Komentarze do czytań VII Tydzień Okresu Wielkanocnego (17-23 maja 2015 r.) – dr hab. Marek Kita

dr hab. Marek Kita

 

Komentarze do czytań VII Tydzień Okresu Wielkanocnego

(17-23 maja 2015 r.)

Niedziela 17.05.2015, Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego:

Pierwsze czytanie: Dz 1, 1-11

            Początkowe wersety Dziejów Apostolskich (lub „Dokonań Apostołów” – Prákseis Apostólon, jak głosi grecki tytuł naszej Księgi) nawiązują do Ewangelii według Łukasza. W świetle faktu, że oba dzieła wyszły spod ręki jednego autora, uderza zachodząca między nimi rozbieżność w opisie tego, co zaszło między zmartwychwstaniem Jezusa a Jego wniebowstąpieniem. W Dziejach czytamy o ukazywaniu się Pana uczniom „przez czterdzieści dni”, podczas gdy we wspomnianej Ewangelii wszystko zdaje się rozgrywać w ciągu… kilkunastu godzin! W końcowym rozdziale Łukasza kobiety odkrywają pusty grób „skoro świt”, po czym „tego samego dnia” Chrystus ukazuje się uczniom idącym do Emaus – którzy po rozpoznaniu Go „w tej samej godzinie” wracają do Jerozolimy. Gdy na miejscu dzielą się swym przeżyciem z apostołami i resztą Jezusowych zwolenników, sam Pan staje między nimi, pokazuje ręce i bok, spożywa kawałek ryby i udziela pouczeń. Bezpośrednio potem wyprowadza ich na Górę Oliwną, błogosławi i „zostaje uniesiony do nieba”.

            Przemawia do nas tutaj nie tyle historyk w dzisiejszym rozumieniu tej profesji, ale starożytny dziejopis i teolog historii, starający się przede wszystkim wydobyć sens zdarzeń, o których opowiada. W swojej „pierwszej książce” ewangelista przedstawił „czterdzieści dni” spotkań ze Zmartwychwstałym jako jedno wielkie Wydarzenie, „dzień, który Pan uczynił”, gdy „kamień odrzucony przez budujących stał się głowicą węgła” (por. Ps 118, 22.24). Na początku kolejnego dzieła ten sam autor streszcza zwięźle ów błogosławiony okres, zaznaczając, że trwał jednak dłużej – przy czym w Biblii „czterdzieści dni” ma również symboliczne znaczenie, przywodzi na myśl czterdziestoletnią wędrówkę Izraela do Ziemi Obietnicy. Ciekawe, że autor Dziejów pisząc o ukazywaniu się Jezusa mówiącego w nowy sposób (w kontekście swej Paschy) o królestwie Bożym, używa sformułowania umykającego czytelnikom wielu przekładów Biblii. Stwierdza mianowicie, że polecenie czekania na wylanie Ducha Świętego Chrystus wydał uczniom „jedząc wspólnie sól” (synalidzómenos, Dz 1, 4). Sól stanowiła w Starym Testamencie symbol przymierza, posypywano nią dary ofiarowane Bogu (por. Kpł 2, 13). Okres między zmartwychwstaniem Pana a Jego „zabraniem przez obłok”, ukryciem w Boskim wymiarze Tajemnicy, to czas odnawiania przymierza z wybranymi przyjaciółmi (por. J 15, 15-16) – a dar Ducha Świętego to owoc i przypieczętowanie przymierza zawartego z ludźmi na krzyżu. Chrystus po to umarł i zmartwychwstał, żeby nas napełnić Duchem nowego życia, całkowicie zanurzyć w Żywiole Boskiej Miłości.

            Zakończenie naszego fragmentu bynajmniej nie mówi o rzeczywistym rozstaniu z Panem, ponieważ Chrystus zostanie ze swymi przyjaciółmi „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20b). Apostołowie wrócą do Jerozolimy „z radością” (por. Dz 1, 12), niezrozumiałą w sytuacji faktycznego pożegnania, ostrzeżeni wcześniej przez „mężów
w białych szatach” przed jałową nostalgią. Oczekując „Jego przyjścia w chwale” przeżywamy cały czas głęboką wspólnotę z naszym „Orędownikiem przy Ojcu” (Parákletos pròs tòn Patéra, por. 1 J 2, 1) – jeżeli tylko otwieramy się na dar Ducha Świętego, dzięki któremu należymy do Chrystusa (por. Rz 8, 9-11.14-17).

            Psalm responsoryjny: Ps 47, 2-3.6-7.8-9

            W pierwszym czytaniu apostołowie (wciąż zbici z tropu niezwykłym obrotem spraw) pytali, czy moment obiecywanego im wylania Ducha Świętego będzie zarazem chwilą „przywrócenia królestwa Izraela” (por. Dz 1, 6), którego oczekiwano w czasach mesjańskich. Tymczasem zarówno ta wybrana garstka Żydów, jak i my wszyscy (potomkowie pogan), jesteśmy dziś zaproszeni do wychwalania Króla Żydowskiego (por. Mk 15, 26), zasiadającego po prawicy Boga, dzielącego z Nim tron (por. Mk 16, 19). Przy tym panowanie Jezusa jako „Króla królów” (por. Ap 19, 16) jest dokładnie tym samym, o czym mowa w naszym Psalmie – jest pełnym królowaniem samego Boga zarówno w spełnionej historii Izraela, jak i w dziejach świata, a przede wszystkim w życiu każdego człowieka, który to królowanie przyjmuje.

Syn Boży i Syn Człowieczy w jednej osobie panuje „ku chwale Boga Ojca” (por. Fpl 2, 6-11), spełniając oczekiwania Izraela z nawiązką przyprawiającą o zawrót głowy. „Syn Dawida” okazuje się kimś zdecydowanie większym, niż zwykły potomek dynastii (por. Mk 12, 35-37). Królestwo Izraela takie, jakiego ostatecznie chce Bóg, to wieczna Jerozolima (por.  Ap 21, 1-3), Miasto-Państwo duchowych dzieci Abrahama ze wszystkich narodów (por. Rz 4, 9-17).

Możemy się cieszyć królowaniem Boga-Słowa wracającego do Ojca – królowaniem na razie ukrytym przed światem (por. Hbr 2, 8c), ale już pozwalającym się odczuć, gdy szczerze mówimy Chrystusowi swoje „tak”. Kto spróbował, ten wie, że żyjąc pod panowaniem zmartwychwstałego Króla Żydowskiego, odnosimy zwycięstwo na wszystkich naszych drogach krzyżowych (por. Rz 8, 33-39).

