocne świadectwa o tym, że można słowo dane Bogu potraktować na serio nawet wtedy, gdy jest nam to zupełnie nie na rękę.
Psalm responsoryjny: Ps 40, 5. 7-8a. 8b-10
Szczęśliwy człowiek, który ufa Bogu bardziej niż ludziom. Który słowa: „wola Boska”, w naszej kulturze tak często wypowiadane z rezygnacją, potrafi wypowiedzieć z radością. Dla którego służba Bogu i pełnienie Jego woli nie są uciemiężeniem, lecz czyni to chętnie, nie z przymusu, lecz ze świadomego wyboru. Który odkrył, że Bogu nie zależy na ofiarach, na czysto zewnętrznym przestrzeganiu przepisów prawa, ale pragnie, by człowiek z pełnym zaufaniem otworzył przed Nim swoje serce, poznając Go takim, jakim jest – nie jako kapryśnego przełożonego, któremu ulega się z konieczności, lecz Ojca pragnącego bliskich relacji ze swoimi dziećmi. Szczęśliwy człowiek, który nie służy Bogu na pół gwizdka, ale naprawdę potraktował Go na serio.
Ewangelia: Mt 22, 1-14
Wszelkie koncepcje głoszące, że adresatem Bożego zbawienia jest jedna, wyselekcjonowana grupa ludzi – naród, wspólnota, osoby spełniające wyśrubowane kryteria moralne – wcześniej czy później upadały. Okazywało się, że także wśród tych „zaproszonych” wielu stawia swoją prywatną rolę czy kupiectwo ponad Boga, a są i tacy, którzy dopuszczają się wołających o pomstę do nieba niegodziwości. Jezus, dla którego nie ma lepszych i gorszych, mówi jasno, że Boże zaproszenie skierowane jest do każdego. Słudzy mają głosić je nie wybranym, ale na rozstajach dróg, gdzie mieszają się ze sobą przypadkowi ludzie, oraz przyprowadzać na ucztę „wszystkich… złych i dobrych”.
Nie wiemy, kim był człowiek bez stroju weselnego, który został wyrzucony w ciemności. Król nazywa go „przyjacielem”. W Ewangelii Mateusza podobnie zwraca się gospodarz z przypowieści o robotnikach w winnicy do prawiącego mu wyrzuty (Mt 20,13) i Jezus do Judasza w Ogrójcu (Mt 26,50). Nie jest to słowo odrzucenia, lecz miłosierdzia; słowo – być może ostatniej – szansy, zachęcające do dialogu, w którym wszystko może jeszcze zostać naprawione. Jednak człowiek ten milczy. Przekreśla go to samo, co pierwszych zaproszonych – ostateczna odmowa wejścia w relację z Tym, który zapraszając, walczy o nas do końca.
Piątek, 22.08.2025 r. – Wspomnienie NMP, Królowej
Pierwsze czytanie: Iz 9, 1-3. 5-6
Pokrzepiająca zapowiedź proroka Izajasza skierowana była pierwotnie do ludzi, którzy żyli w ciemnościach i udręce beznadziei – do północnych plemion Izraela, które zostały podbite przez Asyryjczyków. Prorok zapewnia, że zazdrosna miłość Pana nie dopuści na dłuższą metę do tego, aby Jego naród gnębili ciemięzcy. Władza spocznie na barkach Jego Wybrańca, wyjątkowego Dziecięcia, które ma się narodzić i przynieść ludowi radość – zwielokrotnioną w stosunku do dawnych, prostych radości z obfitości zbiorów, podziału łupów, wyzwolenia rękami Gedeona spod jarzma Madianitów.
Co konkretnie w życiu cierpiącego narodu mógł zmienić fakt narodzin nawet najbardziej niezwykłego Dziecka? Praktycznie nic. Ale mógł obudzić nadzieję na to, że sprawy idą ku dobremu, że Bóg ich nie porzucił, pamięta o nich i ma w stosunku do nich swoje plany. O ileż bardziej ta nadzieja, ta radość, może towarzyszyć nam, którzy znamy już oblicze tego Dziecka, Jego naukę, Jego zbawcze czyny i Jego obietnice dla tych, którzy zechcą za Nim pójść. O ileż łatwiej jest iść w swoją codzienność w poczuciu, że pomimo trudów, problemów i zagrożeń, jakich nie szczędzi nam życie, mamy na co czekać i najlepsze jest wciąż jeszcze przed nami.
Psalm responsoryjny: Ps 113, 1-2. 3-4. 5-6. 7-8
Wzywając lud do wychwalania Boga, psalmista podkreśla dwa Jego przymioty – Jego wielkość i Jego miłosierdzie. Bóg wywyższony ponad ziemię i niebo, którego nie jest w stanie ogarnąć cała znana nam rzeczywistość, w przeciwieństwie do wielu wysoko postawionych tego świata nie brzydzi się prochem nędzarza i gnojem ubogiego, przeciwnie, podnosi ich i nadaje im godność. Echa tego psalmu znajdujemy w radosnym Magnificat Maryi, pokornej służebnicy Pańskiej, która wyniesiona przez Boga odbiera cześć jako Królowa, błogosławiona przez kolejne pokolenia wierzących. My również możemy modlić się z radością jego słowami, wielbiąc Boga, dla którego nikt nie jest zbyt mało znaczący, aby się nim interesować.
