Niedziela, 3.01. 2016 r.
Pierwsze czytanie: Syr 24,1-2.8-12
Mądrość „chlubi się pośród swego ludu”. Gdy autor Księgi Mądrości Syracha pisał te słowa, miał na myśli jeden konkretny lud – ten, którego wybranie przez Boga jest opisane w Starym Testamencie, Naród Izraela. Jak inaczej mogli zinterpretować pierwsi czytelnicy tekstu „namiot rozbity w Jakubie”, „dziedzictwo w Izraelu”, „mocne stanięcie na Syjonie” czy też „odpoczynek i władzę w Jerozolimie”?
Chrześcijańska perspektywa jest jednak inna. Szczególnie w Okresie Narodzenia Pańskiego liturgia kieruje nasze myśli ku tajemnicy Wcielenia Przedwiecznego Słowa, przedwiecznej Mądrości. Wielbimy Tego, który „został zrodzony przed wiekami”. Wielbimy Mądrość, już nie tylko literacko spersonifikowaną, ale uosobioną najrealniej jak to tylko możliwe – w Jezusie Chrystusie. To On rozbił swój namiot w Jakubie, czyli narodził się z jego potomków. To On objął dziedzictwo w Izraelu. To On „na Syjonie mocno stanął” w swoim Krzyżu, a gdy odpoczął trzy dni, objął niepodzielną i najwyższą władzę. Wreszcie to On zaczął pełnić „świętą służbę” w Kościele. Ofiarował Siebie samego za nas jeden raz i wciąż – podczas każdej Eucharystii – dokonuje się jej anamneza.
Mądrość „chlubi się pośród swego ludu”, chlubi się pośród Izraela. Jednak od czasu Wcielenia nie jest to już Izrael ograniczony do bezpośrednich potomków Jakuba. To Nowy Izrael, do którego może należeć każdy.
Psalm responsoryjny: Ps 147,12-13.14-15.19-20
Od kiedy „Słowo Wcielone wśród nas zamieszkało” jest dobrze. Syjon umocniony, jego granicom zapewniony został pokój, synowie otrzymują błogosławieństwo, jedzą wyborną pszenicę – tak mówi nam Psalm 147.
Gdzie jest pokój? Gdzie bezpieczeństwo, gdy wkoło tyle wojen, zamachów, głodu? Można zwątpić w pokój, można zwątpić w to, że od kiedy Bóg stał się Człowiekiem, jest na świecie dobrze, a odkupienie i możliwość zbawienia są prawdziwe. Można.
Może jednak inaczej, zamiast wątpić, jeszcze mocniej zaufać? Poszukać w głębi serca prawdziwego pokoju, którego nic nie jest w stanie zmącić. A gdy go znajdziemy i ugruntujemy w sobie, nieść go dalej – całemu światu. I nie widzieć tylko zła, a spojrzeć na dobro i na to, że od czasu Wcielenia, jak mówi psalm, naprawdę dobrze się dzieje na świecie.
Drugie czytanie: Ef 1,3-6.15-18
Między mądrością ludzką a mądrością pochodzącą od Boga jest zasadnicza różnica. Ta pierwsza może obdarzyć człowieka szacunkiem i poważaniem wśród innych ludzi. Może też stać się źródłem dobrobytu materialnego, dać człowiekowi zdrowie fizyczne. To wszystko czyni jednak tylko w kategoriach ziemskich. Natomiast mądrość Boża, o którą modli się św. Paweł dla wiernych Kościoła w Efezie, ma inny cel – głębsze poznanie Boga. Nie chodzi już ani o splendor światowy, ani o zdrowie, ani o pomyślność rozumianą w kategoriach doczesnych. Poznanie Najwyższego jest wartością, która przewyższa wszystkie inne.
Wypowiadanie mądrych słów i wszystkie dysputy naukowe – nawet, a może przede wszystkim, te dotyczące teologii – jeśli nie będą miały w swojej perspektywie poznania Boga, będą puste. Czasami wystarczy jedna myśl, choćby i na wpół uświadomiona o tym, że dążymy do czegoś więcej niż tylko my sami. Pragnienie Prawdy pisanej wielką literą, nawet jeśli wyrasta ono z głębokiego zwątpienia.
