VI Niedziela Wielkanocna, 25.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 15, 1-2. 22-29
Jak jeszcze raz zauważymy w tym tygodniu, że między chrześcijaństwem a judaizmem panuje relacja ciągłości i nieciągłości, której punktem stycznym nie jest jakaś idea, lecz żywa Osoba – Jezus Chrystus. Choć sam jednoznacznie zaznaczył, że „zbawienie bierze początek od Żydów” (J 4, 22) – dlatego zarówno samodzielnie głosił, jak i uczniów rozsyłał najpierw do „owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 10, 6) – to epizodycznie acz konsekwentnie pozwalał swej mocy „zapuszczać się” w dusze pogańskie (zob. np. Mk 7, 24-30; Łk 7, 1-10), a przed wniebowstąpieniem rozkazał uczniom: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!” (Mt 28, 19). Potwierdziwszy prawo moralne Starego Przymierza wyrażone w Dekalogu (zob. Mt 5, 14-48), Jezus zapowiedział jednak kres prawa rytualnego (zob. J 4, 21.23). Kwestie te dla rodzącego się Kościoła wcale nie były jednoznaczne, co uzmysławia dzisiejsze czytanie. Pojawia się pytanie o to, w jakim stopniu nawrócenie na chrześcijaństwo pociąga za sobą przyjęcie zasad judaizmu? Dokąd ciągłość, odkąd nieciągłość? Temu pytaniu przyjrzał się opisywany w czytaniu tzw. Sobór Jerozolimski, którego rozstrzygnięcie możemy streścić późniejszą maksymą św. Pawła z Listu do Galatów, w którym zmierzy się z analogiczną kontrowersją: „W Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak [= prawo rytualne] nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość!” (5, 6).
Psalm responsoryjny: Ps 67 (66), 2-3. 4-5. 6 i 8
„Niech się narody cieszą i weselą, bo rządzisz ludami sprawiedliwie!” . Był czas, gdy to sprawiedliwe doglądanie losów świata oznaczało podział na dwie kategorie ludzi, Żydów i pogan, z odpowiadającymi im kultami – prawowiernym i bałwochwalczym. Nastał jednak inny czas, gdy Chrystus „z dwóch rodzajów ludzi stworzył w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i w ten sposób jednych, jak i drugich znów pojednał z Bogiem w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (por. Ef 2, 15n). Dlaczego miały miejsce te dwa etapy historii zbawienia? Ponieważ Bóg nie jest związany żadną ideą ani „duchem czasu”, nie wyśledzimy tu żadnej konieczności; możemy za to dopatrywać się pewnej stosowności takiego podziału – ponownie na wzór św. Pawła: „Prawo [rytualne] stało się dla nas [= Żydów] wychowawcą, który miał prowadzić ku Chrystusowi, abyśmy z wiary uzyskali usprawiedliwienie” (Ga 3, 23). Zastanówmy się, czy nasze wychowanie religijne także naznaczyło podobne przejście od „techniki” (metody) modlitwy ku modlitwie po prostu angażującej wiarę?
Drugie czytanie: Ap 21, 10-14. 22-23
Apokaliptyczna wizja Nowej Jerozolimy – Miasta świętego pozbawionego kamiennej świątyni i „cielesnego” kultu (czy to ofiarniczego, czy to sakramentalnego) – to ostatni etap historii zbawienia. Jak bowiem przeminął świątynny kult starotestamentalny, tak też kiedyś przeminie nasz kult sakramentalny. Zastosujmy tu Pawłową zapowiedź z Hymnu o miłości: „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Teraz więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy; z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor 13, 12n). Pięknie parafrazuje ten Hymn tekst brewiarzowy: „Wszystko przeminie, gdy nadejdzie wieczność, / Wiara się skończy, a nadzieja spełni; / Miłość zostanie, by się cieszyć Tobą / W Twoim królestwie” (Okres Zwykły, Modlitwa przedpołudniowa, IV tydzień psałterza, Hymn). Spróbujmy w tym kluczu spojrzeć na nasz udziału w najbliższej niedzielnej liturgii – ona nie jest finałem drogi, tylko drogą do wiekuistego celu; ona ma nas nie zatrzymać, ale przeprowadzić; ona ma nas nie nasycić, tylko rozsmakować.
