Komentarze do czytań – IV TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU | od 27 marca do 2 kwietnia 2022 r. – ks. Błażej Węgrzyn

 

IV Niedziela Wielkiego Postu, 27.03.2022 r.

Pierwsze czytanie: Joz 5, 9a. 10-12

Odczytajmy dzisiejszą liturgię słowa w świetle ewangelicznej przypowieści, w której zaakcentujmy relację obu synów i braci do ojca. Pierwsze czytanie odnosi się do starszego z nich, który uosabia cały izraelski naród wybrany, i nawiązuje do kluczowego momentu formowania się żydowskiej tożsamości, czyli wyjścia z Egiptu i wejścia do Ziemi Obiecanej. Medytowana w czytaniu scena rozgrywa się tuż po jej osiągnięciu (przekroczeniu rzeki Jordan i rozlokowaniu się w pobliżu Jerycha, które wkrótce zostanie zdobyte w cudowny sposób) i po rycie obrzezania wszystkich mężczyzn na znak łączności Przymierza z Mojżeszem z Przymierzem z Abrahamem (zob. Joz 4 – 5). W tym kontekście, czytamy o dwóch momentach: jeden przypomina o przeszłości – to obchód Paschy (hebr. pesach = „przejście”: przejście anioła śmierci przez Egipt i przejście Izraelitów z egipskiej niewoli do wolności Ziemi Obiecanej); drugi utwierdza w teraźniejszości – to ustanie manny oznaczające kres pustynnej wędrówki i szczęśliwe dotarcie do celu. W ten oto sposób Izraelici, czyli starszy syn z przypowieści, rozpoczynają zadomawianie się w krainie swego boskiego Ojca. Odtąd będą bacznie oglądać się wstecz – ku otrzymanemu na górze Synaj/Horeb Prawu, które muszą skrzętnie realizować oraz wokół siebie – ku otaczającej ich ludności pogańskiej, zagrażającej im swą religijnością i obyczajowością; tyle mówi żydowski, czyli ludzki punkt widzenia. W oczach Bożych zaś, których spojrzenie kilka razy da o sobie znać u proroków (np. Iz 49, 6), rozpoczyna się proces niewidzialnego nawracania serca ewangelicznego młodszego syna – jeszcze zanurzonego po uszy w pogaństwie i kompletnie nieświadomego swego braterstwa z Izraelitami. Tak będzie aż do objawienia się Jezusa Chrystusa…

Psalm responsoryjny: Ps 34 (33), 2-3. 4-5. 6-7

Postarajmy się wczuć w żydowską duszę z pierwszego czytania, której towarzyszy poczucie ulgi z zakończonej czterdziestoletniej pielgrzymki połączone z radosną nadzieją na wspaniałą przyszłość; coś podobnego, być może, przeżywają wierzący małżonkowie dniu ślubu, gdy okres ich narzeczeństwa – pełen zarówno bliskości, jak też prób i pytań – zostaje przypieczętowany przysięgą małżeńską. I jedne, i drugie przeżycia skąpane są w szczerej wdzięczności wobec opiekuńczego Boga: Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał i wyzwolił od wszelkiej trwogi! Z wdzięczności tej zaś wyrasta postawa niemalże „rycerskiego” zawierzenia się Jemu: Będę błogosławił Pana po wieczne czasy, Jego chwała będzie zawsze na moich ustach! Wysławiajcie razem ze mną Pana, wspólnie wywyższajmy Jego imię! A choć wiemy, że rozpoczynająca się przyszłość prędzej czy później zweryfikuje, urealni i stonuje tę podniosłą atmosferę, to jednak zgodzimy się także, że w tej chwili jest ona bardzo na miejscu i jest ona bardzo potrzebna po to, by ustanowić w swym życiu wewnętrznym i wspólnotowym głęboką cezurę, niejako „duchową wyprawkę”. Czy pozwoliliśmy sobie kiedyś na analogiczne doświadczenia? Czy wychowujemy do nich innych?

Drugie czytanie: 2 Kor 5, 17-21

Założony przez św. Pawła Kościół w Koryncie składał się w zasadzie z samych pogan; z powodzeniem możemy więc przypisać mu status „starszego syna i brata” z ewangelicznej przypowieści. W tym kluczu rozpatrzymy motyw „dzieła pojednania”, o którym traktuje czytany dziś urywek skierowanego do tego Kościoła Listu. Z miejsca odrzućmy interpretację czysto indywidualistyczną (hermetyczną), jakoby dzieło pojednania oznaczało wyciągniętą przez Boga rękę do jednego, konkretnego człowieka (nawet jeśli do drugiego i trzeciego wyciąga ją tak samo). We właściwym sensie bowiem dziełem pojednania – w innym Liście nazywanym „tajemnicą” (zob. Ef 1 – 3) – jest bowiem podjęty jeszcze przed stworzeniem świata zamysł Boga co do usynowienia całej ludzkości. Ten zamysł – wraz z grzechem pierworodnym oraz podziałem na „czystych” (= Żydów, którzy pozostali w domu ewangelicznego ojca) i „nieczystych” (= pogan, którzy poszli własną ścieżką) – bynajmniej nie uległ zawieszeniu, lecz był konsekwentnie wdrażany w życie w takiej a nie innej historii zbawienia. Wreszcie, „gdy nadeszła pełnia czasów, Bóg zesłał Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo…” (Ga 4, 4n). To „przybrane synostwo” oznacza jeden Kościół, wspólny dla Żydów i pogan, w którym dla jednych i drugich dostępny jest Chrystus, w którym Bóg pojednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów. Gdy więc Apostoł Narodów apeluje do Koryntian: Pojednajcie się z Bogiem!, ma na myśli nie tyle „załatwienie sprawy po kryjomu i na osobności”, ile dołączenie do jednej rodziny: kościelnej wspólnoty wiary i obyczajów.

