[dzien 1]
Niedziela, 30.09.2018 r.
Pierwsze czytanie: Lb 11, 25-29
Tekst o rozciągnięciu Mojżeszowego charyzmatu na szersze gremium pokazuje, że biblijna wizja Ludu Bożego nie jest klerykalna i nikt nie ma monopolu na Ducha Świętego. Istnieje wprawdzie hierarchia – w następnych rozdziałach Bóg upomni się o przywództwo Mojżesza wobec buntu Miriam i Aarona (por. Lb 12, 1-8), oraz ukarze wywrotowe stronnictwo Koracha, Datana i Abirama (por. Lb 16, 1-3.8-11.27.32-35) – ale Opatrzność pozwala największemu z proroków odkryć, że jednostka nie udźwignie ciężaru odpowiedzialności za wszystkich i wszystko (por. Lb 11, 14). Próbując to robić, przywódca „zamęczy siebie i lud”, jak trzeźwo zauważył w innym miejscu teść Mojżesza (por. Wj 18, 18).
Udzielenie prorockiego natchnienia dwóm członkom starszyzny zawieruszonym (nie wiedzieć czemu) gdzieś w obozie, na oczach przypadkowych widzów, stało się okazją do przepowiedni ukrytej w westchnieniu Mojżesza: „Oby tak cały lud Pana prorokował!” Ludem prorockim okaże się nowotestamentowy Kościół – gdzie Bóg da wszystkim Ducha spoczywającego na Chrystusie (por. J 1, 32-33), żeby ten Duch objawiał się „w każdym dla wspólnego dobra” (por. 1 Kor 12, 7). Choć istnieje hierarchia odpowiedzialności i podział ról, to jednak nikt nie powinien być biernym „laikiem”, bo stanowimy różne organy jednego Ciała, żeby współdziałać „napojeni jednym Duchem” (por. 1 Kor 12, 13).
Psalm responsoryjny: Ps 19 (18), 8.10.12-13.14
Możemy dać się prowadzić radości z powodu Słowa Bożego, z powodu jego prorockiej mądrości. Jako uczniowie tego słowa jesteśmy ludem proroków. Ale jesteśmy nim wyłącznie jako Boże dzieci, świadome swej małości wobec Pana (tak zwana „bojaźń Boża” to respekt dla obiektywnie Najwyższego, rozkochany szacunek) i dające Mu się wychowywać. Niech nas Bóg broni od pychy, tego wirusa głupoty niesprzecznej z inteligencją, choroby diabła, którą on rozniósł po świecie.
Drugie czytanie: Jk 5, 1-6
Wiele razy różni komentatorzy podkreślali, że Pismo nie potępia samego posiadania, tylko towarzyszący mu egoizm. Nie zmienia to faktu (na który Słowo Boże szczególnie nas uczula), że posiadanie bywa życiową ambicją, sensem egzystencji, bożyszczem – a drugą stronę tego medalu stanowi krzywdzenie innych lub obojętność na ich los (por. Łk 16, 19-20). Próba „zachowania życia” za pomocą mnożenia materialnych zabezpieczeń, zdobytych kosztem bliźnich, skutkuje utratą wszystkiego (por. Łk 9, 24-25) – bo oto wszystkim stało się dla człowieka coś, co z natury rzeczy przemija.
Złudna siła i równie złudne znaczenie, dawane przez bogactwo, zderzają się z twardym „Nie!” Boga (czyli Jego gniewem), tym bardziej, że bazują na krzywdzie słabszych – a żywy Bóg Objawienia zawsze staje po stronie tych ostatnich (sierot, wdów, migrantów, uciśnionych, wykluczonych, chorych). Warto o tym pamiętać, kiedy kuszą nas konsumpcyjne wzorce i narcystyczne ideały, które zresztą niszczą też samych swych wyznawców, zabijają duszę dziecka Bożego.
Ewangelia: Mk 9, 38-43.45.47-48
Na początek otrzymujemy od Chrystusa ważną lekcję „ekumenicznej” otwartości – polegającej na tym, że trzymając się wspólnoty zwołanej przez Pana, nie próbujemy zawłaszczać Jego samego. Tradycja apostolska gwarantuje autentyczne spotkanie z Jezusem („Kto was słucha, mnie słucha”, Łk 10, 16), ale nie możemy zabronić Panu działać także w tych, „co nie chodzą z nami”. Jeśli On sam, objawiający się w Słowie, intuicji serca, lub pod postacią swych „braci najmniejszych” (por. Mt 25, 40.45), wymaga zdecydowanego opowiedzenia się po Jego (lub po ich-potrzebujących) stronie – „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie” (Łk 11, 23) – to z kolei Kościół ma widzieć sojusznika w każdym, kto go programowo nie zwalcza. Jesteśmy uczniami Miłości, która „we wszystkim pokłada nadzieję” (1 Kor 13, 7) i której Duch „wieje tam, gdzie chce” (por. J 3, 8). Możemy szukać królestwa Bożego w każdym człowieku dobrej woli.