            Drugie czytanie: Ef 1, 17-23

            Kontemplując zabranie Jezusa przez „obłok” Tajemnicy i Chwały – przyglądając się oczami serca jak znika w Innym Wymiarze (by jednocześnie w odmienny sposób z nami pozostać, por. Mt 28, 20b) – jesteśmy zaproszeni nie tylko do zachwytu nad wywyższeniem Pana „na prawicę Ojca” (por. Mk 16, 19), ale także do uświadomienia sobie wielkości własnego „powołania” (klesis, por. Ef 1, 18). W Nowym Testamencie „powołanie” oznacza zaproszenie nas przez Boga do dzielenia z Nim życia. Jeśli pozwolimy światłu z nieba napełnić nasze wewnętrzne spojrzenie, zobaczymy sercem piękno tego zaproszenia i poczujemy się podobnie jak Maryja, rozpamiętująca w domu Elżbiety szczęście, które ją spotkało dzięki łasce i wierze (por. Łk 1, 42-47). Pan wstępujący do nieba na oczach uczniów manifestuje nie tylko swoje osobiste wywyższenie.

To dla nas wydarzyły się te wszystkie „wielkie rzeczy” (por. Łk 1, 49). Jezus przeszedł przez  śmierć, bo była ona naszym udziałem – po to, by zbudzić się do życia w Chwale nie sam, lecz z tymi, których „dał Mu Ojciec” (por. J 17, 24). Zanurkował w nasze życie i śmierć, żeby wynurzyć się na światło wieczności z nami w objęciach. Wierząc w Niego, czyli powierzając Mu się i polegając na Nim, jesteśmy już „w nadziei” (por. Rz 8, 24) zmartwychwstali i wniebowzięci.

Jezus po prawicy Ojca nosi nas wszystkich w sobie – wypełniamy Jego serce, a z kolei Jego obecność towarzyszy każdemu, wypełniając wszystkie miejsca i czasy (bo z nieba, z Boskiego Wymiaru, wszędzie jest blisko). Możemy się cieszyć nie tylko triumfem Boga-Zbawcy, ale także uwielbionym Synem Człowieczym. Mamy Reprezentanta na łonie Ojca (por. 1 J 2, 1b), mamy Brata na tronie niebios. Jest się czym zachwycić, jest na czym oprzeć „żywą nadzieję” (por. 1 P 1, 3b), pozwalającą iść przez ziemię z niebem w duszy.

            Ewangelia: Mk 16, 15-20

            Apostołowie, a razem z nimi wszyscy wierzący, są wezwani do ogłaszania Dobrej Wiadomości (Euaggélion) „wszelkiemu stworzeniu”, czyli absolutnie wszystkim. Podczas ziemskiego życia Jezusa ta wiadomość o bliskim przywróceniu królowania Boga w nas i między nami (por. Mk 1, 15; Łk 17, 21) – o odzyskaniu przez Ojca z nieba marnotrawnych dzieci (por. Łk 15, 32) oraz odzyskaniu przez nas najlepszego niebiańskiego Taty (Abba, por. Mk 14, 36; Rz 8, 15) – była adresowana przede wszystkim do „zaginionych owiec Izraela” (por. Mt 15, 24; Mk 7, 27). Po zmartwychwstaniu Pana ci, którzy pozwolili się znaleźć Dobremu Pasterzowi (por. J 10, 11, Łk 15, 4-6) niosą „wszystkim narodom” (por. Mt 28, 19) rozbudowaną nowinę, że królowanie Boga w przemienionym życiu człowieka jest możliwe dzięki wzięciu na siebie wszystkiego, co ludzkie, przez Syna Bożego. Królowanie Boga, odzyskanie ożywczej więzi z Ojcem-Stworzycielem, zaczyna się w sercu, które wierzy Chrystusowi.

            Wierzyć po biblijnemu to znaczy polegać na Bogu i Jego Słowie (por. J 1, 1), pozwolić się przygarnąć i poprowadzić. Kto przyjmie wyciągniętą mu na pomoc przebitą rękę, ten „będzie uratowany” (sothésetai, Mk 16, 16), natomiast kto odrzuca oferowane wybawienie, ten tonie w zasługujących na potępienie (Boski sprzeciw) ciemnościach (por. J 3, 19). Jednak nie odczytujmy słów z dzisiejszej Ewangelii jako wyroku na ludzi, którzy niczego o Chrystusie nie słyszeli, albo z jakichś powodów, bez swojej winy, nie zrozumieli przesłania o Nim. Potępienie dotyka tylko sprzeciwiających się świadomie Bożemu Światłu, odmawiających przyjęcia łaski wewnętrznej przemiany (metánoia, por. Mk 1, 15b). Surowy wyrok dotyczy ludzi, którzy skonfrontowani z Dobrą Wiadomością zatykają uszy, bo wolą własny (a właściwie diabelski) sposób na życie, bo nie chcą „uwierzyć Miłości” (por. 1 J 4, 16a).

Pamiętajmy, że gdy chodzi o ludzi w dobrej wierze „szukających po omacku” prawdy i sensu życia, czyli „nieznanego Boga” (por. Dz 17, 27), to mogą oni odczytać w sumieniu (por. Rz 2, 14-16) Dobrą Wiadomość o sensie Miłości i uwierzyć „nieznanemu Słowu”, będącemu „Światłem oświecającym każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (por. J 1, 9). Taka ukryta „wiara, którą zna jedynie Bóg” (jak mówi jedna z liturgicznych modlitw) owocuje praktykowaniem dobra wobec „tych najmniejszych”, za którymi ukrywa się niebiański Syn Człowieczy (por. Mt 25, 31.40). Istnieją, jak uczył Karl Rahner, swego rodzaju „anonimowi chrześcijanie”, których prowadzi przez swego Ducha Chrystus działający incognito.

Natomiast w życiu ludzi wierzących Chrystusowi rozpoznanemu jako Pan dochodzą do głosu rozmaite przejawy Bożego zwycięstwa i królowania: zdolność do skutecznego przeciwstawiania się diabłu (por. 1 P 5, 8-9), dar wielbienia Boga i głoszenia Jego dzieł w ciągle nowy sposób, doświadczenie ochrony przed zasadzkami zła, oraz zdolność przekazywania innym uzdrowienia, jakie sprawia Bóg.

 

Poniedziałek, 18.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 19, 1-8

            Czytamy o przybyciu apostoła Pawła do Efezu, gdzie nieco wcześniej prowadził działalność ewangelizacyjną niejaki Apollos – znawca Pisma Świętego i entuzjasta „drogi Chrystusa”, zaznajomiony z nią jednak tylko za pośrednictwem nauk Jana Chrzciciela i ochrzczony jedynie w niesakramentalny, Janowy sposób (por. Dz 18, 25). Człowiek ten został przez chrześcijańskie małżeństwo, Pryscyllę i Akwilę, wtajemniczony dokładniej w doktrynę oraz praktyki młodego Kościoła, po czym wyjechał do Koryntu. Z dzisiejszego fragmentu Dziejów Apostolskich wynika, że owocem spontanicznej misji Apollosa była mała grupa uczniów, z którą zetknął się Paweł.

