Niedziela, 1.04.2018 r., uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego
Pierwsze czytanie: Dz 10, 34a.37-43
Świętując zmartwychwstanie Chrystusa, wsłuchujemy się w Ewangelię głoszoną przez Jego pierwszych uczniów. A Ewangelia – czyli Dobra Wiadomość – jest taka, że Bóg zamiast ścigać nasze wykroczenia ofiaruje nam uwolnienie od nieszczęść, w które się uwikłaliśmy. Jezus jako Pełnomocnik Ojca przechodzi między nami „dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich poddanych mocy diabła”. Zwalcza zło nie karząc, tylko lecząc.
Zmartwychwstały wylewa na świat ogień (por. Łk 3, 16-17) – ale to ogień miłości, nie zemsty, ogień wypalający nowotwór grzechu, żeby ratować serca. Boskim sposobem na nasz upadek, czyli rozminięcie się z miłością, do której nas stworzono, jest naprawianie człowieka od wewnątrz. Dlatego pożar łaski rozprzestrzenia się dyskretnie – Chrystus zabity publicznie, zmartwychwstaje po cichu i ukazuje się przyjaciołom, a nie całej społeczności Izraela. On nie zniewala cudownością, manifestacją potęgi, lecz stawia na intymny dialog z ludzką tęsknotą.
Zauważmy, że apostoł jednym tchem mówi o ustanowieniu Jezusa sędzią oraz o odpuszczeniu grzechów dzięki wierze w Niego (czyli, zgodnie z biblijnym rozumieniem wiary, dzięki zaufaniu Mu i poleganiu na Nim). Boski proces sądowy toczy się przeciw temu, co nas niszczy, a nie przeciw nam. Nie chciejmy być po stronie własnej śmierci.
Psalm responsoryjny: Ps 118 (117), 1b-2.16-17.22-23
W dniu dzisiejszym i przez cały najbliższy tydzień jesteśmy zaproszeni do wyśpiewywania wdzięczności oraz podziwu. Bóg zwyciężył i zwycięża, „Jego prawica okazuje moc”. Przy tym odkrywamy, że Boże zwycięstwo przychodzi w inny sposób, niż oczekiwalibyśmy zgodnie z logiką upadłego świata. Ojciec z nieba podnosi z grobu Jezusa – przyznaje rację Temu, na którego nie chcieli postawić kapłani, uczeni i religijni gorliwcy. Tworząc następnie swój Kościół, Najwyższy ma upodobanie w słabych, wykluczonych, biednych, upośledzonych. Buduje swe niezwyciężone królestwo na tym, czym nasza pycha gardzi.
Świętując zmartwychwstanie Ukrzyżowanego, uczmy się Bożego spojrzenia na świat, nawracajmy serce i oczy.
Drugie czytanie: Kol 3, 1-4
Jeśli wyrzekam się mojego grzechu i pokładając ufność w Chrystusie przyjmuję Jego panowanie nad moim życiem (jak w momencie świadomego nawrócenia oraz każdego odnowienia przyrzeczeń chrztu), to naprawdę umieram dla starego sposobu egzystowania i budzę się do nowego. Bóg prosi mnie, żebym w to wierzył oraz zachowywał się według tej wiary – choć świat dokoła funkcjonuje na dawnych zasadach i choć upominają się o mnie dawne przyzwyczajenia…
Nawet jeśli wciąż czuję swoją słabość, lub wręcz na nowo upadam, a kusiciel szyderczo sugeruje, że nowe życie to mit – naprawdę mogę, ufając Bogu, „dążyć do tego, co w górze”. Moje prawdziwe życie pozostaje ukryte tak samo, jak zmartwychwstały Chrystus, podczas gdy świat na pozór kręci się po dawnemu. Boża łaska odnawia naszą rzeczywistość stopniowo i dyskretnie, pracuje w moim sercu jak kiełkujące ziarno w głębi gleby (por. Mk 4, 27). Bóg prosi, żebym nigdy nie tracił nadziei, nie rezygnował z codziennych radosnych nawróceń.
Gdy nachodzi mnie gorzka myśl, że słowa Ewangelii brzmią pięknie, ale życie jest, jakie jest – mogę jej odpowiedzieć: „Wyrzekam się ciebie, moim życiem jest Chrystus”! Naprawdę mogę to robić, Bogu dzięki.
[lub:]
Drugie czytanie: 1 Kor 5, 6b-8
Apostoł interpretuje w sposób symboliczny przepisy dotyczące paschalnego chleba i odnosi je do codziennego życia chrześcijan. Jeśli przed świętowaniem Paschy pobożni Żydzi usuwają z domu nawet najmniejsze okruchy pieczywa na zakwasie i używają tylko niekwaszonej macy, to uczeń Chrystusa, przeżywający ciągłą Paschę – przejście ze starego życia do nowego – ma się wystrzegać każdego okrucha dawnych, grzesznych zachowań. Trzeba je wciąż usuwać z naszych serc i z życia naszych wspólnot.
Fragment, który odczytaliśmy, to część stanowczej reakcji na tolerowanie w Kościele Koryntu kazirodztwa, jakiego dopuszczał się ktoś z wierzących. Paweł domagał się wykluczenia tej osoby ze wspólnoty, żeby ją doprowadzić do opamiętania. W dalszym ciągu listu znajdziemy cenną uwagę na temat różnicy w podejściu do niemoralnie prowadzących się niewierzących oraz do kogoś, kto „nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą” (1 Kor 5, 11). Apostoł nie wzywa do unikania kontaktów z grzesznikami „ze świata” (co byłoby notabene niezgodne z Jezusowym przykładem), lecz do odcięcia się od zepsutych chrześcijan. Pamiętajmy przy tym (jak nas uczy papież Franciszek), że jest różnica między grzesznikiem uwikłanym w upadki i potrzebującym miłosiernego wsparcia, a człowiekiem zepsutym, dogłębnie zdeprawowanym i perfidnym.
Usuwanie „złego kwasu” obowiązuje nas najpierw w stosunku do samych siebie, a następnie w odniesieniu do życia Kościoła. Wobec świata mamy dawać świadectwo o dobru i złu, ale nie zajmować się sądzeniem – „tych, którzy są na zewnątrz, będzie sądził Bóg” (1 Kor 5, 13a). My jesteśmy rybakami ludzi, a nie ich sędziami.
