Komentarze do czytań II Tydzień Adwentu | od 4  do 10 grudnia 2016 r. – o. dr hab. Waldemar Linke CP

[dzien 1]

Niedziela, 4.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Iz 11, 1-10

Mesjańska postać z domu Jessego, a więc ojca króla Dawida, obdarzona darami Ducha, zostaje dana przez Boga, by naprawić i doprowadzić wręcz do ideału stosunki społeczne. Stan ten rozciąga się też na świat zwierzęcy. Dzięki potomkowi królewskiej rodziny, nowemu Dawidowi, zapanuje sprawiedliwy pokój. Pamiętamy, że Dawid był władcą wojennym, prowadził agresywną politykę, nie stronił od przelewu krwi. Jego mesjański potomek będzie inny, inaczej pokieruje sprawami, będzie miał inny wpływ na rzeczywistość, w której żyje. Dawid był władcą namaszczonym w imieniu Boga przez Samuela, jednak nie znaczy to, że wszystko, co czynił, było zgodne z wolą Najwyższego. Jako człowiek często błądził z powodu ulegania własnym namiętnościom, często też dawał się ponieść brutalności, nadużyciu siły. Władca napełniony Duchem Boga nie może tak postępować. Będzie nie tylko władcą ludu Boga, ale też wzorem dla innych ludów. Pierwszy władca Izraela, który rządził w Jerozolimie, umocnił swoje państwo, zaś obiecany przez Boga jego potomek przemieni świat. Ten ideał ma jednak swój historyczny fundament, choć niedoskonały i naznaczony ludzką słabością. Bóg podnosi jednak naszą słabość, nie narzuca nam swej doskonałości.

 

Psalm responsoryjny: Ps 72, 1-2, 7-8, 12-13, 17

Czy sami nie potrafimy zaprowadzić sprawiedliwości, że potrzebujemy Boga i jego Mesjasza do realizacji? Historia czy obserwacja współczesności uczą nas, że niestety, jest to zadanie ponad nasze siły. Kto nam w tym przeszkadza? Najłatwiej wskazać na kogoś poza nami: na jakiegoś niesprawiedliwego człowieka czy też grupę (społeczną, etniczną, mającą określone poglądy polityczne itd.). Jednak największą przeszkodą dla sprawiedliwości we mnie i wokół mnie jestem ja sam: mój egoizm, moje przywiązanie do własnej perspektywy, moje ciasne serce. Dlatego sprawiedliwość nie jest nasza własna i zaczyna się od modlitwy.

 

Drugie czytanie: Rz 15,4-9

Słowa skierowane do Kościoła w Rzymie przez św. Pawła Apostoła można potraktować jako ogólną zachętę do otwartości w relacjach międzyludzkich. Obecny czas nadaje takiej interpretacji szczególnej aktualności. Trudno nie myśleć w tym kontekście choćby o stałych wezwaniach Papieża kierowanych do krajów Europy, aby otwierały się na osoby spoza Starego Kontynentu i on otwierał się na nich, choć uczestniczą w jego dziedzictwie kulturowym i religijnym. Apostoł mówi o postawie, która będzie dla osób niepodzielających chrześcijańskiego świata wartości świadectwem wiary. Aby „uwielbiali Boga” – oto cel, którego osiągnięcie jest możliwe tylko poprzez pewien sposób życia, a nie przez nauczanie ex cathedra czy też administracyjne działania. Nie chodzi jednak tylko o skuteczną drogę świadczenia pomocy humanitarnej, ale przede wszystkim o realizację zasadniczego działania ucznia: ewangelizację.

 

Ewangelia: Mt 3,1-12

Ubiór św. Jana Chrzciciela jest w Ewangeliach czy nawet całym Nowym Testamencie motywem dość nietypowym. Zwykle, gdy pojawia się ten wątek, dotyczy postaci eschatologicznych (np. przemieniony Jezus czy Anioł). Nie opisuje się zwyczajnego ubrania człowieka zakładając, że każdy wie, jak zwyczajna postać powinna być ubrana. Nazwy poszczególnych rodzajów ubrania (tunika, płaszcz, opończa itd.) obywają się bez dokładniejszych charakterystyk. Skoro w przypadku św. Jana jest inaczej, to musi to mieć szczególne znaczenie dla konstrukcji opowiadania o działalności Jana. Podobnie rzecz się ma z dietą tej postaci. Zwykle Ewangelie podsumowują to co na stole prostym określeniem artos znaczącym nie tylko chleb, ale i jedzenie w ogólności.

