Niedziela, 07.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Mdr 18,6-9
Nadzieja jako jedna z trzech Boskich cnót jest czymś nieco innym, niż pozytywne myślenie o przyszłości. Optymizm jest, raczej biernym, stanem umysłu. Trudno byłoby go nawet nazwać umysłową aktywnością. Nadzieja chrześcijańska z kolei jest aktywnym oczekiwaniem, które angażuje całego człowieka: jego umysł, wolę i czyny. Dzisiejsze słowo Boże uczy nas, jak i czego mamy oczekiwać. Rozpoczyna od przykładu Izraelitów zaczerpniętego z Księgi Mądrości, którzy wyczekiwali „ocalenia sprawiedliwych” z rąk Egipcjan. Fragment, o którym mowa, jest częścią szerszej perykopy, w której na zasadzie serii antytez zostaje ukazane odmienne działanie Boga wobec Izraela i Egipcjan. Jedną z tych antytez jest śmierć pierworodnych Egipcjan przeciwstawiona ocaleniu Izraelitów w noc paschalną. Nie zmieniając ani nie dodając nic znaczącego do narracji z Księgi Wyjścia, autor Księgi Mądrości ujmuje najważniejsze wydarzenie z historii Izraela w piękną, poetycką formę. Oczekiwanie Izraelitów jest oparte na wcześniejszej zapowiedzi wyzwolenia, jednak nie ma tutaj mowy o biernym optymizmie. Lud współdziała z Bogiem na rzecz odzyskania wolności, realizuje Jego wolę i to w tym ich działaniu Bóg dotrzymuje swojej obietnicy.
Psalm responsoryjny: Ps 33,1.12. 18-19.20 .22
Cierpliwość jest cnotą ludzi szczęśliwych. Absurdem może wydawać się fakt, że trzeba niekiedy czekać na łaskę Boga, który przecież obdarza nas nią nieustannie. Oczekiwanie jednak jest wpisane w życie człowieka i niejednokrotnie od tego, jak potrafimy poradzić sobie z brakiem, z niedosytem, z przesunięciem się w czasie zapowiadanego przez Boga naszego własnego, osobistego wybawienia, zależy nasze szczęście i jakość relacji z Chrystusem.
Drugie czytanie: Hbr 11,1-2. 8-19
Sporo wokół mnie ostatnio osób, które – z różnych powodów – straciły wiarę. One pewnie temu zaprzeczą, ale wynika to z odmiennych definicji wiary. Życie wielu z nas wygląda tak, jakbyśmy wiedzieli o Jego istnieniu, ale dzielą nas lata świetlne od postawy Abrahama, o którym dopiero można powiedzieć, że wierzy. Zmęczeni oczekiwaniem na pojawienie się lepszych wersji nas samych, nadal wierzymy w istnienie Boga, ale przestajemy wierzyć Jemu w Jego obietnice. Brak wytrwałości i nadziei sprawia, że tworzymy z Kościoła ideologiczną wydmuszkę, w której ideały pozostają niezmienione, ale brakuje relacji z Chrystusem. Tutaj swoje źródło ma brak autentyczności wiary tak księży, jak i wiernych, zaś drogi słów i czynów przestają się pokrywać.
Ewangelia: Łk 12, 32-48
Dłuższy fragment Ewangelii temat oczekiwania na przyjście Pana konkretyzuje poprzez nakreślenie kilku obrazów. Najlepiej udokumentowaną w tradycji interpretacją tego fragmentu jest ta związana z paruzją, z powtórnym przyjściem Jezusa na ziemię. Dosyć łatwo od tej interpretacji przejść do innej, w której chodzi o osobiste, niespodziewane spotkanie każdego człowieka z Chrystusem w śmierci. Do mnie jednak, w momencie życia, w którym się teraz znajduję, przemawia najmocniej inny sposób odczytywania dzisiejszej Ewangelii. Chodziłoby tutaj o takie momenty w życiu, „momenty łaski”, w których w szczególny sposób Chrystus przechodzi koło nas, woła nas na swoją ucztę. Chodzi o takie wydarzenia, czasami bardzo błahe, dla których jednak nie znajdujemy racjonalnego wytłumaczenia, przy których stopień nieprawdopodobieństwa jest zbyt duży, a uczucie Czyjejś milczącej obecności zbyt oczywiste. W takich chwilach liczy się stopień tej gotowości, o której uczy nas Chrystus, aby momenty bliskości Bożej rozciągnąć w naszym sercu na długi czas, aby po chwili wzruszenia łaska przychodzącego niespodziewanie Jezusa nie została przez nas zmarnowana poprzez zaniedbanie i grzech.