Ewangelia: J 20, 1-9
Opis wielkanocnego poranka w Ewangelii według Jana – gdzie najbardziej rzuca się w oczy taki sposób komponowania świadectwa o faktach, żeby zdarzenie dało się odczytać jak przypowieść – pokazuje „najdoskonalszą drogę” (kath’hyperbolèn hodòn, 1 Kor 12, 31) uchwycenia prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa. Jedna z kobiet, które głos serca wezwał przed świtem do zamkniętego ciężkim głazem grobowca, informuje Piotra oraz „Ukochanego Ucznia” o tym, że znalazła miejsce pochówku puste. Teraz kobiece świadectwo, któremu w tamtej epoce przypisywano małą wartość (por. Łk 24, 11), ma zostać zweryfikowane przez późniejsze „filary Kościoła” (por. Ga 2, 9). Apostołowie biegną do grobu Pana, podobnie jak do nich przybiegła Maria z Magdali, a Ukochany Uczeń dociera na miejsce pierwszy. Miłość wyprzedza kościelny urząd w czytaniu Bożych znaków – Magdalena jest na tropie Tajemnicy wcześniej niż wybrana Dwunastka, Ukochany biegnie tym tropem szybciej niż nazwany Skałą… Jednak charyzmatyczna miłość szanuje powagę urzędu, także przecież budowanego na miłości i służącego jej (por. J 21, 15-19). Ukochany Uczeń czeka na Piotra i przepuszcza go w wejściu, po czym… to jednak on okazuje się wierzącym „od pierwszego wejrzenia” (o Piotrze powiedziano tylko, że wrócił od grobu „dziwiąc się temu, co się stało”, por. Łk 24, 12).
Wierząc Dobrej Wiadomości (Ewangelii) o zmartwychwstaniu Pana, opieramy się na oficjalnym świadectwie Kościoła, za którym przemawiają racjonalne argumenty – jednak żywa wiara w Zmartwychwstałego (poleganie na Nim, zaufanie do Niego) to sprawa serca wrażliwego na głos miłości. Nie jesteśmy zaproszeni do pielęgnowania pamięci o wielkiej historii, tylko do spotkania oraz przeżywania relacji z „Żyjącym na wieki wieków” (por. Ap 1, 18). On żyje teraz i tutaj, chociaż w ukryciu. Bez miłosnej tęsknoty za Nim i subtelnego duchowego kontaktu nasze dyskusje o zmartwychwstaniu pozostaną „brzękiem cymbałów” (por. 1 Kor 13, 1), pustym dźwiękiem.
[dzien 2]
Poniedziałek w oktawie Wielkanocy, 2.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 2, 14.22b-33
Wracając do biblijnych źródeł widzimy, że ewangelizacja – czyli głoszenie Dobrej Wiadomości Boga – obejmuje wprawdzie uświadomienie człowiekowi grzechu, ale obywa się bez rzucania gromów, oburzania się, oskarżania. Tak, zgrzeszyliśmy ciężko, zabiliśmy Słowo Bożej Miłości, zamordowaliśmy Przyjaciela. Ale Bóg od początku postanowił wziąć na siebie ciężar naszej wrogości (por. Ef 2, 16), oraz miał plan wyprowadzenia dobra z tej tragedii. My zabiliśmy Dawcę Życia, a On nie tylko zmartwychwstał, lecz podarował nam Ducha Świętego, reanimujące duszę Tchnienie Miłosierdzia. Przebiliśmy Mu serce i zalała nas kaskada najczystszej afirmacji oraz oddania, którymi to serce było przepełnione. Sięgnęliśmy dna i spotkaliśmy tam Ratownika, który za nami zanurkował.
Ewangelizacja to nie umoralnianie, ani grożenie karą Boską – choć czasem bywa konieczne powiedzenie komuś z naciskiem, że robi źle (bez zjadliwych komentarzy, por. Mk 6, 18), lub zaznaczenie dystansu wobec czyjegoś trwania w uporze (apostołowie wyrażali to gestem otrząśnięcia sandałów z pyłu wrogiego miasta, por. Łk 9, 5). Jednak istotą ewangelizacji pozostaje dzielenie się radością, że Bóg „przechytrzył” nasze szaleństwo, otworzył bramę Łaski na dnie upadku. Jeżeli ktoś głoszeniem Ewangelii nazywa piętnowanie grzeszników, to chyba ociera się o bluźnierstwo…
Psalm responsoryjny: Ps 16 (15), 1b-2a.5.7-8.9-10.11
Jezus zmartwychwstał, bo w całym życiu i w momencie śmierci chronił się w miłości Ojca – bo nie znał innego dobra, niż ta rodząca Go Miłość. Konsekwentnie był jej posłuszny, ufał jej, stawiał ją sobie przed oczy. To niemożliwe, żeby śmierć panowała nad kimś, kto wychodzi od Miłości i do Miłości dąży (por. J 13, 3b). A Ojciec z nieba ukazuje nam dziś swojego Syna jako „ścieżkę życia” dla nas. Idąc przez życie z Jezusem i po Jezusowemu, znajdziemy „pełnię radości i wieczne szczęście”.
Ewangelia: Mt 28, 8-15
Przyglądając się odkryciu zmartwychwstania Jezusa z różnych perspektyw, czytamy dziś relację Mateusza, który twierdzi, że kobiety wracające od pustego grobu (gdzie widziały anioła), spotkały również po drodze samego Pana. Ponownie mamy do czynienia ze zignorowaniem przez ewangelistę mentalności swojej kultury i epoki, ponieważ pierwszymi świadkami Chrystusowego zwycięstwa okazują się przedstawicielki „słabej płci”, których głos nie był wówczas szanowany. To poważny argument za autentycznością przekazu. Takiego szczegółu nikt by wtedy nie wymyślił.
W naszym fragmencie znajdujemy też informację o pogłosce na temat wykradzenia ciała Jezusa przez uczniów, jaka krążyła wśród społeczności żydowskiej w czasach spisywania Ewangelii. Zwróćmy uwagę, że ten zarzut niechcący potwierdza fakt pustego grobu, któremu nie zaprzeczają nawet przeciwnicy chrześcijaństwa. Przy tym ewentualność zaśnięcia rzymskich żołnierzy podczas pełnienia służby wartowniczej (wobec znanej ze źródeł historycznych surowości dyscypliny obowiązującej w legionach) oraz możliwość dyskretnego przetoczenia obok śpiących ciężkiego kamienia – i w ogóle myśl, że śmiertelnie wystraszeni oraz psychicznie zdruzgotani porażką „opuszczonego przez Boga” (por. Mk 15, 34) Mistrza uczniowie porwali by się na coś takiego – nie wydaje się zbyt prawdopodobna. Tradycja powołująca się na Mateusza, dawnego poborcę podatków („celnika”), wiąże tę pogłoskę z przekupieniem strażników przez władze świątynne.
