Komentarze do czytań mszalnych – XXX tydzień zwykły | od 28 października do 3 listopada 2018 r. – Patrycja Partyka

[dzien 1]

Niedziela, 28.10.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: Jr 31, 7-9

„Pan zbawia swój lud (…)” – cóż za ulga, że my tego nie musimy czynić! Od Boga otrzymaliśmy zapewnienie pomyślności. Poznajemy Go jako Kogoś, Kto wiedzie ludzi prostą drogą, by mogli dostąpić zbawienia. Zbawienia jako darmowego daru od Stwórcy. Niczym sobie na ten dar nie zasłużyliśmy, a On wcale nie musiał nam go dać, wyjść na przeciw. Jednak Bóg jest Miłosierny i wie, jaki jest człowiek. Zna nas, więc lituje się nad naszą nędzą. Jeremiasz, już w łonie matki wybrany przez Boga na proroka, ma piętnować niewierność ludu i bezprawie królów. Jego imię po hebrajsku oznacza Jahwe wywyższa lub niech Jahwe podniesie. Jeremiasz, który bardzo przeżywał wszystkie niedole swojego narodu, walczył z bałwochwalstwem, którego dopuszczali się Izraelici. Pomimo swego imienia, które stanowi tożsamość każdego człowieka – był rozczarowany misją i swoimi bezskutecznymi działaniami. Zanim go jednak osądzimy, musimy pamiętać o tym, że Jeremiasz pochodził z bardzo zamożnej rodziny, w której niczego mu nie brakowało. Znalazł się pośród ludzi, którzy nie pielęgnowali tradycji religijnych w taki sposób, jak jego nauczono. I musiał szybko dostosować się do nowych warunków, by wypełniać misję. Ale zamiarem Boga, nie było to, by Jeremiasz osiągnął pełny sukces jako prorok, ale by GŁOSIŁ! A miał głosić, że droga do Boga jest zawsze otwarta dla człowieka i tylko od niego samego zależy, czy zechce powrócić do Stwórcy. Bóg w swej dobroci będzie zawsze chciał ocalić każdego grzesznika i dać każdemu nowe życie. Już tutaj na ziemi nawrócony grzesznik może opływać w dobra nie tylko materialne, ale i duchowe. Bowiem Bóg każdego dnia, wiedzie swój lud na nowo do ziemi przygotowanej dla nich. Nikogo nie pomija i nie zostawia, by dalej tkwił w grzechu. Jeśli tylko człowiek zechce swe serce nawrócić do Boga – to On go podźwignie z upadku. Bo dał taką obietnicę. I chociaż czasami się ociągamy, by Mu zaufać i dać się ponieść przez Niego, to warto poddać się Jego sile, gdyż nasz Bóg jest Miłością.

Psalm responsoryjny: Ps 126, 1b-2b. 2c-3. 4-5. 6

„Gdy Pan odmienił los (…)” – rzadko na dłużej pozostajemy wdzięczni za okazane nam dobro. Wydaje nam się, że tak dobrze będzie zawsze i że nam się to wszystko należy. Nie dziękujemy drugiej osobie za to, że pomyślała o nas i poświęciła nam swój czas. Nie mówiąc już o wyrażaniu jej wdzięczności. Jeśli nie umiemy dziękować człowiekowi, którego widzimy i przebywamy z nim na co dzień – to jak zatem dziękujemy Bogu?

Drugie czytanie: Hbr 5, 1-6

„Potrafi on współczuć tym, którzy błądzą nieświadomie, gdyż i sam podlega słabości”. To pochylanie się nad ludzką biedą ze strony duchownych, powinno zatoczyć szersze kręgi niż tylko wokół miejsc ich zamieszkania i wspólnot, w których żyją. Zainteresowanie się osobami mieszkającymi w danej parafii stanowi dla wiernych wyraźny sygnał, że coś się zmieniło w postrzeganiu osób świeckich. Spojrzenie na grzesznika, który nieświadomie błądzi i szuka drogi wyjścia, i wstawianie się za nim u Boga daje podstawę do życia we wspólnocie. Każdy bowiem z nas jest śmiertelnikiem, który podlega grzechowi pierworodnemu i nikt nie jest wolny od słabości. Zatem szczególna uwaga należy się tym wszystkim, którzy są jeszcze maluczcy w wierze, by mogli poznać Boga w Kościele jako kogoś, kto jest Bezinteresowną Dobrocią.

