V Niedziela Wielkiego Postu, 06.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Iz 43, 16-21
Więcej niż obietnica wyzwolenia
W VI w. przed Chr. Żydzi zamieszkujący Królestwo Judy znaleźli się w skrajnie trudnej sytuacji dziejowej, związanej z wyrwaniem korzeni zapuszczonych w samej Ziemi Obiecanej, opływającej mlekiem i miodem, podarowanej im przez Boga (Wj 3,8). Utracili wolność i doświadczyli deportacji, byli świadkami destrukcji domów – nie tylko własnych, ale nawet mieszkania samego Jahwe. Pozbawiono ich ziemi, a ostatecznie, w konfrontacji ze splendorem kultury Babilończyków, stanęli przed zagrożeniem utraty własnej tożsamości. Do tak dramatycznej sytuacji nie przystaje pełen nadziei optymizm tak zwanego Deutero-Izajasza. A jednak, wbrew logice, prorok zapowiada więcej niż to, co zostało przez dawnych mieszkańców królestwa utracone. Nie tyle zapewnia ich o odzyskaniu wolności, o upadku nowego Egiptu, z którym utożsamia królestwo Babilonu – on obiecuje nową Paschę. Słowami „nie wspominajcie” nawiązuje do idei zikkaron – uobecnienia (43,18), które jest sensem święta Pesach wyłączonego z czasu, choć ujętego w ramy chronologii żydowskich kalendarzy. Każda bowiem Pascha przenosiła Izraelitów wprost do Egiptu i tej konkretnej nocy wyzwolenia. Prorok zapowiada jednak niespodziewane jak woda na pustyni i nierozpoznane Nowe, hadasz (43,19), które stanie się czytelne dopiero w Mesjaszu.
Psalm responsoryjny: Ps 126,1b-2b.2c-3,4-5.6
Więcej niż spełnienie obietnic
O czym może marzyć człowiek uprowadzony do niewoli? O czym marzyli Żydzi zdominowani przez Asyryjczyków, Babilończyków, a później Rzymian? O autonomii i szeroko pojętej wolności, oczywiście. Okazuje się jednak, że obietnice Boże sięgają daleko poza ludzkie wyobrażenia. Czy Żydzi osiągnęli niezależność polityczną? Nie. Królestwo Północne ostatecznie zniknęło z mapy świata w VIII w. przed Chr., mieszkańcy Królestwa Judy powrócili na swoje ziemie w VI/V w. przed Chr., ale jako zależni od imperium Persji, a następnie od Ptolemeuszy, Seleucydów, a w końcu Rzymian. Nie repatriacja czy samowładztwo jest zatem powodem do radości wyrażanej przez psalmistę w jego treściowo uniwersalnej pieśni. Dlatego właśnie nie odnosi się on do konkretnego wydarzenia z historii swojego ludu – przeczuwa bowiem o wiele ważniejsze wyzwolenie, a pewność co do niego przepełnia go nieposkromioną radością.
Drugie czytanie: Flp 3,8-14
Trud wiary w obietnicę
Apostoł Paweł, zwracając się do swojej ukochanej wspólnoty w Filippi, mógł zdobyć się na absolutną szczerość, która przebija z kart jego listu. Zdradza Filipianom, że ziemskie zmagania również dla niego, Pawła, wiążą się z trudem porównywalnym do intensywnego sprintu (Flp 3,12). Angażowanie ponadludzkich wręcz sił podsycane jest pełnym przeświadczeniem, że na mecie czeka nagroda – wieczność z Chrystusem (3,14). Owo pełne przeświadczenie jest niczym innym, jak autentyczną wiarą, a nie sprawiedliwością realizowaną jako zbiór czynów wykonywanych wedle litery 613 przykazań Prawa. Wydawać by się mogło, że istnienie tak wielu norm i restrykcji jest drogą o wiele trudniejszą. Cały trud apostolstwa Pawła, doświadczenie przeciwności, wypadków, chorób i prześladowań dowodzi jednak, że o wiele trudniejszą jest wierność dwóm niż setkom – przykazaniu miłości bliźniego (w wypadku Pawła do niewiernych wspólnot) i miłości Boga (która apostoła wręcz spalała i prowadziła do szaleńczych oraz niebywale owocnych decyzji misyjnych, zob. 2 Kor 11,23nn).
