Komentarze do czytań – XIV tydzień zwykły | od 5 do 11 lipca 2020 r. – Jacek Wójcik

Pon
Wt
Śr
Czw
Pt
Sb

Niedziela, 5.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Za 9, 9-10

Z każdego zdania prorockiej zapowiedzi Zachariasza wybrzmiewają nuty radości. To radość spotkania ze zwycięskim Bogiem. Co prawda do przyjścia Zbawiciela musiało minąć jeszcze pięć długich wieków, ale Jego obraz jest już żywy i wyrazisty. Prorocka wyobraźnia dostrzega zbliżanie się Króla silnego i potężnego. Takiego, który nie potrzebuje najmniejszych oznak zewnętrznego splendoru. On Sam wystarczy. Dlatego może przybywać nawet na młodym osiołku. W dodatku, jak się ostatecznie z Ewangelii Mateuszowej dowiemy, przybywa na osiołku pożyczonym. Przybywa zwyczajnie – zewnętrznie podobny do nas. Jest Królem pokoju. Jego przybycie zwiastuje zwycięstwo pokoju. Swoją wewnętrzną potęgą niszczy On wszelkie narzędzia służące do wojny – rydwany, konie bojowe i łuki wojenne, ale nie niszczy ludzi. Niszczy narzędzia wojny, żeby ludziom dać upragniony pokój. Ten rodzaj pokoju może być wprowadzony tylko mocą Ducha. Ta wewnętrzna moc Ducha Bożego ma sięgać aż po krańce ziemi. Pragnę, by dotarła również do mnie.

Święta Katarzyna ze Sieny określała wnętrze człowieka słowem miasto: „Przed takim Królem otwieram bramę swojego miasta. Chcę, żeby u mnie zamieszkał. Rozpiera mnie radość z Jego przybycia”. (List CXXXI św. Katarzyny ze Sieny za http://sienenka.blogspot.com/2011/02/mistyczne-cialo-swietego-kosciola-cxxxi.html)

Psalm responsoryjny: Ps 145, 1b-2.8-9.10-11.13-14

Kardynał Wyszyński przypominał za św. Augustynem, że Bóg sam siebie uwielbił w psalmach, żeby człowiek poznał jak ma Go wielbić. I dlatego język psalmów natchnionych przez Ducha Świętego może stać się naszym językiem ojczystym. I chociaż bywa, że jest on nieporadny i niezrozumiały, to Bóg go rozumie, tak jak matka rozumie wyrazy niewyraźnie wypowiadane przez dziecko. Psalmy pozwalają widzieć piękno i prawdziwość wszystkich prawd objawionych.

Prymas wprowadzał w świat swojego osobistego przeżywania, pisząc: „Te same psalmy inaczej nam smakują w Adwencie, a inaczej w Wielkim Poście, zawsze jednak zdolne są przynieść nam nowe, świeże uczucia, kiedy czczonej tajemnicy wiary świętej nadają większą wyrazistość. Któż tego nie czuje, gdy podczas recytacji psalmu skupia uwagę na określonej prawdzie wiary?” (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 136)

Dzisiaj słyszymy, jak psalmista wyśpiewuje swoją pieśń pochwalną. Słyszymy w niej radosne słowa wdzięczności autora za to, co Bóg przez wszystkie wieki oferuje wszystkim ludziom za Jego podtrzymującą i podnoszącą dobroć skierowaną do wszystkich, za Jego łagodność i miłosierdzie. A przecież w życiu psalmisty nie brakowało dramatów. Wiadomość o dobroci Boga przekazują sobie nawzajem całe pokolenia. Swoją pieśń pochwalną – Magnificat – wyśpiewała później Maryja. Swoją pieśń pochwalną – Kantyk – wyśpiewał Zachariasz. Wychwalali Boga, odczytując Jego wielkość w dramatycznych wydarzeniach towarzyszących narodzinom Jana Chrzciciela i przyjściu Jezusa.

Również ja w splocie zdarzeń mojego życia staram się dostrzec działanie Bożego miłosierdzia. I układam swoją własną pieśń pochwalną na Jego cześć.

Drugie czytanie: Rz 8, 9. 11-13

Próbuję w myśleniu o sobie i o innych przekraczać próg tego, co widzialne i dotykalne a przecież śmiertelne. W codziennym życiu unikam przesadnego ulegania własnym biologicznym i psychicznym potrzebom, a przede wszystkim staram się dostrzegać w sobie i w innych to, co jest w nas nieśmiertelne, choć niewidoczne. Duch Boży mieszka we mnie. To zdumiewające. Kardynał Stefan Wyszyński uważał odkrycie tej prawdy o sobie za warunek uczestnictwa chrześcijanina w życiu nadprzyrodzonym. Pisał: „Duszą i życiem Kościoła jest jedność, (…) w której Bóg łączy ze sobą w Chrystusie cały rodzaj ludzi”. Takie spojrzenie wymaga jednak od każdego z nas „świadomości nadprzyrodzonej wspólnoty z głową widzialną na ziemi i niewidzialną po prawicy Boga Ojca”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 7 i 17)

Przed ufającymi Chrystusowi to odkrycie otwiera nowe horyzonty. Zaczynamy zupełnie inaczej myśleć i działać, kiedy do nas dociera, że nie jesteśmy sobie obcy. Że ten sam Duch, który jest we mnie, jest także obecny w każdym człowieku, z którym się spotykam. Każdy z nas należy do Chrystusa i w każdym mieszka Duch Boży.