Ewangelia: Mk 10, 46b-52

„Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” – Jezus uzdrawia. To nie charyzmatyk ma moc. To Jezus ma moc uzdrowić nasze życie! Tylko On. Zatrzymywanie się jedynie na uzdrowieniu – nie daje nam możliwości do pełnego skorzystania z dóbr, jakie chce nam dać Chrystus. Tylko poprzez zbliżenie się do Niego duchowo, jesteśmy w stanie na trwałe przyjąć uzdrowienie, nawrócenie i być w pełni sobą. Nasze gesty mają iść w parze z tym, jacy jesteśmy wewnętrznie. Dlatego porzućmy na zawsze złudną nadzieję, że to wszystko otrzymamy od człowieka. Zacznijmy budować pomost pomiędzy sobą a Bogiem. I nawet wtedy, gdy nie jesteśmy wysłuchiwani przez Niego – trwajmy przy Nim. To najlepsze wyznanie wiary, jakie możemy dać! Weźmy dzisiaj przykład z Bartymeusza i jego niezachwianej pewności w to, że to Jezus ma moc nas uwolnić, więc krzyczmy dzisiaj do Niego: „(…) żebym przejrzał!”

 

[dzien 2]

Poniedziałek, 29.10.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: Ef 4, 32-5, 8

„Niech was nikt nie zwodzi pustym gadaniem (…)” – ileż to razy „złapaliśmy się” na ludzi o kwiecistym języku? Pięknie wysławiających się, znających Prawo i proroków, ale za ich „gadaniem” – nigdy nic nie stało… Jedynie pustka i czarna przepaść. Jednak dawaliśmy im posłuch, tak jakbyśmy nie wierzyli w to: że jesteśmy dziećmi Światłości i tylko w niej powinniśmy chodzić. Chodziliśmy jednak za ich radami, ponieważ tak naprawdę – nie byliśmy uczniami Jezusa. Z opieszałości woleliśmy iść za ich słowem, zamiast za Słowem Boga. Zaniedbywanie prawdziwej więzi z Jezusem może skutkować zawierzeniem się jedynie drugiemu człowiekowi, a to nie daje gwarancji życia wiecznego, o które powinniśmy starać się najbardziej. Dzisiaj dostajemy konkretne ostrzeżenie: uważajcie na takich ludzi i nie chciejcie z nimi nawet przebywać! Nie jest ich trudno rozpoznać: wystają na każdym rogu ulicy i głośno oznajmiają swoją obecność; każde zwrócenie im uwagi, że oddalają się od nauki Jezusa, traktują jako atak; pośród siebie mają „wiernych”, którzy w każdej chwili potrafią ruszyć, by ich bronić, nawet za cenę sprowadzenia drugiego człowieka na złą drogę. Uważajmy na takich! Tylko Jezus ma Słowa życia wiecznego. I tylko do Niego kierować powinniśmy nasze uwielbienie i cześć. Każdy człowiek, który chce być Jego uczniem, powinien być transparentny: przez jego posługę powinniśmy widzieć Boga.

 

Psalm responsoryjny: Ps 1, 1-2. 3. 4 i 6

„ (…) lecz upodobał sobie w Prawie Pana (…)” – czy kiedykolwiek, ktoś z nas zastanawiał się nad tym, dlaczego Bóg podał nam do przestrzegania 10 przykazań? I dlaczego są w takiej, a nie innej kolejności? Czy te nakazy chronią nas, czy jednak ograniczają nam życie? Nauczyliśmy się ich, przystępując do Pierwszej Komunii Świętej i nie sądzę, by wielu spośród czytających dzisiaj te słowa, zastanawiało się dlaczego te, a nie inne wskazówki, Bóg tak bardzo chciał wyróżnić – by stały się one dla nas drogowskazem na dobre życie. Przecież one Bogu nie są do niczego potrzebne, a jednak Bóg kieruje nasz wzrok na Dekalog. Księga Psalmów rozpoczyna się właśnie od zwrócenia naszej uwagi na przestrzeganie Prawa. Jeśli to takie ważne, to zastanówmy się dzisiaj nad sensem każdego z przykazań.

