Komentarze do czytań – VII TYDZIEŃ ZWYKŁY | od 19 do 25 maja 2024r. – o. dr hab. Waldemar Linke CP

 

 

Niedziela Zesłania Ducha Świętego, 19.05.2024 r.

Pierwsze czytanie: Dz 2,1-11

Przyzwyczailiśmy się do tej długiej listy nacji, z których pochodzili świadkowie zesłania Ducha Świętego. Nie zastanawiamy się, jaki świat stał za serią wyrazów, które płyną spod pióra autora Dziejów Apostolskich. Na liście tej znajdują się przedstawiciele populacji żyjących w Europie, Afryce i Azji, przedstawiciele dwóch imperiów: rzymskiego i partyjskiego, które już niedługo, bo w 52 r. zaczną śmiertelne zmagania, które trwać będą do końca istnienia drugiego z tych mocarstw. W tej scenie nie widzimy, by istniało owo rozdarcie, o którym wiemy z historii, by granice i wzajemna obcość dzieliły obecnych. Duch Święty to duch miłości, którego Bóg wlewa do ludzkich serc, to autor myśli o pokoju, które budzi w ludzkich umysłach. Nasz świat, co chwila stający na krawędzi wojny, która może okazać się ostatnią w dziejach historii świata, a przynajmniej w dziejach cywilizacji, która by w niej spłonęła i przeniosła ogień dalej, jest jak słomiana strzecha w pożarze.

Nasz świat potrzebuje Ducha Świętego nie po to, by zyskać na estetyce, by stać się lepszy i ładniejszy, ale by przetrwać, by nie dokonać samozagłady. Nie możemy ograniczyć roli Ducha Świętego do naszej osobistej pobożności, ponieważ On jest motorem dziejów, Bożym „potężnym ramieniem”, które wybawia lud Boży od zła. Ale to Boże działanie przechodzi przez nasze sumienia, umysły i serca. Będzie skuteczne tylko wtedy, gdy pozwolimy się temu Duchowi przekształcić, nawrócić.

Psalm responsoryjny: Ps 104, 1ab. 24ac. 29b-30.31

Refren psalmu responsoryjnego „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi ziemię” (por. Ps 104, 30) przypomina nam przemówienie św. Jana Pawła II z 2 czerwca 1979 r. Łatwo nam myśleć, że papieskie wezwanie spełniło się w sierpniu następnego roku. Ale wezwanie to wciąż brzmi i wskazuje nie tylko na granice naszego państwa, ale przede wszystkim na każdego z nas. Zawiera w sobie pytanie: czy błogosławimy Pana i żyjemy dla Jego chwały? Czy tylko w Jego dłoni szukamy tego, co nam potrzebne i wygodne?

Drugie czytanie: Ga 5, 16-25

Skąd mamy wiedzieć, czy jest w nas Duch Święty, czyśmy się tylko o Nim nasłuchali i naśladujemy tych, którzy mówią o sobie, że ten Dar z nieba posiadają? Jest prosty test, który nam powie, co się w nas dokonało, a co nie. Spróbujmy wypełnić wezwanie św. Pawła Apostoła i postępować według Ducha, którego Bóg nam dał. Bo Bóg nie skąpi nam swego Daru, ale nie narzuca Go nam. Przychodzi do nas i czeka, czy Go przyjmiemy. Postępowanie zgodnie z Nim to owoc tego, żeśmy na to Jego przyjście zareagowali pozytywnie. Lista uczynków pochodzących z ciała to obraz życia, które dla wielu wydaje się nie mieć alternatywy: świat naznaczony konfliktem, szukaniem własnych przyjemności, szkodzenie innym to sposób na przetrwanie w walce o byt. Duch otwiera nam okno, z którego widać inny świat: miłości, radości i pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności. Czy chcemy tak żyć? Jeśli tak, to pragnienie to pochodzi od Ducha Bożego, którego przyjęliśmy.