Ubiór św. Jana Chrzciciela upodabnia go do proroka Eliasza. Warto jednak pamiętać, że są to rodzaje ubioru i surowce, które nie wymagają technologii obróbki poza najprostszymi. Jego sposób odżywiania się stawia go także poza granicą „cywilizowanego” świata. Jan prowadzi bardzo prosty żywot pustelnika, niezależny od społecznych powiązań, zrywający z pogonią za modą, pewną osiąganą przez technologiczne zaawansowanie wygodą i nowoczesnością życia. Św. Jan Chrzciciel, żeby widzieć Przychodzącego i napominać szukających u niego drogi do uwolnienia się od grzechów, porzuca całą cywilizacyjną „oprawę” życia.

 

[dzien 2]

Poniedziałek, 5.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Iz 35, 1-10

Przejmujący upał wysuszający ziemię, odbierający ludziom siłę i chęć do życia, jest obrazem śmierci. W skwarze wszystko umiera i zaradzić temu może tylko życiodajny potok wody z nieba. Bóg przychodzi jak orzeźwiający deszcz, który przywraca wigor wszystkiemu, niesie nadzieję i radość. Pory opadów w klimacie Bliskiego Wschodu charakteryzują się dużą regularnością. Wiadomo, kiedy można było oczekiwać deszczu. Przyjście Boga nie podlegało tym naturalnym, przewidywalnym rytmom. Mogło zdarzyć się w każdej chwili: najbliższej, czy najbardziej odległej. Dlatego potrzebne jest ciągłe podtrzymywanie nadziei, przypominanie obrazów życia i obfitości wody. Takie jest zadanie proroka w wysychającym, tracącym siły i nadzieję świecie. Izajasz wypełniał tę rolę z wielkim zaangażowaniem, z głęboką wiarą, że nie rozpościera przed odbiorcami swego orędzia złudnych miraży, ale głosi dobrą nowinę, której gwarantem jest Bóg, który go powołał i posłał. Jego postawa była inspiracją w czasach wygnania, gdy jego słowa i postawę odnoszono do wyzwań epoki wygnania.

 

Psalm responsoryjny: Ps 85, 9ab-10, 11-12, 13-14

Zbawienie, łaska, wierność i sprawiedliwość są przedstawione jako treść Bożego przekazu. W Jego słowach skierowanych do człowieka jest zawarty świat, w którym dobro istnieje na zasadach wyłączności, a nie w stałym konflikcie i zmaganiu ze złem. Jest to wizja nosząca znamiona utopi, jednak różni się od niej w bardzo istotnej kwestii. Utopia jest planem, który ludzie, społeczeństwo albo idealna władza mogą lub mają zrealizować. To, co Bóg mówi, to też On sam realizuje. Stworzył świat, który widział jako bardzo dobry. Jego moc nie została uszczuplona. Dziś też tworzy dobre, bardzo dobre światy, które psujemy naszymi niezdrowymi ambicjami, egoizmem i innymi rodzajami grzechu.

 

Ewangelia: Łk 5, 17-26

Paralityka ocaliła wiara tych, którzy go przynieśli do Jezusa. Nie wiemy, czy on sam wierzył w moc Nauczyciela z Nazaretu. Leży jak kłoda, powalony swą chorobą, pozbawiony możliwości a może i chęci działania. Zaczął coś robić dopiero po uzdrowieniu. Jak nierozwinięte z powodu choroby mięśnie, ciało osłabione długim leżeniem i bezruchem były w stanie poradzić sobie z ciężarem noszy, tego się nie dowiemy. Ale wiemy, że chwalił Boga. To uwielbienie okazuje się jedynym źródłem jego siły. Poprzez nie wyraża całego swego ducha. To uwielbienie przechodzi na tłum. Przed chwilą schorowany i bezsilny, zdany na innych człowiek, przyniesiony do Zbawiciela, teraz bierze na swe ramiona cały tłum i unosi ich swym entuzjazmem, siłą swej wdzięczności. Jakże piękna jest wolność, jaką dał mu Jezus, jak jest potężna jej siła…

 

[dzien 3]

