Komentarze do czytań VII Tydzień Wielkanocny | od 28 maja do 3 czerwca 2017 r. – Jacek Wójcik

[dzien 1]

Niedziela, 28.05.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 1, 1-11

W kolejnym tygodniu wielkanocnym słowo Boże przypomina nam o zwycięstwie Jezusa i naprowadza nasze myśli ku Jego królestwu. Dzisiaj Łukasz przypomina, że Jezus po zmartwychwstaniu o tym królestwie opowiadał uczniom przez całe czterdzieści dni. Mówił im o nim wielokrotnie wcześniej, ale okazało się, że to do nich nie docierało. Zdumiewające jak bardzo drogi myślenia ludzkiego potrafią rozmijać się z drogą wskazywaną przez Boga. Odpowiadali Mu, powtarzając swoje oczekiwanie – czy przywrócisz królestwo Izraela? Uparcie chcieli wyznaczyć Jezusowi zadanie bardzo patriotyczne, ale czysto ziemskie. Chcieli Jego zwycięstwo nad śmiercią podporządkować sobie. Chcieli Go wykorzystać do odbudowania wolności ojczyzny i znaczenia swojego narodu. Ich umysły pozostawały wciąż na uwięzi, wciąż nie dostrzegali skali zwycięstwa Jezusa. Czyż ten stan umysłu nie jest mi obcy? Czyż nie zdarza mi się wyznaczać Jezusowi zadań ziemskich przez moje uporczywe prośby? Chociaż Jezus mówił wyraźnie: „nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie jego moc”. Próbuję za świętą Faustyną prosić Jezusa o to, żeby moje działanie miało moc nadprzyrodzoną.

 

Psalm responsoryjny: Ps 47, 2-3.6-7.8-9

Psalm czterdziesty siódmy jest jednym z psalmów królewskich. Psalmista zachęca nas, byśmy przez klaskanie, trąbienie i okrzyki wyśpiewali naszą radość z powodu królowania Boga nad całą ziemią. Tak przed wiekami witano króla i oddawano mu cześć. A my za Świętą Faustyną możemy wypowiedzieć swoją radość słowami: „Ty z ołtarza rządzisz całym światem”. Staram się we wszystkich zdarzeniach dostrzegać reżyserię dobrego Boga. I jest to dla mnie źródłem najgłębszej radości.

 

Drugie czytanie: Ef 1, 17-23

Przez najbliższe dni Kościół ponownie będzie nam przypominał potęgę i siłę Jezusa, przemożny ogrom Jego mocy. Paweł pisze o poddaniu wszystkiego pod Jego stopy. Czy rzeczywiście czuję się poddany pod stopy Jezusa? Jest w tym może coś poniżającego. Coś co mnie drażni, bo wydaje się ranić moją godność. Przychodzą na myśl skojarzenia płynące z oglądania obrazów Matejki „Hołd Pruski” lub „Hołd carów”. W tych malarskich arcydziełach jeden człowiek pokazany jest w sytuacji poniżenia przed drugim człowiekiem. Próbuję tego rodzaju skojarzenia odsunąć. Spojrzeć na stopy Jezusa bez uprzedzeń. Jakie to są stopy? Przebite i zakrwawione. Przebite przeze mnie. Przebite dla mnie. Patrzę na te stopy jak na spracowane ręce moich rodziców. Patrzę na nie z wdzięcznością. Chcę je adorować. Tym bardziej, że one nie są martwe – są zmartwychwstałe. Spod stóp Jezusa dostrzegam inny świat. Z tej perspektywy poznaję Jezusa głębiej. Zaczynam dostrzegać, że On napełnia wszystko, że jest wszystkim we wszystkim. To tutaj otrzymuję światło podtrzymujące moją nadzieję, pozwalające mi zrozumieć moją wiarę. Stopy Jezusa nie depczą mnie. Pod nimi czuję się wywyższony. Wzrusza mnie obraz osób całujących Jego stopy.

