XIX Niedziela Zwykła, 10.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Mdr 18, 6-9
Dzisiejszy fragment z Księgi Mądrości to poetycka refleksja nad świętą nocą paschalną, kiedy Izraelici, prowadzeni przez Mojżesza, dzięki cudownej Bożej interwencji zostali wyzwoleni z niewoli egipskiej. Wydarzenie Paschy, czyli bezpiecznego przejścia przez to, co niesie śmierć, ku nowemu życiu, ukształtowało tożsamość Narodu Wybranego, i było potem liturgicznie przeżywane jako coroczne święto.
Tamtej nocy dokonał się sąd – ci, którzy byli posłuszni Bożym poleceniom przekazanym przez Mojżesza, radowali się; ale Egipcjanie, zacięci w uporze, zginęli w wodach Morza Czerwonego. Dlatego autor natchniony uwielbia Boga za paradoks tamtego wydarzenia: „Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym wsławiłeś nas, powołanych”.
Od kiedy „Chrystus został ofiarowany jako nasza Pascha” (1Kor 5, 7) – a jesteśmy włączeni w Jego śmierć i zmartwychwstanie przez chrzest – także nasze życie ma być paschalne. Każdego dnia doświadczamy różnych przeciwności, realnych, widzialnych i niewidzialnych wrogów naszej duszy. Nasza codzienność to budowanie dobra, począwszy od prostych, codziennych uczynków miłości wobec tych, z którymi łączą nas relacje codzienne; ale to także walka – przeciw szatanowi (mocą Chrystusa, nie naszą!), grzechowi, ciału, które nieraz wolałoby wybrać egoizm w różnych jego formach, zamiast miłości i daru z siebie.
Ci, którzy przez wiarę i święte życie jednoczą się z Chrystusem, doświadczają radości zwycięstwa, aż po to ostateczne – w niebie. Ci, którzy nie podejmują walki i odwracają się od Pana, sami czynią się Jego nieprzyjaciółmi i ryzykują ostateczne potępienie.
Psalm responsoryjny: Ps 33 (32), 1 i 12. 18-19. 20 i 22
Często jesteśmy dumni z bycia ludźmi ochrzczonymi, członkami Kościoła – mamy wewnętrzne przekonanie, że jesteśmy na dobrej drodze. To ważne, ale potrzebujemy sobie ciągle przypominać, że to nie nasza zasługa, ale dar łaski.
Naród Wybrany dlatego nazywa się wybranym, bo tym się odróżniał spośród wszystkich ludów ziemi, że to Pan go zgromadził. To Pan, Bóg jedyny, z tłumu różnych ludzi zwołał ich, aby byli świętą społecznością, ludem Jemu przeznaczonym na własność. „Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem (…) który On wybrał na dziedzictwo dla siebie”.
Co więcej, Pan jest obecny pośród swojego ludu. Pan zawiera ze swoim ludem przymierze, daje mu prawo, według którego ma żyć, aby wiedział, że nie ma postępować tak, jak wszyscy dokoła, ale tak, jak uczy mądrość Boża. Wreszcie, znakiem potwierdzającym relację Boga do Jego ludu wybranego jest składana ofiara – przy zawieraniu przymierza, ale również w różnych jej formach w Starym Testamencie.
W Nowym Testamencie, który jest wypełnieniem zapowiedzi Starego, to Jezus zwołuje swoich uczniów po imieniu, jest obecny zawsze tam, gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Jego imię, potwierdza Prawo przykazań, ale nadaje mu nowy i głębszy smak przez przykazanie miłości – miłości na Jego wzór. I wreszcie, Jezus sam, z miłości, dobrowolnie ofiarowuje na krzyżu swoje życie i na zawsze pozostawia tę Ofiarę żywą, jako uobecnianą, w Najświętszej Ofierze Mszy świętej.
Jesteśmy szczęśliwi, bo wybrał nas Pan. Jezus nas powołał, abyśmy byli częścią Nowego Ludu, który On nabył własną krwią, który kocha i czyni świętym. A ten lud to Kościół.
Drugie czytanie: Hbr 11, 1-2. 8-19
Nieraz nie wiemy, o co tak naprawdę się modlić. Jak się modlić i o co prosić. Ale z całą pewnością zawsze zostaniemy wysłuchani, kiedy z ufnością modlimy się o łaskę wiary, o pomnożenie wiary w nas. Aby Pan umocnił i rozwinął naszą wiarę, czyli – ostatecznie – całkowite przylgnięcie do Niego, powierzenie się Jemu, uznając prawdę, którą On objawił.
Wiara jest zawsze, i każdego dnia na nowo, krokiem w ciemno, ku obietnicy, którą Bóg daje. Opieramy się na Jego Słowu, które rozważamy na modlitwie, staramy się odczytywać Jego wolę, i za nią iść. Z wiarą wiąże się nie tylko ciemność, ale też obietnica – jak dla Abrahama i Sary. Na ziemi jesteśmy „obcymi i wędrowcami” – każdy dzień to okazja, żeby przybliżyć się do nieba. Szczególnie przeżywają to ci, którzy uczestniczą w tych dniach w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę i do innych sanktuariów.
Wiara to także przechodzenie przez próby, nieraz bardzo trudne – Pan Bóg wie, jakie na nas może dopuścić i jakie, dzięki Jego nieustającej miłości, możemy przejść, aby naprawdę wzrosnąć. Wiara to także niezachwiana ufność, pomimo prób, że Bóg jest Panem życia i śmierci. On może nie tylko zapobiec śmierci, ale ma także władzę nad nią poprzez cud zmartwychwstania, na które, w dniu ostatecznym, każdy z nas może z ufnością oczekiwać.
W ostatnich latach najgłębszą refleksję nad tym, czym jest wiara i jak w niej ciągle wzrastać, znajdziemy w Encyklice Lumen fidei, opublikowanej przez papieża Franciszka, choć przygotowanej w większości jeszcze przez papieża seniora, Benedykta. Czym zatem jest wiara? „Światło wiary ma szczególny charakter, ponieważ jest zdolne oświetlić całe życie człowieka. Żeby zaś światło było tak potężne, nie może pochodzić od nas samych, musi pochodzić z bardziej pierwotnego źródła, musi ostatecznie pochodzić od Boga. Wiara rodzi się w spotkaniu z Bogiem żywym, który nas wzywa i ukazuje nam swoją miłość, miłość nas uprzedzającą, na której możemy się oprzeć, by trwać niezłomnie i budować życie. Przemienieni przez tę miłość, otrzymujemy nowe oczy, doświadczamy, że jest w niej zawarta wielka obietnica pełni i kierujemy spojrzenie w przyszłość. Wiara, którą przyjmujemy od Boga jako dar nadprzyrodzony, jawi się jako światło na drodze, wskazujące kierunek naszej wędrówki w czasie. Z jednej strony pochodzi ona z przeszłości, jest światłem pamięci o Założycielu, o życiu Jezusa, gdzie objawiła się Jego w pełni wiarygodna miłość, zdolna zwyciężyć śmierć. Lecz jednocześnie, ze względu na to, że Chrystus zmartwychwstał i przeprowadza nas poza próg śmierci, wiara jest światłem bijącym z przyszłości, które otwiera przed nami wielkie horyzonty i kieruje nas poza nasze odosobnione «ja » ku szerokiej komunii”.