Ewangelia: J 15, 26-27; 16, 12-15

Duch Święty jest konieczny, byśmy stali się świadkami Jezusa. Niby to oczywiste, ale wciąż próbujemy świadczyć o Nim po swojemu: swoją dzielnością w byciu dobrymi, swoimi jedynie słusznymi poglądami na każdy temat. Dlatego świadcząc o tym samym Chrystusie, tak różnimy się od siebie: protestanci, katolicy i prawosławni, postępowcy i konserwatyści, czyli uczniowie Chrystusa, którzy głoszą swoje wyobrażenie o Nim, a nie żywego, działającego pośród nas Zmartwychwstałego Pana, którego uwielbione ciało zasiada po prawicy Ojca, a Duch uświęca nas i uczy miłości przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Chrystus objawia nam, że jest z nami, że uczestniczy w naszym trudzie dojrzewania do przyjęcia całej prawdy. Problem w tym, że my chcemy już czuć się dorośli w naszej wierze, jak dzieciaki, które wczoraj skończyły 18 lat życia i dziś ogłaszają światu, że już wszystko wiedzą i wszystko potrafią. A On nas zaprasza, byśmy dojrzewali pod Jego cierpliwą opieką.

 

Poniedziałek, 20.05.2024 r. – święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła

Pierwsze czytanie: Rdz 3, 9-15.20

Matką wszystkich żyjących stała się kobieta, która zawiodła pokładane w niej oczekiwanie, że będzie pomocą, towarzyszką w pełnieniu woli Boga, który obdarował swe najbardziej rozwinięte stworzenia życiem we wspaniałym ogrodzie, a przede wszystkim zaszczytem wspólnej troski o to miejsce. Jej symboliczne macierzyństwo oznacza dla nas, że jesteśmy do niej podobni w naszych złudnych nadziejach, fatalnych pomyłkach dotyczących zaufania tym, którym ufać nie należy, i podejrzliwości wobec tych, którzy szczerze życzą nam dobra. To, czym Ewa zdobywa naszą sympatię, to umiejętność przyznania się do błędu. Dała się oszukać i już to wie. Może poniewczasie, może wie tylko po to, by jeszcze raz popełnić podobny błąd, ale wie. Uznaje, że się pomyliła, dała skołować. Nie staje po stronie zła, nie mówi: i tak będę słuchać tylko tej syczącej, wężowej mądrości, że możemy być jak Bóg. W jej postawie jest dużo mądrości i pokory, której nam często brakuje. Jeśli mówimy o Maryi jako o nowej Ewie, to nie tylko na zasadzie przeciwieństwa. Maryja też jest pokorna, też jest świadoma swej słabości. Przede wszystkim też zawsze stoi na stanowisku, że to Bóg prowadzi człowieka do dobra i szczęścia, a kusiciel roztacza perspektywy, które mogą zaowocować tylko cierpieniem i rozczarowaniem. Maryja ma też to, czego domyślamy się i u Ewy: jej nadzieja na zwycięstwo nad Złym to jej Potomek.

Lub: Dz 1,12-14

Wspólnota Dwunastu rozpadła się, gdy z ich grona wyłamał się Judasz. Krewni Jezusa: Jego matka i bracia stają się tym brakującym apostołem, który w modlitwie i czasie nawrócenia, przed wyborem następcy Judasza, będzie uzupełniał to grono, zapewniał jego integralność i zdolność do regeneracji tkanki po tragicznej autoamputacji chorego organu. Matka Jezusa i Jego bracia nie są przeznaczeni do misji. Według kościelnych tradycji Matka ma pozostać u boku jednego z Dwunastu, Jana, czy to w Jerozolimie, czy w Efezie, w dalekiej Azji Mniejszej, o której prosta dziewczyna z Nazaretu może ledwie słyszała w rodzinnej Galilei. Bracia mieli albo zostać w Jerozolimie, we wspólnocie, która tam rezydowała, trwając na modlitwie, albo mieli wrócić do Nazaretu i tam żyć jako ubodzy rolnicy o rękach czarnych od pracy na roli. Ale w tym dziele nawrócenia się Dwunastu na wiarę w Zmartwychwstałego są nieodzowni. Ich modlitwa wzmacnia krzepnącego ducha tych, którzy pójdą na cały świat, aż po krańce ziemi. Macierzyństwo Maryi wobec Kościoła to wielka tajemnica, ponieważ dokonuje się w tym czasie ciszy, trudu trwania we wspólnocie mierzącej się z własną słabością, z odwróceniem się od Chrystusa w czasie próby. Jak bardzo zraniony własną słabością Kościół potrzebuje tej cichej macierzyńskiej obecności.