Mamy zatem do czynienia z odwróceniem porządku obietnicy – nie chodzi już tylko o akt wdzięczności za jej spełnienie lub w celu zapracowania na jej realizację poprzez skrupulatną wierność Prawu, ale o stanie się jej świadkiem motywowanym miłością i tęsknotą za pełnym jej doświadczeniem.
Ewangelia: J 8,1-11
Właściwa treść obietnic
Czym jest owo Nowe – hadasz? Przywróceniem obiecanej wolności. Choć w wewnętrznej warstwie treść obietnicy może wydawać się tożsama z jej dawnym brzmieniem, istotowo się różni. Jezus daje temu wyraz w wyjątkowym wydarzeniu zderzenia starego z nowym. Żydowscy nauczyciele Prawa, przedstawiciele „starego”, pomijając fakt ich nieczystych intencji stojących za postępowaniem z kobietą oskarżoną o nierząd, żyli w przeświadczeniu, że jedynie za sprawą legalistycznej wierności Torze mogą odpowiedzieć na spełnienie Bożych obietnic, a może i zapracować na kolejne dary z nieba? Tymczasem Mistrz, Wcielenie „Nowego” wytyka im błąd w myśleniu. Nie odpuszcza ostentacyjnie grzechów oskarżonej, ale prowokuje środowisko faryzejskie w inny sposób – wytykając subtelnie niedoskonałość ich przedstawicieli. Tę lekcję z pozoru zrozumieli, ale to nie oni, lecz potraktowana przez nich instrumentalnie kobieta otworzyła się na łaskę przebaczenia grzechów, nowego sposobu osiągania wolności.
Poniedziałek, 07.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dn 13, 41c-62
Ludzka sprawiedliwość
Zaczerpnięta z Septuaginty, czyli greckiej wersji Starego Testamentu, opowieść o urodziwej Zuzannie wydaje się fantastyczną, choć umoralniającą opowieścią o niewielkiej nośności teologicznej. Tymczasem stanowiła ona niezwykłą polemikę z całym wadliwym systemem prawnym Izraelitów. Dlaczego? Choćby ze względu na istniejące w Torze Prawa, wedle których świadectwo dwóch świadków wystarczyło, by uznać treść oskarżenia za prawdziwą (Lb 35,30; Pwt 17,6). W tym kluczu los Zuzanny, rzekomo pochwyconej na cudzołóstwie, wydawał się przesądzony, skoro orzekło przeciw niej nie tyle dwóch świadków, ile dwóch sędziów! Potrzeba więc było aż Bożej interwencji, by sprawiedliwości stało się zadość. Natchniony przez Boga prorok Daniel w niemal groteskowy sposób dowiódł, że kobieta niczym nie zawiniła, a starcy dopuścili się krzywoprzysięstwa i to z bardzo niskich pobudek. Jaki z tego wniosek? Jeśli człowiek nie ucieka się do Najwyższego, jego ogląd rzeczywistości będzie stale zaburzany – czyny niecne zdolny będzie uznawać za prawe, grzech za dobro. Dlatego nawet tak z pozoru bezpieczny system prawny, w którym nie orzeka się winy na podstawie pojedynczego zeznania, może dopuścić się strasznych przewin. Interwencja Daniela jest więc nie tylko krytyką niewolniczego przywiązania do Prawa, ale również obietnicą zaprowadzenia nowego porządku, ale już nie na fundamencie sprawiedliwości rozumianej w kategoriach doczesnych.
