Niedziela, 28.02.2021 r.
Pierwsze czytanie: Rdz 22,1-2.9-13.15-18
Co musiał przeżywać Abraham? Najpierw przez wiele lat, aż do późnej starości, bezskutecznie oczekiwał na syna ze swojej umiłowanej, ale niepłodnej żony, Sary. A gdy w cudowny sposób, dzięki obietnicy samego Boga, począł się umiłowany Izaak, prawowity dziedzic, po niedługim czasie Bóg żąda od Abrahama ofiary z niego. Żąda czegoś, co wydaje się być ponad ludzkie siły.
W ofierze Izaaka Ojcowie Kościoła od początku widzieli zapowiedź ofiary Chrystusa, Jednorodzonego, umiłowanego Syna Ojca. Bóg tak bardzo nas umiłował, że w krzyżu Chrystusa niejako zwrócił się przeciw samemu sobie (por. Benedykt XVI, Deus Caritas Est, pkt. 12). ,,Własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32)! W godzinie krzyża, po ludzku całkowicie niezrozumiałej, wyraża się nieskończona miłość Boga do człowieka, w której my możemy znaleźć swoją drogę życia i miłości (por. Deus Caritas Est, pkt. 12).
Czy możemy znaleźć jakieś ludzkie wyjaśnienie tej historii, kluczowej w życiu Abrahama? Abraham, choć nie rozumie, w milczeniu przyjmuje to, co Bóg zaplanował – wyraża to trzykrotne ,,Oto jestem”, wypowiedziane w tym opowiadaniu (por. Rdz 22, 1. 7. 11). Abraham idzie w ciemno, w posłuszeństwie, opierając się tylko na wierze w Boga.
Bóg dopuszcza nieraz na człowieka takie próby, które są możliwe do przejścia tylko wtedy, gdy całkowicie zaufa Jego Opatrzności, gdy z pokorą przyjmie to cierpienie, którego nie może uniknąć. Tylko patrząc na krzyż Jezusa, tylko kontemplując Jego Mękę, Jego doskonałe posłuszeństwo woli Ojca z miłości, a nie z cierpiętnictwa, możemy doświadczyć, że w tajemniczy, Bogu wiadomy sposób, właśnie poprzez te najcięższe próby, wzrastamy w wierze. Zbliżamy się do Boga, tak jak Abraham, który, będąc posłusznym Bogu, otrzymał nowe zapewnienie o błogosławieństwie. I taka droga okazuje się drogą do prawdziwego życia, do prawdziwej wiary. Drogą do duchowego zmartwychwstania.
Psalm responsoryjny: Ps 116,10 i 15.16-17.18-19
Łatwo jest mówić ,,Jezu, ufam Tobie”, gdy mamy dobre samopoczucie i wszystko jakoś się układa. Dużo trudniej wypowiedzieć te słowa w ciemno, gdy życiowe trudności tak nas przygniatają, że nie widzimy już nadziei.
Psalm 116 śpiewany jest w czasie ostatniej drogi zmarłego człowieka – podczas drogi konduktu pogrzebowego. Wówczas słowa psalmu wypowiadamy niejako w imieniu zmarłej osoby, mającej nadzieję na zmartwychwstanie ze śmierci do życia – ,,O Panie, jestem Twoim sługą (…) Ty rozerwałeś moje kajdany”.
To psalm ufności, że ,,cenna jest w oczach Pana śmierć Jego wyznawców”. To modlitwa człowieka, który ma nadzieję, że śmierć nie ma ostatniego słowa. Wreszcie, to śpiew wdzięczności, bo psalmista doświadczył tego, że śmierć – także ta rozumiana duchowo, jako trudne doświadczenie życiowe, wręcz bliskie otchłani – nabiera sensu dzięki mocy Boga i jest drogą do nowego życia: ,,Ty rozerwałeś moje kajdany”!
Drugie czytanie: Rz 8, 31b-34
Bóg nie oszczędza. Jest hojnym dawcą. ,,Bóg własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał”! Jeżeli modlimy się nieraz z wyrzutem, dlaczego nie otrzymujemy od Boga tego czy tamtego, spójrzmy na krzyż Jezusa. W Nim otrzymaliśmy wszystko! Jezus Chrystus tak nas ukochał, że sam się oddał nam w ofierze, abyśmy nie zginęli, ale mieli życie (por. J 3, 16).
Przez swoją ofiarę Pan Jezus pokazał nam najbardziej wymownie, że jest po naszej stronie. I trzeba to sobie dzisiaj wyraźnie przypomnieć – Bóg jest zawsze po naszej stronie! Chrystus stał się przecież naszym bratem i nie wstydzi się nazywać nas braćmi (por. Hbr 2, 11). Bóg jest zawsze po naszej stronie, ale – jednocześnie – jest zawsze przeciw grzechowi. Bo grzech jest największą tragedią dla nas – większą niż jakakolwiek ludzka choroba.
I Chrystus staje po naszej stronie nie dlatego, że jest jednym z wielu ,,kumpli”, ale po to, aby nas z grzechu wyzwalać, aby dawać nam nowe życie!
Wiele razy podczas Mszy świętej słyszymy wezwanie kapłana: ,,Pan z wami!”. To nie tylko komenda, ale to zapewnienie, że w tym zgromadzeniu liturgicznym naprawdę obecny jest Chrystus! Pan naprawdę jest z nami – On jest Emmanuelem (por. Mt 1, 23). Czy my jesteśmy z Nim – przez nasze wybory, naszą odpowiedź miłości wobec Niego i bliźnich?
Wielki Post to czas uświadamiania sobie tego, że Bóg jest nam naprawdę bliski – nie sentymentalnie, nie tylko na poziomie wrażeń. On jest nam najbliższy dlatego, że rozumie naszą biedę, posyła nam Zbawiciela i przez całkowity realizm swojej śmierci i zmartwychwstania daje nam nowe życie. Czy w tym Wielkim Poście chcemy odrzucić od nas grzech, nawrócić się?
Ewangelia: Mk 9,2-10
,,A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych”. Dlaczego uczniowie dostali takie polecenie? Z pewnością w takim momencie, kiedy ich serca były przepełnione radością i błogością ze spotkania z Przemienionym Panem, naturalnie rodziło się w nich pragnienie opowiedzenia o tym innym, przynajmniej w gronie Dwunastu.
Po zejściu z góry Tabor było jeszcze za wcześnie. Dopiero po doświadczeniu krzyża i zmartwychwstania, i po Zesłaniu Ducha Świętego, uczniowie zostali uzdolnieni do tego, aby iść i głosić Ewangelię.