 

Ewangelia: Łk 13, 10-17

Łukasz przedstawia niemoc kobiety jako działanie złego ducha. Było to zresztą zgodne z ówczesnymi wierzeniami i przekonaniami ludzi, którzy wtedy żyli. To co dla nas w tym fragmencie jest ważne, to chęć działania, jaką wykazuje Jezus. Nie obsypuje pokrzywdzonej radami, które mogłyby być dla niej niejasne – ale realnie wkracza w jej życie i POMAGA. Nie zostawia jej z chorobą i odchodzi, mówiąc: tak ma być! To ważne dla nas, byśmy pomagali drugiej osobie nie tylko poprzez towarzyszenie jej dobrym słowem. Być może ktoś potrzebuje obecnie pracy, kontaktu do dobrego lekarza, pomocy przy zakupach czy chociażby w pracach domowych. Jezus dodał godności tej kobiecie, zauważył ją. I my czyńmy wobec innych podobnie.

 

[dzien 3]

Wtorek, 30.10.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: Ef 5, 21-33

„Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej”… Prawdziwa i dojrzała miłość charakteryzuje się zawsze oddaniem swojego życia drugiemu człowiekowi na służbę, by ta druga strona mogła poznać Stwórcę jako dobrego Ojca. Miłość między dwojgiem ludzi nie ma nic wspólnego z pożądaniem czy niesamowitymi uniesieniami. Jeśli się pojawia, to przychodzi cicho i bez rozgłosu. Nasze jednak wyobrażenia daleko odbiegają od jej prawdziwej natury: chemiczne reakcje, które zachodzą w człowieku, gdy spotyka drugą osobę – zaczynają przysłaniać mu cały jego świat. Przestaje wtedy myśleć logicznie i daje się porwać uczuciom. Potem, gdy chemia powoli ustępuje miejsca zdrowemu rozsądkowi, pojawiają się pytania: Kto to tak naprawdę jest? Kim jest ta osoba, która stoi przy mnie? Dlaczego się pobraliśmy? Rozliczne poradniki i kolorowe magazyny jeszcze nas utwierdzają w błędnym przekonaniu, że mamy czuć nieprawdopodobne doznania, które będą zalewać nasze serce – albo ta relacja nie jest nic warta. Ale gdyby tak było – gdyby miłość opierała się jedynie na doznaniach – to Bóg by nam o tym z całą pewnością powiedział. Jednak On używa zupełnie innego języka do opisania prawdziwej miłości: dbać, szanować, troszczyć się, służyć, ofiarować, otworzyć się, kochać. Małżonkowie są ze sobą i dla siebie. Bezwarunkowo trwają przy sobie, równocześnie nie raniąc i nie krzywdząc drugiego. Jeden drugiemu jest opoką, a nie zawadą. I to wszystko może mieć miejsce, jeśli od początku małżeństwo zostanie oparte na Jezusie. Jeśli Go zaprosimy do związku – wtedy On będzie nam błogosławił i pomagał. Ponieważ związek dwojga ludzi to nie jest wypadkowa jedynie powodzenia i radości, ale bycia ze sobą na dobre i złe. Z równoczesnym wzrastaniem w wierze. To mąż, napełniony Duchem Świętym, wspiera żonę i chce, by ona coraz bardziej przybliżała się do Boga. Żona natomiast w pełni ufa swemu mężowi, że chce dobra dla niej i ich potomstwa. Nikt z nikim nie rywalizuje, małżonkowie się uzupełniają i cieszą, gdy ta druga strona jest blisko.