Ewangelia: Łk 15, 1-3.11-32

Po skomentowaniu dotychczasowych czytań, znamy już proponowaną wymowę dzisiejszej Ewangelii. Pragnieniem Boga, symbolizowanego przez ojca, jest jedność synów i braci – ta pionowa (ze sobą) i ta pozioma (między nimi). Drogą i zasadą tej podwójnej jedności jest Jego miłość, którą ogarnia obu w równej mierze, choć każdy z nich przechodzi właściwą sobie historię zbawienia. Dla Izraela, symbolizowanego przez starszego syna i brata, trudnością na tej drodze okazuje się surowa i legalistyczna praworządność (kultyczna i moralna), która wyklucza miłosierdzie wobec pogan; dla pogan zaś, symbolizowanych przez młodszego syna i brata, niełatwe jest przyjęcie własnej grzeszności (bałwochwalczej i obyczajowej), domagające się sprawiedliwego oddania Bogu tego, co Mu się po prostu należy, na wzór żydowskiej pobożności. Lecz Bóg Ojciec niezmordowanie zaprasza do stołu tego ostatniego (W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać… „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi!”), i wychodzi naprzeciw temu pierwszemu („Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”). I tak, wszystko sprowadza się do przyjęcia lub odrzucenia oferowanej miłości… Podobnie w naszym życiu duchowym: ilekroć rozpanoszy się w nim żydowska pyszna samowystarczalność albo pogańskie bagatelizowanie grzechu pierworodnego, tylekroć musimy wrócić do źródła – Bożego ojcowskiego zamysłu usynowienia nas w Jezusie mocą Ducha Świętego.

Poniedziałek, 28.03.2022 r.

Pierwsze czytanie: Iz 65, 17-21

Dziś, jutro i pojutrze będą nam towarzyszyć teksty prorockie zapowiadające odnowę Jerozolimy. Kontekstem tych fragmentów jest okres wygnania Żydów do Babilonii (na tereny dzisiejszego Iraku i Iranu) w VI wieku przed Chr. Deportowani odczytali to zesłanie jako karę za wcześniejszy grzech: niewierność Panu oraz niesprawiedliwość społeczną; byli obłudni – choć uczestniczyli w kulcie jedynego Boga, szli na kompromisy ze złem zarówno w swym życiu osobistym, jak i politycznym. Teraz, w duchu pokuty i rozrzewnienia, wyobrażają sobie swą zrujnowaną stolicę wraz ze świątynią obróconą w ruinę: Jerozolima to wszakże miasto-symbol – uosobienie ich statusu zbiorowej Oblubienicy, która zdradziła swego boskiego Oblubieńca, „cudzołożąc” z obcymi bóstwami i własnymi niskimi instynktami. W tym kontekście należy odczytywać dosłowne przesłanie patronujących nam proroków. Dziś Izajasz zapowiada swym rodakom-banitom odnowę: przebaczenie (Nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów), pocieszenie (rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu!) oraz błogosławieństwo (długowieczność i dobrobyt). To wizja powrotu do ziemi ojczystej i urządzenia się w niej na nowo – znów „po Bożemu”. Z historii zbawienia wiemy jednak, że choć powrót ten faktycznie nastąpił, nie można go podsumować bajkowym: „i żyli długo i szczęśliwie”; nie brakowało bowiem ani konfliktów wewnętrznych, ani zagrożeń zewnętrznych (z obcymi okupacjami włącznie). Izajaszowa „nowa Jerozolima” odnosi się bowiem dopiero do nas: Kościoła, który czerpie łaskę usprawiedliwienia z paschalnego misterium Jezusa Chrystusa. Przykładając więc do siebie sytuację deportowanych Izraelitów i słuchając prorockiego pocieszenia, kierujmy się w stronę naszych sakramentów zbawienia.

Psalm responsoryjny: Ps 30 (29), 2 i 4. 5-6. 11-12a i 13b

Niesprecyzowane okoliczności powstania dzisiejszego psalmu nabierają treści przez dopasowanie go do wcześniejszego czytania: wrogowie – to Babilończycy; kraina umarłych – to sama Babilonia; gniew Pana trwający przez chwilę – to okres wygnania tamże (586-538 przed Chr.); żałobny lament zamieniony w taniec – to zapowiedź powrotu do Jerozolimy. Odczytując zaś ten utwór w kluczu paschalnego misterium Chrystusa, uzyskujemy jego ostateczną interpretację: wrogowie – to tym razem grzech (pierworodny, śmiertelny i lekki albo społeczny) oraz wady i złe nawyki; kraina umarłych – to tym razem ryzyko piekła; gniew Pana trwający przez chwilę – to tym razem rzeczywistość pokuty i oczyszczenia, przez które przechodzimy; żałobny lament zamieniony w taniec – to tym razem zwycięstwo krzyża, udostępnione w sakramentach i zapowiadające wieczne szczęście z Trójcą Świętą w niebie. I w jednej, i w drugiej interpretacji musi się jeszcze odnaleźć konkretny człowiek – Żyd i chrześcijanin – odnoszący ją do przebiegu swojego życia. To twoje zadanie!

