Niedziela, 24.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Wj 3, 1-8a. 13-15
Bosko-ludzka gra w imiona
Spotkanie Mojżesza z Bogiem w krzewie gorejącym należy chyba do najbardziej znanych i najsilniej oddziałujących na wyobraźnię scen biblijnych. Jednak to nie to nadnaturalne zjawisko wydaje się stać w centrum tego wydarzenia, nie stoi w nim również licytacja Mojżesza z Bogiem o posłanie kogoś innego, odpowiedniejszego, ale swoista gra imion, zawiązanie relacji, która piętnuje życie. Imię w świecie semickim nie było zwyczajną nazwą, ale determinowało życie, wskazywało na osobę i jej historię – znajomość imienia implikowała poznanie osoby pod nim ukrytej. Bóg posłużył się imieniem Mojżesza dwukrotnie, jakby przypominając, zgodnie z etymologią ludową (Wj 2,10), że to On-Bóg zadecydował o jego ocaleniu, gdy faraon czyhał na życie hebrajskich dzieci. Posunął się nawet jeszcze dalej, wyjawiając prawdę o swojej naturze, istnieniu czy też imieniu „Jestem, który Jestem”, w którym dostrzega się pierwowzór tajemniczego określenia „Jahwe”.
Bóg niczego nie musi, a jednak zechciał wyjść człowiekowi naprzeciw, nie posługując się strachem, jak to czynili wedle mitów bogowie pogańscy, ale budując z nim relację. W jaki sposób? Mówiąc „Jestem”. Wówczas wystarczy wypowiedziane z wiarą „oto jestem”, by w ludzkim życiu zaczęły dziać się cuda.
Psalm responsoryjny: 103, 1b-2.3-4.6-7.8.11
Gdy Bóg zamieszka w człowieku
Gdy człowiek w swym wnętrzu wyryje imię Boga, wówczas spadające z jego oczu klapki pozwolą dostrzec ogrom Bożej dobroci, okazywanej przez Wszechmocnego nawet tym, którzy nie żyją jego przykazaniami. Który, starający się żyć blisko Boga, grzesznik nie pamięta tego wszechogarniającego pokoju i potężnej ulgi, gdy doświadczy w konfesjonale nieskończonego miłosierdzia? Uczucia uczuciami, ale czy ktokolwiek na świecie wybaczył komukolwiek tak dogłębnie, że starł z powierzchni ziemi i totalnie wymazał z pamięci krzywdę, której doznał od winowajcy? Chyba nie. A to właśnie czyni Bóg, a my… raczej niechętnie z tego daru korzystamy.
Drugie czytanie: 1 Kor 10,1-6.10-12
Pułapki ludzkiej wolności
Wolność jest bez wątpienia darem, który ludzkość ceni sobie najbardziej. Wiemy, jako nowy Izrael, że najpełniej tego daru doświadczać możemy w Kościele, tak jak stary Izrael mógł doznać jej pełni za sprawą wyjścia z niewoli egipskiej. Niestety wolność bywa rozumiana, jako prawo do kwestionowania nawet Bożych praw i do podważania autorytetu Boga – i wtedy w tę wolność wkracza szatan, kryjąc pod jej pozorem kajdany, którym na imię „grzech”. I choć znamy takich historii bez liku, rzadko wyciągamy z nich wnioski, wciąż powielając te same błędy. Wolność to chyba najbardziej sponiewierany z Bożych darów.
Ewangelia: Łk 13,1-9
Nawrócenie albo śmierć!