Ewangelia: Mt 11, 25-30

Jezus przypomina nam dzisiaj o swojej łączności i jedności z Ojcem i o tym, jakie jest Jego serce – ciche i pokorne. Również o tym, że do Boga najbliżej jest ludziom zwykłym i prostolinijnym. Takim daje przystęp do siebie Bóg Ojciec i takich zaprasza do siebie Jezus: Przyjdźcie do Mnie.

Jezus pragnie mnie wzmocnić. Staram się dobrze zrozumieć, co chce mi przez to objawić. Warunki Jego pocieszenia są jasne. On nie żąda ode mnie przestrzegania w życiu skomplikowanych reguł i praktyk. Nie chce nakładać na mnie więcej ponad to, co sam niósł. Chce, żebym wziął na siebie ten sam ciężar, który On dźwigał. Potrzebne mi są siły do niesienia duchowego ciężaru mojego życia. Wsparcie Jezusa nie jest pokrzepieniem fizycznym ani pocieszeniem psychicznym. Jezus chce, żebym w swoich dramatach i radościach nie zapominał, że On zawsze na mnie czeka, żebym przychodził do Niego również ze swoimi grzechami, żebym przychodził do Niego ze wszystkim. Kiedy to robię, uczę się od Niego, czym jest moje życie. I doświadczam, że On jest przy mnie. On dzieli ze mną wszystko. Wtedy odkrywam, że choćby w niewielkim stopniu, ale mogę Go naśladować. Że naśladowanie Go jest dla mnie możliwe. Wtedy moja dusza uzyskuje spokój. Doświadczyłem tego już niejeden raz i chcę o tym pamiętać.

Nasze przyjście do Chrystusa oznacza poddanie się Jego prowadzeniu. Jego władzę nad nami przyjmujemy na zasadzie wyboru serca bez jakiegokolwiek przymusu.

Prymas Wyszyński tak o tej władzy pisał: „Chrystus na kolanach przed ludźmi, umywający im nogi, to najbardziej zwięzły wykład <praw człowieka i obywatela> w społeczności kościelnej”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 44)

I nie kończy się to na jednorazowym zdarzeniu z przeszłości, bo Chrystus obecny przez wieki i wszędzie w swoich kapłanach i w Ludzie Bożym, wpaja w życie Kościoła wciąż na nowo to podstawowe prawo swojej miłości.

Poniedziałek, 6.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Oz 2, 16. 17b-18. 21-22

Ludzie, którzy się kochają, pragną to wyrazić. Jedna kochająca strona chce to opowiedzieć drugiej stronie. Tworzą swój intymny język, który obie strony dobrze rozumieją. Przez dobór słów, przez tworzenie specjalnych zdań i przez ich intonację starają się wyrazić to, co się dzieje w ich sercach. Podobnie człowiek kochający Boga próbuje w rozmowie z Nim używać ciepłego i serdecznego języka. Prorok Ozeasz usłyszał Boga wyznającego swoją więź z ludźmi za pomocą słów zaczerpniętych ze skarbca miłości małżeńskiej. Stwórca przekazał mu zapewnienia o obdarowaniu, nadziei i bezpieczeństwie. Przekazał obietnice zwieńczone obietnicą ślubu opartego na wierności, która się nigdy nie wyczerpuje. Gwarantem trwałości tego związku jest Bóg. Z ludźmi wiąże Boga Jego miłość, miłosierdzie i sprawiedliwość. Podobne przesłanie Bóg kierował do wielu innych proroków działających po Ozeaszu. Jak wiemy, ostatecznie Bóg przemówił do nas przez swojego Syna.

Słowa miłości Bóg kieruje również do mnie. Ten język jest przeznaczony również dla mnie. Jestem tą drugą kochaną i poślubioną stroną. Ja także pragnę Go kochać i nie chcę Go w tym związku oszukiwać. Jak Piotr odpowiadam Mu: „Ty wiesz, że Cię kocham”.

Psalm responsoryjny: Ps 145, 2-3.4-5.6-7.8-9

Dopowiadamy dzisiaj psalm uwielbienia rozpoczęty wczoraj. W ślad za psalmistą chcemy to robić każdego dnia. Tak wielu ludzi wielbi Boga! Swoją miłość zmieszaną z pieśnią pochwalną wyśpiewała Mu na statku płynącym do Indii osiemnastoletnia zakonnica Teresa: „Żelazny krzyż ściskany w dłoni, wyciska [we mnie] pragnienie zbawienia,

a duch ochoczy radośnie przyjmuje kielich, któremu się poświęciła[m].

Przyjmij, Panie, to, co Ci ofiaruję, Na przypieczętowanie miłości, którą Ci przyrzekłam,

Pomagaj swojemu stworzeniu, Stworzycielu, A ja sprawię, że Ty będziesz chwalony”.

(za: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/prorok_gangesu.html)

Świadectwo kapłańskiego uwielbienia składa też kardynał Wyszyński: „A choćby Brewiarz został <odmówiony>, nie może się uspokoić dusza, nie możemy Bogu odmówić dalszej pochwały, gdyż uwielbienie Boga jest całym światem duszy kapłańskiej, jest naszym powietrzem, którym swobodnie oddychamy, czując się dobrze wtedy dopiero, gdy to powietrze jest w naszych płucach. Obowiązek kanoniczny wprawdzie został wypełniony, ale (…) nakaz duszy i serca nadal przynaglają. (…) Pochwała Boga, uwielbienie Trójcy Świętej, skierowywanie całego stworzenia ku Bogu (…) to zadanie, które nigdy nie ustanie, jak długo trwa życie kapłana”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 131)

Boże, ja także chcę Ciebie wielbić. Chcę ten dzień przeżyć dla Twojej chwały. Daję się ponieść radości. Codziennie powtarzam swoją pieśń dziękczynienia i uwielbienia. Ta pieśń nigdy mi się nie znudzi.