 

Psalm responsoryjny: Ps 128, 1b-2. 3. 4-5

„ (…) oddaje cześć Panu (…)” – szczęście każdego kraju zaczyna się w rodzinie. W tej najmniejszej komórce, w której każdy z nas jest formowany. To tutaj uczymy się życia w społeczeństwie. Od tego, w jaki sposób zostanie w nas zaszczepiona miłość do drugiego człowieka, zależy, jak będziemy ją odwzajemnić w każdym miejscu, w którym będziemy przebywać. I chociaż naszym rodzinom brakuje dużo do doskonałości, jednak starajmy się nauczyć od każdego członka rodziny jak najwięcej dobrych rzeczy. W każde niedoskonałości i zakłamania – wpuszczajmy Boga, by uświęcał chore miejsca swoją obecnością. Przyzywajmy Jego imienia nad tym wszystkim, w czym nasze rodziny niedomagają.

 

Ewangelia: Łk 13, 18-21

„ (…) wziął pewien człowiek i zasiał w swoim ogrodzie” – z każdym Słowem pochodzącym od Boga powinniśmy tak czynić: zachowywać je w swoim sercu i rozważać. Wbrew pozorom nie potrzeba na to aż tak wiele czasu. Wystarczy rozmyślać o przeczytanym czy też usłyszanym fragmencie Ewangelii w drodze do pracy czy szkoły. Podczas spaceru, myciu naczyń czy sprzątaniu. Nie stawiajmy Słowu przeszkody, gdy chce do nas trafić. Na wszystko znajdziemy czas i nic nam nie umknie z codziennych obowiązków. W każdym fragmencie Pisma Świętego znajdzie się takie słowo, które trafi w to miejsce naszego życia, które wymaga nawrócenia czy też uzdrowienia. Spróbujmy od dzisiaj podążać drogą lectio divina i wyróbmy w sobie nawyk codziennego czytania Pism Świętego.

 

[dzien 4]

 

Środa, 31.10.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: Ef 6, 1-9

Zdrowa relacja powinna być zawsze budowana na przykazaniach, które zostawił nam Bóg. Tylko one są jasnym drogowskazem w postępowaniu. To dzięki nim możemy funkcjonować i uniknąć zniewolenia przez grzech. Przykazania nie są jedynie zbiorem zasad, z których możemy wybrać sobie tylko te, które nam obecnie pasują. Przykazania są nam dane po to, by żyć w pokoju i szczęściu. Nawet jeśli je postrzegamy jako uciążliwe – one takimi nie są. Stosując je w naszym życiu – zyskujemy wolność i zaczynamy dostrzegać drugiego człowieka jako kogoś, kto nie jest dany nam tylko po to, by zaspokoić nasze potrzeby. Widzimy go jako kogoś, kto jest nam dany na tę ziemską drogę jako dar. I dzieci, i rodzice, gdy zaczynają wzrastać z Bogiem i słuchać Jego przykazań – nie tracą nic ze swojej ludzkiej natury. Zyskują natomiast pewność, że to co czynią – Bogu się podoba. Wsparcie powinno wypływać z miłości i poprzez Chrystusa powinno trafiać do dzieci. Dlaczego? Ponieważ potomstwo nie należy do rodziców, ale do Boga. Zatem nigdy nie powinno być traktowane przez rodziców jako zabezpieczenie na starość, tudzież gwarant ich zadowolenia. Wychowywanie dzieci zawsze ma się odbywać w duchu chrześcijańskim. Rodzice natomiast powinni być otoczeni szacunkiem ze strony dzieci, gdyż są dla nich obrazem Boga. Wzajemne poszanowanie granic z uwzględnieniem potrzeb drugiego i współpraca z łaską Bożą – stanowią fundament w życiu rodzinnym. Uzupełniając się wzajemnie w rodzinie – wzrastamy. Ponieważ nie przyszliśmy na świat tylko po to, by się męczyć. Przyszliśmy na świat w konkretnej rodzinie po to, by się rozwijać i nauczyć się wszystkiego, czego potrzebujemy do życia w godności dziedzica Boga; mamy stać się samodzielnymi i odpowiedzialnymi za swoje czyny ludźmi.