Ewangelia: J 14, 23-29
Każda Ewangelia była spisywana z perspektywy paschalnej, czyli dokonanego dzieła odkupienia. W każdej wielkanocnej prefacji, która wprowadza w Modlitwę eucharystyczną, mówimy: „Jezus jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7), a więc, że On dokonał już przejścia ze śmierci do zmartwychwstania, „zameldował” nasze uwielbione człowieczeństwo w domu Ojca w niebie (por. J 14, 2) i tak stał się jedynym Pośrednikiem (zob. 1 Tm 2, 5n; Hbr 9, 15; 12, 24). Perspektywę dokonanej w Chrystusie Paschy warto też zachować, odczytując Ewangelię – w ten sposób podejdźmy w tym tygodniu do lektury ostatniej wieczerzy wg długiej narracji św. Jana. Z pomocą przychodzi nam ostatnie zdanie wypowiadane dziś przez Jezusa: „Teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie”. Zapytajmy, „co” potem nastąpiło, „co” później się stało? Z punktu widzenia Jezusa, chodzi o Jego odejście do Ojca, zaś z naszego punktu widzenia, mowa o trzech rzeczach: umiłowaniu nas przez Ojca i zamieszkaniu w nas Trójcy Świętej; zesłaniu Ducha Parakleta, który „uczy” nas wszystkiego i „przypomina” nam wszystko, co Jezus nam powiedział; wreszcie, obdarowaniu nas „pokojem” Jezusa, pokojem innym od pokoju „świata”. Choć te trzy rzeczywistości – umiłowanie, Duch i pokój – są obiektywne, to niekoniecznie same przez się oczywiste. Czym innym jest rzeczywistość, czym innym kontakt z nią („podłączenie” do niej). Nieraz trzeba się do umiłowania, Ducha i pokoju w sobie „dokopać”, wybierając czas i przestrzeń na osobistą, przedłużoną modlitwę.
Poniedziałek, 26.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 16, 11-15
W dni powszednie bieżącego tygodnia kontynuujemy lekturę opisu drugiej podróży misyjnego św. Pawła Apostoła. Dzisiejsze czytanie jest ze wszech miar szczególne: jeżeli weźmiemy do rąk lub wyświetlimy sobie jakąś mapę, wnet ujrzymy, że ekipa Apostoła przekracza właśnie bramy Europy! Dotychczasowa ewangelizacja pogan – coraz bardziej dynamiczna, zwłaszcza w porównaniu do ewangelizacji Żydów – odbywała się na terenie Azji Mniejszej; teraz będzie miała miejsce na ich „własnym” terenie. Przypomnijmy: ruch ten nie był pomysłem św. Pawła, lecz wyraźnym życzeniem Boga: „Duch Święty zabronił im głosić słowo w Azji. (…) W nocy Paweł miał widzenie: jakiś Macedończyk stanął przed nim i błagał go: «Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!» Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii, w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię” (Dz 16, 6.9n). Manewr ten możemy skojarzyć z działalnością samego Jezusa, który dzięki wlanej cnocie roztropności wiedział, kiedy i dokąd się udać oraz jak długo pozostać w danym miejscu (por. Mk 1, 38n). Roztropność wlana jednak współpracuje z roztropnością naturalną, czego przykładem są dzisiejsze decyzje Apostoła: „Popłynęliśmy… do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii, które jest rzymską kolonią” – wszak lepiej kierować się najpierw do znaczniejszych miejscowości; „W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę gdzie, jak sądziliśmy, było miejsce modlitwy” – wszak wypada zacząć od zgromadzeń żydowskich, zachowując w ten sposób porządek objawienia; „I wymogła na nas [Lidia, byśmy zamieszkali u niej]” – wszak bezpieczniej przyjąć gościnę od „swojej”. Pomedytujmy dziś nad relacją roztropności boskiej i ludzkiej w naszym życiu.