Ewangelia: Mt 9, 18-26

Jezus wziął dziewczynkę za rękę i podniósł. Tak, jak podniósł teściową Piotra. Podobnie, jak wziął za rękę niewidomego mężczyznę, a innym razem opętanego chłopca. Mam przed oczami obraz Jezusa, który bierze za rękę. I podnosi. Bóg, który podaje człowiekowi rękę, żeby wydobyć go z tarapatów. Ileż musiało być pocieszającej mocy w tym geście Jezusa! Iluż ludziom Jezus powiedział w ten sposób – możesz Mi zaufać. Część ludzi dostrzegała tę uzdrawiającą moc i z pełnym zaufaniem chciała przynajmniej dotknąć ubrania Jezusa. Taką wiarę wzbudzał. Zdumiewa, że inni nie potrafili tej mocy zauważyć, a nawet ją otwarcie lekceważyli aż do wyśmiewania włącznie. Jezus zażądał ich usunięcia. Ta scena, to jakby przedsmak Sądu – wyśmiewający zostali oddzieleni od ufających i usunięci.

Spór o zaufanie Jezusowi rozgrywa się każdego dnia. Rozgrywa się wewnątrz mojej duszy. Nie zawsze Mu ufam, ale chcę ufać i często ufam. Na pewno nie chcę wyśmiewać. Nie chcę być jednym z usuniętych. Chcę się uchwycić Jego ręki wyciągniętej w moją stronę. Próbuję Go dotknąć.

Wtorek, 7.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Oz 8, 4-7. 11-13

Każdej społeczności i każdemu człowiekowi zagraża pokusa samowystarczalności. Nie tylko Samarii i Izraelowi. My również próbujemy urządzić świat skrojony według swoich wyobrażeń. Twórcza wyobraźnia jest Bożym darem, ale nie może być zostawiona sama sobie. W naszych działaniach łatwo o utratę podstawowego kierunku. Bardzo łatwo przychodzi budować bez Boga. Jeśli nawet udaje się dokonać wielkich rzeczy, to potem ich efekty obracają się przeciw nam. Nasza przyszłość to sprawa kompromisów pomiędzy interesami narodów i grup społecznych. Nasza przyszłość to sprawa utrzymania równowagi w przyrodzie. Ale to nie wystarczy. Nie da się budować lepszego świata bez pytania o drogę. Wszystko, co próbujemy robić bez wiedzy Boga, rozpada się z czasem i traci swoją wartość.

Pamiętając o tym, proszę Boga o światło, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję. Proszę Go o łaskę zrozumienia ludzi i spraw, zanim postawię pierwszy krok. Chcę budować w zgodzie z Nim i z Jego pomocą. Kardynał Wyszyński pisał, że każdy z nas jest narzędziem w ręku Boga. Narzędzie może być użyte albo odłożone. Zgadzam się na taką rolę w ręku Stwórcy, bo zachowana zostaje wtedy moja godność. Pragnę tylko jednego: żebym z powodu mojej zarozumiałości nie stał się sprzętem bez wartości.

Psalm responsoryjny: Ps 115, 3-4.5-6.7ab.8.9-10

Na czym polega ufność Bogu, który czyni wszystko, co zechce? Historia objawienia ujawniła, że jest to bezgraniczne zaufanie Temu, Którego jedynym chceniem jest miłość. Trzeba się wsłuchiwać w chcenie Boga. Inaczej grozi nam stworzenie bóstwa na własny użytek. Takiego, które będzie spełniało nasze chcenia. Dzisiaj możemy stworzyć boga nie tylko robotą rąk ludzkich, jak mówi psalmista. Dzisiaj możemy tworzyć fascynujące bóstwa potęgą ludzkiego umysłu. Bóstwa coraz bardziej ciekawe i pociągające. Potrafią one nas bardzo absorbować i odwracać uwagę od prawdziwego życia. Są tak wciągające, że my sami stajemy się coraz bardziej fikcyjni. Przestają nas interesować koledzy, bo wolimy oglądać szybko zmieniające się na małym ekranie obrazy. Przestajemy interesować się bezpieczeństwem własnej rodziny w samochodzie, bo prowadząc wolimy śledzić wymyślone historie, ale za to bardziej kolorowe niż nasze życie. Czy żyjąc w takim nieustannym rozproszeniu, możemy choć na chwilę zatrzymać się i skoncentrować na tym, co jest chceniem Boga?

Ksiądz Kardynał Wyszyński zestawiając możliwości człowieka z zamiarami Boga przypominał, że człowiek przecież został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. „Wprowadzając przez chrzest człowieka do swojej społeczności, Kościół ani na chwilę nie zapomina, że jest to dziecko Boże, człowiek odkupiony, który ma być uświęcony z pomocą łaski nadprzyrodzonej, uwielbiony. (…) To ma być osoba, która zachowa wszystkie, dane sobie przez Boga dary. (…) Kościół w nikim nie niszczy natury, lecz uzgadnia ją z łaską”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 51)

Budowanie jedności w Kościele oznacza zatem zachowanie złożonej wielości, bo Ciało Chrystusa wymaga duchowej specjalizacji i różnorodności. Jedność Kościoła jest przecież dziełem Ojca wszystkich narodów.

