[dzien 1]
Niedziela, 22.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Iz 8, 23b – 9, 3
Izajasz całe wieki przed Chrystusem ogłaszał Dobrą Wiadomość (Ewangelię). Gdy mowa o wkraczaniu Boga w nasze życie, to jest to zawsze Dobra Wiadomość, a „Dzień Pański” – moment, gdy Bóg na powrót w pełni zakróluje – będzie „straszny” (Jl 2, 11; 3,4) tylko z punktu widzenia ludzkiej perwersji, w perspektywie ucieczki przed światłem w mrok (por. J 3, 19). Ten sam ogień Bożej Miłości niesie cywilizacji egoistów klęskę pożaru, a respektującym autorytet Boga daje doświadczyć światła i ciepła szczęśliwego Poranka (por. Ml 3, 19-20).
To ważne: Bóg nigdy nie przychodzi skazywać, tylko leczyć, nie chce nas pokonać, lecz wyzwolić i nie nakłada ciężarów, tylko je z nas zdejmuje. Wszystko, co we mnie tęskni za spełnieniem, radością życia, prawdziwym szczęściem, spotka się z hojnością niebiańskiego Taty – pod warunkiem, że pozwolę złamać jarzmo udające skrzydła, gniotące mi ramiona jarzmo pychy i samowoli, diabelski prezent.
Psalm responsoryjny: Ps 27, 1bcde.4.13-14
Jesteśmy zaproszeni do uświadamiania sobie Bożej dobroci i własnej tęsknoty za tą Dobrocią (którą jest On sam), a także do budzenia w sobie ufności wobec Niego. Obyśmy świadomie chcieli mieszkać w namiocie Jego Obecności, obyśmy Go odkrywali i wybierali jako Światło naszego życia.
Drugie czytanie: 1 Kor 1, 10-13.17
To doprawdy tragiczne, że uczniowie Tego, kto oddał życie „by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno” (J 11, 52) – i swoją ofiarą „zadał śmierć wrogości”, jaką ludzie okazują Bogu i sobie nawzajem (por. Ef 2, 16-17) – z taką łatwością tworzą podziały we własnej społeczności. Uprawnione zróżnicowanie „jednego Ciała, składającego się z wielu członków” (1 Kor 12, 12) nie powinno nigdy przekształcać się w rozłamy. Niczyj osobisty autorytet ani atrakcyjność żadnej grupy nie powinny przesłonić podstawowego powołania Kościoła, jakim jest służba pojednania (por. 2 Kor 5, 19-20; Ef 2, 13-14).
Chcąc dobitnie zaakcentować bezsens bawienia się w ambicjonalne gry i tworzenia frakcji pod kościelnym szyldem, apostoł wyostrza sformułowania. Gdy odżegnuje się od udzielania chrztu i nauczania „w mądrości słowa”, to nie chodzi o negację wartości sakramentu, ani o przekreślanie refleksji teologicznej lub poruszającej retoryki. Zresztą we własnych wywodach Pawła znajdziemy zarówno głęboką teologię chrztu (por. Rz 6, 3-7) oraz inne subtelne i niełatwe w odbiorze refleksje (por. 1 P 3, 15-16), jak i fragmenty tchnące poezją (por. 1 Kor 13). Rzecz w tym, że wszystko to ma służyć paradoksalnej, szalonej w oczach świata mądrości zawartej w ofiarnej miłości Boga – leczącego naszą pychę pokorą Chrystusa (por. Flp 2, 5-11), odpowiadającego na arogancję i egoizm absolutną życzliwością i krańcowym darem z siebie (por. J 13, 1; Rz 5, 6-8). Nic w życiu chrześcijan nie może przesłaniać Dobrej Wiadomości o Łasce (por. Dz 20, 24), o tym, że Bóg wziął na siebie ciężar naszego pojednania się z Nim, że sam zapłacił cenę przełamania barier i zasypania przepaści, że kosztowaliśmy Go drogo i nic nie może nas odłączyć od Jego miłości (por. Rz 8, 31-39). Nasze chore zabawy w wielkość, kłótnie i podziały są tragicznym i samobójczym nieporozumieniem – a jedyne, co nas ratuje, to przyjęcie podarowanego Miłosierdzia, zgoda na „ukrzyżowanie dawnego siebie razem z Chrystusem” i bycie totalnie zainspirowanym przez „Tego, który mnie ukochał i wydał za mnie siebie samego” (por. Ga 2, 19-20).
Ewangelia: Mt 4, 12-23
Ewangelista pisze o spełnieniu przez Jezusa – oraz w Jego osobie – proroctwa o dobrym Świetle wschodzącym nad „krainą mroku” (por. J 1, 4-5). Przy tym ciekawy i znaczący jest fakt, że terenem objawienia bliskości Bożego królowania, czyli przywrócenia pełnej władzy Boga nad światem, stał się obszar „Galilei narodów” (Galilaía ton ethnon, Mt 4, 15), gdzie społeczność żydowska żyła po sąsiedzku z przedstawicielami innych kultur i religii. Choć Jezus będzie wyraźnie ograniczał swą działalność do szukania „zagubionych owiec Izraela” (por. Mt 10, 5-6; 15, 24), to judaizm w Jego wydaniu okaże się otwarty, świadomy powołania do bycia ostatecznie „światłem narodów” (por. Iz 49, 6; Łk 2, 30-32). Jednak zanim przyjdzie czas sprowadzania „owiec z innej owczarni” (por. J 10, 16), Mesjasz zacznie budzić „najpierw Żydów” (por. Rz 1, 16) do nowej relacji z Bogiem – żeby potomkowie Abrahama, przyjąwszy Nowe Przymierze, stali się „błogosławieństwem dla wszystkich pokoleń ziemian” (por. Rdz 12, 3), misjonarzami Dobrej Wiadomości o Łasce Boga (por. Dz 20, 24).