Przez wieki istnienia Kościoła powstało wiele koncepcji teologicznych na temat tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, ale żadna z nich (nawet apokatastaza – oczywiście ta odmiana, która mieści się w doktrynie) nie zanegowała istnienia piekła. Jezus mówi wprost: nawrócenie albo duchowa i wieczna śmierć! I nie jest to forma zastraszania, tylko fakt. Jednocześnie Pan pozostawia cień nadziei, przytaczając metaforę właściciela winnicy, który chce wyciąć nieurodzajne drzewo figowe (por.) Jest w tej scenie również ogrodnik, który o nie walczy i daje jeszcze jedną szansę – i nie pozostaje bierny, ale czyni wszystko, by drzewo uratować. Czy ten nasz kolejny Wielki Post przyniesie należyte owoce? Porzućmy filozofię następnego razu, ponieważ ten może nie nastąpić! (Mt 25,13)
Poniedziałek, 25.03.2019 r.- Uroczystość Zwiastowania Pańskiego
Pierwsze czytanie: Iz 7,10-14
Zatwardziałość człowieka, a wytrwałość Boga
Historia lubi się powtarzać, a Bóg nie ustaje w składaniu obietnic i dawaniu znaków. Po raz pierwszy takie wydarzenie miało miejsce już w raju po upadku Pierwszych Rodziców. W sytuacji wielkiego upadku i odłączenia od Boga, On z własnej inicjatywy pozostawia nadzieję zwaną Protoewangelią (Rdz 3,14), która zapowiada narodziny potomstwa niewiasty, które zmiażdży głowę węża. Dziś – wobec nieposłuszeństwa i bałwochwalstwa judzkiego króla Achaba, który odżegnuje się od Boga – Bóg, jakby nieproszony i niepytany o zdanie, zapowiada ustami proroka Izajasza znak: Dziewicę, która porodzi Emmanuela. Nic, więc dziwnego, że gdy ów Znak już się objawił, został przez większość zanegowany i negowany jest przez ślepą ludzkość stale – po dziś dzień. Bóg zapowiedział wyzwalającą Ofiarę, nie mogąc doczekać się od ludzkości takiej ofiary, jakiej nie tyle od niej pragnął, ale której ona potrzebowała.
Psalm responsoryjny: 40,7-8a.8b-10.11
Rozwiązany język ofiary
Mesjasz jest niedoścignionym wzorem Ofiary doskonałej. Psalmista wydaje się wyliczać zasługi Pomazańca, z których największą jest pełnienie woli Bożej. Zauważmy, jak wielką radością przepełniony jest nasz psalm. Bycie blisko Boga nie wiąże się z ograniczeniami, ale wyzwala takie pokłady radości, że rozwiązuje ludzkie usta, by tę radość głosiły i obdzielały nią innych. Czy człowiek bezwolny mógłby mówić „przed wielkim zgromadzeniem” (40,11) o tym, co należy do najintymniejszych sfer jego życia, czyli o swoim życiu wiary? Oto zaskakująca Boża logika oraz wzór ofiary najdoskonalszej – ofiary serca.
Drugie czytanie: Hbr 10, 4-10
Ofiara, której zapragnął Bóg
Jak czcić Wszechmocnego? Na to proste ludzkie pytanie Bóg odpowiedział tak: składajcie mi ofiary z tego, co służy wam do przetrwania. Tak oto narodziło się Prawo, a wraz z nim zwyczaj składania ofiar nie tylko z płodów ziemi, ale także krwawych oraz głęboka wiara ludzkości, że zdoła nie tylko zadowolić Boga, ale nawet wyzbyć się tym oto sposobem własnych grzechów. Wszak taka idea stoi za wciąż świętowanym Dniem Przebłagania – Jom Kippur. To, co dobre, stało się dla człowieka narzędziem swego rodzaju manipulacji.
Autor dzisiejszego czytania wydaje się dezaktualizować ustanowione przez Boga Prawo. Czyżby w ten sposób negował moc Wszechmocnego do odpuszczania grzechów za pośrednictwem ofiar? Nie, tłumaczy jedynie, że te zwyczaje zdezaktualizował On sam, uznając je za niewystarczające wobec ogromu człowieczego nieposłuszeństwa. Ofiara nie może być, bowiem jedynym objawem poświęcania się Bogu, ponieważ staje się wówczas formą łapówki. Bóg sam posyłając Ofiarę przebłagalną i doskonałą zarazem, pokazał najdobitniej, gdzie tkwi klucz do Bożego świata. Kryje się on w wyzwalającym posłuszeństwie i podporządkowaniu – prawdziwej ofierze życia, której niedoścignionym wzorem jest Jezus.
Ewangelia: Łk 1,26-38
Wcielenie Baranka
Bóg w raju obiecał, Izajasz zapowiedział, a Gabriel obwieścił Jego nadejście – nadejście Ofiary doskonałej, jedynej, która może zgładzić grzechy ludzkości. Dzięki niej stworzenie dokonało się na nowo. Tak, jak Ewa w raju śmiało weszła w dialog z wężem, tak Maryja weszła w dialog z posłańcem Boga. Jak Pramatkę za jej nieposłuszeństwo dotknęło przekleństwo, tak Maryję za jej posłuszeństwo spotkało, niekiedy bolesne, błogosławieństwo. Jak Ewa przyniosła światu potomstwo skażone grzechem, tak niepokalana Maryja powiła bezgrzesznego Syna, który wziął na siebie grzechy wszystkich.