Pragnę zrozumieć, czego Bóg ode mnie oczekuje, po co mnie stworzył i dlaczego daje mi kolejne dni.

Ewangelia: Mt 9, 32-38

Szerzenie Dobrej Nowiny o swoim królestwie Bóg opiera na współdziałaniu z ludźmi. Mógłby sam uzdrawiać ciała i dusze, ale szuka do tego współpracowników. Chętnych nie jest zbyt wielu, a ci, którzy się zgłaszają do tej współpracy, często nie spełniają podstawowych oczekiwań. On obchodził miasta i wioski, nauczał, głosił i leczył. Mało jest robotników gotowych do tak ciężkiej pracy, której standardy Jezus wyznaczył. Jezus się jednak nie zniechęca i swojego planu nie zmienia. Widzimy Jego współczucie dla całej bezradnej społeczności. Słyszymy Jego zachętę: „Proście Pana o więcej”.

Sprawa liczby powołań to sprawa łaski w życiu Kościoła. Nie tylko liczby, ale również jakości. Prymas Wyszyński tak to postrzegał: „Popełniamy błędy, ilekroć mianem <dobry katolik> obdarzamy kogoś dlatego tylko, że jest przyzwoity, odnosi się dobrze do duchowieństwa, życzliwie traktuje Kościół, bywa czasami na Mszy świętej, może nawet niekiedy stanie w obronie religii. Stosunek towarzyski wyrównuje niemal wszystko. Za triumf uważamy fakt, że przyjmie komunię świętą w Wielkim Poście. Ale co dzieje się w tej duszy na co dzień, czy jest w niej kształtowany Chrystus – to zazwyczaj pozostaje poza zasięgiem naszej pasterskiej wrażliwości. Co więcej, rozmowę na ten temat uważamy za krępującą dla obu stron. Kodeks towarzyski bierze górę nad kodeksem duszpasterskim!” (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 151-152)

Taki jest efekt stawiania minimalnych wymagań. Efektem tego zaniedbania jest „anemia życia katolickiego, jego mała skuteczność społeczna” a czasem „zgorszenie społeczne”.

Cóż mogę tu dodać? Sam nie stałem się Jego robotnikiem. Może nie byłem do tego wezwany. A może miałem za mało odwagi, żeby nim zostać. Zawsze jednak zostaje pole do składania prośby wskazanej przez Jezusa. Zamiast gorszyć się tym, że ktoś współpracował z bezpieką lub nie spełnia minimalnych standardów moralnych, mogę prosić Boga o przysłanie następnego odważnego i czystego. Zamiast narzekać, że kazanie było nudne i nie na temat, mogę prosić Boga o bardziej zdolnego. Mogę prosić, żeby to było moje dziecko albo mój wnuk. Będę prosić Boga o ten dar, bo zależy mi na wspólnocie, której jestem cząstką.

Środa, 8.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Oz 10, 1-3. 7-8. 12

Jest w nas coś takiego, że łatwo zapominamy o darach, którymi nas Bóg obsypuje. Im lepiej się dzieje, tym bardziej jesteśmy przekonani, że wszystko nam się należy. Zapominamy o przygodności naszego życia – że nasze istnienie jest nam darowane. Nie pamiętamy, że darem jest czas i każda osoba. Umyka naszej świadomości, że wszystkie materialne dobra są nam pożyczone. Ksiądz Prymas Wyszyński mawiał, że nie jesteśmy właścicielami żadnej rzeczy. Są one nam dane do użytku.

Może dojść do tego, że przestajemy się nawet Boga bać. Bezczelność zadufanych w sobie społeczności manifestuje się brakiem szacunku do życia, do płci i wszystkiego, co święte. Ten rodzaj pogaństwa w przypadku Narodu Wybranego obarczony był podwójną winą, bo zawierał w sobie odrzucenie Bożego prowadzenia. Takie odrzucenie powtarzamy również w kraju nad Wisłą. Bóg wierny człowiekowi nie traci jednak nadziei i za każdym razem obiecuje nowe rozdanie dobra. Zapewnia o gotowości rozpoczęcia wszystkiego jeszcze raz od nowa. On nas wciąż uczy, jak siać sprawiedliwość i jak zbierać miłość. Pragnie, żebyśmy nie przeoczyli czasu, w którym do nas przychodzi. Chcę Go szukać.

Psalm responsoryjny: Ps 105, 2-3.4-5.6-7

Próbuję sobie uzmysłowić, jaka jest moja pierwsza reakcja, gdy jestem pytany o moją wiarę. Moja standardowa odpowiedź brzmi – jestem katolikiem. Pytany dokładniej, co to oznacza, odpowiadam, że wierzę w to, co mówił Jezus i staram się wypełniać Jego wskazania. Ale nie potrafię otwarcie manifestować swojej radości z tego, że jestem wybrańcem Boga i że uważam to za wyróżnienie i zaszczyt.

Rozmyślam często o Panu, ale robię to albo sam, albo w gronie osób, które są do mnie podobne. Pamiętam o wielu cudownych zdarzeniach, które miały miejsce w moim życiu i o znakach, o których opowiedzieli mi moi bliscy i znajomi. Nie wiem, dlaczego nie umiem rozpowiadać o Jego cudach tym, którzy Go nie znają, chociaż zdarza się, że się zdradzę z moją radością, gdy mnie o to zapytają. Na co dzień skrywam moją radość za maską dystansu. Jakże daleko mi do entuzjazmu psalmisty.