 

Ewangelia: Mt 28, 16-20

Czasami trudno mi uwierzyć, że Jezus zwyciężył świat. Taka pokusa powstaje, gdy patrzę na zdruzgotane Aleppo lub gdy dociera do mnie, ile dzieci zabija się w Europie dlatego, że się jeszcze nie urodziły. Zmagam się z nią, gdy czytam o zabijaniu ludzi, bo są starzy lub chorzy. Pytam się: Jezu, gdzie jest Twoje zapowiadane królestwo? Pomimo to oddaję Jezusowi pokłon należny Bogu. I wracam na swój odcinek odpowiedzialności. Miałem iść i nauczać. Miałem udzielać chrztu w imię Trójcy Świętej. Miałem przekazać wszystko, co On powiedział. Przecież Jezus również i mnie o to poprosił. Jaką część Jego polecenia wykonałem? Ile razy nie było mnie tam, gdzie być powinienem? Ile razy nie odezwałem się, gdy było potrzeba? Ile razy zabrakło mi sił na pocieszenie bliskich? Ile razy zabrakło mi odwagi, żeby zwrócić komuś uwagę? Ileż w tej nieudolności jest mojego zwątpienia w Jego zwycięstwo! Nie tracę jednak nadziei całkowicie. Ufam w zapewnienie Jezusa, że jest z nami aż do czasu, gdy ten świat się skończy. A wtedy On sam dokończy budowanie swojego królestwa. Zapowiedział przecież, że na koniec Jego aniołowie sprzątną wszystkie zgorszenia. Swoją mocą dokona tego, czego nie potrafiliśmy dokonać. Ufam, że Jezus zwyciężył świat!

 

[dzien 2]

Poniedziałek, 29.05.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 19, 1-8

Przeznaczona na dzisiejszy dzień perykopa pokazuje Pawła wypełniającego polecenia Jezusa dane przed wniebowstąpieniem w Galilei, chociaż nie było go wśród Apostołów powołanych jeszcze w czasie publicznej działalności Jezusa. Po pierwsze idzie, poszukuje uczniów, a kiedy ich znajduje, udziela im chrztu w imię Jezusa oraz powtarza im nauczanie Jezusa o królestwie Bożym. Przez całe trzy miesiące przekonuje ich o tym królestwie. Powtarza im dobrą wiadomość, że już jest bardzo blisko do tego miejsca zamieszkanego przez ludzi cichych i czystych. Ludzi pełnych pokoju i miłosiernych. I o tym, że trzeba o nie prosić Boga Ojca i trzeba się o nie starać w pierwszej kolejności, bo ono jest skarbem. Dlaczego trzeba było nowych uczniów tak długo do tego przekonywać? Aż trzy miesiące? Bo chociaż Bóg jest Panem i zwycięskim władcą, to nasze dochodzenie do Niego wymaga pracy i wysiłku, a nawet znoszenia urągania i prześladowań. Trzeba było trzech miesięcy, żeby przekonać uczniów w Efezie o realności królestwa. Trudno, żebym nie zadał sobie pytania, ile czasu poświęciłem na rozważanie sensu królestwa. Czy uzbierałoby się trzy miesiące? Ile czasu zajęło mi tłumaczenie zasad i cech królestwa moim najbliższym i przyjaciołom? Czy uzbierałoby się trzy miesiące? A przecież to sprawa, na której Jezusowi najbardziej zależało.

 

Psalm responsoryjny: Ps 68, 2-3.4-5ac.6-7ab

Król Dawid zaczyna dzisiejszy psalm triumfalnym tonem: Bóg powstaje. I dalej upewnia nas, że obecność Boga zmienia wszystko. Obecność Boga dodaje nam odwagi i pewności we wszystkich okolicznościach życia. Jako wierzący nigdy nie zderzamy się z poczuciem zupełnej samotności. Bóg wszechświata zajmuje się ludźmi zapomnianymi i odrzuconymi. Dla Niego, nikt nie jest mały. Każdy z nas dla Niego się liczy. Obecność Boga wywołuje w nas wdzięczność i radość. Rodzi się w nas chęć wyśpiewania tej radości.