Jednak choć nie mamy prawa osądzać cudzej relacji z Bogiem, to absolutnie nie wolno sprawiać wrażenia (lub, nie daj Boże, naprawdę okazywać) nonszalancji w sprawach wiary. Jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem, a szczególnie za „tych małych, którzy wierzą” – za dzieci, młodzież, ludzi prostych, osoby zagubione. Gdyby moja, nielicząca się z ich wrażliwością, swoboda „światłego wierzącego” doprowadziła kogoś do kryzysu lub upadku” (por. Rz 14, 13.20-23; 1 Kor 8, 1-2.9-13), to byłaby to zbrodnia, której ciężar obrazuje przywołany przez Jezusa „kamień młyński”.
Kamieniem u szyi bywa też przyzwyczajenie się do zła we własnym życiu, gdy jakiś grzech „wchodzi człowiekowi w krew”, gdy czuję się bez niego „jak bez ręki”. Kto traktuje życie duchowe serio, ten wie, że amputacja jest lepsza niż gangrena. Nie chodzi o to, żeby przekreślić kogoś zmagającego się ze złym nawykiem i wciąż upadającego – przyjaciel Boga codziennie „siedmiokroć upadnie i wstanie” (por. Prz 24, 16), bo Pan przebacza „siedemdziesiąt razy po siedem” (por. Mt 18, 21-22). Chodzi o zdecydowaną niezgodę na własne upadki, o stawanie po stronie Boga przeciw sobie samemu, uparte „nie” wobec głęboko nawet zakorzenionych sposobów patrzenia i reagowania, o radykalne ucinanie okazji do grzechu.
[dzien 2]
Poniedziałek, 1.10.2018 r., wspomnienie św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Pierwsze czytanie: Hi 1, 6-22
Trzeba pamiętać, że Księga Hioba jest przypowieścią, więc dialogu między szatanem a Bogiem nie należy czytać jak reporterskiej relacji. Bóg nie wykorzystuje ciemnych mocy do własnych celów i wbrew niektórym teoriom nie komponuje nam życia z blasków i cieni. W Nim „nie ma żadnej ciemności” (por. 1 J 1, 5), a wszystko, co robi, jest dobre (por. Rdz 1, 31). Mimo to pozwala złu ranić stworzenia… Ostateczne przesłanie Księgi jest takie, że człowiek nie rozwikła zagadki niezawinionych nieszczęść, a Bóg jej nie tłumaczy – tylko mówi do nas jak do dzieci: „Teraz tego nie rozumiecie, ale zaufajcie mi. Jestem tu i wbrew pozorom kontroluję sytuację”…
Symboliczna opowieść o „zakładzie” szatana ze Stwórcą pokazuje Boga, który wierzy w człowieka – pozwalając na trudne doświadczenia ufa, że Hiob im sprosta. Pilnuje też, żeby zło nie posunęło się za daleko. Niewiadoma pozostaje, ale możemy się czuć zaproszeni do zaufania Temu, od którego mamy wszystko i który zasługuje na miłość ze względu na to, Kim jest, a nie w zamian za pomyślność…
Psalm responsoryjny: Ps 17 (16), 1bcd.2-3.6-7
Psalmy biblijne czasem zaskakują nas deklaracjami absolutnej niewinności występującego w nich podmiotu – choć z drugiej strony znajdujemy też w Księdze Psalmów dobitne wyznania grzeszności… W stwierdzeniach typu: „Choćbyś badał moje serce (…) nieprawości we mnie nie znajdziesz” możemy się dopatrywać proroctw o Absolutnym Sprawiedliwym, którego rozpoznajemy w Chrystusie (por. J 8, 46). Ale nawet odnosząc je do ewentualnych sytuacji życiowych kogoś z nas – którzy mówiąc o swej bezgrzeszności „sami siebie byśmy oszukiwali” (por. 1 J 1, 8) – możemy przez „brak nieprawości” rozumieć szczerość w danej, konkretnej sytuacji. Zawsze należy mieć na uwadze swoje słabości i błędy, jednak bywają (tak jak w naszym psalmie, lub w czytanej wcześniej opowieści o Hiobie) momenty, gdy jesteśmy niewinni tego, co nam się akurat zarzuca. Możemy, modląc się, budować w sobie ufność w stosunku do Boskiego Obrońcy, pełniącego (tak, jak ostatecznie w przypadku Hioba) rolę adwokata człowieka niesłusznie oskarżanego, oczernianego, pomawianego.