Ewangelia: Mt 10, 1-7

Bóg każdego człowieka zna i wzywa po imieniu. Tak samo jak wezwał apostołów. Natomiast my zapominamy nawet imiona swoich przodków. Przyczynia się do tego burzliwa historia, ale także jesteśmy bardzo zajęci własnymi codziennymi sprawami. Nie mamy czasu, żeby spojrzeć wstecz i spróbować zrozumieć, co zawdzięczamy rodzicom i poprzednim pokoleniom. A bez refleksji nad ich pracą i zapobiegliwością nie potrafimy się zdobyć na poczucie wdzięczności. Nie zdobędziemy się też na świadomość własnego uczestnictwa w nurcie historii. Podobnie ma się rzecz z naszym stosunkiem do pierwszego rozesłania apostołów. Ciekawe, jakie odczucia budzą w nas te zdania. Czy rozpoznajemy w tej scenie początek drogi, którą sami podążamy? Jezus był ostrożny. Pomimo tego, że wyposażał uczniów w niezwykłą władzę, to nie wypuszczał ich na szerokie wody. Rozsyłał ich po dwóch po to, żeby się wspierali. Ograniczył też zakres ich działania do ludzi z tego samego kręgu wiary i kultury. Możemy odczytać wskazówkę Jezusa jako stosującą się również do nas, że w naszych staraniach w przekazywaniu depozytu wiary nie wystarczą tylko nasze dobre intencje. Potrzebna jest także rozumowa ocena naszych ograniczeń i różnic pomiędzy ludźmi. Każdy z nas do pewnego stopnia jest zakładnikiem kultury i środowiska, w którym wzrastał. Przekaz wiary domaga się tej ostrożności. Jest też w scenie rozesłania zadatek dramatu. Wśród uczniów wyposażonych w niezwykłe możliwości był Judasz. On również głosił, że bliskie jest królestwo niebieskie. On także leczył choroby i wypędzał złe duchy. A potem to wszystko zaprzepaścił. Dla nas jego dramat jest jak czerwone światło – mamy bardzo na siebie samych uważać, żeby nie przekreślić wszystkiego, w co Bóg nas wyposażył.

Znając własne ograniczenia i zagrożenia, obudźmy w sobie wdzięczność dla Jezusa za wszystkie moce, którymi nas obdarza. A także wdzięczność dla apostołów za ich odwagę, bo oni byli pierwszymi ludźmi, którzy odważyli się mówić o tym wszystkim, co nazywamy królestwem Bożym. Ja również jestem wezwany po imieniu. Oby nie brakło mi odwagi.

Warto w tym kontekście przywołać to, jak wspominał swoją własną drogę od lektora, przez diakona do kapłaństwa, ksiądz Prymas Wyszyński. Jak był przygotowywany do głoszenia zarówno od strony praktycznej jak i od strony pielęgnowania cnót. Chciał, żeby to, co będzie mówił innym, było zgodne z jego własnym życiem. Z pełną świadomością, że jest człowiekiem posłanym od Boga. Nauczanie było dla niego wyrazem duchowej potrzeby, wyrazem męki wewnętrznej człowieka, który nosi prawdę. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue Paris, 1969, str. 68-69)

Czwartek, 9.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Oz 11, 1-4. 8c-9

To jedna z najpiękniejszych scen wyrażających ludzką przyjaźń i miłość – przytulenie dziecka do policzka. Pełna ciepła i słodyczy. Trudno o gest bardziej opiekuńczy. Ten rodzaj przytulenia wskazuje także na obustronną więź. Tak przytulamy kogoś, kto jest od nas zależny, ale także, na kim nam zależy. Prorok Ozeasz tak odczuwał miłość Boga okazywaną jego narodowi.

Jest w tym wyznaniu Boga olbrzymi dramat. Bóg odkrywa wszystkie swoje karty. Wylicza wszystkie swoje starania czynione dla podtrzymania więzi z człowiekiem. Przypomina, że uczył ludzi chodzić i nosił na ramionach. Schylał się, gdy była potrzeba i karmił. Troszczył się i przyzywał. Bóg wylicza, ale nie wymawia. Mówi tylko o swoim bólu odrzucenia. Pomimo swoich starań nie został zrozumiany. Dla Boga zdradzający Go ludzie nigdy nie stali się obcy. Dla Boga nigdy nie stają się oni. Wierna miłość Boga zmusza Go do wyznania: pośrodku ciebie jestem. Taki jest Bóg. Takim się objawił Ozeaszowi i zawsze jest taki dla każdego. Takiego Boga nie wolno mi zdradzić.

Psalm responsoryjny: Ps 80, 2ac.3b.15-16

Kiedy człowiek popada w różne tarapaty, dobrze jest, jeśli nie obarcza za to winą Boga. Dobrze, jeśli wśród swoich kłopotów zachowa w sobie pamięć pogodnego oblicza Boga. Udało się taki obraz przechować psalmiście i dlatego jego pełna bólu pieśń nie jest tragiczna. Co prawda, bolesne jest wspomnienie utraconej wspaniałości dawniejszego życia. Tym bardziej doskwiera obecna poniewierka i liczne poniżenia. Szczególnie dokucza utrata Bożego wsparcia. Z tego powodu, naród niegdyś wybrany, teraz każdy może niszczyć, obgryzać i oskubywać.