Psalm responsoryjny: Ps 23,1b-3a.3b-4.5.6
Boski porządek
Ponieważ widok mężczyzn wypasających stada był dla starożytnych Izraelitów codziennym, autorzy natchnieni z chęcią posługiwali się metaforami nawiązującymi właśnie do tego obrazu. Oczywiście Bóg jest w nich najlepszym z pasterzy. Choć obraz wydaje się czytelny i całkiem zrozumiały, nie zawsze dostrzega się wyjątkowość odmalowywanych przez poetę wizji. By dotrzeć do dobrych pastwisk, pasterze musieli, a ci beduińscy wciąż muszą, pokonywać duże odległości – tymczasem owce z psalmu wydają się cieszyć nieograniczonym dostępem do trawy; podobnie miała się rzecz z dostępem do wody – zwierzęta w klimacie starożytnego Izraela, podobnie do ludzi, nie cieszyły się nieograniczonymi jej ilościami; niebezpieczeństwa w równym stopniu dotyczyły pasterza, co owiec. W wypadku ataku stada wilków, lwa czy niedźwiedzia, które przynależały do fauny starożytnego Lewantu, pasterz mógł zbiec. O ile inaczej ma się rzecz z Bożym Pasterzem! Jego pastwiska nie przynależą do porządku ziemskiego, jego królestwo nie jest z tego świata i nie respektuje jego praw. Zielone łąki są w poetyckiej wizji psalmisty obietnicą i zapowiedzią rajskiej, pozbawionej zagrożeń doskonałości, która rządzi się Bożymi prawami i podlega nadprzyrodzonej, bo przepełnionej miłosierdziem, sprawiedliwości.
Ewangelia: J 8, 12-20
Właściwy Sędzia
Dlaczego faryzeusze zadali kłam słowom Jezusa, że to On jest światłością świata (J 8,12)? Dlatego, że orzekanie o prawdzie wymagało świadectwa przynajmniej dwóch świadków. Ale uczynili to również z premedytacją, ponieważ dokładnie zrozumieli, co Jezus chciał wyrazić poprzez stwierdzenie „kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności” (8,12). Jest to swobodne nawiązanie do Ps 23, który opowiada przecież o Jedynym Pasterzu. Jezus uczynił jednak zadość Prawu dowodząc, że zarzut fałszywego świadectwa wynika wyłącznie z nierozpoznania Go przez kręgi żydowskich nauczycieli Tory. Gdyby Go rozpoznali, wiedzieliby bowiem, że nie orzeka o Sobie mocą własnego świadectwa, ponieważ zaświadcza o Nim również Ojciec. Tym samym o prawdziwości Jego słów orzeka dwóch Świadków. Oczywiście w ten sposób Jezus doprowadza logikę faryzeuszów do absurdu. Czyż świadectwo Boga, który jest Dawcą Prawa, wymaga poparcia przez drugiego świadka? Zarzutem Jezusa nie jest więc postępowanie wedle legalistycznej sprawiedliwości, ale nieznajomość i kompletne niezrozumienie Tego, który Prawo ustanowił.
Wtorek, 08.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Lb 21, 4-9
Wywyższenie węża
Surowa kara zesłana na Izraelitów za mówienie przeciw Bogu i Mojżeszowi wydaje się w pełni zasłużona. Zapewne słysząc opowiadanie o szemraniu nikt z nas nie utożsamia się z niewiernym ludem, mniej lub bardziej świadomie go ganiąc. Przecież owi niewdzięcznicy otrzymywali co rano cudowny pokarm, Bóg zaspokajał ich codzienne potrzeby głodu i pragnienia. Przy bliższym zastanowieniu, reakcja wędrowców nie wydaje się jednak nadmiernie przesadzona. Cud cudem, choć nawet do cudowności człowiek w swojej zawiłej logice jest w stanie przywyknąć – ale przecież to, co nadprzyrodzone wydarzało się każdego ranka przez okrągłych 40 lat! Izraelici wedle przekazu Tory posilali się manną przez dziesięciolecia, dzień w dzień. Porzucając kwestię symbolicznej nośności owej liczby, czy rzeczywiście współczesny zabiegany człowiek byłby w stanie znieść bez narzekania podobną sytuację?
Bóg wedle narracji starotestamentowych prowadził swój lud żelazną ręką, tak jak tego potrzebowali Izraelici na ów moment swojej historii. Jedno jednak nie uległo zmianie – zarówno oni jak i my potrzebujemy wstawiania się za nami, aby dostrzegać cudowność, a w chwili próby, by nasz wzrok utkwiony był w znaku ocalenia, którym na pustyni stał się Wąż Miedziany, zgodnie z biblijną typologią stanowiący zapowiedź innego wywyższenia, dokonanego na krzyżu Chrystusa. Nie jesteśmy lepsi niż szemrzący lud, ale pomimo dotkliwego, a niekiedy śmiertelnego kąsania przez grzechy wciąż możemy przetrwać, ale tylko wpatrując się z wiarą w Ukrzyżowanego.
