[dzien 1]
Niedziela, 2.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: Ml 3,1-4
W kościołach katolickich podczas każdej Mszy świętej zgromadzeni wyznają wiarę w chwalebny powrót Chrystusa. Dziś słyszymy zapewnienie, że w jakimś nagłym a nieprzewidzianym momencie Pan rzeczywiście „przybędzie do swej świątyni”. Jakie uczucia budzi w nas ta perspektywa?
Prorok Malachiasz dobrze zdawał sobie sprawę z nadużyć, jakie miały miejsce w świątyni Pańskiej. Wytykał kapłanom i ludowi, że ich szacunek do Boga jest mniejszy niż do ziemskich władców, że lekceważą Jego przykazania i niedbale składają ofiary. Pytał, jak zamierzają się ostać w dniu Jego przyjścia. Jednak Bóg, którego zapowiada prorok, nie jest Bogiem odwetu. Nie niszczy, lecz oczyszcza i wydobywa dobro. Na koniec kult Boży odzyskuje swoje pierwotne piękno, przywraca łączność z Bogiem, za którą lud podświadomie tęsknił.
Przywykliśmy do tego, że Bóg jest miłosierny i wyobrażamy sobie czasem, że przymyka oczy na nasze zło. On czyni jednak coś o wiele lepszego. Niestrudzenie, jak złotnik przetapiający rudę, szuka w nas dobra, o którym wie, że w nas jest, bo przecież stworzył nas na swój własny obraz. Miłosierdzie nie polega na zarzuceniu zasłony na nasz brud, ale na tym, że oczyszczeni przez Boga mamy szansę na to, czego nigdy nie dokonalibyśmy sami – na to, by stanąć przed Nim tacy, jacy pierwotnie wyszliśmy spod Jego ręki.
Psalm responsoryjny: Ps 24,7-8.9-10
Psalm opisujący wejście Pana do świątyni był hymnem liturgicznym śpiewanym przez pielgrzymów wchodzących do Jerozolimy. Jako chrześcijanie śpiewamy go na cześć Chrystusa Króla, który po swoim Wcieleniu, Męce i Zmartwychwstaniu jako pierwszy z ludzi uroczyście wchodzi do niebieskiej Jerozolimy – do świątyni nieba, gdzie zasiądzie po prawicy Ojca. Ciesząc się Jego triumfem, wyrażamy nadzieję, że „odwieczne podwoje”, które otworzyły się przed Nim, dzięki Jego ofierze nie zamkną się także przed nami.
Drugie czytanie: Hbr 2,14-18
Czy Bóg, Istota czysto duchowa, może do końca zrozumieć i sprawiedliwie osądzić człowieka, który jest cielesny? Na szczęście nie musimy rozstrzygać tego dylematu. Jezus, wiedząc, że nie jest posłany do aniołów, tylko do ludzi, zechciał wziąć na siebie ludzkie ciało ze wszystkimi tego konsekwencjami. Chciał poczuć ciężar naszych pokus, lęku przed cierpieniem i śmiercią, doświadczyć naszych ograniczeń, a na koniec zgładzić nasze grzechy przez ofiarę z samego siebie. Mamy więc w Nim kogoś, kto nas absolutnie rozumie, do kogo możemy mieć pełne zaufanie i kto jest dla nas gwarancją, że Bóg w swoich wyrokach będzie szukał naszego największego dobra.
Ewangelia: Łk 2,22-40
Bóg Sędzia, Bóg Król, Bóg Zbawca – i Niemowlę wniesione do świątyni przez ubogich Rodziców pragnących wypełnić przepis religijny. Trudno o większy kontrast pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością. Bóg przychodzi w prostym, banalnym wydarzeniu, dostrzeżony jedynie przez jednostki, przez osoby, które w wyjątkowy sposób poddały się działaniu Ducha Świętego. I już tu, jakby w zalążku, ujawnia się misja Jezusa, wyrażona w proroczych słowach Symeona oraz potwierdzona jego ufną radością wobec zbliżającej się śmierci. Jezus przychodzi do wszystkich jako światło, choć nie wszyscy muszą Go przyjąć. Jednak ci, którzy pod natchnieniem Ducha zechcą Go rozpoznać i dadzą Mu się oświecić, mogą żyć i odchodzić w pokoju, uwolnieni od największego lęku – przed śmiercią wieczną.