Psalm responsoryjny: Ps 149, 1b-2. 3-4. 5-6a i 9b
„Pan pokornych wieńczy zwycięstwem” . Pokora pozwala uznać swoje mocne i słabe strony, dla przykładu, kiedy pomocy udzielić, a kiedy z pomocy skorzystać – jak to opisuje dzisiejsza wymiana darów między Pawłem i Lidią (posługa za gościnność). Z tak pojętą pokorą lubi bratać się roztropność, dzięki której człowiek pokorny zachowuje należytą miarę: udzielając pomocy, nie wyręcza beneficjenta, zaś samemu z niej korzystając, nie pasożytuje na swym darczyńcy. Widzimy to także u św. Pawła, który potrafi i z gościny skorzystać, i samemu zarabiać na życie (zob. Dz 18, 3, czyli czwartkowe czytanie). Zastanówmy się więc na bazie konkretnych sytuacji, czy nasza codzienna roztropność jest pokorna, a pokora – roztropna?
Ewangelia: J 15, 26 – 16,4a
„Jezus jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7): a choć Jego własne, osobiste przejście, czyli właśnie „pascha”, już się dokonało, to w nas, Jego „gałązkach” (por. J 15, 5), ta pascha wciąż się dokonuje. Pascha Jezusa jest aktem, a pascha chrześcijan – procesem (ciągiem aktów). Tak mamy spoglądać na blaski i cienie chrześcijańskiego życia, zapowiadane w dzisiejszej Ewangelii: blask świadectwa, do którego zobowiązuje nas chrzest i umacnia bierzmowanie, oraz cień prześladowań, które wytrwale znosimy. Jezus dziś zapewnia: „Powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali, że Ja wam o nich powiedziałem”. Ale co to znaczy „pamiętać”? Czy tylko sucho przywoływać fakt? Czy nie raczej upewniać się o panowaniu Jezusa nad historią i o Jego aktywnej obecności w niej – w nas?
Wtorek, 27.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 16, 22-34
W ramach ewangelizacji europejskiego Filippi, dokąd wstąpiliśmy wczoraj wraz z ekipą Apostoła Narodów, doszło do skutecznego egzorcyzmu nad pewną niewolnicą; bezpośrednim powodem nie było tu jednak miłosierdzie, lecz emocjonalne „dość!” św. Pawła, zmęczonego wielodniowym znoszeniem uciążliwego krzyku tej kobiety. O, błogosławione zniecierpliwienie! Opatrznościowy „pech” chciał jednak, że właściciele opętanej zarabiali na jej duchowym nieszczęściu, którego wymiernym objawem było wróżbiarstwo – całkiem dochodowe (do dziś, zresztą). „Korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1 Tm 6, 10). Uwolnienie kobiety przykręciło mężczyznom kurek zarobku, więc ci podburzyli ludzi przeciwko ewangelizatorom (zob. Dz 16, 16-21). I tak dostali się do więzienia, w którym wykazują się pokorą i pobożnością: „O północy modlili się, śpiewając hymny Bogu. A więźniowie im się przysłuchiwali…”. Możemy przyjąć, że współwięźniów nie interesowały aż tak sformułowania modlitewne, jak postawa serca, emanująca spoza słów i dźwięków. Byłoby to wystarczającym świadectwem; Bóg jednak miał inne plany, więc podobnie jak Jezusa unikającego ukamienowania (zob. Łk 4, 29n), cudownie uwalnia ich. Ewangelizatorzy znów wykazują się łagodnością, tym razem wobec strażnika, czym zjednują jego duszę dla Pana. Pomedytujmy dziś nad opanowaniem św. Pawła, które nie jest „robotyczne”, tylko ludzkie, mające swoje granice, a zarazem na tyle ugruntowane, że potwierdzające się w chwili próby.
Psalm responsoryjny: Ps 138 (137), 1b-2a. 2b-3. 7e-8
„Wysłuchałeś mnie, kiedy Cię wzywałem, pomnożyłeś moc mojej duszy!” . Werset ten rzuca światło na wspomniane już nastawienie serc, z jakimi dzisiejsi uwięzieni ewangelizatorzy „o północy modlili się, śpiewając hymny Bogu”. Raczej nie prosili o cudowne uwolnienie, lecz wewnętrzne umocnienie – w duchu wolności, na wzór starożytnych młodzieńców żydowskich, którzy z rozbrajającą swobodą deklarowali: „Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś” (Dn 3, 17n). „Lepiej bowiem, jeżeli taka wola Boża, cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czyniąc źle” (1 P 3, 17). Kiedyś św. Paweł sam będzie zachęcał: „W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę…” (Ef 6, 5); „W każdym położeniu dziękujcie…” (1 Tes 5, 18). Przywołując konkretne sytuacje, zastanówmy się, jak wygląda nasza modlitwa w różnych „położeniach”?