Psalm responsoryjny: Ps 102,2-3a i 3cd.16-17.18-19.20-21
Wywyższony pomiędzy opuszczonymi
Lament i wywyższanie Boga wydają się nieodłącznymi elementami psalmów. Psalm 102 jest doskonałym połączeniem obu wątków. Z jednej strony dostrzegamy podmiot liryczny, który w pierwszej strofie poszukuje pomocy Boga, w kolejnych wydaje się natomiast utożsamiać z tymi, którzy doznają niedoli; z drugiej strony autor maluje przed nami obraz Boga w całym Jego splendorze i majestacie, który z wysokości nieba promieniuje na opuszczonych. Psalmista odmalowuje spektakularny kontrast pomiędzy chwałą Boga, przed którym drżą poganie i królowie, a niedolą tych, których Wszechmocny wysłuchuje. To, co z pozoru sprzeczne, splata się w jedną całość – Bóg się umniejsza, by objawiać się wśród bezbronnych.
Ewangelia: J 8,21-30
Wywyższenie Syna Ojca
Mowa Jezusa skierowana do faryzeuszów jest tak wysoce duchowa i enigmatyczna, że bywa nawet uważana za gnostycką interpolację. Tymczasem jej treść jest ściśle związana z zapowiedziami Starego Testamentu, niewiernością ludu, karą i znakiem ocalenia. Choć niezrozumiany przez faryzeuszów, Jezus daje im pewien klucz i nadzieję, którą zapewne w większości odrzucą. Mistrz sugeruje nauczycielom Izraela, że są na rozdrożu, nakreśla przed nimi wizję śmierci w grzechu, tak jak śmierć ponieśli ci z Izraelitów, którzy nie skierowali wzroku ku wężowi odlanemu na rozkaz Mojżesza. Tym razem ocalenie wiąże się z jeszcze trudniejszą decyzją, ponieważ wymagałoby porzucenia faryzejskiego legalizmu, zmiany wizji Boga i wiary w Boskość Jezusa. Jezus podkreśla swoją jedność z Ojcem w sposób najbardziej kontrowersyjny z możliwych w uszach żydowskich nauczycieli – posługując się w odniesieniu do siebie objawionym Imieniem Jahwe (Wj 3,14). Mistrz stawia im poprzeczkę niezwykle wysoko, wymaga bowiem dokonania najważniejszej decyzji w ich życiu, porównywalnej z życiową rewolucją, jakiej faryzeusz Paweł doznał w drodze do Damaszku (Dz 9,1nn). Wizja dwóch dróg była im doskonale znana (Pwt 30,15-20), ale czy byli w stanie obrać właściwą z nich? Tego nie wiemy, ale my sami każdego dnia stajemy przed podobnym wyzwaniem, a może lepiej rzec – podobną szansą?
Środa, 09.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Dn 3, 14-20. 91-92. 95
Żar rozszalałego ognia
Choć historyczność wrzucenia żydowskich młodzieńców do rozpalonego siedmiokrotnie mocniej niż zwykle pieca bywa kwestionowana, nie sposób odmówić jej siły wyrazu, którą podkreśla nawet wspomniana symboliczna siódemka. Gdyby wierzyć chronologii księgi, wydarzenie miałoby mieć miejsce po roku 597 przed Chr., po pierwszej deportacji Żydów do Babilonu, w której wywiedziono z Judy również Szadraka, Meszaka i Abed-Nego, choć komentatorzy chętniej umieszczają je w kontekście hellenistycznym. Młodzieńcy, którzy szybko zaskarbili sobie przychylność babilońskiego króla, postanowili porzucić cały komfort miejskiego życia w obliczu jednej groźby – bałwochwalstwa. Co zaskakuje, dali królowi do zrozumienia, że nie ulegliby pokusie oddania czci posągowi człowieka, nawet gdyby Bóg postanowił ich nie ocalać. Ich niezachwiana wiara w słuszność własnego postępowania doprowadziła młodzieńców do najbardziej radykalnej decyzji – postawienia na szali własnego życia doczesnego, ponieważ wiedzieli, że niepodjęcie ryzyka groziłoby o wiele gorszym rodzajem śmierci. Ich radykalizm został nagrodzony anielską interwencją, zaś niezachwiana postawa wprawiła samego Nabuchodonozora w tak wielkie zdumienie, że nie śmiał już konkurować z Bogiem Izraela.