W tę wielką historię Łukasz wplata jeszcze jedną postać – Elżbietę, ukazując tym samym jak wiele cudów przynieść mogą światu dwie kobiece cnoty: wierność i wytrwałość. To one czynią z Elżbiety i Maryi dwie szeroko otwarte bramy, przez które na świat przyszły wielkie Obietnice: Eliasz i Mesjasz – obiecany Baranek.
[dzien 2]
Wtorek, 26.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Dn 3, 25. 34-43
Prawda o własnej grzeszności
Umiejętność spojrzenia na siebie krytycznie nie należy dziś do rzadkości. Niestety owo spojrzenie koncentruje się głównie na tym, co zewnętrzne – kształtach sylwetki, wyrazistości ust, dobrze dobranej fryzurze – ignorując wygląd tego, co wewnątrz (i nie dotyczy to narządów wewnętrznych, bynajmniej). Autor Księgi Daniela przywołuje działającą na wyobraźnię, napawającą dreszczem scenę wrzucenia trzech gorliwych żydowskich młodzieńców, Szadraka (Chananiasza), Meszaka (Miszaela) i Abed-Nego (Azariasza), w żywy ogień. Ci dzielni mężczyźni zamiast lamentować i użalać się nad sobą dostrzegają – czego wyrazem są słowa Azariasza, będącego tu vox populi – problem w sobie, w swoich grzechach, w moralnym upadku całego narodu. Mało tego, świadomie oddają własne życie w ofierze, chcąc zadośćuczynić Bogu za niemożność składania Mu codziennych całopaleń. Bóg ofiarę przyjmuje, ale na sposób tylko Jemu właściwy – tak jak w wypadku Abrahama, który udał się na górę Moria, by złożyć w ofierze Izaaka – Bogu wystarcza akt nieustraszonej wiary. Ona to jest właśnie prawdziwą, miłą Panu ofiarą o pięknym zapachu – ofiarą, która stoi u podstaw prawdziwego cudu, cudu ocalenia!
Psalm responsoryjny: 25 (24), 4-5. 6. 7bc. 8-9
Grzesznik pragnący Boga
Dzisiejszego psalmu z pewnością nie przez przypadek nie śpiewamy w całości. Dlaczego? Odpowiedź jest tylko jedna – taka jest mądrość Kościoła. Trzy dane nam strofy wydają się układać w historię opowiadającą życie wiary dobrego chrześcijanina. Najpierw przychodzi nawrócenie, po którym Bóg wprowadza człowieka na swoje drogi i pozwala mu stanąć w prawdzie o sobie. Człowiek widząc swoją słabość nie traci nadziei, skoro pokłada ją w Bogu. Po upadku nadchodzi pragnienie doświadczenia Bożego miłosierdzia i nieustanna modlitwa dziecka, które wie, że postąpiło źle – „nie zapomnij mnie”, „kochaj mnie”. A Bóg jak zawsze przebacza temu, który Jego przebaczenia pragnie.
Psalmista w dosadnych słowach przypomina, że pokora i duchowa prostota pozwalają odkryć człowiekowi bardzo istotną prawdę – Bóg dał ludzkości przykazania nie po to, by ją zniewolić, ale by ją uszczęśliwić, ponieważ pozwalają one człowiekowi żyć w zgodzie z jego nie tylko cielesną naturą.
Ewangelia: Mt 18,21-35
Miara przebaczenia
Rodzi się niekiedy potrzeba, by egzegeza chrześcijańska uczyniła ukłon w stronę egzegezy żydowskiej. Ta druga, bowiem dobrze rozumie symboliczną nośność liczb – liczb w wypadku dzisiejszego fragmentu Mateuszowej Ewangelii ogromnych. Czy można precyzyjniej zilustrować ogrom miłosierdzia Boga i wielkość darowanych nam win? Pierwszą liczbą jest „siedem”, która oznacza doskonałość, ale również uniwersum. Pytanie Piotra brzmi więc: „czy zawsze mam przebaczać?”, zaś w odpowiedzi Jezusa pobrzmiewa „zawsze, ale tak dogłębnie, ostatecznie i doskonale, by owe winy nie rzutowały już na niczyje życie” – bo cóż innego oznaczać może liczba „siedemdziesiąt siedem”? By to zilustrować, Jezus sięga po kwoty. Z przypowieści dowiadujemy się, że pan darował swojemu słudze dług niewyobrażalnie wielki – majątek o takiej wielkości, że nie powstydziłaby się go nawet bogata rzymska prowincja. A co robi ów uratowany sługa? Próbuje od współ-sługi ściągnąć dług o wartości stu dni pracy pracownika fizycznego – tyle warte jest, bowiem sto denarów.