Ewangelia: J 16, 5-11
„Jezus jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7): to zdanie-refren do Ewangelii bieżącego tygodnia. Dziś dowiadujemy się, że dzięki tej Jego passze, czyli odejściu, „Paraklet przyjdzie do nas” – posłany przez Niego w trojakim celu: „przekonywania świata o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”. Co to znaczy? Zajął się tą kwestią św. Jan Paweł II w jednej ze swoich encyklik: „«Grzech» oznacza w tym tekście niewiarę, z jaką Jezus spotkał się wśród «swoich», poczynając od rodzinnego miasta Nazaretu. Oznacza odrzucenie Jego posłannictwa, które doprowadziło ludzi do wydania na Niego wyroku śmierci. Kiedy z kolei mówi o «sprawiedliwości», Jezus zdaje się mieć na myśli tę ostateczną sprawiedliwość, jaką okaże Mu Ojciec, otaczając Syna swego chwałą zmartwychwstania i wniebowstąpienia: «Idę do Ojca». W kontekście tak rozumianego «grzechu» i «sprawiedliwości» – z kolei «sąd» oznacza, że Duch Prawdy będzie wykazywał winę «świata» w skazaniu Jezusa na śmierć krzyżową. Jednakże Chrystus nie przyszedł na świat, aby świat ten tylko sądzić i potępić: przyszedł, ażeby go zbawić (por. J 3, 17; 12, 47). Przekonywanie o grzechu i sprawiedliwości ma na celu zbawienie świata, zbawienie ludzi. Właśnie to zdaje się uwydatniać stwierdzenie, że «sąd» odnosi się tylko do «władcy tego świata», czyli do szatana – do tego, który od początku wykorzystuje dzieło stworzenia przeciw zbawieniu, przeciw przymierzu i zjednoczeniu człowieka z Bogiem; jest on też «już osądzony» od początku. Jeżeli Duch-Pocieszyciel ma o tym właśnie «sądzie» przekonywać świat, to w tym celu, ażeby kontynuować w nim Chrystusowe dzieło zbawienia” (Dominum et Vivificantem, nr 27).
Środa, 28.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 17, 15. 22-18, 1
Spotkałem się niegdyś z ciekawą interpretacją dzisiejszego epizodu ateńskiego. Otóż, w mitologii grecko-rzymskiej bogowie występowali częstokroć męsko-damskimi parami: Uranos i Gaja (Coelus i Terra), Kronos i Rea (Saturn i Ops), Zeus i Hera (Jowisz i Junona). Kiedy więc na Areopagu św. Paweł zaczął głosić mowę o Jezusie i Anastasis – czyli Zmartwychwstaniu – myślano, że ostatni termin oznacza jakąś boginię (Anastazję), a nie przymiot Jezusa… Gdy okazało się, że Apostołowi chodzi jednak o „zmartwychwstanie” rozumiane dosłownie, usłyszał sławetne: „Posłuchamy cię o tym innym razem”; w uszach Greków bowiem, obytych z platońską koncepcją śmierci jako wyzwoleniem z ciała ku kontemplacji wiecznych idei, pomysł zmartwychwstania – i to ku wieczności! – jawił się niczym wpadnięcie z deszczu pod rynnę. „Uprawiać kult ciała na olimpiadzie albo podczas uczt i orgii, to oczywiste i nawet więcej niż akceptowalne, ale żeby tak ciało uwieczniać?! To nie do pomyślenia!” Ziarno Ewangelii zostało wnet wydziobane z gleby serc Ateńczyków (por. Mk 4, 4). Skorzystajmy tu z katechezy św. Jana Pawła II: „O ile dla mentalności manichejskiej ciało i płeć jest poniekąd «anty-wartością», o tyle dla chrześcijaństwa są one zawsze «nie-dość-wartością». Ta druga postawa wskazuje na to, jaki winien być kształt etosu, w którym tajemnica odkupienia ciała zaszczepiona zostaje niejako w podłożu historycznej grzeszności człowieka” (22.10.1980). Mamy więc dwie skrajności: ciało jako „anty-wartość” albo „nie-dość-wartość”, pogarda albo ubóstwienie; obie są złe i obie wykoślawiają Ewangelię. Stańmy dziś w wyobraźni, ubrani nawet w greckie tuniki, na ateńskim Areopagu i pomedytujmy nad naszym podejściem do własnego ciała: czy mijające sześć tygodni od wielkanocnego okrzyku „Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!” jakoś porządkuje nasz stosunek do niego?