Wtedy nie będzie już tak, jak śpiewał Grzegorz Turnau w jednej ze swoich piosenek: „Czy zdanie okrągłe wypowiesz, / Czy księgę mądrą napiszesz / Będziesz zawsze miał w głowie tę samą / Pustkę i ciszę”.
Ewangelia: J 1,1-18
Na początku świata, na początku nowego roku, na początku każdego dnia, każdej myśli i każdego czynu… niech będzie w nas Λογος – Wcielone Słowo.
[dzien 2]
Poniedziałek, 4.01. 2016 r.
Pierwsze czytanie: 1 J 3,7-10
W Okresie Bożego Narodzenia w sposób szczególny świętujemy, czcimy i uobecniamy Wcielenie Boga, Jego narodzenie się z człowieka. Fragment Pierwszego Listu św. Jana, który czytamy dzisiaj w liturgii, pokazuje jednak inne narodzenie. To nie tylko Bóg rodzi się z człowieka, ale – właśnie dzięki Wcieleniu – również każdy człowiek może narodzić się z Boga. Św. Atanazy Wielki napisze: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem”, ujmując to, co teologia nazywa przebóstwieniem.
„Dzieci” – pisze w swoim liście autor. I nie jest to tylko wyraz afektu, jakim darzy słuchaczy i czytelników św. Jan, ale również zachęta do tego, by rzeczywiście stać się dziećmi Boga. By tak jak dziecko naśladuje rodziców, każdy człowiek przyglądał się Ojcu i naśladował Go. Odwracał się nieustannie od zła i wciąż rodził się z Boga. Najpierw przez chrzest, później przez inne sakramenty, wśród których Eucharystia stoi najwyżej, jako dziękczynienie i wyraz komunii z Panem. A narodzony i wciąż rodzący się na nowo z Boga chrześcijanin nie może grzeszyć. „Nasienie Boże” jest w nim i umacnia go do trwania w jedności z Chrystusem. Przez Wcielenie Boga, każdy człowiek może stać się żywą ikoną Boga.
Psalm responsoryjny: Ps 98(97),1.7-8.9
Cały świat oszalał z radości, bo zobaczył Zbawiciela. W obrazie poetyckim psalmisty prawa natury stają na głowie. Bezrękie rzeki zamiast płynąć klaszczą w dłonie, a nieme góry „wołają z radości”. Wszystkie dzieła Boga świętują narodziny Jego Syna.
Świat nie może pozostać obojętny wobec wydarzenia, które zmienia jego losy. W tym uwielbieniu nie ma lęku i strachu, jest jedynie dziękczynienie. Nadejście Pana nie ma w sobie grozy średniowiecznych obrazów ukazujących Sąd Ostateczny, na których przerażone dusze potępionych uciekają w popłochu przed ogniem piekielnym i bezlitosną wagą trzymaną przez Michała Archanioła. Psalm wyśpiewuje czystą radość, bo dzieci sprawiedliwości nie boją się ponownego przyjścia Chrystusa. Cieszą się na spotkanie największej Radości swojego życia, która będzie je sądzić z miłości.
Ewangelia: J 1, 35-42
Jak stać się dzieckiem Boga? Jak poznać Jego Syna? Początkiem drogi naszej wewnętrznej przemiany jest spotkanie, jej pogłębienie dokonuje się w trwaniu przy Chrystusie, jednak nie mniej istotne jest również przekazywanie prawdy o Nim.
Andrzej spotkał Chrystusa dzięki Janowi Chrzcicielowi, który nazwał Pana Barankiem Bożym. Potem poszedł za Nim i został z Nim. Jednak historia opisana w Ewangelii na tym się nie kończy. Andrzej idzie i przyprowadza do Chrystusa swojego brata. Mógłby się pysznić mianem pierwszego z Apostołów, tego który jako jeden z dwóch najwcześniej rozpoznał Mesjasza. Jednak tego nie czyni. Tak wielki skarb, jakim jest spotkanie z Bogiem żywym nie może zostać po prostu zakopany – przeciwnie!, domaga się dzielenia (lub raczej mnożenia) i przekazywania dalej. To dzięki jego wierze w Jezusa jako Mesjasza, wierze bez pychy i bez pragnienia zachowania Boga tylko dla siebie, na wyłączność, jego brat Piotr spotkał Boga
i został nazwany Kefasem – Skałą, na której Chrystus zbudował swój Kościół.