Ewangelia: Łk 9, 46-50
Jesteśmy naprawdę sobą, gdy jesteśmy wobec Boga jak dzieci – przy czym chodzi nie o „świętą naiwność”, tylko o dogłębną świadomość pełnej zależności, ufne przywiązanie i serdeczną bezpośredniość. Jesteśmy naprawdę mądrzy, gdy w imię Chrystusa – wzorcowego Syna Ojca – przyjmujemy dziecko w sobie i dziecko w drugim człowieku, wyrozumiale akceptując kruchość i słabość, krok po kroku ucząc się życia, cierpliwie wspierając rozwój i korygując błędy. Wszystkie zakusy naszej pychy są tragikomiczne, bo nie ma większej godności, niż być dzieckiem Stwórcy.
Jako dzieci jednego Ojca, oraz uczennice i uczniowie jednego Mistrza (por. Mt 23, 8-10), jesteśmy zaproszeni do tworzenia wspólnoty, a nie do uprawiania konkurencji. Przy tym jeśli w odniesieniu do objawiającego się wyraźnie Pana możliwa jest tylko decyzja „za” lub „przeciw” (por. Łk 11, 23) – „letni” stosunek do wyznania miłości równa się odmowie wejścia w relację (por. Ap 3, 15-16) – to uczeń Chrystusa ma umieć budować wspólny świat z każdym, kto tylko nie okazuje wrogości.
[dzien 3]
Wtorek, 2.10.2018 r., wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów
Pierwsze czytanie: Wj 23, 20-23
Przeczytany fragment mówi o Aniele Stróżu całego Izraela – Księga Daniela doprecyzuje, że chodzi o archanioła Michała (por. Dn 12, 1). Jak widać z tekstu, nie przypomina on „aniołka”- maskotki. Budzi respekt i nie pozwoli się lekceważyć, bo występuje w imieniu samego Pana. Jest przewodnikiem na niebezpiecznym szlaku, więc wymaga posłuchu. Biblia uczy traktować aniołów serio.
Z drugiej strony Pismo ostrzega przed niezdrowym „kultem aniołów” (por. Kol 2, 18). Pewne formy zainteresowania tematyką „anielską” ocierają się mniej lub bardziej o ezoterykę, a tymczasem aniołowie (których grecka i hebrajska nazwa oznacza „posłańców”) pozostają „duchami służebnymi”, pomagającymi nam wielbić jedynie Boga (por. Hbr 1, 14; Ap 22, 9).
Z kolei niektórzy współcześni teologowie odmówili aniołom realnego istnienia, twierdząc, że „posłańcy” stanowią tylko symbol różnych Boskich działań lub natchnień dawanych ludziom. Ten pogląd wydaje się jednak podyktowany kompleksami wobec racjonalizmu typu oświeceniowego. Wizja biblijna jest taka, że wchodząc w relację z Bogiem przystępujemy też
do wspólnoty między innymi z „niezliczoną ilością aniołów” (por. Hbr 12, 22) – a Jedyny Pośrednik naszego zbawienia (por. 1 Tm 2, 5) nie jest pośrednikiem samotnym. Aniołowie okazują się ostatecznie podkomendnymi Chrystusa (por. Mt 24, 30-31; J 1, 51; Ap 19, 11-14; 22, 16).
Psalm responsoryjny: Ps 91, 1-2.3-4.5-6.10-11
Modlitwa zaufania pozwala kontemplować dobroczynny „cień” Obecności Bożej, w której chronimy się jak pisklęta pod skrzydłem matki. W ten obraz wpisuje się troskliwość aniołów, jako orszaku Pana zawsze osobiście zaangażowanego w nasze sprawy. Aniołowie to słudzy wierności Boga wobec tych, co „żyją, poruszają się oraz istnieją” w Jego objęciach (por. Dz 17, 28). To świadkowie Dobroci, która kocha się udzielać, tworzyć łańcuchy dobra, wciągać coraz to nowe istoty w krąg afirmacji drugiego i daru z samego siebie.