Marnotrawstwo łaski poprzez brak należytej gotowości Jezus zdaje się także łączyć z innego typu marnotrawstwem: marnotrawstwem znajomości woli Boga. Nie wiem, jak innych teologów, księży i innych zasłuchanych w słowo Boże, ale mnie te słowa o większej odpowiedzialności tych, „którym więcej dano”, zawsze przerażają.
[dzien 2]
Poniedziałek, 08.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ez 1,2-5. 24-28c
Początek Księgi Ezechiela. Moment objawienia się Boga prorokowi. Powstało wiele prób wyjaśnienia tego i innych, w wielu miejscach niedorzecznych, obrazów chwały Bożej w Starym Testamencie. Jednak niezależnie od wszelkich dyskusji biblistów, wydaje się, że autor próbuje wyrazić to, co niewyrażalne ludzkim językiem i w tym celu tworzy obraz z jednej strony epatujący potęgą i bogactwem, a z drugiej zawierający dozę absurdu, który ma wyrażać wspomnianą wyżej niemożność ujęcia w słowach doświadczenia spotkania Boga.
„Następnie upadłem na twarz”. Reakcja proroka jest jednoznaczna i natychmiastowa. Ezechiel oddaje chwałę Bogu. W pewnym sensie uwielbienie to najpiękniejsza z modlitw. Nie najważniejsza ani najlepsza, ale właśnie najpiękniejsza, gdyż jest tym momentem, w którym nasze życie chyba najbardziej przypomina życie wieczne u Boga. Tam, gdzie nie będzie za co przepraszać i o co prosić, pozostanie nam dziękczynienie i chwalenie. Tym możemy się kierować w trakcie Mszy Świętej, która jest zadatkiem przyszłego życia. Nieprawdą są stwierdzenia, że Msza nieofiarowana w konkretnej intencji jest zmarnowana. W Eucharystii możemy prosić i przepraszać, ale wobec tego, co się dokonuje, próbujmy przede wszystkim – tak jak Ezechiel – paść na twarz i wychwalać Boga, którego największy Moment chwały właśnie celebrujemy.
Psalm responsoryjny Ps 148, 1-2. 11-13ab. 13c-14
Czasami, kiedy ktoś wierzący pyta mnie o sens wiary, modlitwy czy ogólnie pojętego zaangażowania religijnego, na usta ciśnie mi się odpowiedź, która większości z nas nie zadowala. Takie pytanie często w podtekście sugeruje nasz interes, to znaczy: „co ja z tego będę miał”? A odpowiedź najprostsza, najbardziej logiczna jest taka: skoro wierzysz, że Bóg jest, że Cię stworzył oraz zbawił, to – nawet jeżeli trwanie przy Nim pozornie nic Ci nie daje i sprawia w głównej mierze ból – oddawanie Mu chwały przez nas po prostu Mu się należy. Cały świat w głębi swojego jestestwa, jako stworzony przez Boga, ma za zadanie Go wychwalać. Szkoda, że także mnie samego tak rzadko to przekonuje, a wciąż szukam w relacji z Bogiem własnego interesu.
A to, że Bóg daje nam wszystko i tak naprawdę relacja z Nim to najlepszy interes, jaki można sobie wyobrazić, to osobna kwestia.