Czytamy o przeprowadzce Jezusa z Nazaretu do znacznie bardziej ludnego miejsca – rybackiej osady Kafarnaum, leżącej na szlaku handlowym – a następnie o rozpoczęciu przez Niego działalności wędrownego kaznodziei. Znów rzuca się w oczy rzecz ciekawa i ważna: zapowiedzi przywrócenia Boskich rządów towarzyszy „leczenie wszelkich chorób i słabości”, a nie wytykanie grzechów i grożenie karami. Owszem, twarde słowa przestrogi usłyszą obłudni świętoszkowie i zatwardziali egoiści, natomiast dla słabych, zagubionych, cierpiących z powodu chorób duszy i ciała nowina o królowaniu Boga to Dobra Wiadomość (Ewangelia). Królowanie Boga jest dobrym królowaniem, królowaniem Dobrego (por. Mt 19, 17), kogoś, kto ma wobec nas „zamiary pełne pokoju, a nie zguby” (por. Jr 29, 11). To królowanie przychodzi w osobie Jezusa ofiarującego „odpoczynek duszy” wszystkim dźwigającym jakiś życiowy balast (por. Mt 11, 28). Kamieniem węgielnym Boskiego ładu okazuje się Przyjaciel grzeszników (por. Mt 11, 19) – a potkną się o ten kamień ci, co nie chcą „odwrócić myśli” (metanoéo, por. Mt 4, 11), opamiętać się i zastąpić roztropności chorego świata mądrością dłużników Miłosierdzia.
Dzisiejszy fragment Ewangelii zawiera też opis powołania czterech apostołów. W wersji Mateusza i Marka (por. Mk 1, 16-20) wygląda to jak nagłe oderwanie tych ludzi od codziennych zajęć przez intrygującego Przechodnia. U Łukasza porzucenie łodzi i sieci wiąże się z wysłuchaniem wcześniej Jezusowego kazania i doświadczeniem bezpośrednio po nim cudownego połowu ryb (por. Łk 5, 1-11). Natomiast zgodnie z przekazem czwartego ewangelisty znajomość Jezusa z Andrzejem i Szymonem-Piotrem zaczęła się już nad Jordanem, w miejscu działalności Jana Chrzciciela. Nasze historie poznawania Chrystusa i odkrywania osobistej drogi życiowej miewają momenty olśnień i szczególnych przeżyć, ale zarazem rozwijają się etapami, stopniowo.
[dzien 2]
Poniedziałek, 23.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Hbr 9, 15.24-28
Nigdy dość przypominania o nowości przymierza z Bogiem, które przyniósł Chrystus. Choć używamy w kościelnym języku słownictwa wspólnego dla różnych tradycji religijnych, to jednak Ewangelia zmienia sens takich pojęć jak „ofiara”, „przebłaganie” lub „świątynia”.
Mówienie o domach modlitwy jako „świątyniach” nie oznacza, że do kontaktu z Bogiem potrzeba strefy „sacrum”, a reszta świata pozostaje „nieczysta” lub religijnie obojętna. Bóg, mieszkając „w niedostępnej światłości” (por. 1 Tm 6, 16), jest zarazem „niedaleko od każdego z nas” (Dz 17, 27) i przyjmuje cześć oddawaną „w Duchu i prawdzie”, niezależnie od miejsca (J 4, 23-24). Mówienie o „ofierze mszy świętej” nie oznacza, że mnożymy ofiary – każda msza jest tylko (i aż) przedstawieniem Ojcu z nieba Jezusowego daru z siebie, który już dawno naprawił wszystko między Bogiem a nami. Dlatego obrzęd „Wieczerzy Pańskiej” (1 Kor 11, 20) nazywa się też Eucharistia, czyli „dziękczynienie”. Dziękujemy szczególnie za to, że słusznie należące się Bogu przeprosiny nie są żebraniem o litość u rozgniewanego Sędziego. Bóg „chce miłosierdzia, a nie ofiary” (Oz 6, 6; Mt 9, 13) i Jezus na krzyżu nie poniósł kary za grzechy świata, lecz wziął na siebie, wyhamował na otwartym sercu, impet naszej wrogości wobec Boga (por. Ef 2, 16). Ukochany Syn (por. Mt 3, 17) stał się ceną, jaką również Ojciec zapłacił za ratowanie duchowych samobójców (por. J 3, 16; Rz 8, 32).
Psalm responsoryjny: Ps 98, 1bcde.2-3ab.3cd-4.5-6
To, co Bóg dla nas zrobił, zasługuje na nieustanne wyśpiewywanie wdzięczności i zdumienia. Patrząc na krzyż Chrystusa rozbudzajmy w sobie radość przesyconą respektem i respekt przepojony radością. Najwyższy okazał swoje zbawienie, okazał nam pomoc – uratował nas na swój zaskakujący sposób. Objawił swoją sprawiedliwość, która okazała się tożsama z miłosierdziem, bo w Jego oczach sprawiedliwe jest odzyskać serce grzesznika, a nie pomścić jego zdradę.
Ewangelia: Mk 3, 22-30
Słowa o „bluźnierstwie, które nie ma odpuszczenia na wieki” brzmią strasznie, ale nie chodzi o limitowanie Miłosierdzia. Jezus nie posługuje się językiem Kodeksu Karnego, a Bóg – który jest samą Miłością (por. 1 J 4, 16) – „nie wpada w paroksyzmy gniewu, nie podlicza zła” (ou paroksýnetai, ou logídzetai tò kakón, 1 Kor 13, 5), a więc „nie płonie gniewem na wieki” (Ps 103, 9). Jezusowa wypowiedź to nie groźba ani wyrok, tylko śmiertelnie poważne ostrzeżenie, bo możliwość zablokowania łaski przebaczenia (oby nigdy niezrealizowana!) leży po stronie człowieka, po mojej stronie.