Mamy przed oczami dwa obrazy. W wielkanocny poranek trwa gorączkowa narada arcykapłanów w sprawie dziwnych wypadków przy grobie Nazarejczyka, zapada decyzja o propagandowym kontrataku w obliczu niewygodnych faktów. W innym punkcie świętego miasta kilka kobiet biegnie do kryjówki apostołów, nie posiadając się ze zdumienia i szczęścia… Niczym w starochrześcijańskim traktacie Didache, rysują się przed nami dwie drogi: droga śmierci i droga życia.
[dzien 3]
Wtorek w oktawie Wielkanocy, 3.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 2, 36-41
Widzimy tu przejęcie się Ewangelią – właśnie Ewangelią, Dobrą Wiadomością Boga, podaną tym ludziom bez nadmiernego wypominania im grzechu (choć grzech został po imieniu nazwany). Tym, co porusza sumienie, jest nie oskarżanie, tylko okazanie miłosierdzia. Zakosztowanie „jak dobry jest Pan” (por. Ps 34, 9), dotknięcie i posmakowanie Jego absolutnej dobroci, budzi w człowieku zapomnianą wrażliwość, rodzi skruchę. Wydaje się, że tym, co (jak mówi grecki tekst Księgi) „przeszyło serce” słuchaczy Piotra, była wiadomość, że odrzucony i zabity przez nich Jezus wciąż pozostaje ich Wybawcą. Miłosierdzie dotyka nas już
w momencie grzechu – odepchnięty Bóg nie odpycha nas, lecz pociąga, nie wypuszczając z objęć.
Słuchacze są gotowi coś ze sobą zrobić, bo czują się nie potępieni, tylko właśnie obudzeni ze złego snu (por. Rz 13, 11). A Bóg proponuje im tylko (i aż) „odmianę myślenia” (metanoia), oraz żeby się dali obmyć i napełnić Jego Tchnieniem życia. Wiadomo, że przyjdzie czas na zmagania, na zawalczenie o własną wierność – ale na początku nawrócenia jest zaufanie dobrej obietnicy dla niewdzięcznych i złych (por. Łk 6, 35).
Oczywiście, sprawa jest poważna i chodzi o ratowanie uwikłanych w los „zdeprawowanej generacji” (he genea he skolia, Dz 2, 40). Jednak na „zeschłej ziemi” upadku zostaje się tylko z wyboru, a Ewangelia mówi o zaproszeniu nas do domu Ojca (por. Ps 68, 7). Drzwi do szczęścia otwarto nam za darmo i bez zasługi, a nawet wbrew winie.
Psalm responsoryjny: Ps 33 (32), 4-5.18-19.20.22
Stwierdzenie, że Bóg „kocha prawo i sprawiedliwość” ma swoje rozwinięcie w dalszej części wersetu: „ziemia jest pełna Jego łaski”. Przy tym „łaska”, o której tutaj mowa, została określona hebrajskim słowem hesed, oznaczającym życzliwość wynikającą z trwania w relacji. Boskie prawo i Boska sprawiedliwość są na usługach Jego absolutnej życzliwości wobec stworzeń.
W świetle całości Pisma widzimy, że dla Boga prawem jest miłość (w niej streszczają się wszystkie przykazania, por. Mt 22, 37-40), a sprawiedliwość wyraża się w miłosierdziu – Bóg jest wierny wyborowi swej miłości i chce odzyskać to, co Mu się sprawiedliwie należy: nasze serca (jak ojciec z przypowieści odzyskał marnotrawnego syna, por. Łk 15, 32).
Realizacją prawa i sprawiedliwości rozumianych po Bożemu okazuje się ocalanie, niesienie pomocy. Bóg nie feruje wyroków skazujących, lecz walczy o tych, którzy skazują się sami (por. Jr 2, 19). Jesteśmy zaproszeni do naśladowania Boga (por. Ef 5, 1).
Ewangelia: J 20, 11-18
Czytamy dalszy ciąg Janowej opowieści o spotykaniu zmartwychwstałego Pana na drodze miłości. Widzimy zapłakaną Magdalenę, zbitą z tropu, pogubioną, rozżaloną. Płacząc, pochyla się i zagląda do jaskini grobowej, do grobu swojej radości i nadziei, do grobu ukochanego Mistrza. Co najgorsze, ten grób okazał się pusty, więc nie ma jak opłakać i pożegnać Jezusa, wydaje się, że został całkowicie unicestwiony. Ani śladu po Człowieku, który nadawał sens jej życiu, w którym królowanie Boga było dotykalne, który był jak drabina Jakuba i jak brama nieba (por. J 1, 51; Rdz 28, 12.17)… Wyrwa w duszy jest tak straszliwa, że nawet widok aniołów nie koi rozpaczy. Cień nadziei pojawia się na widok Mężczyzny, którego wzięła za ogrodnika – może jednak będzie mogła odzyskać najdroższą Relikwię? Wciąż ma w oczach Jezusa z wczoraj, zaślepiona tęsknotą nie umie dostrzec Jego obecności dziś. Szuka Zmarłego, nie zauważa Żyjącego.
Jej własne imię w ustach Rozmówcy przeszywa serce jak błyskawica, w mgnieniu oka rozpraszając mrok. Maria ma serce owcy znającej Pasterza, bezbłędnie rozpoznaje ten głos (por. J 10, 3-4), cała eksploduje okrzykiem nagłego szczęścia. Jednak „Piękny Pasterz” (ho Poimèn ho kalós, J 10, 11) prosi, żeby Go nie zatrzymywała, bo teraz wstępuje do Ojca – swojego Ojca w niebie, który dzięki Niemu jest również naszym Ojcem i którego On, „Jednorodzony Bóg” (por. J 1, 18) uznaje także za swojego Boga jako nasz Brat w człowieczeństwie. Dopełniła się „cudowna wymiana”: to, co nasze, zostało przyjęte przez Boskie Słowo, a to, co Jego, zostało podarowane nam.
