Komentarz do czytań mszalnych – XXII tydzień zwykły | od 2 do 8 września 2018 r. – Patrycja Partyka

[dzien 1]

Niedziela, 2.09. 2018 r.

Pierwsze czytanie: Pwt 4, 1-2. 6-8

„Nic wam nie wolno dodawać do słów, które nakazuję (…)” – po tych słowach powinien nastąpić sprawdzian z tego, jak słuchamy. Czy potrafimy usłyszeć dokładnie to, co Bóg do nas mówi? Czy jedynie umiemy wybierać słowa, które są dla nas wygodne? Tak jak słuchamy Boga, tak słuchamy drugiego człowieka. Tak jak słuchamy Boga, tak wdrażamy w nasze życie to, co usłyszeliśmy. Wybiórcze słuchanie rodzi w człowieku wybiórcze oglądanie rzeczywistości. Dostrzegamy tylko to, co chcemy. Nie widzimy tego wszystkiego, co jest dla nas dobre i dla naszego rozwoju, a jedynie chcemy, żeby było tak, jak tego żądamy. Konieczność przestrzegania Prawa Bożego rodzi w człowieku bunt. Nie widzimy końca drogi ani końca zdarzeń, w których zdobywamy doświadczenia. Chcemy jedynie jak najszybciej skrócić drogę naszej męki. Nie rozumiemy prawidłowo słów Boga i dlatego powstaje w nas Jego fałszywy obraz. Odrzucamy właśnie to, co jest dla nas zbawienne, a przyjmujemy wszystko to, co stanowi łatwy zysk. Gdy jednak zrozumiemy, że Bóg jest Wolnością, że Bóg jest Miłością i nie da nam tego, co tę wolność może nam odebrać – wtedy każde Jego prawo stanie się dla nas radością. A przestrzeganie go dawać nam będzie prawdziwą mądrość, z której będziemy mogli skorzystać zawsze wtedy, gdy będziemy tego potrzebować. Zmieńmy perspektywę odbierania słów Boga, bo On nie chce naszej zguby. Jest bliżej nas, niż to sobie uświadamiamy, i zna nas lepiej niż my samych siebie. Jako Ojciec chce, aby Jego dzieci żyły wiecznie razem z Nim.

Psalm responsoryjny: Ps 15, 1b-2. 3 i 4b. 4c-5

„(…) kto mówi prawdę w swym sercu (…)” – jak mało ważne jest zatem to, co deklarujemy drugiej osobie… O ile bardziej istotne jest zatem to, co mamy w swym sercu, w momencie gdy obiecujemy coś drugiej osobie. Jeśli zatem deklarujemy innym, że jesteśmy im oddani, a w swych sercach nie chcemy, by im się wiodło – tracimy szansę na to, by znaleźć się na dobrej drodze do nawrócenia. Zamiast pięknych słów okraszonych heroicznymi obietnicami, zacznijmy najpierw od przyjrzenia się swemu wnętrzu.

Drugie czytanie: Jk 1, 17-18. 21b-22. 27

„Wprowadzajcie słowo w czyn, a nie bądźcie jedynie słuchaczami (…)” – któż z nas ostatnio wprowadził w czyn to wszystko, co usłyszał podczas czytań na Eucharystii? Autor tych słów wyraźnie kieruje dzisiaj naszą uwagę na DZIAŁANIE, a nie jedynie bierne słuchanie Boga. Dalej, prowadzi nas do sierot i wdów, i POMAGANIA im, a nie stania jedynie z boku i przyglądania się ich trudnej sytuacji: poradzą sobie czy też nie? W dzisiejszym Kościele, czyli we wspólnocie, brakuje jedności; występuje zjawisko, które można określić mianem religijnego formalizmu, czyli „skupianie się jedynie na formalnym kulcie”. Brakuje pobożnych uczynków wobec bliźnich. Każdy gdzieś pędzi i dba jedynie o to, by zaspokoić własne potrzeby. Wychodzimy z założenia, że resztą zajmie się Bóg. A niby jak On to ma uczynić? Jak ma się zmienić świat, skoro my sami jesteśmy jedynie OBSERWATORAMI życia? Otwórzmy zatem nasze oczy, by widzieć tych najbardziej potrzebujących, za którymi jedynie Bóg się wstawia.