O takie nowe oczy prośmy dzisiaj Pana.
Ewangelia: Łk 12, 32-48
W połowie wakacji Pan Jezus mógłby powiedzieć nam „idźcie i odpocznijcie nieco”, a tu dostajemy słowa o konieczności czuwania na Jego przyjście, o odpowiedzialności za dane nam życiowe zadania, o chłoście…
Czy zatem nie mamy odpoczywać, urlopować, zapomnieć na chwilę o codzienności? Te dwie rzeczywistości wcale nie muszą się wykluczać. „Kto nie odpoczywa, ten grzeszy” – mówił przecież niezastąpiony święty Tomasz z Akwinu, a przykłady różnych świętych pokazują, że, podobnie jak my, szukali czasu odpoczynku, oddechu, pustyni.
Czujność na powtórne przyjście Pana jest wyrazem miłości. Czuwa ten, kto nie może się doczekać przyjścia Umiłowanego. Czuwa, czyli robi to, co teraz powinien robić – modli się codziennie, wykonuje swoją pracę, mądrze odpoczywa, śpi i je, ale w tym wszystkim ma świadomość, że każda mniejsza i większa rzecz może mnie przybliżać lub oddalać od celu.
Czuwanie to nie rozpłynięcie się w jakimś duchowym „niebycie”, ale świadome zaangażowanie w to, co przynosi nam dzisiejszy dzień, ta konkretna chwila. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus to duchowe, i „zaangażowane” czekanie wyraziła w zachwycie nad chwilą obecną, nad tym, co właśnie „teraz”: „Życie tyś dniem krótkim, przemijasz jak cień/ Boże, tu na ziemi, aby kochać Cię/mam ten jeden dzień. /Kocham Ciebie, Jezu, do Twych stukam drzwi,/ Na ten dzień króciutki życie moje zmień./ Króluj w moim sercu, uśmiech Twój daj mi./ Choć na jeden dzień. /Czy to ważne, Panie, jakie przyjdą dnie./ O pomyślne jutro nie śmiem błagać Cię./ Daj mi serce czyste, w cieniu swym skryj mnie, / Choć na jeden dzień (…)” (źródło: oremus.diecezja.opole.pl).
Poniedziałek, 11.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Pwt 10, 12-22
Przez kilka dni czytamy w liturgii fragmenty Księgi Powtórzonego Prawa. Skąd pochodzi jej nazwa? Zanim Izraelici weszli do Ziemi Obiecanej, na równinie Moabu, naprzeciwko Jerycha, Mojżesz, będący już u kresu życia, wygłasza do ludu Izraela ostatnie pouczenia. Przypomina im i doprecyzowuje Prawo, które wcześniej otrzymał od Boga na górze Synaj, w postaci kamiennych tablic z przykazaniami. Stąd księgę tradycja nazywa „Powtórzone Prawo”.
Zwróćmy dziś uwagę na dwa zdania z pierwszego czytania. Po pierwsze, Mojżesz poucza lud, czego żąda od nich Pan: bojaźni Bożej, chodzenia tylko Jego drogami, całkowitej miłości i wierności Prawu. Rodzi się w nas pytanie – czy Bóg może od nas czegoś żądać? Przecież to zazwyczaj my żądamy od Boga spełnienia różnych naszych potrzeb, mamy oczekiwania, pretensje. Dzisiejsze Słowo stawia nas do pionu, i jednocześnie prowadzi nas do głębokiej duchowej wolności – kiedy znów uznamy, że to Bóg jest naszym Stwórcą, a my stworzeniem, że „bez Niego nic nie możemy uczynić” (por. J 15, 5), to okazuje się, że naprawdę nie ma lepszej drogi, jak całkowite posłuszeństwo Jemu. Nieraz nie rozumiemy Bożych dróg, ale nie ma dla nas nic lepszego jak wola Boża. Święta Faustyna, która na każdej stronie Dzienniczka mówi o zaskakującym i niewyczerpanym miłosierdziu Bożym, często też wyznawała, że sama jest „nędzą”.
Po drugie, Mojżesz wzywa lud do „obrzezania serca”. Co znaczy to stwierdzenie? Zewnętrzny znak przymierza Boga z Izraelitami, czyli obcięcie napletka, miało być znakiem wewnętrznego oddania się Bogu. Tak naprawdę to serce potrzebuje obrzezania z upartości i pychy, z buntu i nieufności wobec Boga, które są w każdym z nas jak duchowa choroba, będąca skutkiem grzechu pierworodnego.
Psalm responsoryjny: Ps 147B, 12-13. 14-15. 19-20
Psalm 147, złożony z dwóch części, to zaproszenie to wychwalania Boga. Słowami „Jeruzalem” i „Syjon” oraz „Jakub” jest tu określony lud wybrany, z którym Bóg zawarł przymierze. To Bóg jest budowniczym, obrońcą i dobroczyńcą Miasta świętego – Jerozolimy, oraz całego ludu. On troszczy się o świat stworzony, o urodzaje, o pokój. Choć nieraz więcej mamy pytań do Pana Boga, dlaczego dopuszcza tak wiele wojen na świecie, i tak wiele nieurodzaju, biedy, głodu, to dzisiejszy psalm potraktujmy jako zaproszenie do docenienia wielkiej dobroci i hojności Boga, który naprawdę troszczy się o nas. Doświadczenie pokoju i pomyślności powinno nas tym bardziej prowadzić do uwielbienia Stwórcy, któremu zależy na nas.