Psalm responsoryjny: Dn 3, 52-56
Żar szczerej modlitwy
Śpiew jest z pewnością jedną z najbardziej zaskakujących czynności, jaką wykonywać może człowiek w obliczu śmierci. Tymczasem okazuje się, że właśnie on niósł żołnierzy na placach boju czy męczenników na arenach świata, zdolny jest bowiem wyrazić, czy to rozjątrzyć, czy rozżarzyć wszystko – smutek, żal, miłość, odwagę, szczęście. Pieśń młodzieńców, którzy trawieni przez ogień powinni cierpieć katusze, z pewnością wywarł na widzach piorunujące wrażenie. Z ognia dochodziła bowiem nie pieśń skargi konających, ale wielki hymn pochwalny ku czci Boga, który ocala. Jej słowa musiałyby brzmieć w uszach Babilończyków zadziwiająco. Przecież wrzuceni do pieca ludzie dopiero co utracili swój dom, być może również swoją świątynię (o ile wydarzenie miało miejsce po 586 r.), cały swój kraj, a tymczasem wznosili hymn ku wszechmocnemu Bogu zasiadającemu w przybytku chwały, na tronie królestwa, ku Bogu, który zapewnia ciągłość trwania narodu. Jakże to możliwe? Tylko w obliczu niezachwianej pewności, że Bóg nie odstąpi od swojego przymierza i nagrodzi wierność tych, którzy Go wzywają.
Ewangelia: J 8,31-42
Żar odrzuconej miłości
Po polemice z faryzeuszami (J 8,21-29) przyszedł czas na niezwykłą dysputę z innymi Żydami. Jezus w wersji Janowej wydaje się stosować niemal sokratejską metodę majeutyczną (rodzenia prawdy). Choć nie zadaje pytań, jako wprawny nauczyciel punktuje stale niezrozumienie słuchaczy. Po pierwsze, Żydzi przekonani są co do własnej wewnętrznej wolności, ponieważ nigdy jako naród nie kłaniali się wobec innych imperiów i bóstw, tymczasem Jezus wykazuje im niezrozumienie ich sytuacji duchowej – są bowiem niewolnikami grzechu; po drugie, Żydzi twierdzą, że są potomstwem Abrahama, tymczasem Jezus dowodzi, że są dziećmi tego herosa wiary jedynie z ciała, ale już nie z ducha; po trzecie, łapiąc się ostatniej deski ratunku w niekorzystnej polemice, Żydzi powołują się na swoje Boże przysposobienie – jako naród wybrany są przecież dziećmi samego Stwórcy, tymczasem Jezus punktuje ich niekonsekwencję, nie można bowiem kochać Ojca nie kochając Syna. Z perspektywy żydowskiej słowa Jezusa mogły budzić wielkie kontrowersje, ale Jego cel był jeden – aby „otworzyły się im oczy i rozpoznali Go” (Łk 24,31)
Czwartek, 10.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Rdz 17, 3-9
Wieczne przymierze Abrahama z Bogiem
Posłuszny sługa, pełen wiary czciciel, Abraham słusznie uchodzi za ideał wyznawcy. Nie pisnął nawet słowem, gdy Bóg wyrwał go z miasta i skierował na tułaczkę w nieznane (Rdz 12,1). Nie protestował, gdy Najwyższy żądał od niego ponadludzkich wyborów (21,12). Nie polemizował, gdy jako starzec otrzymał obietnicę licznego potomstwa (17,5). Wiedział i nigdy nie stracił wiary w to, że słowo Boga jest mocne, decyzje ostateczne, a wierność bezgraniczna. Trudno wymarzyć sobie lepszych kontrahentów do zawarcia umowy na wieczność, nawet jeśli jeden z nich wychodzi z nieskończenie niższej pozycji – z perspektywy całej ludzkości wciąż trudno o doskonalszego. Co jest przedmiotem obietnicy Boga? Sprowadza się ona do trzech słów, które dają zdecydowanej większości ludzi poczucie spełnienia: rodzina, dom i życie. Bóg jednak nie obiecuje pięknych i zdrowych dzieci, ale potomków zdolnych do oddawania Mu czci; nie obiecuje ciepłego zapiecka, ale ziemię zdobytą na drodze konfliktów i przepłaconą krwią. Ostatecznie zapewnia o wieczności przymierza, a więc o życiu wykraczającym poza ludzką rachubę lat. Jak się to stanie? Abraham o to nie pyta, tylko przyjmuje z wiarą objawioną mu prawdę Bożej obietnicy.