Ewangelia: Mt 17, 22-27
W dzisiejszej Ewangelii, która w zasadzie łączy kilka wątków, Jezus w ciekawy sposób unika zgorszenia: mimo że jakiś czyn, z czego domniemani zgorszeni nie zdają sobie sprawy, nie jest zły, to Jezus ze względu na negatywne skutki nawet niesłusznego zgorszenia decyduje się na uniknięcie go. Przypomniało mi to jedną sytuację, w której dawny wikariusz mojej parafii, ks. Krzysztof, wybrał się z nami w piątek w uroczystość do McDonalda, ale widząc przy kasie parafiankę, zamówił kanapkę z rybą. Zrobił tak na wypadek, gdyby parafianka nie wiedziała, że w tym dniu nie obowiązuje post.
Istnieją sytuacje, w których to czyjaś ignorancja, np. liturgiczna, sprawia, że czuje on zgorszenie. Wydaje mi się, że zbytni konformizm w kwestii gorszenia może szkodzić, np. ja osobiście decyduję się na odmawianie brewiarza z komórki w kościele, mimo że ktoś może pomyśleć, że przeglądam Facebook. Jezus uczy jednak, że dobrze jest wiedzieć, kiedy pójść w miłości do bliźniego o krok dalej, że warto czasami „przesadzić” w trosce o czyjeś zbawienie.
[dzien 3]
Wtorek, 09.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Oz 2, 16b. 17b. 21-22
Biblia, a zwłaszcza Księga Ozeasza obfituje w porównania relacji między Izraelem a Bogiem do relacji współmałżonków. Izrael okazuje się w niej żoną niewierną, której Bóg
z kolei mimo wszystko, mimo „oddawania się innym bóstwom” zawsze wybacza, którą zawsze na powrót chce uczynić swoją małżonką. Tradycja ta wpłynęła także na chrześcijańską, starożytną interpretację Pieśni nad Pieśniami. W Nowym Testamencie Chrystus staje się Oblubieńcem Kościoła. Tutaj jednak nie podkreśla się niewiernej natury Ludu Bożego,
a przedziwny związek Jezusa z Jego Kościołem.
W dniu dzisiejszym, w święto św. Teresy Benedykty od Krzyża, czyli Edyty Stein, zamordowanej w Auschwitz karmelitanki, słowa z Księgi Ozeasza odnoszą się do jeszcze jednej chrześcijańskiej tajemnicy: zaślubin dziewic dla Chrystusa. Ofiara z życia, złożona poprzez zaślubiny Chrystusowi oraz męczeńską śmierć, wytworzyła między nimi szczególną więź, której obrazem jest miłość żony i męża.
Psalm responsoryjny: Ps 45, 11-12. 14-15. 16-17
Z pewnością trudno, będąc siostrą zakonną lub znając dziewczynę, która zdecydowała się na tę drogę, nie ulec wzruszeniu, czytając ten psalm. Pełne oddanie się Bogu zawsze wymaga utraty czegoś dla Niego. Zyskuje się jednak o wiele więcej. „Córa królewska”, która zostawiła swój lud, swoich najbliższych, u boku Króla odkryła, jak wielce została obdarowana.
Ewangelia: Mt 25, 1-13
Zaskakujące jest, jak często z przypowieści Jezusa przebija zwykły, zdrowy rozsądek, który współcześnie przez niektórych mógłby być uznany za niezgodny z chrześcijaństwem egoizm. Panny roztropne nie dzielą się swoją oliwą, gdyż koniec końców mogłoby zabraknąć wszystkim. Wydaje mi się, że, choć nie jest to głównym tematem przypowieści, Jezus uczy nas w niej nieco o naszej odpowiedzialności za wiarę innych. Odpowiedzialność, owszem, posiadamy, ale jest ona ograniczona. To trochę tak jak przy pierwszej pomocy – liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo udzielającego pomocy. Przesadne branie na siebie ciężarów innych nie jest wychowawcze, a poza tym może nas samych przygnieść do ziemi. Roztropność panien rozciąga się na całe ich postępowanie, gdyż we wszystkim potrzebny jest umiar i refleksja.