Doświadczenie miłosierdzia Boga zobowiązuje do okazywania miłosierdzia bliźnim. Warto o tym pamiętać, gdy odchodzimy od kratek konfesjonału.
[dzien 3]
Środa, 27.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Pwt 4, 1. 5-9
Trudna sztuka słuchania
„Wiara rodzi się ze słuchania” – te słowa świętego Pawła są na wskroś żydowskie. Naród wybrany został wszak wezwany do słuchania już pod Synajem; słuchał, gdy w bramie odzyskanej Jerozolimy kapłan Ezdrasz odczytywał powracającym z niewoli babilońskiej repatriantom Boże Prawo; próbował słuchać proroków i Bożych pomazańców, ale nie chciał słuchać, gdy owo wezwanie padło z ust Jezusa… (Mk 4,9.23; 7,16).
Czemu służy owo słuchanie? Służy pamiętaniu, ponieważ tak łatwo zapomnieć, jak wielkie rzeczy uczynił dla człowieka Pan Bóg. Dlatego też modlitwa Szema Izrael, wyznania wiary złożonego z krótkich tekstów Tory (Pwt 6,4-9; 11,13-21; Lb 15,37-41), towarzyszyła składaniu ofiary nieustannej zwanej tamid i wciąż towarzyszy każdemu pobożnemu Żydowi na początku i końcu każdego dnia. Słuchanie zapewnia ciągłość tradycji, słuchanie własnej modlitwy wypowiadanej uważnie, sprzyja skupieniu i unikaniu rzeczy błahych, słuchanie wzmacnia więź ze słuchanym. A jak ma się rzecz z naszym chrześcijańskim słuchaniem, choćby podczas Liturgii Słowa? Czy potrafimy dosłyszeć Boga, który ciągle do nas mówi? Czy mamy świadomość, że słuchanie jest absolutnie podstawowym przejawem szacunku? Słuchaj, chrześcijaninie!
Psalm responsoryjny: 147B, 12-13. 15-16. 19-20
Pamięć o Bożym wybraniu
Niełatwo nosić na sobie ciężar Bożego wybrania. Doświadczyła tego zwłaszcza Jerozolima, często ilustrowana przez proroków, jako piękna, choć niewierna małżonka – figura całego narodu. Bóg-Oblubieniec zapewnił jej wszystko – nieustanną opiekę i wynikające z niej poczucie bezpieczeństwa, a jej dzieciom – dobrobyt. W akcie przymierza, zawartym z Izraelem, pobrzmiewa echo przysięgi małżeńskiej i ślubowanej wówczas wierności. Wiemy jednak, że jedna ze stron miała z nią problem, ponieważ nie pamiętała. A „pamiętać” w tradycji żydowskiej znaczy tyle, co „uobecniać”.
Ewangelia: Mt 5,17-19
Prawo, którego należy przestrzegać
Faryzeusze znani byli z tego, że oprócz Tory uznawali również Tradycję Ustną tworzącą tzw. mur wokół Prawa. Stanowił on i wciąż stanowi swego rodzaju barierę chroniącą każde z 613 przykazań przed naruszeniem. Dlaczego więc Jezus mówi, że nie przychodzi znieść Prawa, ale je wypełnić? Dlatego nakazuje go strzec co do joty? Czyżbyśmy, jako chrześcijanie powinni znać szczegółowe przepisy, których przestrzeganiem wciąż parają się ortodoksyjni Żydzi? Nie o to Jezusowi chodzi. Mówi on o Prawie w sensie moralnym, o wewnętrznych pobudkach kierujących człowiekiem, który wybiera dobro zamiast zła – co do joty!