            Przy spotkaniu pada z ust apostoła pytanie o przyjęcie Ducha Świętego. Może ono dotyczyć wspomnianego wcześniej w naszej księdze umacniania łaski chrztu przez nałożenie rąk i modlitwę o zstąpienie tegoż Ducha (por. Dz 8, 14-17). Niewykluczone, że widząc szczupłe grono wyznawców i pamiętając o zalążkowym charakterze misji, jaka wcześniej była prowadzona w ich mieście (por. Dz 18, 19-21), Paweł chce ewentualnie uzupełnić sakramentalne „wyposażenie” Efezjan. Mówiąc dzisiejszym językiem, myśli on o ich „konfirmacji” czy też „bierzmowaniu”. Ale mogło również być tak, że już na pierwszy rzut oka coś w sposobie funkcjonowania tych ludzi kazało powątpiewać, czy naprawdę zostali „przyobleczeni mocą z wysoka” (por. Łk 24, 49)…

W każdym razie odpowiedź: „nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” zdradza nie tylko brak chrztu w imię Trójcy (por. Mt 28, 19b), ale pokazuje też niepełne przyswojenie nauk Jana Chrzciciela o Mesjaszu „zanurzającym w Duchu i ogniu” (por. Łk 3, 16b). Paweł prowadzi efeskich uczniów na wyższy poziom chrześcijańskiego wtajemniczenia, podobnie jak to zrobili jego przyjaciele, Pryscylla i Akwila, w przypadku Apollosa. Po chrzcie oraz nałożeniu rąk mężczyźni „mówią językami i prorokują”.

Cały ten epizod wydaje się niezwykle inspirujący w kontekście współczesnej odnowy Kościoła. Zbyt wiele osób ochrzczonych w dzieciństwie żyje w sposób wyraźnie pozbawiony „ognia”, duchowego żaru, odbierając chrześcijaństwo jako rodzaj trudnego zobowiązania – system przekonań, norm etycznych i rytuałów. O Duchu Świętym słyszeli wprawdzie, ale nie znają Jego dotyku, nie istnieje On dla nich jako realny Dawca życiowej energii. Potrzebują odnowienia swego chrztu i bierzmowania (być może dzięki modlitwie grupki przyjaciół, kładących im ręce na ramionach oraz proszących o nowe zejście „Pana i Ożywiciela”). Doświadczenie pokazuje, że przy takich okazjach również dziś ludzie mogą „prorokować i mówić językami” – ale ważniejsze od takiego czy innego „widowiskowego” znaku pozostaje łagodne oświecenie serca, przeniknięcie go poczuciem życzliwej bliskości Boga, wezbranie w nim radosnej ufności, a także przypływ spokojnego entuzjazmu, „trzeźwe upojenie”, o którym pisał święty Ambroży.

Psalm responsoryjny: Ps 68, 2-3.4-5ac.6-7ab

            Modląc się podpowiedzianym przez liturgię psalmem możemy wychwalać Boże zwycięstwo, jakim było powstanie Jezusa z grobu i rozproszenie sił ciemności – a także uświadamiać sobie z wdzięcznością, że zwycięski Syn Boży prowadzi nas jako karawanę wyzwolonych więźniów do domu Ojca. Trwamy w radości Paschy, wielkiego Wyjścia, przygotowując się do odnowienia kąpieli serca w „Duchu przybrania za dzieci Boże” (por. Rz 8, 15).

 

Ewangelia: J 16, 29-33

            W niedzielę wpatrywaliśmy sie oczami serca w Jezusa „reprezentującego” nas na niebiańskich wysokościach i uświadamialiśmy sobie, że dzięki łasce Bożej właśnie tam jest nasze miejsce. Jednak codzienność potrafi brutalnie ściągać człowieka na ziemię, a różne kryzysowe sytuacje zdają się wręcz urągać „nadziei, do której wzywa Bóg” (por. Ef 1, 18). Dziś możemy sobie przypomnieć, że zanim Jezus został „wywyższony nad wszystko” (por. Flp 2, 9a), nie było Mu obce samotne zmaganie z koszmarem męki – oraz że przetrwał On ten koszmar dzięki bliskości Ojca, chociaż nie zawsze ją odczuwał (por. Mk 15, 34).

Ktoś, kto uwierzył Jezusowi i oddał Mu serce, może liczyć na taką samą więź z Panem, jaką Chrystus ma z Ojcem (por. J 15, 9-10; 17, 23a). Nawet będąc najbardziej przytłoczeni warunkami życia w upadłym świecie możemy przez ten świat wędrować podtrzymywani przez jego Zwycięzcę. Kto tego zakosztował, ten zna tajemnicze odczucie wewnętrznego pokoju pod powierzchnią dotykających go (jak każdego) rozterek, obaw, cierpień…

            Wtorek, 19.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 20, 17-27

            Będąc w trakcie podróży do Jerozolimy, Paweł spotyka się w Milecie ze „starszyzną” (presbýteroi), czyli gronem duszpasterzy drogiej jego sercu wspólnoty chrześcijan z pobliskiego Efezu. Gromadzi ich wokół siebie chcąc się pożegnać i przekazać swój duchowy testament wobec perspektywy uwięzienia, a może nawet śmierci. Ma poczucie, że Duch Święty chce jego wyprawy do miasta męki Chrystusa (stwierdza wręcz, że wędruje tam „związany przez Ducha”, dedeménos to Pneúmati, Dz 20, 22), a jednocześnie wciąż słyszy w odwiedzanych po drodze Kościołach proroctwa o czekających go u celu wędrówki trudnych chwilach.

            Przemówienie zreferowane przez autora księgi dowodzi całkowitego oddania apostoła jego misji, wyraża przenikające Pawła pragnienie jak najlepszej realizacji zadania, którym jest „poświadczanie Ewangelii łaski Bożej”. Może warto się zatrzymać przy tym sformułowaniu, dobitnie pokazującym, jak nawrócony faryzeusz z Tarsu pojmował sens przekazu o „Jezusie ukrzyżowanym za nasze grzechy i zmartwychwstałym, zgodnie z Pismem” (por. 1 Kor 15, 3-4). Spróbujmy wniknąć w natchnioną intuicję apostoła, prosząc Pana o „światłe oczy serca” (por. Ef 1, 18) – oraz tłumacząc przywołane sformułowanie maksymalnie dosłownie, by uwolnić odbiór tekstu od rutyny. „Ewangelia o łasce Boga” (Euaggélion tes cháritos tou Theou, Dz 20, 24) to Dobra Wiadomość o Bożej przychylności dla upadłych ludzi, o przygarnięciu nas przez Ojca za pośrednictwem Syna, dzielącego nasz los aż po jego najtragiczniejsze aspekty i przyjmującego na siebie skutki naszego sprzeciwu wobec Dobra. Bóg Ewangelii przekracza logikę kary i nagrody, jest absolutnie łaskawy, wychylony ku człowiekowi w serdecznej akceptacji, choć nasze zło rani Mu serce. Krótko mówiąc, cała Ewangelia to wiadomość o łasce, o wielkim, niezasłużonym obdarowaniu życzliwością – o tym, że „nic nas nie zdoła odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie” (por. Rz 8, 31-39).