Ewangelia: J 4, 43-54

Ewangelia św. Jana składa się z dwóch części: Księgi Znaków (rozdz. 1-12) i Księgi Chwały (rozdz. 13-21); ten podział ma naturę duchową i pedagogiczną – komu pomniejsze znaki objawią bóstwo Jezusa, ten dostrzeże je także w wielkim znaku Jego chwalebnego wywyższenia na krzyżu. Zatem, tytułowe „znaki” pierwszej części są czymś więcej niż „cudami” – obejmują je i zarazem przekraczają. Podczas gdy cud jest pewną zamkniętą całością (= celem samym w sobie), znak jest rzeczywistością otwartą (= środkiem do celu); sensem cudu jest dobrostan obdarowanego, a sensem znaku jest poszerzenie perspektywy obdarowanego i świadków. Redaktor Ewangelii pieczołowicie wyselekcjonował siedem takich znaków – spośród „wielu innych, których nie zapisano w tej książce, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (por. J 20, 30; 21, 25); cel tych znaków autor ujął następująco: „abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego” (J 20, 31). Toteż zamiast rozpatrywać te znaki samodzielnie (niezależnie od siebie), lepiej wychodzić od ich wspólnego mianownika, czyli objawienia Jezusa jako Mesjasza-Chrystusa. Dzisiejszy fragment, z jednej strony, wspomina o pierwszym znaku, czyli objawieniu Go podczas wesela w Kanie Galilejskiej (Jezus przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino), z drugiej zaś, opisuje następny w kolejności znak, czyli uzdrowienie syna urzędnika królewskiego. Podsumowując pierwszy znak, Ewangelista odnotował: „uwierzyli w Jezusa Jego uczniowie” (J 2, 11); także relację o drugim znaku zakończył identycznie: I uwierzył sam urzędnik i cała jego rodzina. Lecz to nie jedyne podobieństwo między tymi dwoma pierwszymi znakami. Oprócz podobieństwa „celu”, zachodzi między nimi także podobieństwo „sposobu” – zarówno bowiem weselni słudzy w Kanie Galilejskiej, jak i dzisiejszy urzędnik z Kafarnaum najpierw wierzą słowu Jezusa: ci pierwsi, biorąc do serca wskazówkę Maryi, są posłuszni Jego poleceniu, by napełnić stągwie wodą (zob. J 2, 5.7), a ten drugi zawierza Jego zapewnieniu o przeżyciu swojego syna. To ważna obserwacja o charakterze paschalnym: by ujrzeć chwałę Jezusa (= przyjąć Jego bóstwo, a ostatecznie – Jego zmartwychwstanie), trzeba najpierw dobrowolnie przejść z Nim przez ciemność (jakiś osobisty dramat, jak brak wina w Kanie czy dzisiejszą śmiertelną gorączkę dziecka, aż po Jego dramat, czyli sam krzyż).

 

Wtorek, 29.03.2022 r.

Pierwsze czytanie: Ez 47, 1-9. 12

Przypomnijmy: towarzyszymy duchowo deportowanym do Babilonii i pokutującym Izraelitom, którzy otrzymują zapowiedź powrotu do ziemi ojczystej. Wczoraj Izajasz malował przed banitami obraz szczęśliwej Jerozolimy; dziś Ezechiel roztacza przed nimi wizję świątyni, z której bije potężne źródło życia, którego strumienie leczą nawet słone wody Morza Martwego! Słuchający tych słów Izraelici z pewnością wzbudzali nadzieję na polepszenie swego opłakanego stanu i wznowienie kultu świątynnego. Zarazem, być może też medytowali nad biblijnym opisem raju, tętniącym życiem i z rosnącym w nim samym drzewem życia, którego owoców ludzie zostali pozbawieni wraz z grzechem pierworodnym (wszak Księga Rodzaju powstawała właśnie w tamtym okresie). Tak czy inaczej, dla nas – katolików obchodzących Wielki Post – proroctwo Ezechiela wskazuje na ukrzyżowaną świątynię ciała Chrystusa, z której również wypłynęła krew i woda (por. J 2, 21n; 19, 34) jako znak Ducha Świętego ożywiającego Kościół i „zapładniającego” Jego święte sakramenty, zwłaszcza chrztu i Eucharystii (zob. KKK 694, 766 i 1225). Podobnie, to właśnie krzyż jest nowym drzewem życia, a sakramenty jego owocami! Kontemplując te prawdy w osobistej modlitwie, warto zwrócić jeszcze uwagę na pewną niewspółmierność: podczas gdy u Ezechiela rzeka wypływająca spod świątyni jest ogromna i ekspansywna, śmierć Jezusa jest zaledwie jednostkową historią rozegraną na peryferiach ówczesnego świata; podobnie, sakramenty Kościoła odznaczają się prostotą i łatwo nużącą powtarzalnością… Dalej, podczas gdy rzeki Ezechiela nie da się przeoczyć ani się jej oprzeć, odkupienie Jezusa i sakramenty Jego Kościoła da się ominąć. Zadbajmy więc szczególnie o wrażliwość na styl działania Boga, którego siła drzemie w delikatności.

Psalm responsoryjny: Ps 46 (45), 2-3. 5-6. 8-9

W środkowej części dzisiejszego psalmu znajduje się powód jego dobrania do pierwszego czytania: Nurty rzeki rozweselają miasto Boże, najświętszy przybytek Najwyższego. Natychmiast powinien nas zaintrygować fakt, że Jerozolima nie jest położona nad rzeką… Wygląda na to, że autor posłużył się mitycznym ideałem boskiej siedziby, z której bije źródło wszelkiego życia symbolizowanego właśnie przez rzekę (por. Iz 33, 21; Jl 4, 18; Za 14, 8; Ap 22, 1n). Warto przyjąć tę plastyczną intuicję, w którą wpisuje się także boskie objawienie Jezusa, „w którym jest życie” (zob. J 1, 4) i który wierzącemu weń sercu obiecuje zainstalowanie „źródła tryskającego ku życiu wiecznemu” (zob. J 4, 10.14; 6, 37n). Czy tak postrzegasz swoje ochrzczone serce? Czy z takim nastawieniem uczestniczysz w liturgii? Czy w tej optyce czerpiesz siłę z modlitwy?