Szczególnie intrygujący jest werset 14 i 15: „[Pan] wyborną pszenicą ciebie darzy. Zsyła na ziemię swoje polecenia, a szybko mknie Jego słowo”. O jaką pszenicę i jakie słowo tu chodzi? Święty Augustyn dostrzega w tym fragmencie zapowiedź Tego, który jest Słowem – Jezusa Chrystusa. Kiedy naród wybrany szedł czterdzieści lat przez pustynię, żeby nie umarł z głodu, Pan każdego ranka zsyłał mu mannę z nieba. Nam, którzy idziemy przez pustynię i trud codziennego życia do ojczyzny niebieskiej, Bóg posłał swoje Słowo, Syna, który jest nie tylko szybki, nie tylko szybszy niż ptaki, wiatr, czy aniołowie, ale jest samą szybkością. On, Słowo i Mądrość Ojca, ogarnia cały świat. Bóg widzi nas, którzy trudzimy się, jesteśmy znużeni, mdlejący, zziębnięci, i dlatego daje nam swojego Syna, Słowo, które ma nas podnieść „do tłuszczu pszenicy”, zadowolić, nasycić.
Pomyślmy o tym, jak wielką ma moc słowo Boże, w którym zawsze możemy spotkać żywego Jezusa, który nas, słabych, umacnia, upadłych podnosi, a nasze oziębłe serca znów rozpala miłością. Dziękujmy za moc Najświętszej Eucharystii, która, nieskończenie bardziej, niż manna dla Izraelitów na pustyni, jest w stanie nasycić najgłębszy głód i pragnienie naszej duszy.
Czas wakacji, urlopu, to czas na dłuższą lekturę słowa Bożego, częstszą adorację Najświętszego Sakramentu, a może nawet codzienną Mszę świętą. Jezus – Słowo Ojca, które „mknie szybko”, chce szybko dotknąć naszych serc, i uczynić nas „szybkimi”, gorliwszymi w sprawach Bożych, i szybszymi w miłości wobec innych.
Ewangelia: Mt 17, 22-27
Klucz do dzisiejszej Ewangelii to zdanie Jezusa: „Synowie są wolni”. Jezus najpierw zapowiada uczniom swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie, już po raz drugi, chociaż niedługo wcześniej dokonało się Jego chwalebne Przemienienie na górze Tabor. Choć skażą Go i ukrzyżują ludzie przewrotni, a tak naprawdę to każdy z nas przez swoje grzechy przyczynił się do śmierci Jezusa, to miłość Syna Bożego jest siłą napędową Jego działania. Bóg umiłował nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami, i to On jest Panem historii. Jezus, wolny i umiłowany Syn Ojca, chce nas uczynić wolnymi od grzechu, ale w tajemniczych planach Bożych najwłaściwszym sposobem na dokonanie naszego odkupienia był właśnie krzyż i zmartwychwstanie. Jezus dobrowolnie wydaje się na mękę, tak jak słyszymy to w słowach przed konsekracją, podczas każdej Mszy świętej. To pierwsze zaproszenie do naszego osobistego rozważania dzisiaj – tak jak przed Jezusem, który zwraca się do uczniów, tak przed każdym z nas jest zawsze jakiś krzyż, jakiś trud, którego nie możemy uniknąć. Ale zawsze pozostaje przed nami wybór – przyjęcie tego zmagania, tej trudności, tego przekraczania własnego egoizmu z jakimś zniechęceniem, narzekaniem, żalem do innych i Boga, albo przeżycie tego trudu w całkowitym powierzeniu się woli Ojca, bo „synowie są wolni”.
Druga scena z dzisiejszej Ewangelii, dość dziwna i tajemnicza, również pokazuje nam, na czym polega wolność synowska. Jezus jest jednorodzonym Synem Ojca, z natury, ale my przez chrzest i życie w wierze mamy udział w Jego synostwie poprzez łaskę przybrania, jako dzieci Boże.
Do płacenia podatku na świątynię był zobowiązany każdy dorosły mężczyzna żydowski, powyżej 20. roku życia. Choć Jezus – Syn Ojca – jest przecież Panem ponad świątynią, związaną ze Starym Przymierzem, a Piotr ma udział w przybranym synostwie, poprzez łaskę wiary, to Jezus poleca zapłacenie podatku, aby nie powodować zgorszenia. W podobnej logice w wielu sytuacjach w młodych gminach chrześcijańskich wierzący będą zachowywać jeszcze niektóre zwyczaje Starego Prawa, aby nie powodować zgorszenia Żydów oraz niektórych z nich skłonić do Ewangelii. Podobnie i dzisiaj, w naszej codzienności życia w parafii, we wspólnocie, warto pamiętać, że od wiedzy „jak powinno być”, i wyniosłego strofowania innych, ważniejsza jest miłość, pokora i cierpliwość, aby nie zniechęcić do wiary tych, którzy są jeszcze słabi i nieugruntowani.
Piotr zatem, na polecenie Jezusa, złowił rybę, w której w niezwykły sposób znajduje się stater, czyli moneta warta dwie didrachmy. Piotr ma zapłacić za Jezusa i za siebie jedną monetę, co również ma głębokie znaczenie symboliczne – pomiędzy Jezusem a Piotrem, który niedługo wcześniej został ustanowiony pierwszym papieżem, głową Kościoła na ziemi, istnieje nierozerwalna, duchowa więź. Jako członkowie Kościoła jesteśmy zatem winni szczególny szacunek i synowską miłość do Ojca Świętego, a także codzienną modlitwę za niego, jak choćby Anioł Pański.
Wtorek, 12.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Pwt 31, 1-8
Niezwykle przejmujące są ostatnie sceny Księgi Powtórzonego Prawa. U progu wejścia do Ziemi Obiecanej, po 40 latach wędrówki przez pustynię, stary już Mojżesz zwraca się do całego ludu, ale w szczególny sposób także do swojego następcy, którego wybrał Pan – Jozuego.
W wezwaniu do ludu Mojżesz zagrzewa Izraelitów do walki, która ich czeka po wejściu do Ziemi Kanaan – będą musieli wytępić obce, pogańskie ludy, których nie znają. Ogrom czekających walk naturalnie napawa lękiem. Mojżesz jednak zapewnia, że to sam Pan pójdzie przez Izraelitami, On zgładzi te narody, i On nie opuści swojego ludu ani nie porzuci.
Odczytajmy to słowo w sensie duchowym. Nieraz czekają nas różnego rodzaju nowe walki i zmagania – wejście do nowej pracy, trudna rozmowa z drugim człowiekiem, stawienie czoła chorobie, ale także codzienna walka z pokusami i podstępami złego Ducha, który na różne sposoby chce nas osłabić w relacji z Bogiem i zniechęcić do codziennej modlitwy. Pamiętajmy, że te zmagania nie są po to, żeby nas pogrążyć, ale żebyśmy jeszcze bardziej, z ufną, synowską wiarą, oparli się na Chrystusie, na Jego mocy.