Psalmista ma pełną świadomość, że Bóg wie o wszystkim. Co więcej, że to On, kierując się słusznym gniewem, sprawił te wszystkie problemy. Nie tylko je dopuszczał, ale wręcz był ich autorem. Nić wiążąca ludzi z Bogiem została nadszarpnięta przez ludzi, ale nie zerwana. Bóg w gniewie działa wciąż jako pasterz. Dlatego przywrócenie Jego opieki jest cały czas możliwe. Stąd też te wszystkie gorące prośby: posłuchaj, powróć, chrońodnów nas.

Jak wiemy z historii Zbawienia, tęsknota za pogodnym obliczem Boga zostanie ostatecznie zaspokojona przez Jezusa. Proszę o udział w tej tęsknocie dla siebie i dla moich bliskich.

Ewangelia: Mt 10, 7-15

Słuchamy dzisiaj dalszego ciągu instrukcji Jezusa skierowanej do apostołów przed ich wyruszeniem w pierwszą drogę. Instrukcji, o której starali się nie zapomnieć, skoro została przez nich spisana kilkakrotnie. Od jej przestrzegania zależy przecież powodzenie powierzonej ludziom misji. Warunkiem sukcesu jest bezinteresowność głoszącego wzorowana na bezinteresowności Jezusa. Stwarza to i będzie zawsze stwarzać napięcie w codziennym wypełnianiu misji. Bo herold Ewangelii jest tylko człowiekiem i musi mieć zapewnioną egzystencję. To napięcie udaje się rozładowywać ze zmiennym szczęściem. Mogę się w tym miejscu podzielić doświadczeniem bliskiej mi polskiej misjonarki pracującej od lat w Afryce. Zdarzyło się jej rozpocząć budowę wiejskiej szkoły w buszu, ale w trakcie prac skończyły się środki materialne. Pewnego dnia zabrakło pieniędzy nawet na opłacenie obiadu miejscowym pracownikom. Pomimo obaw o dalszy los budowy otwarcie im o tym powiedziała. Ku swojemu zaskoczeniu usłyszała słowa otuchy i sama została poczęstowana obiadem. Siostra miała potem najbliższy kontakt duchowy z tą społecznością. Okazało się, że instrukcja Jezusa cały czas jest skuteczna.

Kolejne zalecenia Jezusa można rozumieć jako przestrogę przed uleganiem pokusom wygody i gromadzenia. Jednym słowem – łączenia głoszenia Ewangelii z jakąkolwiek formą urządzania się w życiu. Głoszenie zawiera w sobie ryzyko i musi apostoła kosztować.

Ksiądz Prymas Wyszyński, wzorując się na pouczeniach Jezusa, zwracał kapłanom uwagę na to, że zanim otworzą usta, już całym życiem swoim rzucili światło na to, czego zechcą nauczać. Dlatego powinni za wszelką cenę unikać takiego przepowiadania innym, które nie wiąże ich osobiście. Kardynał zalecał, żeby samemu ulec urokowi własnego słowa, czyli nawrócić siebie, surowością słowa objąć siebie samego i nie uważać wysiłku słów za czyn. Rachunek sumienia powinien kapłana wyzwolić z przyczyn, które powodują bladość jego słów, brak przekonania, lęk, co ściska gardło i oczy pozbawia śmiałości. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 95-97)

Jest w instrukcji Jezusa również część przeznaczona dla słuchacza. Ewangelia wymaga odpowiedniego przyjęcia. Jej odepchnięcie nie pozostanie bez echa. Jeżeli głoszący wypełni wszystkie warunki podane przez Jezusa, a mimo to Ewangelia nie zostanie przyjęta, to konsekwencje dla odrzucającego będą tragiczne. Módlmy się, żeby taka sytuacja nikomu się nie zdarzyła.

Piątek, 10.07.2020 r.

Pierwsze czytanie: Oz 14, 2-10

Tylko człowiek urodzony i wychowany w gorącym klimacie rozumie w pełni, co znaczy usiąść w cieniu, żeby się schronić przed palącym słońcem. I tylko taki człowiek dogłębnie odczuwa ożywczy dotyk rosy. Takie jest wyobrażenie dotyku Boga, które otrzymał Ozeasz. Po nieudanej wędrówce niewiernego narodu Bóg czeka z darem ochłody. Bóg staje się jakby rosą. A potem kolejno naród doświadcza wszystkich dobrodziejstw. Powraca możliwość uprawiania zbóż, winnic i oliwek. Topole, wiecznie zielone cyprysy i lilie dopełniają krajobrazu odzyskanego spokoju. Wracają nawet piękne zapachy.

Ta pociecha i to uleczenie możliwe są jednak dopiero wtedy, gdy ludzie zrozumieją, że nie zbawi ich żadna ludzka siła ani żadne dzieło ich rąk. Że zbawić ich może tylko Bóg prawdziwy. Taki Bóg, który miłuje z serca. Do takiego Boga trzeba się nawrócić. Trzeba chcieć wrócić z niepotrzebnych wycieczek donikąd, które nas wypalają.

Droga do Boga jest prosta. Wymaga jednak rozumnego rozważenia. I domaga się naszej wewnętrznej sprawiedliwości, bez kluczenia i samo-usprawiedliwiania się. Trzeba umieć wydobyć z siebie prośbę: Przebacz nam całą naszą winę. Bo tylko w ten sposób otrzymamy dobro. Proszę o umiejętność takiej postawy dla siebie i dla moich bliskich.