Andrzej nie widzi w sobie wyróżnionego, lepszego, nie chce być pierwszym czy zasiąść po prawej lub lewej stronie Boga. Jest wzorem pokory dla chrześcijanina. Pokazuje, że prawdziwe podążanie za Chrystusem, to nie tylko patrzenie na Niego i słuchanie Go, ale również dzielenie się Nim z braćmi, siostrami, rodzicami, znajomymi z uczelni czy pracy
i prowadzenie ich – zawsze w jednym kierunku – ku Bogu.
[dzien 3]
Wtorek, 5.01. 2016 r.
Pierwsze czytanie: 1 J 3,11-21
Po jednej stronie stoi życie, po drugiej śmierć. W pierwszej króluje miłość, w drugiej rządzi nienawiść. Zaś nienawiść brata jest zabójstwem. A może autor listu trochę przesadza? Dlaczego to, że nie będę kogoś lubił, a nawet gdybym go po trosze nienawidził, ma być od razu zabójstwem? To przecież tylko myśl, a nie czyn.
Chrześcijaństwo wymaga jednak spójności, wymaga pełnej miłości. Chrześcijanin to człowiek, którego Chrystus przeprowadził ze śmierci do życia dzięki swojej miłości. I to ta sama miłość ma stać się podstawą i nadrzędną zasadą życia „nowego człowieka”. Każdy wierzący ma wciąż przechodzić od śmierci do życia przez praktykowanie miłości. Nie ma tu już miejsca na nienawiść, ani na ignorowanie cierpienia drugiego człowieka. Prawdziwa miłość nie pozwala na pozostawanie biernym. „Miłujmy czynem i prawdą” – napisze św. Jan.
Na tym polega spójność życia chrześcijanina, że nie tylko wierzy w Miłość, ale codziennie pracuje nad jej „wcieleniem” – od pojedynczej myśli, aż po największe działanie.
Wtedy serce nie będzie nas oskarżało, a nasze sumienie będzie spokojne. Warto jednak mieć zawsze w pamięci słowa św. Pawła: „Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia” (1 Kor 4,4).
Psalm responsoryjny: Ps 100(99),1-2.3.4.5
Chwała, którą oddajemy Bogu ma być wykrzykiwana całym życiem, każdym gestem i myślą. Z jednej strony dosłownie – choćby przez, płynący prosto z wezbranego radością serca, odrobinę zbyt głośny śpiew w trakcie liturgii albo zbyt szeroki uśmiech, który pozornie bez powodu obnosimy po całej Warszawie. Czy może, z zewnątrz wyglądające na dziecinne, podskoki na ulicy, których nie sposób powstrzymać z radości i zachwytu nad tym całym nieprzebranym dobrem, którym obdarzył nas Bóg.
Ale jest też inna radość – ta, której nie widać na pierwszy rzut oka. Radość wewnętrzna nie wymaga gestów, krzyków i tańców. To głęboki wewnętrzny pokój, nawet w trudnościach, cierpieniu i łzach. Pokój trudny do zdefiniowania, a przenikający całego człowieka od stóp do głów. Może objawi się na zewnątrz nieśmiałym uśmiechem albo tylko ciepłym spojrzeniem na świat. Wewnątrz jednak radość będzie wzbierała i nieustannie przepełniała całą osobę.
Wykrzykiwanie chwały Bogu nie zawsze musi być dosłowne i głośne. Bóg widzi serce, Bóg widzi to, co ukryte.
Ewangelia: J 1,43-51
Nie pierwszy raz Jezus łamie stereotypy. „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” Tak, z Nazaretu może być nie tylko coś dobrego, a nawet Ktoś. W osobie Jezusa Chrystusa wyszło z Nazaretu największe dobro, jakie mogło przyjść na świat.