Świadectwo o spotkaniu ze Zmartwychwstałym w ogrodzie za miastem, w pobliżu dawnego kamieniołomu będącego miejscem straceń, zostało tak ciekawie zredagowane, że może przywodzić na myśl fragmenty mistycznego poematu ze Starego Testamentu. W Pieśni nad pieśniami czytamy o gorączkowym poszukiwaniu Oblubieńca przez Oblubienicę, o smutku
z powodu zniknięcia Ukochanego, wreszcie o znalezieniu się w ogrodzie (por. Pnp 5, 6.8; 6, 2.11-12)… Na dodatek tekst Jana zawiera trochę niezrozumiały opis dwukrotnego „odwracania się” Magdaleny, przy czym drugie odwrócenie wydaje się pozbawione sensu (por. J 20, 14.16). Czy to przypadek, że we wspomnianej starotestamentalnej Pieśni padają pod adresem Oblubienicy słowa: „Obróć się, obróć się!” (por. Pnp 7, 1)? Czwarty Ewangelista opowiada nam o spotykaniu Oblubieńca dusz na drodze miłości, o wychodzeniu Boskiego Słowa naprzeciw naszym łzom, naszej najgłębszej tęsknocie.
Magdalena, a właściwie Maria z Magdali, jest niewątpliwie osobą kochającą Chrystusa bardzo głęboko, Jego wielką Przyjaciółką. Ale nie patrzmy na nią przez pryzmat miejscami kiczowatego, a miejscami naiwnie obrazoburczego stereotypu, nie postrzegajmy jej jako nawróconej prostytutki, do tego może jeszcze zakochanej w Jezusie na sposób czysto ludzki… Wizja Marii – nawróconej rozpustnicy pochodzi dopiero z szóstego wieku, z dwóch homilii papieża Grzegorza Wielkiego, w których kaznodzieja utożsamił ze sobą Magdalenę oraz Marię z Betanii (siostrę Łazarza), a także grzeszną kobietę, która „obmyła” Jezusowi stopy swymi łzami i namaściła je olejkiem (por. Łk 7, 37-38). Jednak mimo zbieżności imion dwóch pierwszych postaci, oraz wykonania podobnego (i w podobnych okolicznościach, por. J 12, 3) gestu czci wobec Pana przez wspomnianą grzesznicę i drugą z naszych Marii, wydaje się, że w istocie chodzi o trzy różne osoby. Z kolei pomysł „wątku miłosnego” w relacji Magdaleny do Jezusa, upubliczniony w XIX w. przez oświeceniowego autora, K.H. Venturiniego i pokutujący do dziś w niektórych popularnych utworach (jak musical Jesus Christ Superstar, czy powieść Kod Leonardo da Vinci), nie znajduje żadnego potwierdzenia w uczciwie badanych źródłach. Nawiasem mówiąc, wręcz humorystycznie brzmi powoływanie się niektórych głosicieli tezy o rzekomym małżeństwie Jezusa z Magdaleną na apokryficzną Ewangelię Tomasza, spisaną w środowisku potępiających małżeństwo gnostyków…
Podsumowując, warto może uwolnić obraz Marii z Magdali od jednoznacznych skojarzeń z erotyką, oraz od jakiejś sentymentalnej otoczki. Z Biblii dowiadujemy się tylko, że z Magdaleny wyrzucono „siedem złych duchów” (por. Łk 8, 2), czyli że została wyrwana z silnego opętania – oraz że towarzyszyła Jezusowi, gdy głosił królestwo Boże. Dodajmy, iż obecność kobiet w grupie uczniów Nazarejczyka stanowiła ewenement, rabini przyjmowali do swych „szkół” wyłącznie mężczyzn. Maria z Magdali musiała się wyróżniać pośród uczennic, skoro wymienia się ją z imienia, a ponadto wyraźnie należała do najwierniejszych, gdyż ewangeliści wspominają o jej obecności pod krzyżem podczas Jezusowej męki (por. Mk 15, 40). Natomiast św. Hipolit Rzymski w III w. nazwał Magdalenę „Apostołką apostołów”, nawiązując do ostatniego wersetu dzisiejszego fragmentu Ewangelii Janowej. Po raz kolejny mamy do czynienia z „feministycznym” akcentem u samych początków głoszenia Dobrej Wiadomości Jezusa: pierwszymi osobami spotykającymi zmartwychwstałego Pana są kobiety i to one właśnie niosą Nowinę jej późniejszym głównym przekazicielom (por. Mk 16, 14-15).
Na sam koniec możemy jeszcze wrócić do Jezusowej prośby-polecenia: „Nie zatrzymuj Mnie”. Magdalena nie mogła zatrzymać „dawnego” Jezusa, nie mogła cieszyć się Nim „po staremu”, ale została zaproszona do spotkania z przemienionym Panem, obecnym w nowy sposób. W naszym życiu wiary też nie możemy zamykać Chrystusa, Boskiego Słowa, w naszych wspomnieniach, w schematach dawnych doświadczeń, modlitw i przeżyć. Prośmy o łaskę otwartości na ciągle nowe spotkania, na Boskie niespodzianki, na ciągłą Paschę-Przejście, wychodzenie naprzeciw aktualnym zaproszeniom „Tego, Który Jest, Który Był i Który Przychodzi” (por. Ap 1, 4.8) – na drogę z Nim ku Niemu.
[dzien 4]
Środa w oktawie Wielkanocy, 4.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 3, 1-10
Niezwykła jałmużna, jaką Piotr dał niepełnosprawnemu żebrakowi, pozwala dostrzec, że Ewangelia oferuje o niebo więcej niż doraźne zaspokojenie potrzeb. Prosimy Boga o różne łaski, ale Jego Dobra Wiadomość dotyczy zmiany zasadniczej sytuacji człowieka, uleczenia naszego podstawowego kalectwa, umożliwienia nam stanięcia na własnych nogach (chociaż nie własną mocą). Pan nie wszystkim daje uzdrowienie fizyczne, ale na pewno podnosi każdego, kto Mu zaufa, z kalectwa ducha i uzdalnia do poruszania się w przestrzeni miłości.
Chromy żebrak oczekiwał na pieniądze, a otrzymał sprawność nóg. W innym miejscu Biblii czytamy o ludziach, którzy spodziewali się uzdrowienia sparaliżowanego przyjaciela – i choć się nie zawiedli, to jednak głównym darem Chrystusa okazało się odpuszczenie temu człowiekowi grzechów (por. Mk 2, 3-12). Bóg zaskakuje nas strategią swej miłości, ale zawsze ma w zanadrzu „bez miary więcej, niż prosimy lub myślimy” (Ef 3, 20).
