Komentarze do czytań II Tydzień po Narodzeniu Pańskim
(4-10 stycznia 2015 r.)
II Niedziela po Narodzeniu Pańskim ,04.01.2015.
Pierwsze czytanie: Syr 24,1-2.8-12
Kiedy patrzymy na świat, to trudno nam nieraz dostrzec w nim dzieło Mądrości Boga. Tyle w nim chaosu, nieudanych rozwiązań czy po prostu zła, że wolimy w nim widzieć raczej obszar panowania złego, Bożego przeciwnika. Cóż jest w tym świecie mądrego i dobrego? To, że w nim Bóg zechciał być blisko nas, wyznaczył w nim miejsce swej szczególnej obecności, ukazał całą miłość, która sprawia, że szuka nas, podnosi, przemawia do nas. On, w tym wszystkim, co widzimy, i czym często nie da się cieszyć, buduje niewidzialną świątynię swej obecności. Wydaje się nam, że siedzibą mądrości są miejsca, gdzie my ją zdobywamy. Oto Bóg nas uczy, że mądrość, ta prawdziwa i wieczna, jest tam, gdzie On. Nie ma mądrości, która nie jest Jego obecnością.
Psalm responsoryjny: Ps 147B,12-13.14-15.19-20
Gdy ktoś nam daje polecenie, przedstawia swą wolę, to łatwo popadamy w zniecierpliwienie i złość. Chcielibyśmy mieć zawsze poczucie, że to do nas należy decyzja, że jesteśmy traktowani jako podmiot. Nie jest ważne, że możemy podjąć decyzję gorszą, niż ktoś, kto wie lepiej. Nie zraża nas, że często jesteśmy oszukiwani, jak dzieci, którym starsi pozwalają pokręcić kierownicą samochodu, by wydawało się im, że kierują pojazdem samodzielnie. Na pierwszym planie stawiamy swoją podmiotowość, nawet ułomną i fikcyjną, a nie mądrość i prawdę. Ile jeszcze musimy rozmyślać nad potężną dobrocią i miłosierną mądrością Boga, aby oddać Mu siebie i wychwalać Go za to, że obwieścił swe słowo nowemu Jakubowi: synom nowego Izraela.
Drugie czytanie: Ef 1,3-6.15-18
Zanim powstał świat… Cóż nas obchodzi ten odległy czas? Wiemy, że to miliardy lat temu, choć nie potrafimy sobie wyobrazić, ile to jest. To nieskończenie dawno temu. Poza zasięgiem naszej wyobraźni. Tyle tylko jesteśmy w stanie powiedzieć na ten temat. Gdyby dotychczasowe istnienie świata przedstawić jako jedną dobę, to rodzaj ludzki pojawił się ledwie kilka minut temu. A ja? To tylko niewyobrażalnie krótkie mgnienie oka, jakaś nanosekunda. A przed założeniem świata Bóg już wybrał każdą i każdego z nas do bycia nieskazitelnym, do miłości będącej najwyższym wyrazem Jego woli i naszej wolności. Jakże przenikliwego spojrzenia trzeba, owych światłych oczu serca, by na własne życie spojrzeć właściwie, z uwzględnieniem tej wielkiej skali, jaką Bóg mierzy życie każdego swego dziecka.
Ewangelia: J 1,1-18
Słowo Boga jest najważniejszym z Jego darów dla ludzkości. Od żadnego innego nie zależy i przez żaden inny dar nie dokonuje się bowiem zbawienie człowieka i świata. Dlatego przyjęcie tego właśnie daru jest sprawą wyjątkowej wagi i ma szczególne konsekwencje: przyjmując Słowo Boga rodzimy się jako Jego dzieci. Przyjęcie to ma więc głęboki związek z naszym chrztem. Można powiedzieć, że jest to chrzest przeżyty sercem i umysłem. To Słowo jest nie tylko do słuchania, ani też Jego znaczenie nie ogranicza się do tego, by być mu posłusznym. Ma stawać się ciałem. Naszym ciałem. A my mamy stawać się Nim. Jedność Boga i Słowa, Ojca i Syna, ma się przenosić na nasze zjednoczenie ze Słowem Wcielonym. Zamieszkał między nami, Bóg zbudował pośród nas tę najdoskonalszą świątynię. Resztę drogi do zjednoczenia z Nim musimy przejść już my, bo to krok naszej wolności.