Pan Jezus, przemieniając się wobec uczniów, ,,upewnił nas, że przez cierpienie dojść możemy do chwały zmartwychwstania” (por. Prefacja na II Niedzielę Wielkiego Postu). Pan Jezus ukazał się uczniom w takiej postaci, w jakiej miał istnieć na wieki po swojej śmierci i zmartwychwstaniu. Wierzymy, że także nas po śmierci obejmie zmartwychwstanie, że nasze ciała będą przemienione. Przemienienie było dla uczniów momentem umocnienia, aby uczniowie nie zwątpili, kiedy zobaczą swojego Mistrza okrutnie umęczonego, a potem ukrzyżowanego. Wiemy, że ta próba większość z nich przerosła…
Zatem polecenie Pana Jezusa, aby ,,nie rozpowiadać”, to słowo, które mamy wziąć sobie głęboko do serca. Kiedy podczas modlitwy doświadczam obecności Boga, niekiedy związanej wręcz z emocjonalną radością i bliskością, to jest to łaska Boża, abym wytrwał w wierności Chrystusowi w godzinie krzyża, w mojej codzienności. Chciałoby się, tak jak święty Piotr, przedłużyć to pełne światła trwanie przy Panu, doświadczenie Jego rzeczywistej obecności, blasku Jego chwały. Jednak każde contemplatio musi przejść w actio – z mojego zapatrzenia w Chrystusa na modlitwie muszą wynikać konkretne postanowienia o zmianie życia, nawróceniu, począwszy od małych spraw. Moje osobiste spotkanie z Przemienionym Panem na modlitwie to niejako zachęta: ,,przyjmij te próby i trudności, które przyjdą! Nie poddaj się zwątpieniu, ale trwaj w postawie wiary wtedy, gdy nie będziesz czuł Mojej obecności”. Tak też możemy rozumieć polecenie Boga Ojca: ,,To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” – czyli: słuchajcie tego, co wam Mój Syn mówi, słuchajcie tego, że zapowiada swoją mękę i śmierć, która jest konieczna, aby mogło nastąpić Jego chwalebne zmartwychwstanie. I wtedy, gdy nasza wierność Panu zostanie wypróbowana, gdy przez krzyż dojdziemy do zmartwychwstania i zostaniemy umocnieni darem Ducha Świętego, możemy stać się autentycznymi świadkami Chrystusa dla innych.
Poniedziałek, 1.03.2021 r.
Pierwsze czytanie: Dn 9,4b-10
Modlitwa proroka Daniela to słowa wypowiedziane w imieniu całej wspólnoty Izraela. Prorok publicznie wyznaje winy, uznaje grzechy popełnione przez Izraelitów i pokornie prosi Boga, aby odnowił spustoszoną przez Babilończyków Jerozolimę, a przede wszystkim – zniszczoną świątynię.
Modlitwa Daniela jest dziś modlitwą Kościoła. Grzech nigdy nie jest sprawą czysto indywidualną, ale jego skutki oddziałują na całą wspólnotę wierzących. Dlatego w okresie Wielkiego Postu Kościół w szczególny sposób modli się do Boga i prosi o Jego miłosierdzie dla wszystkich swoich dzieci: ,,U Ciebie, Panie, sprawiedliwość, a u nas wstyd na twarzach (…) bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Ale Pan, Bóg nasz, jest miłosierny i okazuje łaskawość, mimo że zbuntowaliśmy się przeciw Niemu i nie słuchaliśmy głosu Pana, Boga naszego” (por. Dn 9, 8-10). Mamy na nowo zachwycić się dzisiaj, jak dobry i miłosierny jest Bóg wobec nas!
Warto pomodlić się modlitwą Daniela przed najbliższą, wielkopostną spowiedzią. To modlitwa, w której człowiek szczerze, bez ,,owijania w bawełnę”, uznaje, że to on zgrzeszył. Łatwo dziś wzbraniamy się przed odpowiedzialnością za nasze grzechy – bo takie okoliczności, bo takie mamy uwarunkowania, bo tak mnie inni nauczyli… A słowo Boże stawia nas dziś do pionu. Trzeba uznać, że grzechy, które popełniamy, wynikają z naszej winy. Oczywiście, różna jest ich gradacja, nieraz nasza dobrowolność czy świadomość może być niewielka…, ale to jednak nasze grzechy. Kiedy w szczerej spowiedzi uznamy swoją odpowiedzialność za grzech, zwrócimy się do Boga, wydarzy się coś niesamowitego – dosięgnie głębi naszych serc łaska Bożego miłosierdzia. Bóg ma moc stwarzać nas na nowo, wyprowadzać z niewoli, w którą popadliśmy i odbudowywać to, co zniszczone.
Psalm responsoryjny: Ps 79,8.9.11.13
Jest w naszym życiu czas na stawianie Panu Bogu pytań. Niekiedy te pytania wydają się pozostawać bez odpowiedzi. Bóg zdaje się milczeć. Ale jeżeli z pokorą zgodzimy się na to, że nie zawsze musimy coś konkretnego, wyraźnego od Niego słyszeć, to mamy szansę wzrastać w wierze.
Przejmujące jest pytanie psalmisty, postawione Bogu: ,,Czy wiecznie będziesz się gniewał?”. Psalm 79 to jeden z utworów z Trzeciej części Psałterza. Począwszy od Psalmu 73, który warto zresztą wziąć na osobistą modlitwę, autor natchniony dzieli się ogromnym wewnętrznym zmaganiem. Wydawało się bowiem, że schemat działania Boga jest jasny – dobrzy i sprawiedliwi cieszą się Jego błogosławieństwem, a źli i nieprawi – szybko doświadczają zguby. Jednak rzeczywistość, którą obserwuje psalmista, jest inna – wierność Bogu zdaje się być nieopłacalna, a nieprawość okazuje się przynosić całkiem wymierne korzyści. Czy w takim razie warto dalej być człowiekiem sprawiedliwym? Psalm 79 to także relacja mówiąca o zburzeniu świątyni, o doświadczeniu wygnańców, którzy obserwują, jak upada stary porządek. Czy Bóg dalej jest ze swoim ludem?
Szczere pytania, płynące z serca psalmisty, prowadzą go w modlitwie dalej. Autor natchniony zaczyna rozumieć, że to nie Bóg zawodzi. Zło, którego doświadcza, wynika z jednej strony z winy przodków, a z drugiej – także z grzechów obecnego pokolenia. Psalmista uznaje swoją odpowiedzialność za grzechy i prosi Boga o pomoc: ,,wyzwól nas i odpuść nam grzechy!”.
Modlitwa psalmisty to krzyk człowieka cierpiącego, który doświadcza całkowitej bezradności wobec zła i wie, że sam już sobie nie poradzi. I Bóg na taką modlitwę nie pozostaje obojętny!
Psalmista przypomina też Bogu, że Izrael jest Jego ludem i Jego owcami! To modlitwa Kościoła – Panie, Tyś naszym Pasterzem, a my Twoimi – często zabłąkanymi – owcami!
Ewangelia: Łk 6,36-38
Wielki Post to czas kontemplowania miłosierdzia Boga. Kiedy uświadamiamy sobie, jak wielkim dramatem są nasze grzechy, nasze błędy przeszłości, nasze mniejsze i większe złe decyzje i doświadczamy tego, że Bóg nam przebacza, naturalnie rodzi się w naszych duszach wdzięczność i uwielbienie. Jak wielką radością jest, gdy możemy odejść od konfesjonału z nową siłą i radością!