Psalm responsoryjny: Ps 148, 1b-2. 11-12. 13-14c
„Tylko imię Pana jest wzniosłe!” . Załączmy raz jeszcze władzę wyobraźni, by ze św. Pawłem przejść się po Areopagu, „oglądając [ateńskie] świętości jedną po drugiej” – może z jakąś książką o mitologii w ręku – by przy każdej z nich zarecytować właśnie ten werset: „Tylko imię Pana jest wzniosłe!”. Potem zaś postąpmy analogicznie, zapraszając Apostoła z rewizytą do naszych „areopagów” – domu, biura, galerii handlowych, parlamentu, Aquaparku, Internetu, gabinetów zdrowia i urody, garaży podziemnych… naszych „świętości”. Zastanówmy się, czy coś w nich nie stało się zanadto skarbem, przy którym znalazło się nasze serce (por. Mt 6, 21).
Ewangelia: J 16, 12-15
„Jezus jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7): sam już przeszedł do nowego życia u Ojca, a nam towarzyszy w wewnętrznym naśladowaniu Go dzięki niewidzialnemu posłaniu Ich Ducha Parakleta, które obficie zapowiada podczas ostatniej wieczerzy. Dziś spotykamy się z kolejną taką zapowiedzią. Co intrygujące, tym razem rolą Parakleta nie będzie „przypominanie” wątków już wypowiedzianych, lecz „oznajmianie rzeczy przyszłych”. Ważne jest także kryterium prawdziwości tych rewelacji: nie jest nim sama nowość wiadomości, lecz odniesienie do Chrystusa: „On Mnie otoczy chwałą”. W ten sposób spełnia się także wcześniejsza Janowa zapowiedź Parakleta – przypomnijmy ją sobie teraz – gdy na zakończenie pewnego żydowskiego święta, „Jezus stanął i zawołał: «Jeśli ktoś pragnie, niech przyjdzie do Mnie i niech pije! Kto wierzy we Mnie, jak mówi Pismo, strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza!» A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy uwierzyli w Niego. Duch bowiem dotychczas nie był dany, gdyż Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 37-39 Biblia Ekumeniczna). A zatem dar Ducha pochodzi z wiary w Jezusa i jednocześnie do tej wiary prowadzi!
Czwartek, 29.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 18, 1-8
Zgodnie z regułą, którą ostatnio, w poniedziałek, zaobserwowaliśmy w Filippi, św. Paweł głosi Ewangelię najpierw rodowitym Żydom oraz żydom „klasy B”, czyli poganom nawróconym na judaizm (zwanym umownie „Grekami”). Spróbujmy wyobrazić sobie rozdarcie, z którym Apostoł boryka się w sercu: z jednej strony, ma pewność co do ciągłości chrześcijaństwa z judaizmem – Jezus Chrystus jest zapowiadanym przez Stare Przymierze Synem Bożym (por. Dz 9, 20); z drugiej strony, świadom jest także nieciągłości między chrześcijaństwem a judaizmem – wiara w Jezusa Chrystusa poświadczona przez chrzest oznacza radykalną nowość, zerwanie z prawodawstwem rytualnym Starego Przymierza na rzecz łaski Nowego Przymierza, przejście od obrzezania ciała na rzecz obrzezania serca, zastąpienie logiki Mojżeszowego zasługiwania uczynkami zewnętrznymi na rzecz logiki Abrahamowego zasługiwania aktami wiary. Św. Paweł mówił już o tym w programowym wystąpieniu w synagodze w Antiochii Pizydyjskiej: „Każdy, kto uwierzy [w Jezusa Chrystusa], jest przez Niego usprawiedliwiony ze wszystkich grzechów, z których nie mogliście zostać usprawiedliwieni w Prawie Mojżeszowym!” (Dz 13, 39). Ciągłość i nieciągłość…, których napięcia Apostoł osobiście boleśnie doświadczył, o czym sam przynajmniej czterokrotnie opowiada (zob. Dz 22, 3-21; 26, 2-23; Ga 1, 13-17; 1 Tm 1, 12-17). Wie, jak niewiele i jak wiele potrzeba, by z oczu żydowskiego serca spadły jakby łuski, by odzyskać duchowy wzrok i poprosić o chrzest (por. Dz 9, 18). Św. Paweł wie jednak także, że akt wiary ostatecznie nie jest finałem jakiegoś procesu ewolucyjnego albo przedłużającego się bolesnego porodu, tylko decyzją, samookreśleniem się: „[Owszem] wiara jest możliwa tylko dzięki łasce Bożej i wewnętrznej pomocy Ducha Świętego. Niemniej jest prawdą, że wiara jest aktem autentycznie ludzkim. (…) Jezus wprawdzie wzywał do wiary i nawrócenia, w żaden jednak sposób nie zmuszał” (KKK 154 i 160). Stąd dzisiejsze Pawłowe „otrząśnięcie szat” nie jest przedwczesnym skreśleniem niektórych Koryntian, tylko zapobieżeniem ewangelizacyjnej naiwności. W tym kluczu pomedytujmy dziś nad naszym doświadczaniem decyzyjności wiary.