Wtorek, 6.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Iz 40, 1-11

Koniec epoki niewoli był czasem długo oczekiwanego objawienia się dobroci Bożej, troki Boga o Jego lud. Dokonał się historyczny przełom umożliwiony przez upadek Państwa Nowobabilońskiego, którego imperialistyczne ambicje doprowadziły do katastrofy Świętego Miasta i znajdującego się w nim przybytku Jahwe. Z politycznego punktu widzenia było to zastąpienie jednego hegemona światowej polityki drugim. Dla proroka jest to jednak dzieło Boga, Jego inicjatywa związana z troską o Jego lud. Jako głównego protagonistę wydarzeń dostrzega on nie persko-medyjskiego władcę Cyrusa, wielkiego polityka i wodza, ale łagodnego pasterza – Boga. Grecki piewca Cyrusa wkłada w jego usta następujące słowa: „Jeśli okażemy słabość, spotkają nas wszelkie najgorsze nieszczęścia” (Ksenofont, Cyropedia IV, 2,21). Jakże to inny portret, niż wizja Jahwe niosącego na rękach jagniątka, łagodnie wiodącego owce słabe jeszcze po wykoceniu się, osłabione karmieniem potomstwa.

Kontynuator dzieła jerozolimskiego proroka, którego nazywamy Deutero-Izajaszem, sprawczą siłę dziejów widzi w łagodności Boga, nie w brutalnej polityce podbojów.

 

Psalm responsoryjny: Ps 96, 1-2, 3 i 10ac, 11-12.13

Bożego sądu oczekujemy z pewną trwogą, przygotowujemy się do niego w chwilach milczącego skupienia, pewnego napięcia uwagi w rachunku sumienia. Psalmista uczy nas pewnej nowej postawy. On na sąd Boży przygotowuje się śpiewem zanoszonym pełną piersią, wciągającym całą ludzkość. Chce tę postawę uwielbienia Boga sędziego przekazać wszystkim innym, nie tylko swym rodakom i wyznawcom tej samej religii. Uczy nas, że najlepszym sposobem przyjęcia Bożej sprawiedliwości jest wielbienie jej, choćbyśmy wiedzieli, że nie dorastamy do jej miary.

 

Ewangelia: Mt 18,12-14

Przywykliśmy na tę przypowieść o owcy, która się zagubiła, patrzeć w jej kontekście charakterystycznym dla Ewangelii według św. Łukasza (rozdz. 15): serii trzech podobieństw związanych z utraconą owcą, monetą i synem. W Ewangelii według św. Mateusza ramy tej przypowieści wyznaczają najpierw pouczenia o konieczności troski, by nikt się nie zgubił, a potem pouczenia, jak postępować, gdy ktoś z naszych braci i sióstr się zagubi. Bóg szukający zagubionego grzesznika, Syn Człowieczy, który „przyszedł ocalić to, co zginęło” (Mt 18,11) jest wzorem i inspiracją dla nas, gdy stajemy wobec czyichś błędów, grzechów, popełnionego zła. Królestwa Bożego nie buduje się przez piętnowanie zła, ale przez poszukiwanie grzesznika, aby wziąć go na swoje ramiona, cieszyć się z jego ocalenia.

 

[dzien 4]

Środa, 7.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Iz 40, 25-31          

Bóg jest ponad wszystkim i ponad wszystkimi. Nie ma sobie równych i pod każdym względem przerasta każdego człowieka, także tych największych. Wielkość Boga wychwalana przez Deutero-Izajasza w naturalny sposób odnosimy do króla królów, twórcy jednego z największych imperiów starożytności, Cyrusa Wielkiego. Przypomnienie, że Bóg jest większy, było widocznie potrzebne rozentuzjazmowanym wygnańcom gotowym sądzić, że bardzo znany, możny człowiek mający do dyspozycji środki polityczne i wojskowe, jest sprawcą ich wybawienia. Łatwość, z jaką szukamy ziemskich wybawicieli, ziemskich form zbawienia nie ulega zasadniczym zmianom wraz z upływem czasu. Był to tak samo problem ponad dwa i pół tysiąca lat temu, jak i dziś. To, co rzeczywiście może się zmieniać, to kwestia naszej wrażliwości na prorockie głosy przypominające nam pierwszeństwo Boga przed jakimkolwiek stworzeniem.