I w tej perspektywie ma się też zmieniać nasz stosunek do bliźnich. Mam nie tylko w jakiś egoistyczny sposób zamknąć w sobie strumień Bożego miłosierdzia. Moje serce ma się rozszerzać – mam dzielić się tym miłosierdziem z innymi, będąc wobec innych miłosierny i nie osądzając innych. Co to znaczy w praktyce? Czy nie mamy prawa, a nawet obowiązku upominać innych, nazwać zła po imieniu, oczekiwać sprawiedliwości?
Pan Jezus mówi dosłownie: ,,Stawajcie się litościwi”. Nawrócenie ku miłości bliźniego to zatem proces, to dzień po dniu przełamywanie swojej opornej woli, swojej niechęci, to zdecydowane nie uleganie kłębiącym się w nas uczuciom gniewu wobec innych. Słowa o stawaniu się litościwym – miłosiernym – Pan Jezus wypowiada w kontekście przykazania miłości nieprzyjaciół – ,,Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Łk 6, 27). Czy to jest możliwe?
Patrzymy na Jezusa, wiszącego na krzyżu, który modli się: ,,Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Patrzymy na świętego Szczepana, który, śmiertelnie ukamienowany, wypowiada swoją ostatnią modlitwę: ,,Panie, nie licz im tego grzechu” (Dz 7, 60). Słuchamy świętego Pawła, który do młodej wspólnoty Kościoła kieruje słowa pouczenia: ,,Nikomu złem za zło nie odpłacajcie. Starajcie się dobrze czynić wszystkim ludziom (…) Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście Bożej. Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta, Ja wymierzę zapłatę – mówi Pan (…) Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 17. 19ab. 21). Jeżeli nie umiemy miłować nieprzyjaciół, jeżeli nie staramy się o rozwijanie tej miłości dzień po dniu, to niczym nie różnimy się od pogan. Wówczas pusta jest nasza modlitwa Ojcze nasz: ,,odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Nauka Pana Jezusa nie jest jak przyjemny lukier, jakiś sympatyczny dodatek do naszego życia. Ona jest rzeczywiście wymagająca, tak konkretna, że nieraz jej wypełnianie musi nas zaboleć. Sami nie damy rady, ale dzięki Duchowi Świętemu miłość bliźniego, nawet nieprzyjaciela, okazuje się możliwa. I wtedy, gdy okazujemy hojność serca wobec tych, którzy nam źle uczynili, sam Bóg nas obdarowuje miarą ,,dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi” – bo Jego miłosierdzie przewyższa wszelkie nasze kalkulacje.
Tylko Bóg zna zna tajniki serca (por. Ps 44, 22) i tylko On ma prawo osądzać każdego z nas. Dlatego też sami przychodzimy do spowiedzi – nie żeby się usprawiedliwiać przed Bogiem, ale szczerze wyznać swoje grzechy i doświadczyć tego, że to Bóg w Jezusie Chrystusie nas usprawiedliwia.
Ile zła wyrządzamy niejednokrotnie samym językiem – komentując zachowanie innych, opowiadając o ich wadach, złych uczynkach, wypowiadając pochopne, definitywne sądy. Wielu świętych radzi coś odwrotnego – aby nie ujawniać publicznie wad innych, nie rozpowiadać o ich przewinieniach.
W naszej wielkopostnej drodze mamy zatem iść dalej. Po pierwsze, warto prosić Ducha Świętego o łaskę przebaczenia sobie i innym, o to, aby uwalniał nasze ociężałe serce od żywienia nienawiści do innych, urazy, od pamiętliwości. Po drugie, dzisiejsza Ewangelia daje nam także pozytywny impuls – warto szukać u innych tego, co dobre, i uwielbiać w tych ludziach Pana Boga. Znalezienie chociaż jednej, konkretnej dobrej cechy u każdego z naszych najbliższych, znajomych, współpracowników, może być w naszych relacjach bardzo pomocne.
Wtorek, 2.03.2021 r.
Pierwsze czytanie: Iz 1,10.16-20
Jaki spór mamy wieźć z Bogiem? Pan Bóg zwraca się do Izraelitów w formie rozprawy sądowej. I jest tu zarówno sędzią, jak i oskarżycielem. W perspektywie tak wielu niewierności Izraela wobec przymierza, wyrok wydaje się jednoznaczny. Bóg jednak jest nie tylko sprawiedliwy, ale i miłosierny – daje swojemu ludowi szansę.
Dlaczego więc to wszystko brzmi tak groźnie? Bo z grzechem nie ma żartów. Każde nasze wykroczenie przeciw Bożemu prawu, nawet pozornie niewinne, czy niewidoczne dla innych, powoduje nieporządek – w nas samych, w naszych relacjach, w świecie. Pan Bóg traktuje nas poważnie – od momentu chrztu jesteśmy z Nim w relacji przymierza i każdy nasz wybór ma znaczenie. Mamy zatem dzisiaj uznać naszą winę, naszą odpowiedzialność za grzech, i pokornie prosić o łaskę Bożą, aby – na tyle, na ile umiemy- naprawić wyrządzone zło. Co więcej, właśnie w tym Wielkim Poście mamy wykorzystać każdą okazję, aby uczynić coś dobrego.
Wobec ogromu zła sami bylibyśmy bezradni. A dobry Bóg to wszystko bierze na siebie – Jezus umarł na krzyżu za nas, przelał swoją krew, ,,zmazał dłużny zapis starodawnej winy” (por. Exultet). Dzięki bogactwu Jego miłosierdzia, współpracy z Jego łaską, nasze czerwone szaty mogą zostać znów wybielone.
O takiej niezwykłej przemianie mówi też Księga Apokalipsy, gdy ukazuje tłum stojący w niebie: ,,to ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili” (Ap 7, 14). Ofiara krzyżowa Pana Jezusa jest dla nas wciąż źródłem nadziei! Jesteśmy powołani, aby znaleźć się wśród mieszkańców nieba!
Psalm responsoryjny: Ps 50,8-9.16bc-17.21 i 23
,,Nie oskarżam cię za twoje ofiary (…) nie przyjmę cielca z twego domu”. Dlaczego? Przecież sam Bóg w Starym Przymierzu określił wyraźnie, jakie ofiary i kiedy mają być składane. ,,Czemu wymieniasz moje przykazania i na ustach masz moje przymierze”? Dlaczego Bóg ma o to pretensje? Przecież każdy Izraelita miał nieustannie rozważać Boże Prawo, rozmyślać nad nim dniem i nocą (por. Ps 1, 2).
To bardzo częsty motyw u proroków, potem podjęty przez samego Pana Jezusa: Bogu tak naprawdę nie chodzi o nasze ofiary. I Bogu nie chodzi jedynie o znajomość Jego prawa. Jemu chodzi o nasze serce! Może być przecież tak, że człowiek składa wiele ofiar – modlitw, praktyk ascetycznych, wyrzeczeń, ale wcale nie kocha bardziej Boga i bliźnich, co więcej, oddala się od nich. Można przecież łatwo uciec w pobożność… Człowiek może bez trudu wymieniać przykazania, ale wcale nie postępować według nich. Czy mamy zatem dystansować się od praktyk religijnych? Czy mamy nie rozważać Bożego słowa, nie przypominać sobie przykazań Bożych?