Psalm responsoryjny: Ps 105,4-5.6-7.8-9
Dziedzictwo potomków Abrahama
Prawo dziedziczenia wydaje się całkiem naturalnym przywilejem. Co jednak uczynić, gdy dziedziczy się nie tylko dobra materialne, ale również obowiązki? Bóg jest nie tylko stroną przymierza, ale również Jego permanentnym gwarantem. Dlatego przymierze zawarte z Abrahamem w równym stopniu dotyczy współczesnych jego potomków. Wierność temu przymierzu potwierdzał Bóg wielokrotnie: ocalając ród Jakuba przed klęską głodu, wyprowadzając Hebrajczyków z niewoli egipskiej, a później babilońskiej, ustanawiając Paschę; poprzez namaszczenie królów, w budowach i odbudowach świątyni jerozolimskiej, a w końcu zsyłając swojego Syna. A co ze stroną ludzką? Stale zawodziła. Dopiero gdy pomyślimy o tej dysproporcji pomiędzy zobowiązanymi przymierzem stronami, możemy dojść do jednego wniosku – Bóg musi być nieskończenie miłosierny, skoro nie tylko nie odstąpił od umowy, ale postanowił ją odnowić, podpisując krwią Syna oraz rozszerzyć na całą ludzkość.
Ewangelia: J 8,51-59
Spełnienie obietnicy względem Abrahama
Niezrozumienie pomiędzy Jezusem a Żydami osiąga apogeum, zaś szczyt konfliktu wyznacza postać patriarchy Abrahama. Interlokutorzy Chrystusa w całym rozdziale 8 wielokrotnie dali wyraz swojemu niezrozumieniu, z Kim mają do czynienia. Przepaść zamiast zmniejszać się, stale się pogłębia. W jaki sposób? Po pierwsze, Jezus obiecuje życie wieczne tym, którzy przyjmą Jego naukę, tymczasem Żydzi nie potrafią wyjrzeć poza doczesność argumentując, że Abraham, który w Jezusie również osiągnął wieczność, umarł; po drugie, Jezus argumentuje o prawdziwości swoich słów, skoro tylko On zna prawdziwie Boga, nie może być kłamcą. Kłamstwem jest natomiast to, że Boga znają Żydzi – gdyby Go znali rozpoznaliby również Mesjasza; po trzecie wreszcie, Jezus daje jasno do zrozumienia, że Abraham żyje i ucieszył się na oczekiwane przyjście wyzwalającego Słowa, tymczasem wskazujący na Jego ziemski wiek Żydzi, wciąż nie wychodząc poza doczesność, nie dostrzegają, że mają do czynienia z Przedwiecznym. Jezusowi nie pozostało więc nic innego, jak ponowne ujawnienie własnej tożsamości wprost. Tym razem jednak Jego „Ja jestem” wzburza w słuchaczach krew, zamiast rozpalić ich ducha. Czy mamy do czynienia z fiaskiem? Oczywiście, że nie – wszak historia zbawienia musiała się wypełnić.
