[dzien 1]
Niedziela, 4.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: Wj 20,1-3.7-8.12-17
Dekalog znamy jako katechizmową formułę, którą przypominamy sobie w pacierzu. Są to słowa wyjęte z oprawy historycznej, jak obraz – z ciężkiej, stylowej ramy, która nie pasowałaby do prostych, nowoczesnych mebli. Zapominamy łatwo, że istnieje on i żyje tylko wtedy, gdy pozwolimy mu oddychać atmosferą wolności danej przez Boga. Czym jest Dekalog? Konstytucją danej przez Boga Jego ludowi wolności. Dekalog służy temu, aby wolność ta się nie zdegenerowała, nie wyrodziła w swawolę.
Wolność bowiem nie oznacza braku reguł i zobowiązań, ale otwiera możliwość wyboru podjęcia dobra, wierności mu. Wolność nie jest czymś, co czyni mnie nieosiągalnym dla praw i oczekiwań innych. Nie jest dana po to, by mnie odgrodzić od innych murami egocentryzmu i obojętności. Wręcz przeciwnie: otwiera mi drogę do innych, do tego, co mogę, chcę lub powinienem im dać. Człowiek bez wolności robi tylko to, co musi. Człowiek wolny robi to, co uważa za dobre i co jest jego powinnością. Dekalog stoi na straży naszej wolności, dlatego zaczyna się od przypomnienia wyjścia z domu niewoli.
Dawcą i sprawcą wolności jest Bóg. Ten sam, który dał przykazania. Bóg, którego sprawiedliwość objawia Jego miłosierdzie. Bez Boga byłyby to tylko dość banalne nakazy i zakazy. Ich waga i piękno polegają na tym, że droga zwykłej, ludzkiej uczciwości: poszanowania życia, prawdy, więzów rodzinnych, własności prowadzi nas do Boga i do komunii z Nim.
Psalm responsoryjny: Ps 19,8-9.10-11
Doskonałość prawa Pańskiego nie zależy od mnogości norm, od ich szczegółowości. Jego wielkość polega na tym, że wiąże duszę z Bogiem. Prawo jest wielkie dopiero wtedy, gdy wypisane jest w sercu człowieka, gdy błyszczy w jego życiu, prowadzi go przez świat. Wtedy lśni blaskiem złota i rozlewa się słodyczą miodu.
Drugie czytanie: 1 Kor 1,22-25
Czego szukamy? Znaków, które dadzą nam pewność, że idziemy w dobrą stronę, nie błądzimy, nie mylimy się. Szukamy mądrości, która będzie dla nas wewnętrzną busolą. W tym poszukiwaniu Bóg stawia nam przed oczy krzyż Jezusa Chrystusa, a dokładniej – Jego samego ukrzyżowanego za nas. On jest wyznacznikiem tego, co mądre i ważne dla Boga. Dlatego pokazuje nam miłość bez granic i warunków wstępnych. Ale nie tylko pokazuje, lecz przede wszystkim zaprasza nas do niej. Zaproszenie to ma wiele poziomów: przyjęcie tej miłości (dać się kochać), przejęcie się nią (przyswoić ją sobie jako postawę życiową), przekazanie jej (kochanie innych tak, by starać się naśladować miłość Boga).
Ewangelia: J 2,13-25
Synoptycy umieszczają oczyszczenie świątyni przed męką Jezusa, natomiast w Ewangelii według św. Jana jest to wydarzenie, które ma miejsce zaraz po pierwszym znaku dokonanym przez Jezusa. Cała Jego publiczna działalność przebiega w tym opowiadaniu w kontekście boju o to, czym jest świątynia. Dla polemistów Jezusa przybytkiem Boga jest ten wspaniały, budowany przez czterdzieści lat, którego pomysłodawcą i budowniczym był Herod Wielki, władca opętany zbrodnią, lękiem przed utratą władzy, podejrzliwością. To miejsce, o władzę nad którym toczyły się polityczne boje z użyciem intrygi korupcji. Oczywiście nie miało to wpływu na szczerość modlących się i składających ofiary. Ale ich cześć wobec Boga i miłość do Niego przesączały się przez ten brudny filtr ludzkich egoizmów i zbrodni. Jezus chce przypomnieć, że mostem po którym idą Bóg i człowiek, by się spotkać, nie musi być kamienny most kompleksu świątynnego. Jest nim przede wszystkim żywe i czyste człowieczeństwo Jezusa Chrystusa.