Psalm responsoryjny: Ps 87, 1b-3. 5-7

Psalm 87 mówi o Jerozolimie. Maryja nie była w tym mieście jakoś szczególnie zakorzeniona, bywała w nim pewnie przy okazji świątecznych pielgrzymek, ale to nie było jej miasto. Za to Ona stała się obrazem tego miasta w chrześcijańskiej interpretacji, spełnieniem powołania do bycia Matką mesjasza, wybranym miejscem, w którym Jahwe zamieszkał wśród swego ludu.

Ewangelia: J 19, 25-34

Ukrzyżowanie znacznie utrudniało oddychanie, a więc mówienie stawało się dla ukrzyżowanego zadaniem ponad siły. Tych klika słów, które wypowiedział Jezus z krzyża, miało ogromną cenę. Powietrza, które musiał przepchnąć przez struny głosowe, mógł zaczerpnąć tylko dźwigając się na przebitych rękach, kosztem ogromnego cierpienia. Ten testament został więc przypieczętowany w sposób bardzo uroczysty. Warto to sobie przypomnieć, by docenić nie tylko każde jego słowo, ale też każde napięcie mięśni, każdy spazm nerwów porażanych nieustannie drażniącym je boleśnie żelazem gwoździ. Jezus oddaje swą Matkę pod opiekę umiłowanego Ucznia, zanim dopełni swą misję paschalnego Baranka, który gładzi grzech świata.

Muszę postawić sobie pytanie, czy na miejscu owego ucznia przyjąłbym ją do siebie? Czy związałbym się odpowiedzialnością za starą obcą kobietę? Czy to nie będzie przeszkoda dla apostoła, który ma pójść na krańce ziemi? Jezus zaprasza mnie w ten sposób do udziału w tym wysiłku, który podjął, wypowiadając swój testament.

 

Wtorek, 21.05.2024 r.

Pierwsze czytanie: Jk 4, 1-10

W naszych czasach kwitną nowe formy pobożności, praktyki modlitewne, odnawia się też takie, które zdawały się jeszcze kilka lat temu zabytkami w muzeach form życia religijnego. Jedno i drugie z troski, by modlić się dobrze, właściwie. Szukamy też sformułowań intencji naszej modlitwy, aby one w jak najlepszy sposób odpowiadały temu, co można nazwać właściwą modlitwą. Czy, jak adresaci Listu Jakuba, modlimy się źle? Przecież chcemy dobrze się modlić! Właśnie o to chodzi natchnionemu chrześcijańskiemu autorowi: chcemy. To nasz kompas wskazuje nam kierunek, a nie kompas woli Boga. Jest tylko jedna droga do dobrej modlitwy: „bądźcie poddani Bogu”. Jakakolwiek forma modlitwy, którą wybieramy, bo się nam podoba lub zaspokaja naszą potrzebę dowartościowania się, to „zła modlitwa”, ponieważ odciąga nas od pytania, czego chce Bóg? Jaka jest Jego wola? Jak Mu służyć?

To zaś jest istotą modlitwy, także tej, której Jezus nauczył swych uczniów. Czyż nie mieli w zanadrzu spraw dla nich bardziej palących niż uświęcenie najwyższego Imienia i nadejście Bożego królowania? A jednak właśnie o to Jezus każe im się modlić, a nie o zdrowie i powodzenie ich przedsięwzięć, nawet tych związanych z głoszeniem Ewangelii.