Psalm responsoryjny: Ps 105 (104), 1-2.3-4.6-7.8-9
Możemy wielbić Boga, bo widzimy, że jest wierny swej miłości, „na wieki pamięta o swoim przymierzu”. Nasze życie okazuje się pełne małych i większych cudów, jeśli tylko „szukamy Jego oblicza”, dopatrujemy się Jego dyskretnej, życzliwej obecność we wszystkim, rozważamy Jego dobroć. Możemy się szczycić Jego świętym imieniem, które brzmi JESTEM – „Jestem Tym, który Jest Z WAMI” (por. Wj 3, 14; Iz 7, 14; Ap 21, 3).
Ewangelia: Łk 24, 13-35
Fragment Ewangelii Łukasza, komentowany chyba równie często jak wczorajsza scena spotkania Chrystusa z Magdaleną, podejmuje wątek trudności z rozpoznaniem zmartwychwstałego Jezusa. Oczy idących do Emaus uczniów były „przytrzymywane” (ekratounto, Łk 24, 16), kiedy Pan dołączył do nich w drodze. Ten ciekawy szczegół wciąż powraca w literacko i teologicznie zredagowanych, ale wciąż rzetelnych, świadectwach ewangelistów, choć o wiele prościej (i logiczniej) byłoby opisywać natychmiastowe zastygnięcia w zdumieniu i wybuchy radości. Zamiast tego stajemy wobec niewygodnego wspomnienia dziwnej niemożności odkrycia znajomych rysów w twarzy Rozmówcy. Zmartwychwstały Jezus nie podlega zwykłym prawom tego świata, nie jest wystawiony na „obiektywny” ogląd, nie poddaje się „chłodnej” obserwacji. To On decyduje, kiedy pozwoli się widzieć, choć przecież towarzyszy naszym rozmowom o sensie życiowych perypetii, a tym bardziej dyskusjom na Jego temat. Towarzyszy nam w drodze i nawet do nas mówi, nierozpoznany wprawdzie, lecz sprawiający, że „serce w nas płonie” (por. Łk 24, 32).
Może warto zwrócić uwagę na słowa, jakimi Pan kwituje rezygnację i zwątpienie uczniów: „O bezmyślni i powolni sercem, by wierzyć!” (O anóetoi kaì bradeis te kardía tou pisteúein, Łk 24, 25). Wiara w biblijnym sensie tego terminu nie jest ślepym przyjmowaniem informacji bez pokrycia, nie jest bezmyślna. Jednak według Biblii myśli się „sercem”, integralnym centrum osoby ludzkiej, gdzie mają wspólne źródło rozum, intuicja, wola oraz uczucia. Myślenie angażujące całego wewnętrznego człowieka, uwzględniające nie tylko dane doświadczenia zmysłowego, lecz również głos duchowego instynktu – zarazem trzeźwe i otwarte na niespodzianki, „o których się filozofom nie śniło” – powinno umożliwić rozpoznanie Boskiego Słowa i Jego dróg. Wiara rodzi się nie z samych tylko rozmyślań, ani nie z samych dyskusji, lecz z dialogu na wielu poziomach, ze słuchania głosu świadków i przejmującego szeptu Ducha. Decyzja wiary to „Amen”, którym reagujemy na „moc przekonującą Miłości” (por. Flp 2, 1), to rozumny pokłon wobec autorytetu Prawdy, ujrzanej w przebłysku łaski. Czy serce nie płonie, gdy czytamy Ewangelię, czy nie wyrywa się z nas jakaś słodka tęsknota? Czy nie dają nam do myślenia te świadectwa nie bojące się sprzeczności i nie pomijające niezrozumiałych szczegółów, składane wbrew najgłębiej zakorzenionym poglądom własnego środowiska (i własnym), wbrew faktowi, że scenariusz wydarzeń nie pasuje do oczekiwań i wyobrażeń o mesjańskim triumfie? Czy nie widzimy, że tej radosnej, spokojnej pewności, jaką tchną opowiadania o „Podniesionym z martwych” nie powinno być w ludziach zdruzgotanych fiaskiem wszystkich nadziei pokładanych w Kimś, kto następnie został haniebnie ukrzyżowany (a więc okazał się „przeklęty przez Boga”, por. Pwt 21, 23)?
Możemy prosić Boga o łaskę rozpoznania Jezusa tutaj i teraz, w aktualnej sytuacji, o dar nawiedzenia przez Zmartwychwstałego każdego wieczoru po ciężkim dniu, o spotkanie z towarzyszącym nam Zbawicielem podczas wymiany myśli i wrażeń z przyjaciółmi, o Chrystusowe objawienie się w naszych prostych gestach dzielenia się dobrem.
[dzien 5]
Czwartek w oktawie Wielkanocy, 5.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 3, 11-26
Słyszymy ewangelizacyjne kazanie, wygłoszone do ludzi zdumiewających się uzdrowieniem chromego. Dobra Wiadomość trafia do serc wtedy, gdy człowiek styka się z działaniem Boga, bo chodzi o „naukę z mocą” (por. Mk 1, 28). Nie zawsze musi nastąpić widowiskowy cud, ale zawsze powinno się coś wydarzyć, powinna nastąpić jakaś zmiana, jakieś uzdrowienie. Ewangelizacja nie jest nauczaniem teorii, a „potężna Boża łaska” (por. Ps 117, 2) nie pozostaje bezobjawowa.
Apostoł zaznacza przy tym, że odmiana losu kalekiego człowieka nastąpiła nie dzięki jakimś specjalnym uzdolnieniom głosicieli Ewangelii, ani nawet nie dzięki ich pobożności. We wszystkich cudach towarzyszących ewangelizacji – zarówno tych spektakularnych, jak i tych cichych, dyskretnych (i być może ważniejszych) – ze strony człowieka wystarcza prosta wiara, zaufanie do Tego, któremu na imię Ratunek (tak właśnie można tłumaczyć imię „Jezus”).