Poniedziałek, 3.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: 2 Sm 15, 13-14. 30; 16, 5-13a
Zarzuty Szimei, obrzucającego obelgami króla Dawida, są mocno przesadzone. Narrator biblijny daje jasno do zrozumienia, że Dawid nie utorował sobie drogi do władzy poprzez serię zamachów stanu. Nie zamordował nastającego na jego życie króla Saula nawet wtedy, gdy kilkakrotnie miał ku temu świetną okazję. Saul i trzej jego synowie zginęli w bitwie. Kolejny syn Saula, Iszbaal, po objęciu panowania został zabity przez swoich własnych dowódców. Dawid okazał też względy wnukowi Saula, kalekiemu Meribbaalowi, zwracając mu dobra Saula i biorąc go wraz ze sługą na swoje utrzymanie.
Mimo to Dawid, w przeciwieństwie do swego otoczenia, nie burzy się na zuchwalca. Przypomina sobie inny swój ciężki grzech, popełnione z premedytacją zabójstwo wiernego sługi, po którym prorok Natan zapowiedział mu, że miecz nie oddali się od jego domu. Teraz, aby nie narażać mieszkańców Jerozolimy na atak swego zbuntowanego syna, wyszedł ze swymi sługami z miasta. Wspinając się boso i z płaczem na Górę Oliwną, przyjmuje obelgi jako część swojej pokuty ufając, że zjedna sobie w ten sposób łaskę Boga.
Dawid mógł bez problemu kazać zabić śmiałka. Mógł uznać, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Zamiast tego pokornie przyjął na siebie konsekwencje swoich grzechów, troszcząc się o to, by nie uderzyły one w innych.
Psalm responsoryjny: Ps 3, 2-3. 4-5. 6-7
Tradycja żydowska wkłada ten psalm w usta Dawida uciekającego przed własnym synem, Absalomem, który postanowił odebrać mu panowanie. W tej skrajnie trudnej sytuacji Dawid odwołuje się do swojej więzi z Bogiem wierząc, że On, jak czynił to już wielokrotnie, wspomoże Go swoją łaską. Ufna modlitwa króla uczy nas, że w różnych naszych zawirowaniach międzyludzkich, wobec lekceważenia i krytyki, to właśnie więź z Bogiem, a nie odpowiadanie agresją czy dochodzenie swoich praw za wszelką cenę, może stać się oparciem, które pozwoli nam spać spokojnie.
Ewangelia: Mk 5, 1-20
Postawa człowieka, który w obliczu Boga krzyczy: „Nie dręcz mnie!” lub przynajmniej pragnie zachować bezpieczny dystans, nie jest obca także i nam. Bóg często kojarzy się z kłopotami – koniecznością zachowywania przykazań, postępowania inaczej niż inni, wypowiadania niepopularnych poglądów. Jeśli nawet na zewnątrz oddajemy Mu pokłon, często sercem jesteśmy zbyt przywiązani do swoich prywatnych świń, grobów i spokojnego życia, by ośmielić się na serio Go do niego zaprosić.
Często dopiero mocne doświadczenie skutków grzechu skłania kogoś do stanięcia naprzeciw Jezusa i rozpaczliwego krzyku, który prowokuje Go do działania. Tacy ludzie mają szansę stać się wiarygodnymi świadkami, że Bóg odbierając nam to, co nas niszczy, nie krzywdzi nas samych – że spotkanie z Jego mocą jest zarazem spotkaniem z miłością, która wyzwala. Czego nam jeszcze potrzeba, żebyśmy zechcieli się na nie zdecydować?
[dzien 2]
Wtorek, 4.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: 2 Sm 18, 9-10. 14b. 24-25a. 31 – 19, 3
Kiedy bunt wobec prawowitego władcy przybiera takie rozmiary, jak w przypadku buntu Absaloma przeciwko ojcu, jego przywódca musi zostać przykładnie ukarany. Dawid wyprawiając wojsko, wydaje wprawdzie rozkaz, by oszczędzono jego syna, jednak dowódca, Joab, będzie kierował się nie sentymentami, ale bezwzględną logiką faktów. Najpierw więc przekona króla, by nie brał osobiście udziału w bitwie, a następnie wbrew rozkazom zabije Absaloma w przekonaniu, że działa w prawdziwym interesie Dawida i całego królestwa. Także ból Dawida będzie dla niego jedynie oznaką słabości, a nawet lekceważenia tych, którzy narażali dla niego swoje życie.