Ewangelia: Mk 7, 1-8a. 14-15. 21-23

„Nic co wchodzi do człowieka z zewnątrz, nie może go splamić, lecz co wychodzi z człowieka, to go plami”- dlaczego zatem mamy pretensje do wszystkich i nie akceptujemy tego, co jest dookoła nas? Czy to, że byliśmy wychowywani w złych warunkach, upoważnia nas do tego, by rościć sobie prawo do ciągłego usprawiedliwiania złego zachowania? Być może najwyższa pora, by się zatrzymać i zadać sobie kilka pytań: dlaczego pewne sytuacje w naszym życiu ciągle się powtarzają i uniemożliwiają nam powrót do zdrowia fizycznego czy psychicznego? Dlaczego każdego dnia korzystamy z namiastki radości, a nie jej pełni? I wreszcie: co nas tak naprawdę powstrzymuje przed nawróceniem? Niemoc w naszym życiu powstaje wtedy, gdy nasze serce, rozum, psychika – są zapełnione przykładami złego życia, złymi przyzwyczajeniami i ideami. Trzeba najpierw wszystko oczyścić Słowem Bożym; napełnić się tym Słowem; rozważać ciągle mądrość płynącą ze Słowa, by cokolwiek w naszym życiu się zmieniło. Żadna Msza Święta z modlitwą o uzdrowienie nie jest nam dana jedynie po to, by na chwilę każdy z nas poczuł się dobrze, a potem i tak powrócił do grzesznego życia. Msza Święta ma nam dać realne nawrócenie, byśmy stali się samodzielni i dążyli do dobrego życia.

[dzien 2]

Poniedziałek, 3.09.2018 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 2, 1-5

„(…) aby wasza wiara nie opierała się na mądrości ludzkiej, ale na Bożej”. To ważne, by centrum wiary był Bóg, by najpierw u Niego szukać rady. Żadne charyzmatyczne, błyskotliwe przemówienia nigdy nie dały nam życia i nie dadzą. Co najwyżej, rozczarowania, gdy przyjdzie czas próby, a my nie znajdziemy się w pobliżu człowieka, od którego kiedyś otrzymaliśmy pomoc. Przy następnej próbie ponownie zażądamy od niego, by natychmiast ulżył nam w cierpieniu i rozwiązał nasze problemy. Dla Pawła jedyną słuszną drogą wiary jest poznanie Jezusa. Prostota, o której pisze św. Paweł, objawia się w codzienności, w naszych zwykłych obowiązkach opartych na Bożych przykazaniach. Bóg przemawia poprzez zwykłe wydarzenia, ludzi, książki i poprzez Słowo Pisma Świętego. Szukając nadnaturalnych zjawisk czy też ludzi, którzy jedynie pięknie przemawiają – zmierzamy w bardzo niebezpiecznym kierunku. Nie po to bowiem Jezus umarł na krzyżu, byśmy ciągle wyszukiwali coraz to bardziej niezwykłych dróg do Niego, ale po to, by nas na zawsze połączyć z Ojcem. Zasłona oddzielająca nas od Boga rozdarła się, i nic już nie dzieli nas od Niego. Nikt, kto głosi Ewangelię, nie może zatrzymywać wzroku ludzi na sobie, ale musi skierować ich spojrzenie na Krzyż. Bo do Niego powinien prowadzić nas głosiciel Słowa. Rozczarowanie następuje wtedy, gdy sami uciekamy od naszego życia, myśląc, że inni mają lepiej. Czekając na cud lub kogoś niesamowitego, kto nas zaprowadzi do Boga – uważajmy, byśmy nie przeoczyli tego, co jest ważne. Życie bowiem dzieje się teraz! W tym momencie. Nigdzie nie musimy się udawać, by stanąć w obecności Bożej. Nie musimy szukać niesamowitych miejsc, osób, by odnaleźć Boga. Każdy z nas jest zdolny poznać Ojca, mieć osobiste doświadczenie Boga, a na tym powinno nam najbardziej zależeć.

Psalm responsoryjny: Ps 119, 97-98. 99-100. 101-102

Sytuacja, w której potrafimy się odnaleźć, wiemy co powiedzieć – wydaje się nam abstrakcją. Jednak gdy jesteśmy napełnieni Słowem Boga, zawsze wiemy, jak postąpić. Dlaczego? Bo nasz umysł ukształtowało Żywe Słowo i w każdej chwili możemy sięgnąć po Jego mądrość, by w danym momencie właściwie się zachować. Starajmy się zatem napełniać tym Słowem. I niech przeczytany przez nas Psalm 119 – stanie się wskazówką na życie. Nie jesteśmy pozostawieni przez Ojca jak bezbronne pisklęta. Mamy Jego Słowo.