Wielki Post to intensywny czas praktyk religijnych. Mamy zawalczyć o to, by częściej być na Mszy świętej, a ponadto wziąć udział w Drodze Krzyżowej, w Gorzkich Żalach. Po co jednak te praktyki? Aby spotkać się żywym Bogiem, Jego uwielbić, Jemu się oddać i potem – z sercem napełnionym Jego łaską – iść do naszych bliźnich. Mamy adorować cierpiącego Chrystusa, żeby potem dostrzec Go w tych, którzy czekają na nasz gest miłości – bo cierpią fizycznie, psychicznie, duchowo. Czas pandemii to świetna okazja, żeby czynić tym więcej dobra, by nieść innym tę miłość, której nie mamy sami z siebie – miłość Chrystusa!
,,Kto składa dziękczynną ofiarę, ten cześć Mi oddaje, a tym, którzy postępują uczciwie, ukażę Boże zbawienie”. Żydzi wierzyli, że na końcu czasów będzie składana już tylko jedna ofiara – ofiara dziękczynna. Jest dla nas, chrześcijan, zupełnie jasne, że tą ofiarą – najdoskonalszą – jest Eucharystia. To najpiękniejsze dziękczynienie, jakie sam Chrystus składa Ojcu, ofiarowując siebie za nas. I w tę ofiarę Chrystus włącza nas – z naszymi ofiarami dnia codziennego, naszym cierpieniem, pracą, miłością.
W Wielkim Poście uświadamiamy sobie bardzo mocno, że sami nie jesteśmy w stanie się zbawić, że to nie z nas i z naszych ofiar płynie prawdziwa moc. Najpełniej możemy się tego uczyć podczas Mszy świętej, kiedy to przede wszystkim Chrystus działa i obdarowuje nas swoim zbawieniem.
Ewangelia: Mt 23,1-12
Pan Jezus bardzo wyraźnie piętnuje obłudę uczonych w Piśmie i faryzeuszów, a więc najpobożniejszych ,,liderów” religijnych tamtego czasu. Nie mieli problemu z wypełnianiem praktyk religijnych, ale one nie przekładały się na ich życie. Dobrze znali Pisma, nawet dużo wiedzieli o Bogu, dużo o Nim mówili…, ale tak naprawdę nie mieli z Nim relacji. Ich serca były zatwardziałe, głuche na Jego delikatny głos.
To słowo to nie tylko rzut oka na czasy Pana Jezusa. Także nam, katolikom żyjącym współcześnie, a zwłaszcza tym, którzy uważają się za ,,nieco lepszych” w wierze, grozi poważne niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo, że już coś osiągnąłem, że jestem w wierze ,,kimś”, może nawet jestem mocno zaangażowany w jakąś wspólnotę czy ruch w Kościele, głoszę do innych konferencje, prowadzę grupę, jestem bardzo biegły w znajomości Pisma Świętego. W kontekście obecnie trwającego Wielkiego Postu łatwo wtedy powiedzieć sobie w sercu: ,,lekko przeżyję ten Wielki Post”. Nie muszę się jakoś szczególnie zmieniać, nawracać, już wszystko mam poukładane. Może właśnie wtedy najbardziej trzeba prosić Ducha Świętego, by pokazał mi moją pychę, skruszył moje twarde serce i otworzył je na Boże miłosierdzie. Bym nie był tylko specjalistą od chrześcijaństwa, ale był chrześcijaninem pokornym, nieustannie wpatrzonym w mojego jedynego Mistrza – Ukrzyżowanego Pana.
,,Nie pozwalajcie nazywać się Rabbi (…). Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”. Jak ćwiczyć się w takiej postawie? Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według Serca Twego!
Środa, 3.03.2021 r.
Pierwsze czytanie: Jr 18,18-20
Dzisiejszy fragment to jedna z lamentacji Jeremiasza. To bardzo osobista modlitwa, w której prorok wylewa swoje serce przed Bogiem.
Jeremiasz to prorok cierpiący. Od młodości był wierny Bogu i wsłuchany w Jego głos. Głosił tylko to, co sam Bóg chciał powiedzieć ludowi. A mimo to doświadczał wielu przeciwności i prześladowań ze strony swoich rodaków. Próba zamachu na jego życie została podjęta przez ówczesnych przywódców duchowych – kapłanów, mędrców i proroków. Dlaczego? Bo prorok piętnował ich grzechy, a przede wszystkim to, że głoszą kłamliwe proroctwa. Podczas gdy Jeremiasz zapowiadał nieuchronny upadek kraju i zbliżającą się niewolę, oni, wcale nie słuchając Boga, głosili pomyślność. Głosili zatem to, co ludzie chcieli usłyszeć. Dlatego owi niegodziwi prorocy mówią o Jeremiaszu: ,,Nie zważajmy wcale na jego słowa!”. W tej sytuacji Jeremiasz, świadomy swojej niewinności, a jednocześnie całkowicie samotny wobec doświadczanych trudności, ufa Bogu. Wie, że Bóg go przez tę sytuację przeprowadzi.
W historii Jeremiasza – proroka posłanego przez Boga, wzywającego do nawrócenia przywódców religijnych, ale wyśmianego i odrzuconego – widzimy zapowiedź losu samego Chrystusa.
Każdy z nas, na mocy chrztu, jest powołany do głoszenia Ewangelii swoim życiem. Przykład Jeremiasza i wielu innych proroków, a nade wszystko przykład samego Jezusa, to dla nas wyraźny drogowskaz wtedy, kiedy nasze głoszenie spotyka się z oporem ze strony innych. Wówczas mamy polegać tylko na Bogu i tak jak Jeremiasz, z pokorą wstawiać się za swoimi nieprzyjaciółmi.
Psalm responsoryjny: Ps 31,5-6.14.15-16
Psalm 31 to modlitwa lamentacyjna, którą dzisiejsza liturgia jakby wkłada w usta Jeremiasza. Jeremiasz na drodze swojego powołania doświadczył wielu cierpień. Był jednak przekonany, że Ten, który go powołał, jest Bogiem wiernym (por. Ps 31, 6) i go nie opuści. Dlatego na wierność Boga odpowiedział, właśnie wśród największych trudności, swoją wiernością. W zagrożeniu własnego życia, w poczuciu osaczenia przez tych, którzy nie chcieli go słuchać, oddawał się Bogu: ,,w ręce Twoje powierzam ducha mego, Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże”.
Słowami tego psalmu modlił się sam Pan Jezus na krzyżu, oddając swojego ducha Ojcu: ,,Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46). Ten werset codziennie odmawiany jest też w Komplecie, modlitwie brewiarzowej na zakończenie dnia, której teksty są nie tylko przygotowaniem do snu, ale także duchowym przygotowaniem do śmierci.