We fragmencie Ewangelii wg św. Jana Natanael wydaje się być postacią pełną sprzeczności. Na początku opowiadania kwestionuje to, co słyszy i ufa stereotypom. Jest w nim dużo zwątpienia, może nawet ironii. Jednak chwilę później, w spotkaniu z Jezusem, wyznaje wiarę w Niego jako Syna Bożego.
W Natanaelu można zobaczyć człowieka, który – choć poddaje się sceptycyzmowi – jest szczery wobec siebie. Wie, że jest dobrym Izraelitą, przestrzega Prawa, „nie ma w nim podstępu”. Gdy słyszy słowa Jezusa o sobie, nie udaje innego, nie okrywa się płaszczykiem fałszywej pokory i skromności. „Tak, jestem prawdziwym Izraelitą, tak, nie ma we mnie podstępu, sumienie nic mi nie wyrzuca”. Być może to nie tylko prorocza wizja Jezusa, który widział Natanaela pod drzewem figowym, sprawia, że Izraelita rozpoznaje w Nim Syna Bożego. Może to właśnie szczerość wobec siebie samego i prawe życie dało mu możliwość zobaczenia w Jezusie kogoś więcej niż tylko kolejnego wędrownego mędrca. Pomimo sceptycyzmu, który bywa obroną przed światem i jego zakłamaniem lub nawet głupotą, jest w Natanaelu wola poznania prawdy. Dzięki głębokiemu pragnieniu dążenia do Boga i szczerości wobec siebie samego Izraelita przezwycięża zwątpienie i spotyka Tego, którego szukał.
[dzien 4]
Środa, 6.01.2016 r. – Uroczystość Objawienia Pańskiego
Pierwsze czytanie: Iz 60,1-6
Św. Teresa z Ávila pisała o duszy człowieka jako o zamku. Czy obrazem tej samej duszy może być również umocniona murami twierdza Jeruzalem? Wizję jej chwały roztacza przed nami prorok Izajasz – Jerozolima jaśnieje Bogiem, a jej światło przyciąga wędrowców z dalekich krain, którzy przybywają ofiarować jej swoje bogactwa.
Czasem razi nas przepych świątyń wypełnionych pięknymi obrazami, misternie rzeźbionymi ołtarzami, naczyniami albo wygląd haftowanych złotem i srebrem szat kapłanów. Razi nas bogactwo. A przecież to wszystko ma służyć przeżywaniu liturgii, kontemplacji misterium Eucharystii. Językiem kolorów, kształtów, materiałów unaocznia się świetność i majestat Boga, do którego należy wszystko, i któremu należy się wszystko, co jest najcenniejsze.
To Bóg pierwszy rozświetla naszą duszę-Jerozolimę. On jako pierwszy nadaje jej świetność i blask. Sprawia, że napływają do niej nieprzebrane bogactwa – nie są to „bogactwa zamorskie”, ani „dromadery z Madianu i Efy”, ani też „złoto i kadzidło ze Saby”. Nasza dusza zostaje obdarzona przez Boga niezliczonymi łaskami i darami duchowymi, wśród których dar zesłanego na świat Syna jest największy. Wobec nich złoto i srebro są pyłem.
„Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?” Nie pragniesz złota, ale gdy żyjąca i obdarowana przez Ciebie dusza odda Ci już całe swoje serce, chce dać również i wszystko inne, wszystko co ma najcenniejszego, a co i tak jest Twoje.
Psalm responsoryjny: Ps 72(71),1-2.7-8.10-11.12-13
Psalm rysuje obraz spokojnego królestwa, na którego czele stoją mądrzy władcy. Nie dajmy sobie wmówić, że świat, w którym żyjemy jest jego przeciwieństwem. Żyło i żyje na nim wielu dobrych ludzi, również tych, którzy kierowali i kierują swoimi poddanymi. Władcy często wspierali budowę kościołów i uniwersytetów, sprowadzali do swoich państw zgromadzenia zakonne, organizowali pielgrzymki. Oddając cześć Bogu pozostawili po sobie świadectwa Jego chwały takie jak Saint Chapelle ufundowana przez Ludwika Pobożnego w Paryżu czy Akademia Krakowska odnowiona przez św. Jadwigę i jej męża, króla Władysława Jagiełłę.