Ewangelia: Łk 4, 16-30

„Lecz On przeszedł pomiędzy nimi (…)” – nie tak prosto było Żydom pozbyć się Jezusa ze swojego życia. Kłuła ich w oczy Jego postawa moralna i powodowała, że strefa komfortu, w której żyli, powoli się kurczyła. Głosił Dobrą Nowinę, chociaż był odrzucany przez ludzi, wśród których dorastał. Jak widać, najtrudniej jest głosić Ewangelię w miejscach, gdzie żyjemy czy pracujemy. Powstrzymuje nas zazwyczaj strach przed oceną ze strony najbliższych czy współpracowników. Jeśli jednak będziemy mieli osobiste doświadczenie Boga, i przedstawimy to jako swoje świadectwo – nie musimy się obawiać, że będziemy mało wiarygodnie dla słuchaczy.

[dzien 3]

Wtorek, 4.09.2018 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 2, 10b-16

„(…) Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga”. Takiego Ducha otrzymaliśmy na chrzcie świętym, a wraz z Nim dar mądrości, rozumu, rady, męstwa, wiedzy, bojaźni, pobożności. Warto sobie to uzmysłowić: mamy wszystko, co jest nam potrzebne do życia. I to do życia w obfitości! Dlaczego z tego nie korzystamy i tak łatwo pozwalamy Złemu manipulować sobą? Szukamy recepty na nasze problemy i bolączki poza nami, a wszystkie skarby zostały ukryte w nas! Starajmy się zrozumieć, co te dary znaczą; odszukajmy ich prawdziwego przeznaczenia i zacznijmy z nich korzystać. Skoro Duch, którego otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa, przenika Boga – to tym bardziej przenika nas. Wie, jacy jesteśmy, wie, jak nam pomóc – więc otwórzmy się na Niego! Postarajmy się Go usłyszeć i zacznijmy z Nim współpracować. Te dary mają nam pomóc, a nie być dla nas przeszkodą. Nigdy nie są nam dane jedynie po to, by zaspokoić nasze potrzeby. One są po to, by nas przybliżyć do Światła i byśmy zawsze już chcieli w tym Świetle przebywać. Gdy zaczynamy korzystać z darów otrzymanych na chrzcie świętym – zaczynamy interpretować rzeczywistość w sposób duchowy, bo przecież toczymy walkę nie z czymś cielesnym, ale z duchem zła. I by z tej walki wyjść zwycięsko, musimy posługiwać się odpowiednimi narzędziami. Dopóki jesteśmy zamknięci na Ducha Świętego, nie pojmiemy prawd objawionych. Potykamy się w walce z szatanem, bo pojmujemy wszystko na sposób ludzki, zmysłowy. Niech słowa Pawła zachęcą nas, aby dziś na nowo odkryć, jak potężny jest dar chrztu świętego. Korzystajmy ze wszystkich jego dobrodziejstw!

Psalm responsoryjny: Ps 145, 8-9. 10-11. 12-13. 14 i 17

„Niech sławią Ciebie, Panie, wszystkie dzieła Twoje (…)” – więc nie tylko to wszystko, co stworzył Bóg, ma głosić Jego wspaniałość, ale też to wszystko, co robimy my. Jesteśmy Jego dziedzicami, i to jak postępujemy, ma ogromny wpływ na to, jak postrzegają Boga inni. Obowiązki wykonywane z należytą starannością i nie z przymusu – mają znaczenie dla naszego zbawienia. Jeśli życie nasze odbieramy z perspektywy wiecznej „nieszczęśliwości” – wszystko powoli takim się staje. A my mamy widzieć rzeczywistość taką, jaka ona jest NAPRAWDĘ i nie wypierać się jej. Gdy zaczynamy uciekać od tego wszystkiego, co nas otacza – zaczynamy pokazywać Boga innym ludziom jako zlepek nierealnych cech i naszych życzeń.