Król Dawid żyje w okrutnym świecie, gdzie trzeba walczyć o swoje, gdzie pozbawieni skrupułów ludzie nie liczą się z niczyimi uczuciami, gdzie wciąż trzeba podejmować dramatyczne decyzje popadając w konflikty sumienia. Sam też popełnił błędy, których pokłosiem jest bunt Absaloma. Jednak Dawid wie dobrze, że istnieje Ktoś większy od niego, kto właśnie w tym świecie, takim, jaki on jest, konsekwentnie realizuje swój plan, kierując się w tym zupełnie innymi wartościami niż ludzie. I to pozwala mu zachować czystość serca, które wbrew logice świata, a nawet własnym interesom, potrafi rozeznać, co dobre a co złe.
Psalm responsoryjny: Ps 86 (85), 1b-2. 3-4. 5-6
Każdy z nas, niezależnie od statusu majątkowego czy społecznego, jest „biedny i ubogi” wobec Boga. I to właśnie, zdaniem psalmisty, jest naszym głównym tytułem do korzystania z Jego pomocy. Modląc się tym psalmem, budźmy w sobie ufność, że Bóg nie może opuścić człowieka, który wśród utrapień życia uparcie i konsekwentnie wznosi do Niego swoją duszę, szukając ratunku u Niego, a nie w swoich mniej lub bardziej dyskusyjnych i zniszczalnych bogactwach.
Ewangelia: Mk 5, 21-43
Po tej stronie jeziora nikt nie każe Jezusowi odchodzić ze swoich granic, przeciwnie, tłoczy się wokół Niego mnóstwo ludzi, przyciągniętych Jego rosnącą sławą Cudotwórcy i Nauczyciela. Jezus w asyście rozentuzjazmowanego tłumu idzie do domu Jaira, człowieka sprawującego ważną funkcję w społeczności, by uzdrowić jego umierającą córeczkę. Sprawa jest pilna. Jezus znajduje jednak czas – być może ku zniecierpliwieniu Jaira – by zająć się anonimową kobietą, która poprzez nieczystość rytualną wynikającą z natury jej choroby była w społeczności nikim. Samo uzdrowienie dokonało się jakby mimochodem, ale Jezusowi zależy na nawiązaniu z nią kontaktu, na pochwaleniu jej wiary, która ocala. Do tej wiary zachęca też Jaira, gdy sytuacja staje się beznadziejna i tłum daje się odprawić. Na boku, bez zgiełku, w gronie najbliższych, przywraca do życia dziecko.
Jezusowi nie zależy na poklasku tłumu, na wielkich liczbach zwolenników. Szuka pojedynczego człowieka, aby obudzić w nim wiarę, która zbawia. My przychodzimy do Niego załatwiać swoje ziemskie sprawy, a On próbuje nawiązać z nami głębszą relację.
[dzien 3]
Środa, 5.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: 2 Sm 24, 2. 9-17
Niełatwo nam dziś zrozumieć, dlaczego akurat ten grzech Dawida okazał się aż tak ciężki. To prawda, że licząc swoich wojowników, Dawid pokazał, że liczy na własne siły, a nie na Boga. Od czasów Abrahama, któremu Bóg obiecał potomstwo tak niepoliczone jak gwiazdy na niebie, liczenie ludu było kwestionowaniem Jego obietnicy i wchodzeniem w Jego kompetencje. Czy jednak te argumenty są dla nas równie przekonujące, jak okazały się dla Dawida, gdy już po fakcie zastanowił się nad swoim czynem?
Grzech Dawida był zlekceważeniem Boga. Należał do tej samej kategorii, co złamanie postu, bezmyślne przystąpienie do komunii świętej, brak modlitwy, podejmowanie lub przekreślanie ważnych życiowych decyzji bez liczenia się z wolą Bożą. Grzechów, których często nawet nie dostrzegamy lub kwitujemy krótkim: „co to komu szkodzi”, mając na myśli to, że nie są one wymierzone wprost przeciwko naszym bliźnim, jak kradzież czy agresja.