Poniedziałek II tygodnia po Narodzeniu Pańskim, 05.01.2015.
Pierwsze czytanie: 1 J 3,11-21
Księga Rodzaju nie wyjaśnia, dlaczego Bóg odrzucił ofiarę Kaina, a przyjął ofiarę Abla (Rdz 4,4-5). Jednak czytelnicy Biblii stawiali sobie pytanie o przyczynę postawy Boga wobec ofiar obydwu braci już od dawna. W Septuagincie, powstałym dwa wieki przed Chrystusem greckim przekładzie Pięcioksięgu używanym przez Żydów w Aleksandrii i innych miejscach, gdzie posługiwali się oni językiem greckim z większą łatwością, niż hebrajskim, już szuka się wyjaśnienia tego faktu w niewłaściwym sposobie składania ofiar przez Kaina, w uchybieniach rytualnej natury. Chrześcijański autor nie poszedł tym samym tropem. On szukał wytłumaczenia natury zła, którego dopuszczał się Kain, w zazdrości i nienawiści, która się z tej zazdrości rodziła. Dlatego najważniejsza nauka, jaką przekazuje on wspólnocie, której jest duchowym ojcem, jest nauka o miłości. Kain pozbawił brata życia, bo nie miał miłości. Jezus dał swe życie za nas, bo nas miłuje. Miłość jest bowiem dawaniem życia, a jej przeciwieństwo sieje śmierć. Nie ma obojętności, która by nie szkodziła, była neutralna. Nie ma szarej strefy między miłością a nienawiścią.
Psalm responsoryjny: Ps 100,1-2.3.4.5
Jeśli nikt nie głosił nauki o Bogu, jeśli głoszona była w niezrozumiały czy odstręczający sposób, czy każdy może stanąć wobec pytania o Boga? Czy można poznać Jego miłość w świecie żyjącym w duchu nienawiści i przemocy? Czy można nie spotkać Go z powodu Kościoła zasklepionego w letniej obojętności, niezdolnego do dawania świadectwa? Czy istnieje alibi zwalniające od odpowiedzialności za własną niewiarę lub wiarę rachityczną i bezpłodną? Jest jeszcze sprawa, której nie ominiemy w naszym doświadczeniu: kwestia naszych własnych początków. Kto chciał mnie tak bardzo, że zaistniałem? Kto chce mnie tak wiernie, że istnieję? „On sam nas stworzył”. Odpowiedzią jest Jego miłość.
Ewangelia: J 1,43-51
Skąd u Filipa przekonanie, że o Jezusie synu Józefa z Nazaretu pisał Mojżesz i Prorocy (J 1,45)? Znał Go zbyt krótko, by dojść do takiego wniosku sam. Cała ich rozmowa sprowadzała się do kilku słów powołania. Natanael niewiele więcej wiedział o Jezusie, zanim nazwał Go Synem Bożym i Królem Izraela (w. 49). Podobnie Andrzej, który powiedział do swego brata „znaleźliśmy Mesjasza” (w. 41). Jak rodziło się ich przekonanie, skoro od razu zamykało się w tak dojrzałych formułach? Nie opierała się na poznaniu ludzkiej natury Jezusa, ale płynęła z prostej wiary. Wiara prosta idzie od razu do tego, co istotne. Wiara prostacka rozprasza się na tym, co drugorzędne. Może przybierać formę skrupulatnej dewocyjności albo intelektualnego mętniactwa. Jej wyróżnikiem jest odwrót od tego, co ważne. Wiara prosta jest zaś głęboka, bo dotyka tego, co najistotniejsze. Jesteśmy dziedzicami wiary apostołów: wiary prostej i skupionej na istocie spotkania z Jezusem.