Mojżesz zwraca się dziś również do Jozuego, swojego następcy, i przy wszystkich dodaje mu otuchy: „Bądź mężny i mocny (…) Nie lękaj się i nie drżyj”. To szczególne słowo dla tych, którzy są pasterzami w Kościele – biskupów i kapłanów. Misja, którą powierza Pan Bóg, przerasta ludzkie siły i możliwości. Ale ten, kto świadomy własnych ograniczeń, ufa Bogu i polega na Nim, a nie na sobie, bezpiecznie doprowadzi wiernych do zbawienia.
Psalm responsoryjny: Pwt 32, 3-4a. 7. 8. 9 i 12
Dzisiejszy psalm to fragment długiej pieśni uwielbiającej Boga, którą Mojżesz wypowiada na zakończenie wszystkich pouczeń, danych Izraelitom. Mojżesz wie, że jego życie dobiega końca, i wyśpiewuje chwałę Boga, który troszczy się o swój lud wybrany, jest niezawodną skałą, czyli oparciem we wszelkich okolicznościach życia, jest Ojcem, który nas stworzył. Zwróćmy szczególną uwagę na dwa wersety z dzisiejszego psalmu.
Mojżesz wzywa słuchający go lud: „uznajcie wielkość naszego Boga”. To ważne światło dla naszej modlitwy. Żeby nie popaść w zuchwałość wobec Pana Boga, obojętność, albo nieufność, potrzebujemy zawsze na początku modlitwy osobistej, adoracji, rozważania słowa Bożego, uczynić akt pokory, uniżyć się przed Bogiem. W tradycji monastycznej na modlitwę „Chwała Ojcu” czyni się głęboki skłon ciała, nieraz do samej ziemi. Również na początku Mszy świętej, w postawie celnika, uznajemy naszą grzeszność przed Bogiem, który jest nieskończenie większy od nas. Wielkość Boga nie oznacza, że jest On po prostu największym możliwym do wyobrażenia bytem. Bóg jest nieskończenie większy, wspanialszy, doskonalszy, niż jesteśmy to w stanie pomyśleć.
Po drugie, Mojżesz nawiązuje do podziału ziemi dla ludów – potomków Noego, po potopie: „Wtedy wytyczył granice dla ludów według liczby synów Boga sprawiedliwego”. Według Księgi Rodzaju było to 70 ludzi, którzy wywodzili się od trzech synów Noego – Sema, Chama i Jafeta. Z tych 70 potomków, według tradycji Izraela, wzięły się ludy, które miały zasiedlić całą ziemię, według miejsc wskazanych im przez Boga. Możemy odczytać to słowo również jako pouczenie dla nas – każdy z nas jest członkiem jakiejś rodziny, jesteśmy jako naród Polakami, mamy wyraźne, chrześcijańskie korzenie naszej kultury. Nieraz z zazdrością patrzymy na inne kraje, ludzi innych narodowości, zwłaszcza podczas wakacji. Warto dziś z wdzięcznością i akceptacją przyjąć znów to, że Pan Bóg chciał, abyśmy w tym konkretnym miejscu na ziemi, wśród tych ludzi, i właśnie w tej, a nie w innej epoce żyli. Ufność w Bożą Opatrzność wyraża się w mądrej odpowiedzialności także za własny kraj, począwszy od wiernej modlitwy za Ojczyznę.
Ewangelia: Mt 18, 1-5. 10. 12-14
Co znaczy ewangeliczne wezwanie: stać się jak dziecko? Potrzebujemy kontemplować Syna Bożego, i Jego relację z Ojcem: „Syn nie może nic uczynić od siebie, jeśli nie widzi działającego Ojca. Wszystko bowiem, co On czyni, czyni również Syn. Ojciec kocha Syna i ukazuje Mu wszystko, co sam czyni” (J 5, 19n). Odwieczny Syn Boży, gdy przyjął naszą naturę i stał się człowiekiem, nie przestał być nieustannie w jedności z Ojcem i Duchem Świętym, poprzez niezbywalną Boską naturę. To znaczy, że wszystko, co robił, mówił, myślał, było w każdej chwili Jego ziemskiego życia związane z Jego tożsamością jako Umiłowanego Syna Ojca (por. Mk 1, 11), który wie, że od Ojca wyszedł, i do Ojca – przez krzyż i zmartwychwstanie – wraca (por. J 16, 28).
My zazwyczaj chcielibyśmy być całkowicie samodzielni, niezależni, polegający na swoich siłach – ale wystarczy przeżyć dzień, żeby zobaczyć, że tak się nie da. Stąd często nasze niezadowolenie, a nawet rozgoryczenie i smutek. Jednak Jezus Miłosierny ciągle nas szuka – jak zagubioną owcę – by nas wziąć znów na ramiona, to znaczy nieść ciężar naszego życia jako pierwszy – i prowadzić nas ku jedności z Ojcem.
Stać się znów wobec Boga „jak dziecko”, to w postawie pokory i całkowitej ufności uznać, że nie ja jestem Bogiem, nie ja mam moc, nie ja wszystko potrafię. To uznać, że chcę oprzeć się na łasce Bożej, i stąd czerpać siłę do mojej aktywności, że chcę dalej uczyć się drogi świętości, a nie uważać, że już ją przeszedłem.
Środa, 13.08.2025 r.
Pierwsze czytanie: Pwt 34, 1-12
Dzisiejsze czytanie to ostatnie słowa Księgi Powtórzonego Prawa. Poruszająca jest śmierć Mojżesza na progu wejścia do Ziemi Obiecanej. Po trudnej misji wyprowadzenia Izraelitów z Egiptu, i bycia na ich czele przez czterdzieści lat, Mojżesz, człowiek pełen cnót i duchowy autorytet dla całego Narodu Wybranego, umiera na górze Nebo, skąd jedynie z daleka Pan Bóg pokazuje mu Ziemię, za którą tak tęsknił.
Dlaczego Mojżesz nie mógł dojść do celu i sam wprowadzić ludu do Ziemi Obiecanej? Trzeba przypomnieć, że w ważnym momencie próby, gdy Izraelici narzekali na pustyni na brak wody, Mojżesz zwątpił w moc Pana Boga. Zamiast przemówić do skały, zgodnie z poleceniem Boga, uderzył w nią dwukrotnie laską (por. Lb 20, 11). Jednak oprócz aspektu kary za niedowierzanie co do mocy Boga w momencie próby, śmierć Mojżesza wskazuje jeszcze na coś więcej.