Jezus zna każdego człowieka. Zna mnie, przeczytał mnie jak książkę: drukowane rzędy liter, odręczne notatki na marginesach, zapiski na kawałku pustej strony. Co robię, by poznać Jezusa?
[dzien 2]
Poniedziałek, 5.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: 2 Krl 5,1-15a
Różne drogi prowadzą do Boga. Naamana doprowadziła do Niego choroba. Jak się musiał bać, gdy widział, że białe plamy martwiejącej skóry rozpełzają się po jego ciele. Jaka nadzieja musiała go nieść do Samarii, gdy od służącej swej żony dowiedział się, że jest prorok, który może go uzdrowić. Jak wielkim ciosem musiało być dla niego, gdy prorok potraktował go w sposób obcesowy, nie wykonał czynności, których spodziewał się chory. W końcu jego przygoda kończy się radosnym, pełnym entuzjazmu wyznaniem wiary w Jedynego Boga.
Ale nie każda droga choroby, lęku, nadziei i rozczarowań kończy się szczęśliwym finałem. Jakie są wyznania wiary tych, którzy nie zostali cudownie ocaleni, jak Mikołaj Biesaga z opartego na reportażu Andrzeja Mularczyka filmie komediowym „Cudownie ocalony”. Wiara idących na spotkanie z nieuchronnym nie jest mniej warta, a raczej ma w sobie siłę zaufania sięgającego poza granicę doczesności. Dopiero w kontekście takiej próby wyznajemy, że nie ma Boga poza tym, w którego ręce składamy nasz lęk i naszą nadzieję.
Psalm responsoryjny: Ps 42,2-3; 43,3-4
Religie animistyczne czy różne odmiany politeizmu zapełniały świat wyobraźni mnóstwem bóstw. Wszystkie one karmiły się nadzieją i wiarą swych wyznawców, a gdy te nikłe płomyki gasły, ginęli rozpływając się w mroku, jaki ogarniał odchodzących. Pragnienie Boga żywego jest przejawem głodu duszy, który każe człowiekowi szukać wartości przekraczających jego samego, Kogoś, kto świeci w ciemnościach, które prędzej czy później zasnują każdemu oczy.
Ewangelia: Łk 4,24-30
Słuchając liturgicznej perykopy o wystąpieniu Jezusa w nazaretańskiej synagodze, można mieć wrażenie, że On sam sprowokował swych ziomków, że przyszedł z uprzedzeniami. Musimy jednak pamiętać, że liturgia przytacza tylko część tego, co zawiera opowiadanie ewangeliczne. Mieszkańcy Nazaretu zafascynowani początkowo osobą i słowami Jezusa, zaczęli sobie przypominać Jego skromne pochodzenie. Dopiero wtedy przypomniał im, jak trudno im dostrzec działanie i obecność Boga w Nim, takim, jakim jest.
A jak rozpoznawali sprawy Boże we własnym życiu? Czy chcieli wierzyć, że Bóg jest obecny w ich skromnych biografiach, w ich rodzinach, które nie są zbiorami aniołów? Jezus nie walczył o siebie, ale chciał im uzmysłowić, że Boży plan zbawienia nie jest dla osób nadzwyczajnych, wyjątkowych. Bóg jest obecny w naszych małych, prostych sprawach, w niedoskonałości naszych i naszych bliskich. Nie brzydzi się naszą małością, nie śmieszy go nasza przeciętność. To my szukamy egzotyki i aury wyjątkowości nie wierząc, że nasza codzienność godna jest uwagi i miłości Boga.
[dzien 3]
Wtorek, 6.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dn 3,25.34-43
Azariasz, nazwany w pałacu króla babilońskiego Abed-Nego, jeden z młodzieńców przysposabianych do służby dworskiej, stał się na chwilę samodzielnym bohaterem opowiadania. Tło jego słów jest bardzo dramatyczne: cała czwórka judejskich migrantów zamiast błyskotliwej kariery, do której była przygotowywana, ma ponieść straszną śmierć w płomieniach. Władca, który chciał ich wywyższyć jako przydatnych sobie do administrowania podbitą Judeą, nie mogąc zmusić ich do oddania czci sporządzonemu przez siebie posągowi, musiał ich przykładnie ukarać. Wygodne mieszkanie w pałacu zamienili na ciasną komorę pieca, w której mieli się stać paliwem.