Ewangelia: Łk 4, 31-37

„(…) gdyż Jego słowo było pełne mocy” – według ewangelisty Łukasza pierwszy cud dokonany przez Jezusa wydarzył się w Kafarnaum. W mieście, w którym Go przyjmowano i wierzono Jego słowu. Cóż za paradoks: Władca wszystkiego czeka cierpliwie, aż człowiek zechce Go przyjąć! I to nie tylko ustami wyzna, że Jezus jest jego Panem, ale w sercu „poczuje”, że to, co wypowiada, jest Prawdą! Wtedy dopiero to prawdziwe i nieudawane życie – rozpocznie się w nas. Bo tylko osoby żyjące w Prawdzie mogą tę Prawdę nieść innym. Nie głosi się bowiem Ewangelii dla zysku i wygodnego życia na koszt innych; ale po to, by ukazywać prawdziwego Boga. Skoro Jego Słowo ma moc, dajmy temu wyraz na co dzień.

[dzien 4]

Środa, 5.09.2018 r.

Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 1-9

„Nieważny jest ten, który sadzi, ani ten, który podlewa, ale Ten, który daje wzrost – Bóg!” – Ważne jest, by to dzisiaj dostatecznie mocno sobie uzmysłowić. Gdy zaczniemy żyć zgodnie z przesłaniem tego zdania, wtedy ustrzeżemy się od pychy, przeceniania własnych sił, obarczania innych odpowiedzialnością za nasze życie. Święty Paweł wyszedł z bardzo dobrego założenia: jestem jedynie sługą, współpracownikiem Boga w dziele zbawienia; nikim więcej. Naśladując apostoła, róbmy tylko to, o co prosi nas Bóg. Nie musimy szukać żadnych specjalnych misji, czy uciekać się do pracy ponad nasze siły. Pomagając – nie szkodźmy innym ani sobie. I możemy to osiągnąć, gdy przestaniemy w głębi siebie toczyć dialog z samym sobą; otwórzmy się na to, czego Bóg oczekuje od nas w danym momencie. To wystarczy. Każdy bowiem jest ważny, począwszy od piekarza aż po ratownika medycznego czy dyrektora w banku. Nikt nie jest więcej czy mniej kochany przez Boga. Każdy z nas jest Jego dzieckiem i ma SWOJE miejsce w społeczności ludzkiej. Zazdrość i zawiść o cokolwiek – przynosi jedynie cierpienie i powoli odwodzi nas od Boga. Dlaczego? W tym miejscu pojawia się drugi wątek, który jasno wybrzmiał z Pawłowego teksu: odchodzimy, ponieważ zaczynamy mylnie postrzegać Boga. Widzimy Go jako Kogoś, kto niesprawiedliwie rozdzielił talenty. Zaczynamy z zazdrością patrzeć na osiągnięcia innych. A podziały są zbędne. Nikt z nas nie stoi ponad drugim! Działamy przecież we wspólnej sprawie. Nauczmy się zatem tak współpracować, abyśmy stali się dla siebie nawzajem braćmi, a nie konkurentami o względy Ojca.

 

Psalm responsoryjny: Ps 33, 12-13. 14-15. 20-21

„(…) patrzy (…)” – ale czy to powinno nas napawać lękiem? Nie! To powinno dodawać nam odwagi i uwalniać nas od strachu przed każdym krokiem. On czuwa i widzi wszystko znacznie lepiej, niż my jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Bóg nie jest szpiegiem, który potajemnie czai się w naszym życiu, by nas na czymś złym przyłapać. Patrzy, by ogarniać więcej, niż my widzimy. Jest raczej strażnikiem tego wszystkiego, co my odrzucamy, by nas nie bolało. Jest raczej strażnikiem tego wszystkiego, w czym niedomagamy i mówi nam, że to nas wzbogaca, a nie uboży. Jest wreszcie strażnikiem naszego serca, by nic do niego się nie przedostawało bez naszej wiedzy. Patrzy zawsze z miłością, a nie z wyrzutem…

 