Ewangelia: Mt 18, 1-5.10
Największy w królestwie niebios jest Bóg – po prostu. A skoro On sam uznaje nas za swoje dzieci, to nie da się wymyślić większej godności, wyższego statusu. Stworzeni z czystej miłości i z czystej miłości „adoptowani”, możemy wyłącznie być sobą (maleństwami dającymi się przygarnąć i wychować), albo stać się chodzącym nieporozumieniem.
Z kolei tym, kto całym sobą uczy nas być dziećmi Boga, jest Jego jedyny „naturalny” Syn – który zamieszkał wśród nas pokorny (por. Mt 11, 29) oraz „wydany w ręce ludzi” (por. Mk 9, 31), bezbronny i ubogi. Zjednoczył się szczególnie z „najmniejszymi” (por. Mt 25, 40.45), stał się ich „syjamskim Bliźniakiem”. Dlatego przygarnięcie i afirmacja kogoś, kto jest słabszy, stanowi drogę spotkania Jezusa, przeżycie bliskości z Nim. Okazanie serca osobie kruchej i bezbronnej ze względu na Syna Człowieczego (chodzącą Ewangelię o ludzkiej godności) staje się rodzajem komunii z Panem. W dodatku bezinteresowne i szczere ukochanie „najmniejszych” sprawia, że nie zabiegając o wielkość, zyskujemy ją – bo okazujemy się podobni do Ojca, naśladując Jego stosunek do nas samych. W upadłym świecie wielkość kojarzy się ze stawaniem wyżej niż inni, a wielkość Boga objawia się w „podnoszeniu nędzarza z prochu, by go posadzić wśród książąt” (por. Ps 113, 7-8).
Kto gardzi osobami niepozornymi, pozbawionymi znaczenia i wpływów, nie wykazującymi wielkich zdolności, ten okazuje się ślepy, myśli „tylko po ludzku” (por. Mt 16, 23). Ci, których świat uważa za bezwartościowych, mają przecież nadprzyrodzonych „osobistych asystentów” z otoczenia Stwórcy! To właśnie mali i słabi – w których najmocniej dochodzi do głosu potrzeba zbawienia – stanowią arystokrację wśród dzieci Najwyższego, bo najdobitniej wyrażają prawdę o nas wszystkich. W królestwie, które nie zna zazdrości, gdzie ambicją jest hojność serca, spojrzenia aniołów stróżów pytają Boga z zachwytem: „Kim jest człowiek, że troszczysz się o niego?” (por. Ps 8, 5).
[dzien 4]
Środa, 3.10.2018 r.
Pierwsze czytanie: Hi 9, 1-12.14-16
Skarga cierpiącego Hioba na swój los wyraża poczucie bezsilności wobec wyroków Stwórcy, oraz świadomość daremności spierania się z Bogiem – ale też nieutracone przekonanie, że nie zasłużył na nieszczęścia. Uznając swoją niższość i zależność, Hiob tylko prosi o miłosierdzie, jednak nie udaje, że nie widzi problemu. Jest pokorny, ale szczery. Z drugiej strony jego niezrozumienie Boskich wyroków nie przeszkadza mu wołać do nieba, wątpliwości nie tłumią modlitwy.
Hiob nie buntuje się przeciw Bogu, ale się z Nim zmaga. Przy końcu Księgi okaże się, że Bogu to nie przeszkadzało – że cenił sobie uczciwe pytania zagubionego, a nie teologiczne schematy, którymi przyjaciele Hioba próbowali zamknąć mu usta (por. Hi 41, 7-8).
Psalm responsoryjny: Ps 88 (87), 10b-11.12-13.14-15
Biblia to zapis stopniowego odsłaniania się Prawdy i w naszym psalmie dostrzegamy jeszcze pesymistyczną wizję życia po śmierci, a właściwie pośmiertnego letargu ludzkich „cieni”. Zmartwychwstały Chrystus jeszcze nie rzucił na tę rzeczywistość swego światła (por. 2 Tm 1, 10). Ale możemy czytać wspomniane słowa również w kontekście momentów zaćmienia nadziei w obecnym życiu, gdy ciężkie doświadczenia grożą pogrzebaniem człowieka w depresji. Mamy do czynienia z modlitwą heroicznej „nadziei wbrew nadziei” (por. Rz 4, 18), z wołaniem posyłanym na oślep w ciemność, zakrywającą przed oczami psalmisty twarz Wybawcy. Kiedy nie widać ratunku, można włożyć całe serce w modlitwę przebijającą mrok, rzucić kotwicę nadziei w tajemniczą głębię. Nawet rozpacz może być dialogiem z tym, który JEST, choć się nie wiedzieć czemu ukrywa.