 

Ewangelia: J 16, 29-33

Ufajcie: „Ja zwyciężyłem świat!” Ufajcie pomimo prześladowań, które was spotkają. Na czym Jezus bazował wypowiadając to umocnienie? Zaufanie można budować na faktach. Jezus budował je w swoich uczniach przez wspólnie przeżywane dni. Uczniowie mogli namacalnie przekonać się, że Jezusowi podlegały siły natury. Na własne oczy widzieli uzdrowienia i rozmnożenie chleba. Przekonywali się, że Jezus miał moc najważniejszą – odpuszczenia grzechów. Nawet sami zostali dopuszczeni do cudownych działań w Jego imię. W tym ludzkim zespole panowała atmosfera zaufania do Boga Ojca, o Którego miłości tyle razy Jezus opowiadał. Dzięki Jezusowi zawiązała się między nimi więź miłości. Do tej więzi Jezus mógł się odwołać. Myślę teraz o sobie. Zaufanie do zwycięstwa Jezusa zawdzięczam innym ludziom. Obudzili je we mnie przez swoje dobre postępowanie wobec mnie i wobec innych osób. A także przez opowiadanie o Bożej dobroci. To wytworzyło między nami więzy miłości. Czy potrafiłem przekazać to zaufanie komukolwiek? Czy byłem wystarczająco przekonujący w swoim postępowaniu? Czy potrafiłem opowiedzieć o Bożej miłości? Czy dzięki mnie ktokolwiek uwierzył, że Jezus zwyciężył świat?

 

[dzien 3]

Wtorek, 30.05.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 20, 17-27

Towarzyszymy dziś Pawłowi w początkach jego ostatniej podróży. Zauważamy, że bezpieczniej czuł się on na obczyźnie, choć i tutaj dosięgały go prześladowania rodaków. Nauczanie o królestwie Bożym wymagało od niego odwagi. Na koniec wybiera się do Jerozolimy, gdzie spodziewał się najgorszego. Przeczuwał, że będzie to kres życia. Jednak w tę trudną przyszłość spoglądał bez poczucia przegranej. Przeciwnie, przygotowywał się na koniec życia jak na zakończenie trasy wyznaczonej mu przez Jezusa. I tak przedstawił to wspólnocie efeskiej. A w testamencie pozostawił im zachętę do odważnego głoszenia królestwa Bożego. Zdążał ku śmierci z całym optymizmem, jaki dawało mu poczucie wypełnienia poleceń Mistrza. Ostatnia podróż miała być dopełnieniem tego świadectwa. Podobny testament powtarzają przez wieki kolejni uczniowie Jezusa. Werbista, Marian Żelazek, pracujący pół wieku w Indiach mówił o tym: „że chce się dopalić przed Panem jak świeca”. Te piękne słowa są świadectwem spełnienia ludzkiego życia na najgłębszym poziomie. Myślę o sobie – czy zdołam opowiedzieć komuś o królestwie Bożym. Tę historię, którą poznałem i która porządkuje moje życie. Czy zdążę to zrobić?

 

Psalm responsoryjny: Ps 68, 10-11.20-21

Jakże piękne słowa przekazuje nam Psalmista o Bogu, który nas dźwiga co dzień. Czasem mówimy, że Bóg zawsze jest przy nas. A Psalmista przypomina, że jesteśmy przez Niego noszeni. I to w dodatku On nas dźwiga cały czas. Obojętnie jak sobie to dźwiganie wyobrażamy, czy jesteśmy przez Boga noszeni na rękach, czy nosi nas na Swoich plecach, czy jak Dobry Pasterz na ramionach . Jest w tym coś więcej niż trzymanie za rękę. Rozkoszuję się Twoją bliskością Panie. Dzięki Tobie każdy mój dzień ma sens.

 