Psalm responsoryjny: Ps 98 (97), 1bcde. 2-3b. 3c-4
„Ujrzały wszystkie krańce ziemi zbawienie Boga naszego!” . To zdanie jest proroctwem, które realizowało się najpierw za pośrednictwem Żydów, z różnych powodów osiedlających się poza Palestyną, a później za pośrednictwem chrześcijan, misjonarzy „etatowych” i „zwykłych”, rozsiewających Dobrą Nowinę, gdziekolwiek się udawali i zamieszkiwali (czego przykład stanowią coraz dalsze wyprawy ewangelizacyjne św. Pawła). Łatwiej jednak podbijać statystyki wyznawców, niż pogłębiać zewangelizowanie ich samych. Zastanówmy się zatem, czy wszystkie krańce mojej „ziemi” – serca, myślenia i odczuwania, decydowania i działania – ujrzały już zbawienie Boga naszego?
Ewangelia: J 16, 16-20
Otrzymujemy dziś bardzo sugestywne, a zarazem rzadko używane imię Ducha Świętego. Jezus podpowiada nam je po tym, jak wprowadził uczniów w zakłopotanie, bez ogródek, ale i nie bez tajemniczych wyrażeń zwiastując im rozdzielenie z sobą: „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość…”. „Przemiana” – oto jedno z imion Ducha Świętego! Tam, gdzie następuje przemiana stanów wewnętrznych ku Bogu, tam rękę przyłożył Duch Święty! Jak podpowiada Katechizm, „W życiu chrześcijańskim sam Duch Święty wypełnia swoje dzieło, pobudzając całą osobę, łącznie z jej cierpieniami, obawami, smutkami, jak to jawi się w agonii i męce Pana. W Chrystusie uczucia ludzkie mogą otrzymać swoje wypełnienie w miłości i Boskim szczęściu” (KKK 1769). Jeżeli mówimy w tym tygodniu, że „Jezus jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7), to także w tym sensie: paschą, czyli przemianą naszych stanów wewnętrznych – mocą Ducha Parakleta.