Ewangelia: Łk 9, 57-62
Gdy Jezus jest w drodze do Jerozolimy – zmierzając ku ostatecznemu starciu ze złem w walce o człowieka – ktoś deklaruje, że się do Niego przyłączy. Pan uczciwie uprzedza, że towarzyszenie Mu nie tylko nie zapewnia życiowej kariery, ale nawet pozbawia przeciętnego komfortu. Bycie z Chrystusem, bycie Chrystusowym, stanowi „drogę” – właśnie tym słowem określano chrześcijaństwo w Kościele apostolskim (por. Dz 9, 2; 18, 25-26; 24, 14). Autentyczne życie pod kierownictwem Jezusa wyrywa człowieka ze schematów świata, prowadzi do duchowych (i nie tylko) przemieszczeń, do przekraczania siebie. Być wierzącym i wiernym Bogu to czuć się na tym świecie koczownikiem oraz pielgrzymem – a nie kimś zadomowionym, wygodnie urządzonym, zasiedziałym. Bycie uczniem Pana to droga przemiany, mistyczna Pascha-Przejście z życia, co obumiera, do życia o wiecznej jakości i trwaniu. Kto nie bierze pod uwagę faktu, że idąc za Jezusem „nie mamy tutaj trwałego miejsca, ale szukamy przyszłego” (por. Hbr 13, 14), ten tylko pozoruje bycie uczniem – a przy tym gubi radość Ewangelii i „żywą nadzieję” (por. 1 P 1, 3-4), stając się „bardziej od wszystkich ludzi godny pożałowania” (por. 1 Kor 15, 19).
Dwa pozostałe dialogi z dzisiejszej Ewangelii także wpisują się w logikę Paschy, pospiesznego (por. Wj 12, 11) wyruszenia z „domu niewoli”, miejsca umierania, na szlak wiodący do królestwa żywego Boga życia. Umyślnie przesadne żądania mają uświadomić słuchaczom, że gdy chodzi o zaangażowanie w „sprawę Chrystusa” nie ma miejsca na zwłokę, bo to właśnie sprawa wiecznego życia i śmierci – oraz że stoi przed nimi „ktoś więcej niż Eliasz” (por. Mt 12, 41-42), bo starotestamentowy „ognisty prorok” (por. Syr 48, 1) pozwolił powoływanemu przez siebie Elizeuszowi pożegnać matkę i ojca (por. 1 Krl 19, 20)…
A może z tej lekcji świętej mobilności da się wyczytać również wezwanie do przekraczania schematów teologicznych, oswojonych sposobów rozumienia i przeżywania wiary, historycznej otoczki Objawienia? Wierność temu, co „raz zostało przekazane świętym” (por. Jud 3) jest zarazem posłuszeństwem wobec Ducha, który wewnątrz żywej tradycji „prowadzi nas do całej prawdy” (por. J 16, 13). Nie jesteśmy powołani do „konserwatyzmu”, do opłakiwania umarłej przeszłości, tylko do głoszenia „królestwa, które nadchodzi” (por. Mk 11, 10) – oraz odkrywania coraz lepiej (dzięki kontemplacji osoby, życia, Paschy i obecności Jezusa), czym to królestwo jest.
[dzien 5]
Czwartek, 4.10.2018 r., wspomnienie św. Franciszka z Asyżu
Pierwsze czytanie: Hi 19, 21-27
W słowach Hioba brzmi udręka człowieka cierpiącego, któremu inni prawią morały. Przyjaciele zamiast go wysłuchać i wczuć się w jego ból, schowali się za dewocyjne formułki. Zamiast mu duchowo towarzyszyć, woleli dbać o własne samopoczucie i próbowali wcisnąć jego niezrozumiałe doświadczenie w schemat Boskiej kary i nagrody. W imię swojego pojmowania ortodoksji zakrzyczeli niewygodne pytania.
Tymczasem oceniany przez nich jako bluźnierca Hiob w całym swym zagubieniu i poczuciu skrzywdzenia liczy na Boga – z którym się zmaga i którego wyroków nie rozumie. Daje wyraz żarliwej ufności w stosunku do Tego, o którym chwilę wcześniej powiedział, że go dręczy. Bywa tak, że pozorny bluźnierca jest bliżej Boga, niż obrońcy religii głusi na ludzki ból.