Ewangelia: J 17, 1-11a

Przysłuchiwaliśmy się przed chwilą rozmowie Jezusa z Bogiem Ojcem. Jest to pierwsza część najdłuższej spisanej modlitwy naszego Mistrza. Nikt z ludzi nie może tych słów powtórzyć od siebie. Możemy jednak ich słuchać. Podobnie jak słuchaliśmy rozmów pomiędzy naszymi rodzicami. One kształtowały nas i nasze widzenie świata. Modlitwy Jezusa nie da się streścić. Słuchając jej, można kontemplować Jego jedność z Ojcem. Jedność ta wyraża się przez wzajemne uznanie. I przez posłuszeństwo – Syn wypełnił zadanie wobec świata wyznaczone przez Ojca. Dzięki Jezusowi mogę poznać, jaki jest Ojciec, bo Oni stanowią Jedno. Jezus dużo rozmawiał z Ojcem o uczniach, czyli także o mnie. Wstawiał się do Ojca za nimi i za mną. Prosił o życie wieczne dla nich i dla mnie. Jeszcze raz przekonuję się o Jego przyjaźni. O tym, jak bardzo Mu na mnie zależało. Jego pragnieniem było przywrócenie mojej utraconej jedność ze Stwórcą. Modlitwa Jezusa dotyka moich najgłębszych pragnień. Kiedy uznaję Go za swojego Pana i świadczę o tym w życiu, jestem przez Niego włączany do rozmowy z Ojcem. To o mnie Jezus mówi Ojcu – moje jest Twoje, a Twoje jest moje. Mocą słów modlitwy Jezusa staję się na powrót własnością Stwórcy.

 

[dzien 4]

Środa, 31.05.2017 r., Święto Nawiedzenia NMP

Pierwsze czytanie: Rz 12, 9-16b

Święty Paweł przekazuje mi dzisiaj przepis na wejście do królestwa Bożego. Przepis rozpisany na dwadzieścia jeden punktów. Wypełnienie każdego z nich wydaje się być możliwe. Każde wymaga jednak wysiłku. Potrzebny jest przede wszystkim wysiłek duchowy. Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko wysiłek duchowy wyzwala we mnie chęć podążania za dobrem i niechęć do złego. Zdumiewa mnie przy tym wielowymiarowość ludzkiego ducha. Każdy z tych punktów odnosi się przecież do konkretnego wymiaru mojej wewnętrznej przestrzeni i jednocześnie do konkretnego wymiaru życia. Rozumiem, że wypełnienie każdego z punktów jest uzależnione od wypełnienia innych. Wyczuwam harmonię między nimi. Harmonię, której tak często mi brak. Na przykład: idąc za wskazaniami Pawła, zdarza mi się nawet błogosławić osobę, która wyrządziła mi krzywdę, ale jednocześnie odkrywam, że mam w stosunku do niej poczucie wyższości. Przy najbliższym rachunku sumienia sprawdzę punkt po punkcie swoją odległość do drzwi królestwa. Jezus otworzył je przede mną i chciałbym do nich dojść. Dzisiaj, w święto Nawiedzenia moje myśli biegną do Maryi. Do Tej, która te wszystkie punkty wypełniała w swoim życiu. Dlatego obok Jezusa stoi w drzwiach królestwa.

 

Psalm responsoryjny: Iz 12,2-3.4bcde.5-6

Wybrzmiał przed chwilą fragment dziękczynnego i pełnego radości hymnu proroka Izajasza, w którym wdzięczność za dary już otrzymane przeplata się z nadzieją na dary jeszcze oczekiwane. Zauważmy, że wdzięczność nie dotyczy zwykłych spraw codziennego życia, ale najwyższych dóbr dostępnych dla człowieka – oparcia w Bogu i zbawienia. Otrzymaliśmy zdolność i zachętę do wzywania Boga po imieniu. Nie zapominajmy o tym i nie dajmy uciszyć w sobie tej radości.

 

Ewangelia: Łk 1, 39-56

Zauważmy, że, tam gdzie pojawia się Jezus, tam też obecny jest Duch Święty. Tym razem napełnił Elżbietę i bezimiennego jeszcze Jana. Dzięki Niemu Jan rozpoznał Jezusa, a Elżbieta w Maryi rozpoznała Jego Matkę. Bezimienne dzieciątko było pierwszą osobą, która w Łukaszowej Ewangelii przywitała Jezusa z radością. Przed pasterzami i królami. Obrońcy życia koncentrują się często na tym, że nienarodzone dziecko cierpi. I słusznie. Dzisiejszy zapis ewangeliczny kieruje nasze poznanie jeszcze głębiej. W stronę pozytywną – nienarodzone dziecko może przeżywać radość i to radość duchową. Zostajemy też wprowadzeni do królestwa Bożego. Gdzie jest Jezus i Duch, tam jest Ich królestwo. Widzimy oznaki obecności królestwa w zachowaniu Elżbiety i Maryi – ich zgodność uczuć i wspólną radość. Okazują one sobie wzajemną życzliwość. Elżbieta okazuje Maryi cześć. Odpowiedź Maryi jest błogosławieństwem i uwielbieniem Boga. Jest pełna radości z mocy Boga i Jego wielkich dzieł. Ta scena przesycona jest ciepłem spotkania dwóch brzemiennych kobiet, a także intensywnie promieniuje duchowym światłem. Lubię kontemplować w kościołach obrazy przedstawiające to spotkanie. Sycę się jego ciepłem, radością i nadzieją.