Dawid czuł dobrze, że zgrzeszył, gdyż Bóg był dla Niego kimś żywym i konkretnym – a także Bogiem miłosiernym, w którego ręce oddał się z pełnym zaufaniem, pomimo nieczystego sumienia. To zerwanie więzi z Bogiem, a nie naruszenie abstrakcyjnego religijnego tabu, wywołało w nim ból i gotowość poniesienia wszelkich konsekwencji, aby ją przywrócić.
Psalm responsoryjny: Ps 32 (31), 1b-2. 5. 6-7
Jak wiele energii zużywamy na to, by przekonać siebie i innych, że jesteśmy w porządku! Psalm 32 wskazuje nam inną drogę. Uznanie swojej winy i szczere wyznanie jej przed Bogiem z początku wydaje się upokarzające, zwłaszcza, gdy trudno nam wybaczyć nawet samym sobie. Psalmista – ewidentnie mówiąc z własnego doświadczenia – zapewnia nas dziś, że zdobywając się na ten trudny akt, zyskamy szczęście i pokój serca. Doświadczenie Bożego przebaczenia wyzwala i dodaje nam siły do zmagania się z przeciwnościami – także tymi, które są konsekwencjami naszych grzechów.
Ewangelia: Mk 6, 1-6
Jaka jest reakcja Boga, kiedy człowiek odrzuca dar Jego łaski oraz Jego samego – bo nie pasuje mu sposób Bożego działania, bo oczekuje wzniosłości, mocnych znaków oraz wysłanników spełniających jego prywatne, wyśrubowane kryteria? Jezusa, zlekceważonego przez mieszkańców swego rodzinnego Nazaretu, boli przede wszystkim to, że ich brak wiary wiąże Mu ręce, pozwalając Mu działać wśród nich tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Krewni i sąsiedzi Jezusa, choć dotarła do nich Jego sława Nauczyciela i Cudotwórcy, pozostali niewzruszeni na Jego słowa. Czy nas, będących dzięki łasce chrztu braćmi i siostrami Jezusa, poruszy dziś obraz Boga patrzącego ze zdziwieniem i niemocą na nasze niedowiarstwo?
[dzien 4]
Czwartek, 6.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 2, 1-4. 10-12
Stary i schorowany król Dawid zdaje sobie sprawę, że przejęcie władzy rzadko odbywa się w sposób czysty i pokojowy. Wśród licznych synów królewskich zwykle znajduje się kilku pretendentów, torujących sobie drogę do tronu poprzez intrygi pałacowe, szukanie popleczników i brutalne usuwanie rywali. Wyznaczając więc na swego następcę młodego Salomona, Dawid zabiega dla niego o odpowiednie poparcie i udziela mu konkretnych rad. Czyni wszystko, co po ludzku możliwe, aby Salomon mógł w spokoju sprawować rządy. Jednak dzisiejsze czytanie podkreśla przede wszystkim te zalecenia Dawida, które odnoszą się do Boga i Jego prawa.
Dawid wie, że prawdziwym królem Izraela jest Bóg, który wybrał Jego ród, aby przeprowadzić swoje plany. Władza Salomona jest daną mu od Boga misją, której nie da się wypełnić tylko w oparciu o ludzkie siły. Aby sprostać swojemu powołaniu, Salomon winien nie tylko przestrzegać Prawa Pańskiego, ale przede wszystkim zachować szczerą więź z Bogiem, jak czynił to sam Dawid.
Wybór Dawida okazał się słuszny. Pod rządami Salomona w Izraelu nastąpił okres względnego pokoju i prosperity. Mądrość Dawida, który w swoich decyzjach starał się być wierny Bogu, wydała owoce także po jego śmierci.
Psalm responsoryjny: 1 Krn 29, 10b-11b. 11c-12
Słowa dzisiejszego psalmu są fragmentem przepięknej modlitwy króla Dawida podczas uroczystości namaszczenia Salomona na króla. Dawid błogosławi Pana, uznaje Jego moc i wielkość, poddaje się Jego woli oraz powierza mu swojego syna, którego głównym zadaniem będzie budowa świątyni jerozolimskiej. Szczera i pokorna modlitwa Dawida, który nie szuka swojej chwały, lecz chwały Pana, może być dla nas lekcją ufności w to, że to Bóg, a nie ziemscy władcy, naprawdę panuje nad światem i prowadzi historię do szczęśliwego końca.