W każdym powołaniu – małżeńskim, kapłańskim, do życia w samotności – przychodzą momenty cierpienia, pomimo tego, że staramy się być wierni Bogu, pomimo naszego oddania. Chrystus zaprasza nas bowiem dalej – chce dzielić się z nami doświadczeniem swojego krzyża, chce właśnie w trudnościach zbliżyć nas do siebie. Nigdy, nawet w poczuciu największej samotności i bezradności, nie jesteśmy osamotnieni. Jest przy nas Chrystus, który już tę drogę przeszedł i zna cel.
Świadomość tego, że misja głoszenia Ewangelii nie jest zadaniem łatwym i przyjemnym, miał święty Paweł, który w swoich listach przybliża nas bardzo wyraźnie do tajemnicy Chrystusowego krzyża i do zjednoczenia się z Jezusem ukrzyżowanym. Apostoł Narodów, znając dotychczasową historię zbawienia, zwracał się do składającej się z bardzo różnych ludzi wspólnoty w Koryncie: ,,Postanowiłem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem” (por. 1Kor 2, 2n).
Ewangelia: Mt 20,17-28
Pan Jezus, pochodzący według ciała z rodu Dawida, miał odnowić Jego królestwo. To na Nim spełniały się obietnice proroków. Jednak Chrystus cierpliwie tłumaczył swoim uczniom, że ich wyobrażenia o Jego ziemskim panowaniu są złudne, że Jego celem nie jest ustanowienie tu, na ziemi, idealnego świata. Co więcej, wyraźnie zapowiadał uczniom swoją mękę i śmierć, tak nieprzystającą do godności Syna Dawida, ale prowadzącą do zmartwychwstania. Wobec oczekiwań tłumu na wyzwolenie Izraela spod okupacji Rzymskiej Jezus mówi coś, czego uczniowie wcale nie chcieliby słyszeć – zapowiada, że uniży się i dobrowolnie odda się w ręce Rzymian, zostanie okrutnie wyszydzony, ale ostatecznie to sam Ojciec Go wywyższy.
Wydaje się jednak, jakby uczniowie wcale tych słów Jezusa nie przyjmowali. Prośba matki synów Zebedeusza, która podchodzi przecież do Jezusa z oboma synami (por. Mt 20, 20), jest jakby nie na miejscu. Co ciekawe, że w tamtej kulturze wstawiennictwo matki zazwyczaj było bardziej skuteczne od sytuacji, gdy ktoś sam prosił we własnej sprawie.
Pan Jezus pokazuje, że Jego królowanie wiąże się z przyjęciem kielicha męki. I również droga uczniów, jeżeli ma być autentyczna, będzie wiązać się z cierpieniem. Spośród grona Apostołów, poza Janem (i Judaszem), wszyscy ponieśli śmierć męczeńską. A sam Jan wytrwał pod krzyżem Zbawiciela na Golgocie.
Wiele razy możemy doświadczać frustracji na naszej drodze kroczenia za Jezusem, bo spodziewaliśmy się, że wszystko ułoży się jakoś gładko, bez problemów, że będziemy już mieli zapewnione miejsce w królestwie Bożym, a tu kolejny raz spadają na nas trudności i cierpienia. Co więcej, raz po raz nasza droga ucznia wymaga od nas uniżania się, służby, codziennego oddawania swojego życia w darze Bogu i innym ludziom. Pan Jezus cierpliwie tłumaczy i nam, że nie mamy szukać panowania na wzór królów ziemskich – a większość władców pogańskich była tyranami. Na mocy chrztu uczestniczymy w królewskiej misji Chrystusa, która wiąże się właśnie ze służbą. Ile razy znów zaczynamy szukać własnej wygody, a nie woli Bożej, potrzebujemy spojrzeć na Jezusa, który umywa uczniom nogi, bo do końca ich umiłował (por. J 13, 1nn). Od Niego, zwłaszcza w spowiedzi i w Eucharystii, zawsze możemy zaczerpnąć nowe siły, by iść dalej.
Czwartek, 4.03.2021r. – święto świętego Kazimierza, królewicza
Pierwsze czytanie: Flp 3, 8-14
Wspominamy dziś świętego Kazimierza, królewicza. Kościół pokazuje nam młodego człowieka, który osiągnął świętość, nie zamknąwszy się w murach klasztoru, ale żyjąc na królewskim dworze. Co więcej, w sprawy polityczne był mocno zaangażowany – w czasach Unii Polsko-Litewskiej był między innymi namiestnikiem swojego ojca, Kazimierza Jagiellończyka, w Królestwie Polskim. A z życiem na dworze wiązały się zarówno przywileje, jak i niebezpieczeństwa – duchowe i moralne.
W dzisiejszym czytaniu zwróćmy uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, Paweł mówi o stracie. Jeżeli chcemy iść za Chrystusem na serio, musimy zgodzić się na to, że będzie to nas kosztować. Aby zyskać Chrystusa, trzeba stracić wszystko inne. Taka jest logika Ewangelii. Co to oznacza w konkrecie życia? Z pewnością nie ucieczkę od relacji z ludźmi, bo przecież miłując Chrystusa, mamy coraz bardziej kochać bliźnich. Mamy jednak umierać dla tego wszystkiego, co nie jest Boże. A to wymaga decyzji – że pewnych rzeczy nie zrobię, w pewne treści w Internecie nie wejdę, w wielu sytuacjach nie odwzajemnię zła złem. Właśnie w konkrecie życia święty Kazimierz umiał tracić – bo kochał Chrystusa.
Po drugie, nie mamy się zamartwiać przeszłością. Paweł nie jest przekonany o własnej doskonałości, ale zwraca się z nadzieją ku celowi, dla którego żyje – ku życiu wiecznemu z Chrystusem. Co więcej, Paweł przypomina nam, że nasza doskonałość nie buduje się na nas samych, ale jest łaską. Wszelki nasz wysiłek jest skuteczny tylko wtedy, gdy pierwszeństwo ma w naszym życiu relacja wiary z Chrystusem i nasza jedność z Nim.
Psalm responsoryjny: Ps 15, 1b-5
Psalm 15 to pochwała człowieka sprawiedliwego. Sprawiedliwy to w Starym Testamencie ten, kto nie tylko wypełnia przepisy Prawa. To ten, kto naprawdę kocha Boga, kto ze szczerego serca wypełnia to, czego Bóg od niego oczekuje.
Przesłanie Psalmu 15 jest jasne – tylko ten, kto żyje dobrze, może żyć w obecności Boga. Był on śpiewany podczas ,,liturgii wejścia” – gdy ludzie wchodzili przez bramy świątyni.
A rozważamy ten psalm, patrząc na dzisiejszego patrona – świętego Kazimierza. Już w młodości ,,postępował nienagannie, działał sprawiedliwie” – wychowywany przez wielkiego nauczyciela i kronikarza, księdza Jana Długosza, który zresztą wspomina o swoim wychowanku w kronice. Święty Kazimierz z pewnością ,,nie dał się przekupić przeciw niewinnemu”, kiedy będąc dwa lata namiestnikiem na polskim dworze, angażował się w prowadzenie spraw sądowych. A uczciwość zawsze kosztuje.