            To dla takiej właśnie Dobrej Wiadomości Paweł spalał się w służbie, nie szczędził wysiłków, był gotowy umrzeć. Nie głosił „Boga, który za dobro wynagradza, a za zło karze”, tylko Boga, którego wolą jest podarowanie nam prawości serca, jakiej sami nie potrafimy z siebie wykrzesać (por. Rz 3, 22-24). „Nawrócenie ku Bogu”, o które mu chodziło, to „zmiana myślenia” (metánoia) według logiki Bożej miłości oraz „wiara w Pana naszego Jezusa” – czyli uznanie Go za Ratownika-Zbawcę, ufne poleganie na Nim, oddanie Mu steru swego życia, posłuszeństwo w oparciu o czerpaną od Niego moc. Kto tego wszystkiego nie chce, sam będzie ewentualnie „winien swej krwi”, skaże się na śmierć. Ale przecież Bóg ma „zamiary pełne pokoju” (por. Jr 29, 11), Jego Ewangelia to światło padające z otwartych drzwi Miłosierdzia.

            Psalm responsoryjny: Ps 68, 10-11.20-21

            Modlitwa psalmem, którą odpowiadamy na pouczenie płynące z odczytanego fragmentu Dziejów Apostolskich, umożliwia wyśpiewanie Bogu wdzięczności za „Ewangelię łaski”. Zostaliśmy odnowieni kąpielą w Bożym Tchnieniu, orzeźwieni wylaniem Ducha Świętego, obdarowani dobrami nowej Ziemi Obiecanej, niebiańskiej Jerozolimy (por. Ap 21, 1-2). Mamy Boga, który nas podnosi z naszych upadków, wyzwala z naszych zniewoleń, ratuje od śmierci duchowej i cielesnej.

 

Ewangelia: J 17, 1-11a

            Tym, co nam przynosi i ofiaruje Jezus, jest poznanie Boga-Ojca i Boga-Syna dzięki oddziaływaniu na nas Ducha Świętego („Ducha Prawdy”, por. J 14, 17; 16, 13-14). Poznanie Boga trzeba w tym kontekście rozumieć zgodnie z hebrajskim, biblijnym sensem terminu „znać” – nie chodzi tu o wiedzę będącą zestawem informacji, lecz o doświadczanie prawdziwej relacji, żywy kontakt, „smakowanie” Jego osobowości i charakteru (por. Ps 34, 9). Chodzi o to, żebyśmy znali Boga tak, jak dziecko zna swoją mamę, jak znają się nawzajem serdeczni przyjaciele i małżonkowie, jak zna moc i smak wina ktoś, kto właśnie się nim delektuje. Życie wieczne, niezniszczalne życie w całej pełni tego słowa, polega na przeżywaniu intymnej więzi z Kimś, kto mnie stwarza i otwiera przede mną swe niepojęte serce, zapraszając do swojego świata. Życie wieczne to dzielenie życia z Bogiem.

            Jezus, który z wzajemnością „gloryfikuje” (doksádzo, J 17, 4-5) niebiańskiego Ojca, przyjmuje od Niego i zarazem Jemu oddaje chwałę – czyli uznanie absolutnej ważności i wspaniałości – objawia nam też Ojcowskie imię, które zna „z pierwszej ręki”. To stwierdzenie może z początku dziwić, bo Imię Boże zostało już przecież dawno objawione Mojżeszowi, ale według hebrajskiego sposobu myślenia „imię” wyraża szczególną rolę osoby. Pamiętamy, że w Starym Testamencie patriarsze Abramowi i jego żonie zmieniono imiona, gdy otrzymali nowe powołanie (por. Rdz 17, 5.15). W momencie przyjścia na ziemię Boskiego Słowa w osobie Jezusa „Ten, Który Jest” (por. Wj 3, 14) odsłania głębszą prawdę na swój temat, staje przed nami w nowej roli – ponieważ otwierając się na Jego Słowo stajemy się dziećmi niebiańskiego Taty, Abba (por. Rz 8, 15), i rodzeństwem wiecznego Syna Bożego (por. Rz 8, 29).

            Dopuszczenie do intymnej znajomości z Bogiem sprawia, że przestajemy należeć do świata, który Go znać nie chce, który się od Niego odwraca i dystansuje. To nie znaczy, że mamy kimkolwiek pogardzać lub kogokolwiek nienawidzić (główną cechą dzieci Bożych jest miłość, por. 1 J 4, 8.11), ale w wielu sytuacjach wierność Bogu zmieni nas w „obcych i przybyszów” (por. 1 P 2, 11) w stosunku do otoczenia – staniemy się postaciami „z innej planety”. Także Jezus, oznajmiając, że „nie prosi za światem”, nie wycofuje się bynajmniej
z wcześniejszej deklaracji, w myśl której przyszedł, „aby świat został przez Niego wybawiony” (hína sothe ho kósmos di’Autou, J 3, 17). Bóg kocha świat swoich stworzeń (por. J 3, 16), ale nie ma nic wspólnego ze sztucznym światem ich grzechu. Pojawienie się na świecie Światła w osobie Jezusa wywołuje podział, zmusza do wyboru między Nim a ciemnością zła (por. J 3, 19). Ludzie Chrystusa, Jego uczniowie, stają się podobnie jak On „źródłami światła pośród narodu zepsutego” (por. Flp 2, 15), nie potępiając, lecz zapraszając, wywołując bliźnich z mroku, od którego się zdecydowanie odróżniają. Przy całej niedoskonałości, jaka się w nas jeszcze odzywa, płoniemy już ogniem z niebiańskich świeczników (por. Ap 1, 12b).

Środa, 20.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 20, 28-38

            Śledzimy dalszy ciąg pożegnalnej mowy Pawła do „starszyzny” efeskiego Kościoła, rozważamy apostolski testament dla kolegium „biskupów” czyli „opiekunów” (epískopoi) Bożej „społeczności zwołanych” (ekklesía). W dzisiejszym fragmencie znajdujemy trzeźwą i uczciwą zapowiedź nadchodzących trudności – ponieważ chrześcijańskie życie w Duchu Świętym to bynajmniej nie idylla. Chrystus nie obiecywał, że wszystko pójdzie jak z płatka, tylko, że we wszystkim i zawsze będzie z nami (por. Mt 28, 20b).