Wtorek, Uroczystość Objawienia Pańskiego, 06.01.2015.
Pierwsze czytanie: Iz 60,1-6
Triumfalny powrót do Jerozolimy, napływ bogactw z całego świata to obrazy ilustrujące, jak Miasto Święte staje się centrum świata. Niewiele znaczące miasto w górach Judei, na uboczu głównych szlaków handlowych, ma stać się ośrodkiem promieniującym na cały świat. Ale to, czym jaśnieje jego imię, to nie polityczna, gospodarcza czy militarna potęga, lecz chwała Pana. Bóg jest źródłem światła w mrocznym świecie, a nie ci, którzy w Niego wierzą. Synowie Boży korzystają z tej jasności, ale nie są nią. Świecą światłem odbitym, którego źródłem jest Bóg mający swą świątynię w Jerozolimie. To do Niego ciągną w zgodnej procesji synowie Jakuba i przedstawiciele narodów, które dopiero co poznały Pana. Nie ma powodu, by ktoś czuł się tu ważniejszy: czy to jakiś pojedynczy człowiek, czy to jakaś grupa. Bóg swym światłem obdarza wszystkich. Jest sprawą podstawową, by religii, przynależności do jakiejś wspólnoty religijnej, roli zajmowanej w takiej wspólnocie czy jakiejś postawy religijnej nie uczynić powodem do jednostkowej czy wspólnotowej pychy. Tylko pokora wobec objawiającej się chwały Pana nie przeszkadza w dziele Objawienia.
Psalm responsoryjny: Ps 72,1-2.7-8.10-11.12-13
Boże królowanie obejmuje Jego lud, którym rządzi On sprawiedliwie, i cały świat „od morza do morza”, „wszystkie narody”, które Mu oddają pokłon. Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi. Od swojego ludu oczekuje jednak czegoś więcej, niż wyrazów czci i darów. Jego królowanie oparte jest na sprawiedliwości, do której nas wzywa.
Drugie czytanie: Ef 3,2-3a.5-6
Lubimy poznawać tajemnice. Dzięki temu mamy mniej lub bardziej uzasadnione przekonanie, że lepiej rozumiemy otaczającą nas rzeczywistość. Wiedza dostępna wszystkim nie daje też poczucia wyższości, podczas gdy możliwość pokazania, że wiemy to, co zakryte przed innymi, wyróżnia nas i pozwala poczuć się kimś wyjątkowym. Oddziela nas ona, przynajmniej w naszym przekonaniu, od masy niewiedzących i nierozumiejących. Poznanie tajemnicy Jezusa Chrystusa dokonujące się przez włączenie w Jego Ciało i w daną przez Niego Obietnicę, budują komunię z Głową i członkami tego Ciała, z Dawcą i współdziedzicami obietnicy. Jest to tajemnica miłości. To właśnie tę Bóg objawił nam przez swego Syna.
Ewangelia: Mt 2,1-12
Jak dowiedzieć się, gdzie przyszedł na świat Król Izraela? Jak znaleźć to maleńkie miasteczko? Pomoce są różne: mądrość uczonych znawców Pism, baczna obserwacja znaków na niebie. To jednak nie zastępuje odwagi, roztropności i prawości, bez których magowie ze Wschodu wybraliby pewnie gościnę w pałacu Heroda. Z każdej wiedzy można zrobić bardzo różnorodny użytek: może ona doprowadzić do spotkania z Bogiem, a może stać się tworzywem zbrodniczego planu. Wiedza staje się dobra lub zła w rękach, a właściwie w sumieniu tego, kto się nią posługuje. Magów doprowadziły do betlejemskiej szopy nie tyle słowa starożytnego proroctwa, czy też gwiazda na niebie, ale ich sumienia.
Środa II tygodnia po Narodzeniu Pańskim, 07.01.2015.