Ewangelia: J 5, 1-16

Po wczorajszym obfitym wprowadzeniu znamy już wymowę siedmiu znaków odsłaniających bóstwo Jezusa wraz z ich relacją do ósmego, znaku par excellence, jakim jest chwała krzyża. Dzisiejszy fragment prezentuje nam trzeci znak. Oczekiwalibyśmy, że uzdrowienie chorego przy sadzawce zachowa schemat poprzednich zdarzeń i odznaczać się będzie wyraźnym podobieństwem „sposobu” (= zawierzenie słowu Jezusa) oraz podobieństwem „celu” (= wyznanie wiary w Jego bóstwo). Tymczasem dzieje się inaczej: nieszczęsny mężczyzna wydaje się zupełnie „zapiekły” czy wręcz „zapleśniały” (zgnuśniały) w swym wieloletnim cierpieniu, a do tego całkowicie omamiony traktowaniem poruszenia wody na sposób magiczny i zabobonny (zob. KKK 2111). Możemy przyjąć, iż na pytanie Jezusa: Czy chcesz wyzdrowieć?, albo nie odpowiada wcale, albo w praktyce odpowiada negatywnie. Do tego, choć tego dnia akurat trwał szabat – pamiątka boskich dzieł: stworzenia i wyzwolenia z Egiptu (zob. Wj 20, 11; Pwt 5, 15) – nasz człowiek nic sobie z tego wewnętrznie nie robił; choroba zupełnie przytępiła jego duchową wrażliwość i „uodporniła” go na wspominanie zbawczych interwencji Pańskich. Jego serce przypomina spieczoną ziemię (por. Ps 143 [142], 6), w którą „woda życia”, czyli słowo Jezusa mocne Duchem Świętym (zob. J 4, 10; 7, 37n), na pierwszy rzut oka nie ma jak „wsiąknąć”… Krótko mówiąc, biedak umarł za życia, bo zgasły w nim pragnienia i nadzieja. I właśnie w tym opłakanym stanie dokonuje się jego uzdrowienie, by uświadomić nam, że Zbawiciel przyszedł nie tylko do tych, którzy tęsknili za nim „jak łania pragnąca wody ze strumieni” (zob. Ps 42 [41], 2; por. 63 [62], 2), lecz także do tych, których pochłonął mrok i rozpacz. Zarazem, Jezus poucza uzdrowionego, że choć w wymiarze psychologicznym bardziej dojmujące bywa zło fizyczne (jak śmierć, choroba, uraz, kataklizm czy bessa), to w wymiarze metafizycznym, czyli realnym, poważniejsze jest zło moralne (= grzech, czyli spowodowanie nieporządku powiązane z winą): Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło! Z zakończenia epizodu dowiadujemy się, że mocniejsze wrażenie wywarło na mężczyźnie fizyczne uzdrowienie niż moralne pouczenie – nie dziwota! – lecz to właśnie swym moralnym użyciem odzyskanego zdrowia będzie tak naprawdę odtąd świadczył, czy doznany cud odczytuje jako znak.

Środa, 30.03.2022 r.

Pierwsze czytanie: Iz 49, 8-15

Wracamy do Izajasza pokrzepiającego żydowskich wygnańców do Babilonii zapowiedziami powrotu do Jerozolimy. Przedwczoraj jego proroctwo akcentowało przebaczenie, pocieszenie i doczesne błogosławieństwo dla repatriantów. Również dzisiaj możemy wyróżnić te elementy, gdy słyszymy o czasie łaski i dniu zbawienia, litości, weselu i radosnym okrzyku oraz nasyceniu i bezpieczeństwie (Nie będą już łaknąć ani pragnąć, i nie porazi ich wiatr upalny ni słońce). Pośród tych wątków „dobrej nowiny” (zob. Iz 40, 9), pojawia się dziś jeszcze jeden, bardzo istotny motyw: nieoczywistej czułości Boga. Mówił Syjon: „Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał”. „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie!” Deportacja do Babilonii – pomimo swej sensowności (= pokuty za grzech) i pomimo zapowiedzi jej kresu (= powrotu do wspomnianego Syjonu, czyli Jerozolimy) – w którymś momencie zaczęła się Izraelitom po prostu dłużyć; w efekcie, zachwiała się ich ufność w Bożą opatrzność… I tak, stanęli na skraju rozpaczy. Podobnie jest z każdym cierpieniem i wysiłkiem: chociaż zazwyczaj ma swoją przyczynę i jakąś perspektywę zelżenia, i dlatego je świadomie przyjmujemy, wraz z upływem czasu staje się problemem samym w sobie. Przenieśmy to na Wielki Post: perspektywa świąt wielkanocnych, uzmysławiająca zwycięstwo Jezusa nad grzechem i śmiercią dostępne dla nas w sakramentach Jego Kościoła, niekoniecznie przekłada się na pokrzepienie naszego przedłużającego się bólu: czy to moralnego, czy to emocjonalnego, czy to fizycznego. Czułość Boga, choć realna, pozostaje sakramentalna – bardziej niż do psychiki, apeluje do naszego rozumu i woli. Nie zawsze da się więc odczuć nadzieję – a jednak, to jej wybór podpowiada Izajasz.