            Apostoł ostrzega przed mającymi się pojawić głosicielami „przewrotnych nauk” – co w kontekście całości jego przemówienia (oraz w świetle polemik zawartych w listach Pawła) wydaje się oznaczać przede wszystkim nauczycieli zniekształcających „Ewangelię łaski Bożej” (por. Dz 20, 24). Zwróćmy, podobnie jak wczoraj, baczniejszą uwagę na to określenie Dobrej Nowiny, której trzeba strzec. Problem tak zwanych herezji jest w Kościele istotny od początku, ale podejście do niego w różnych momentach historii nie zawsze i nie u wszystkich wynikało z rzeczywiście ewangelicznej inspiracji. Również obecnie warto przypomnieć, że troska o „czystość doktryny” nie oznacza pilnowania ideologicznej poprawności, ani czuwania nad lojalnością w stosunku do instytucji, lecz ma być wiernością wobec „słowa łaski”, jakie skierował do ludzi „Bóg bogaty w miłosierdzie” (por. Ef 2, 4) – przygarniający nas takimi, jakimi jesteśmy i uzdalniający do dobrego życia (por. Ef 2, 8-10), a także prowadzący nas stopniowo, w harmonii z siostrami i braćmi, „do pełnego poznania Syna Bożego” oraz doskonałego człowieczeństwa (por. Ef 4, 12-13).

            W związku z powyższym autentycznie chrześcijańskie czuwanie nad ortodoksją musi mieć na uwadze nie tylko prawdę na temat osoby Chrystusa, ale także właściwy obraz oferowanej przez Niego terapii ludzkich serc za pomocą łaski i miłosierdzia (por. Mt 9, 12-13; J 8, 11; 20, 21-23). Nieporozumieniem będzie zarówno szukanie psychicznego komfortu lub popularności dzięki „liberalnemu” osłabianiu wymowy Bożych przykazań – co zmienia miłosierdzie w pobłażliwość – jak i poprawianie sobie samopoczucia oraz konsolidowanie grup wyznawców dzięki „tradycjonalistycznemu” rygoryzmowi, który w gruncie rzeczy pozbawia miłosierdzie jego treści. Jedno i drugie stanowi wypaczenie „Ewangelii łaski”.

            Apostolski testament kończy się przypomnieniem wypowiedzi Jezusa, której dokładnego kontekstu nie znamy (nie przytacza jej żaden z ewangelistów), ale która brzmi niczym suplement do Błogosławieństw z Kazania na Górze. Brzmi ona zresztą również jak Jezusowe zwierzenie z osobistych doświadczeń i rzuca ciekawe światło na sentencję zapisaną przez Pawła w jednym z listów: „Radosnego dawcę miłuje Bóg” (por. 2 Kor 9, 7). Czy nie jest tak, że Bóg kocha radosnych dawców, bo sam jest Radosnym Dawcą, szczęśliwym, kiedy obdarowuje – i rozpoznaje w ludziach o podobnym nastawieniu swój wyraźny obraz (por. Rdz 1, 26)? Oczywiście „Ewangelia łaski” upewnia nas, że Bóg kocha także „niewdzięcznych i złych” (por. Łk 6, 35c), lecz tę ogarniającą każdego miłość odczujemy najmocniej, gdy pozwolimy jej przez siebie przepływać ku innym. Wtedy staniemy się uczestnikami „radości naszego Pana” (por. Mt 25, 21c), zyskamy przedsmak nieba.

            Psalm responsoryjny: Ps 68, 29-30.33-35a.35b-36bc

            Dzisiejszy psalm inspiruje do ufnego wzywania Bożej pomocy we wszystkich trudnych sytuacjach, oraz do wychwalania już z góry zwycięskiej mocy Pana. Zło może nam doskwierać, ale nie jest w stanie nas pokonać. Ubolewanie nad powszechnym upadkiem i lament wobec zagrożeń wiary nie stanowią właściwej postawy ludzi Boga. Czy uznaliśmy już Jego moc, czy poddaliśmy tej mocy nasze serca? Czy czujemy, że nie jesteśmy powołani do zaciętej obrony, lecz do łagodnego podboju, do spokojnego wychodzenia naprzeciw wrogim siłom z imieniem Pana Zastępów na ustach (por. 1 Sm 17, 45)?

 

Ewangelia: J 17, 11b-19

            Jeśli wskutek wierności Chrystusowi, oraz intymnej znajomości z Nim i Jego Ojcem, okazujemy się dla różnych środowisk dziwakami, „obcymi i przybyszami” (por. 1 P 2, 11), słabo tolerowaną mniejszością – jeśli czujemy się odmieńcami na tym świecie, pamiętajmy, że podtrzymuje nas modlitwa Syna Bożego. Nikt i nic nie może nas wyrwać z przebitych rąk zmartwychwstałego Pasterza (por. J 10, 27-28), który oddał życie za nasze trwanie w prawdzie Miłości.

Nie musimy uciekać z tego świata, izolować się od niego z obawą, trzeba tylko zaufać Chrystusowej modlitwie i zapatrzyć się oraz zasłuchać w Pasterza-Słowo, zatonąć w poznaniu Boga, smakowaniu Jego Dobroci. Pozwalajmy się „uświęcać w Prawdzie”, przyjmujmy coraz pełniej nasze wyświęcenie do „królewskiego kapłaństwa” (por. 1 P 2, 9), naszą przynależność do Ojca i Syna w Duchu, który nas otula swoim powiewem i zamieszkuje głębię serca. Pilnujmy naszej jedności z Bogiem i ze sobą nawzajem – utkanej z miłosierdzia, pokory, delikatności i wyrozumiałości, oraz spajanej miłością (por. Kol 3, 12-14) jedności naszych mniejszych i większych wspólnot, odblasków wewnętrznego życia Trójcy (por. J 17, 21).

Nie musimy się bać świata. Kto zna żywego Boga w żywym Kościele, we wspólnocie dzieci niebiańskiego Abba (por Rz 8, 15), braci Jezusa (por. Rz 8, 29) odrodzonych przez Ducha Świętego (por. J 3, 5), ten może stąpać „po wężach i skorpionach” (por. Łk 10, 19), a dotyk jego stóp zmieni pustynię świata w dolinę pełną źródeł (por. Ps 84, 7a).