 

[dzien 5]

Czwartek, 1.06.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 22, 30;23,6-11

Złe przeczucia Pawła spełniły się. Został uwięziony i czekał go sąd. Oskarżony był o to, co stanowi samo centrum wiary. O rozpowszechnianie wiadomości o zmartwychwstaniu Jezusa. Czyli o tym, że Jezus naprawdę pochodził od Boga Ojca i otworzył nam wszystkim drzwi królestwa. Przed takim oskarżeniem Paweł nie był w stanie się bronić. Nie chodziło tylko o to, że nie chciałby przekreślić miesięcy swojej pracy, kiedy głosił te prawdy. Swoje osiągnięcia nauczył się już wcześniej całkowicie przekreślać, kiedy sam poznał prawdę o Jezusie. Nie mógł się wycofać ze względu na samą prawdę, którą poznał, która go przekonała i która go pociągnęła. Wiedział, co go czeka, bo sam wcześniej być może ferował wyroki w takich sprawach. W tej ostatniej drodze nie rezygnował do końca z budzenia ludzkich umysłów. Ja nie znalazłem się nigdy w tak skrajnym położeniu. Ale każda sytuacja w moim życiu jest jakąś formą sądu. Najtrudniejsze są te nieformalne procesy sądowe, w których uczestniczę na co dzień w domu i w pracy. W każdym miejscu padają pytania o to, co jest dobre, a co złe. W każdej sytuacji podejmuję decyzję, czyli wydaję wyrok lub sam zostaję skazany. Swoim zachowaniem skazuję prawdę na unicestwienie lub na aprobatę. Proszę Boga, żeby dodawał mi odwagi.

 

Psalm responsoryjny: Ps 16, 1-2a.5.7-8.9-10.11

Psalmista na różne sposoby wyraził swoje zaufanie do Boga. Jego wezwania budzą we mnie żywy rezonans. Podobnie jako on odczuwam zaufanie do Stwórcy w moich życiowych sprawach. Największe poruszenie serca przeżywam wtedy, gdy myślę o śmierci. Mam pewność, że w tej ważnej dla mnie chwili Bóg będzie przy mnie. Tak jak był obecny przy moim poczęciu, gdy obdarował mnie nieśmiertelną duszą. Ufam, że będzie to dla mnie początek niekończącej się radości obiecanej przez Jezusa.

 

Ewangelia: J 17, 20-26

Powracamy dziś do zapisu najdłuższej rozmowy Jezusa z Bogiem Ojcem prowadzonej w obecności uczniów. To jest jej druga część. Jezus wypowiada swoje pragnienie, żeby Ojciec zrobił coś z nami, byśmy dostrzegli, jak Mu na nas zależy. Jest to hymn Jezusa o miłości, która krąży we wnętrzu Boga, zespalając Trzy Osoby. Do tego kręgu boskiej miłości Jezus wciąga nas swoją modlitwą. Dla Boga Ojca i dla Jezusa żaden człowiek nie jest obcy, nikt nie stoi na zewnątrz. Jesteśmy bliżej siebie, niż wyraża tę bliskość słowo „razem” – jesteśmy jedno. Przyjmuję to radosne objawienie, objawienie szczęśliwe, wyzwalające. Pod wpływem modlitwy Jezusa budzi się we mnie pragnienie, aby Jezus był we mnie. Chcę być razem z Nim. Pragnę być z Nim jedno. Chcę być tam, gdzie jest Jezus. W Jego królestwie. Modlitwa Jezusa prowadzi mnie prostą drogą do wszystkich ludzi, z którymi się stykam w domu i w pracy, do sąsiadów i do tych, z którymi stykam się przez media. Nikt z nich nie może być dla mnie wrogiem ani obcym. W każdym z nich próbuję dostrzec osobę powołaną do istnienia przez miłość Ojca, osobę odkupioną najświętszą krwią Jezusa i świątynię Ducha Świętego. Bardzo, bardzo chcę, żeby modlitwa Jezusa spełniła się we mnie i wokół mnie.