 

Psalm responsoryjny: Ps 145, 10-11. 12-13. 14 i 17

„ Wierny jest Bóg w swoich słowach (…)” – zupełnie inaczej niż my… To, co obieca – spełnia. Nie cofa się przed przymierzem, jakie zawarł z każdym z nas. Nikt nie jest przez Niego dyskredytowany czy odsuwany. Tylko grzechem się brzydzi i od niego chce nas za wszelką cenę uwolnić. Bóg, będąc we wszystkim przez nas uwielbionym, staje się rzeczywistością, w której się poruszamy. Jeśli jednak zaczynamy zostawiać dla siebie, i tylko dla siebie, jakieś przestrzenie naszego życia – On nie może skutecznie w nich działać. Wtedy pojawia się grzech, który staje się dla nas przeszkodą do pełnego zjednoczenia się ze Stwórcą. To, co dzisiaj powinniśmy zrobić, to zadać sobie pytanie i na nie odpowiedzieć: dlaczego ja nie jestem wierny Bogu?

Ewangelia: Łk 13, 22-30

„Starajcie się wejść przez ciasną bramę (…). Autostrada, a na niej pędzące samochody. Wygodnie i szybko do celu – o wiele krócej niż krajowymi drogami, które często stanowią obraz naszego kraju, nie taki jakbyśmy chcieli. Któż zatem wybrałby połatane dróżki wśród pól i lasów zamiast pięknej i szerokiej drogi, na której można mknąć z zawrotną prędkością? Te drogi pośród pól i lasów wybierają koneserzy, którym się nie spieszy, którzy mogą się zatrzymać i delektować pięknymi widokami. Oni zmierzają powoli do celu. Niekoniecznie ze wszystkimi i pospiesznie. I dzisiaj Jezus pokazuje nam wejście do królestwa niebieskiego: ciasne, którym trzeba się wręcz przecisnąć; powalczyć o nie jak w zawodach sportowych. Wymaga to wysiłku ze strony człowieka. To takie przejście, które niestety niewielu wybiera, ponieważ myślą, że nie zdołają przez nie wejść. Zapominają jednak, że o wiele wcześniej wszedł przez nie Chrystus.

 

[dzien 5] Czwartek, 1.11.2018 r., uroczystość Wszystkich Świętych

 

Pierwsze czytanie: Ap 7, 2-4. 9-14

„Ujrzałem (…)” – autor tego fragmentu staje w Obecności Boga. Dostrzegł on zbawionych, gdyż był uważny. Patrzy na rzesze ludzi zmierzających ku chwale Boga. To są ci, którzy uwierzyli Słowu i poszli za Nim. To są ci wszyscy, którzy nie pokładali ufności w sobie. To są wreszcie ci ludzie, którzy po wielkim ucisku, jakiego doświadczyli na ziemi, mogą teraz wspólnie cieszyć się Miłością. Postanowili zawierzyć swe życie Bogu i spróbowali żyć według Jego wskazówek. Nie potraktowali Boga jako Kogoś, kto jedynie nakazuje i uciska człowieka, ale otworzyli się na Niego samego i chcieli Go poznać. Pomimo różnych doświadczeń, charakterów, środowisk, w których przyszło im żyć tutaj na ziemi, wielbili Boga za wszystko, co ich spotkało. Widzieli bowiem w tym, co im się przydarza, jakiś głębszy sens. I my też możemy duchowo przejrzeć na oczy i zacząć dostrzegać to wszystko, co dzieje się wokół nas, jako możliwość do nawrócenia się. Potraktować każde doświadczenie jako dobro, dzięki któremu możemy dojść do doskonałości. Musimy bowiem zdać sobie sprawę z tego, że po śmierci nie następuje jakaś nasza magiczna przemiana. Po tej drugiej stronie będziemy dokładnie tacy sami, jacy jesteśmy teraz. Jeśli nasza przemiana serca nie nastąpi w czasie danym nam na ziemi – nie stanie się to automatycznie w chwili, gdy staniemy przed obliczem Boga. Tam jedynie poznamy siebie w Jego świetle i dostrzeżemy to wszystko, czego nie załatwiliśmy, będąc w drodze. Dlatego zawsze wtedy, gdy tracimy czas i nie chcemy przebaczyć sobie i drugiemu człowiekowi, czy wtedy, gdy potykamy się o te same grzechy – przywołajmy ten obraz przed oczy: my razem ze Świętymi zmierzający przed tron Boga z palmami w ręku. To nie jest jakaś bajka, dana nam przez Boga, byśmy nie zmarnowali ziemskiego życia. To jest rzeczywistość! I to nie taka znowu odległa, jak się nam wydaje.