Po raz kolejny widzimy, że wysłannik Chrystusa nie koncentruje się zbyt mocno na grzechu swych słuchaczy, chociaż go im uświadamia. Skupia się natomiast na fakcie, że Bóg z tej kulminacji ludzkiego sprzeciwu wyprowadził najwyższe dobro, że w Osobie Syna wziął na siebie ciężar naprawienia zerwanej (i zrywanej) przez nas relacji. Ten, którego przebiliśmy (por. J 19, 37), wstaje z grobu nie po to, żeby nad nami zatriumfować, tylko żebyśmy dzięki Niemu zatriumfowali nad własnym upadkiem.
Psalm responsoryjny: Ps 8, 2ab.5.6-7.8-9
Psalmista zaprasza nas do radosnego zdumienia tym, jak ważni okazujemy się dla Boga. Swego czasu Jan Paweł II napisał, że właśnie to zdumienie „nazywa się Ewangelią”. Tak, Dobra Nowina głosi, że jesteśmy cenni w Bożych oczach – jakkolwiek Pan nas ukochał absolutnie bez powodu, w porywie hojnego serca.
Użyte w psalmie wyrażenie „syn człowieczy” oznacza w pierwszym rzędzie po prostu istotę ludzką – ale na kartach Ewangelii Jezus odnosił to określenie do siebie jako Mesjasza (por. Mt 20, 28). Wspaniałość, której Bóg nam udziela, wiąże się z formowaniem nas na podobieństwo Jego Syna, który stał się naszym Bratem. To pod Jego przebite stopy Ojciec składa cały świat, a my zyskujemy udział w Jego królowaniu przez oddanie Mu serca i pójście za Nim.
Ewangelia: Łk 24, 35-48
Jesteśmy świadkami dalszego ciągu zdarzeń – których opis został przez ewangelistę Łukasza skomponowany tak, że wszystkie spotkania ze Zmartwychwstałym aż do wniebowstąpienia mają miejsce jednego dnia! Przemawia tu nie historyk, lecz teolog historii, pragnący nam pokazać, że czytamy o mistycznym „dniu, który Pan uczynił” (por. Ps 118, 24), o Dniu Pańskim, w którym „Kamień odrzucony przez budujących stał się głowicą węgła” (por.Ps 118, 22; Mt 21, 42; Dz 4, 11), gdy potępiony przez religijnych przywódców Nauczyciel okazał się zwycięskim Mesjaszem. Nawiasem mówiąc, ten sam natchniony autor napisze w drugim ze swych dzieł dedykowanych „dostojnemu Teofilowi” (por. Łk 1, 3; Dz 1, 1), że Jezus po zmartwychwstaniu „ukazywał się przez czterdzieści dni” (por. Dz 1, 3), ucząc o królowaniu Boga zapoczątkowanym w uczniach i nadchodzącym dla całego świata. Na kartach swojej Ewangelii Łukasz zwięźle streszcza owe czterdzieści dni, które Pan spędzał z uczniami „jedząc wspólnie sól” (synalidzómenos, Dz 1, 4), czyli utrwalając zawarte z nimi przymierze („solą przymierza” posypywano dary dla Boga, por. Kpł 2, 13). W tym kontekście przychodzi też na myśl polskie powiedzenie „zjeść beczkę soli”, oznaczające dobre, dogłębne poznanie drugiego człowieka, wskutek długiego przebywania razem i wspólnych przeżyć.
Ten czas „jedzenia soli” Jezus poświęca na upewnianie uczniów, że nie jest widmem (por. Łk 24, 39-43), oraz że Jego krzyżowa śmierć i zmartwychwstanie „przed czasem” (to jest przed dniem Sądu Ostatecznego, por. J 11, 24) zgadzają się z zapowiedziami ukrytymi w świętych tekstach Pierwszego Przymierza. Warto chyba uświadomić sobie, że zanim Pan oznajmił: „jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie”, najpierw „oświecił umysły” uczniów, „aby rozumieli Pisma” (por. Łk 24, 45-46). Zdarzają się chrześcijanie na pół naiwnie, a na pół arogancko zdziwieni, dlaczego większość Żydów aż dotąd nie rozpoznała w Jezusie Mesjasza. Tymczasem zdania, którym Jezus streszcza prorockie sugestie rozsiane w różnych miejscach „Prawa, Proroków i Psalmów”, nigdzie nie znajdziemy sformułowanego tak jasno. Zarówno w Biblii, jak i w życiu Bóg objawia się w migotaniu świateł pośród cieni, wiara jest intymnym dialogiem serca (a więc rozumu, intuicji, uczuć i woli) z Boskim Słowem i Duchem, a nie efektem prostej indoktrynacji, lektury, pouczenia.
Nie przekonamy do Chrystusa nikogo (samych siebie też) jedynie przez cytowanie Biblii i katechizmowych formuł, ani nawet przez mnożenie argumentów, możemy tylko „przygotowywać drogi” żywemu Panu (por. Łk 1, 76) – dawać świadectwo swoich odkryć, uzasadniać nadzieję (por. 1 P 3, 15) i okazywać miłość, owoc wiary (por. Jk 2, 17; 1 J 4, 7), lub też (w odniesieniu do samych siebie) chłonąć czyjeś świadectwo, mowę Pism, ciszę chwil modlitwy, oraz wołać o zaradzenie niedowiarstwu (por. Mk 9, 24). Rozpoznanie obecności i tożsamości Chrystusa będzie owocem tajemniczego „pociągnięcia” serca przez Ojca z nieba (por. J 6, 44) i reakcją najgłębszych pokładów jaźni na Słowo oświecające każdego przychodzącego na świat (por. J 1, 9).
Możemy prosić Boga o łaskę oświecenia serc oraz intymności z Jezusem, poznawania Go i utrwalania więzi z Nim, owocnych chwil ciszy nad otwartą Ewangelią, z sercem otwartym na dialog ze Zmartwychwstałym Panem…
[dzien 6]
Piątek w oktawie Wielkanocy, 6.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 4, 1-12
Występujący w naszym fragmencie Pisma przełożeni religijnej społeczności mają problem – i to poważniejszy, niż im się zdaje. Występują w obronie utrwalonego porządku, w którym się dobrze urządzili i który daje im poczucie bezpieczeństwa, ale prawda jest taka, że bronią się przed naporem Bożej łaski. Pilnując swojej „popękanej cysterny” (jak to nazywał prorok Jeremiasz), stawiają tamę strumieniowi „wody żywej” (por. Jr 2, 13). Tak, bezpiecznie oswojona religijność może się stać idolem, małym bóstwem opiekuńczym strzegącym naszych przyziemnych interesów – i na takie niebezpieczeństwo narażony jest tak samo współczesny katolik, jak żydowski arcykapłan sprzed wieków.