Psalm responsoryjny: Ps 145 (144), 8-9. 13-14. 17-18

Przedwczoraj czytaliśmy o „gniewie Pana” – jakkolwiek „chwilowym”, ale jednak (zob. Ps 30 [29], 6) – dziś, tymczasem, słyszymy o Panu do gniewu nieskorym. Jak to pogodzić? Po pierwsze, wszelkie przypisywanie Bogu ludzkich uczuć (tzw. antropomorfizacje) muszą być rozumiane jako zabiegi literackie komunikujące pewną treść, a nie stanowiące sens sam w sobie. Biblia w znakomitej większości przypadków nie mówi pojęciami, tylko obrazami! Ilekroć więc wspomina się o gniewie Boga, tylekroć nawiązuje się do Jego sprawiedliwości. Po drugie, nawet uprawnione rozważanie emocji u Jezusa (jak choćby gniewu, zob. np. Mk 3, 5) musi uwzględniać Jego niepokalane serce, pełne łaski a pozbawione grzechu pierworodnego, a więc w odczuwaniu i działaniu trzymające się rozumnej miary. Po trzecie, wreszcie, możemy odwołać się do refleksji nad pierwszym czytaniem: tak, jak Bóg nie zapomina o Syjonie – mimo przedłużającej się banicji jego prawowitych mieszkańców – tak też ani podkreślana w dzisiejszym psalmie Jego łagodność, ani zauważany we wcześniejszym utworze Jego gniew nie oznaczają niekonsekwencji albo nieprzewidywalności Boga. Byłoby to zbytnim uproszczeniem. Zamiast poprzestawać więc na pośpiesznych i powierzchownych wnioskach, lepiej oddać się wyciszonej modlitwie, niejako „obracając” w sobie kontrowersyjne dla nas Boże Słowo, aż usłyszymy, co naprawdę mówi do nas.

Ewangelia: J 5, 17-30

Czego nie uczynił wczorajszy uzdrowiony mężczyzna, w rozmowie z Żydami skupiony na swym fizycznym uzdrowieniu, tego dopełnia dzisiaj sam Jezus, obficie komentujący podjętą przez siebie interwencję – usiłuje przemienić „cud” (= uzdrowienie) w „znak” (= objawienie). Wykorzystuje w tym celu świąteczną okoliczność wydarzenia, jaką był szabat. Ówcześni rabini twierdzili, że odpoczynek Boga siódmego dnia tygodnia stworzenia (zob. Rdz 2, 2n) – czyli, obok wyjścia z Egiptu, jeden ze wspomnianych wczoraj dwóch motywów szabatu – nie oznaczał Jego totalnej „bierności”, lecz akcentował sam finisz stwórczego dzieła; otóż, siódmego dnia Bóg „odpoczął” jedynie od stwarzania świata, lecz nie od opiekowania się nim (opatrznościowego rządzenia i sądzenia)! Wydaje się, że Jezus wchodzi dokładnie w tę logikę, gdy mówi: Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam, i dalej oświadcza: Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie, aż wreszcie zapewnia: Ojciec dał Synowi władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym… Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia. Jezus zatem równocześnie odsłania swoje bóstwo (= równość z Ojcem), jak również tłumaczy swoją misję (= ożywianie, czego przejawem było fizyczne uzdrowienie, oraz osądzanie jakości tej ożywionej egzystencji, czego sygnałem była moralna przestroga pod adresem uzdrowionego).

Czwartek, 31.03.2022 r.

Pierwsze czytanie: Wj 32, 7-14

Po minionym triduum z wygnanymi do Babilonii Izraelitami przechodzimy do innego, też trzydniowego cyklu, który uchyla rąbka tajemnicy o przyszłym Mesjaszu. Dziś spotykamy miłosiernego Mojżesza, który wstawia się za przewrotnym ludem; jutro usłyszymy o zasadzce, którą na podobnego sprawiedliwego „męża stanu” zastawiają niegodziwcy; pojutrze zaś zajrzymy do łagodnego serca proroka Jeremiasza prześladowanego przez własnych rodaków. Wszystkie te trzy postaci zapowiadają późniejszą historię Chrystusa: jak Mojżesz będzie orędował On za grzesznikami; jak anonimowemu sprawiedliwemu będzie zagrażało Mu niebezpieczeństwo ze strony towarzyszy; wreszcie, jak Jeremiasz będzie zmierzał On ku śmierci męczeńskiej. On – Jezus. W odniesieniu do dzisiejszego czytania włączmy teraz wyobraźnię i przedstawmy sobie przebieg dramatu (zob. Wj 19 – 34). Przed naszymi oczami rozciąga się pustynia, na której wyrasta góra Synaj, u stóp której stoi obóz Izraelitów. Szczyt Synaju spowija ognisty dym albo obłok, pojawiają się grzmoty i błyskawice – znaki objawienia Boga. Podczas gdy Mojżesz wstępuje na górę, by przyjąć wykładnię Przymierza (zob. Wj 19, 22 – 31, 18), lud pozostaje u podnóża – i ulega zniecierpliwieniu, do tego stopnia, że wymaga na Aaronie sporządzenie posągu imitującego Boga, po czym wraca do obozu, by urządzić ucztę ofiarną (zob. Wj 32, 1-6). Właśnie w tym momencie następuje dialog między Mojżeszem a Bogiem, który jest treścią dzisiejszego czytania. Miłosierne orędownictwo Mojżesza, zjednujące Boże przebaczenie, pociągnie jednak za sobą także wymierzenie bolesnej kary ludowi (zob. Wj 32, 21-35). Wszystkie te elementy powtórzą się później u Jezusa, z tą różnicą, że wstawiennictwo, przebaczenie i kara splatają się u Niego w jedno misterium krzyża, udostępniane nam w sakramentach Kościoła, a zwłaszcza Eucharystii (zob. KKK 1366n).