 

Psalm responsoryjny: Ps 24,1-6

„On sam (…)” – wystarczy. Czy jesteśmy już na takim etapie naszego życia, że mając perspektywę Nieba, nie boimy się teraźniejszości? Pewność oglądania Boga twarzą w twarz po śmierci, powinna stanowić dla nas jasną perspektywę dobrego działania teraz. Święci mieli doświadczenie Nieba już tutaj. Nie czekali na nie. Mieli je w sobie…

 

Drugie czytanie: 1 J 3,1-3

„ Świat nas nie zna, ponieważ nie poznał Jego”.- gdyby każdy wierzący w Jezusa Chrystusa był Jego prawdziwym przyjacielem – tłumy by za nim szły. Tak opowiadałby o swoim Bogu, jedynym Zbawicielu, że wszyscy chcieliby go słuchać i też zapragnęliby poznać Mistrza, i nic by ich nie powstrzymało. Nie miejmy zatem pretensji o to, że chrześcijanie są pomijani i traktowani jako osoby wierzące w bajki. A może dzieje się tak właśnie dlatego, że nie znamy Jezusa? Że nie mieliśmy doświadczenia przebywania razem z Nim? Bo czy słyszymy jakiekolwiek zarzuty pod adresem naszej np. rodziny? Nie, ponieważ z takim przekonaniem opowiadamy o swoich najbliższych, że nikomu nawet do głowy nie przyjdzie zakwestionowanie tego, że oni istnieją. Aby świat zaczął nas poważnie traktować – sami tak zacznijmy traktować Jezusa.

 

Ewangelia: Mt 5,1-12a

„ Cieszcie się i radujcie (…)” – tak Jezus podsumowuje to wszystko, co nas spotyka w życiu. Wszystko bowiem ma nas przybliżać do Boga. Każde cierpienie, prześladowanie, głód czy udręka stanowić ma dla nas cenną lekcję, którą mamy odrobić. I żeby sprawa była jasna: np. nędza materialna nie jest czymś dobrym, ale jeśli przyjmiemy ją, ufając w Opatrzność Bożą – może stać się dla nas katapultą, która wyrzuci nas dalej, niż możemy przypuszczać. Innymi słowy: zaskoczy nas wzrost duchowy. Może się tak stać, gdy we wszystkim dostrzeżemy okazję do rozwoju, do zdobywania samodzielności. Podczas naszego ziemskiego pielgrzymowania dokonuje się nasze nawrócenie. Tu i teraz! Nie poprzez magiczne formuły, ale poprzez zwykłe, codzienne życie. Błogosławiony, czyli szczęśliwy jest ten, kto we wszystkim potrafi dostrzec okazje, a nie jedynie problemy.

 

[dzien 6]

Piątek, 2.11.2018 r., wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych

 

Pierwsze czytanie: Hi 19,1.23-27a

„ Ja wiem, że mój Obrońca żyje!” – zobaczmy, jak mocne jest osobiste doświadczenie Boga! Nie do podważenia jest bowiem to, czego sami doświadczyliśmy. Hiob skarży się na swój ciężki los, ale nie traci nadziei. On ma pewność, że któregoś dnia ujrzy Boga, czyli zmartwychwstanie mocą Najwyższego. Jego przekonanie jest budujące dla każdego z nas.