Sens przestrogi wyjaśniają okoliczności, w jakich została sformułowania. Wrogowie Jezusa, chcąc osłabić wymowę praktykowanych przez Niego egzorcyzmów, sięgają po argument, że Nazarejczyk dysponuje władzą nad demonami dzięki opętaniu przez ich przywódcę. Jezusowa riposta odwołuje się do zdrowego rozsądku i najpierw pobrzmiewa ironią: skoro szatan walczy sam ze sobą, to nie ma się co gorączkować, bo na zło przyszedł koniec. Zaraz potem Jezus mówi już absolutnie serio i przypomina, że uwolnić porwanego może tylko ten, kto obezwładnił porywacza. On wyrywa piekłu jego zakładników w sposób ewidentny, bez korzystania z zaklęć lub magicznych rytów, przywraca sponiewieranym wewnętrzną harmonię oraz zdrowe relacje z Bogiem i ludźmi (por. Mk 5, 2-19). Jeśli ktoś wbrew oczywistości, wyłącznie z powodu zafiksowania się w niechęci do Jezusa, jest gotów ignorować czy wręcz przedstawiać w złym świetle wyraźne znaki działania Ducha Świętego i przejawy Bożego królowania (por. Mt 12, 28), to ten ktoś niebezpiecznie igra z własną zdolnością do przyjęcia łaski.
Duch Święty jest Tym, który nas przekonuje „od wewnątrz”, pozostaje (jak powie później łacińska liturgia) Lumen cordium – „Światłością serc”. Bluźnierstwo przeciw Duchowi to obrażanie jasnej intuicji prawdy, zaprzeczanie czemuś, co niemożliwe do przeoczenia, upieranie się w obliczu czegoś, czego nie sposób nie dostrzec. Taka perwersja, będąca zniewagą dla własnej (zanurzonej w Duchu Bożym) wrażliwości, blokuje możliwość skorzystania z niewzruszonego i nieodwołalnego Miłosierdzia. Kto w niej trwa, ten nie pozwala sobie pomóc – i nie daj Boże, żeby komukolwiek „udało się” w niej wytrwać na zawsze.
[dzien 3]
Wtorek, 24.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Hbr 10, 1-10
Bóg nie gustuje w przelewaniu krwi, raczej jest gotów „ocalać ludzi i zwierzęta” (por. Ps 36, 7). Symbolika krwi jako esencji życia, wykorzystana w rytuałach Pierwszego Testamentu, wyrażała oddanie Bogu duszy składającego ofiarę (por. Kpł 17, 11), czyli powrót ludzkiego życia do jego Źródła (por. Ps 36, 10). Nie chodziło o śmierć w imię „karzącej sprawiedliwości” (por. Ez 33, 11), lecz o zwrócenie Bogu tego, co Mu się słusznie należy – Jego stworzenia, które się zgubiło (por. Mt 18, 11.14).
Tym, kto realnie połączył upadły świat ze Stwórcą, „spokrewnił” dzieci ziemi z niebiańskim Ojcem – nie tylko nas oczyścił, ale i „uświęcił” – jest Syn Boży i Syn Człowieczy w jednej Osobie. Ofiarę pojednania stanowiło całe Jego ziemskie życie, poddane woli Ojca chcącego „miłosierdzia, a nie ofiary” (Oz 6, 6; Mt 9, 13; 12, 7), pragnącego okazywać nam miłosierdzie i widzieć, jak się nim dzielimy ze sobą nawzajem (por. Rz 15, 7). Doszło jednak do przelania krwi – nie po to, żeby „przebłagać” Boga (który wcale nie chował urazy, por. Łk 15, 20-24), tylko żeby „kochając do końca” (por. J 13, 1) pójść za nami na samo dno zagubienia (por. Łk 15, 4). Wolą Ojca, zaakceptowaną przez Jezusa w Getsemani (por. Łk 22, 42), było wytrwanie przy ludziach, gdy Go odrzucą, wewnętrzna wspólnota przebaczającej Miłości z jej wrogami (por. Łk 23, 34a). Na krzyżu stało się zadość sprawiedliwości, bo wbrew piekłu kradnącemu Bogu Jego dzieci nasz Reprezentant, „najpiękniejszy z synów ludzkich” (por. Ps 45 3), oddał Ojcu siebie z nami w objęciach, zwrócił niebu ród Adama (por. Rz 5, 18-19).
Psalm responsoryjny: Ps 40, 2. 4ab.7-8a.10.11
Możemy wychwalać Boga, który (jak napisał Ozeasz, a powtarzał Jezus) „chce miłosierdzia, a nie ofiary” (Oz 6, 6; Mt 9, 13; 12, 7) – chce okazywać nam miłosierdzie i widzieć, jak je „podajemy dalej”, przygarniając się wzajemnie w naszych słabościach (por. Rz 15, 7). Naszą ofiarą dla Boga jest „duch skruszony” (por. Ps 51, 19) oraz głoszenie słowem i czynami Jego sprawiedliwości – sprowadzającej się do łaski (absolutnej życzliwości) i wierności. Bóg jest dobry, jest niezwykły w swojej dobroci.
Ewangelia: Mk 3, 31-35
Warto o tym pamiętać, bo niejednej osobie w trudnej sytuacji przyniesie pocieszenie świadomość, że Zbawiciel zakosztował podobnych przeżyć: Jezus nie był rozumiany we własnej rodzinie. Najwyraźniej dla Jego bliskich – których pisana po grecku Ewangelia semickim zwyczajem nazywa „braćmi” – nagła popularność oraz pewna ekscentryczność Krewniaka stanowiły problem.