Czcimy jednak świętego Kazimierza nie dlatego, jakoby był jedynie wyjątkowym filantropem czy biegłym politykiem. Przez konkretne czyny jego życia dostrzegamy, że we właściwy sobie sposób upodobnił się do Chrystusa. W skomplikowanych realiach wieku XV, mimo hałasu życia dworskiego, zachował w sobie czujność na natchnienia Ducha Świętego. Warto zatem prosić świętego Kazimierza, żeby pomagał nam być posłusznymi Duchowi Świętemu właśnie w takiej pracy, jaką wykonujemy i w naszych codziennych zadaniach.
Jest jeszcze jeden, ważny rys duchowości dzisiejszego patrona. Codziennie odmawiał on piękny, XII-wieczny hymn ,,Omni die dic Mariae” – ,,Dnia każdego, Boga mego Matkę, duszo wysławiaj”. Jeśli naprawdę kochamy Chrystusa, kochamy też Jego Matkę, Maryję, i Ją czcimy. Ją mamy naśladować – jak mówi jedna ze strof hymnu: ,,co czyniła, co mówiła, nam to za przykład dała (…) Niech pozwoli, abym woli Syna Jej tu pilnował”.
W trumnie Kazimierza, przy jego głowie, złożono kartę z tekstem hymnu.
Ewangelia: J 15, 9-17
Dużo słyszymy o miłości do Pana Jezusa, o przyjaźni z Nim…, ale co to właściwie znaczy? Uważne słuchanie dzisiejszej Ewangelii wskazuje nam właściwy kierunek.
Miłość do Pana Jezusa to nie przyjemny błogostan, sympatyczne chwile wzruszeń i duchowego zadowolenia – choć nieraz daje nam On ich doświadczyć na modlitwie. Nasza miłość do Pana Jezusa wtedy jest autentyczna, kiedy wypełniamy Jego przykazania, kiedy czynimy to, co On nam przykazuje. Inaczej grozi nam to, przed czym sam Pan przestrzega: ,,Nie każdy, kto mówi mi: <
O jakie zatem przykazania chodzi Panu Jezusowi? Dzisiejsza Ewangelia to fragment z długiej mowy Pana Jezusa, skierowanej do uczniów w Wieczerniku, tuż przed wydaniem na Mękę. Najważniejsze przykazanie, które nadaje sens wszystkim pozostałym, to przykazanie miłości: ,,Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 34). Mamy zatem nie tylko miłować się ,,jakąkolwiek” miłością – mamy wobec siebie nawzajem, wobec tych, z którymi żyjemy, naśladować miłość samego Jezusa do nas? Jak Pan Jezus tę miłość wyraził? Najpierw, umywając uczniom nogi – uniżając się tak bardzo, że dla świętego Piotra było to nie do pomyślenia (por. J 13, 1-11). To uniżenie się Jezusa, Jego całkowite ogołocenie, najbardziej wymowne stało się na krzyżu. To jest konkretny wyraz każdej Eucharystii – Pan Jezus, dając nam Siebie, umywa nam nogi, uniża się, by oczyścić nasze serca, by na nowo napełnić nas swoją miłością. A my, zdumieni tą miłością, możemy z nowymi siłami iść służyć naszym bliskim. Tylko trwając w przyjaźni z Jezusem – przede wszystkim przez sakramenty święte – jesteśmy w stanie naprawdę kochać innych.
Rozważamy Ewangelię o przyjaźni z Chrystusem i patrzymy na świętego Kazimierza. Jak to możliwe, że już od młodości cechowała go roztropność w sprawach politycznych, że podejmował mądre decyzje, że mimo różnych pokus umiał okazać męstwo i wybrać to, co Boże? Wszystko, co przeżywał – a więc relacje z ludźmi, obowiązki stanu, także trudności – przeżywał, żyjąc nieustannie w relacji przyjaźni z Chrystusem. A jednoczył się z Nim najbardziej poprzez Najświętszą Eucharystię. Nie szukajmy innej drogi do prawdziwej miłości!
Piątek, 5.03.2021 r.
Pierwsze czytanie: Rdz 37, 3-4. 12-13a. 17b-28
Słyszymy dziś dramatyczny fragment trudnej historii rodzinnej. Taka jest bowiem historia Józefa Egipskiego i jego braci. Jednak z tej pogmatwanej historii Bóg ostatecznie wyprowadza dobro. To pierwsza Dobra Nowina dla nas, słuchających tych słów dzisiaj: Pan Bóg zna historię naszych rodzin, wie, w jakich relacjach żyjemy i On rozumie, jak nieraz są skomplikowane. Co więcej, On nawet z trudnych sytuacji ma moc, w sobie wiadomy sposób, wyprowadzić dobro. On chce dotykać swoją łaską naszych relacji rodzinnych.
W osobie Józefa Egipskiego Ojcowie Kościoła widzieli figurę Chrystusa. Odrzucony przez braci, odarty z szat, sprzedany za srebrniki… Święty diakon Szczepan w długiej mowie skierowanej do swoich rodaków tak wyjaśniał historię Józefa: ,,Patriarchowie sprzedali Józefa do Egiptu przez zazdrość, ale Bóg był z nim. I uwolnił go od wszystkich ucisków, i dał łaskę oraz mądrość w oczach faraona, króla Egiptu” (Dz 7, 9n). Bóg był z Józefem w tym wszystkim, czego w swojej historii doświadczył!
Kiedy dziś rozważamy Drogę Krzyżową, patrzymy na cierpiącego Pana Jezusa, warto oddać Mu nasze rodziny, nasze najbliższe relacje, a zwłaszcza to, co trudne. Tam, gdzie doświadczamy największej miłości, niejednokrotnie doświadczamy też największego cierpienia. Ale we wszystkich tych sytuacjach nie możemy zapomnieć, że Pan Bóg jest z nami. On jest blisko nas i On chce nas uczyć, jak prawdziwie kochać.
Psalm responsoryjny: Ps 105, 16-21
Psalm 105 to, opowiedziana w formie modlitwy, historia Izraela. Psalmista wspomina, jak w przeszłości w cudowny sposób działał Bóg.
Historia Józefa, który stał się zarządcą Egiptu, miała dla Izraela bardzo ważne znaczenie. W Egipcie, gdzie Izraelici osiedlili się z powodu ucieczki przed głodem, po latach nastał nowy król – faraon, który nie znał Józefa (por. Wj 1, 8). I właśnie z niewoli egipskiej Bóg, posyłając Mojżesza, w cudowny sposób wyprowadził swój lud.