Piątek, 30.05.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dz 18, 9-18
Wczoraj zaledwie – choć nie bez podstaw – przeczuwaliśmy stan serca św. Pawła; z kolei dziś mamy je nazwane wprost, i to przez samego Pana: „Przestań się lękać… bo Ja jestem z Tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić!”. Bóg się nie myli, gdy nas diagnozuje. W Koryncie więc naszego Apostoła – poza domyślnym rozdarciem – dręczył także lęk; nie o słuszność sprawy ani jej powodzenie, tylko o własne życie, a taki lęk swą pierwotnością najbardziej zatruwa serce. Oddam tu głos innemu, współczesnemu apostołowi: „Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? (…) Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy. (…) Milczenie tylko wtedy ma swoją apostolską wymowę, gdy nie odwracam oblicza swego od bijących. Tak czynił milczący Chrystus. Ale w tym znaku okazał swoje męstwo” – to słowa uwięzionego bł. kard. Stefana Wyszyńskiego z Zapisków więziennych (5.10.1954). Zapewne rozumiemy teraz lepiej, dlaczego Jezus nocą objawiający się zalęknionemu Pawłowi nie tylko pokrzepia go swą obecności, lecz nade wszystko nakazuje: „Przemawiaj i nie milcz!” – bo o to chodzi lękowi, o uciszenie Pawła. Pouczeni tą sceną, pomedytujmy dziś nad różnicą między nieprzyjaciółmi zewnętrznymi (wrogami) a wewnętrznymi (uczuciami) – wobec każdego z nich postępowanie wymaga nieco innej taktyki. Niech da nam tu do myślenia ironiczny obrót sprawy w Koryncie: „Gdy Paweł miał już otworzyć usta” w sądzie, przeciwko oskarżającym go Żydom, problem sam się rozwiązał za sprawą prokonsula Galliona; Paweł zwyciężył bez jednego wystrzału. Co by było, gdyby w nocy się uląkł…
Psalm responsoryjny: Ps 47 (46), 2-3. 4-5. 6-7
„Pan straszliwy…” . To chyba oczywiste, że w kontekście ryzyka zalęknienia św. Pawła akurat ten epitet bierzemy na warsztat. Użyte w oryginale hebrajskie słowo (yare’) ma szeroki zakres znaczeniowy: oznacza bowiem lęk wywołany doświadczeniem zarówno grozy, przerażenia i terroru, jak również podziwu, szacunku i czci. Uważajmy przy tym, by lęku św. Pawła nie klasyfikować pośpiesznie wyłącznie jako tego pierwszego – owszem, to właśnie tego, traumatycznego lęku o własne życie dotyczyło widzenie Pana, które jednak wyparło go, wprowadzając… inny lęk, lęk przed sprzeniewierzeniem się własnemu powołaniu i misji. Jezusowe „Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz!” możemy oddać także jako „Zmień lęk! Boga się bój, nie człowieka!” (por. Dz 4, 19). Zastanówmy się, komu na co dzień przypinamy epitet „straszliwego Pana” – prawdziwemu Bogu czy bożkowi lęku?
Ewangelia: J 16, 20-23a
Dzisiejsza Ewangelia ściśle kontynuuje wczorajszy fragment, w pierwszej frazie cytując wręcz jego ostatnie zdanie; ba!, nawet autorzy lekcjonarza nie silili się na oryginalność, tylko obu urywkom nadali ten sam tytuł: „Smutek wasz przemieni się w radość”. Jednakże pokuśmy się o wskazanie dwóch uściśleń co do tej przemiany stanów wewnętrznych, której autorem w nas jest Duch Święty. Po pierwsze, Jezus zapowiada dziś trwałość tej przemiany: „Radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać!” – mowa tu nie o jakimkolwiek pocieszeniu, tylko tym, które sprawia w nas pewność Jego zmartwychwstania: „Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy!” (Rz 6, 9); poza nami samymi, doprawdy, nikt nie zdoła nam odebrać tej radości. Po wtóre, Jezus zapowiada dziś brak pytań: „W owym dniu o nic nie będziecie Mnie pytać”; ale o co moglibyśmy Go jeszcze wówczas dopytywać? Ano na przykład o to, dlaczego tak a nie inaczej wygląda odkupienie – dlaczego nie ma porodu bez bólu: dlaczego „[mimo że] Chrystus w nas mieszka, ciało podlega śmierci ze względu na skutki grzechu” (por. Rz 8, 10)? „Jezus, który jest naszą Paschą” (por. 1 Kor 5, 7) nie daje nam tu odpowiedzi, lecz tłumaczy, że kto żyje w Jego Duchu, przyjmuje historię zbawienia taką, jaką się przedstawia, i ulegle jej się poddaje.