Katolik (lub prawosławny) może się poczuć zbity z tropu obecnością Matki Jezusa w gronie przychodzących Go „uspokoić”. Czy to miałoby znaczyć, że i ona zwątpiła? Jednak Ewangelie według Łukasza i Jana pokazują Marię w kluczowych momentach Jezusowej historii jako osobę ufającą wiadomości z nieba (por. Łk 1, 45), rozważającą sens wydarzeń w świetle słów Boga (por. Łk 2, 19.51b) i trwającą przy Synu, po Jego stronie (por. J 2, 5; 19, 25). Być może
w naszym epizodzie owdowiała (tekst milczy o Józefie) Matka spokojnego do tej pory Cieśli została po prostu zmuszona przez kuzynów do pójścia z nimi – a dla niej samej była to okazja, żeby się z Jezusem zobaczyć…
Jak widać, Jezus nie daje się szantażować zobowiązaniami wobec rodu, od razu stawia granicę, wskazuje własne priorytety. Nie przerywa kazania, a do tego wprost deklaruje, że ludzie, do których został posłany, są dla Niego teraz najbliższymi. Podobnie jak w Łukaszowej opowieści o Jego zawieruszeniu się w Jerozolimie w wieku dwunastu lat, również tutaj chce być cały „w tym, co jest Ojca” (Łk 2, 49), w misji wobec ludzi, których „Ojciec Mu dał” (por. J 17, 6).
Warto brać sobie do serca tę lekcję w czasach, gdy tak mocno (i całkiem słusznie) stajemy w obronie rodziny. Niewątpliwie wspólnota krwi pozostaje darem i wartością – jednak, po pierwsze, mamy ją w miarę możliwości przemieniać we wspólnotę ducha (oczywiście bez lekceważenia wymiaru cielesnego), a po drugie musimy ją otwierać na o wiele szerszą perspektywę królestwa Bożego i domu niebiańskiego Ojca. Uczeń Chrystusa ma obowiązek dbać „o swoich, a zwłaszcza domowników” (1 Tm 5, 8), pielęgnować relacje ze współmałżonkiem i dziećmi (por. Ef 5, 21 – 6, 4), ale wielka sieć Bosko-ludzkich i międzyludzkich więzi, zwana Kościołem (po grecku Ekklesia – „Gromadą Zwołanych”) wymaga też „rozszerzania przestrzeni swego namiotu” (por. Iz 54, 2), ogarniania sercem nowego rodzaju „domowników”. Więzi rodzinne nie mogą być nadrzędną wartością, a nawet muszą zostać oczyszczone przez radykalne wewnętrzne zdystansowanie się od nich i oddanie wszystkich naszych naturalnych miłości Bogu, postawionemu na absolutnie pierwszym miejscu (por. Łk 14, 26). Żeby sensownie kochać, musimy najpierw zakochać się w samej Miłości (por. 1 J 4, 16), bo prawdziwie kochający „nie szuka swego” (por. 1 Kor 13, 5). Natomiast oddając wszystko Bogu nie tylko odzyskujemy to w nowy sposób, ale też otrzymujemy „stokroć więcej” bliskich (por. Mk 10, 29-30).
Rodzina to nie wszystko, choć jest ważna. A gdy myślimy i mówimy o wielkiej rodzinie Kościoła, to nie skupiajmy się wyłącznie na wielodzietnych parach oraz na tych, którzy oficjalnie zadeklarowali celibat. Istnieje wiele sposobów realizacji miłości i przeżywania relacji – niektóre dobrowolnie wybrane, inne „przytrafiające się” nie wiadomo czemu. Wszystkie stanowią elementy wspólnotowego organizmu, mistycznego Ciała Chrystusa (por. 1 Kor 12, 12.21-23.27), jeśli tylko w zróżnicowanych sytuacjach życiowych staramy się rozpoznawać i wypełniać wolę Ojca, Jego konkretnie nas dotyczący „zamiar pełen pokoju” (por. Jr 29, 11).
[dzien 4]
Środa, 25.01.2017 r. Święto Nawrócenia św. Pawła Apostoła
Pierwsze czytanie: Dz 9, 1-22
Nagła przemiana zaciętego wroga „drogi Chrystusa” w jej najgorliwszego chyba propagatora musi zastanawiać. Zwróćmy uwagę, że osią wszystkiego jest osobiste spotkanie z Jezusem, który w nagłym, powalającym rozbłysku światła przychodzi z jednym, prostym, pozbawionym agresji pytaniem: „Dlaczego Mnie prześladujesz?” Jezus, utożsamiający się z krzywdzonymi przez Szawła chrześcijanami, pokonuje wroga stając przed nim z łagodną stanowczością, dając się zobaczyć w jasnej intuicji. W rozbłysku tajemnicy Szaweł zobaczył Kogoś, kto go na zawsze urzekł. Pokonać wroga po Bożemu, to zmienić go w przyjaciela.
Psalm responsoryjny: Ps 117, 1-2
Niech nas nie zwiedzie krótkość tej pieśni, zwięzłość wyrażonej pochwały – bo jej treść zasługuje na powtarzanie przez cały dzień, przez całe życie. Bóg zasługuje, żebyśmy Go wszyscy wychwalali. Czy tak nie jest, czy nie dzięki temu w ogóle egzystujemy, że wciąż towarzyszy nam Jego łaska i wierność – niezawodna życzliwość, afirmacja, przychylność, trwanie przy nas w każdej sytuacji w postawie niewzruszonej przyjaźni, zrozumienia, sympatii? Niezwykły jest nasz Bóg, powtarzanie tego jest „godne i sprawiedliwe”.
Ewangelia: Mk 16, 15-18
Zwięzłe streszczenie pouczeń, jakie otrzymali apostołowie od zmartwychwstałego Jezusa, zawiera polecenie ogłaszania Dobrej Wiadomości „całemu stworzeniu”, obietnicę i przestrogę dotyczącą reakcji na tę Wiadomość, oraz zapowiedź znaków, które będą towarzyszyć życiu wierzących.