Psalm responsoryjny: Ps 106 (105), 19-20. 21-22. 23

Utwór streszcza tragiczną historię zasygnalizowaną w pierwszym czytaniu. Rozważając go, możemy „popastwić się” nad Izraelitami – lecz prowadzi to donikąd, a częstokroć do przejrzenia się w lustrze; możemy też postawić pytanie o to, „jak” doszło do opuszczenia Boga, i próbować wyróżnić utratę wewnętrznej czujności (Zapomnieli…) albo ludzką skłonność do łatwego omamienia umysłu narzucającymi się zmysłom „błyskotkami” (Pokłon oddawali bożkowi ulanemu ze złota) – lecz nie tłumaczy to najgłębszego „dlaczego”; możemy, wreszcie, przeprowadzić „proces kanonizacyjny” Mojżesza (Wybrańca) – lecz wnet przypomnimy sobie, że nawet on pierwotnie na egipskim dworze uczestniczył w pogańskim kulcie (co do faktu), nawet on niegdyś zamordował Egipcjanina (by później poznać piąte przykazanie) i nawet on pozbawił się wstępu do Ziemi Obiecanej (zob. Lb 21, 6-13). Wszystkie te warianty wychodzą jednak od ludzkiej, doświadczalnej perspektywy. Może więc słuszniej byłoby przyjąć perspektywę boską, która wychodzi nie tyle od grzechu, ile od łaski? To świadomość niebotycznej łaski wybrania sprawia, że Izraelici (a wśród nich Mojżesz) uświadamiają sobie także przepastność grzechu! Podobnie jest z nami, ilekroć rachunek sumienia rozpoczynamy nie od zawinienia, lecz od obdarowania, by to w jego świetle dostrzec i ponazywać plamy moralnego brudu.

Ewangelia: J 5, 31-47

Dzisiejszy ciąg dalszy rozpoczętego wczoraj długiego komentarza Jezusa do znaku uzdrowienia wieloletniego sparaliżowanego mężczyzny podejmuje kwestię Jego wiarygodności. Zapewnia ją świadectwo Innego (lekcjonarz rezygnuje z dużej litery), czyli prawdopodobnie samego Boga Ojca, który legitymizuje Syna na cztery sposoby: przez misję Jana (= Chrzciciela); przez dzieła własne Jezusa (= znaki przekraczające cuda); przez głos, oblicze słowo samego Boga Ojca (= możliwe odwołanie do sceny chrztu, zob. J 1, 32n, opisanej także przez synoptyków, albo do sceny przemienienia; por. także J 12, 28-30); wreszcie, przez duchowy sens Pisma (= Stary Testament zapowiadający Mesjasza-Chrystusa). Oczywiście, te cztery sposoby – nie tyle wyraźnie wyliczone, ile dające się wyróżnić przy wnikliwej lekturze tekstu – oddziałują na siebie nawzajem, analogicznie do szkiełek kalejdoskopu. W każdym razie, z perspektywy Jezusa, obeznani w objawieniu Żydzi mają wszelkie środki ku temu, by z pewnością Go rozpoznać i dobrowolnie uznać w Nim wyczekiwanego Zbawiciela. Jednakże, konkluzja Mistrza napawa goryczą: A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie! W dalszym ciągu, demaskuje On dwa źródła ich duchowej ślepoty i zatwardziałości woli: szukanie ludzkiej chwały (której On sam nie oczekuje, zainteresowany wyłącznie chwałą Boga, por. wersety 41 i 44), które w efekcie przekłada się na zamknięcie serca na objawienie biblijne (Waszym oskarżycielem jest Mojżesz… O Mnie bowiem on pisał). Tym samym, jeszcze raz potwierdza się, że jakość życia moralnego rzutuje na jakość życia kontemplacyjnego: jeżeli w tym pierwszym zachowujemy prawą intencję, także w tym drugim będziemy dysponowani do czystości modlitwy – i vice versa.

Piątek, 1.04.2022 r.

Pierwsze czytanie: Mdr 2, 1a. 12-22

Dziś drugi dzień naszego mini-cyklu starotestamentalnych postaci zapowiadających Mesjasza. Anonimowy sprawiedliwy to niechybnie najpierw żydowski mieszkaniec antycznej Aleksandrii; znajdowała się tam pokaźna diaspora żydowska zagrożona wpływami greckiej kultury – to właśnie do niej zaadresowana jest Księga Mądrości. Jej autor był świadom trudności, jakich przysparza dbanie o własną tożsamość w niesprzyjającym otoczeniu. Postawa sprawiedliwego – asertywnie trzymającego się ścieżki Prawa Bożego – kłuje w oczy zarówno samych egipskich pogan, jak i zeświecczonych czy zhellenizowanych żydowskich pobratymców. Analogicznym wyrzutem stał się dla swych ówczesnych Jezus Chrystus ze swoją interpretacją Prawa, a zwłaszcza ze swym synowskim odniesieniem do Boga. Szyderstwa wygłoszone pod adresem sprawiedliwego niemalże dosłownie powtórzą się wobec ukrzyżowanego Zbawiciela: Jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z rąk przeciwników. Próba tożsamości, która oryginalnie dotknęła starożytnych żydowskich emigrantów, ostatecznie stając się zapowiedzią cierpienia Mesjasza, nie omija także nas. Uczestniczymy w losie Jezusa. Warto więc przebadać swoją faktyczną gotowość na tę próbę: jak znoszę odmienność mojego życia wobec niechrześcijan lub letnich chrześcijan; w jakim stopniu moje poczucie wartości i bezpieczeństwa zależy od dziecięcej relacji z Bogiem Ojcem, a w jakim od społecznej akceptacji; czy perspektywa szczęścia wiecznego po śmierci dodaje mi otuchy wobec ludzkiego opuszczenia i wrogości?