Psalm responsoryjny: Ps 55, 7-9.10-11.23

„Gdyby” to straszne słowo, ponieważ roztacza ono wspaniałe perspektywy po to, by uzasadnić, że nic z nich nie wyniknie. „Gdybym miał skrzydła”, ale nie mam. Czy to oznacza, że nic się nie da zrobić z zagrożeniami, niebezpieczeństwami? W Ps 55 „gdyby” wyznaczające granice ludzkich (nie)możliwości otwiera drogę dla heroicznej wiary polegającej na całkowitym zdaniu się na Pana, zawierzeniu Jego miłości i Jego sprawiedliwości.

Ewangelia: Mk 9, 30-37

Jezus opowiada uczniom o drodze krzyża i zmartwychwstania, która prowadzi do zbawienia świata. Oni dla Niego mają opowieść o swych ambicjach, małostkowych sporach, przekonaniu o własnej wielkości. To nie jest uczciwa wymiana. Bilans się zachwiał, ponieważ On im mówi o miłości, a oni Jemu o egoizmie, skoncentrowaniu na samym sobie, chęci wybicia się nad innych. Nie uczy ich na swoim przykładzie. Nie chce im dać zbyt wymagającego zadania. Mają uczyć się od dziecka, dla którego naturalną rzeczą jest słuchać tego, co mówią inni, uznawać każdego za kogoś większego od siebie. Mają się nauczyć tego, co potrafi każde dziecko. Łatwizna! My mamy się tego nauczyć. To zadanie ponad siły!

 

Środa, 22.05.2024 r.

Pierwsze czytanie: Jk 4, 13-17

Nasze doczesne zamierzenia, plany, życiowe rachuby należy wziąć w nawias, którego jedną częścią jest: „jeżeli Pan zechce”, a drugą: „jak będziemy żyli”. Jest jasne, że to, co doczesne, musi zawierać się w doczesności. Niby to oczywiste, ale ważne jest, by sobie o tym przypominać, ponieważ bardzo łatwo zapominamy o istotnej cesze tego, co doczesne: przemijalności. Absolutyzujemy doczesność, by zrelatywizować znaczenie tego, co jest wartością absolutną. Tą zaś jest wola Boża. Często pytamy o to, co mamy zrobić, jakiego wyboru życiowego dokonać? Chcemy, żeby Bóg wskazał nam receptę na życiowy sukces. Jego wolą nie jest, bym kupił zielony samochód lub czerwony, ani nie to, bym kupił samochód lub rower. Jego wolą jest zbawienie świata, otwarcie się każdego człowieka i wszystkich społeczności na Jego miłość. Do rozeznania dobra i zła dał nam sumienie: światło umysłu i zdolność współodczuwania z innymi. Sumienie mówi nam, czasem wyraźniej niż byśmy chcieli, co jest dobre, a co złe. Łatwo zastępujemy odczytywanie prostych wartości etycznych pleceniem warkoczyków z korzystnych lub niekorzystnych konsekwencji naszego działania lub zaniechań. Ale dobro i zło są w tym, co robimy, a nie w scenariuszach opartych na rachunku prawdopodobieństwa lub intuicji.

Psalm responsoryjny: Ps 49, 2-3. 6-7. 8-10. 11

Tylko Bóg jest zbawicielem, nikt nie może zbawić się sam: te proste stwierdzenia powracają w całej Biblii wypowiedziane na różne sposoby. Jednak powtarzanie tych słów jest konieczne, ponieważ łatwo zapominamy o tych elementarnych wytycznych teologii zbawienia. Łatwo nam przychodzi założyć, że jesteśmy dla siebie ochroną i gwarancją bezpieczeństwa. Dopiero doświadczenie śmierci, która dosięga wszystkich i stawia pytanie o sens ludzkiego doświadczenia, sprawia, że naszą nadzieję kierujemy ku Bogu.

Ewangelia: Mk 9, 38-40

Czy rzeczywiście tak jest, że ktoś, kto czyni cuda w imię Jezusa, nie może się od Niego odwrócić? Zdaje się, że Pan Jezus myśli o nas lepiej, niż my sami o sobie i o sobie nawzajem. On mierzy nas swoją prostolinijnością, której nam niestety brakuje. A jednak wierzy nam, liczy na to, że będziemy uczciwi, lojalni wobec Niego i Jego miłości. Nadajemy często słowu lojalność odcienie służalczości i koniunkturalizmu. Pierwotnie znaczyło ono poszanowanie dla zasad, uczciwość. On zatrzymał się przy tym znaczeniu. Ile kosztowała Go ta naiwność? Kosztowała Go zdradę Judasza, zaparcie się Piotra, ucieczkę uczniów, moją i twoją niewdzięczność. A On wciąż liczy na to, że zachowamy się jak należy.