Niespełniona nadzieja Mojżesza jest odległą zapowiedzią Starego Testamentu, że kiedyś przyjdzie Ten, który o wiele głębiej niż Mojżesz będzie znał Boga twarzą w twarz, który dokona większych cudów i znaków, i który dokona nowego wyjścia z najgłębszej niewoli – grzechu, szatana, i śmierci: Jezus Chrystus, Bóg – Człowiek. To na przyjście Chrystusa, jeszcze nie w pełni świadomie, czekało serce Mojżesza, a nasze serce może z wdzięcznością patrzeć jako na „drogę, prawdę i życie”.
Psalm responsoryjny: Ps 66 (65), 1b-3a. 5 i 8. 16-17
Choć w pierwszym czytaniu rozważamy moment śmierci Mojżesza, Kościół wzywa nas, by chwalić Boga, który jest dawcą życia. Mojżesz po śmierci w swojej duszy czekał w Otchłani na przyjście Chrystusa, który otworzy ludziom bramy nieba. Choć życie Mojżesza nie było idealne, pozbawione słabości i momentów zwątpienia, tak jak potrafił najlepiej, wypełnił powierzoną mu misję.
Człowiek, który umiera w poczuciu spełnionej misji, choć nie brakowało w jego życiu grzechów i słabości, może ufny w miłosierdzie Boga wskazywać na Jego dobroć: „przyjdźcie i patrzcie na dzieła Boga, zadziwiających rzeczy dokonał wśród ludzi”.
Uwielbiajmy dziś Pana Boga za dar naszego życia – każdy nasz oddech jest darem Jego miłości, gdyby nie Jego pragnienie, nie byłoby nas. Prośmy też o łaskę dobrej śmierci, abyśmy, odchodząc z tego świata, mogli ufnie powierzyć się w ręce miłosiernego Ojca, świadomi, że dokonał w nas i przez nas swoich wielkich, pięknych dzieł.
Ewangelia: Mt 18, 15-20
Jeden z uczynków miłosierdzia względem duszy streszcza pierwszą część dzisiejszej Ewangelii: „Grzeszących upominać”. W sytuacjach ekstremalnych, osób uporczywie i publicznie odrzucających naukę Jezusa, Kościół może, zgodnie z poleceniem Jezusa, zastosować zdecydowaną karę ekskomuniki, w celu poprawy takiej osoby i nie osłabiania w wierze innych.
Jednak pierwszym, i najczęstszym krokiem, jest correctio fraterna (upomnienie braterskie). Są to takie sytuacje, kiedy naszą powinnością jest, w trosce o dobro drugiej osoby, zwrócić jej z miłością i stanowczością uwagę. Nie potępiać, ale w cztery oczy, z wyczuciem i roztropnością, napomnieć. W rodzinie czy wspólnocie takie napomnienie, poprzedzone osobistą modlitwą za współbrata czy współsiostrę, może przynieść bardzo piękne owoce.
Trzeba jednak odróżnić sytuację upomnienia braterskiego – konieczności zwrócenia innym uwagi, od tych sytuacji, kiedy po prostu trzeba kogoś w rodzinie, we wspólnocie cierpliwie znosić, chociażby ze względu na różnicę charakterów lub stylu bycia.
Modlić się za tych, z którymi żyjemy, gdy nie zawsze jest możliwe coś zmienić.
Jak uczy autor książeczki ,,O naśladowaniu Chrystusa”: „Jeżeli człowiek nie ma sił, by coś w sobie lub w innych naprawić, powinien to wszystko wytrwale znosić, aż Bóg inaczej rozporządzi. Pomyśl, że to może jest lepsze, by cię wypróbować i w wytrwałości umocnić, bez czego niewielkie znaczenie mają nasze zasługi. Jeżeli jednak znajdziesz się w takich trudnościach, powinieneś błagać Boga, by ci z pomocą przyjść raczył, tak byś to znieść mógł z uśmiechem” (I,16,1-3).
Czwartek, 14.08.2025
Pierwsze czytanie: Joz 3, 7-10a. 11. 13-17
Wczoraj zakończyliśmy lekturę Księgi Powtórzonego Prawa, a dziś rozważamy jeden z pierwszych fragmentów Księgi Jozuego. Mówi ona o wypełnieniu się obietnic danych Izraelowi, który dzięki Bożemu prowadzeniu wchodzi do Ziemi Obiecanej, pokonując mieszkające tam, obce, pogańskie ludy. Jozue, sługa Mojżesza, z woli Boga staje się jego następcą i otrzymuje zapewnienie o takiej samej Bożej asystencji, jaką miał jego poprzednik.
Dzisiejsze słowo mówi o momencie historycznym, i jednocześnie cudownym – Izraelici przekraczają wody Jordanu, które cudownie się rozstępują – podobnie, jak czterdzieści lat wcześniej, przy wyjściu z Egiptu, wody Morza Czerwonego.
Jednak centralną postacią opowiadania nie jest Jozue, ale Arka Przymierza. Arka była znakiem obecności żyjącego Boga pośród swojego ludu. Przejście przez Jordan jest również zapowiedzią Chrystusa, który wejdzie w wody Jordanu, biorąc na siebie brud naszych grzechów, przyjmując chrzest z rąk Jana.
W tych wszystkich wyzwaniach i próbach, które w naszym życiu musimy przejść, nie polegajmy na własnych siłach, ale na obecności Boga, na Jego mocy.
W Arce było przechowywane naczynie z manną oraz tablice z przykazaniami, a więc – Boży dar i Boże wymagania. Siłą dla nas na dziś i na każdy dzień jest hojna ponad miarę miłość Jezusa obecnego w Eucharystii, a bezpiecznym drogowskazem – Jego nauka, którą możemy wypełniać, przyzywając pomocy Ducha Świętego.
Psalm responsoryjny: Ps 114 (113A), 1b-2. 3-4. 5-6
Psalm 114 to hymn uwielbienia, jeden ze śpiewanych przez Izraelitów podczas świąt Paschalnych, który mówi o dwóch wielkich cudach w dziejach Izraela – przejściu przez Morze Czerwone, gdzie zostali zatopieni ciemiężący lud Egipcjanie oraz o przejściu przez rzekę Jordan do Ziemi Obiecanej przez Boga.
W ostatniej zwrotce dzisiejszego psalmu responsoryjnego autor natchniony pyta retorycznie: „Cóż ci jest, morze, że uciekasz? Czemu bieg swój odwracasz, Jordanie?”. Bóg jest Panem historii, i Panem natury. On w każdym czasie troszczy się o swoich wiernych i bez Jego działania nie byłoby możliwe ani wyzwolenie od zła, ani dojście do prawdziwej wolności – zewnętrznej i wewnętrznej.