Azariasz w czasie tej dramatycznej próby nie modli się – jak moglibyśmy oczekiwać – o ocalenie swoje i towarzyszy. Jego modlitwa dotyczy sytuacji całego ludu. Część błagalna jest poprzedzona wyznaniem grzechów, które także ma charakter wspólnotowy. Naród doświadczył kary Bożej, ponieważ dopuścił się grzechów. Ale nie zwątpił w miłosierną Bożą sprawiedliwość, więc oczekuje czasu łaski. Swe miejsce w rozpalonym piecu Azariasz postrzega tak samo: są tu słusznie, bo należą do grzesznej wspólnoty, ale oczekują wybawienia, bo wspólnota ta wierzy.
Psalm responsoryjny: Ps 25,4-5.6.7bc.8-9
Czy zatroskany o sprawiedliwość Bóg może zapomnieć o miłosierdziu? Czy może zapomnieć o człowieku, który żyje tylko dzięki Jego miłości? Czy trzeba Mu przypominać o Jego „obowiązkach” płynących z odpowiedzialności za człowieka? Troszczy się o grzeszników, pomaga im podnosić się z upadków i trzymać prosto. Jest miłością.
Ewangelia: Mt 18,21-35
Symetria bardzo długo uważana była za warunek dobrej kompozycji dzieła sztuki. Jej brak był brakiem estetycznym. Piękno rozchwiało się i rozkołysało w okresie baroku, ale świadomie zaczęło burzyć ramy narzucone przez zasadę symetrii w okresie romantyzmu. Nie przypadkiem zbiegło się to z koncentracją na indywidualnym, subiektywnym sposobie patrzenia na świat i życie. „Ja” stanęło na innym poziomie niż „ty” i nie trzeba było liczyć się z prymitywną zasadą symetrii: nie mogę oczekiwać dla siebie czegoś innego, co chcę i jestem gotów dać tobie.
Problem z przebaczeniem nie istnieje, gdy chodzi o to, że zbłądziłem i mam prawo oczekiwać przebaczenia. Nie muszę prosić, nikt nie ma prawa stawiać mi warunków. Przebaczenie jest moim prawem, bo każdy się może pomylić, zapomnieć, popełnić błąd i nie można go z tego powodu przekreślać. Nie traci przecież swej ludzkiej godności. Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja, gdy ktoś zawinił przeciwko mnie. Przecież nie można tego tak zostawić, skoro doświadczyłem traumy lub stresu. Moja wrażliwość została dotknięta.
Symetria dobra wyzwala nas z pułapki egocentryzmu, uczy patrzeć na świat przez prymat „złotej reguły”: czyń innym to, czego chcesz dla siebie, nie czyń im, czego dla siebie nie chcesz.
[dzien 4]
Środa, 7.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: Pwt 4,1.5-9
W Księdze Powtórzonego Prawa bardzo istotną sprawą jest kwestia posiadania przez Izrael ziemi, którą Bóg obiecał swemu narodowi. Nie chodzi tu jednak tylko o kwestie własnościowe, ale o funkcję, jaką ziemia pełni w komunikacji i więzi między partnerami Przymierza. Bóg dał obietnicę dotyczącą konkretnej ziemi już Abrahamowi. Nie nazwał jej jednak nazwą własną, ale powiązał tę ziemię ze swą własną wolą, z prowadzeniem powołanego przez siebie Patriarchy.
Teologia reprezentowana przez Księgę Powtórzonego Prawa (Deuteronomium) czyli teologia deuteronomistyczna wiąże ściśle pobyt i posiadanie ziemi przez Izrael w Ziemi Obiecanej z posłuszeństwem Bożym przykazaniom, z życiem opartym na tym, co Bóg mówi swoim wybranym. Bliskość Boga, Jego udział w życiu Jego ludu to nie tylko motywacja do przestrzegania zapisanych norm i reguł, ale cel Przymierza, jego głęboki sens. Przykazania nie są przejawem czy źródłem legalizmu, ale postacią komunii, jak eucharystyczny chleb czy wino. Przez przyjmowanie, przyswajanie przykazań, ich wnikanie w żywą tkankę istnienia, Izrael jednoczy się z Bogiem. Dlatego tak ważna jest pamięć o przykazaniach, ponieważ dzięki niej przykazania są zapisywane nie na kartach księgi stojącej na półce, ale w ludzkim wnętrzu.