Ewangelia: Łk 4, 38-44

„(…) ponieważ wiedziały, że jest Chrystusem”- demony wiedzą doskonale, że Jezus jest Synem Bożym. A my? Wychowani w wierze katolickiej członkowie wspólnot jeżdżący na rekolekcje, uczestniczący nawet codziennie w Mszach Świętych, mamy w sobie wiarę w Jezusa zmartwychwstałego, w Jezusa – Boga Wszechmocnego? U Łukasza możemy przeczytać o godności i władzy Jezusa, która wyraziła się choćby w geście uzdrowienia teściowej Szymona, kobiety leżącej w bardzo wysokiej gorączce. Jezus działa z mocą. Rozkazuje i każdy zły duch posłusznie stosuje się do Jego rozkazów. Nie ma bowiem dla Niego nic niemożliwego. Jest jak dowódca na czele swojego ludu; panuje nad wszystkim, wszystko jest Mu poddane, a On kieruje się zawsze dobrem człowieka. Wysiłki, jakie wkładamy, by na powrót stać się zdrowym, powinny nas prowadzić w kierunku Życia. Nie od nas bowiem zależy, kiedy zostaniemy uwolnieni od tego, co nas zniewala, ale to od nas zależy, czy zaufamy Bogu, że to On wybierze dla nas najlepszy moment.

 

[dzien 5]

Czwartek, 6.09.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 18-23

„Nie oszukujcie samych siebie!” – św. Paweł wiedział doskonale, czym jest oszukiwanie siebie. Nie wierząc w zmartwychwstanie Jezusa, kiedyś sam prześladował tych, którzy uwierzyli słowu Boga. Nie wierzył wówczas, że zbawienie przyszło przez tak hańbiącą śmierć… Nie dopuszczał do siebie Bożego sposobu „myślenia”, które jest proste, logiczne i niczego nie komplikuje. Święty Paweł doskonale wiedział, że gdyby ciągle bronił się przed miłością Chrystusa, nie dostąpiłby zbawienia. Bo tylko w Chrystusie jesteśmy uratowani od zguby. Gdyby nie Jego ofiara, daremne byłyby wszelkie ludzkie starania i poszukiwania, by spotkać się z Ojcem. Jeśli nie uznamy Jezusa jako naszego jedynego Zbawiciela – będziemy ciągle szukać i gonić za nicością. I gdy tak będziemy biec bez celu, możemy spotkać na drodze fałszywych proroków, którzy dzięki temu, że będą potrafili zaspokoić nasze „głody” – staną się dla nas bożkami, za którymi chętnie podążymy. Dopiero gdy Jezus stanie się naszym Przyjacielem, nasze położenie diametralnie się zmieni: już nie to, co daje nam tymczasowy komfort, będzie nas interesowało, ani też to, co błyszczy fałszywym blaskiem będzie nas pociągać – a jedynie Prawda będzie nas przyciągać. Nie wstydźmy się , że wierzymy w Boga. Dzięki naszemu świadectwu inni mogą poznać Źródło Życia. A świadczyć możemy jedynie naszym życiem. Bo ten, kto jest blisko Boga, dostrzega biedę i ubóstwo drugiego człowieka i niesie mu niezbędną pomoc. I nie chce śmierci grzesznika w takim samym stopniu, w jakim nie chce jej sam Bóg.

 

Psalm responsoryjny: Ps 24, 1b-2. 3-4b. 5-6

„Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia (…)” – mamy problem z przyjęciem tych słów: samodzielny człowiek i Bóg, do którego wszystko należy. Poruszamy się po omacku w błędnie interpretowanych przez nas fragmentach Pisma Świętego. A wystarczy zmienić perspektywę, wychodząc z założenia, że wszystko jest dla nas stworzone, by tym ZARZĄDZAĆ. Stajemy się zatem „partnerami” Boga – a nie Jego sługami. Niesie to ze sobą odpowiedzialność z naszej strony, ale nie jest ona aż tak straszna, gdy spojrzymy na nią oczami Boga: Ktoś mi zaufał…

 

Ewangelia: Łk 5, 1-11

„(…) a tłum cisnął się wokół Niego, aby słuchać słowa Bożego” – czy i my „ciśniemy się” po to, by usłyszeć Słowo Boże? Czy jesteśmy w stanie wiele znieść, by usłyszeć Boga? Czy jesteśmy w stanie przemierzyć wiele kilometrów tylko po to, by doświadczyć cudu w naszym życiu? Czy mamy w sobie zgodę na to, by dać się złowić Jezusowi i być Jego uczniem? Uczniem – to nie znaczy, że od razu trzeba zostać księdzem czy też siostrą zakonną. Przestrach, jaki budzi w nas sformułowanie – być uczniem – stopuje nas przed całkowitym oddaniem się Mu. Bycie uczniem oznacza: znać swoją godność; nie dawać innym osobom pomiatać nami; umieć rozważnie wypowiedzieć się podczas dyskusji; dbać o siebie i o innych; wybaczyć sobie wszystkie niezrealizowane plany; i wreszcie chcieć, by to Jezus stał się dla nas najlepszym Nauczycielem. Ponieważ Chrystus daje wolność, a nie ją odbiera.