[dzien 4]
Środa, 10.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Mdr 3, 1-9
Trudno uwierzyć, że to tekst starotestamentalny, bowiem zawiera w sobie tak bardzo chrześcijański wydźwięk w kontekście kultu męczenników . Jednak Księga Mądrości, jako jedna z najmłodszych ksiąg Starego Testamentu, napisana w Aleksandrii po grecku najprawdopodobniej powstała między I wiekiem przed Chr. a I wiekiem po Chr., wprost wypowiada się o życiu wiecznym, czego we wcześniejszych księgach Biblii Hebrajskiej nie znajdziemy, poza wzmiankami o szeolu, którego jednak „życiem” nie dało się za bardzo nazwać. Życie cierpiących sprawiedliwych nie kończy się po śmierci. Wierność Bogu jest gwarancją przyszłego panowania nad narodami. Obraz, który tak mocno oddziaływał na autora Apokalipsy św. Jana, wpłynął w czasach chrześcijańskich na kult dla świętych, zwłaszcza męczenników, którzy w swojej śmierci w najgłębszy sposób zjednoczyli się z Chrystusem.
Cierpiący sprawiedliwi są w tym fragmencie nazwani ofiarą całopalną, czyli innymi słowy – całkowitą. Można tutaj doszukiwać się zapowiedzi Ofiary doskonałej, którą jest Jedyny naprawdę Sprawiedliwy Cierpiący Sługa Boga, Jezus Chrystus. Wszelkie nasze cierpienia przez Jego cierpienie możemy składać Bogu na ofiarę, aby tak jak On i jak męczennicy: ” w dzień nawiedzenia swego zajaśnieć i rozbiec się jak iskry po ściernisku”.
Psalm responsoryjny: Ps 112 , 1-2. 5-6. 7-8. 9
Gotowość na męczeństwo nie bierze się znikąd. Wykaz cnót męża sprawiedliwego, zawarty w Psalmie 122, to droga, którą człowiek powinien kroczyć, aby w tym najważniejszym momencie swojego życia odnaleźć w sobie odwagę do opowiedzenia się za Jezusem. Żadna cnota, a tym bardziej gotowość na oddanie życia, nie zostaje ukształtowana w dzień lub miesiąc. Tysiące wyborów dokonywanych każdego dnia naszego życia decyduje o naszym „być albo nie być” przy Bogu na wieki.
Ewangelia: J 12, 24-26
Wobec takich zdań wypowiedzianych przez Jezusa i zachowanych w Ewangeliach człowiek może albo przejść obojętnie, jeżeli jest zupełnie niezainteresowany tym, co On ma do powiedzenia, albo wzruszyć się i zapłakać nad swoim życiem, albo to życie zmienić – czy może raczej: oddać. To, czego nie da się z tymi radykalnymi słowami zrobić, to je spłycić, stępić i dopasować do dotychczasowego, wygodnego życia.
Oddać swoje życie, to zacząć podejmować decyzje przeciwne zdrowemu rozsądkowi, to zacząć patrzeć na świat i na innych oczami Jezusa zamiast oczami własnych ambicji i wyobrażeń. Nie oddaje się życia raz, ale codziennie, rezygnując z siebie dla innych.
[dzien 5]
Czwartek, 11.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ez 12, 1-12
Sytuacja, opisana w pierwszych wersetach dwunastego rozdziału Księgi Ezechiela, jest jednym z przykładów wyjątkowego rodzaju działalności prorockiej, w ramach której prorok sam staje się znakiem dla ludu. Podobna sytuacja występuje w Księdze Ozeasza, w której małżeństwo proroka ma być obrazem relacji Izraela z Bogiem. Bóg nakazuje prorokowi, aby wykonał czynności, które będą stanowiły znak dla ludu, który na słowa jest już głuchy.