 

Czwartek, 23.05.2024 r. – święto Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana

Pierwsze czytanie: Jr 31, 31-34

Przymierze, które wzorowane było na umowie między podmiotami prawa narodowego, w której strona słabsza poddawała się silniejszej, a silniejsza zobowiązywała się chronić słabszą, a rezygnowała z agresji, to był szereg zewnętrznych zobowiązań. Gdy te zobowiązania zostały złamane, nie było niczego, na czym można by było oprzeć jego nowe podstawy. Ten, kto dysponował siłą, nie miał już powodu, by wykorzystywać ją tylko dla dobra kogoś, kto okazał się nielojalny. Czym byłoby to nowe przymierze, które nawet złamane, obowiązuje? Jego źródłem i podstawą jest wyłącznie wola Boga, by nie traktować człowieka stosownie do zła, które czyni, ale na miarę dobrej woli i wspaniałomyślności Boga. Przymierze podobne do synajskiego można opisać na materiale pisarskim: na kamieniu, na mokrej glinie, którą się potem suszy, by była trwałym nośnikiem. Jak zapisać to nowe? Na czym? Materiałem pisarskim tego przymierza jest wiara człowieka w Boga, który jest zbawicielem człowieka słabego, upadającego i błądzącego. To nie jest lekcja do wyuczenia się na pamięć, ale najgłębsze przekonanie, wpisane w nasz sposób widzenia i rozumienia świata. Wiara w Boga niezłomnego w swej życzliwości do człowieka, do ludzkości, to tablica trwalsza od kamiennych tablic Mojżesza, ponieważ to świat ludzkiego ducha. W oparciu o ten nie dający się niczym zmazać zapis, powstaje wspólnota między Bogiem a Jego ludem. On na zawsze jest Bogiem, na zawsze wybiera ich sobie jako lud.

Lub: Hbr 10, 11-18

Rutyna kapłańskiej posługi jest taka sama, jak rutyna związana z jakimkolwiek innym zajęciem. W wielu dziedzinach ludzkiej aktywności owa rutyna jest czymś, czego potrzebujemy do dobrego wykonania pracy. Można wręcz powiedzieć, że profesjonalizm zaczyna się wraz z rutyną na przykład w wielu dziedzinach sportu. Ale ta prawidłowość, że im bardziej automatyczne (czyli bezmyślne) jest nasze działanie, tym lepszy skutek, wiąże się raczej z tym, co opiera się o płynność działania naszego ciała. To, co odwołuje się do naszej świadomości, przytomności umysłu, a nie instynktownych odruchów, wychodzi lepiej, gdy za każdym razem robimy to jak za pierwszym razem. W posłudze kapłańskiej były elementy opierające się na rutynie: płynny ruch rytualnego noża przy uboju rytualnym, automatycznie odtwarzana melodia śpiewanych pieśni, płynące jakby same z siebie słowa formuł modlitewnych. Co wymagało wspomnianej przytomności umysłu? Intencja składanej ofiary, świadomość, że to, czego kapłan dokonuje, odnosi się do Boga, a nie jest tylko spektaklem na użytek tłumu wiernych. Ofiara dokonuje się w umyśle i w świadomości kapłana. Tylko Jezusowa ofiara jest doskonała, bo tylko On jest w pełni zanurzony, zaangażowany w to, co czyni z miłości do Ojca i do ludzi. Dlatego wszystko dokonuje się w jednym momencie: On oddaje się za nas, my zostajemy uświęceni i poświęceni dla Boga.