Śpiewając dzisiejszy psalm, dziękujmy w sercu Chrystusowi, który przez swój krzyż i zmartwychwstanie nas wyzwolił i ciągle na nowo wyzwala z grzechu i z mocy śmierci oraz czyni nasze serca zdolnymi do coraz większej miłości Boga i bliźnich.
Słowami psalmu wyraźmy też naszą ufność wobec Boga wobec tych wszystkich sytuacji, gdzie ludzie, także nasi bracia chrześcijanie, przeżywają na świecie dramat wojny, cierpienia, przemocy. Prośmy, aby ich serca nie zachwiały się w wierze i aby, czekając na dar wolności, doświadczyli szczególnej mocy Chrystusa Ukrzyżowanego.
Ewangelia: Mt 18, 21 – 19, 1
Podobnie jak w pierwszym czytaniu i psalmie, tak i na końcu dzisiejszej ewangelii pojawia się Jordan – Jezus udaje się tam po udzielonej nauce, jednak nie drogą najkrótszą, przez Samarię, ale okrężną, przez Jerycho. Żeby wejść w logikę Jezusową, każdy z nas potrzebuje długiej drogi, i znów wrócić nad Jordan – do symbolicznego momentu naszego chrztu, kiedy zostaliśmy włączeni w życie Jezusa.
Bóg przeprowadził Izraelitów z niewoli do wolności w cudowny sposób; dla nas jedną z kluczowych przestrzeni, która ciągle wymaga naszego nawrócenia, jest ćwiczenie się w postawie przebaczania. Nie własną mocą, ale mocą Bożą – tak jak wprowadzenie Izraelitów do Ziemi Obiecanej dokonało się z Arką Przymierza, a więc dzięki obecności, mocy i prowadzeniu samego Boga.
Różnie można przeliczać sumy pieniędzy podane w dzisiejszej Ewangelii, ale w przybliżeniu 10 000 talentów to przynajmniej 60 milionów (!) dniówek – zatem dług absolutnie niemożliwy do spłacenia. 100 denarów to 100 dniówek, zatem kwota nieskończenie mniejsza.
Potrzebujemy sobie dziś przypomnieć, że Pan Bóg wcale nie musiał nam przebaczać, choć przez grzech zaciągnęliśmy dług nieskończony. Zerwanie relacji z Bogiem przez grzech pierworodny i jego skutki dla całej ludzkości, i wszystkich relacji człowieka, było absolutnie nie do naprawienia o ludzkich siłach. Również każdy nasz grzech, tym bardziej grzech ciężki, niesie ze sobą skutki, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Jest gorszy niż jakakolwiek epidemia. Ale Bóg w swoim miłosierdziu pierwszy wzruszył się nami, wyszedł nam naprzeciw i dzięki dobrowolnej, z nadmiaru miłości dokonanej, ofierze Syna Bożego na krzyżu i Jego zmartwychwstaniu, otrzymujemy dar przebaczenia i pojednania. Udział w nim mamy we chrzcie, a potem także w szczególny sposób w każdej spowiedzi świętej.
My sami, choćbyśmy chcieli, nie moglibyśmy naprawić całego zła. Bóg, chociaż nie musiał, zrobił to, i zaprasza nas, byśmy byli Jego współpracownikami w dziele zbawienia świata. A to wiąże się również z byciem przekazicielami, rozdawcami, naśladowcami Jego miłosierdzia: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36); Jeśli nie darujecie ludziom, to i wasz Ojciec nie daruje wam przewinień” (Mt 6, 15).
Pokorne dziękowanie Bogu za Jego miłosierdzie wobec nas, za tak wiele grzechów nam przebaczonych, leczy nas z żywienia urazy o rzeczy o wiele mniejsze. Ale w przebaczającej nam modlitwie Jezusa na krzyżu „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34) znajdujemy także siłę i światło do tego, żeby w nas, powoli, dzięki mocy Bożej, i długą drogą, aż za Jordan, dokonało się przebaczenie także ciężkich, doświadczonych od innych ran.
Piątek, 15.08.2025 r. – Uroczystość Wniebowzięcia NMP
Pierwsze czytanie: Ap 11, 19a; 12, 1-6a. 10ab
Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny kieruje naszą uwagę ku Tej, która, jak uczy Sobór Watykański II, „w Kościele świętym zajmuje miejsce najwyższe po Chrystusie, a zarazem nam najbliższe” (Lumen gentium, pkt. 54). Maryja, wybrana przez Boga przed wiekami na Matkę Syna Bożego według ciała, ze względu na swoje dobrowolne i ufne „tak” nie tylko została zachowana od grzechu pierworodnego, ale jako pierwsza po Chrystusie, który wstąpił do nieba, została z ciałem i duszą wzięta do chwały Syna.
Jezus Chrystus jest naszym jedynym Pośrednikiem u Ojca, ale Maryja ze względu na swoją szczególną rolę w historii zbawienia, z postanowienia samego Boga jest dla każdego z nas Matką i Orędowniczką w porządku łaski. To znaczy – nie jest przeszkodą w drodze do Jezusa, ale jakby „przyspiesza” nasze zjednoczenie z Chrystusem, wyprasza nam hojnie Jego łaski.
Księga Apokalipsy pokazuje nam postać Niewiasty i Jej Dziecka, przeciw którym przeraźliwie walczy smok. Sens jest dziś dla nas jasny – żyjąc na ziemi, każdy z nas musi przejść przez duchową walkę, na śmierć i życie, przeciw grzechowi we własnym życiu, i przeciw wpływom szatana. Maryja, której tak wiele osób współcześnie ufnie się powierza, „dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny” (Lumen gentium, 62).
Ostateczne zwycięstwo Chrystusa nad złem jest pewne. W naszym życiu potrzebujemy pomocy Maryi, której sam Jezus powierzył nas, umierając na krzyżu (por. J 19, 25-27).
Psalm responsoryjny: Ps 45, 7. 10-12. 14-15
Psalm 45 to pieśń na zaślubiny króla, mówiąca o miłości zakochanych. Królowa zostaje wprowadzona do pałacu króla, a towarzyszy jej świąteczny orszak dziewic.
Podobnie jak księga Pieśni nad Pieśniami, tak i ten tekst dla Izraelitów był zapowiedzią ostatecznych zaślubin Mesjasza-króla z Izraelem-Oblubienicą, a w jeszcze pełniejszym sensie, mówi o zaślubinach Chrystusa z Kościołem (najwyraźniej w Nowym Testamencie mówi o tym święty Paweł, dając w ten sposób wzór dla każdego chrześcijańskiego małżeństwa – Ef 5, 21-32). Liturgia zaprasza nas dziś jednak do odkrycia jeszcze jednego znaczenia tego psalmu (którego niezgłębione bogactwo, jak i całego słowa Bożego, będziemy odkrywać ciągle, do końca istnienia świata) – jako pięknej pieśni o Bogu, który wybrał i umiłował Maryję, czyniąc Ją swoją Oblubienicą.