„Bądźcie posłuszni władzom sprawującym rządy. Każda władza pochodzi bowiem od Boga” – napisze św. Paweł w Liście do Rzymian. Za każdą władzę winni jesteśmy modlitwę do najwyższego Władcy i Króla.
Drugie czytanie: Ef 3,2-3a.5-6
„Poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała”, bo Kościół Chrystusa nie wyklucza, ale włącza. Lud Boży to nie tylko ci, którzy zawsze trwają mocno i niewzruszenie w wierze, to również pogubieni, wątpiący i błądzący. Chrystus otworzył swój bok na Krzyżu, żeby otworzyć Kościół dla każdego „poganina”. Bo nawet największy z Apostołów, proroków i świętych na jakimś etapie swojego życia „ucieka z Jerozolimy”, myśląc że śmierć na Krzyżu to koniec pięknej przygody. To jednak nie koniec, a każde nawrócenie człowieka do Boga jest nowym początkiem. Czasami Jezus osobiście staje na drodze do Emaus podczas naszej ucieczki, innym razem dogoni nas w którymś z naszych braci, który powie nam tak, jak św. Paweł pisze do wiernych w Efezie: „Bóg dał mi dla Ciebie łaskę”.
Obietnica Chrystusa nie dotyczy tylko wybranych. Każdy jest zaproszony do wspólnoty tych, którzy tak jak potrafią – i tak jak poucza ich Duch Święty – szukają i poznają Boga, czuwają na modlitwie i żyją według Ewangelii w oczekiwaniu na ponowne przyjście Jego Syna. A życie według Ewangelii to również przekazywanie otrzymanej łaski i dzielenie się nią; być może szczególnie z tymi, którym wydaje się, że w ich życiu nastąpił już koniec pięknej przygody z Bogiem.
„Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” jesteśmy współuczestnikami Jego obietnicy. Jaka to obietnica? Taka, która przerasta to wszystko, co najśmielsi z nas potrafią sobie wyobrazić.
Ewangelia: Mt 2,1-12
Bóg nie rodzi się potajemnie. Wszyscy, którzy tylko chcą mogą zobaczyć gwiazdę. Wszyscy, którzy spojrzą w niebo mogą dać się jej powieść ku Chrystusowi. Wciąż możemy podążać za Światłością. W każdej orientowanej świątyni modlimy się zwróceni ku wschodzącemu słońcu, które jest symbolem Chrystusa. To Herod knuje w ukryciu, wypytuje mędrców. Chrześcijanie natomiast są powołani, by żyć jawnie. Nie powinni bać się mówić o Nim otwarcie ani dawać świadectwa wiary swoją pobożnością.
Czasem Bóg powołuje nas do czegoś wielkiego, ale niezrozumiałego, co wydaje się przekraczać nasze siły. Zawsze jednak daje nam wtedy moc swego Ducha, by razem z Nim dokonać tego, do czego nas wezwał. Bo wierność Bogu to też posłuszeństwo poruszeniom Ducha. Gdy Duch każe wracać inną drogą, to chrześcijanin wraca inną drogą. Stara się rozumieć i ufa Bogu. „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha” (J 3, 8).
[dzien 5]Czwartek, 7.01. 2016 r.
Pierwsze czytanie: 1 J 3,22–4,6
Skąd mamy wiedzieć, co jest dobre? Jak poznać, co Bogu przyjemne? Kiedy nasze myśli i postępowanie okażą się doskonałe przed Panem? Być może mądry filozof albo uczony powiedziałby, że na takie pytania nie da się udzielić prostej odpowiedzi, że to sprawa niezwykle złożona i trudna. Być może określiłby jakiś procent szans na to, że po wielu latach człowiek – jeśli mu się poszczęści – pozna rozwiązanie tej zagadki.