 

Czwartek, 21.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 22, 30; 23, 6-11

            Dzisiejsze czytanie ukazuje nam Pawła w Jerozolimie, w sytuacji spełnienia się proroctw o czekających go w tym mieście kłopotach. Apostoł został zaatakowany przez swoich przeciwników na terenie świątyni i tylko szybka interwencja żołnierzy z rzymskiego garnizonu uratowała go od linczu. Gdy zaniepokojony groźbą zamieszek dowódca zamierzał brutalnie przesłuchać Pawła, ten powołał się na posiadane obywatelstwo rzymskie – w związku z czym zdezorientowany trybun (w greckim tekście „tysiącznik” – chilíarchos) urządza konfrontację niezwykłego więźnia z Sanhedrynem, czyli żydowską Wysoką Radą.

            Wydaje się, że Paweł idzie w naszym fragmencie za radą Jezusa: „Bądźcie rozważni (phrónimoi) jak węże” (Mt 10, 16). Sprytnie wykorzystuje teologiczne rozbieżności między skupionymi w Sanhedrynie stronnictwami oraz fakt, że tradycja faryzejska (w której istotnie się wychował, por. Flp 3, 5) miała sporo punktów wspólnych z Jezusowym rozumieniem judaizmu. Ostry konflikt Nazarejczyka z faryzeuszami był w gruncie rzeczy kłótnią w rodzinie, Chrystusa naprawdę odrzucili „swoi” (por. J 1, 11) – a Paweł może się w pewnym sensie nadal uważać za faryzeusza, któremu objawiono „wypełnienie Prawa” (télos Nómou, Rz 10, 4). W momencie postawienia go przed religijnym trybunałem odwołuje się więc do faryzejskiej frakcji w Sanhedrynie, wykrzykując, że jest sądzony „za nadzieję i powstanie umarłych” (perì elpídos kaì anastáseos nekron, Dz 23, 6c). Jest to z jednej strony wskazanie na ścisły związek „drogi Jezusa” z nadzieją Izraela, a z drugiej – przebiegły manewr obronny, posunięcie rozbijające jedność obozu przeciwników. Apostoł zwinnie wymyka się skłóconym oskarżycielom, ale bez posuwania się za daleko i deklarowania zbyt wiele, pozostając w swym sprycie po gołębiemu „prosty i nieskazitelny” (akéraios), jak zaleca dalsza część Jezusowego pouczenia. Przecież naprawdę głosi tylko (i aż) spełnienie żydowskich nadziei oraz zmartwychwstanie Pana i nasze.

            Zauważmy, że choć jadąc do Jerozolimy Paweł świadomie wchodził „w paszczę lwa”, będąc gotowy na męczeństwo i w pełni akceptując jego możliwość (por. Dz 20, 24; 21, 13b), to obecnie korzysta ze sposobności uniknięcia śmierci. Oddawanie życia dla Jezusa nie jest szukaniem okazji, by umrzeć. Podobnie jak Jezus umiał się wymykać wrogom, dopóki nie zrozumiał, że „nadeszła Jego godzina” (por. J 7, 1-12; 8, 59; 10, 39; 11, 54; 12, 23), również Paweł potrafi o siebie zawalczyć, co prędko okazuje się w pełni zgodne z Bożymi planami. Nocą po burzliwym posiedzeniu Sanhedrynu apostoł ma widzenie Chrystusa, który mówi mu o czekającym go zadaniu złożenia świadectwa w Rzymie.

            Psalm responsoryjny: Ps 16, 1-2a.5.7-8.9-10.11

            Ktoś, kto świadomie wybrał przynależność do Boga, uznał Jego królowanie, może się zawsze chronić w towarzyszącej mu Bożej obecności (por. Ps 139, 5.7-12). Bóg jest dla wierzącego „Skałą i Twierdzą” oraz „Miejscem” odpoczynku (por. Ps 62, 6-7), jest także Przewodnikiem, Nauczycielem i Przyjacielem dającym wsparcie. Nic nas nie zdoła odłączyć od Jego miłości (por. Rz 8, 39). Nawet w sytuacjach różnorakiego zagrożenia, możemy odnaleźć w sercu radość i zaufanie, jeśli tylko odkryliśmy Boga jako jedyne Źródło prawdziwego dobra (por. Ps 16, 2b). Możemy się modlić o tę łaskę.

Ewangelia: J 17, 20-26

            Mamy przed oczami przepiękną, poruszającą do głębi modlitwę Chrystusa za wierzących wszystkich czasów, za Kościół mający być wspólnotą Bożych relacji i więzi. Zostaliśmy stworzeni do odwzorowywania Boskiego sposobu życia, a Bóg (pozostając jeden jedyny) jest wspólnotą Ojca i Syna w Duchu, wzajemnym przenikaniem – obdarowywaniem sobą i przyjmowaniem siebie nawzajem przez Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jest jeden, ale nigdy samotny, troisty, ale nie znający podziału. Dzięki Jezusowi mamy udział w „chwale”, jaką Ojciec otacza Syna, w Duchu afirmacji i oddania, w Tchnieniu Boskiej Wspólnoty.

            Łatwo zauważyć, że nie dorastamy w naszych mniejszych i większych wspólnotach, a także w wymiarze całego Kościoła, do naszego Prawzoru, Boskiej Trójcy. Skandaliczny podział chrześcijan wciąż stanowi zgrzyt w naszym przeżywaniu i głoszeniu Ewangelii, kładzie się cieniem na świadectwie o Słowie Miłości, które zamieszkało wśród nas (por. J 1, 14). Mamy za co przepraszać Boga i ludzi. Ale nie myślmy, że jedność uczniów Jezusa, Bożych dzieci, można osiągnąć odpowiednio się „sprężając”, mnożąc dyskusje lub wysilając się, żeby być uprzejmi i tolerancyjni. Tak, trzeba się starać trwać w miłości, jaka płynie z Jezusowego serca, mając początek w sercu Ojca (por. J 15, 9), trzeba pozostawać w nurcie „wody żywej” (por. J 7, 38). Od naszych decyzji zależy, czy zechcemy korzystać z Boskich inspiracji i wypełniać dobre zadania, do jakich stwarza nas łaska (por. Ef 2, 10). Ale jedynym sposobem, żeby być jedno tak, jak Ojciec i Syn w Duchu Chwały (por. 1 P 4, 13b), jest wołanie o tego Ducha, modlitwa, której Ojciec z nieba wysłuchuje zawsze (por. Łk 11, 13) – prośba o wtajemniczenie w Boską Miłość. Kto zaczyna znać Boga z doświadczenia wiary, znać Go w rzeczywistym, chociaż subtelnym kontakcie, w wewnętrznej „smakowaniu” Jego dobroci, ten będzie przygarniał siostry i braci tak, jak czuje się przygarnięty przez Pana (por. Rz 15, 7).