Ewangelia: Mk 6, 7-13
Podobnie jak Salomon został wyposażony i przygotowany do przeznaczonej mu misji przez swego ojca, Dawida, tak uczniowie Jezusa zostają wyposażeni i posłani przez Niego. Jednak Jego darem są nie komfortowe warunki działania czy obfitość środków materialnych, ale wolność serca, które nie gubi się w drobiazgach, lecz w prostocie koncentruje się na tym, co najważniejsze. Laska i sandały – zalecane przez Jezusa wyposażenie ucznia – kojarzą się z wyruszeniem w drogę, jednak w Biblii laska często jest symbolem autorytetu, a sandały atrybutem ludzi wolnych. Rzadko daje się skłonić innych – nawet najbliższych – do nawrócenia, przez zmuszanie ich do słuchania naszych kazań; częściej natomiast przez świadectwo życia godnego dziecka Bożego, które uczestniczy w królewskiej, kapłańskiej i prorockiej misji Chrystusa. A jeśli czujemy się dziś niezdolni do takiego świadectwa, On przywołuje nas do siebie, aby dać nam moc nad tym, co nas zniewala.
[dzien 5]
Piątek, 7.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: Syr 47, 2-11
Chociaż Biblia w wielu miejscach ocenia rozmaite poczynania Dawida bardzo realistycznie, dzisiejszy opis wyraźnie idealizuje jego postać, koncentrując się na jego zasługach. Są nimi sukcesy militarne, dzięki którym Izrael może żyć w pokoju, ale także wyjątkowo autentycznie przeżywana religijność. Dawid nie traktuje kultu Pana jedynie instrumentalnie, wykorzystując go w celach politycznych; nie poprzestaje na jego wymiarze zewnętrznym, jak przepych i doskonała organizacja świąt. Jego pobożność nie jest na pokaz. Nie jest też fanatycznym umiłowaniem prawa. Stoi za nią miłość do Świętego i Najwyższego Boga, który Go stworzył, i któremu Dawid chce z całego serca oddawać cześć zarówno w przybytku, jak i każdym swoim czynem.
Biblijny Dawid nie jest postacią posągową. W dzisiejszych czasach z pewnością przedstawiany byłby jako bohater licznych skandali, zakwestionowano by wiele jego decyzji, a wreszcie podano w wątpliwość jego pobożność, uznając ją za hipokryzję. Jednak dzisiejszy tekst każe nam patrzeć na Dawida z zupełnie innej perspektywy. Ukazuje nam jego serce, które pomimo słabości szczerze przylgnęło do Boga. I przypomina to, co nam, niedoskonałym ludziom, jest tak bardzo potrzebne – że Bóg Dawida, który jest także naszym Bogiem, grzechy przebacza, a dobro pamięta.
Psalm responsoryjny: Ps 18 (17), 31. 47 i 50. 51
Słowo Pana nie jest zdawkowym słowem pociechy, czy idealistyczną wskazówką, kompletnie oderwaną od codziennej rzeczywistości. Jest słowem wypróbowanym w ogniu. Dla Dawida był to ogień walki z nieprzyjaciółmi Jego tronu i narodu. Dla Nowego Dawida, Jezusa – ogień męki i śmierci krzyżowej. Słowo Boże, kiedy się go uchwycimy podobnie jak ci wielcy świadkowie wiary, przeprowadzi i nas przez ogień życiowych utrapień do ostatecznego zwycięstwa. Wraz z psalmistą już dziś możemy za nie dziękować.
Ewangelia: Mk 6, 14-29
Dwóch królów i dwie skrajnie różne postawy. Dawid miłuje Boga, Herod odczuwa przed Nim lęk. Dawid chce służyć Jemu, Herod sobie i własnym pożądaniom. Dla Dawida Bóg jest pomocą, dla Heroda zagrożeniem. Dawid odnosi zwycięstwa nad nieprzyjaciółmi, Herod nie potrafi odnieść zwycięstwa nawet nad najbliższym otoczeniem, ulegając jego presji w ważnej dla siebie sprawie. Dawid jest postacią heroiczną, Herod tragiczną.
Gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami sytuuje się nasza postawa. Bóg pociąga, ale i przeraża. Robimy ku Niemu kilka kroków, by za chwilę się cofnąć. Szukamy Go, ale boimy się Go znaleźć. Chętnie słuchamy świadków, ale budzi się w nas lęk przed zmianą, jaką wywołałoby pójście za Bogiem na serio. Wierzymy, ale nie ufamy. W tych tak bardzo ludzkich zmaganiach słowo Boże wzywa nas do wierności swojemu sumieniu, przestrzega przed kierowaniem się doraźną korzyścią i uczy wybierać to, co nie przemija.
[dzien 6]
Sobota, 8.02.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1 Krl 3, 4-13
Mądrość, o jaką prosił Salomon, nie była życiowym sprytem, zdolnością takiego kierowania biegiem spraw, aby obrócić wszystko na swoją korzyść; nie miała też na celu głębokich filozoficznych dociekań. Król, do którego obowiązków należało również rozsądzanie sporów między poddanymi, poprosił Boga o konkretny i praktyczny dar, jakim była umiejętność wydawania sprawiedliwych wyroków. Będąc przekonany, że jego władza królewska jest misją otrzymaną od Boga, a zarazem uznając w pokorze, że jego młody wiek i brak doświadczenia jest przeszkodą w odpowiedzialnym wypełnianiu tego zadania, prosił o pomoc z góry. Jego modlitwa tak ujęła serce Boga, że nie tylko spełnił prośbę młodego władcy, ale udzielił mu dodatkowej premii w postaci wszystkiego, co powszechnie uważano za potrzebne do szczęścia – bogactwa, sławy i długiego życia.
Młody Salomon nie uważał, że wszystko wie najlepiej, a Bóg jest mu potrzebny jedynie do tego, by sprawnie realizować jego pomysły i zachcianki. Zwracał się do Niego o światło. A przy okazji odkrył coś, co wydaje nam się tak bardzo staroświeckie, a jednak sprawdza się w życiu – że szczęście rzadko pojawia się wtedy, gdy zabiegamy o nie wprost, lecz zazwyczaj jest produktem ubocznym sensownego życia, oddanego Bogu i ludziom.
Psalm responsoryjny: Ps 119 (118), 9-10. 11-12. 13-14
Radość większa niż dają bogactwa – takie uczucie budzi w psalmiście słowo Boga, a w szczególności Boże przykazania, które uczą, jak żyć, aby się Jemu podobać. Nie mają być one dla nas udręką, ale wskazaniem drogi, a jeśli stanowią pewne ograniczenie, to na tej samej zasadzie, na jakiej wybór drogi prowadzącej do celu odcina nam wszystkie pozostałe, prowadzące w innych kierunkach. Nasz stosunek do przykazań jest więc miarą naszego stosunku do Boga. To zażyłość z Nim sprawia, że chcemy prostować nasze drogi i żyć według Bożych przykazań – zażyłość, która nie jest zarezerwowana dla garstki wybranych, ale dostępna dla każdego, kto całym sercem zechce jej szukać.
Ewangelia: Mk 6, 30-34
Litość, z jaką Jezus patrzył na oczekujący tłum, nie miała nic wspólnego z politowaniem, lekceważeniem, bezradnością. Oryginał grecki używa tu tego samego słowa, jakim Ewangelia św. Łukasza opisuje uczucia ojca na widok powracającego syna marnotrawnego. Jest to głębokie, sięgające aż do trzewi poruszenie całej ludzkiej istoty, która reaguje na dziejące się na jej oczach niezwykle doniosłe wydarzenie.
Tłum pragnący słuchać słowa Bożego nie był dla Jezusa bandą intruzów zakłócających Jego jakże zasłużony wypoczynek. Jego własna wygoda oraz komfort Jego najbliższych uczniów natychmiast zeszły na dalszy plan. Zaczął nauczać przybyłych z takim zaangażowaniem i radością, z jaką i dziś przyjmuje każdego, kto jest gotów zadać sobie trud, by Go słuchać – obojętnie czy jest inżynierem, kasjerką, studentem, biskupem czy mniszką.
[dzien end]