Psalm responsoryjny: Ps 27 (26), 7-8a.8b-9c.13-14
W życiu jednego ze wspaniałych świadków Chrystusa w naszej epoce, Brata Rogera z Taizé, był okres, gdy jako młody człowiek stracił on zdolność do modlitwy. Końcem kryzysu stał się moment ciężkiej choroby jednej z sióstr i odkrycie Rogera, że jest w stanie i chce wypowiedzieć do żywego, choć nieuchwytnego Boga słowa psalmu: „O Tobie mówi moje serce: Szukaj Jego oblicza! Będę szukał oblicza Twego, Panie…”
Bywa tak, że odkrywamy we własnej tęsknocie melodię westchnień Ducha Świętego (por. Rz 8, 26) – a jeśli On ma grać na strunach duszy, to słowa Księgi Psalmów są całkiem dobrym narzędziem do jej strojenia.
Ewangelia: Łk 10, 1-12
Komentatorzy tego fragmentu Ewangelii zwracają uwagę, że ilość uczniów wysłanych z misją odpowiada starożytnemu żydowskiemu wyobrażeniu o ilości narodów ziemi. Można się tu dopatrzeć sygnału, że choć głoszenie Dobrej Nowiny miało się zacząć od „owiec z domu Izraela” (por. Mt 10, 6), to ostatecznie jest ona adresowana do wszystkich ludzi.
Często cytowane słowa o „żniwie wielkim” oraz potrzebie modlitwy, by nie zabrakło zbieraczy Bożych plonów, warto może zestawić ze sformułowaniami o „pracy w winnicy” – odnoszącymi się w innych miejscach Nowego Testamentu do zaangażowania każdego ucznia Chrystusa (por. Mt 20, 1-16; 21, 28-32). Choć na pewno ważne jest posiadanie przez Kościół odpowiedniej liczby duszpasterzy, to jednak „prośby o pracowników na żniwie” nie należy redukować do „modlitw o powołania kapłańskie i zakonne”. Módlmy się o „przebudzenie Kościoła w duszach” (jak to ujmował Romano Guardini), o autentyczne przeżywanie przez każdego chrześcijanina łaski „bycia zaczynem Bożym wśród ludzkości” (by przywołać z kolei nauczanie papieża Franciszka). Jak czytamy w adhortacji Evangelii gaudium, każdy chrześcijanin jest „uczniem-misjonarzem” – „jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie” (EG 120). Jeśli będziemy prosić Pana o przebudzenie całego Kościoła, to On pociągnie również do służby duszpasterskiej „tych, których sam zechce” (por. Mk 3, 13).
Opowieść o misji siedemdziesięciu dwóch uczniów przypomina nam ponadto o istocie ewangelizacji, która nie jest moralizowaniem ani ideową propagandą, tylko dzieleniem się darem „pokoju z Bogiem” (por. Rz 5, 1). Mamy być hojnymi szafarzami błogosławieństwa, czyli dobrego słowa, a Bóg sam się zatroszczy o to, żeby okazywana przez nas życzliwość się „nie zmarnowała”. Niosąc skarb łaski w kruchych naczyniach własnej jaźni, możemy ufać „przeogromnej mocy, która nie jest z nas” (por. 2 Kor 4, 7), nie szukać zabezpieczeń i zdawać się na Opatrzność działającą za pośrednictwem spotkanych ludzi. Tam, dokąd trafimy, mamy przynosić uzdrowienie oraz ogłaszać bliskość Boga i królowanie Jego miłości – a dopiero odrzucenie takiej właśnie Nowiny zasługuje na przestrogę, że ziemia niegościnna dla pokoju stała się nieczysta i wypada ją otrzepać z sandałów.
[dzien 6]
Piątek, 5.10.2018 r., wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej
Pierwsze czytanie: Hi 38, 1.12-21; 40, 3-5
Boża odpowiedź na pytania Hioba jest nie taka, za jaką byśmy tęsknili. Pan nie tłumaczy powodów, dla których niewinny cierpi, tylko na nowo uzmysławia bohaterowi Księgi jego znikomy wgląd w rzeczywistość. Fakt, że sam natchniony autor posługuje się naiwnymi wyobrażeniami o budowie wszechświata, nie osłabia wymowy tekstu – kosmos widziany w perspektywie współczesnej nauki tym bardziej przyprawia o zawrót głowy, a zagadka ludzkiej egzystencji wciąż nas przerasta. Nadal nie potrafimy zajrzeć w „bramy śmierci”. Na to, by dyskutować z Bogiem o zarządzaniu losem, mamy stanowczo za mało danych.