Piątek, 22.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 25, 13-21

            Mamy przed sobą włożone w usta rzymskiego zarządcy (hegemón) Judei, Festusa, streszczenie dalszych losów Pawła po jego aresztowaniu w Jerozolimie. Apostoł jest już w tym momencie przetrzymywany w nadmorskiej Cezarei, dokąd go ewakuowano wobec zagrożenia zamachem ze strony fanatyków religijnych. Kolejni wysocy urzędnicy imperium przeciągają rozpatrywanie oskarżeń przeciw niemu, prowadząc grę dyplomatyczną z jerozolimską elitą (por. Dz 24, 27b; 25, 9) – w związku z czym Paweł, obawiający się odesłania w ręce wrogów, korzysta z praw obywatela rzymskiego i składa apelację do cesarza. Niedługo potem Cezareę odwiedza marionetkowy władca części ziem syryjskich i arabskich, wychowany w Rzymie Herod Agryppa II (znany też jako Marek Juliusz Agryppa) ze swoją siostrą Berenike. Namiestnik Festus opowiada królowi Agryppie o tajemniczym propagatorze „sekty (haíresis) nazarejczyków” (por. Dz 24, 5).

            Przez pryzmat tej relacji oglądamy głosiciela „Ewangelii łaski” (por. Dz 20, 24) wplątanego w sieć intryg politycznych – znienawidzonego jako heretyk i zadenuncjowanego jako wichrzyciel oraz świętokradca (por. Dz 24, 6), a następnie uzależnionego od decyzji człowieka bardziej zainteresowanego utrzymaniem pokoju społecznego niż sprawą „jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje”. Jednak po krzywych liniach ludzkich intryg Opatrzność Boża pisze własny scenariusz, zmierzając prosto do celu. Wskutek odwołania się do cezara „apostoł pogan” (por. Dz 22, 21) trafi do samego centrum pogańskiego świata (dokąd zresztą planował się udać po fatalnej pielgrzymce jerozolimskiej, por. Rz 15, 22-29), dowieziony na koszt państwa i pod rządową ochroną.

Psalm responsoryjny: Ps 103, 1-2.11-12.19-20ab

            Ten psalm jest jak wielki wybuch wdzięczności, z tekstu biją fontanny zachwytu nad dobrocią Boga okazywaną człowiekowi. To nie moralność, jakieś religijne dobre wychowanie, ale odruch serca dotkniętego łaską dyktuje wezwanie, które warto pamiętać: „błogosław Pana (to znaczy: mów o Nim dobrze, wysławiaj, wyrażaj szczęście, jakim cię napełnia) i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach!” To ważne, czym karmimy duszę. Jeśli będziemy wciąż rozpamiętywać upadki i nieszczęścia, zgorzkniejemy i zamkniemy się w duchowym grobie – natomiast wspominanie Bożych uśmiechów, przytulania nas przez Ukrytego Dobrego (por. Mt 6, 6b; 19, 17a), rozpamiętywanie doświadczeń przebaczenia, uzdrowienia i ocalenia dodaje skrzydeł, odświeża, jest jak kąpiel w ożywczej „rosie światłości” (por. Iz 26, 19). Bóg pisze prosto po krętych liniach naszych losów, czuwa nad wszystkim z niegasnącą życzliwością (łaską), której doświadcza ten, kto ma dla Niego ufną cześć, pełen zachwytu respekt, bojaźń niebędącą lękiem.

 

Ewangelia: J 21, 15-19

            Niby dobrze znamy ten fragment Ewangelii, swoistą rehabilitację Piotra po załamaniu się jego wierności Jezusowi u progu czekającej Mistrza męki – ale warto do niego powracać. To przepytywanie z miłości nie jest egzaminem, ani wypominaniem zdrady, tylko zabiegiem duchowej terapii.

Piotr ma świadomość, że wcześniej poważnie zawiódł i na pytanie „Czy żywisz do Mnie miłość?” (agapas Me?) ośmiela się odpowiedzieć tylko: „Kocham Cię jak przyjaciel” (philo Se). Gdy zmartwychwstały Pan za trzecim razem „spuszcza z tonu” pytając: „Czy kochasz Mnie po przyjacielsku?” (phileis Me?), do apostoła zdaje się tym mocniej docierać własna bezsilność, niedorastanie do głębokiej relacji. Jednak reaguje genialnie, jego połamane serce ma cudowną intuicję – ten „święty grzesznik” znów odbiera szeptane mu przez Ducha słowa Ojca (por. Mt 16, 17). Rzuca się ze swą bezsilnością w ręce Pana, oddaje Mu dobrą, choć kulejącą wolę, powierza swoje nieczyste sumienie Bogu „większemu od naszego serca” (por. 1 J 3, 20). Zdaje się na łaskę Jezusowego spojrzenia, które wie wszystko, ale nie potępia, sięgając w nas głębiej, niż zalega grzech (por. J 3, 17; 8, 11).

Zasmucony „po Bożemu” dobrym smutkiem skruchy (por. 2 Kor 7, 10), zostaje uratowany przez łaskę przedwiecznego wybrania (por. Ef 1, 4), o której świadczy nasza tęsknota za Bogiem (por. Ps 63, 2). Nie umiemy sami z siebie kochać, ale coś w nas dogłębnie tego pragnie i coś w nas, w zdradliwej głębi serca (por. Jr 17, 9), reaguje na słodycz głosu Pięknego Pasterza (ho Poimèn ho kalós, J 10, 11), pełnego powabu Oblubieńca dusz (por. Pnp 5, 16). On wie, że nie ma dla nas dobra poza Nim (por. Ps 16, 2.11), a my możemy prosić, żeby nas „pociągnął za sobą”, porwał do biegu w głąb komnat i ogrodów Jego upajającej miłości (por. Pnp 1, 4). Gdy nie umiemy kochać Boga (a przecież nigdy nie umiemy), ratuje nas zgoda na to, żeby On pierwszy nas kochał (por. 1 J 4, 10). Zapalimy się od żaru Jego serca, On potrafi delikatnie rozdmuchać tę ledwie tlącą się w nas iskrę (por. Iz 42, 3), którą na pewno nie pogardzi. Tak, On wszystko wie, On wie, że głębia naszej biedy przyzywa głębię Jego hojności (por. Ps 42, 8a). Hojność Jego serca zawsze nas wyprzedza, co widać również w rozmowie Pana z Piotrem – bo kruchość i niepewność apostoła zupełnie nie przeszkadzają Jezusowi powtarzać zaproszenia do dzielenia z Nim troski o wspólnotę dzieci Bożych.