W kontekście fragmentu z Ewangelii przewidzianego przez Kościół na ten dzień, istotny jest fakt, że Bóg, który odwraca się od swego ludu, wciąż ma nadzieję na jego nawrócenie i podejmuje próby przemówienia mu do rozsądku poprzez już nie tylko słowa, ale i przez, prawdopodobnie nieco zaskakujące, zachowanie proroka. Poza tym, podczas gdy inne niewierne narody były przez Boga niszczone, szczytem kary dla Izraela pozostaje wygnanie, które nie posiada charakteru nieodwołalnego. Bóg w Starym Testamencie, wbrew powszechnemu mniemaniu, wybacza zawsze i to wierność jest cechą wyróżniającą Go. Wszystkie kary, które spadają na Izrael są tymczasowe i to Izrael ponosi za nie winę. Bóg zaś zawsze ukazuje drogę powrotu do jedności z Nim, czego jednym z objawów jest działalność proroków.
Psalm responsoryjny: Ps 78 (77), 56-57. 58-59. 61-62 (R.: por. 7b)
Psalmista, pisząc o gniewie Boga wobec Izraela, podkreśla, że Bóg uderza w siebie samego. Izrael nazwany jest Jego narodem, Jego dziedzictwem. Bóg, mimo wymierzenia kary tak bardzo utożsamia się ze swoim ludem, że to „swoją moc oddał w niewolę, a swą chwałę w ręce nieprzyjaciół”. Jeżeli Bóg nas odtrąca, to tak jakby sam przegrywał. Tak jak rodzic, Bóg cierpi, gdy człowiek sam sprowadza na siebie Jego gniew.
Ewangelia: Mt 18, 21 – 19, 1
Dzisiejsza przypowieść wraz z jej bezpośrednim kontekstem ukazuje nieskończoną miłość Boga, który nieustannie nam wybacza. Podobnie jak tutaj, także w innych miejscach Jezus zdaje się być mniej wyrozumiały nie w stosunku do ogromnych, wyuzdanych grzeszników, a do tych, którzy nie potrafią naśladować tej jednej Jego cechy: miłosierdzia. Innym miejscem, w którym bezwzględny obowiązek wybaczenia innym jest wyróżniony, jest Modlitwa Pańska, która człowiekowi modlącemu stawia to jedno wymaganie. Czynione przez purytanów zarzuty, że w Nowym Testamencie równie często mówi się o karze, co o miłości, nie bronią się przed naukową egzegezą i zdrowym rozsądkiem. Bóg pragnie od nas przede wszystkim miłości, która jest początkiem drogi chrześcijańskiej.
[dzien 6]
Piątek, 12.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ez 16, 59-63
W pierwszych słowach w dzisiejszego czytania Bóg zapowiada sprawiedliwą odpłatę tylko po to, aby od razu zmienić ton wypowiedzi i oznajmić, że On jednak pamięta o swoim przymierzu i zamierza zawrzeć ze swoją córką, Jerozolimą, przymierze wieczne. To samo ma Bóg do zaproponowania nam: nie domaga się od nas dotrzymania wcześniejszej obietnicy, ale obdarowuje nas stokroć bardziej.
W obrazach dotyczących relacji Izraela z Bogiem często mamy do czynienia z określeniem „za dni twej młodości”, które opisuje czas zawarcia przymierza. W moim odczuciu kryje się tutaj chyba także intuicja dotycząca zmieniającej się wiary w różnych okresach życia. Młodość zazwyczaj jest tym czasem, w którym rozstrzyga się zawarcie naszych osobistych przymierzy z Bogiem. Pełni nadziei przeciwstawiamy się z początku pokusom, słabościom i wątpliwościom, lecz dla wielu z nas wraz z mijającymi latami jest coraz trudniej podtrzymywać w sobie nadzieję. Świat burzy pewne złudzenia, „ścięgna wiary zostają nadwyrężone, cel i powód pozapominane, pozaprzedawane duch i ciało”, jak głosi jedna piosenka. Jezus Chrystus jednak wciąż kroczy obok nas, delikatnie zachęcając nas do spróbowania jeszcze raz, szepcząc: „…, ustanowię z tobą przymierze wieczne, jak za dni twej młodości”.
Psalm responsoryjny: Iz 12, 2. 3-4. 5-6
Nie mamy powodu, aby się bać, bo Bóg jest pośród nas, jest naszym zbawieniem w swoim Synu, który za nas umarł na krzyżu. Nie ma takiej rzeczy, której chrześcijanin powinien się bać.