 

[dzien 6]

Piątek, 7.09.2018 r.

 

Pierwsze czytanie: 1 Kor 4, 1-5

„Pan jest moim sędzią” – dużą mądrością i pokorą wykazał się św. Paweł, wypowiadając to zdanie. Jest na tyle dojrzały w wierze, że całkowicie oddaje się pod osąd Boga. Nie ma jednak w tym zdaniu żadnego strachu. Paweł czyni wszystko zgodnie z nauką Jezusa i ma zaufanie do Jego słów. W niczym nie szuka usprawiedliwienia. Nie chce stać się jedynie kimś, kto tylko stara się jakoś to życie przeżyć, chce w nim aktywnie uczestniczyć. Perspektywa, jaką zyskał dzięki wierze w Jezusa, daje mu możliwość widzenia swojego życia jako czegoś więcej niż tylko zbioru przypadków. Dostrzega bowiem siebie jako zarządcę tego wszystkiego, co powierzył Mu Bóg. A Bóg powierzył mu misję głoszenia Dobrej Nowiny, by zdobywał ludzi dla królestwa Niebieskiego. Nie poprzez wydumane wywody i wywyższanie się nad tymi, którzy jeszcze nie posiadają takiej wiary jak on. Ale by poprzez prosty przykład pokazywał im, jak mogą dojść do Ojca. Apostoł nie traktuje zarządzania jako przymusu, ale znajduje w tym radość, stara się każdy dzień wypełniać pracą wykonywaną z największą starannością. Sam nie chce wystawiać sobie świadectwa. Wie, że będąc wiernym we wszystkim, co czyni, zachowa swoje życie na wieczność. Ma pewność, że każdą ciemność jedynie Chrystus jest mu w stanie rozjaśnić. A jakimi my jesteśmy zarządcami dóbr nam powierzonych? Czy dostrzegamy sens w naszej pracy, trudzie, cierpieniu? Czy postrzegamy siebie jako część całości? Czy chcemy wszystkim głosić zmartwychwstałego Chrystusa? Tak niewiele od nas zależy, a tak bardzo Bóg na nas liczy.

 

Psalm responsoryjny: Ps 37, 3-4. 5-6. 27-28b. 39-40

„(…) ufaj Mu, a On będzie działał (…)” – nigdzie jednak Bóg nie powiedział, że trzeba być biernym. Wręcz przeciwnie! Do nas należy wysiłek poszukiwania Go. Zdając się jedynie na ślepy los i powtarzając w kółko: Bóg tak chciał, Bóg tak chciał… – wystawiamy sobie bardzo negatywne świadectwo. Jesteśmy bowiem rozumnymi istotami i to my powinniśmy podejmować decyzje w swoim życiu. Ufać – nie oznacza być naiwnym i łatwowiernym. Ufać – oznacza działać pomimo przeszkód, jakie napotykamy. Tylko poprzez działanie jesteśmy w stanie cokolwiek zmienić w naszym życiu. Nie czekajmy zatem na mistyczne wiadomości od Boga, ale starajmy się Go usłyszeć podczas naszych codziennych obowiązków.

 

Ewangelia: Łk 5, 33-39

Aby dobrze wejść w relację z Jezusem, nie musimy porywać się z motyką na słońce i planować heroicznych czynów. Potrzeba raczej rozważnego stawiania kroków i powolnego smakowania Jego Słowa. Gdy od razu zabierzemy się do zbyt restrykcyjnego postu czy trudnej lektury egzegetycznej, to czy te nasze wysiłki przyniosą nam dobro, czy jedynie zmęczenie i frustrację? Ważną rzeczą jest, aby we wszystkim zachować umiar i mierzyć siły na zamiary. Pozwolić, aby Bóg nas prowadził. Współpracując z łaską, nie czekamy, aż Bóg za nas wszystko zrobi, . Współpraca oznacza obopólne umówienie się na wykonanie części pracy, bez uszczerbku na zdrowiu tak po jednej, jak i po drugiej stronie. Aby kończąc zadanie, nie mieć wszystkiego dosyć i już nigdy nie spojrzeć w kierunku Boga. Bo to, na czym Bogu najbardziej zależy – to zmiana naszego skostniałego sposobu postępowania, która przerywa trwanie w grzesznych schematach.