Pierwsze czytanie:1 J 3,22-4,6
Wierzyć i miłować: oto treść przykazań Boga. Wydawać by się mogło, że wiara nie jest konieczna, by kochać, a przecież dobro rodzi się z miłości. Może istnieć takie dobro anonimowe, które nie odwołuje się do wiary nazywanej jej własnym imieniem. Dziś gotowiśmy stawiać je nawet wyżej, niż to, które nosi na sobie wyraźnie odciśnięty znak wiary. Wydaje się nam często, że w świecie, który nie zna Boga i niechętnie o Nim mówi, takie dobro bezimienne jest językiem o większym poziomie uniwersalizmu. Jest to jednak półprawda, która wypacza rzeczywistość. Podając kromkę chleba głodnemu możemy bowiem robić bardzo różne rzeczy: okazać współczucie potrzebującemu, potwierdzić godność odartego z podstawowych nawet praw i dóbr, dać komuś możliwość odzyskania sił fizycznych do dalszej pracy. Lista taka zawsze będzie otwarta i będzie można dodawać do niej nieskończenie wiele elementów. Jednak nie o takie cele chodzi, gdy mówimy o wypełnianiu Bożych przykazań. Bóg dał je, by budować przymierze między sobą a ludźmi, by rodziła się wspólnota oparta na naszym trwaniu w Nim. Dlatego podstawą wykonywania przykazań nie jest chęć przyjścia drugiemu człowiekowi z pomocą, ale czynienie tego, co umacnia naszą więź z Bogiem.
Psalm responsoryjny: Ps 2,7-8.10-11
Wybrany przez Boga adoptowany władca może rządzić całym światem, ale on sam i wszyscy obdarzeni władzą, są powołani do służenia Bogu i okazywania Mu czci. Jego wywyższenie jest wynikiem całkowitej pokory, którą okazuje swemu Ojcu.
Ewangelia: Mt 4,12-17.23-25
Po upadku idei połączenia wszystkich plemion Jakuba-Izraela w jednym państwie, Galilea pozostawała przez wiele stuleci poza zasięgiem zainteresowania przywódców religijnych i politycznych judaizmu skoncentrowanego zwłaszcza po odbudowie świątyni w Jerozolimie. Przypomnieli sobie o niej Machabeusze, w II poł. II w. przed Chr. Potraktowali ją jednak jak pogańskie terytorium, które metodami administracyjnymi i militarnymi doprowadzono do przestrzegania zasad judaizmu. Dlatego Judejczycy spoglądali na Galilejczyków z mieszaniną pogardy i nieufności. Jezus przypomina o pierwotnej wspólnocie ludu Boga, o roli, jaką w Bożym planie zbawienia miała odegrać pogańska Galilea. Przede wszystkim zaś pokazał, że Bóg z nikogo nie rezygnuje. Przyszedł szukać poza granicami, które zbudowaliśmy między sobą.
Czwartek II tygodnia po Narodzeniu Pańskim, 08.01.2015.
Pierwsze czytanie: 1 J 4,7-10
Miłość Boga dała nam życie. Nie tylko kiedyś, na początku naszej własnej historii, którego nie ogarniamy naszą pamięcią, ale także za każdym razem, gdy życie raz nam dane zniszczyliśmy, zmarnowaliśmy jego bogactwo i zeszpeciliśmy jego piękno. Uratował nas od śmierci, którą sami sobie zadaliśmy: „posłał swego Syna jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy”. Pokazał nam swoją miłość bez gorzkich słów czy niemego wyrzutu, że jednak można kochać tak bardzo, by miłością pokonać śmierć. Nie możemy bronić się przed miłością, mówiąc, że nie potrafimy. On nam pokazał, jak to się robi. Nie możemy uciekać od niej, mówiąc, że to nie dla nas. Dzięki Jego miłości przecież żyjemy. Dlatego odrzucając miłość, odrzucamy Boga. To, że jest On miłością, nie oznacza Jego symbolicznej tylko egzystencji, jak należałoby rozumieć na przykład stwierdzenie „Posejdon jest morzem” lub „Baal jest burzą”. On jest osobą, w której nie ma niczego, co nie byłoby miłością. Także każda miłość rodzi się w Nim, a więc nie ma miłości, którą by nie był. Jeśli Go szukamy, jeśli chcemy być z Nim zjednoczeni, jeśli Go potrzebujemy, to szukamy, potrzebujemy miłości. My też stajemy się miłością.