Pytanie, „w jaki sposób” Jezus „wypełnia” Prawo, nie jest, więc prawidłowe. Należy raczej zapytać, „za pomocą czego” to czyni? Jezus Prawo „wypełnia” („dopełnia”) miłością.
[dzien 4]
Czwartek, 28.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Jr 7, 23-28
Konsekwencje odwrócenia się od Boga
Prorok Jeremiasz posługuje się swoistym pars pro toto, ponieważ dobitnie opisując kondycję całego narodu wybranego, de facto zwraca się do ludzkości, a zwłaszcza tej jej części, która miała szczęście poznać Boga. Na czym to poznanie polega? Nie tyle na precyzyjnym wypełnianiu Bożych przykazań – a pamiętajmy, że faryzeusze wyszczególnili ich aż 613! – ile na wsłuchiwaniu się w głos Stwórcy. Człowiek zaburzył wyznaczony przez Boga porządek, w którym wektor miłości skierowany był od kondycji wewnętrznej do Prawa, a nie odwrotnie. Miłość nie zrodzi się, bowiem ze skrupulanctwa, ale to ona jest źródłem prostego pragnienia streszczającego się w słowach „kocham Boga, dlatego nie potrafię postępować inaczej, jak tylko zgodnie z Jego wolą”. Biada temu, kto religię zamyka w ramach kazuistyki, ponieważ prędzej czy później podzieli on/ona los Judejczyków – odwracając się do Boga plecami, okazując Mu w ten sposób pogardę, zaprosi do swojego życia zło. Tak jak król Jojakin z całym jego dworem dostanie się w szpony niewoli, jeszcze gorszej od niewoli babilońskiej, z której własną mocą się nie wydostanie. Wówczas dopiero przypomni sobie, jakim szczęściem jest stać „odwróconym twarzą do”, czyli być w relacji z Tym, kto kocha i dlatego niestrudzenie, nieustannie wybacza.
Psalm responsoryjny: 95 (94), 1-2. 6-7c. 7d-9
Zwątpienie Bożych gigantów
Radosny ton dzisiejszego psalmu zaskakuje. Psalmista opiewa pieśniami akt stworzenia, wielkie Boże interwencje skutkujące ocaleniem/zbawieniem narodu wybranego oraz codzienną, pasterską (zob. Ps 23; J 10) opiekę Boga. A jednak pojawia się w tym radosnym hymnie pewien dysonans, którego źródłem jest człowiek. Pobrzmiewające goryczą słowa przestrogi, przywołują wędrówkę Izraelitów po pustyni, opisaną w Wj 17,2-7. Lud pragnąc wody, był bliski zlinczowania Mojżesza – a to przecież ten sam lud, który widział plagi spadające na Egipt, obserwował manifestacje Bożej mocy i obecności oraz suchą nogą przekroczył morze! Ale trudno się dziwić, skoro zwątpił nawet Mojżesz, który uderzył laską w skałę nie raz, ale dwukrotnie, dając wyraz zwątpieniu (Lb 20,2-13). Na szczęście Bóg ma własne sposoby na ludzką zatwardziałość.
Ewangelia: Łk 11,14-23
Zagrożenia związane z byciem „bez-Boga” (bezbożnym)
Ciekawe, że w języku polskim na stałe zagościł frazeologizm, „kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”, który jest jedynie nieco zmienioną formą słów samego Jezusa. Stosujemy go w różnych sytuacjach życia, nie zdając sobie sprawy z właściwego ciężaru tych słów. Opowiadanie się przeciw Jezusowi nie ma w sobie nic z neutralności, ale jest jednoznaczne ze stanięciem po stronie zła. Jakie są tego skutki, wyjaśnia sam Jezus w przypowieści o „mocarzu i mocniejszym” (zob. Iz 49,24-26). Oto mocarz miał silnie strzeżony pałac, w którym niesłusznie czuł się bezpiecznie – wystarczył, bowiem większy oddział, którym dysponował inny wódz, by ów pałac zdobyć. Przesłanie jest, więc bardzo proste – niewzywanie Boga na pomoc prowadzi do zguby. Nie jesteśmy najwyższym z bytów, jak więc możemy tak wielką ufność pokładać we własnych siłach?
Pokładajmy „nadzieję w Bogu wszechwładnym, który potrafi i tych, którzy idą teraz przeciw nam, a nawet cały świat powalić jednym skinieniem” (2 Mch 8,18).