Wolimy ziemskich zbawicieli, bo wiemy, że z nimi możemy prowadzić swoistą grę, pokazywać im twarz, którą my chcemy pokazać, a nasze bożyszcza chcą widzieć. Przed Panem nasze drogi są jawne, a wiemy, jak czasem bywają kręte. Szukamy zbawicieli na naszą miarę. Przypominanie sobie o Bogu pozbawia nas komfortu tolerancji dla naszej bylejakości, ale podciąga nas do Bożego poziomu.

 

Psalm responsoryjny: Ps 103, 1-2, 3-4, 8 i 10

Bóg nie mierzy nas miarą naszych grzechów. Nie oznacza to jednak, że nie musimy się czuć odpowiedzialni za nasze czyny, bo i tak pójdą w zapomnienie. Nasze grzechy mają rujnujący wpływ na nasze życie, na nas samych, na naszą relację z Bogiem. Gdy przychodzą na nas fale, jakie wzbudziliśmy swym postępowaniem (jak w noweli Bolesława Prusa Powracająca fala), okazuje się, że nie ma dla nas nadziei ani ratunku. Bóg nas zawsze buduje swą miłością, otwiera nam drogę ratunku przed naszymi własnymi grzechami, drogę ocalenia tego, co w nas naprawdę wartościowe. „Nie postępuje z nami według naszych grzechów”, ale według swej zbawczej miłości.

 

Ewangelia: Mt 11, 28-30

Dość często w komentarzach i opracowaniach naukowych wskazuje się, że to właśnie ta wypowiedź o jarzmie Jezusowym leży u źródła słów Zbawiciela o konieczności wzięcia krzyża przez ucznia (Mt 10,38; 16,24; Mk 8,34; Łk 9,23; 14,27). O krzyżu jednak Jezus nie mówi nigdy, że jest słodki czy lekki. Nie obiecuje, że dźwiganie Jego krzyża doprowadzi nas do ukojenia. Krzyż to drastyczny, ostateczny wybór między pójściem za Jezusem albo porzuceniem Go, odpadnięciem od Niego. Wzięcie jarzma codziennych obowiązków jest zaś przygotowywaniem się, kształtowaniem siebie do tego, by nie uciekać od ciężarów, widzieć w nich szansę rozwoju dla własnego ducha, drogę do wolności sumienia.

 

[dzien 5]

Czwartek, 8.12.2016 r. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Pierwsze czytanie: Rdz 3, 9-15

Obietnica nadziei dana człowiekowi, który jeszcze nie uporał się ze świadomością swego grzechu, nie przyjął na siebie ciężaru własnej winy, może wydawać się nieco przedwczesna. My byśmy byli rozsądniejsi i poczekali, aż ktoś, kto popełnił błąd, przyzna się do niego i wyrazi skruchę. Wtedy dopiero zaczęlibyśmy negocjowanie programu naprawczego. Bóg nie kreśli drogi wyjścia z kryzysu, ale od razu otwiera horyzont zbawienia. Boża pedagogika opiera się na tym, że nie stopniuje dobra, które nam daje, którym On sam jest. Daje wszystko, otwiera całe bogactwo swej miłości przed grzesznikiem. Miłość nie jest nagrodą za nawrócenie, ale siłą do nawrócenia. Nie znaczy to, że nawrócenie dokona się bez wysiłku grzesznika, bez boleści rodzenia się w nim nowego człowieka.

 

Psalm responsoryjny: Ps 98, 1.2-3ab. 3cd-4

Boże zwycięstwo jest mało widoczne w świecie, w którym zdają się zwyciężać przemoc, egoizm i cynizm. Przychodzi ono bez triumfalnych fanfar, dokonuje się na niewidocznych polach ludzkich sumień. Biorący w nim udział przypominają częściej inwalidów wojennych niż dumnie prężących pierś bohaterskich kombatantów. Ta pieśń wielbiąca zwycięstwo Boga przypomina nam tę ukrytą, ale podtrzymującą świat w istnieniu rzeczywistość. Skoro nie zalało nas zło i nieprawość, to znaczy, że On wciąż zwycięża. Nie traćmy więc ducha, śpiewajmy „pieśń nową”.

 

Drugie czytanie: Ef 1, 3-6. 11-12

Wielka modlitwa błogosławieństwa, jaką rozpoczyna się List do Efezjan, jest jednym z najpiękniejszych, choć też i najdłuższym zdaniem w całym Piśmie Świętym. Tekst ten uświadamia nam, jak wielkie bogactwo łaski zostało nam ofiarowane przez Boga dzięki Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu, Synowi Bożemu. Wraz z Apostołem dziękujemy Bogu za to, co jest naszym największym dobrem. Ta wdzięczność nabiera szczególnego znaczenia, jeśli uświadomimy sobie, że przywilej niepokalanego poczęcia Najświętsza Maryja Panna otrzymała dla przewidzianych zasług swego Syna.