,,Posłuchaj córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o swym ludzie, o domu swego Ojca” – jak nie usłyszeć w tym wersecie zapowiedzi tego, co wydarzy się wiele wieków później, w ciszy nikomu jeszcze nieznanej wioski Nazaret – „Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga” (Łk 1, 30).
„Córa królewska wchodzi pełna chwały, w złotogłów odziana”. To z kolei prorocza zapowiedź udziału Maryi w chwale nieba. Tak zresztą – jako Ukoronowana – jest przedstawiana od wieków na obrazach, często będących szczególnymi kanałami Bożej łaski dla Jej czcicieli. Choć nieraz wizerunki Maryi różnią się od naszej współczesnej mentalności (zresztą pełnej słabej sztuki), patrząc dziś na Matkę Bożą Jasnogórską, Kalwaryjską, Licheńską czy Kodeńską myślmy właśnie o tym – że Maryja, pokorna Dziewica z Nazaretu, została szczególnie umiłowana przez Boga, odpowiedziała na Jego pragnienie, i dlatego teraz jest Królową – to znaczy ma dalej szczególną godność i rolę we wprowadzaniu Królestwa Bożego na ziemi.
„W szacie wzorzystej do króla ją prowadzą, za nią przywodzą do ciebie dziewice, jej druhny”. Kim są dziś dziewice, druhny tej Królowej? Pan Jezus mówi do nas wszystkich „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8). Każdy z nas, powierzając się dziś na nowo Maryi Królowej, może odzyskać czystość duszy, jeszcze gorliwej walczyć o osobistą świętość oraz o to, by orszak ludzi żyjących dla chwały Jezusa i Maryi się powiększał. Bóg pragnie poślubić każdego i każdą z nas, w swojej miłości trwającej na wieki!
Drugie czytanie: 1 Kor 15, 20-26
Choć myśląc o Wniebowzięciu, nasze myśli skupiają się wokół spraw niebieskich, duchowych, to jest to jednak również bardzo „cielesna” uroczystość – Maryja zostaje wzięta do nieba z ciałem i duszą. Jak uczy nas Kościół, „Wniebowzięcie Maryi jest szczególnym uczestniczeniem w Zmartwychwstaniu Jej Syna i uprzedzeniem zmartwychwstania innych chrześcijan: <<W narodzeniu Syna zachowałaś dziewictwo, w zaśnięciu nie opuściłaś świata, o Matko Boża: połączyłaś się ze źródłem życia, Ty, która poczęłaś Boga Żywego, a przez swoje modlitwy uwalniasz nas od śmierci>>” (KKK 966).
Święty Paweł podkreśla, że bez wiary w zmartwychwstanie, czyli definitywne zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią i zapowiedź udziału w tym zwycięstwie nas wszystkich, nie ma sensu ani być chrześcijaninem, ani w ogóle ewangelizować (por. 1Kor 15, 14). Nasza wiara ciągle, do końca, przypomina nam, że cały człowiek – z duszą i ciałem – jest jednością, jest ukochany przez Boga, i że ostatecznie również nasze ciało, choć podległe śmierci i rozkładowi, będzie uwielbione, przemienione, chwalebne.
Według tradycji, Maryja nie umarła, ale jedynie zasnęła, i tak została przez aniołów wzięta do nieba – do tej pory w wielu sanktuariach na świecie, jak choćby w naszej Kalwarii Zebrzydowskiej, to wydarzenie jest inscenizowane. Ale w swoim Wniebowzięciu Maryja jest znakiem dla każdego z nas – Ona jako pierwsza „należy do Chrystusa”, i chce nam pomagać, byśmy także my byli z Nim zjednoczeni, i mieli udział w zmartwychwstaniu do życia wiecznego, a nie do potępienia.
Uroczystość Wniebowzięcia, związana zatem z Wielkanocą i tajemnicą zmartwychwstania, to także wielkie dowartościowanie godności naszego ciała. Prośmy dzisiaj Maryję, żeby pomagała nam w naszej codziennej, ludzkiej rzeczywistości na życie w ciele oddawanym „na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1n).
Ewangelia: Łk 1, 39-56
W pięknym hymnie uwielbienia Boga – Magnificat – pełna pokory Maryja, służebnica Pana, oddana całkowicie i dobrowolnie wypełnieniu Jego planu miłości, wyśpiewuje także słowa, których pełnego znaczenia sama jeszcze nie rozumiała: „Oto odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia”. Te słowa spełniły się i spełniają dalej w każdym pokoleniu wierzących. Od pierwszych wieków Kościół nieprzerwanie, pomimo pojawiających się herezji i prób podważenia roli Matki Pana, oddawał Jej najwyższą chwałę spośród świętych, jednocześnie podkreślając fundamentalną różnicę między uwielbieniem należnym tylko Bogu, a hołdem chwały należnym pierwszej wśród świętych. Kult poświęcony Maryi, „choć zgoła wyjątkowy, różni się przecież w sposób istotny od kultu uwielbienia, który oddawany jest Słowu Wcielonemu na równi z Ojcem i Duchem Świętym, i jak najbardziej sprzyja temu kultowi. Wyraża się on w świętach liturgicznych poświęconych Matce Bożej oraz w modlitwie maryjnej, takiej jak różaniec, który jest ,,streszczeniem całej Ewangelii” (por. KKK 971).
Ewangelia, którą dziś rozważamy, jest zatem najpierw zaproszeniem do odnowienia naszej osobistej relacji z Maryją. Relacji z Kimś, a nie z czymś. Ona jest nam dana przez samego Boga jako nasza Matka w porządku łaski, ponieważ nie tylko z całą miłością zatroszczyła się o poczętego w Jej łonie Jezusa Chrystusa, ale przez swoją wiarę, nadzieję i miłość współdziałała – i angażuje się dalej z nieba – abyśmy osiągnęli chwałę nieba (por. KKK 968-969).
Po drugie, Magnificat Maryi zalecali odmawiać święci jako szczególną modlitwę uwielbienia Boga za łaski już przez nas otrzymane, aby odnaleźć pokój serca pośród zmagań codzienności, i otworzyć się na nowe łaski. Słowo, przez nas zachowywane i rozważane, tak jak w życiu Maryi, daje nam światło nie tylko na życie tu i teraz, ale niesie w sobie o wiele większą moc – spełni się w doskonały sposób w niebie.