Psalm responsoryjny: Ps 147B,12-13.15-16.19-20
Pieśń chwały, jaką wyśpiewuje Jeruzalem dla Tego, który w Świętym Mieście ustawił swój tron, podejmuje Kościół na całej ziemi. Chwała Boga obejmuje cały świat, ale nie dlatego, że Bóg przymyka oczy na zło tego świata, lecz dlatego, że swe ustawy i wyroki kieruje do wszystkich, nie tylko do błądzących w dobrej wierze, ale nawet do tych, którzy świadomie Go odrzucają.
Ewangelia: Mt 5,17-19
Lubimy rzeczy nowe, nowe mody i nowe idee. Dają nam one przekonanie, że i my, i nasz świat idziemy naprzód, rozwijamy się. A co z tym, co staje się stare w momencie pojawienia się nowego? Możemy się nie przejmować losem ubrań, które wyszły z mody, odnieść do antykwariatu lub wystawić na internetową aukcję przeczytane książki, do których nie ma już po co zaglądać drugi raz. Można nawet zburzyć budynek, który jeszcze można by remontować, ale nie warto, bo nie ma wielu rozwiązań, które są najnowszymi zdobyczami myśli technicznej. Ale co zrobić ze słowem Boga wypowiedzianym przed wiekami, gdy pojawia się słowo nowe? Czy stare traci swą rangę? Czy można je odłożyć do lamusa niepamięci lub wspominać tylko jako dokument z minionej epoki?
Pan Jezus tłumaczy swym uczniom i tłumom, które gromadzą się wokół Niego, że słowo Boga nigdy nie traci swej aktualności i swego znaczenia. Zawsze jest ono ważne, to znaczy, że domaga się wypełnienia. Nigdy nie można powiedzieć, że już nas nie dotyczy. Słowo Boże nie przedawnia się, ale w świetle słowa „nowego” zaczyna znaczyć na nowo, ukazuje się nam w swej pełni. Tak Pan Jezus sprawia swym nauczaniem, że Prawo ukazuje się w całej pełni swego znaczenia.
[dzien 5]
Czwartek, 8.03.2018 r.)
Pierwsze czytanie: Jr 7,23-28
„Będę wam Bogiem, wy zaś będziecie Mi narodem” to prawna formuła techniczna oznaczająca zawarcie Przymierza: formuła wzajemnej przynależności. Przymierze raz zawarte obowiązywało, dopóki jedna ze stron nie złamała jego warunków. Gdy jednak nastąpiło jego złamanie, konsekwencje były wielorakiego rodzaju: od kar pieniężnych i militarnej agresji po gniew bóstw i ich karę. Utrzymanie przymierza było korzystne dla strony słabszej. Stronie silniejszej dawało tylko tyle, że mogła się powstrzymać od użycia przemocy dla realizacji swych celów. Dla strony słabszej była to kwestia przeżycia lub zagłady. Dlatego przestrzeganie warunków było zdrowym odruchem strony, którą przymierze chroniło przed przemocą. Prowokowanie strony silniejszej to odruch samobójczy, objaw braku instynktu samozachowawczego.
Bóg, który zawarł Przymierze z Izraelem, podejmuje starania, aby wychować swój lud do przestrzegania warunków Przymierza. Zależy Mu na tym, by traktować swój lud z miłością. Powołuje ludzi, którzy będą narzędziami Jego miłosierdzia, nawołując do realizacji zobowiązań zawartych w przykazaniach. Jeremiasz jest jednym z takich narzędzi Bożego miłosierdzia.
Psalm responsoryjny: Ps 95,1-2.6-7c.7d-9
Liturgia może i powinna być żywiołowa i radosna. Śpiew i taniec to zachowania, które mogą być przejawem zabawy, ale też mogą wyrażać cześć i wdzięczność wobec Boga. W liturgii katolickiej pojawiają się czasem regionalne elementy taneczne (np. Afryka, Daleki Wschód), a prawie zawsze towarzyszy jej śpiew. Nie tylko swym umysłem chcemy chwalić Boga, ale także nasze ciało i bogaty świat emocji mają w tym swe miejsce. Ale nie nasza modlitewna ekspresja jest najważniejsza w modlitwie, lecz nasze słuchanie. „Obyście dzisiaj usłyszeli Jego głos!”.