Psalm responsoryjny: Ps 51,3-4.8-9.12-13.14.17

Król Dawid popełnił wiele przestępstw: nadużył władzy, wystawił cynicznie na śmierć swojego oddanego dowódcę i poważnie naruszył siódme przykazanie. Na szczęście nie starał się tego usprawiedliwić przed Bogiem ani samym sobą. Nie szukał wytłumaczenia w okolicznościach i nie starał się przerzucić choćby części winy na innych. Zdobył się na przyjęcie pełnej odpowiedzialności i zwrócił się do Boga z prośbą o pomoc. Dzięki temu w słowach tego psalmu pozostawił nam wzór duszy poszukującej drogi powrotu do radości obcowania z Bogiem. Bo tylko Bóg może usunąć skutki naszego grzechu. Pomimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie sami tego dokonać i tylko Bóg może przywrócić naszemu sercu czystość. Nie ma innego sposobu. Tylko Wszechmocny Bóg może po nas „posprzątać”. Wiara Dawida pozwoliła mu to szczerze wyznać i prosić o przywrócenie stanu sprzed grzechu.

Również ksiądz Kardynał Wyszyński przypominał, że grzech jest najgorszą rzeczą dla porządku łaski. Grzechem czują się zagrożeni i źli i dobrzy. Dobrzy, gdyż zrywa się solidarność w dobru. Czują się też zagrożeni źli, czego przykładem jest reakcja „dobrego” łotra na Kalwarii. Tak też bywa, że „źli” prześladujący wierzących dla imienia Chrystusowego i natrząsający się z moralności, wolą jednak, żeby „dobrzy” pozostali religijni i moralni. Za św. Janem Chryzostomem Prymas przytaczał pogląd mówiący, że: Nawet synowie ciemności, czują się bardziej zagrożeni ciemnością, niż światłością. Stąd wypływa potrzeba, żeby wśród Ludu Bożego budzić wolę solidarności w łasce, pragnienie wspólnoty w łasce, utrzymania więzi miłości i trwania w łasce. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 154-155)

Trzeba zrozumieć i odczuć prąd duchowy, który płynie przez życie osobiste każdego z nas i włącza się w życie całego Ciała Mistycznego. W Kościele nie może być miejsca na wegetację. Łaska w sposób osobowy i osobisty ma objąć każdego człowieka odrodzonego w Chrzcie świętym.

Dlatego też sam proszę o szczerą skruchę dla siebie po moich myślach, nieprzemyślanych słowach i działaniach.

Ewangelia: Mt 10, 16-23

Dziś następuje trzeci etap naszego przypominania instrukcji misyjnej Jezusa. Apostołowie usłyszeli, że mają przekazywać Ewangelię w sposób umiejętny, sugestywny i dostosowany do słuchaczy. To właśnie ma oznaczać ta wężowa roztropność. A gołębia nieskazitelność to wymaganie prostoduszności wolnej od podstępu, powiedzielibyśmy bez manipulacji.

Oprócz tych wskazań następuje cała seria trudnych słów. Zdawałoby się, że Jezus, rozsyłając apostołów, powinien dla zachęty przedstawić im wizję sukcesu ich działania. Tymczasem otrzymują zapowiedź całego szeregu przeciwieństw a nawet prześladowań. W rozumieniu pedagogiki Jezus działa na niekorzyść misji, odbierając apostołom nadzieję na pewny sukces. Jednakże apostołowie nie mieli być liderami w dzisiejszym rozumieniu. Ich sukces nie będzie miał w sobie nic spektakularnego.

Jezus wybiera drogę ostrzeżenia apostołów, żeby nie spodziewali się drogi łatwiejszej niż ta, którą wkrótce sam przejdzie. Wartość tych ostrzeżeń wyszła na jaw w perspektywie zdarzeń, które potem nastąpiły. Mogli wtedy zrozumieć, że Nauczyciel o nich wiedział i że stanowią ważną część ich drogi. Najtrudniejsze do zniesienia były dla nich pewnie konflikty rodzinne. Takie, w których z niechęci do Ewangelii były łamane nawet naturalne więzy. Trudno było znieść biczowania w synagogach, które znosili nie od obcych, ale od swoich pobratymców. W synagogach znajdowały się pomieszczenia, gdzie wymierzano karę za przestępstwa mniejszego kalibru. Większe kary następowały, gdy sprawy przeciw Ewangelii kierowano wyżej – przed sąd królewski lub namiestnika. Pociechą na każdym etapie było to, że mogli z przesłaniem Jezusa docierać do środowisk, które normalnie nie były dla nich dostępne. W tym miejscu warto przywołać przejmujący komentarz Kardynała Wyszyńskiego do jednej z jego wskazówek dotyczącej sposobu nauczania. W wyjaśnieniu do wskazówki brzmiącej – mamy głosić nie siebie tylko Chrystusa, Prymas dodał: „Samo słowo nie jest wszechmocne. Nawet Słowo Przedwieczne dokonało zbawienia przez krzyż i przez śmierć krwawą. To jest najmocniejszy argument Zbawiciela świata!” (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 102)

Jedyną miarą sukcesu w instrukcji Jezusa jest zapewnienie zbawienia dla tych, którzy wytrwają do końca. To wymaganie było zawsze trudne do zrozumienia dla części osób wierzących. Sama wiara nie wystarczy. Niezbędne jest wytrwanie. Dlatego modlę się o moją wierność przykazaniom, o odwagę w ich wypełnianiu bez względu na okoliczności i naciski społeczne. Bez względu na moje koszty osobiste.