Po stronie apostołów obserwujemy wciąż takie samo podejście do osób „domagających się od nich uzasadnienia swej nadziei” (por. 1 P 3, 15). Po raz kolejny stanowczo, ale bez słownej agresji, konfrontują rozmówców z ich grzechem – a zarazem z paradoksem naszego wybawienia, polegającym na zapewnieniu ludziom ratunku przez Tego, kogo odepchnęli, budując sobie życie. Dlatego ktoś, kto chce zachować życie na własnych warunkach, straci je, a uratuje się ten, kto rezygnując z zabezpieczeń, zacznie budować na Chrystusie (por. Łk 9, 24). Czasem miewamy wrażenie, że Jego Ewangelia jest piękna, lecz niezbyt życiowa –
a tymczasem to właśnie On pokazuje prawdziwe życie, godne tej nazwy.
Zarówno tych, co świadomie Mu zaufali, jak i tych, co tylko „po omacku” (por. Dz 17, 27) odkryli ścieżkę naśladowania Go w miłości (por. Mt 25, 34-40), ocala wyłącznie On, noszący imię Jeszua – „Ratunek od Boga”.
Psalm responsoryjny: Ps 118 (117), 1b-2.4.22-24.25-27a
W tym wielkanocnym tygodniu wielbimy Boga, który jest wiecznie łaskawy, czyli wciąż absolutnie życzliwy, wierny swojej miłości do nas. Choć odrzuciliśmy Jego Syna, Posłańca pojednania, to i tak właśnie na Nim opiera się nasze ocalenie. Świętujemy cud wszechmocnego Miłosierdzia. Możemy błogosławić (czyli wychwalać „dobrym słowem”) Tego, który przychodzi w imię miłosiernego Ojca – a zarazem, przygarnięci przez Niego, możemy „z Pańskiego domu” błogosławić (czyli życzyć dobra, szczęścia, zbawienia) wszystkim, których spotykamy na naszej drodze.
Ewangelia: J 21, 1-14
Kolejny wielkanocny obrazek z Ewangelii według Jana pokazuje scenę rozgrywającą się w Galilei, czyli tam, gdzie Chrystus od początku wyznaczył uczniom miejsce spotkania po wydarzeniach swej Ostatecznej Paschy (por. Mk 14, 28; 16, 7). Akurat Jan nie wspomina o umawianiu się z uczniami przed męką, ani o skierowaniu ich do Galilei przez anioła mówiącego do kobiet przy pustym grobie. Jednak w uzupełniającym jego Ewangelię dodatku (nasz fragment następuje po wersetach brzmiących jak zakończenie, por. J 20, 30-31) znajdujemy echo wspomnień apostołów z ich „rekolekcji” nad brzegami Genezaret – z tego etapu „wspólnego jedzenia soli” (o którym pisał Łukasz, por. Dz 1, 4), głębszego poznawania Pana w bliskim kontakcie, który miał miejsce w scenerii ich małej ojczyzny, z dala od jerozolimskiego gwaru.
W naszej scenie występuje tylko siedmiu Jezusowych uczniów, a do tego widzimy ich przy zajęciu stanowiącym wcześniej pracę zawodową Szymona Piotra oraz synów Zebedeusza (por. Mk 1, 16-20). Wygląda to tak, jakby apostołowie chwilowo się rozproszyli i wrócili do wcześniejszego trybu życia, sprzed związania się z Nazarejczykiem. Jednak rzeczywistość nie jest już taka, jak dawniej, czas się nie cofa – jakkolwiek wydarzenia sprawiają wrażenie swoistej powtórki, jeśli pamiętamy pewien epizod z Ewangelii według Łukasza (Łk 5, 4-11). Zestawiając nasz fragment z tamtym opowiadaniem, możemy dziś kontemplować jakby nowe powołanie apostołów, odnowienie przymierza przyjaźni (por. J 15, 15), ponowne „posolenie” (por. Kpł 2, 13). Po nieudanym całonocnym połowie widzą z łódki stojącego na brzegu, znów nierozpoznanego Jezusa i za Jego radą (a właściwie na Jego polecenie) rzucają sieć we wskazane miejsce. Widząc sieć rwącą się od wielkich ryb, Ukochany Uczeń rozpoznaje Mistrza, a Piotr (który w Łukaszowym epizodzie wołał: „odejdź ode mnie, Panie, bom jest grzeszny”, a w Wielki Piątek mógł się przekonać, jak trafnie o sobie mniemał) rzuca się do wody, okręciwszy biodra ubraniem, gdyż pracował nagi (gymnós, J 21, 7).
Na brzegu okazuje się, że Zmartwychwstały czeka na nich z przygotowanym osobiście śniadaniem… Znany od dziecka świat stał się miejscem, gdzie Przybysz „z wysoka” (por. J 8, 23) ugaszcza tych, którzy Mu otwierają serce (por. Ap 3, 20). Możemy wejść w kontemplację tego niezwykłego posiłku, znaleźć się na kamienistej plaży przy ognisku z węgielków drzewnych, zobaczyć Pana wyciągającego ku mnie rękę z chlebem… A potem zobaczyć oczami duszy Jezusa tutaj i teraz, w miejscu, gdzie właśnie się modlę – zapraszającego, żebym przy nim odpoczął, przeżuwając chleb słowa.
Na koniec zwróćmy jeszcze uwagę na drobny, ale charakterystyczny szczegół – na wspomnienie niezadanego Przybyszowi pytania: „Kto Ty jesteś?”. Ewangelista pisze, iż nie pytali, bo wiedzieli, że to Pan, skąd jednak pomysł, że w ogóle mogliby zapytać? Czyżby powierzchowność Jezusa zmartwychwstałego jakoś się różniła od zapamiętanej przez nich z wcześniejszego życia? Podkreślając swą absolutną pewność co do tożsamości Zjawiającego się, świadkowie nie pozwalają nam zapomnieć, że dotknęli czegoś niezwykle tajemniczego. To nie był „happy end” rodem z baśni lub legendy; coś w tych spotkaniach wymykało się normalnemu opisowi, nie dawało się określić. Odnotowanie owego rysu tajemniczości wbrew możliwej obawie przed wywołaniem wątpliwości odbiorców, pozostawienie jakby skazy na gładkiej powierzchni wielkanocnego obrazka, świadczy o uczciwości ewangelisty. Przez opracowane na potrzeby starochrześcijańskiej katechezy opowiadanie wciąż przebija żywe wspomnienie zdarzeń niemieszczących się w granicach wyobraźni.