To jest sprawa niełatwa. A wybory, przed jakimi stają ludzie, nie są proste i niejednokrotnie trzeba długo szukać odpowiedzi na pytanie, jak postąpić w konkretnej sytuacji. Jednak nie możemy powiedzieć, że nie mamy w tym trudzie pomocy, ani że zostaliśmy pozostawieni jedynie naszym – wciąż wymagającym pracy i kształtowania – sumieniom. Przeciwnie, zostało nam dane jasne kryterium. A jest to kryterium miłości, które streszcza i dopełnia w sobie wszystkie przykazania. Gdy jest położony przed nami wybór – życie lub śmierć – wybierzmy miłość. Gdy ścierają się w nas sprzeczne myśli i, mówiąc językiem janowym, duchy, trzeba zadać pytanie: co jest większą miłością? I szukać odpowiedzi – nie w oderwaniu od świata, nie w abstrakcyjnej przestrzeni spekulacji, ale w łączności z Chrystusem. Zawsze patrząc na Wcielonego Boga. Wtedy, jeśli jakiś duch powie nam, że Pan nie przyszedł w ciele, będziemy wiedzieli, skąd taka myśl pochodzi.
Psalm responsoryjny: Ps 2,7-8.10-11
Krótki fragment Psalmu 2, który czytamy w trakcie liturgii, wskazuje na znaną prawdę, że władza jest służbą. Najpierw jest to służba Bogu. Ma ona być motywem każdego działania „królów i sędziów ziemi”. Chodzi w niej o uznanie, że jest Ktoś mocniejszy, że sam władca – jakkolwiek by był potężny – nie jest najwyższym panem. „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry” (J 19,11) – mówi Jezus Piłatowi w trakcie procesu. Dla tego kto przyjmie z pokorą urząd, władza ma stać się pokorną służbą ludziom, tym wszystkim za których jesteśmy odpowiedzialni, tym którzy nam podlegają.
„Nam”, dlatego że każdemu z nas dana została władza. Gdy zgodnie z tradycją chrześcijańską czytamy słowa Psalmu 2: „Jesteś Synem moim,/Ja zrodziłem dziś Ciebie”, odnosimy je do osoby Jezusa Chrystusa. W Jezusie Chrystusie zaś każdy chrześcijanin został usynowiony, każdy może być synem Boga i mieć do Niego dostęp (por. Ef 2,18). Fragment Psalmu 2 zachęca do wzięcia na siebie, z pokorą i wpatrzeniem w Boga, odpowiedzialności za innych i do służby im na wzór Chrystusa obdarzonego władzą Królewską.
Ewangelia: Mt 4,12-17.23-25
Człowiek nauczył się opisywać świat na sposób dychotomiczny. Podobnie opisuje przyszłe zbawienie prorok Izajasz, którego słowa przywołuje Ewangelista Mateusz (por. Iz 9,1). Z jednej strony światło, z drugiej ciemność. Z jednej życie, z drugiej śmierć. Widząc dualizm łatwiej zrozumieć myśl czy ideę. Jaskrawy rozdział wyraźniej ukazuje różnice między jedną a drugą rzeczywistością. A gdyby tak pójść jeszcze dalej i znaleźć dla wszystkiego, dla dosłownie każdej rzeczy, myśli i osoby jej przeciwieństwo? Świat byłby prostszy i wyraźniejszy, prawda?
Byłby to jednak świat fałszywy. Nie wszystko ma swój drugi biegun, nie wszystko można podporządkować dualizmowi, nie we wszystkim można znaleźć dychotomię. Chrystus nie jest dychotomiczny, Chrystus nie jest raz nauczycielem, raz uzdrowicielem. Nie jest raz człowiekiem, a raz Bogiem. Dla Chrystusa nie ma też rzeczywistego „przeciwieństwa”, nawet jeśli literatura apokaliptyczna niejednokrotnie pisze o Antychryście. Nie istnieje siła równa bożej, a Bogu przeciwna.
Dualistyczny świat tylko pozornie byłby łatwiejszy. A na pewno byłby mniej Chrystusowy. Bo Pan przyszedł na świat, by zjednoczyć go w Sobie i w Swoim Ciele, czyli w Kościele.
[dzień 6]
Piątek, 8.01 2016 r.
Pierwsze czytanie 1 J 4,7-10
„W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu”. Wielki to dar i wielka tajemnica. Co ma zrobić człowiek, który został w taki sposób obdarowany – ponad wszystko, czego mógłby się spodziewać, ponad wszystko, czym mógłby się odwdzięczyć, ponad wszystko… Co może zrobić człowiek, który wie, że takiego daru nie można tylko przyjąć, że trzeba z nim coś zrobić?