Sobota, 31.05.2025 r. – Święto Nawiedzenia NMP
Pierwsze czytanie: Rz 12, 9-16b
Porządne drzwi posiadają zwykle dwa, a nawet trzy zamki. Nie inaczej jest z dzisiejszym czytaniem, którego przyporządkowanie akurat do Święta Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny ma także trojaki motyw. Pierwszy klucz tkwi w nagłówku nadanym mu przez autorów lekcjonarza, który brzmi: „Zaradzajcie potrzebom świętych, przestrzegajcie gościnności”. Tak, tak! To dwa zdania żywcem wyjęte z czytania! Jak ulał pasują one do posługi, którą spełniła Maryja wobec Elżbiety („Zaradzajcie potrzebom świętych…”), oraz powitaniu, które Elżbieta i Jan zgotowali Maryi swym okrzykiem i poruszeniem się („…przestrzegajcie gościnności”). Drugim kluczem jest okres liturgiczny, w którym obchodzimy dzisiejsze Święto: gdyby nastał już okres zwykły, pochodziłoby ono ze Starego Testamentu, z Księgi proroka Sofoniasza (zob. 3, 14-17); skoro jednak trwa okres wielkanocny, posługujemy się Listem do Rzymian, który jak wiele innych pism Pawłowych, składa się z dwóch części, doktrynalnej i moralnej: pierwsza mówi o usprawiedliwieniu przez wiarę w zmartwychwstałego Jezusa, a druga o życiu usprawiedliwionych – to z niej pochodzi czytanie, podpowiadając, jak wygląda życie chrześcijan, którzy jak Maryja, Elżbieta i Jan przyjaźnią się z żywym Bogiem. Trzecim kluczem jest hasło „wzajemność”, które mogłoby streszczać ten urywek: „W miłości braterskiej nawzajem bądźcie sobie życzliwi. (…) Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą”. Takie są względem siebie Maryja i Elżbieta, tacy byli względem siebie Jezus i Jan… Pomedytujmy i my nad wzajemnością między nami chrześcijanami.
Psalm responsoryjny: Iz 12,2-3.4bcde.5-6
„Wznoś okrzyki i wołaj z radości, mieszkanko Syjonu, bo wielki jest wśród ciebie Święty Izraela!” . Nietrudno włożyć ten werset w serca Maryi, Elżbiety i Jana, którzy – razem i osobno – uosabiają Izraela, „mieszkankę Syjonu”, czyli jerozolimskiego wzgórza. Wszyscy oni adorują Boga-z-nami, Emmanuela, obecnego jednakże już nie w kamiennej świątyni, lecz świątyni z ciała: duchowo – w sercu Maryi przez łaskę, a cieleśnie – w Jej łonie przez wcielenie. Zastanówmy się dziś, kończąc dedykowany Jej maj, czy także nasze ostatnie akty maryjnego kultu przysłużyły się głębszej adoracji Boga w naszym życiu?
Ewangelia: Łk 1,39-56
Za nami sześć dni spotkań z opisem ostatniej wieczerzy wg Ewangelii św. Jana, konkretnie zaś, z wyraźnymi zapowiedziami Ducha Parakleta, którego posyła nam „Jezus – nasza Pascha” (por. 1 Kor 5, 7). Na początku tego tygodnia mówiliśmy, by odczytywać Ewangelie właśnie z perspektywy paschalnej, ziszczonego dzieła zbawienia. Nie inaczej postąpmy tym razem, gdy z racji święta Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny „przeskakujemy” z ewangelicznej „mety”, na sam jej początek, do cudownego spotkania ciężarnej Maryi z ciężarną Elżbietą. Swoista „eksplozja” Ducha Świętego, która dokonuje się między nimi – przedziwny efekt głosu pozdrowienia Maryi, podskoczenie św. Jana w łonie oraz duch proroczy opanowujący Elżbietę – jest jakimś paradygmatem dla spotkań chrześcijan. Kto żyje paschalnie – „z” i „za” Jezusem przechodzi w Duchu Świętym ze śmierci do życia, doznaje przemiany swojego wnętrza – ten może się spodziewać, że o jego słowa, a nawet sam ton głosu, „zahaczy się” Boża łaska; że będzie doznawał „podskakującej” radości podczas zetknięć z innymi żywymi świątyniami Ducha; wreszcie, że zyska głębszy, nadprzyrodzony wgląd w rzeczywistość. Nadzwyczajności te jednak będą odznaczały się rysami Maryi – będą „skąpane” w prostocie, męczącej służbie i wiernym zasłuchaniu w Słowo Boże, które składowane na różnych półkach „spiżarni” serca, w stosownym czasie będą składać się w jedną całość jak w dzisiejszym hymnie Magnificat utkanym z wersetów i wątków rozsianych po całym Starym Testamencie.