Sobota, 11.07.2020 r.- święto św. Benedykta, opata, patrona Europy

Pierwsze czytanie: Prz 2, 1-9

Jaki jest Pan Bóg? Jak osiągnąć Jego znajomość? Są to pytania jak najbardziej zasadne, skoro mamy z Nim spędzić całą wieczność. Intensywność tych pytań narasta wraz z wiekiem. Kiedy kurczy się czas pobytu tutaj i zbliża się moment przejścia tam. Nieznany nam z imienia autor wstępu do Księgi Przysłów zarysowuje szczeble drabiny, która może nas wznieść na pewien poziom zrozumienia. Te szczeble to otwarcie się na mądrość i roztropność, oparcie się o rozsądek i rozwagę, a ostatecznie pełne pożądania poszukiwanie. Jednym słowem – usilne staranie z wykorzystaniem wszystkich danych człowiekowi możliwości. Jednak to nie wysiłek ludzki gwarantuje poznanie, o którym mowa. Dochodzi do niego, jeśli Bóg sam da się człowiekowi poznać. To Bóg rozdziela mądrość, wiedzę i roztropność. On otwiera się przed ludźmi uczciwymi, prawymi i pobożnymi. On sam wskazuje poszukującemu ścieżkę prowadzącą do Niego. Nie jesteśmy pierwsi na tej drodze. Uprzedziło nas wielu, od których możemy czerpać przykład poszukiwania. Niektórzy, jak patron dzisiejszego dnia, znajomość Boga osiągnęli we wczesnej młodości. Święty Benedykt, wiążąc pracę z modlitwą, stworzył program, którym Europa żyła ponad tysiąc lat, a którego brak zaczynamy obecnie dotkliwie odczuwać.

Psalm responsoryjny: Ps 34, 2-3.4.6.9.12.14-15

Psalmista zachęca, żebyśmy spojrzeli na Pana, a wtedy będziemy promieniować radością. Tak promieniowała twarz Mojżesza po spotkaniu z Bogiem na górze Synaj. Tak od Jezusa zajaśniało wszystko na górze Tabor w trakcie Przemienienia. Psalmista, żeby wyrazić możliwe zbliżenie się do Boga, posuwa się też do zachęty, żeby Go skosztować. Po Wieczerniku ta zachęta nabrała dla nas nowego i namacalnego znaczenia. Żeby poczuć smak dobrego Boga i móc się Nim chlubić, trzeba się do Niego uciekać. Jako ludzie wolni zawsze mamy możliwość wyboru. Możemy czynić zło, źle mówić, wypowiadać słowa podstępne. Możemy jednak zła zaniechać, powściągnąć swój język i starać się o pokój. Taki wybór pozwala nam uwielbiać dobroć Boga, wywyższać Go i błogosławić.

Ksiądz Kardynał Wyszyński dostrzegał, że te wszystkie dobre wybory – chrześcijański styl życia każdego katolika – „przelewają do wspólnego skarbca nadobfitość mocy Bożych, zebranych we własnej duszy”. I przekładają się na „odpowiedzialność za rozwój Ewangelii, za stan Kościoła, za uświęcenie i zbawienie wszechświata”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 59)

Modlę się o dobre wybory, które dają szczęście bycia blisko z Panem.

Ewangelia: Mt 19, 27-29

Czyżby Jezus namawiał apostołów i nas do porzucenia naszych najbliższych? Jak rozumieć tę obietnicę Jezusa w zestawieniu z Jego nauczaniem o nierozerwalności małżeństwa, o odpowiedzialności za własne dzieci i o szacunku do rodziców? Jest w tej obietnicy zawarte wielkie napięcie. Pójście za Jezusem nie jest tylko czymś w rodzaju dodatku do naszego życia, jakąś ozdobą lub nadbudówką. Wymaga oddania Bogu naszej miłości do najbliższych, życia naszego domu, czyli tej naszej najbardziej intymnej rzeczywistości. Co mamy w takim razie opuścić? Mamy zostawić za sobą nasze własne wyobrażenia i pragnienia. Mamy je uporządkować i podporządkować wszystkie sfery swojego życia Panu Bogu. Bo przecież do Niego zdążamy ze swoimi braćmi i siostrami, z ojcem i matką i z dziećmi, z całym naszym domem. Osiągamy w ten sposób szczęście już tutaj i to, co jest naszym największym oczekiwaniem – spotkanie nas wszystkich w domu Ojca na zawsze. A w odniesieniu do nagrody otrzymywanej przez kapłana niech przemówi do nas osobiste wyznanie Prymasa Wyszyńskiego uczynione po wielu latach kapłaństwa w czasie jego internowania: „Czy mogę (…) myśleć, że jestem opuszczony, osamotniony? Któż bardziej jest razem z całym światem, kto ma liczniejsze i bliższe sobie towarzystwo, kto jest lepiej rozumiany? Nie, nie jestem sam! Chrystus dochował obietnicy: <Nie zostawię was sierotami>. Gdy więc otwieram swój Brewiarz, otwieram okno na wielki świat i wychylam się, jak Noe z Arki, by wysłać światu swoją gołębicę pokoju. Gdy otwieram Brewiarz, jestem z modlącym się Chrystusem, jestem w świętych obcowaniu, jestem z Ojcem Świętym, ze swoim biskupem, z całym kapłaństwem Chrystusowym, z chórami tylu rodzin zakonnych, z całym Ludem Bożym”. (Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski, List do moich kapłanów, część druga: Wspólnie z Kościołem, Éditions du Dialogue, Paris 1969, str. 128-129)