Hiob uznaje swe ograniczenia oraz wycofuje zarzuty, ale to nie jest reakcja kogoś, kto przegrał. W końcu Pan do niego mówi i choć niczego nie wyjaśnia, to przecież pokazuje, że słuchał i daje do zrozumienia, że nad wszystkim czuwa. Ostatnie słowa Hioba zapisane w Księdze świadczą o tym, że nie czuje się pokonany, tylko uspokojony (por. Hi 42, 1-6). Odpowiedzią na zagadkę cierpienia nie jest wyjaśnienie, lecz Obecność.
Psalm responsoryjny: Ps 139 (138), 1b-3.7-8.9-10.13-14b
Możemy dać się poprowadzić w kontemplacji Obecności, która towarzyszy nam zawsze, lecz nigdy nie osacza. Słowa: „Gdzie ucieknę przed Duchem Twoim, gdzie oddalę się od Twego oblicza?”, nie wyrażają faktycznej chęci ucieczki. To raczej pełne otuchy stwierdzenie, że nic nas nie wyrwie z dobrej ręki Pana (por. J 10, 28-29), nie pozbawi Jego kochającej bliskości (por. Rz 8, 35-39), że nawet otchłań śmierci nie rozrywa więzi z Nim. Niezależnie od wszystkiego jest ze mną Autor mojego istnienia, Projektant wszystkiego, co we mnie i mojej egzystencji piękne.
Ewangelia: Łk 10, 13-16
Dramatyczne ostrzeżenie pada z ust Jezusa pod adresem społeczności, które były niemal kolebkami Ewangelii. Kafarnaum, gdzie pomieszkiwał po opuszczeniu Nazaretu (por. Mt 4, 13), w przerwach między misyjnymi wędrówkami – Kafarnaum zwane przez innego ewangelistę „Jego miastem” (por. Mt 9, 1) – oraz Betsaida, skąd pochodziło co najmniej trzech (a być może pięciu) z wybranej Dwunastki (por. J 1, 44; Łk 5, 10). Miejsca naznaczone częstym pobytem Pana, oraz (jak czytamy w naszym fragmencie) będące scenerią wielu cudów. To dlatego ich niedowiarstwo okazuje się tak skandaliczne, bo przecież „komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (por. Łk 12, 48).
Zapamiętajmy, że w Ewangeliach Jezus nie mówi ostrych słów pod adresem prostytutek, czy uwikłanych w nieuczciwość i zdradę poborców opłat – lecz religijnych formalistów i pobożnisiów bez serca nazywa „pomiotem żmij” (por. Mt 23, 23.33). Twarde słowo jest w tym wypadku wyrazem gorącej miłości, uderza w ludzką niewrażliwość jak pięść przyjaciela w zaryglowane drzwi samobójcy. Pan ma prawo do takich słów, bo jest gotów oddać za tych ludzi życie i wkrótce faktycznie to zrobi.
Kiedy mamy ochotę mieszać z błotem „zepsuty świat” i wytykać mu, że nas nie lubi – a przecież „kto nas słucha, ten słucha Pana” – zastanówmy się raczej, czy naprawdę mówimy głosem Jezusa, oferującego ukojenie duszom zmęczonym błądzeniem (por. Mt 11, 28-30). Spytajmy siebie, czy nasza miłość uzdrawia chore istnienia (por. Łk 10, 9). A skoro między nami, w społeczności wierzących, wydarzyło się tyle Bożych cudów, to zbadajmy najpierw, czy Jezusowe „Biada!” nie odnosi się do nas, ogarniętych rutyną i „przyjmujących łaskę na próżno” (por. 2 Kor 6, 1).\
[dzien 7]
Sobota, 6.10.2018 r.
Pierwsze czytanie: Hi 42, 1-3.5-6.12-17
Przez Hioba przemawia mądrość, bo Hiob wie, jak wielu rzeczy nie wie i zrozumiał, jak niewiele rozumie – ale przede wszystkim w jakiś tajemniczy sposób „ujrzał” Niewidzialnego.