Psalm responsoryjny: Ps 110, 1bcde. 2-3

O Melchizedeku wiemy bardzo niewiele, bowiem jest to postać epizodyczna pojawiająca się Rdz 14, 18-20. Poza tym pojawia się tylko w Ps 110, 4 i kilka razy w Hbr. Ten tajemniczy kapłan Boga Najwyższego z Szalemu stał się dzięki chrześcijańskiemu autorowi Hbr obrazem Chrystusa. Chleb i wino, które złożył w ofierze, stały się zapowiedzią Eucharystii. Tak trafił do liturgii Mszy Świętej, do Kanonu Rzymskiego. Ps 110 zwraca uwagę na to, że Melchizedek łączył w sobie funkcję króla i kapłana, czego nie wolno było robić królom Izraela i Judy. I to spełniło się w Chrystusie Jezusie: potomku rodu Dawida, który złożył Bogu doskonałą ofiarę z siebie.

Ewangelia: Mk 14, 22-25

Ewangelista Marek podkreśla związek między sederem paschalnym (wieczerzą świąteczną) a ustanowieniem Eucharystii. Pascha zaś została przedstawiona jako ofiara (por. Mk 14,12). Zwykły rytuał paschalny nie przewidywał, że będzie to ofiara, choć już Wj 12,27 interpretuje zabicie baranka jako obrzęd ofiarniczy. Jednak ofiary składano tylko w świątyni, z udziałem kapłana, przeznaczając przynajmniej część ofiarnego zwierzęcia lub innych pokarmów dla Boga i Jego kapłanów. Baranka zabić mógł ktokolwiek, gdziekolwiek, a całość mięsa zjadano w czasie posiłku. Dopiero gest Jezusa czyni ten związek paschalnego posiłku z ofiarą czytelnym.

 

Piątek, 24.05.2024 r.

Pierwsze czytanie: Jk 5, 9-12

Księgę Hioba czytamy często jako dramatyczny zapis zmagania się człowieka z losem, a czasem jako wizję tragizmu ludzkiego życia. Zakończenie księgi traktujemy jako psujący ten wspaniały efekt, przylepiony na siłę happy end. Wolimy za Alexisem Zorbą z książki Nikosa Kazantakisa lub filmu Mihalisa Kakogianisa powiedzieć: „Jaka piękna katastrofa”. Autor Listu Jakuba traktuje zaś to zakończenie Księgi Hioba jako jej najistotniejszą część, a za główne doświadczenie Hioba uważa nie jego bunt przeciw niezasłużonemu cierpieniu, ale wytrwałość w wierze, że Bóg jest Panem pełnym litości i miłosierdzia.

Wytrwałość to cecha nisko ceniona w czasach, w których osiągnąć sukces to za mało, ponieważ trzeba go osiągnąć szybko. Kto przed trzydziestką, a już w najgorszym razie przed ukończeniem trzydziestego piątego roku życia nie zgromadził fortuny i nie zbudował sobie silnej pozycji społecznej i zawodowej, ten zmarnował życie. Nie ma tu miejsca na wytrwałość, cierpliwość, znoszenie kolejnych życiowych doświadczeń z ufnością, że czemuś mogą one służyć, dokądś nas prowadzić. Ta cierpliwość i wytrwałość potrzebne są w każdej formie życiowego powołania, a ich brak może stać się przyczyną zniechęcenia czy wypalenia na każdej drodze. Jeśli chcemy przeżyć życie, a nie tylko kilka chwil satysfakcji, będą nam potrzebne.

Psalm responsoryjny: Ps 103, 1b-2. 3-4. 8-9. 11-12

Bóg nie spieszy się, by ukarać grzesznika, cierpliwie czeka na jego opamiętanie, nie zapala się w oburzeniu i gniewie. Ten obraz Boga poznajemy, gdy zdajemy sobie sprawę, że po wielokroć zasłużyliśmy na Jego gniew i karę. Nie poznając własnych grzechów, żyjemy złudzeniem, że każda życiowa trudność czyni z nas ofiarę niesłusznego postępowania sił wyższych kierujących naszym życiem, rodzi w nas bunt. By błogosławić Boga całym sercem, potrzebujemy pokory szczerego rachunku sumienia.