Ciągle uczymy się modlitwy błogosławieństwa, postawy błogosławienia, czyli mówienia dobrze (bene dicere). Trudno nam przychodzi mówić dobrze. Zawsze przyczepi nam się jakieś „ale”, gdy mówimy o naszych bliźnich. Dlatego tak ważne jest, żeby kierować wzrok na dobro, które otrzymaliśmy od Boga przez jego Syna, byśmy mogli wolnym sercem, otwartą duszą dobrze mówić – błogosławić naszego Boga Ojca i Jego Syna. Tak stajemy się ludźmi wolnego serca, otwartego spojrzenia. On jest naszą nadzieją, dlatego uczy nas patrzenia z nadzieją i mówienia z nadzieją.

 

Ewangelia: Łk 1, ,26-38

Wątpliwości Maryi co do źródeł stanu błogosławionego, w którym się znalazła, nie mają w sobie nic z obrażonej cnoty. Ona po prostu pyta, jak to się stało. Nie mierzy siebie tym, co ludzie powiedzą o jej nieoczekiwanej i niezgodnej ze społecznymi konwenansami ciążą. Nie stawia pytania: jak pokażę się na oczy ludziom w moim miasteczku, którzy wiedzą, że to nie czas na dzieci dla porządnej dziewczyny. Jest ona wolna, gdy przyjmuje Boży dar i Boże powołanie.

Dla niej jest ważne, że Bóg zna jej wnętrze. To wystarcza jej, by nie drżeć o opinię otoczenia. Wbrew pozorom, w naszych bezpruderyjnych czasach, choć zmieniły się obszary dumy i wstydu, bynajmniej nie osłabł lęk przed opiniami. Wręcz pogłębił się stan społecznego uzależnienia, wzmocniła się smycz ludzkich opinii, na których biegniemy posłusznie noga za nogą pana naszych wyborów. Uczmy się od Maryi mówić Bogu „tak”, ale też i nie przytakiwać lękliwie społecznym oczekiwaniom wobec nas.

 

[dzien 6]

Piątek, 9.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Iz 48, 17-19

Ileż straconych szans możemy znaleźć w naszym życiu. Gdyby ułożyć z nich listę, to byłaby bardzo długa, zawierałaby bardzo różnorodne epizody. Traciliśmy szanse na zdobycie większej wiedzy i kompetencji, lepsze miejsce w społeczeństwie, lepszy status materialny. Można wyliczać jeszcze długo same tylko kategorie, a co dopiero konkretne sytuacje… Życie nie przebacza zmarnowanych szans, jest bezlitosne wobec tych, którzy marnują sposobności. Marnotrawnych synów przyjmują tylko miłosierni ojcowie. Niczego nie wypominają, a jednocześnie przypominają, że jeszcze jest coś do uratowania, czego można nie zepsuć, nie wypuścić z ręki.

Ojciec uczy, że zawsze jest szansa, choć nie głaszcze po głowie frazesem „nic się nie stało”. Pomaga zrobić prosty, uczciwy rachunek tego, co zostało zrobione dobrze, i tego, co zostało zepsute. Ma też odwagę powiedzieć: miałem rację, wiem, co jest dla ciebie dobre, nawet jeśli tego nie akceptujesz. Izrael dźwigał się z każdego upadku, znajdował drogę w każdym zagubieniu, ponieważ towarzyszył mu głos Ojca, jego miłość surowa, ale niezawodna.

 

Psalm responsoryjny: Ps 1,1-2, 3, 4.6

Myślimy często, że prawość, sprawiedliwość ma swoją cenę, jest postawą heroiczną. Jest w tym spojrzeniu wiele racji, ale warto przypomnieć sobie Psalm 1, by uświadomić sobie, że dzięki sprawiedliwości żyjemy, czerpiemy z niej siłę do istnienia i wigor. Nasze „zielone liście”, znaki nadziei, dzięki której jesteśmy żywi, utkane są z rozwijających się komórek dobra naszych codziennych wyborów.