Ciekawy jest szczegół, jakim różnią się między sobą obietnica zbawienia, uratowania od skutków uwikłania w upadek świata, oraz ostrzeżenie przed ryzykiem poniesienia konsekwencji udziału we wspomnianym upadku – „byciem osądzonym”. O ile ratuje nas wiara i chrzest, o tyle wyrok skazujący, zderzenie z Boskim sprzeciwem wobec zepsucia stworzenia, zagraża człowiekowi tylko w przypadku braku wiary. W pierwszej reakcji na takie twierdzenie można by spytać, czy to sprawiedliwe uzależniać wieczne szczęście lub rozminięcie się z nim od poglądów wyznawanych przez zainteresowanego – a także od tego, czy w ogóle zetknął się on z Ewangelią i miał szansę się do niej ustosunkować… Czy istotniejsze nie powinno być dobre postępowanie niż to, w co dany człowiek wierzy? Jednak nowina o zbawieniu dzięki wierze jest w istocie Dobrą Wiadomością, bo przecież każdy, kto uczciwie przyjrzy się samemu sobie, zobaczy opisaną przez apostoła Pawła wewnętrzną wojnę między „teoretyczną” afirmacją dobra, a dziwną skłonnością do sprzeniewierzania mu się w praktyce (por. Rz 7, 18-24). Chyba nikt nie mógłby z ręką na sercu zapewnić, że nigdy nie pogwałcił zasad, które sam szczerze wyznaje. Tak więc zbawienie „dobrych ludzi” okazuje się problematyczne, skoro
w gruncie rzeczy nie umiemy być dobrzy – a to, co z siebie w tej dziedzinie zdołamy wykrzesać, zawsze jest podejrzane wskutek niejednoznacznych motywacji. Jak zauważa prorok, serce człowieka (centrum osoby, nasz ośrodek decyzyjny) „jest zdradliwsze niż wszystko inne, przewrotne i nieprzeniknione” (por. Jr 17, 9). Dobro w naszym wykonaniu pozostaje skażone egoizmem i nie równoważy zła, jakiego się dopuszczamy.
Ratuje nas wiara rozumiana na sposób biblijny, czyli niesprowadzająca się bynajmniej do przekonań, lecz obejmująca gotowość poszukiwania Boga (por. Hbr 11, 6) – oraz zaufanie do Niego i „wierzenie Bogu” (por. Rz 4, 3), poleganie na Nim i okazywanie Mu posłuszeństwa (por. Hbr 11, 8.17-19). Opierając się dzięki takiej postawie na „jedynym Dobrym” (por. Mk 10, 18) stajemy się „sprawiedliwi”, bo dokonujemy słusznego wyboru życiowego Przewodnika i podtrzymywani przez Niego wchodzimy na słuszną drogę. Będąc niezdolni do samodzielnego wywikłania się ze zła i czynienia dobra nie budzącego zastrzeżeń, możemy przyjąć ofiarowane nam uwolnienie i pozwolić Dobremu działać przez nas. Dobre czyny stanowią przejaw wiary, pokazują, że ufając ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu Panu otworzyliśmy się na Ducha Bożego, Podmuch Miłości dający inspirację i siłę. A dostosowanym do ludzkiej percepcji znakiem i narzędziem zanurzenia w Bożym Tchnieniu – Duchu Świętym – jest mistyczne obmycie, chrzest.
Takie postawienie sprawy wbrew pozorom nie dyskwalifikuje ludzi niebędących wyznawcami chrześcijaństwa, ani nie kłóci się z łatwym do zaobserwowania faktem istnienia szlachetnych innowierców, agnostyków i ateistów. Trzeba pamiętać, że Syn-Słowo Boga, wieczny Wyraziciel Jego natury (por. Hbr 1, 3) – który dał się poznać i zawalczył o nas jako Jezus z Nazaretu, obejmując skutkami swej ofiary pojednania wszystkich ludzi wszystkich czasów (por. J 12, 32) – od początku świata działa też jako ożywiające człowieka duchowe Światło (por. J 1, 4), przemawiające w sumieniach i wpisujące Boskie reguły życia również w serca pogan (por. Rz 2, 14-16). Jeśli ktoś, nie znając Ewangelii, decyduje się bezinteresownie nakarmić głodnego, napoić spragnionego, przyjąć i ugościć obcego, zainteresować się losem chorego i zatroszczyć się o przebywającego w więzieniu (por. Mt 25, 35-36), to znaczy, że uwierzył intuicji dobra, Słowu Boga występującemu incognito. Wiara w bezcenną wartość każdego (nawet najmniej znaczącego dla świata) dziecka ludzkiego rodu to już subtelna postać wiary w „imię Syna Człowieczego”, jedyne imię gwarantujące nam ocalenie na wieki (por. J 3, 14-15; Dz 4, 12).
Można być zbawionym bez chrztu i formalnej przynależności do Kościoła – ale nie można ocalić duszy bez uwierzenia przynajmniej wewnętrznej tęsknocie za Prawdą i Dobrem, bez zaufania tajemniczemu Światłu przeczucia, że należy ze wszystkich sił ukochać Miłość i traktować każdego człowieka tak, jak sam pragnę być traktowany.
[dzien 5]
Czwartek, 26.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Tt 1, 1-5
Dzisiejsze pierwsze czytanie obejmuje początkowe wersety Listu do Tytusa, które zgodnie z zasadami starożytnej epistolografii zawierają prezentację nadawcy i wskazanie adresata. Przy tym standardowa formułka jest nasycona treścią nie tylko osobistą, ale i głęboko teologiczną. To piękne, że Theo-logia, „słowa o Bogu”, ujęto w formę listu do przyjaciela, nawet jeśli przyjaciel pozostaje zarazem uczniem i współpracownikiem. Autor listu nazywa go „prawowitym dzieckiem we wspólnej wierze”. Kościół Chrystusa jest gronem Jego przyjaciół i powierników (por. J 15, 15), naśladujących we wzajemnych relacjach postawę Mistrza wobec każdego i wszystkich (por. J 13, 34).