Pozostawiony sam sobie, Hiob, zaczyna pokładać nadzieję jedynie w Bogu. Nie czeka, aż jego przyjaciele przyjdą mu z pomocą. Dzisiaj wspominamy wszystkich wiernych zmarłych, którzy być może już widzą Boga i mogą odpocząć w cieniu Jego skrzydeł.

lub 1 Kor 15, 20-24a. 25-28

„Chrystus jednak zmartwychwstał (…)” – czy i my za św. Pawłem możemy tak powiedzieć w obecności innych osób? Nikt z nas nie widział Chrystusa, gdy On chodził ponad dwa tysiące lat temu po ziemi razem z Dwunastoma; nie żyliśmy w czasach, gdy On nauczał, nie chodziliśmy razem z Nim, więc czy dzisiaj mamy w sobie takie przekonanie jak św. Paweł? Ogromna wiara i ufność św. Pawła powinna nam, katolikom, dodawać odwagi. Paweł wierzył we wszystko, co usłyszał o Jezusie. Wprowadzał w czyn Jego słowa. Głosił Ewangelię, chociaż mógł tego nie robić, bo każdy z ówcześnie żyjących miał wobec niego mocny argument: przecież ty nie byłeś Jego uczniem! Zdołał jednak połączyć to wszystko, co wyczytał w Prawie, z tym, co dokonało się na Krzyżu. I uwierzył. Wiara Pawła jest dla nas niezbitym argumentem, że to wszystko, co jest napisanie w Piśmie Świętym – jest prawdą! Nie bajką z zamierzchłej przeszłości, by jedynie dać złudną nadzieję, gdy jest nam ciężko. Ale jest to Słowo, które stało się Ciałem Jezusa i ma moc. Nawet dzisiaj! Dlatego każdy w Jego Imię może uzdrawiać i być uzdrowionym; każdy w Jego Imię może głosić Ewangelię; każdy w Jego Imię może uzyskać życie już tutaj na ziemi, które jest życiem godnym dziecka Króla! Św. Paweł doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że należy wszystkim mówić o Jezusie, gdyż to przez Niego dokonało się nasze zbawienie. Mówił bez obaw do ludzi i chciał, by każdy (tak jak i on) mógł dostąpić zmartwychwstania w Chrystusie. Chciał, aby Bóg stał się nam bliższy za sprawą Syna, który do końca nas umiłował. I chociaż słyszeliśmy to już wiele razy w swoim życiu, dzisiaj zechciejmy te słowa przyjąć do swojego serca: „Chrystus jednak zmartwychwstał!”

 

Psalm responsoryjny: Ps 27,1.4.7 i 8b i 9a.13-14

„ (…) abym przebywał w domu Pana (…)” – takie pragnienie pobrzmiewa dzisiaj z ust każdego katolika. To właśnie to pragnienie powinno nas napędzać i dodawać siły każdego dnia. Bez lęku i obaw powinniśmy wstawać co rano i ruszać w świat z Dobrą Nowiną. Nie jako naiwni marzyciele, ale osoby pewne tego, że kiedyś spotkamy się w Domu Ojca jako Jego umiłowane dzieci.

 

Ewangelia: Łk 23,44-46.50.52-53;24,1-6a

„ Nie ma Go tu!” Dlaczego nie szukamy Jezusa w naszym życiu? Dlaczego ciągle nam się wydaje, że inni są bliżej Niego niż my? Przecież ci wybrani kiedyś też byli na początku drogi prowadzącej do Jezusa i do zrozumienia Jego nauki. Też kiedyś stawiali pierwsze kroki na drodze wiary. Nie oglądali się jednak na inne osoby, ale postanowili, że sami chcą poznać Tego, który Zmartwychwstał. Ważne bowiem jest to, by mieć doświadczenie i żywą relację z daną osobą. Nie tylko znać ją z książek czy opowieści innych. Bo to jest troszkę tak, jakbyśmy zapytani o członków naszych rodzin, nie potrafili nic o nich powiedzieć. Pomyślmy o tym.