[dzien 5]
Piątek, 29.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Oz 14, 2-10
Cykle Bożej łaski
Bóg Izraela jest Bogiem spełnionych obietnic – możliwość ich wypełnienia leży jednak po stronie ludzkiej, nie boskiej. Na tym wszak polega potężny i zarazem niebezpieczny dar „wolnej woli”. Jeśli swoimi błędnymi decyzjami oraz wynikającymi z nich grzechami odrzucamy Boga, On nie uczyni nic, co miałoby jakiekolwiek znamię przymusu, by przyciągnąć nas do siebie. Wystarczy jednak szczere wezwanie o pomoc, jeden akt woli, by Bóg wkroczył z całą mocą tak, jak czynił to w historii Izraela wielokrotnie. Zaświadcza dziś o tym fakcie postać tragiczna, prorok Ozeasz, który w zamyśle Boga uosabiał, wraz ze swą niewierną żoną, trudną relację narodu wybranego ze Stwórcą. Niewierności starożytnego Izraela sprowadzały się głównie do bałwochwalstwa – niewierności nowego Izraela wcale się od nich nie różnią. Jednak cykl Bożej łaski, który widoczny jest w dzisiejszym czytaniu, nigdy się nie kończy – Bóg nam błogosławi, my zaś, jako istoty grzeszne upadamy, a gdy zdobędziemy się na akt wiary, skruchę i wyznanie naszych win, Bóg znów wylewa na nas morze błogosławieństw i użyźnia grunt naszych serc pod przyszłe obfite plony, które – nawożeni szczodrą Bożą miłością – mamy szansę przynieść. Jeśli zechcemy.
Psalm responsoryjny: 81 (80), 6c-8a. 8b-9. 10-11b. 14 i 17
Gdyby człowiek był wierny Bogu
Natura ludzka jest przewrotna – w niedostatku zdobywamy się na heroiczne akty wiary i bohaterskie czyny, jednak, gdy do naszych domów zawita pokój i dobrobyt, popadamy w wir czynów niegodnych, eksperymentujemy z różnymi ideologiami i nie w głowie nam rzeczywistość transcendentalna. Psalmista nakreśla przed nami swego rodzaju „co by było, gdyby” – co by było, gdybyśmy tylko zechcieli trzymać się Boga. Wydaje się cytować Najwyższego, który za cenę wierności obiecuje „wyborną pszenicę” i „miód z opoki”, czyli – zwłaszcza w tym drugim wypadku – coś więcej niż tylko to, co człowiekowi niezbędne do przetrwania. Coś nad wyraz cudownego i sycącego. I choć, pomimo ludzkiego nieposłuszeństwa, tę zapowiedź wcielił w życie, kościoły podczas Eucharystii świecą pustkami.
Ewangelia: Mk 12, 28b-34
Jest nadzieja!
Zatwardziałość tzw. uczonych w Piśmie, (czyli tych, którzy parali się przepisywaniem świętych ksiąg) i faryzeuszy już przed wiekami stała się przysłowiowa. Tym mocniej oddziałuje na wyobraźnię rozmowa Jezusa z jednym z przedstawicieli pierwszej ze wspomnianych grup. Wydaje się jednak, że w przeciwieństwie do swych współziomków, ten człowiek rzeczywiście powodowany był ciekawością, a nie tylko chęcią wystawienia Jezusa na próbę. Zapewne uznanie przez Jezusa przykazania miłości – znanego przecież z Tory – za pierwsze spośród wszystkich, poruszyło czułą strunę w sercu uczonego. Choć oczywistym jest, że pytał on o Dekalog, przyznał rację sugestii Jezusa, że dziesięcioro przykazań jest jedynie pochodną miłości. Uczony zaakceptował coś niezwykle istotnego – że uczynki są pochodną wiary i szczerej miłości (zob. Jk 2,18).
Istnieje, zatem nadzieja nawet dla tych najbardziej zatwardziałych – o ile dadzą do siebie przystęp Bożej miłości.
[dzien 6]
Sobota, 30.03.2019 r.