Ewangelia: Mk 10, 1-12

Nierozerwalność małżeństwa była czymś, co mogło odstręczyć od nauczania Jezusa nawet najbardziej przekonanych zwolenników. Takie podejście do małżeństwa nie zostawiało bowiem miejsca na błąd, na możliwość rozwiązania sytuacji, w której ludzie tylko męczyli się ze sobą i sobą nawzajem. Nie można nikogo skazać na miłość, do której jest niezdolny. Co z małżeństwem, które jest już tylko okazją do ranienia się? Czy Jezus był bezlitosnym rygorystą? A może On naprawdę wierzył w moc miłości, przebaczenia, cierpliwości? Chce nas nauczyć, że z człowieka nie można po prostu zrezygnować, pozbyć się go z własnego życia, wyrwać siebie z jego życia, kiedy mi to wygodne. Szacunek dla bliskiej osoby zakłada, że w żadnym momencie, z żadnego powodu nie przestaniemy jej traktować jako osobę, a nie rzecz, której można się pozbyć.

 

Sobota, 25.05.2024 r.

Pierwsze czytanie: Jk 5, 13-20 

Na każdą okoliczność życia jest modlitwa, ale na każdą stosowna do tego, co nas spotyka. Jest modlitwa na czas radości i czas choroby, która kogoś dotyka. Nie zawsze jednak wystarcza nam sił, żeby modlić się na miarę naszego doświadczenia. Dlatego potrzebujemy modlitwy innych, ich wsparcia wobec świadomości własnych grzechów, ich napomnienia, gdy nie potrafimy dostrzec własnych błędów. Modlitwa nie jest czymś, co hoduję w sobie jak tasiemca. Jest raczej łączącą nas więzią, która sprawia, że przed Bogiem stajemy zawsze we wspólnocie, wspierani i wspierający. Uczący nas modlitwy autor Listu Jakuba wskazuje nam, że jesteśmy sobie potrzebni nie tylko w wymiarze cielesnym, społecznym, ale i duchowym. Człowiek odcinający się od innych jest człowiekiem niekompletnym. Nie ma ludzi, którzy tylko dają, nie potrzebując niczego od innych. Dojrzałość duchowa przejawia się w tym, że potrafimy nie tylko dawać, ale przyjmować też pomoc od innych. Modlitwa dojrzała to taka, w której potrafimy uznać własną niedoskonałość, to, że potrzebujemy innych, z ich defektami i błędami. Sami bowiem, dzięki temu, że dostajemy od innych szansę przyjścia im z pomocą, mamy możliwość zakrycia własnych grzechów. Modlitwa jest więc zawsze za nas: za mnie, potrzebującego, i za ciebie, który możesz mnie wesprzeć w moich potrzebach.

Psalm responsoryjny: Ps 141, 1b-2. 3. 8

Kadzidło było artykułem luksusowym. Kosztowało majątek, ponieważ jego sporządzenie wymagało długich łańcuchów dostaw zaczynających się w niedostępnych nieraz zakątkach świata. Modlitwa porównana do kadzidła to dar o ogromnej wartości, hojna ofiara, którą ktoś za nas daje Bogu w ofierze.

Ewangelia: Mk 10, 13-16

Co dziecko zrozumie ze spotkania z nauczycielem z Nazaretu? Co zapamięta z Jego urokliwych przypowieści, celnych gnomonów wygłaszanych do tłumów? A przecież przychodzą do Niego tacy, którzy wiele mogą skorzystać: otrzymać zdrowie, naukę, duchowe wskazówki. Szkoda czasu na dzieci. Szkoda na starych, bo i tak niewiele już rozumieją, dożyją z tym, co dostali w ciągu swej młodości. Szkoda Jego sił dla tych niedouczonych, płytkich, o niskiej kulturze. Jezus tylko dla najlepszych! Dla zdolnych pojąć głębię Jego nauk i porządnych, żyjących jak należy. Ta eugenika duchowa byłaby przekreśleniem Ewangelii. Jezus chce być dla wszystkich. Nie pozwoli, byśmy Mu w tym przeszkadzali.