Po pierwsze – nic nie trzeba. Po drugie – Bóg nie daje, spodziewając się otrzymać coś w zamian; On daje bezinteresownie. Po trzecie – najpierw przyjąć ten wielki dar miłości. Potem odczytać tę miłość w życiu. Za każdym razem będzie to inne odczytanie – jeden, przyjąwszy dar Boga, znajdzie powołanie do miłości w zakonie, inny w małżeństwie, jeszcze inny w samotności, która nigdy nie będzie samotna. I wreszcie według miłości postępować we wszystkim, co robimy i co myślimy. Bo ten dar jest nie tylko darem, ale również zadaniem. Ale podjąć je tylko dlatego, że „tak trzeba”, to wpaść w wielką sprzeczność. Bo nic nie trzeba. A jeśli wydaje nam się, że trzeba kochać Boga, że trzeba kochać siebie samego, współsiostrę lub współbrata, żonę albo męża, czy też kogokolwiek innego, to może inny dar przyjęliśmy niż dar Jednorodzonego Syna?
Psalm responsoryjny: Ps 72 (71),1-2.3-4ab.7-8
Jeszcze kilka tygodni temu Kościół śpiewał każdego ranka przed wschodem słońca pieśń inspirowaną tekstem z Księgi Izajasza: „Rorate caeli desuper et nubes pluant justum” (por. Iz 45,8). Dzisiaj już nie z radością oczekiwania, a w radości Narodzenia śpiewamy o „kwitnącej sprawiedliwości” przynoszonej przez wzgórza i przekazanej przez Boga synowi królewskiemu.
Psalm 72 kontynuuje myśl psalmu z dnia poprzedniego (por. Ps 2,7-8.10-11) dotyczącą usynowienia. To nam, synom, „przekazana” została sprawiedliwość wraz z przyjściem na świat Słowa Wcielonego. To również nam dana została władza synów królewskich i idąca za tym odpowiedzialność za ubogich i uciśnionych, o których mówi tekst psalmu. Sprawiedliwość nie jest już dla wierzących nadzieją mającą się wypełnić kiedyś w przyszłości. Jest rzeczywistością, która domaga się naszej pracy i zaangażowania.
Ewangelia: Mk 6,34-44
Niejednokrotnie człowiekowi wydaje się, że nic nie ma, że jest bezradny, że nic nie może zrobić. To prawda. Uczniowie z Ewangelii nie potrafiliby sami nakarmić pięciu tysięcy mężczyzn. Ale uczniowie nie są sami. W swojej bezradności wobec głodu ludzi przychodzą do Jezusa i podsuwają mu według nich jedyne słuszne rozwiązanie problemu. Nie zawsze jest tak, jak człowiekowi wydaje się, że będzie najlepiej. Czasami Bóg ma większe plany i lepsze pomysły niż te, które sami możemy wymyślić.
Zasługą i mądrością człowieka jest zgodzić się na plan Boga, choćby ten wydawał się równie mało realny jak powstanie z martwych ukrzyżowanego człowieka. Chodzi o zgodę i gotowość we wszystkim, nawet w tym, o co Bóg nie prosi. W opowiadaniu z Ewangelii wg św. Marka Jezus nie pyta uczniów, ile mają ryb. Jego pytanie dotyczy jedynie ilości chlebów. Być może gotowość i zaufanie sprawiają, że Apostołowie przynoszą nie tylko pięć chlebów, ale całe jedzenie, jakie udaje im się znaleźć, czyli również dwie ryby.
Chrystus-Dobry Pasterz nie zostawia pięciu tysięcy owiec głodnych, nie zostawiłby głodną nawet jednej. Kiedy wydaje się nam, że nie mamy nic – Bóg i tak daje nam więcej niż potrzebujemy. Kiedy wydaje się nam, że nic nie możemy – możemy wszystko, posłuszni poleceniom Boga i gotowi je wypełniać ponad miarę, o którą jesteśmy proszeni.
[dzien 7]
Sobota, 9.01. 2016 r.