W skomplikowanej historii Izraela Bóg objawia swój plan odkupienia, zbawia swój lud i nigdy nie pozostaje obojętny na jego cierpienie. Każdy z nas ma wracać przede wszystkim do momentu swojego chrztu, kiedy sam Chrystus przez wodę wprowadził go w nowe życie. Powrót do źródeł chrzcielnych to zresztą jeden z podstawowych aspektów Wielkiego Postu. Już za kilka tygodni, podczas Wigilii Paschalnej, przypomnimy sobie w Liturgii Słowa całą historię zbawienia oraz uroczyście odnowimy nasze przyrzeczenia chrzcielne. Jednak każdy z nas, kto świadomie wszedł na drogę życia z Bogiem, ma w swojej historii takie wydarzenia, w których szczególnie doświadczył wyzwolenia przez Boga – tak jak uwolnienia i podźwignięcia ku nowej godności doświadczył Józef Egipski. I do tych momentów potrzebujemy z wdzięcznością wracać, zwłaszcza, gdy wydaje nam się, że Pan Bóg jakby milczy, jest daleko. Wspomnijmy cuda, które Pan Bóg zdziałał!
,,Ustanowił go panem nad swoim domem, władcą całej posiadłości swojej”. Werset mówiący o Józefie Egipskim Tradycja Kościoła odnosi też do świętego Józefa, męża Maryi – odmawiamy te słowa po Litanii do świętego Józefa. Wszak Józef, pochodzący z rodu Dawida, ziemski ojciec Jezusa Chrystusa, jest też patronem całego Kościoła. Tak jak istotną rolę w historii Izraela odegrał Józef Egipski, tak Józef, mąż Maryi, służył spełnieniu się wielkiej tajemnicy zbawienia. W jaki sposób? Pełniąc rolę ojca. Bóg wezwał św. Józefa, aby służył bezpośrednio osobie i misji Jezusa poprzez sprawowanie swego ojcostwa: właśnie w ten sposób Józef współuczestniczy w pełni czasów w wielkiej tajemnicy odkupienia i jest prawdziwie „sługą zbawienia”. Jego ojcostwo wyraziło się w sposób konkretny w tym, że „uczynił ze swego życia służbę, złożył je w ofierze tajemnicy wcielenia i związanej z nią odkupieńczej misji; posłużył się władzą, przysługującą mu prawnie w świętej Rodzinie, aby złożyć całkowity dar z siebie, ze swego życia, ze swej pracy; przekształcił swe ludzkie powołanie do rodzinnej miłości w ponadludzką ofiarę z siebie, ze swego serca i wszystkich zdolności, w miłość oddaną na służbę Mesjaszowi, wzrastającemu w jego domu” (Jan Paweł II, Redemptoris custos, 8).
Przeżywamy rok świętego Józefa – warto zatem i jego prosić o szczególne wstawiennictwo, by i w naszym życiu spełniała się historia zbawienia. Święty Józef to dobry przyjaciel i przewodnik dla każdego mężczyzny, a zwłaszcza dla ojca.
Ewangelia: Mt 21, 33-43. 45-46
W Piśmie świętym kilkakrotnie powraca obraz winnicy w odniesieniu do Izraela – o historii winnicy – Izraela czytamy zwłaszcza u proroka Izajasza (por. Iz 5, 1-7). W Ewangelii świętego Jana Pan Jezus w długiej mowie porównuje siebie do krzewu winnego, a Ojca nazywa Tym, który go uprawia (por. J 15, 1nn). W dzisiejszej przypowieści, skierowanej do religijnych zwierzchników, Pan Jezus w symboliczny sposób opisuje całą dotychczasową historię Izraela. Bóg, dobry gospodarz winnicy, zrobił dla niej wszystko, co mógł – to symbol bezgranicznej i ciągle wiernej miłości Boga do swojego ludu. Dzierżawcy to ci, którym Bóg powierza pieczę nad swoim ludem – w nich mogą się odnaleźć arcykapłani i starsi. Wreszcie, posyłani kolejno słudzy to prorocy, których Izrael odrzucał, prześladował, a niektórych nawet skazał na śmierć. W końcu odrzucony i okrutnie zabity został Ten, który jest Życiem, który jest Jednorodzonym Synem Ojca. Patrząc na bieg wypadków przez pryzmat dzisiejszego pierwszego czytania, widzimy, jak powtarza się historia Józefa Egipskiego, umiłowanego syna Jakuba, przeciw któremu spiskowali jego bracia i którego chcieli zabić. Jednak, jak zaśpiewamy za kilka tygodni w sekwencji wielkanocnej, ,,choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy!”. Jezus porównuje się do kamienia odrzuconego przez budujących, który stał się kamieniem węgielnym. On, który poddał się śmierci, został uwielbiony przez Ojca – zmartwychwstał i wyszedł z grobu pełen chwały. Nową budowlą, opartą na Chrystusie – Kamieniu węgielnym – jest Kościół, złożony z Żydów i pogan, których Bóg powołał do zbawienia. W tej Ewangelii jest zatem miejsce także dla nas, ochrzczonych, którzy jesteśmy żywymi kamieniami w budowli Kościoła (por. 1P 2, 5).
Zatrzymajmy się dziś na jednym zdaniu z tej Ewangelii: ,,Uszanują mojego syna”. Taką nadzieję miał gospodarz winnicy. Ale taką nadzieję żywi ciągle Bóg wobec swojego Kościoła, wobec każdego z nas. Jezus nie przyszedł tylko do ludzi swojego pokolenia, ale przychodzi dzisiaj do nas i chce obdarzyć nas zbawieniem. Bóg Ojciec ma nadzieję, że pójdziemy za głosem Jego Syna umiłowanego, że przyjmiemy Jego naukę, że nawrócimy się i wybierzemy prawdziwe życie, które jest tylko w Nim. Przewrotni rolnicy nie uszanowali syna, bo chcieli sami decydować o tym, co jest dla nich dobre. Ile razy przyjmujemy Komunię świętą, możemy w duchu pomyśleć, jak Bóg Ojciec z nadzieją zwraca się do nas, wierzących: ,,Uszanują mojego syna!”. Bóg ma nadzieję, że uszanujemy Jezusa obecnego w Eucharystii i Jego miłością będziemy się kierować po przyjęciu Najświętszego Sakramentu. Bóg naprawdę ma nadzieję, że nie odrzucimy Jego Syna, że posłuchamy Jego proroków, przez których dzisiaj słyszymy Dobrą Nowinę. To wyraz wielkiego zaufania Boga do nas!
Sobota, 6.03.2021 r.
Pierwsze czytanie: Mi 7, 14-15. 18-20
Często boimy się spowiedzi. Trudne jest najpierw samo uświadomienie sobie grzechów, a więc uczciwy rachunek sumienia. Ale trudne może być też dla nas to, by szczerze, w całkowitej ufności, bez usprawiedliwiania się, wyznać swoją biedę na spowiedzi.
Słowa proroka Micheasza to pełna pociechy modlitwa, którą możemy uczynić naszą własną. To prorok, który swoją misję pełnił w Królestwie Południowym – Judzie, w VIII wieku przed Chrystusem. A był to czas powszechnego zalewu grzechu wśród ludzi – bogaci bezwzględnie wyzyskiwali biednych, sędziowie wydawali niesprawiedliwe wyroki, zaniedbywano należny Bogu kult.