Ewangelia: Łk 11,14-23
Królestwo szatana nie może być podzielone i rozdarte. Szkodziłoby samo sobie, weszłoby na drogę samozagłady. Szatan jest zbyt inteligentny, by popaść w takie wewnętrzne rozdarcie. Ale ludzie w swej głupocie, a bardziej jeszcze w ślepocie na dobro wspólne, często brną w konflikty, których skutkiem jest wyniszczenie wszystkich aktywnych stron, a czasem też biernych ofiar. Konflikt jest nieodłącznym składnikiem rzeczywistości, ponieważ istnieją wartości o biegunowo różnych znakach. Istnieje dobro i zło, prawda i fałsz, sprawiedliwość i krzywda. Gdy zło chce się wtargnąć przemocą lub siłą utrzymać swą dominację, trzeba stawić mu opór. Jezus walczy z władzą złego ducha, który jak uzbrojony osiłek strzeże tego, co zagrabił, i nie odda tego bez walki. Ale walka musi mieć swe uzasadnienie. Jest ostatecznością, gdy nie da się współistnieć. Uzasadnia ją tylko odrzucenie wspólnego zwrócenia się ku dobru. Nie uzasadnia jej rywalizacja w dobrym, chęć wykazania wyższości własnych racji. Oby nasze domy, wspólnoty, Kościół, ojczyzna czy świat nie były nigdy ilustracją słów Jezusa opisujących skutki wewnętrznego konfliktu.
[dzien 6]
Piątek, 9.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: Oz 14,2-10
Ozeasz był prorokiem działającym poza obszarem władzy Domu Dawida, w Państwie Północnym czyli Izraelu, który określa się czasem nazwą jednego z terytoriów plemiennych wchodzących w jego skład – Efraima. Nad państwem o wiele większym i silniejszym niż Juda wisiała ciągle groźba inwazji potężnego sąsiada o imperialnych skłonnościach realizowanych z powodzeniem. Można było wybrać albo opór wobec wschodniego kolosa, albo poddanie się mu. Opór wcześniej czy później i tak prowadził do tego, że Asyria połknie Izraela i wprzęgnie go w swą politykę podbojów oraz służbę wojowniczemu bożkowi Aszurowi wiecznie spragnionemu zdobyczy i innych asyryjskich bóstw. Kapitulacja bez walki miałaby ten sam skutek. Wyboru więc nie było…
Ozeasz był innego zdania, bowiem pokazywał, że prawdziwy wybór jego rodacy mają między zaufaniem doczesnym, politycznym rachubom a powierzeniem się Bogu, uznaniem swych win i zdaniem się na Jego miłosierdzie. Świetlana przyszłość otwierająca się przed Izraelem po nawróceniu, rozkwit odmalowany przez proroka w sposób bardzo plastyczny, to krajobraz naznaczony gospodarną obecnością człowieka, poddany jego władzy i służący mu. Jest on wynikiem tego, że Izrael służy Bogu Jahwe i tylko Jemu, bo to Jemu „zawdzięcza swój owoc”. Ale trzeba być mądrym i rozumnym, by zobaczyć, jak biegną „drogi Pańskie”.
Psalm responsoryjny: Ps 81,6c-8a.8b-9.10-11b.14-17
Współczesna kultura często odwołuje się do idei wolności, którą człowiek może osiągnąć tylko przez zanegowanie i odrzucenie wszystkich autorytetów i norm, postawienie siebie ponad wszystkimi i wszystkim. Psalm 81 także mówi o wolności, ale takiej, którą daje Bóg na drodze posłuszeństwa Mu. Jest to wolność od politycznego zniewolenia i społecznego ucisku symbolizowanych odpowiednio przez drąg służący do przywiązywania jeńców wziętych w niewolę oraz kosze z ziemią – rekwizyt związany w wielkimi inwestycjami, przy których często zatrudniano robotników przymusowych. Ale o wiele ważniejsza jest wolność od służby fałszywym, wymyślonym bóstwom i pozornym wartościom. Bóg daje człowiekowi wolność okazania czci i wdzięczności wobec Tego, który go wyprowadził z „domu niewoli”.
Ewangelia: Mk 12,8b-34
Pytanie może mieć bardzo różne zabarwienie. Pyta ktoś, kto chce nas zaprosić do wspólnego poszukiwania prawdy, ale i ktoś, kto ma już gotową odpowiedź, którą chce nam wpoić. Pyta ktoś, kto chce się dowiedzieć, ale i ktoś, kto chce nas odpytać z posiadanej przez nas wiedzy? Jakie było to pytanie postawione Jezusowi? Czym kierował się ów bezimienny uczony w Piśmie? Ocenił odpowiedź Jezusa. Przyznał Mu rację, ale w sposób, który pokazuje, że egzaminował swego rozmówcę, postawił się w roli nauczyciela.