Psalm responsoryjny: Ps 34 (33), 17-18. 19-20. 21 i 23

Utwór ten – jak zawsze tematycznie dopasowany do pierwszego czytania – możemy zinterpretować w kluczu zapewnienia, że mimo dającej się we znaki niesprawiedliwości na tym świecie, Bóg „trzyma rękę na pulsie”: między sprawiedliwymi sługami Pańskimi wołającymi o pomoc złoczyńcami zachodzi istotna granica, choć ostatecznie ujawnia się ona po śmierci. Warto też skojarzyć dzisiejszy psalm bezpośrednio z cierpiącym Chrystusem, którego prototypem był anonimowy sprawiedliwy z pierwszego czytania, i który – wewnątrz tajemnicy Kościoła – identyfikuje się z nami. Sam Jezus wołał o pomoc Pan uratował go od wszelkiej udręki; sam Jezus cierpiał liczne nieszczęścia, ale Pan go ze wszystkim wybawił – nie tyle zachowaniem od krzyża, ile zmartwychwstaniem (por. Hbr 5, 7nn).

Ewangelia: J 7, 1-2. 10. 25-30

Dzisiejszy fragment nie przynosi już kolejnego znaku – „przeskoczyliśmy” bowiem cały szósty rozdział zawierający dalsze dwa z nich (czwarty, czyli rozmnożenie chleba, i piąty, czyli chodzenie po wodzie) – nawiązuje za to do obecnego we wczorajszym urywku motywu uwiarygodniania Jezusa przez samego Boga Ojca. Zwróćmy uwagę na to, że narracja towarzysząca pierwszym dwóm znakom (przemianie wody w wino na weselu w Kanie i uzdrowieniu syna urzędnika królewskiego w Kafarnaum) była całkiem prosta i klarowna – łatwo się ją czytało. Z kolei, w następstwie trzeciego (uzdrowienia chorego przy sadzawce w Jerozolimie) oraz czwartego i piątego znaku (opuszczonych w liturgii) wywiązały się zawiłe polemiki Jezusa z Żydami, zogniskowane wokół Jego boskiej tożsamości i mesjańskiej misji, których lektura przyprawia o zawrót głowy. Tak, niestety, będzie dziś i jutro. Zamiast jednak uparcie rozwikływać pokrętną narrację – dla przykładu: w dzisiejszym rozdziale Jezus najpierw dwukrotnie odmawia udania się do Jerozolimy (wersety 1 i 8), po czym zmienia zdanie (werset 10) – pożyteczniej dla ducha będzie pomodlić się o wewnętrzną wolność i pomedytować nad centralnym dla dzisiejszego fragmentu problemem podwójnego pochodzenia Jezusa – ludzkiego i boskiego: Przecież my wiemy, skąd On pochodzi… – Ja jednak nie przyszedłem sam z siebie… Prawdomówny jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał. Zauważmy, że słowa te padają w jerozolimskiej świątyni, czyli jedynym wówczas na świecie miejscu jakby „skondensowanej” na stałe Bożej obecności; Jezus oczekuje, aż Żydzi przyjmą prawdę o nowej świątyni – świątyni Jego fizycznego ciała, w którym naprawdę mieszka bóstwo (zob. J 2, 21; Kol 2, 9), co kiedyś stanie się naszym dogmatem o Jego dwóch naturach (zob. KKK 464-469), a także podstawą dogmatu o analogicznej podwójnej naturze Kościoła, który oprócz wymiaru widzialnego (= ludzkiego, instytucjonalnego, historycznego itp.), posiada także wymiar niewidzialny (= mistycznego Ciała Chrystusa i świątyni Ducha Świętego; zob. KKK 787-801). I Jezus, i Kościół stanowią przedmiot daru wiary. Pomedytujmy nad tym.

Sobota, 2.04.2022 r.

Pierwsze czytanie: Jr 11, 18-20

Dziś wychodzi nam naprzeciw ostatnia postać przepowiadająca Chrystusa. Jeremiasz był jednym z największym proroków, docenionym jednakże dopiero po śmierci – za życia bowiem wypominał rodakom grzech bałwochwalstwa oraz niecne postępowanie, zwiastujące upadek i niewolę całego narodu; wielokrotnie szykanowany i zagrożony śmiercią z rąk braci, towarzyszył im jednak do końca, wraz z nimi udając się na zsyłkę. Nie będąc żonaty – co dla ówczesnej klanowej kultury musiało być ewenementem niemalże gorszącym – świadczył o swym szczególnym odniesieniu do Boga, a zarazem uosabiał Jego samego, wiernego swej zbiorowej izraelskiej Oblubienicy. W przypisywanej Jeremiaszowi Księdze znajdują się wyjątkowe, autobiograficzne wyznania, w których prorok dzieli się swoim rozedrganym wnętrzem i skarży się Bogu na swój nieszczęsny los. Fragment jednego z nich stanowi dzisiejsze czytanie: mężczyźnie otwierają się oczy na zawiązywany przeciwko niemu spisek… Przybiera jednak postawę potulnego baranka prowadzonego na zabicie, niewinnego i nieświadomego czekającej go kaźni. W tym nastawieniu pozostaje w pełni ludzki – nie tłumi wzbierających przeżyć, w tym pragnienia pomsty, gdyż wie, że Pan jest sprawiedliwym sędzią, badającym jego serce i nerki (czyli „siedzibę” intensywnych uczuć). Nietrudno jest przenieść cechy Jeremiasza na Jezusa: także Jego serce jest dziewicze – oblubieńczo oddane Bogu Ojcu i zrodzonej ze swego przebitego boku Oblubienicy (czyli nam, Kościołowi, obejmującemu również naród wybrany); także Jego misja wywoływała opór i wrogość, stając się ewangelicznym „znakiem sprzeciwu” (zob. Łk 2, 34) – który usiłowano uciszyć na krzyżu; wreszcie, także Jego postawa wobec niezawinionego i zastępczego cierpienia była przepełniona ludzkimi bolesnymi przeżyciami – rozciągniętymi pomiędzy lamentacją: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?!” i wyznaniem: „W ręce Twoje powierzam ducha Mego” (zob. Mt 27, 46; Łk 23, 46).