Ewangelia: Łk 1, 26-38
Redagując swoją Ewangelię i wkładając w usta anioła słowa będące echem mesjańskich zapowiedzi Starego Testamentu, Łukasz wiedział dobrze, jak potoczyło się ziemskie życie Jezusa. Zdawał sobie sprawę, że z ludzkiej perspektywy świetlana wizja Jego wiecznego królowania znalazła swój kres w cynicznym napisie umieszczonym przez Piłata na krzyżu. Mimo to Ewangelista przytoczył słowa zwiastowania, gdyż miał pewność, że krzyż nie był ostatnim słowem Boga, a zmartwychwstały Jezus wypełni proroctwa w sposób o wiele doskonalszy, niż ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić.
Maryja przy zwiastowaniu zgadza się przyjąć Bożą perspektywę. Wierzy, że On, Bóg rzeczy niemożliwych, jest w stanie dokonać tego, co po ludzku wydaje się całkowicie nierealne. Wierzy, że jest On w stanie bez udziału mężczyzny wzbudzić dziecko w łonie dziewicy. Wierzy, gdy wizyta anioła staje się coraz odleglejszym wspomnieniem, a wokół dzieją się wydarzenia, których sensu Ona nie rozumie. Z wiarą stanie kiedyś pod krzyżem ufając, że Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro z najgorszego zła. Wierzy – i wygrywa. Kontemplując jej Fiat, powtarzane konsekwentnie przez całe życie, nabierajmy ufności, że także wydarzenia naszego życia widziane w świetle wiary znajdą miejsce w Bożym scenariuszu.
Sobota, 23.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Rt 2, 1-3. 8-11; 4, 13-17
W Biblii Hebrajskiej znajdujemy wiele ostrzeżeń przed zawieraniem małżeństw mieszanych. Niekiedy nakazywano wręcz oddalanie już poślubionych żon obcych z obawy, że odwiodą one swych mężów od wiary w Boga jedynego. Jednak w rodowodzie Jezusa znalazła się Moabitka Rut, prababka króla Dawida, która przybyła do Izraela jako młoda wdowa, nie chcąc opuścić swej powracającej w rodzinne strony, również owdowiałej, teściowej. W jej nowym życiu pojawiły się wszystkie znamiona błogosławieństwa Bożego, jak wówczas je rozumiano – małżeństwo z dobrym człowiekiem, płodność, dobrobyt i szacunek otoczenia. Zyskała je pomimo pogańskiego pochodzenia przez swą dobroć, lojalność, skromność i pracowitość na wzór dawnych patriarchiń Izraela.
Przy ogromnym respekcie, jakim otaczano prawo Pańskie w Izraelu, zawarta w Biblii historia Rut uczy, że nie może być ono jednak stosowane bezdusznie. Zawsze wymaga ono wentylu bezpieczeństwa w postaci miłości i zdrowego rozeznania; uznania Bożego działania tam, gdzie objawia się ono w sposób niestandardowy. W Księdze Rut Bóg objawia, że nie da się zamknąć ani w granicach Izraela, ani w granicach litery prawa. Jako Bóg jedyny jest Bogiem dla wszystkich, przyznającym się do każdego, kto się do Niego ucieka.
Psalm responsoryjny: Ps 128, 1b-2. 3. 4-5
Psalmista wpisuje się tu w dominujący w Starym Testamencie pogląd, że nagrodę za bogobojne życie człowiek otrzymuje w życiu doczesnym. Tak więc zgodne i szczęśliwe pożycie małżeńskie, zdrowie, liczne potomstwo i dostatnie życie z pracy własnych rąk uznawano za oznaki Bożego błogosławieństwa, a ich brak kazał pytać, czym uchybiono Bogu. Nam, wychowanym na nauce Jezusa o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, koncepcja ta może wydać się naiwna. Jednak przypomina nam ona dwie ważne prawdy. Po pierwsze to, że nasze dobre bądź złe wybory nie są obojętne i zwykle mają swoje konsekwencje już tu na ziemi. A po drugie, że Bóg nie jest wrogiem naszego szczęścia, że cieszy go nasza radość i pragnie, abyśmy znajdowali ją w Jego służbie.
Ewangelia: Mt 23, 1-12
Dlaczego Jezus, tak zwykle miłosierny, niezwykle ostro, wręcz przesadnie wypunktowuje grzechy faryzeuszy? Przecież i wśród nich miał swoich uczniów, jak Nikodem czy Józef z Arymatei. Dlaczego zabrania nazywać kogokolwiek swoim ojcem? Z pewnością nie każe, wbrew przykazaniu, wypierać się swoich ojców ziemskich, a skoro zarówno św. Jan jak i św. Paweł ośmielali się zwracać do adresatów swoich listów per: „dzieci moje” (1 J 2,1; Ga 4,19), musiał też aprobować jakąś formę ojcostwa duchowego. Być może wyjaśnienie kryje się w pierwszym zdaniu dzisiejszej Ewangelii: „Zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie” – tych uczynków, które rażą nas u innych, a które rzadko zauważamy u siebie.
Słuchajcie nauki, jaką wam głoszą przełożeni – mówi Jezus – ale nie nakładajcie na nich ciężarów, których sami nie chcecie ruszyć. Nie sądźcie, że oni mają być święci za was, a ich grzechy mogą być dla was pretekstem do usprawiedliwiania własnych. Nie naśladujcie ich błędów. Nie załamujcie się w wierze widząc, że są tylko ludźmi, słabymi i grzesznymi jak wy. To nie na ich postępowaniu ma być zawieszona wasza wiara. To nie z nich macie czerpać życie. Oni są jedynie przekazicielami, ale Dawca życia jest jeden i jest nim wasz Ojciec niebieski – jedyny doskonały i dobry.