Po trzecie, Wniebowzięcie to także zaproszenie do tego, żeby przypomniawszy sobie nasze chrzcielne powołanie do życia w niebie, bardzo świadomie angażować się w codzienność i życie dla innych – a nie dla siebie. Maryja, w niezwykły i tajemniczy sposób obdarowana miłością Boga, nie zamyka się we własnej kontemplacji czy jakiejś psychologicznej analizie siebie. Ona, zawsze wierna przecież modlitwie i zasłuchaniu w słowo Pana, wychodzi z domu, idzie służyć swojej starszej i potrzebującej krewnej Elżbiecie. Kiedy modlimy się do Maryi, ona zawsze pomaga nam zapomnieć o sobie samych, a znów ustawić wzrok właściwie – ku Bogu i ku drugiemu człowiekowi.
Sobota, 16.08.2025r.
Pierwsze czytanie: Joz 24, 14-29
Po przerwie na wczorajszą uroczystość Wniebowzięcia, wracamy dziś znów do Księgi Jozuego, do jej zakończenia. Tym razem to Jozue, będąc już u końca życia, po zajęciu z Izraelitami Ziemi Obiecanej, i przypomnieniu wielkich dzieł Boga, zawiera w Sychem przymierze z ludem. Najpierw jednak pyta ich o decyzję: „Rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie” – bóstwom pogańskim napotkanych ludów, które są uczynione na ludzki obraz i podobieństwo, mają widzialne posążki, ale też nie wymagają za wiele, czy też Jedynemu Prawdziwemu Bogu – który jest niewidzialny, ale jest Panem życia i śmierci, Bogiem wielkim i działającym.
Jak refren pojawia się w dzisiejszym czytaniu wezwanie „służyć Panu”. Pyta o to Jozue, odpowiadają przekonani Izraelici, choć przecież wiele razy opuszczą potem Pana, co przyniesie ostatecznie tragiczne skutki dla całego narodu.
Nas jednak, którzy mamy udział w Nowym i Wiecznym Przymierzu przez Jezusa Chrystusa, słowo pyta dziś o naszą decyzję – komu chcesz służyć? Nie można być chrześcijaninem trochę, czasami, nie do końca, albo w wybranych sferach. Nie można przyjmować Komunii świętej, jeśli jakąś część nauki Kościoła świadomie, a nawet publicznie, odrzucam.
Wśród różnych aktów strzelistych – krótkich wezwań modlitewnych – święci chętnie, już po porannym wstaniu z łóżka, mówili: Serviam! Chcę służyć! Taka poranna, świadoma decyzja pomaga nam zachować dobry kurs ku Bogu przez cały dzień.
Psalm responsoryjny: Ps 16 (15), 1b-2a i 5. 7-8. 11
Psalm 16 to szczególna modlitwa lewitów, a więc tych, którzy nie mieli swojego działu przy podziale Ziemi Obiecanej, ale ich jedynym dziedzictwem miał być sam Pan.
Jednak to słowo obejmuje w szczególny sposób nas wszystkich, którzy przez chrzest mamy udział w „królewskim kapłaństwie” – życie każdego ochrzczonego ma być codzienną, miłą Bogu ofiarą dobrych czynów miłości, umierania dla własnego egoizmu, i wybierania Bożych przykazań.
Słowo Boże zaprasza nas dziś do ponowienia naszej odpowiedzi na pytanie Jozuego wobec Izraelitów z pierwszego czytania: Komu chcecie służyć? Dla kogo żyjesz?
Człowiek, który zdecydował się na wybranie Boga, jest prawdziwie wolny – Pan jest dla Niego o wiele większą pewnością, niż nawet kawałek ziemi o wysokiej wartości, i jakiekolwiek inne dobra materialne. Oparcie się na Bogu oznacza akt wiary, że nie pokładam bezgranicznej ufności w tym, co da się zmierzyć, wyliczyć, wykalkulować, ale jestem dyspozycyjny wobec Bożej woli. Decyzja o służeniu tylko Bogu jest jak ogień płonący w sercu – nawet w nocy człowiek wierzący przypomina sobie o Bożym prawie, i nie chce od niego odstąpić. Wreszcie, odrzucenie innych możliwych opcji, a służenie samemu Bogu, oznacza ufność co do naszej przyszłości: „Ty ścieżkę życia mi ukażesz (…) i wieczne szczęście po Twojej prawicy”.
Ewangelia: Mt 19, 13-15
Ufność dziecka, nieskomplikowanie, prostota w zadawaniu pytań, które są w jego sercu – to wszystko ujmuje Jezusa, który jest nieustannie w relacji miłości wobec Ojca niebieskiego. Szczególne podkreślenie przez Jezusa godności każdego dziecka znajduje swoje wypełnienie w każdym pokoleniu wierzących – mamy przecież mnóstwo przykładów świętych dzieci i młodych ludzi, jak Dominik Savio, Maria Goretti, Franciszek i Hiacynta Fatimy, Carlo Acutis, ale i te nieznane przez świat święte dzieci, które i dziś, w naszych domach i parafiach, same chętnie się modlą, sięgają po różaniec, pragną wczesnej Komunii świętej i częstej spowiedzi, i mają serca szczególnie otwarte na obecność Chrystusa.
Ta Ewangelia znów wzywa nas do pokory – nie sil się na bycie ekspertem od Boga, ale przyjdź do Niego z pokorą i prostotą dziecka.
Po drugie, odpowiedzialnością rodziców jest dopuścić dzieci do Jezusa, nie przeszkadzać im w przyjściu do Niego – a więc codziennie, w domu, modlić się rodzinnie, uczyć dzieci wiary, prowadzić na niedzielną Mszę świętą. Wiara nie jest tylko kwestią swobodnej decyzji dziecka „chce mi się, lub nie chce mi się”, ale jest też związana z religijnym wychowaniem. To odpowiedzialność rodziców i chrzestnych, a wobec tych dzieci, które stały się już dorosłymi – głównie przez modlitwę za nie.
Po trzecie, to dzisiejsze słowo możemy odczytać również jako światło i przynaglenie dla nas wszystkich do wzmożonej troski o te dzieci, które są jeszcze noszone pod sercem swoich mam – o wszystkich nienarodzonych. Kiedy także w Polsce dokonuje się tak wiele aborcji i panoszy się kultura śmierci, musimy modlić się i głosić ,,w porę i nie w porę” (2Tm 4,2) prawdę o świętości każdego ludzkiego życia, a także wspierać finansowo różne organizacje Pro-life.