Pismo stwierdza w paru innych miejscach, że człowiek nie może zobaczyć Boga w tym życiu, z wyjątkiem oglądania „odbicia” Ojca we Wcielonym Synu (por. J 1, 18; 14, 9; Kol 1, 15). Wypada więc uznać, że to, o czym mówi Hiob, oznacza jakiś rodzaj osobistego poznania, w odróżnieniu od „znajomości ze słyszenia”. Hiob przeżył spotkanie z Bogiem, doświadczył dotyku Jego tajemnicy i przeniknął go zachwyt połączony z drżeniem, który Biblia nazywa „bojaźnią”. Nie chodzi o lęk, tylko o najgłębszy szacunek, pełen uwielbienia respekt. Zgodnie z Pismem „bojaźń Boża” stanowi właśnie źródło i podstawę mądrości (por. Prz 9, 10; Ps 111, 10), ponieważ z niej rodzi się posłuszeństwo „jedynemu mądremu” (por. Rz 16, 27).
Ostatnie wersety Księgi mówią w sposób symboliczny o wielkim błogosławieństwie, jakie spłynęło na Hioba. Choć zarówno Biblia, jak i codzienne doświadczenie pokazują, że życie ludzi Bożych nie jest wolne od różnych bied, to z drugiej strony ktoś, kto pozwala Bogu zakrólować w swym życiu, zobaczy, że „wszystko inne będzie mu dodane” (por. Mt 6, 33; Łk 12, 31).
Psalm responsoryjny: Ps 119 (118), 66.71.75.91.125.130
Nie chodzi o to, że Bóg miałby nas w celach pedagogicznych z premedytacją upokarzać, specjalnie przygniatać do ziemi, planować nam nieszczęścia. Raczej w dynamicznej sytuacji świata pozwala zakosztować cieni obok blasków, nie usuwa wszystkich przeszkód z naszej drogi. Psalmista wyraża płynące z doświadczenia poczucie, że Boskie towarzyszenie nam po ojcowsku w takiej „szkole przetrwania” daje dobry owoc. Metodą prób i błędów (dyskretnie asekurowani) uczymy się, że to wskazówki Pana prowadzą na drogę szczęścia, że Jego przykazania są mądrością. Taka wiedza stanowi łaskę i osiągnięcie, bo nasze osiągnięcia rodzą się z łaski.
Ewangelia: Łk 10, 17-24
To fascynujące, że uczniowie – tacy, jacy są: niezbyt pojętni, pełni sprzeczności, pogubieni i słabi – poddając się słowu Jezusa są w stanie robić te same cuda, co On (por. J 14, 12). To niezwykłe, poruszające i zawstydzające, że my, Kościół, gromada grzeszników zwołanych przez Łaskę, mamy udział w Jezusowym gromieniu zła, w odbijaniu świata z rąk zbuntowanego ducha… To wszystko dzieje się nie ze względu na nas, nie z powodu jakichś naszych zalet, lecz wyłącznie ze względu na Imię Pana, na Jego autorytet (por. Flp 2, 9-11).
Ale pamiętajmy, że najważniejsze jest właśnie to Imię, które brzmi Jeszua-„Ratunek”, a mistycznie pokrywa się z imieniem Emmanuel – „Bóg z nami” (por. Mt 1, 21-23). Naszym ratunkiem pozostaje osobiście Bóg-Słowo, który JEST z nami w każdej biedzie (por. J 1, 1.14; 8, 24) i dzięki któremu (w oparciu o Niego, w postawie wiary będącej ufnością) nie tylko nie giniemy, ale „otrzymujemy moc stania się dziećmi Bożymi” (por. J 1, 12). Naznaczeni imieniem Chrystusa wędrujemy przez życie ku wiecznemu mieszkaniu razem z Bogiem (por. Ap 21, 3).
Wypada to sobie przypominać w czasach, gdy tak dużo zainteresowania budzą egzorcyzmy i gdy tak wiele przyznających się do Jezusa osób wkłada tyle energii w tropienie zła. Nie pozwólmy się hipnotyzować mrokiem. To prawda, że walka duchowa nas nie minie, oraz że mamy w niej do dyspozycji zbroję i oręż niezawodnej jakości (por. Ef 6, 11-17) – ale najistotniejsza pozostaje przynależność do Chrystusa, bycie dzieckiem Boga, obywatelstwo niebiańskiego Jeruzalem (por. Flp 3, 20; Ga 4, 26). Nigdy dosyć wdzięczności za nasze imię wyryte w Bożym sercu.