Piątek, 11.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Jr 20, 10-13
Jeremiasz na dnie rozpaczy
Trudno wyobrazić sobie los społecznie trudniejszy niż Jeremiasza. Nie chciał przyjąć misji prorockiej, ale Bóg go przemógł; nie chciał głosić konieczności niewoli, ale na tym polegała jego misja; z pewnością nie chciał mówić swoim, żeby podporządkowali się władzy babilońskiej, ale było to silniejsze od niego. Czym przepłacił swoje trudne powołanie? Samotnością, wrogością, społecznym wykluczeniem, pomówieniami o zdradę, prześladowaniami, więzieniem i groźbami. Nie miał nikogo, kto byłby mu oparciem, z wyjątkiem Boga, który go uwiódł (Jr 20,7). A jednak wciąż z dna rozpaczy był gotów wzywać do pieśni pochwalnej Panu, który powierzył mu tak niewdzięczne zadanie, zachęcając: „Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców” (20,13). Skąd czerpał swe siły, skoro sam nieczęsto doświadczał oczekiwanego ratunku? Stąd, że nie niósł swojego losu sam, ale zawsze z Bogiem. Czyż nie jest to najlepsze poświadczenie autentyczności misji Jeremiasza? Nie spektakularne znaki i wizje, ale właśnie pełne oddanie w ciemności życia, podsycanie nadziei w obliczu psychicznego i fizycznego udręczenia.
Psalm responsoryjny: Ps 18,2-3a.3b-4.5-6.7
Zwycięstwo nad niepokonywalnym
Niemal identyczny w swej treści Psalm wyśpiewał Dawid w 2 Sm 22,2-51 po licznych klęskach zadanych Filistynom. Co pieśń pochwalna po wielkich tryumfach robi pomiędzy tekstami o odrzuceniu – i Jeremiasza, i Jezusa? Przekazuje prawdę o tym, że Bóg jest z tymi, których posłał nawet w położeniu z ludzkiego punktu widzenia bez wyjścia. Wyobrażają je pęta Szeolu, do którego cień ludzki trafiał na wieki oraz sidła śmierci, która jest doświadczeniem ostatecznym i nieodwracalnym. Dawid przypisuje Bogu niezwykłe tytuły podkreślające Jego przemożną potęgę. Jest On wedle słów króla: Opoką, Skałą, Twierdzą, Tarczą, Mocą i Obroną. Wobec takiego zaplecza żaden z wrogów nie mógł i nie może się ostać, nawet ten, który wzbudza największe ludzkie obawy – przywołana już otchłań i prowadząca do niej śmierć.
Ewangelia: J 10,31-42
Konieczność Jeremiaszowych losów Mesjasza
Nieustanne starcia z Żydami w Ewangelii Janowej kończą się nie tylko pogłębieniem konfliktu, ale i groźbą uszczerbku na zdrowiu bądź pozbawienia życia. I choć Jezus doskonale wiedział, że czas Jego jeszcze nie nadszedł, borykać się musiał z ciągłymi zniewagami, oskarżeniami i groźbami, całkiem podobnie do proroka Jeremiasza. O ileż jednak inne jest Jego przesłanie niż treść proroctw najsmutniejszego z proroków. Wędrując po ziemi uzdrawiał, dawał nadzieję, nawet swoim agresywnym interlokutorom wskazywał drogi do ocalenia. W Jego nauce nie ma miejsca na beznadzieję, a całe związane z Odkupieniem cierpienie wziął ostatecznie na swoje tylko barki. To, że orędzie Jeremiasza spotkało się ze złym odbiorem, może wydawać się zrozumiałe. To, że przepełniona miłosierdziem i sprawiedliwością nauka Jezusa spotykała się z agresją, jest wręcz absurdalne. Ale z tą przewrotnością natury ludzkiej Bóg czyniący cuda i znaki boryka się przez cały stworzony swoją mocą czas trwania ludzkości. I wciąż ofiarowywać nam będzie pełnię nadziei. Jest to prawda sięgająca większego absurdu niż Jeremiaszowe wezwanie do zaniechania walki o wyzwolenie.
Sobota, 12.04.2025 r.