Imię proroka Micheasza znaczy ,,Któż jak Bóg?”. Słuchając dzisiejszych słów, możemy bez wahania odpowiedzieć: nikt! Nikt nie dorówna wielkością naszemu Bogu! Prorok Micheasz wzywał lud do nawrócenia, zapowiadał nieuchronność kary, która spadnie na Izraelitów. Ale to nie wszystko. Pomimo szerzącego się bezprawia Micheasz z ufnością zwraca się do Tego, który jest jedynym prawdziwym Pasterzem Izraela i zapowiada, że okaże On miłosierdzie swojemu ludowi. Bóg ,,upodobał sobie miłosierdzie”.
Proroctwo Micheasza to dla nas modlitwa szczerej ufności i nadziei – wierzę, że Bóg znów mi przebaczy, że znów w moim życiu wydarzy się cud Jego miłosierdzia i znów otrzymam za darmo łaskę, by iść dalej, by od dziś bardziej kochać Boga i bliźnich.
Psalm responsoryjny: Ps 103, 1b-4. 9-12
Dlaczego tak porusza nas Psalm 103? Bo to modlitwa, w której jest mowa przede wszystkim o Bogu, a nie o nas, choć jest tam przecież historia człowieka. To piękna opowieść o doświadczeniu Bożego miłosierdzia.
Być może nieraz właśnie dlatego chodzimy smutni, że ciągle skupiamy się na sobie, na swoich słabościach, swojej biedzie i bezradności, a za mało uwielbiamy miłosierdzie Boga, nie chcemy dopuścić Go do głosu. To niesamowite, że ile razy stajemy przed Bogiem w pokorze, uznając nasze grzechy i żałując za nie, zawsze jesteśmy zaskoczeni – On znów nam przebacza, jest ciągle i ciągle pełen miłosierdzia, które nigdy się nie wyczerpie. I tym miłosierdziem Boga mamy się nasycić. I to także zobowiązanie dla nas, bo przecież łaskę Bożą można niestety zmarnować.
Psalm 103 uczy nas właściwego podejścia do grzechów, które już wyznaliśmy na spowiedzi i które zostały nam odpuszczone. Skoro Bóg o naszych odpuszczonych grzechach nie pamięta, odsuwa je od nas i my nie skupiajmy się na nich, bo one nie są najważniejsze. Mamy coraz bardziej skupiać się na samym Bogu i na tym, co nas ku Niemu prowadzi, na szukaniu dobra. Tak często w Wielkim Poście słyszymy: ,,szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli, a Pan Bóg będzie z wami!” (por. Am 5, 14).
Podobne wyznanie czyni święty Paweł: ,,zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę, w Chrystusie Jezusie” (Flp 3, 13n).
W trakcie każdej Mszy świętej słyszymy wezwanie: ,,W górę serca”! To moment, by oderwać się od siebie, by spojrzeć na miłosiernego Jezusa, na Nim się skupić! A wtedy nasze serce napełni się radością.
Ewangelia: Łk 15, 1-3. 11-32
Kiedy kolejny raz oglądamy ten sam film, mało co już nas zaskakuje – wiemy jak się skończy, kto zginie, co się wydarzy w trakcie. Niestety podobnie może być z dzisiejszą Ewangelią – być może nudzi nas już przypowieść o synu marnotrawnym. Jednak Ewangelia to nie film. To słowo życia, które otwieramy dzisiaj tak, jakbyśmy czytali je po raz pierwszy, pokornie prosząc Ducha Świętego, żebyśmy przyjęli je już nie tylko naszym intelektem, ale naszym sercem. Nigdy dość przyjmowania słów Jezusa do głębi serca, przeżywania ich, nasycania się Bożym miłosierdziem, po prostu – trwania przed Bogiem. Dziś mamy na nowo ucieszyć się miłosierdziem Ojca!
Już na początku Ewangelii dostajemy dzisiaj słowa pociechy: ,,Przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”. Jesteśmy już po kilkunastu dniach Wielkiego Postu, coraz mocniej zdajemy sobie sprawę, jak dramatyczną rzeczą jest nasz grzech, jak bardzo oddaliliśmy się od Boga. Ale Pan Jezus nie chce czekać, aż jakimś własnym wysiłkiem, bez Jego łaski, staniemy się doskonali – i dopiero wtedy pozwoli nam siebie słuchać. Do Niego możemy przyjść jak celnicy i grzesznicy, bo właśnie wtedy, ze skruszonym sercem, mamy szansę przyjąć Jego zbawienie. A łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna!
Zwróćmy uwagę na dwa momenty z dzisiejszej przypowieści. Najpierw, kiedy młodszy syn stał się już marnotrawnym – kiedy ,,roztrwonił swoją własność” i zaczął paść świnie, ,,pragnął on napełnić swój żołądek strąkami”. Już samo wypasanie świń było zajęciem nieczystym, niegodnym Izraelity. A pożądanie pokarmu, którym żywiły się świnie, wydaje się wręcz odrażające. To jednak dosadny obraz dramatu grzechu – próbujemy nakarmić się tym, co nigdy nas nie nasyci. Gdyby grzech był już na pierwszy rzut oka odrażający, nigdy byśmy w niego nie weszli. Ale na tym właśnie polega pułapka – grzech wydaje się być czymś przyjemnym, dawać zaspokojenie, ale szybko przekonujemy się, że to jedno wielkie oszustwo, które podsunął nam diabeł. Kiedy świadomie wybieramy zło, wchodzimy w nie, uzależniamy się od niego i tak naprawdę stajemy się jeszcze bardziej wygłodniali. Bo pełne nasycenie możemy znaleźć tylko w Bogu, tylko w Jego miłości. Miłość Boża zawsze nas uprzedza, jest darmowa, ale jej przyjęcie wymaga od nas odrzucenia zła, cierpliwej, pokornej pracy nad sobą i współpracy z łaską Bożą.
Drugi moment to radość z nawrócenia syna: ojciec ucieszył się jego powrotem, nakazał zorganizować ucztę ,,i zaczęli się weselić”. Wielki Post jest także czasem radości – bo doświadczamy wyzwolenia z grzechu. Celem pokuty nie jest sama pokuta, ale spotkanie z żywym Bogiem, pełniejsze otwarcie się na Niego i to naprawdę przynosi radość. Pogoda ducha, pocieszenie serca, jest też jednym z owoców dobrej spowiedzi. Grozi nam jednak zacięcie się w uporze, tak jak starszy syn, który nie umiał ucieszyć się tym, co miał u Ojca, a tym bardziej ucieszyć się nawróceniem swojego brata. Obyśmy byli prawdziwi przed Bogiem z naszą biedą i otwarci na dar Jego miłosierdzia. Ile razy patrzymy na konfesjonał, warto pomodlić się z wdzięcznością za to, ile łask już od Boga otrzymaliśmy w spowiedzi i jak wielu naszych braci i sióstr w tym czasie Wielkiego Postu znów powraca do relacji z Chrystusem. To prawdziwy powód do radości!