Paweł, piszący o sobie jako „wysłanniku” (apostolos) Jezusa, widzi wierzących jako „Bożych wybrańców”, którym może służyć „prawdą odnośnie do pobożności”, pokazać sekret właściwego uczczenia Boga. Z dalszej części listu można wyczytać, że pobożność chrześcijan opiera się na przyjęciu niezasłużonego miłosierdzia (por. Tt 3, 5), wynikającego z Bożej „przyjaźni wobec ludzi” (philanthropia, Tt 3, 4), oraz na transmitowaniu tej świętej „filantropii” na otoczenie poprzez postawę życzliwości, delikatność i dobre uczynki (por. Tt 3, 2.8). Wdzięczność dla Boga i dobroć dla ludzi prowadzą do życia wiecznego, o którym nas zapewnił „Bóg, co nie kłamie”. Do królestwa przyjaźni i miłości idzie się przez przyjaźń i miłość.
Psalm responsoryjny: Ps 96, 1-2.3.7-8a i 10
Dobrze jest wychwalać Boga, bo to nadaje właściwą orientację życiu. Podstawą prawdziwej mądrości jest uszanowanie Stwórcy („bojaźń Boża”, por. Ps 111, 10), „przyznanie Mu chwały i uznanie Jego potęgi”. Tak, On jest najważniejszy i najwspanialszy! Przy tym ratuje nas z rozmaitych doczesnych bied i od wiecznego rozminięcia się ze szczęściem (którym jest przynależność do Jego rodziny i mieszkanie w Jego domu). Jak najbardziej słuszne jest codzienne „ogłaszanie Jego zbawienia”, jak najbardziej zbawienne jest zaakceptowanie Jego królowania i bycie Mu wiernym.
Ewangelia: Łk 10, 1-9
Jezus wyprawia swoich uczniów (grupę wybraną z szerszego grona, spoza elitarnego kręgu Dwunastu) na misję „do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam miał przyjść”. Każda misja, którą Pan powierza chrześcijaninowi – wyświęconemu lub nie – jest w gruncie rzeczy „przygotowywaniem Mu dróg” (por. Łk 1, 76). To nie my nawracamy, uzdrawiamy, nauczamy, tylko On w swojej łaskawości pozwala nam być kanałem Jego przychodzenia i Przejścia (Paschy). Mamy czynny udział w rzeczach absolutnie wielkich, ale one nie zaczynają się od nas i nie na nas się kończą. „Niewolnikami bez wartości jesteśmy” (Łk 17, 10), choć jednocześnie Syn Boży robi z nas swych powierników i przyjaciół (por. J 15, 15).
Nie powinniśmy przeceniać własnej roli, ale zarazem nie możemy się uchylać od służby – a Jezus zaprasza do powszechnej troski o „Jego żniwo”, wielką zbiórkę serc do spichlerza Miłosierdzia. Nie przykrawajmy wezwania Ewangelii do naszych małostkowych schematów, nie zamieniajmy zleconej sobie „prośby o robotników” w zwyczajową „modlitwę o powołania kapłańskie i zakonne”. Owszem, życie Kościoła nie obejdzie się bez braci „starszych” (por. Dz 14, 23) – kierujących „posługą słowa” (por. Dz 6, 4), przewodniczących Wieczerzy Pańskiej (por. 1 Kor 11, 20.23-25), odpuszczających w imię Chrystusa grzechy (por. J 20, 22-23), udzielających Ducha Świętego (por. Dz 8, 15-17), namaszczających olejem uzdrowienia (por. Jk 5, 14)… Bezcenne jest też świadectwo życia sióstr i braci wybierających celibat ze względu na królestwo Boże (por. Mt 19, 12) i rezygnujących z posiadania dóbr, żeby swobodniej służyć Bogu i ludziom (por. Mt 19, 21). Jednak pracownikiem Chrystusowych żniw, „solą ziemi i światłem świata” (por. Mt 5, 13-16), jest każdy członek Bożej społeczności – wszyscy stanowimy „królewskie kapłaństwo,” żeby głosić „chwalebne dzieła” Boga (por. 1 P 2, 9), w różnorodności naszych obdarowań tworzymy jeden organizm z Chrystusem jako Głową (por. 1 Kor 12, 12), służąc sobie nawzajem otrzymanymi łaskami (por. 1 P 4, 10). Powinniśmy się modlić o odkrywanie przez każdego chrześcijanina swojej cząstki odpowiedzialności za żniwo Pana, oraz o hojność własnego serca wobec zaproszenia do pracy w „Bożej winnicy” (por. Mt 21, 28).
Niezależnie od rozmaitości naszych charyzmatów i zróżnicowania wymogów, jakie stawia przed każdym jego specyficzna służba oraz każde konkretne zadanie, możemy się inspirować duchem instrukcji, jakich Jezus udziela „siedemdziesięciu dwóm”. Pracownik żniwa Miłosierdzia wchodzi w dżunglę świata bezbronny i łagodny, całkowicie ufając Bogu, nie polegając na materialnych zabezpieczeniach. Dziwny zakaz „pozdrawiania kogokolwiek w drodze” nie ma na celu oschłości, tylko (w kontekście zwyczajów bliskowschodnich) unikanie rozpraszania się na nieistotne pogawędki, całkowitą koncentrację na zadaniu realizowanym w danym momencie. Pamiętajmy też, że w świetle nauki Chrystusa zetknięcie z kimś będącym w sytuacji kryzysowej nie tylko usprawiedliwia zatrzymanie się i „tracenie czasu”, ale wręcz czegoś takiego wymaga – jak uczy przypowieść o Dobrym Samarytaninie (por. Łk 10, 30-37).