Ewangelia: Mt 19, 3-12
Pomimo że Kościół przez wieki wypracował skuteczne metody nawet pozornie „najtrudniejszych” fragmentów Starego Testamentu, to problem nieaktualności pewnych tez teologicznych czy postaw moralnych musimy nadal mieć na uwadze. Jedność obydwu Testamentów nie oznacza bowiem, że judaizm, z którym związany jest Stary Testament, jest tak samo doskonały choćby w poznaniu woli Boga, jak chrześcijaństwo oświecone nauką Chrystusa. Sam Jezus daje do zrozumienia, że Prawo starotestamentalne było niedoskonałe, choćby w momencie, w którym poprawia nieco konformistyczne nastawienie Mojżesza do spraw rozwodów.
Z kolei odpowiedź uczniów sugeruje, że problem trwałości małżeństwa zawsze istniał i nie jest niczym nowym we współczesnym świecie. Chrześcijański a zarazem naturalny bieg rzeczy, to tak naprawdę ogromne wyzwanie, którego ciężko jest się podjąć bez pomocy Ducha Świętego, niezależnie od epoki.
[dzien 7]
Sobota, 13.08.2016 r.
Pierwsze czytanie: Ez 18, 1-10. 13b. 30-32
Fragment przewidziany na dzisiejszą liturgię ukazuje, jak jedna księga starotestamentalna koryguje inne, wcześniejsze przeświadczenia. Ezechiel jednoznacznie krytykuje pogląd, według którego wina lub zasługi przechodzą z ojców na dzieci. W niezwykle piękny i zarazem bezpośredni sposób Bóg ukazuje tutaj swoją naturę. Stwórca, który jest Rozumem świata, nie mógłby dopuszczać się tak nielogicznej niesprawiedliwości.
Po dosyć długim opisie odpowiedzialności osobistej za czyny, Ezechiel wypowiada kolejne słowa Boga, które ukazują, jaki On jest. „Dlaczego mielibyście umrzeć, domu Izraela? Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci”. Kara za grzechy jest w rzeczywistości naturalną ich konsekwencją, a nie spełnieniem chorych pragnień okrutnego Boga, który w swojej doskonałej mądrości i łagodności do niczego naszej śmierci nie potrzebuje. Jedyne, czego potrzeba, to naszego nawrócenia ku Temu, który jest Życiem. Na temat tego, kim będziemy, jakie będą nasze serca, mamy więcej do powiedzenia, niż w to wierzymy. Niekiedy wydaje mi się, że wystarczyłby mi jeden, zdecydowany, szalony krok, który zmieniłby moje życie na zawsze. Dlaczego by go w końcu nie postawić?..
Psalm responsoryjny: Ps 51 (50), 12-13. 14-15. 18-19
Modlitwa słowami Psalmu 51 potrafi otworzyć przed człowiekiem całe spektrum konsekwencji jego grzechu, a zarazem pełnię gotowości, z jaką Bóg nam wybacza. Odnawia nas, wzmacnia i pociesza w sakramencie pokuty. Na koniec zaś otwiera perspektywę Eucharystii, w której ofiarować możemy Bogu nasze skruszone serca.
Ewangelia: Mt 19, 13-15
Dwadzieścia pięć lat życia to niedużo, a zarazem wystarczająco wiele, aby tęsknić za beztroskim światem dziecka. Ten zupełnie inny sposób postrzegania świata, w którym obserwacja chodnika może być zajęciem na godzinę, a otrzymanie kolorowanki w restauracji wydarzeniem dnia, to coś niesamowitego. Wydaje mi się, że nie tylko niedojrzali ludzie tęsknią czasem za prostotą dziecięcego życia. Jeżeli rzeczywiście święci, którzy na świat patrzą z perspektywy Boga, zostają chociaż czasami obdarowani spokojem, jakiego doznaje nastolatek spędzający wakacje nad jeziorem, to warto już za życia postarać się o pełne zjednoczenie ze Stwórcą.
[dzien end]