Pierwsze czytanie: 1 J 4,11-18
„Małżeństwo – wspaniała sprawa!” – powiedziała mi któregoś dnia moja narzeczona. Ani ona, ani ja jeszcze nie wiemy, jak bardzo wspaniała to sprawa. Możemy się tego tylko domyślać, również gdy czytamy Pierwszy List św. Jana. Cóż może być piękniejszego niż życie Bożą miłością na co dzień, ciągłe staranie o jedność na wzór jedności Trójcy Świętej? Co lepszego nad ucieleśnianie miłości, która usuwa każdy lęk i w której nie ma miejsca na strach? I nie odnosi się to tylko małżeństwa – autor listu wskazuje drogę dla każdego podążającego za Chrystusem człowieka.
Ktoś powie, że to słowa zakochanego idealisty, który jeszcze nie wie, co to życie. Być może będzie miał wiele racji. Jednak również fragment Pierwszego Listu św. Jana, który czytamy dzisiaj w liturgii, jest pod wieloma względami właśnie słowami „zakochanego w Bogu idealisty”. Chrześcijański „idealizm” to postawa, która posiada stabilny fundament – jest nim miłość jaką „Bóg ma ku nam”. Jednocześnie stawia ona wysokie wymagania, ponieważ miłość ma osiągać w wierzących „kres doskonałości”, jak czytamy w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia (wyd. 4). Nie jest to zadanie łatwe, ale przecież w Bogu nie ma nic niemożliwego. Zresztą cóż wspanialszego nad nieustanne dążenie ku Panu? A najprostszą drogą jest miłość. Chrześcijaństwo to naprawdę wspaniała sprawa!
Psalm responsoryjny: Ps 72(71),1-2.10-11.12-13
Z jednej strony to Królowi – Chrystusowi przynoszone są dary, Jemu oddawane są pokłony, Jemu również „wszystkie narody będą służyły”. Z drugiej, to On jest Tym, który przynosi ludziom największy dar – wolność. On uniża samego siebie o wiele bardziej niż proste oddanie pokłonu, bo aż do wywyższenia na Krzyżu. On wreszcie przyjmuje postać sługi (por. Flp 2,7). Uniżenie i wywyższenie są zawsze w relacji wzajemności – patrząc na osobę Chrystusa widać, że prawdziwe wywyższenie nie może istnieć bez uniżenia. Zaś pokora i służba, aż po ofiarę z siebie, są najprostszą drogą ku Bogu, który jako jedyny ma władzę poniżać i wywyższać (por. Ez 17,24).
Ewangelia: Mk 6,45-52
Dla Chrystusa nie ma rzeczy niemożliwych. Jest Bogiem. Może uzdrawiać chorych i wypędzać złe duchy, potrafi nakarmić pięć tysięcy mężczyzn kilkoma bochenkami chleba i dwiema rybami, nawet prawa natury nagina, gdy chodzi po wodzie. Chrystus może wszystko. Jest Bogiem.
Łatwo skupić swoją uwagę na tych wszystkich cudownościach. I z pewnością słusznie czynimy kontemplując to, co nadzwyczajne – w końcu nie bez powodu Ewangelista o tym pisze. Ale obok Jezusa działającego cuda w mocy widzimy Jezusa cichego i pokornego na modlitwie, z daleka od gwaru tłumów i świata. Również o tym nie bez przyczyny pisze św. Marek.
Wszystko staje się możliwe, gdy człowiek jest w głębokiej relacji z Bogiem. Gdy w intensywnym, szybkim i głośnym niekiedy życiu znajduje czas na trwanie na modlitwie – „na poufnym i przyjacielskim obcowaniu z Tym, o którym wiemy, że nas kocha”, jak pisała św. Tresa z Ávila. Czasami, gdy mamy przed sobą trudną decyzję albo jesteśmy w punkcie zwrotnym naszego życia, trzeba oddalić się na czterdzieści dni na pustynię. Innym razem wystarczy odejść tylko kawałek, do swojej izdebki, by w razie potrzeby szybko przyjść. komuś z pomocą – tak, jak Jezus śpieszy do trudzących się przy wiosłowaniu uczniów.
[dzien end]