 

Ewangelia: Mt 11,16-19

A z kim porównać nasze pokolenie? Jaki byłby nasz portret zbiorowy? Przewrotność dzieci bawiących się, ale jednocześnie swarliwych, nadczułych na własnym punkcie, to gorzka wizja. Ale czy ostrość tej oceny odzwierciedliłaby w pełni nasze zagubienie i niekonsekwencje. Jak opisujemy Syna Człowieczego? Jedni – jako gwiazdę pop-kultury, inni – jako rewolucjonistę i bojownika o społeczną sprawiedliwość, jeszcze inni – jako cynicznego oszusta. Lista mogłaby być długa. Przypisujemy Mu własne skłonności i wady, a uciekamy od Jego prawdziwego obrazu. Nie jesteśmy lepsi od tamtego pokolenia, ale i dla nas otwarta jest brama mądrości. Możemy Go poznać, zobaczyć Go jakim jest. Musimy jednak zaufać bardziej Jemu i temu, co mówi o sobie, niż głosowi pokolenia.

 

[dzien 7]

Sobota, 10.12.2016 r.

Pierwsze czytanie: Syr 48, 1-4. 9-11

Wszyscy wiedzieli, kim był prorok Eliasz. Odcisnął głębokie piętno nie tylko na mieszkańcach swego państwa, a więc populacji monarchii północnej, ze stolicą w Samarii. Stał się bohaterem całego domu Izraela, ale właśnie dlatego znalazł sobie miejsce w ideologii państwa południowego, Judy. Stał się bohaterem jego przyszłości, poprzednikiem mesjasza, który pomoże Jerozolimie i Judzie rozpoznać tego, który przyjdzie przysłany przez Boga, przygotuje na przyjęcie zbawcy danego przez Boga.

Wielka moc prorockiego słowa, niezłomna wiara, która pozwalała pokonać największego wroga – zniechęcenie i zmęczenie życiem, były powodem ogromnego szacunku i podziwu, jaki budził pomimo upływu wieków. Jednak nieśmiertelność zapewniło mu to, że Bóg dał mu wyjątkową szansę: pozwolił mu opuścić ten świat w sposób odmienny, niż dzieje się to zazwyczaj. Odszedł stąd, ale nie umarł. Żył, chociaż nie zaliczał się już do śmiertelników zamieszkujących tę ziemię. Dlatego stał się pomostem między Bogiem a ludźmi, łącznikiem między światami, świadkiem innego życia, niż to jedyne, które znamy z doświadczenia. Stał się świadkiem nadziei. Było to możliwe, ponieważ całe swe życie: siły i słabość, wiarę i zwątpienie oddał Bogu.

 

Psalm responsoryjny: Ps 80, 2ac.3b, 15-16, 18-19

Spustoszona i wydana na zagładę winnica to jeden z powszechniejszych obrazów Izraela czy Judy dotkniętych karzącą ręką Boga. Ta smutna rzeczywistość opuszczenia, zdziczenia tego, co było jednym ze szczytowych osiągnięć cywilizacji, miała uświadomić wspólnocie ludu Bożego, że zło nie jest tylko złem przeciw Bogu, ale podkopuje też fundamenty ludzkiego bytu, kultury, cywilizacji. Bóg jednak nie tylko przestrzega, ale też obiecuje swą zbawczą pomoc w ratowaniu ludzkiego świata.

 

Ewangelia: Mt 17,10-13

Mówiąc o Eliaszu, Jezus jednoznacznie wskazuje na Jana Chrzciciela. Tragiczny los Poprzednika Pańskiego jest kolejną zapowiedzią męki Jezusa Chrystusa, poza trzema, w których Jezus wprost mówi o czekającym Go losie. Uczniowie musieli sobie jednak zdać sprawę, że mówiąc im o losie tego, który poszedł przed Mesjaszem, zapowiadając Go, mówi też o tych, którzy poszli za Mesjaszem i będą kontynuować Jego nauczanie. Stawia też gdzie indziej znak równości między sobą a swymi uczniami (Mt 10,24-25). Zapowiedzi Jezusa oznaczają więc dla uczniów swego rodzaju wyrok. Jeśli Jezus jest Bogiem, a więc słusznie zrobili, poświęcając Mu swe życie, to Jego przepowiednie się sprawdzą, a więc spadną na nich prześladowania i spotka ich dramatyczna śmierć. A jednak idą za Nim, choć wiedzą…

[dzien end]