            Sobota, 23.05.2015:

Pierwsze czytanie: Dz 28, 16-20.30-31

            Widzimy Pawła u celu jego najdziwniejszej być może podróży, gdy podjęta z przynaglenia Ducha Świętego (por. Dz 20, 22) wyprawa z Grecji do Jerozolimy zakończyła się, po wielu perypetiach, lądowaniem w Italii i przybyciem do Rzymu. Apostoł przebywa tu w areszcie domowym, ciesząc się całkowitą swobodą gdy chodzi o przyjmowanie gości. Paradoksalnie jego los jako więźnia cesarskiego okazuje się bardziej komfortowy, niż wcześniejsze warunki ewangelizacji na wolności, pośród tysiąca zagrożeń (por. 2 Kor 11, 26-27) – a wynajęte mieszkanie, które dzieli z przydzielonym żołnierzem, staje się miejscem spokojnego promieniowania „Ewangelii łaski” (por. Dz 20, 24).

            Czytamy, że wkrótce po znalezieniu się w stolicy imperium Paweł, ofiara intryg jerozolimskiego establishmentu, zaprasza na spotkanie miejscową starszyznę żydowską, żeby zapewnić o swojej lojalności względem rodaków i zasadniczej wierności wobec ojczystej tradycji. Podkreśla, że odwołując się w sporze z Sanhedrynem do trybunału cesarza nie zamierzał występować jako oskarżyciel swego narodu, oraz że „nosi kajdany ze względu na nadzieję Izraela”. Ta nadzieja (w świadomości Pawła – spełniona) to ukrzyżowany i zmartwychwstały Jezus, będący dla apostoła (niczym w proroctwie Symeona, zapisanym u Łukasza) zarówno „światłem na oświecenie” narodów pogańskich, jak i „chwałą” własnego ludu (por. Łk 2, 32).

To bardzo ważna i czasem (zbyt często) niedostrzegana lub ignorowana prawda: Chrystus głoszony przez Pawła pozostaje Objawicielem i Dawcą wybawienia z duchowej śmierci – Źródłem przywracanej za darmo prawości serca i życia – „NAJPIERW dla Żyda, potem dla Greka” (por. Rz 1, 16). List naszego apostoła do chrześcijan mieszkających w Rzymie, napisany jeszcze przed jerozolimskimi perypetiami, zawiera głęboki teologiczny wykład na temat upadku Izraela przy objawieniu miłosierdzia dla pogan (por. Rz 11, 11) oraz wielkiej nadziei zbawienia „całego” (por. Rz 11, 26) narodu wybranego, którego Bóg „żadną miarą” nie może odrzucić (por. Rz 11, 1). Warto połączyć medytację nad dzisiejszym fragmentem Dziejów Apostolskich z refleksyjną (i modlitewną) lekturą rozdziałów 9-11  Listu do Rzymian. Paweł, żarliwy głosiciel równości wszystkich ludzi w obliczu Bożej łaski (por. Rz 11, 32), ostrzega tam wszystkich nieżydowskich chrześcijan, żeby nie ważyli się gardzić Żydami ani ich potępiać: „Jeżeli zaś niektóre zostały odcięte, a na ich miejsce zostałeś wszczepiony ty (…), to nie wynoś się ponad te gałęzie. A jeżeli się wynosisz, pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie” (Rz 11, 17-18).

Psalm responsoryjny: Ps 11, 4.5.7

            Nasz dzisiejszy psalm jest zarazem przestrogą i zachętą do ufności. Bóg rzeczywiście „bada” wnętrza serc, to znaczy przenika je na wylot swoim spojrzeniem i doskonale widzi stan ludzkiego ducha. Ale te prześwietlające nas oczy nie należą do policjanta lub prokuratora – oskarżanie człowieka to specjalność szatana (por. Ap 12, 9-10) – lecz są oczami Lekarza dusz (por. Mt 9, 12) stawiającego diagnozę w celu podjęcia terapii. Słowa o tym, że Bóg „nie cierpi kochającego nieprawość” mówią jedynie o absolutnej niezgodzie Pana na panoszenie się w człowieku duchowego nowotworu. Boży gniew, sprzeciw Stwórcy, ma charakter uzdrawiający i grozi zgubą tylko temu, kto bardziej kocha zabójczy mrok niż światło życia (por. J 3, 19; 8, 12).

            Jednocześnie nasz psalm głosi krzepiącą prawdę, że ludzie zdeprawowani i perfidni nie będą wiecznie triumfować nad szukającymi dobra. Bóg nie uprawia polityki, nie daje się zmanipulować ani zwieść, chwilowe sukcesy osiągnięte w sposób podły nie oznaczają Jego błogosławieństwa. Wszystkie możliwe zdobycze tego świata są niczym, jeśli dusza rozminie się z fundamentalnym dobrem (por. Mt 16, 26), z wiecznym spotkaniem twarzą w twarz z Kimś, za kim instynktownie tęskni (por. Ps 27, 8).

            Ewangelia: J 21, 20-25

            Dopiero co obdarowany nie tylko przebaczeniem, ale również odpowiedzialnością za Jezusowe „baranki i owce” – a także proroctwem na temat swej męczeńskiej przyszłości (por. J 21, 18-19) – Piotr wyraża z kolei zainteresowanie losem Ukochanego Ucznia. To wzruszające, jaką zdolność do gaf posiadał pierwszy z apostołów, niezależnie od wielkości swego powołania i niewątpliwego rozkochania w Panu. Jezus błyskawicznie daje mu do zrozumienia, że jednak nie wszystkie sprawy w królestwie Bożym podlegają człowiekowi dzierżącemu jego klucze (por. Mt 16, 19), że mimo istnienia hierarchii w Ciele Chrystusa jest w życiu wierzącego obszar bezpośrednich relacji z Panem, przestrzeń osobistego powołania niepodlegającego kontroli „z zewnątrz” (por. Ap 2, 17).

            Końcowe wersety Czwartej Ewangelii upewniają nas o prawdziwości świadectw, których treść została wcześniej przekazana, o zbudowaniu całej tej teologicznie zredagowanej opowieści na bazie wspomnień naocznego świadka. W innym nowotestamentowym dokumencie pochodzącym z „tradycji Janowej” przeczytamy zapewnienie: „co widzieliśmy oczami naszymi, co ujrzeliśmy i co ręce nasze namacały (…) oznajmiamy wam” (hò heorákamen tois ophtalmois hemon, hò etheasámetha kaì  ai cheires hemon epseláphesan (…) apaggéllomen hymin, 1 J 1, 1). Mamy do czynienia z przekazem o Jezusie poznanym osobiście, jakkolwiek księga zawiera tylko pewien wybór przemyślanych w Duchu Świętym wspomnień. Czytając ostatnie słowa o dokonaniach Pana, na których opis nie starczyłoby miejsca w bibliotekach świata, możemy myśleć także o Ewangelii wpisanej w nasz własny życiorys osoby wierzącej. Jezus nie przestał działać, żyje i jest obecny, właśnie dzisiaj i właśnie tutaj zapisuje kolejną kartę Ewangelii łaski.