Psalm responsoryjny: Ps 7, 2-3. 9b-10. 11-12

Wykonajmy następujące ćwiczenie: ten jeden raz zlikwidujmy formalne przerwy między pierwszym czytaniem i psalmem responsoryjnym, by odczytać je w trybie ciągłym – przekonamy się wówczas, jak gładko, niezauważalnie wręcz, przechodzą w siebie (zarówno co do treści, jak i co do formy). Choć, podobnie do czytania, dzisiejszy psalm ma swój kontekst, o którym mówi otwierający go werset – zmaganie Dawida z Saulem (prawdopodobnie) – nie traci przy tym charakteru uniwersalnego; tak więc towarzysząc przeżyciom i perypetiom Jeremiasza i Dawida, możemy swobodnie włączać w nie własne bolesne dzieje. Na koniec, zaintrygujmy się dwiema wersjami tłumaczenia 12. wersetu tego utworu: obowiązujący w liturgii (a także, np., w Biblii Tysiąclecia czy Biblii Paulistów) oryginał hebrajski mówi o Bogu, sędzi sprawiedliwym, Bogu co dzień pałającym gniewem; tymczasem, powstające od III wieku przed Chr. i rozpowszechnione w czasach Jezusa greckie tłumaczenie Biblii, przynosi odmienne przesłanie: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, dokładnym i cierpliwym, nie przynosi z sobą gniewu każdego dnia” (zob. Biblia Pierwszego Kościoła, wyd. VOCATIO). Wydaje się, że antropomorfizacje te wcale sobie nie przeczą, a jedynie na różny sposób oddają umiłowanie sprawiedliwości, której po Bogu możemy się zasadnie spodziewać (= alternatywa hebrajska odpowiadająca mentalności żydowskiej: ekspresywnej i obrazowej), i to z zachowaniem doskonałej miary (= alternatywa grecka bliższa hellenistycznym ideałom stoickim).

Ewangelia: J 7, 40-53

Zamykamy dziś trudny, siódmy rozdział Ewangelii św. Jana fragmentem, w którym aż roi się od nagromadzonych bohaterów: są tłumy, które poniekąd znają mesjańskie proroctwa biblijne, ale są niedoinformowane co do faktycznego miejsca urodzenia Jezusa; są strażnicy, czyli niby „twardzi faceci”, a jednak onieśmieleni stylem i treścią Jego przepowiadania; są arcykapłani i faryzeusze zatruci zawiścią, poczuciem wyższości i przekonaniem o własnej nieomylności; wreszcie, jest dostojnik i mędrzec Nikodem, jeden ze szczerych uczniów Jezusa, lecz ukrytych z obawy przed Żydami (por. J 7, 13; 12, 42; 19, 38; 20, 19). Jeśli zajrzymy do opuszczonych w liturgii wersetów znajdujących się między wczorajszym a dzisiejszym urywkiem, odnotujemy narastającą polaryzację: gdy tłumy zaczynają skłaniać się ku mesjaństwu Jezusa – On zaś odpowiada na to pozytywną zapowiedzią zesłania Ducha Świętego – obserwujący to przywódcy coraz bardziej rozważają scenariusz użycia przeciwko Niemu siły (zob. J 7, 31-39). Nabrzmiałe między tymi osobami i grupami napięcie nie znajduje jednak konstruktywnego ujścia, o czym świadczy przepisane na dzisiaj zakończenie rozdziału: Rozeszli się – każdy do swego domu; wkrótce wszyscy znów się zgromadzą, zwabieni intrygą uknutą wokół kobiety cudzołożnej, i znów wejdą z Jezusem w karkołomną polemikę (zob. cały następny rozdział czytany w przyszłym tygodniu). Ale zanim to nastąpi, postarajmy się w miejscu aktualnego narracyjnego rozluźnienia uczynić duchowy, teologiczny przystanek modlitewny: powodem bowiem tymczasowego „rozejmu” nie jest sam brak „parlamentarnej większości” u którejś ze stron, lecz Opatrzność – znajdujemy się wciąż w Księdze Znaków i tylko Bóg zna drogę, która doprowadzi do objawienia wielkiego, ósmego znaku chwalebnego ukrzyżowania. Strategiczne analizy, kalkulacje i przewidywania – rodem z podręczników historycznych bądź książek z gatunku political fiction – nie odpowiadają „Bożemu czytaniu” Ewangelii (lectio divina); a przecież to o taką lekturę nam w liturgii chodzi.