Psalm responsoryjny: Ps 72,1-2.3-4ab.7-8
Sprawiedliwy sąd, królewski, jest sądem przekazanym mu przez samego Boga. Człowiek otrzymał nie tylko Boską władzę sądzenia, ale przede wszystkim zobowiązanie, by ludzkie sądy dokonywały się w tym samym duchu, w którym sądzi Najwyższy Sędzia, ponieważ istotą tego aktu przekazania władzy sądowniczej w ludzkie ręce jest nie stworzenie doskonałego ustroju, ale Boży zamiar, aby człowiek stał się świadomym i wolnym narzędziem Bożej sprawiedliwości, która dotyczy przede wszystkim najsłabszych. Bóg chce, byśmy stali się Jego miłością.
Ewangelia: Mk 6,34-44
Pasterz troszczy się przede wszystkim o to, by powierzona mu trzoda miała co jeść. To jego praca i podstawowy obowiązek. Gdy stado jest bez pasterza, błąka się samo po nagich skałach i bezwodnych okolicach, to jego pasterzem stać się może każdy, kto tknięty litością dla znękanych zwierząt zdecyduje się wziąć na siebie obowiązki pasterza. Najważniejszym darem dla zabłąkanego stada nie jest pokarm czy woda, ale pasterz: jego troska, odpowiedzialność, mądrość. Czy owce zauważają coś więcej, niż pokarm i możliwość najedzenia się do syta? Czy cieszą się tylko darami zielonej łąki i ożywczego strumienia? Czy dostrzegają tego, który się nimi zajął? Czy cenią sobie jego miłość choćby na równi z paszą? Niewiele możemy powiedzieć o psychologii owiec i ich przeżyciach. Więcej wiemy o ludziach i nie zawsze jest to wiedza podnosząca na duchu. Chleb potrafimy docenić, zebrać do okruszyny, żeby się nic nie zmarnowało. O wiele trudniej przychodzi nam docenić i zauważyć miłość Pasterza.
Piątek II tygodnia po Narodzeniu Pańskim, 09.01.2015.
Pierwsze czytanie: 1 J 4,11-18
Gdyby można było zobaczyć Boga, nie musielibyśmy wierzyć w Niego. Wystarczyłoby zaufać świadectwu własnych oczu i mielibyśmy pewność, że jest, jaki jest. Nasz rozum pomógłby nam wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Przecież świetnie potrafimy się ustawiać względem osób z naszego otoczenia, by mieć z nich jak najwięcej korzyści osiągniętej jak najmniejszym kosztem. Nasz realizm uczy nas, jak przetrwać w świecie, ale nie zawsze jest to wiedza o tym, jak pięknie żyć. Jest to wiedza o skutecznym przedzieraniu się przez życie. Poza tym jest to doświadczenie, które nie przygotowuje nas do nowego życia w świecie Ojca, Syna i Ducha Świętego. Do nowego życia przygotowuje nas wiara w miłość Boga, z której rodzi się szalona decyzja, by miłować każdego. Jest to szaleństwo, ponieważ nie mamy gwarancji, że będzie to miłość wzajemna, a nawet rachunek prawdopodobieństwa nie jest naszym sprzymierzeńcem w oparciu naszego życia na miłości. Wchodzimy w nasz brutalny świat bezbronni, odsłonięci. Każdy może nas ugodzić egoizmem, cwaniactwem, drwiną. Jak zaufać ludziom, którzy w tym świecie na nas czekają, a może czyhają? To nie w nich wierzymy. „Jeśli miłujemy się wzajemnie, to Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w Nas doskonała”.