 

[dzien 6]

Piątek, 2.06.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 25, 13-21

Festus, rzymski urzędnik, chciał się pozbyć sprawy Pawła, , którą podrzucił mu poprzednik na urzędzie, Feliks. Dla nich obu przesłanie Apostoła oraz skargi żydowskich kapłanów były związane z niezrozumiałą kłótnią wewnątrz podbitego plemienia. Jezus był tylko jakimś zmarłym, o którym opowiadano dziwne rzeczy. A jednak w tle tego sporu o niejasne wierzenia widniało realne widmo kary śmierci dla Pawła. Sytuacja tak bardzo odległa w czasie, w jakiś sposób dzisiaj powraca. Często, ostatnio coraz częściej, spotykam osoby, dla których Jezus jest tylko „jakimś Jezusem”. Ci ludzie nic do mnie nie mają, dopóki nie odkryją, że wierzę w zmartwychwstanie. Wtedy przestaję być dla nich partnerem. Doznaję z ich strony lekceważenia. Spotyka mnie pewna forma śmierci cywilnej. Przekonuję się, że tolerancja oznacza w praktyce zakaz wymiany poglądów. Nie jest to żaden zakaz formalny, ale jeszcze bardziej skuteczna praktyka. Tolerancja oznacza w tym przypadku pobłażanie dla mojej ciemnoty. Jak mogę takim ludziom opowiedzieć o królestwie Bożym? Jak rozmawiać z tymi, którzy nie znają się na tych rzeczach i nie chcą się znać? Jak rozmawiać o tym, co dla mnie najważniejsze z tymi, którzy niczego ode mnie nie oczekują?

 

Psalm responsoryjny: Ps 103, 1-2.11-12.19-20ab

Tak łatwo przyzwyczajam się do swoich zdolności, uznając że się mi należą. Tak łatwo oswajam się ze swoimi sukcesami, uznając je za wytwór moich własnych starań. Tak łatwo przechodzę nad darowaniem moich win. Cieszę się, że Psalmista przypomniał mi dzisiaj, że to wszystko otrzymałem za darmo w prezencie od Boga jako Jego dziecko. Razem z Psalmistą i z aniołami błogosławię dobrego Boga za wszystko, co mam i czym jestem. Tę wdzięczność odczuwam całym moim wnętrzem.

 

Ewangelia: J 21, 15-19

Wysłuchaliśmy relacji z przedziwnego przetargu. Jezus targował się z Piotrem o miłość. Jak zwykle w Ewangelii sprawy nadprzyrodzone są opakowane w sprawy dnia codziennego. Wyczuwamy specyficzną atmosferę pomiędzy osobami wywodzącymi się z kręgu kulturowego, w którym targowanie się było powszechne. W tym przetargu Piotr zachował się jednak nietypowo. Uparcie pozostawał przy swojej początkowej cenie. Znał swoją wartość. Wiedział, że jego uczucie do Mistrza było bardzo kruche. Zawiódł Go przy pierwszej konfrontacji z Jego oprawcami Zabrakło mu odwagi, żeby zaryzykować choćby pobicie. Nie podbijał więc stawki. Pomimo to z przetargu przebija ścisła więź łącząca Piotra z Jezusem. Jezus natomiast nie rezygnował. Zaczynał od miłości większej. A wobec reakcji Piotra przystał na jego warunki. Wynik tego przetargu jest bardzo optymistyczny – Bóg nigdy nie rezygnuje nawet z najniższej formy naszej miłości. Chociaż wyraźnie oczekuje miłości jak największej. Pamiętajmy również o skutkach tego przetargu. Piotr swoim życiem ostatecznie wspiął się na najwyższe stopnie miłości i oddał życie za Mistrza. Ta scena stanowi dla mnie natchnienie, żebym codziennie wyznawał Jezusowi, że Go kocham. Może kiedyś będzie mnie stać na miłość.