Pierwsze czytanie: Oz 6, 1-6
Miłość ludzka wobec Bożej
Ozeasz „wyśpiewuje” wobec Izraela pieśń pokutną (Oz 6,1-3), często przyrównywaną do psalmów i wpisującą się w wymowę całej księgi, nieustannie lawirującej między zasłużonymi karami dotykającymi Izrael a Bożym błogosławieństwem i uleczeniem. To ciągłe podsycanie napięcia ukazuje tragizm sytuacji Izraelitów, na których losy cieniem kładła się potęga Asyrii, a jej wpływy skłaniały do niewierności. I to one są przyczyną nieszczęść.
Prorok posługuje się pięknymi metaforami opisującymi miłość Boga i człowieka. Ta pierwsza jest pewna jak deszcze, które nawadniają ziemie Lewantu w okresie zimy i wiosny. Są obfite i ulewne, ożywiające wysuszone wadi i dające pewność zbiorów. Ta druga jest niczym rosa. Wystarczy słaby promień bliskowschodniego słońca, by znikła. Nie wystarcza do przetrwania. Bóg dał ludzkości klucz do „niebiańskich zaworów”, by ta już nigdy nie cierpiała pragnienia… a człowiek? Człowiek grzecznie Bogu podziękował i wrócił do wędrowania za złudnymi obietnicami fatamorgany. Na Bożą miłość odpowiedział bezmyślnym, pozbawionym poruszeń serca rytualizmem, któremu jakże blisko do idolatrii.
Psalm responsoryjny: 51 (50), 3-4. 18-19. 20-21a
Najdoskonalszy rodzaj ofiary
Psalm 51 powinien stanowić jeden z kanonicznych tekstów w naszych modlitewnikach. Jest on piękną pieśnią skruszonego serca, które zrozumiało, jaki rodzaj ofiary przebłagalnej jest Bogu najmilszy. Ta intuicja jest na wskroś chrześcijańska. Autor ma świadomość, że nawet składanie nieustannej ofiary całopalnej, tzw. tamid, nie wystarczy, ponieważ najistotniejszą kwestią jest wewnętrzna kondycja ofiarodawcy. Nawrócony żyje nadzieją odbudowania Jeruzalem, które możemy rozumieć nie tylko dosłownie, ale również metaforycznie – jako wewnętrzne sanktuarium człowieka, w którym zamieszkuje Bóg.
Może nas dziwić, dlaczego, skoro kult trwał i za czasów pierwszej, i drugiej świątyni, Bóg dopuścił do destrukcji Jerozolimy, a wraz z nią świątyni za czasów babilońskich? Dlaczego pozwolił na jej wielokrotne zbezczeszczenie np. przez Antiocha IV czy Pompejusza? Czego brakowało izraelskim ofiarom? Ich właściwego zrozumienia. Ofiara nie jest, bowiem formą przekupstwa, ale owocem duchowego pragnienia, które domagało się materialnego dziękczynienia lub zadośćuczynienia Bogu (por. Łk 21,3-4).
Ewangelia: Łk 18,9-14
Dwa rodzaje ofiary
Przypowieść Jezusa ilustruje dokładnie to, co w poetyckiej formie wyrazić próbował psalmista (Ps 51). Stawia on przed oczami naszej wyobraźni dwie osoby: sprawiedliwego faryzeusza i celnika-zdziercę. Sympatie pierwszych odbiorców owej paraboli, wbrew naszym współczesnym odczuciom, z pewnością kierowały się ku faryzeuszowi. Dlaczego? Dlatego, że był on cadik, czyli człowiekiem, który wypełniał skrupulatnie wszystkie przykazania, czyli zasługiwał nie tylko na społeczny poklask, ale również na miłość samego Boga (por. Mt 6,2-16). Celnik, natomiast, skoro był Żydem i posiadał taką, a nie inną, profesję, budzić musiał odrazę, jako rzymski kolaborant oraz osobnik dorabiający się na swoich współrodakach, który ściągał z nich większe kwoty niż wymagał tego okupant. A jednak Jezus jego właśnie podaje za wzór, ponieważ nie przyszedł do Boga, by przekonywać Go o swoich zasługach, ale przeprosić za własne występki. Pokora zostaje nagrodzona usprawiedliwieniem (zob. Ga 2,16), pycha niweczy cały wysiłek, ponieważ celem przyświecającym „sprawiedliwemu” okazuje się samozadowolenie.
Stając przed Bogiem, nie przekonujmy Go o własnej doskonałości. Choć samozadowolenie nie jest z gruntu złe, konfesjonał nie jest dla niego najwłaściwszym miejscem.