 

[dzien 7]

Sobota, 3.11.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: Flp 1, 18b-26

„Dla mnie bowiem życie to Chrystus (…)” – św. Paweł przebywając w więzieniu, skąd napisał te słowa, był świadom tego, że lepiej by było dla wspólnoty, gdyby pozostał pośród nich, aby dalej głosić Dobrą Nowinę. Choć chciał już przebywać razem ze swoim Mistrzem, wiedział, że jego praca nie została jeszcze ukończona. Ci malutcy w wierze, bardziej potrzebowali go żywego niż męczennika. Św. Paweł był przekonany do tego, co powinien zrobić. Tak jak Chrystus podczas ziemskiego życia, który nie dał się zastraszyć ani przedwcześnie zabić; tak Paweł podjął działanie, by uniknąć śmierci, bo nie nadeszła jeszcze jego godzina. Jezus cały czas panował nad sytuacją i wiedział, kiedy się usunąć, by nie zostać strąconym ze skały. Jego „uczeń”, św. Paweł, poszedł w Jego ślady. Miał jasno sprecyzowany plan i go realizował. Nie chciał być męczennikiem, by lepiej wyglądała jego biografia. Ale chciał pozostać przy życiu i dalej głosić Chrystusa zmartwychwstałego. To on sam dokonał wyboru. Żaden anioł czy wspólnota chrześcijan nie przyszli mu z pomocą i nie zadecydowali za niego. Rozum, który otrzymał od Boga, był mu drogowskazem. Potrafił z niego skorzystać i podjąć słuszną decyzję w tej konkretniej chwili. Wybrał nie to, czego on chciał, ale to, co było lepsze dla wspólnoty. Nie wiedział, jak potoczą się wydarzenia, kiedy zdecydował się dalej nieść innym Ewangelię. Radował się, znajdując się w sytuacji, którą każdy z nas określiłby mianem beznadziejnej. I w tak trudnych warunkach, jego umysł nie został zaślepiony przez chęć jak najszybszego zakończenia cierpienia; św. Paweł zdecydował się na walkę. Nie zanegował już wykonanej przez siebie pracy, czy też zamierzeń Boga wobec niego, ale działał POMIMO. Taką właśnie moc ma Słowo Boga: daje światło, radość podczas trudności, pokazuje drogę wyjścia.

 

Psalm responsoryjny: Ps 42, 2-3. 5

„Jestem spragniony Boga żywego!” – On żyje, ale czy my jesteśmy w stanie powiedzieć to samo o sobie? Szukając Jego samego, nie zapominajmy o tym, że On jest Duchem. Zatem musimy poruszać się nie tylko w świecie materialnym, ale i duchowym, a czasami na ich pograniczu. Nie szukać Go tam, gdzie myślimy, że może On przebywać. Szukajmy Go w Jego Słowie; szukajmy Go w nas samych; szukajmy Go na modlitwie, w ciszy. Tym, którzy Go szukają, z pewnością daje się odnaleźć. Ale zacznijmy Go wreszcie szukać…

 

Ewangelia: Łk 14, 1. 7-11

Często spotykamy się z niesprawiedliwą oceną naszej pracy i podejmowanych wysiłków. Jesteśmy pomijani w awansach; stoimy z boku w nadziei, że ktoś nas zauważy i doceni. Lecz tak się nie dzieje. Często ci, którzy są najgłośniejsi i najwięcej mówią o sobie i o swojej pracy – stają do orderów. U Boga jest inaczej. On widzi i docenia każdy nasz trud. Chce, byśmy wiedzieli, że nie to, co widoczne, jest najważniejsze – ale nasze ukryte intencje. Jak zatem pogodzić w życiu to, o czym mówi dzisiaj do nas Jezus? Jak nie być pysznym i równocześnie nie dawać się cały czas spychać z drogi innym uczestnikom ruchu? Bardzo prosto: jeśli nie wiesz co robić – patrz na Jezusa. Czy i on dawał sobą pomiatać za każdym razem, gdy uczeni w Piśmie czy faryzeusze chcieli pomniejszyć Jego godność? Nie! Poprzez ten fragment Jezus chce nam powiedzieć o tym, że nie może mieć miejsca w naszym życiu pogarda dla samego siebie czy ośmieszanie się w oczach innych, gdy zajmujemy to ostatnie miejsce w szeregu. Walczmy o siebie i swoje sprawy, nie poniżając innych – o to chodzi Jezusowi!