Pytanie o wiele więcej zdradza, gdy je słyszymy, niż gdy je czytamy. Mowa ciała pytającego, intonacja głosu pozwalają dowiedzieć się więcej, niż zawiera martwy zapis. Jezus wiedział więc, że jest poddawany egzaminowi. Nie oburzył się jednak arogancją rozmówcy, nie przystąpił do rozmowy mającej za cel ustalenie, kto jest ważniejszy. Przyjmuje narzucone Mu warunki, by ostatecznie samemu zabrać głos jako Nauczyciel. Cierpliwą pokorą zburzył mur buty swego rozmówcy, pokazał mu drogę do Królestwa.
[dzien 7]
Sobota, 10.03.2018 r.
Pierwsze czytanie: Oz 6,1-6
Zmartwychwstanie Jezusa nastąpiło „trzeciego dnia zgodnie z Pismem”, jak o tym pisze św. Paweł Apostoł (1 Kor 1,4) czy Ewangelista Łukasz (24,46). Gdy jednak w Starym Testamencie szukamy konkretnego tekstu, na który moglibyśmy się powołać, to znajdujemy tylko te słowa Ozeasza: „po dwóch dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy”. Nie jest to jakaś obietnica zarezerwowana dla Mesjasza, słowa zastrzeżone dla jednego, konkretnego odbiorcy. Zmartwychwstanie Chrystusa opiera się na tym samym fundamencie, co nasza wiara w wierność Boga, której przeciwstawiona jest nasza ulotna, kapryśna i niestała miłość. W zmartwychwstaniu Pana spotkała się ta wierność Ojca z wiernością Syna, dlatego owocem tego spotkania było pełne zwycięstwo nad śmiercią, której władza opiera się na naszej niestałości, niewierności prowadzącej do grzechu.
Czy Ozeasz wiedział, że pisze o Jezusie Chrystusie i Jego zmartwychwstaniu? Na pewno nie. Pisał o swoim doświadczeniu Boga, o słowie, jakie dał mu Jahwe. Ale drogi Pana są proste i konsekwentne. Nie urywają się nad przepaścią, nie prowadzą w ślepe zaułki. Wystarczy iść nimi wiernie, by dojść do pełni objawienia: do Słowa Wcielonego.
Psalm responsoryjny: Ps 51,3-4.18-19.20-21a
Błaganie grzesznika to wydarzenie wstrząsające światem. Ktoś, kto odrzucił Boga i Jego drogi, odkrywa, że w nieszczęściu, jakim okazał się grzech, gdy opadły upiększające go zasłony pozorów, nie ma się do kogo zwrócić poza Tym, którego tym grzechem odrzucił i zranił. Takie wyznanie winy i wiary w Boże przebaczenie jest najwymowniejszym wyznaniem wiary w jednego Boga, poza którym nie ma innego.
Ewangelia: Łk 18,9-14
Czy uważam się za porządnego człowieka? Pewnie tak, bo przecież są gorsi ode mnie. Są celnicy tkwiący po uszy w swych grzechach i obrzydliwie zadowoleni z siebie faryzeusze. Dobrze, że nie jestem ani jednym, ani drugim. Daleko mi do doskonałości, ale przynajmniej nie popadam w skrajności. Pielęgnuję swe wady na przeciętną skalę, unikam afiszowania się swą pobożnością, bo to nieestetyczne. Jestem dumny ze swej normalności, z tego, że nie wpadłem w żaden radykalizm. Z tą moją przyzwoitą przeciętnością gdzie powinienem stanąć w świątyni? Nie w kącie, gdzieś z tyłu, w półmroku, gdzie stoi celnik. Nie na środku, w świetle i w dobrze widocznym miejscu, przy celniku. A może w obydwu tych miejscach naraz. Może mam w sobie ich obydwóch z tym, co w nich najmarniejsze?
Co zrobić, bym odszedł usprawiedliwiony? Może trzeba przede wszystkim pozbyć się tego chowania się za przeciętność? Przede mną pierwszy krok, który faryzeusz i celnik już zrobili: stanąć przed Panem.
[dzien end]