Psalm responsoryjny: Ps 72,1-2.10-11.12-13
Nisko kłaniają się królowie składający dary – wyraz zależności i uznania władzy nad sobą. Biedak, bezbronny i ubogi podnoszą głowę, bo obdarzeni zostają wolnością, miłosierdziem i ocaleniem. Oto świat Bożej miłości, w którym sprawiedliwość jest ważniejsza, niż korzyść, a bezbronność jest siłą.
Ewangelia: Mk 6,45-52
Ryczące i walące się na łódź fale, mrok sprawiający, że przestrzeń stała się bezkresem, lęk dławiący w gardle – to wszystko takie konkretne, bliskie. Jak się nie bać? „Nie starcza wiary. Skąd ją wziąć, kiedy Chrystusa na krzyż wznoszą?” (K. Kryl, „Małej wiary”, tłum. M. Miklaszewski). Teraz jeszcze godzina krzyża wydaje się odległa, ale On jest także daleko, nie wiadomo gdzie. Więc boją się tego, co może się stać, tego, że Go nie ma, nawet tego, że się pojawił. Uciszenie jeziora nie uciszyło ich wnętrza, w którym dalej szalała burza, ponieważ „nie rozumieli sprawy z chlebami”. A cóż tam było do rozumienia? Chleb dany głodnemu to prosty komunikat… Nie rozumieli Jego miłości, dlatego nie mieli w sobie pokoju.
Sobota II tygodnia po Narodzeniu Pańskim,10.01.2015.
Pierwsze czytanie: 1 J 4,19-5,4
Wywód św. Jana nie jest prosty, a nawet zdaje się być wewnętrznie sprzeczny. Kiedy należy mu wierzyć: czy wtedy, gdy w miłości do brata każe nam widzieć dowód na miłość do Boga, czy też wtedy, gdy mówi, że „po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania”? Może problem tkwi właśnie w naszej logice, która powoduje, że przeciwstawiamy sobie te dwie miłości, zamiast widzieć w nich dwie strony jednej monety. Podobnie, jak miłość do „Tego, który dał życie” związana jest nierozerwalnie z miłością do „Tego, który życie od Niego otrzymał”. Bowiem mamy tylko jedną miłość, jak jedną mamy twarz. Okazujemy ją wszystkim. Próbujemy czasem grać zmieniając maski stosownie do otoczenia i do sytuacji. Ta żałosna gra nie przynosi żadnych wartościowych rezultatów. Czyni z nas istoty zagubione, skłócone z samymi sobą. Tylko prawdziwa miłość pozwala nam zachować wewnętrzną jedność, żyć, a nie odgrywać życiowe role. Narodzić się z Boga to wygrać ze światem odwieczny bój o prawdziwe życie.
Psalm responsoryjny: Ps 72,1-2.14.15bc.17
Imienia Jahwe nie wymawia się w judaizmie od ponad dwóch tysiącleci. Jak więc błogosławić się wzajemnie tym Imieniem nie wypowiadając go? Błogosławieństwo nie jest formułą magiczną, której słowa mają moc sprawczą. Rodzi się w duszy ludzkiej, która ponad wszystko pragnie dobra dla kogoś. Imieniem Boga, którym mamy się błogosławić, jest Miłość.
Ewangelia: Łk 4,14-22
Jezus ogłasza w uroczystej formie, że On jest posłany przez Boga, swego Ojca, aby nieść dobro i sprawiedliwość, ukazywać ludziom ogrom Bożej miłości. Czyni to w miejscu najmniej stosownym, bowiem w Nazarecie wszyscy wiedzą (wszak to mała mieścina), że Jezus to syn Józefa. Liczy, że uwierzą Mu wbrew temu, co o Nim wiedzą. Że spojrzą na niego przez pryzmat słów prorockich Izajasza, a nie małomiasteczkowych plotek. Czy miał szansę, by wzbudzić wiarę w ich sercach? A czy ma szansę, by obudzić wiarę w nas? My też wiemy swoje, mamy jasny pogląd na innych i wiemy aż nazbyt dobrze, czego się po nich spodziewać. Wiara jest zawsze trudna, ale możliwa.
o. Waldemar Linke CP