[dzien 7]
Sobota w oktawie Wielkanocy, 7.04.2018 r.
Pierwsze czytanie: Dz 4, 13-21
Dobra Wiadomość Boga budzi opór, ale to nie jej głosiciele wywołują konflikt. Zwróćmy uwagę, że apostołowie nie występują jako rewolucjoniści czy buntownicy, nie atakują przywódców religijnych ani nie deprecjonują tradycji. Oni tylko pokazują nową perspektywę przeżywania relacji z Bogiem w świetle wydarzeń śmierci i zmartwychwstania Jezusa. A ich spokój i pewność płyną nie z fanatyzmu, zakochania się w doktrynie, niezłomnych przekonań ideologicznych, tylko ze spotkania z żywym Jezusem – z tego, co przeżyli w relacji z Nim.
Obserwujemy zderzenie tej prostej wiary świadków Chrystusa i pokrętnej strategii obrońców systemu religijnego, który nie radzi sobie z wtargnięciem Boga. Jednak warto się wystrzegać nadużywania charakterystyki apostołów jako „nieuczonych i prostych” – ich przykład w żaden sposób nie usprawiedliwia intelektualnego lenistwa w odniesieniu do wiary, programowego unikania głębszej refleksji w imię religijności tylko emocjonalnej. Apostołowie byli nieuczeni z perspektywy absolwentów szkół rabinackich, ale pamiętajmy, u jakiego Nauczyciela studiowali! A przy tym należeli do „narodu filozofów” (jak określali Żydów greccy mędrcy) – do społeczności, w której mali chłopcy uczą się czytać na Biblii, a prości wieśniacy dyskutują nad zdaniami z Pisma… Prostota w wierze nie oznacza prostactwa.
Psalm responsoryjny: Ps 118 (117), 1bc.14-15b.16-18.19-21
Wychwalamy Boga paschalną pieśnią, której natchnieniem jest Jego dobroć. Wychwalamy go jako „sprawiedliwi z odzysku”, podniesieni Jego mocą z naszych grzechów, usprawiedliwieni (czyli uczynieni sprawiedliwymi) wyłącznie Jego łaską. Choć przeprowadza nas przez ogień oczyszczenia, choć nie usuwa automatycznie wszystkich następstw naszych błędów, to jednak ratuje i ocala, wyprowadza szczęście z naszej biedy.
Tak, nie jesteśmy sprawiedliwymi sami z siebie, to On otwiera nam „bramy sprawiedliwości”. Możemy przez nie wejść z donośnym dziękczynieniem. Pamiętajmy, że w nowotestamentowej grece to samo słowo oznacza łaskę i wdzięczność – tylko wdzięczni przyjmują łaskę naprawdę, czują jej smak, są nią nasyceni.
Ewangelia: Mk 16, 9-15
Tekst dzisiejszej Ewangelii stanowi uzupełnienie dodane do pierwotnego dzieła Marka, ale rozpoznane przez wczesny Kościół jako również natchnione. Łatwo zauważyć, że znalazło się tu zwięzłe streszczenie dwóch wielkanocnych epizodów, z których pierwszy zostanie dokładniej opowiedziany przez Jana (ukazanie się Zmartwychwstałego Magdalenie), a drugi przez Łukasza (przygoda uczniów wędrujących do Emaus). Nasz fragment wyjątkowo mocno podkreśla początkowe niedowierzanie jedenastu apostołów wobec relacji o wspomnianych zdarzeniach, co w przypadku historii z Emaus nie zgadza się z przekazem Łukasza (por. Łk 24, 33-34). Niemniej uważna lektura wszystkich Ewangelii pokazuje, że w gruncie rzeczy każdy z ich autorów – jakkolwiek każdy w innym miejscu swej opowieści, zawsze jakoś przetworzonej dla potrzeb konkretnego teologicznego „morału” – wspomina o powątpiewaniu niektórych jako reakcji na wiadomość o ukazaniu się żywego Pana (a nawet na samo Jego ukazanie się, por. Mt 28, 17b). Żaden nie pominął tego kłopotliwego, kompromitującego faktu, choć psuje on obraz początków Kościoła. Po raz kolejny Ewangelie dowodzą rzetelności swych autorów, mimo iż sposób relacjonowania przez nich historii różni się od tego, do jakiego przywykliśmy w czasach nowożytnych.
Pierwotny Kościół pozostawił nam zatem do medytacji szczere wyznanie swych głównych przywódców. Uwiecznił naganę usłyszaną przez apostołów od Zmartwychwstałego, wyrzucającego im „stwardnienie serca” (sklerokardía, Mk 16, 14b), zasklepienie się w szoku i zwątpieniu. W naszym fragmencie oglądamy naszkicowany kilkoma kreskami obraz całkowitej wewnętrznej rozsypki, jakiej uległo grono najbliższych powierników Jezusa po Jego śmierci.
Jednocześnie widzimy, również oszczędnie odmalowane (jakby w krótkim rozbłysku światła), ukazanie się Pana apostołom „leżącym przy stole” (anakeiménois, Mk 16, 14a), w atmosferze przyjaznej bliskości. Słabi, niepojętni, przed chwilą jeszcze rozbici psychicznie i duchowo ludzie chłoną obecność „Syna Bożego w mocy” (por. Rz 1, 4) i otrzymują misję świadczącą o niewygasłym zaufaniu Chrystusa, a przy tym mogącą przyprawić o zawrót głowy: „Poszedłszy na cały świat ogłoście Dobrą Wiadomość całemu stworzeniu” (Poreuthéntes eis tòn kósmon hápanta kerýksate tò euaggélion páse te ktísei, Mk 16, 15). Przedstawiciele ludu Izraela, który miał być nakarmiony chlebem Ewangelii i łaski jako pierwszy (por. Mk 7, 27), są teraz kierowani do „wszystkich narodów” (por. Mk 13, 10), Jerozolima „rozszerza przestrzeń swego namiotu” (por. Iz 54, 2-3), sieć ratunku oplata ziemski glob.
Możemy prosić Pana o łaskę wiary, mądrej wrażliwości serca na Jego słowo i działanie, oraz dziękować za zmieszczenie się wszystkiego i wszystkich w Jego przebitych rękach.
[dzien end]