 

[dzien 7]

Sobota, 3.06.2017 r.

Pierwsze czytanie: Dz 28, 16-20.30-31

Uwięziony Paweł został przeniesiony do Rzymu. Przeciągało się rozstrzygnięcie jego sprawy . Skorzystał z przysługujących mu praw obywatelskich i nie tracił czasu – przez całe dwa lata w warunkach ograniczonej wolności opowiadał o Jezusie i Jego królestwie wszystkim, którzy do niego przychodzili. Warto zwrócić uwagę na jeden ważny szczegół – Paweł, wykonując polecenia Jezusa, nie oskarżał swojego narodu. Wierność wobec Jezusa potrafił pogodzić z lojalnością wobec swoich. Co więcej, przyjmował swoje cierpienia z nadzieją, że służy na rzecz Izraela. To bardzo ważna dla nas wskazówka. Przynajmniej mi zdarza się, że gdy występuję w obronie ważnych dla mnie wartości, nie potrafię uniknąć podważania dobrych intencji adwersarzy. Obserwuję też, że wiele osób ma kłopot z tym, żeby się opowiedzieć za dobrem, bo wydaje się im, że muszą wtedy w jakiś sposób pomniejszyć wartość swoich bliskich. Dotyczy to w szczególności sytuacji, gdy muszą odciąć się od niedobrej przeszłości swoich rodziców. Przykład Pawła przekonuje mnie, że można skutecznie bronić prawdy, zachowując wierność wobec tych, którym jesteśmy cokolwiek winni. Przy konfrontacji w dobrej sprawie proszę Jezusa, żeby obdarzył mnie łaską okazania szacunku drugiej stronie.

 

Psalm responsoryjny: Ps 11, 4.5.7

Psalmista nakreślił niezwykle pociągający obraz Boga. Z jednej strony siedzi On na niezwykłym i świętym tronie. A jednocześnie ma twarz, a w niej ma oczy, które wypatrują ludzi. Od razu nasuwa mi się skojarzenie z ojcem z przypowieści, który z daleka dojrzał syna marnotrawnego powracającego do domu z bezsensownej włóczęgi. Chciałbym, żeby Bóg mnie zauważył. A także chciałbym dotrzeć przed Jego niezwykły tron i mógł spojrzeć w Jego twarz, zobaczyć Jego oczy.

 

Ewangelia: J 21, 20-25

Piotrowi niejeden raz zdarzyło się niepoprawnie rozumieć słowa Jezusa. Wydawało mu się, że Jezus zapowiedział nieśmiertelność Jana. Z tego urosła kolejna pogłoska, że Jezus powróci za życia Jana. Była to jedna z tak zwanych pobożnych pogłosek, które z czasem ulegały weryfikacji. To, co bardziej przykuwa moją uwagę, to odpowiedź Jezusa na zainteresowanie Piotra przyszłym losem Jana. Jezus powiedział „…co tobie do tego? Ty pójdź za mną”. Być może było to pytanie Piotra wynikające tylko z ciekawości o przyszłość. Odnoszę te słowa do siebie. Zauważam, że część moich pytań o innych ludzi są to pytania, które można nazwać pustymi. Nie wynikają z mojej autentycznej troski. Powiązane są czasem z moim osądem. Czasem polegają na uproszczonym rozumieniu świata i unikaniu przeze mnie przyjęcia rzeczywistej odpowiedzialności za innych. Najbardziej niepokoją mnie te kierunki myślenia, w których wplątuję w swoje konstrukcje myślowe Słowo Boże. W odrzuceniu tych wewnętrznych fałszywych pogłosek pomagają mi słowa Jezusa do świętej Faustyny: „Niech cię nic nie obchodzi, jak kto postępuje, ty postępuj tak, jak ja ci każę.” Odpowiadam: Jezu, zabierz te myśli ode mnie, to nie są moje myśli. Chcę Jezu postępować za Tobą.

[dzien end]