 

[dzien 7]

Sobota, 8.09.2018 r., święto Narodzenia NMP

 

Pierwsze czytanie: Rz 8, 28-30

„(…) zostali powołani zgodnie z Jego wcześniejszym zamysłem (…)” Nasze przyjście na świat zostało już dawno przewidziane przez Ojca. Nie jesteśmy na ziemi jedynie po to, by żyć, a potem zamienić się w popiół. Jesteśmy upragnieni! Od początku Bóg chciał, byśmy zaistnieli. Dar, jakim jest życie (przez nas kompletnie ignorowany), ma dla Boga bezcenną wartość. Jesteśmy częścią Niego samego. Nie jakąś tam zbitką mięśni i kości, ale częścią Boga! Nie szanując siebie i wszystkiego, co nas stanowi – odrzucamy Boga! Musimy pamiętać, że zostaliśmy USPRAWIEDLIWIENI przez śmierć Jezusa. Nie jest to byle jaki szczegół. Krew Syna nie zostałaby przelana za kogoś, kto nie jest ważny dla Boga. Nie poświęciłby swego Syn za kogoś, kto nie jest Mu bliski. Dlaczego tak rzadko zastanawiamy się nad tym: „co by było ze mną, gdyby Jezus za mnie nie umarł na krzyżu? Gdzie bym się znalazł po śmierci?” To, co darmowe, tak często jest przez nas poniewierane i niedoceniane. Przechodzimy do porządku dziennego nad tym, że oddychamy, jesteśmy zdrowi, kochamy i jesteśmy przez kogoś kochani. Musimy sobie zdać sprawę, że każda nasza decyzja wpływa na innych, a więc nie tylko my ponosimy jej konsekwencje. Nasze decyzje nie zostały bowiem z góry zaplanowane. Posiadamy wolną wolę i sami decydujemy, czy chcemy czynić dobrze, i to dobro pomnażać, czy przeciwnie. Wszystkie bowiem stworzenia mają swoje miejsce. Przyjmując dar życia, nie traktujmy go jako obciążającego czy przymuszającego nas do spłacenia długu. Bóg niczego na nas nie wymusza. Chce jedynie, byśmy byli szczęśliwi i wolni. Bardzo dobrze wiedziała o tym Maryja, która swoje życie traktowała jako służbę Temu, który jest od niej Większy, ale nigdy Jej nie zniewoli.

 

Psalm responsoryjny: Ps 13, 6

Zamiast ciągle płakać nad swoim losem, powinniśmy się raczej zastanowić nad tym, co dana sytuacja wnosi dobrego w moje życie? Czego może mnie nauczyć? Zamiast trwać w postawie niezgody i odrzucenia, popatrzmy na wszystko tak, jakbyśmy stali z boku i chcieli doradzić najlepszemu przyjacielowi. Uwalniając się z emocji, które nas przytłaczają, będziemy w stanie sobie pomóc i damy tym samym szansę Bogu, by mógł zadziałać w tym miejscu, w którym teraz się znajdujemy. Nic tak bowiem nie smuci Boga, jak nasz brak zaufania w Jego możliwości.

 

Ewangelia: Mt 1,1-16.18-23

„(…) rodowód Jezusa Chrystusa (…)” – nikt z nas nie począł się bez udziału rodziców; nie narodził się sam z siebie. Każdy skądś pochodzi, gdzieś się wychowywał i dorastał. Nikt z nas nie jest samotnym atomem poruszającym się bezwiednie we wszechświecie. Skoro sam Bóg przyjął postać człowieka i nie odrzucił niczego, co jest ludzkie, i my sami siebie odrzucać nie możemy! Poprzez Wcielenie Bóg uświęcił to wszystko, co nas stanowi. Dlatego bezsensowne są nasze ucieczki od korzeni. Bezowocne i prowadzące nas jedynie na manowce jest zaprzeczanie wszystkiemu, co nas ukształtowało, nieakceptowanie swojej osobowości i wpatrywanie się w niedoścignione ideały. Jezus przyjął swoją ziemską rodzinę ze wszystkim, co ją budowało, ale i z tym, co powodowało, iż była słaba. Cały czas był sobą. Jego przykład jest dla nas wzorem, by wzrastać w tym miejscu, w jakim obecnie się znajdujemy.