Wstępem do podzielenia się z drugim człowiekiem Dobrą Wiadomością Boga jest okazanie mu życzliwości, przekazanie znaku pokoju – i wydaje się, że nie należy się bać przekazywania tego znaku „w ciemno”. Bóg sam się zatroszczy o ciąg dalszy i jeśli ktoś okaże się niewłaściwie usposobiony, to ofiarowana mu w imię Boże przychylność nie pójdzie przez to na marne. Widzimy też, że ogłaszanie bliskości królowania Boga wiąże się z uzdrawianiem ludzi z ich bolączek. Jesteśmy sługami Lekarza dusz (por. Mt 9, 12), przynosimy światu lekarstwo, a nie oskarżenie i sentencję wyroku. Wprawdzie w sytuacji „nieprzemakalności” czyjegoś serca, zdecydowanego odrzucenia zaproszenia do domu Ojca, Chrystus każe zasygnalizować, że ten ktoś sprowadza na siebie nieszczęście – ale na pewno nie chodzi o groźbę wypowiadaną z mściwą satysfakcją. Pamiętajmy, że Jezus płakał nad Jerozolimą rozmijającą się ze swą szczęśliwą chwilą, nie umiejącą przyjąć Księcia Pokoju (por. Łk 19, 41-44).
[dzien 6]
Piątek, 27.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Hbr 10, 32-39
Tym, co naprawdę groźne w momentach próby, nie są trudności ani prześladowania, ani nawet chwilowe upadki. Katastrofą byłaby utrata pokładanej w Bogu nadziei, wyjście na dobre z objęć Jego miłości (por. J 15, 9) w mrok zdrady (por. J 13, 30). Oddychać tym mrokiem to tracić duszę, stwarzać w sobie piekło.
Rzecz nie w tym, że „Bóg ukarze”, choć Biblia stosuje taki skrót myślowy. Bóg się nie mści, zależy Mu na grzesznikach (por. Ez 33, 11), chce ratować, a nie potępić świat (por. J 3, 17). Jego sąd ma postać zbawiennego kryzysu, konfrontacji naszych wewnętrznych mroków ze Światłem Chrystusa (por. J 3, 19) – ciepłym blaskiem bijącym z otwartej Bramy Bożej owczarni (por. J 10, 7). Kto „wykonuje dzieło prawdy”, ten uznając swą niegodność wchodzi w światło uzdrawiającego Słowa (por. Mt 8, 8) i pokazuje, że jego nawrócenie zostało „zdziałane w oparciu o Boga” (por. J 3, 21). Natomiast ucieczka w mrok zaślepia serce, narzuca fałszywą narrację na temat Pana (por. Mt 25, 24), skłania do ignorowania obecności Tego, kto przynosi ratunek (por. J 8, 24).
A więc nie w tym problem, że „gdy my się wyprzemy Chrystusa, to i On nas się wyprze”, bo ostatecznie „gdy my jesteśmy niewierni, On wierny pozostaje” (por. 2 Tm 2, 12-13). Myśl, że „strasznie jest wpaść w ręce Boga” (por. Hbr 10, 31) wyraża perspektywę trwających „po ciemnej stronie”. Wierzący Bogu, nawet upadły, wie, że lepiej wpaść w ręce Miłosiernego Sędziego niż innych mścicieli (por. 2 Sm 24, 14; 1 Krn 21, 13). Najgorsze, co nas może spotkać, to spojrzeć na Boga oczami diabła.
Psalm responsoryjny: Ps 37, 3-4.5-6.23-24.39-40
Dzisiejszy psalm emanuje ufnością i możemy z niego tę ufność chłonąć. Bóg nie jest kimś, kto nam stawia wymagania, kontroluje z wysoka, a potem beznamiętnie ocenia. Bóg Abrahama i Mojżesza, przemawiający ostatecznie przez Chrystusa (por. Hbr 1, 1-2), pozostaje Towarzyszem naszej życiowej wędrówki – Przewodnikiem w drodze do „swego odpoczynku” (por. Hbr 4, 1-11), do którego nas zaprosił, wyprowadzając z „domu niewoli”. Możemy Mu „powierzyć swoją drogę” z pełnym zaufaniem.
Kto Go poznaje, zaczyna się Nim cieszyć, a kto się Nim cieszy, ten odkrywa, że Boże propozycje odpowiadają najgłębszym pragnieniom jego serca. Wtedy zaczyna żyć „sprawiedliwie”, czyli w sposób słuszny, „czyniąc to, co dobre”.
Ewangelia: Mk 4, 26-34
Ewangelia z pewnością nie zachęca do lekkomyślności, słowo Boże nie usypia, lecz budzi (por. Rz 13, 11). Jezus wzywa do aktywnego „czuwania” w perspektywie Jego przyjścia i rozliczenia nas z powierzonych zadań (por. Mk 13, 33-37), oczekuje pomnażania otrzymanych przez każdego „talentów” (por. Mt 25, 14-30). Zachęca do starań, żeby nie zabrakło „pracujących przy Jego żniwie” (por. Łk 10, 2). A jednak uznał też za stosowne zapewnić nas, że o królowanie Boga, Jego ostateczne zapanowanie nad wszystkim, nie musimy się martwić.
Mamy być uważni i zaangażowani, ale mamy też pozostać spokojni. Nie ma się co bać o dzieło Pana, możemy polegać na mocy Jego słowa, ufać dynamizmowi Jego Ducha. Zasiew Bożego ładu, porządku zwycięskiej Miłości, skutecznie uzdrawiającego Miłosierdzia, ostatecznej harmonii, dyskretnie kiełkuje i rośnie pod powierzchnią trudnych realiów, w głębi niespokojnych, poranionych serc. Świetliste ziarno pracuje w naszej biedzie, „samorzutnie” (automate, Mk 4, 28) owocującej podarowaną świętością.
Z pewnością nie należy być „letnim” (por. Ap 3, 15-16), niewrażliwym na „przynaglenia” miłości Chrystusa (por. 2 Kor 5, 14). Sprawę zbawienia swojego i innych, ocalenia zagubionych dzieci Bożych, trzeba traktować absolutnie serio (por. Flp 2, 12). Ale nie ma też powodu do paniki, do neurotycznych obaw o siebie lub pesymizmu, gdy chodzi o losy innych. „Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło” jest w stanie doprowadzić je do szczęśliwego końca (por. Flp 1, 6). Chociaż zgodnie z paradoksalną logiką współpracy z łaską człowiek już „zdobyty” przez Chrystusa „pędzi, aby też Go zdobyć” (por. Flp 3, 12), to jednak nadzieja – którą w nas budzi miłość dowiedziona na krzyżu – „zawieść nie może” (Rz 5, 5).