Pierwsze czytanie: Ez 37, 21-28
Odrodzenie zjednoczonego królestwa
Żydzi w swojej historii niedługo cieszyli się życiem pod rządami wspólnego króla. Dzieje tzw. zjednoczonego królestwa obejmują tylko rządy Saula, Dawida i Salomona. Po ostatnim z wymienionych monarchów kraj rozpadł się na Królestwo Izraela i Judy. To pierwsze zniknęło z map świata na zawsze w 722 r. przed Chr, drugie trwało dłużej, ale po odrodzeniu w V w. przed Chr. nigdy nie odzyskało autonomii. Prorocka wizja Ezechiela wydaje się zatem zaskakująca i nie do końca trafna. O ile bowiem słuszność miał, że Judejczycy powrócą do kraju z niewoli babilońskiej, repatrianci nie obwołali królem choćby Zorobabela z dynastii Dawidowej. Utworzyli natomiast ustrój teokratyczny z arcykapłanem Ezdraszem i namiestnikiem Nehemiaszem na czele. Słaba i zależna monarchia odrodziła się na moment w dynastii Hasmoneuszy, ponieważ herodiańską trudno nawet uznać za żydowską. Jak więc rozumieć proroka? Przenieść jego wizję z poziomu ziemskiego na kosmiczny. Słowa Ezechiela sięgają bowiem o wiele dalej niż do V czy II w. przed Chr., wypełnienie znajdują w Nowym Testamencie, erze Kościoła zakończonej paruzją Chrystusa i w niebieskiej Jeruzalem, gdzie Jego przybytek został ustanowiony na wieczność (Ez 37,26).
Psalm responsoryjny: Jr 31, 10-13
Boski porządek królestwa
Choć Księga Jeremiasza zdominowana została przez proroctwa przygnębiające i najczarniejsze scenariusze, również w niej znalazło się miejsce na tzw. Księgę Pociech (Jr 31-32). Czwarta z budzących nadzieję wyroczni ujęta została w formę hymnu, w którym prorok zapowiada wyzwolenie i zgromadzenie Izraela, którego wróg, choć silniejszy od narodu, nie jest mocniejszy od jego Boga. Pociecha, która przyjdzie na lud, będzie owocem bolesnego procesu pojednania, którym z historycznego punktu widzenia była oczyszczająca niewola, zaś z teologicznego – nawrócenie i zadośćuczynienie Bogu. Ostatecznie zapanuje radość znamionująca harmonię Boga z koroną Jego stworzenia, czyli z człowiekiem. Bóg wybawca (go’el) będzie jak pasterz czuwał nad swym stadem – ale już w sposób zupełnie jawny, choć w rzeczywistości nigdy go faktycznie nie porzucił, doświadczane przez nie zło czyniąc narzędziem wychowania i znakiem uszanowania wolnej woli gubiących się owiec.
Ewangelia: J 11,45-57
Król ujawniony
Sekwencja wydarzeń relacjonowanych przez ewangelistę Jana podkreśla absurd całego procesu, do którego zmierza spisana jego ręką (lub podyktowana przez niego) narracja. Jezus w wydarzeniu wskrzeszenia Łazarza ujawnia, że jest Panem życia i śmierci. Któż inny od Boga byłby w stanie przywrócić do życia zmarłego? Reakcja Sanhedrynu z arcykapłanami na czele powinna być jednoznaczna – Jezusa należy natychmiast obwołać królem, ponieważ dał świadectwo temu, że jest Świętym Boga. Tymczasem zamiast powyższego Kajfasz niczym uzurpator władzy sądowniczej staje w roli vox populi, ale już z pewnością nie Dei i wypowiada bluźniercze, ale i prorocze słowa będące kwintesencją misji Mesjasza: „lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niżby miał zginąć cały naród” (J 11,50). Śmierć Chrystusa była nieunikniona, natomiast zgrozę budzi fakt, że wyrok śmierci wychodzi z ust tego, który powinien zaśpiewać radosne Alleluja na widok swojego Króla i Pana. Jego „wy nic nie rozumiecie” jest kwintesencją wielokrotnie ukazywanego przez Jana motywu nieporozumienia i niezrozumienia Jezusa pośród Żydów. Króla czeka więc koronacja, ale koroną uwitą z cierni i budzący zgrozę tron zbity z solidnego drewna na wzgórzu Golgoty.