Jeśli tylko zależy mi na Bogu, jeżeli biorę sobie do serca Dobrą Wiadomość Chrystusa i oddaję Duchowi Świętemu moją słabość, to nie szkodzi, że roślinka mojej świętości wygląda wątle. Nie szkodzi też, że w zderzeniu z realiami obumierają ziarna pięknych przedsięwzięć. Zmartwychwstały Ogrodnik mego życia (por. J 20, 15) jeszcze mnie zadziwi.
[dzien 7]
Sobota, 28.01.2017 r.
Pierwsze czytanie: Hbr 11, 1-2.8-19
Niełatwy do przetłumaczenia werset definiujący wiarę określa ją jako „stawianie na to, na co mamy nadzieję” oraz „doświadczanie spraw niewidocznych”. Autor dodaje, że przez coś takiego „dali o sobie świadectwo” wielcy bohaterowie tradycji żydowskiej. Pominięty w dzisiejszym czytaniu fragment tekstu zawiera jeszcze uwagę, że wstępnym warunkiem zbliżenia się do Boga i „spodobania Mu się” pozostaje przekonanie, że Najwyższy „jest i nagradza poszukujących Go” (por. Hbr 11, 6). Późniejsze omówienie historii „ojca tych, co wierzą” (por. Rz 4, 11-12) uzupełnia charakterystykę wiary w jej rozumieniu biblijnym, pokazując związek przekonań i oczekiwań z osobistym stosunkiem do Boga, który się objawia – któremu wierzący ufa i na którym polega.
Taką postawę Abrahama wobec Pana widzimy w całej historii patriarchy: od pójścia w nieznane za Bożym Głosem, aż po słynne ofiarowanie Izaaka. Warto zwrócić uwagę na podaną w tekście interpretację tego ostatniego epizodu. Przy całym dramatyzmie sytuacji, w kontekście okrutnego archaicznego rytuału, Abraham widzi Boga jako Tego, kto chce życia, a nie śmierci – oczekuje wskrzeszenia zabitego syna.
Psalm responsoryjny: Łk 1, 69-70.71-72.74-75
Dzisiejszym psalmem jest Pieśń Zachariasza z Łukaszowej Ewangelii – dziękczynienie, które ojciec Jana Chrzciciela wypowiada po narodzinach syna, „proroka Najwyższego, mającego przygotować Mu drogi” (Łk 1, 76). Tekst stanowi pochwałę Bożej wierności własnym obietnicom, które Pan właśnie zaczyna spełniać, czyli wierności Boga w stosunku do protoplastów ludu Izraela, którym te obietnice złożył. Abraham i dawni prorocy nie zawiedli się w swojej wierze.
Możemy dziękować Bogu za historię zbawienia, tę biblijną oraz naszą osobistą. Jeśli mamy już doświadczenie wewnętrznego spotkania z Nim, to wiemy sami, z jakich uwikłań nas wyrwał, od jakich lęków uwolnił, oraz jak smakuje podarowana z łaski i przyjęta dzięki wierze sprawiedliwość – która nie jest moralną perfekcją, tylko trwaniem w odradzającej, inspirującej i napełniającej dynamizmem relacji z Kimś, „bez Kogo nic nie możemy uczynić” (por. J 15, 4-5).
Ewangelia: Mk 4, 35-41
Jezusowa lekcja wiary, która w Biblii jest zarazem ufnością. Najpierw mamy do czynienia z milczącym (ale jak wymownie!) świadectwem Mistrza, ufnie śpiącego na łodzi miotanej burzą. „Przewodnik” (archegós, Hbr 12, 2) naszej wiary do tego stopnia „jest w Ojcu” (por. J 14, 10), że zewnętrzne perturbacje nie mącą Mu wewnętrznego spokoju, nie wybijają z kojącego wyciszenia. Jego duch spoczywa w dobrych rękach Ukrytego Abba-Taty (por. Łk 23, 46), który zarazem „jest w Nim”, przenika całą Jego jaźń swą obecnością. Centrum Jezusowej duszy, utulonej niczym „niemowlę przy Matce” (Ps 131, 2), przypomina głębię oceanu, nietkniętą wzburzeniem kotłujących się na powierzchni fal.
Dopowiedzmy od razu, że ta po niebiańsku dziecięca dusza dozna jednak na krzyżu uderzenia wiatru rozdzierającego jej wewnętrzne morze aż do dna (por. Wj 14, 21), do rozpaczliwego krzyku „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?!” (por. Mk 15, 34). Po tym obnażonym dnie słabości Pana możemy przejść w momentach rozpaczy, uciekając przed mrocznym faraonem. Znajdujemy oparcie w Chrystusie znającym smak poczucia beznadziei i zstępującym z nami do naszych piekieł – możemy Mu powierzać zrozpaczonego ducha, tak jak On wbrew wszystkiemu powierzył ducha Ojcu, niedostrzegalnemu na Golgocie. Wtedy pokój nieba powróci jak fale Morza Czerwonego, zatapiając ścigającą nas śmierć (por. Wj 14, 26). Ukrzyżowany i zmartwychwstały, zjednoczony z nami na dobre i złe Jezus udziela „pokoju przewyższającego rozumienie” (por. J 20, 19; Flp 4, 7).
W epizodzie na jeziorze apostołowie widzą przebłysk tego zwycięskiego pokoju. Jedno zdanie zbudzonego Jezusa przywołuje do porządku żywioły, a zwierzęcy strach uczniów wobec groźby śmierci zamienia się w innego rodzaju bojaźń, w pełen drżenia respekt. Kim właściwie jest Mistrz, który z tak absolutną prostotą robi to samo, co Bóg w wizji Psalmisty – „Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły” (Ps 107, 29)?
[dzien end]