Niedziela, 22.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: 1Sm 16,1b.6-7.10-13a
Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje nam scenę namaszczenia Dawida na króla Izraela. Naród wybrany długi czas nie posiadał króla w przeciwieństwie do ludów ościennych. Jedynym królem Izraela był Bóg, a na jego czele stali najpierw patriarchowie, starszyzna, czy wreszcie sędziowie. Jednak z czasem także Izrael zapragnął mieć króla. Bóg nie oponował, że lud odrzucił Jego królowanie, jednak zachował dla siebie prawo wyboru, czy też udziału w wyborze władcy. Pierwszym królem został Saul, który wkrótce odwrócił się od Boga. Wówczas Pan nakazał Samuelowi, jeszcze za życia i panowania Saula, namaścić na króla innego człowieka. Wysłał go do Betlejem, do Jessego, który miał ośmiu synów. Samuel usiłował wybrać jednego z nich na podstawie wyglądu, który byłby odpowiedni dla przyszłego władcy. Dla Boga nie liczy się jednak wygląd zewnętrzny, ale wnętrze człowieka: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Bóg natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16,7). Bóg nie wybrał żadnego z siedmiu obecnych w domu młodzieńców. Dopiero najmłodszy – Dawid, który w tym czasie pasł owce, okazał się Bożym pomazańcem. Jego to Samuel namaścił na króla, choć na tronie Izraela zasiądzie wiele lat później.
Dawid okaże się wielkim władcą. Jednak nie tylko ze względu na swoje liczne podboje, czy utworzenie stolicy polityczno-religijnej w Jerozolimie, ale głównie dlatego, że z jego rodu wyjdzie obiecany przez Boga Mesjasz, który mimo odrzucenia przez swój lud dokona największego dzieła – zbawienia całej ludzkości. Właśnie On, który narodził się w betlejemskiej grocie, a nie w pałacu; On, który był władcą łagodnym, jadącym na osiołku, a nie politycznym przywódcą wojującym orężem; On, który przyszedł przede wszystkim do tych wszystkich zepchniętych na margines, a nie wyłącznie do wielkich tego świata.
Takie Boże wybory możemy podsumować słowami św. Pawła: „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1,27).
Psalm responsoryjny: Ps 23,1b-6
Dzisiejszy psalm ukazuje nam Boga jako Dobrego Pasterza. Jesteśmy przyzwyczajeni, że obraz ten dotyczy Jezusa Chrystusa, gdyż to właśnie Jego w Ewangeliach poznajemy jako Dobrego Pasterza, który troszczy się o swoje owce, prowadzi je łagodnie i szuka tej, która zginęła, by ją przyprowadzić do stada. Na starożytnym Bliskim Wschodzie zwykle uważano króla za pasterza swego narodu. Jednak w Starym Testamencie obraz ten odnosił się do Pana Boga. On był tym, który prowadził swój naród jak stado owiec na najlepsze pastwiska, czyli do Ziemi Obiecanej, troszczył się o niego i czuwał nad nim, nawet wtedy, gdy lud odstępował od swojego Stwórcy. Dawał Izraelowi zwycięstwo nad jego wrogami, namaszczał króla spośród jego synów. Psalmista wyraża nadzieję, że wobec takiej troskliwości Boga, zarówno on, jak i cały zapewne naród, na wieczność pozostaną w bliskości swojego Pasterza.
Drugie czytanie: Ef 5,8-14
Św. Paweł ukazuje nam kontrast między światłością a ciemnością, czyli między tym, co Boże, a tym, co od Boga nie pochodzi, między dobrem a złem. Już w pierwszych słowach kreśli przed Efezjanami ich drogę do Boga: „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu” (Ef 5,8). Efez w starożytności był ważnym portem Morza Egejskiego. Po włączeniu do Imperium Romanum stał się stolicą rzymskiej prowincji – Azji. W mieście tym znajdowała się też świątynia bogini Artemidy, dzięki czemu stało się ono centrum religijnym Azji Mniejszej. Właśnie do tego na wskroś pogańskiego miasta dotarł św. Paweł pod koniec swojej drugiej podróży misyjnej (zob. Dz 18,19nn). W tym przypadku można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że mówiąc o ciemności, Paweł ma na myśli mroki pogaństwa. Jednak nauka Jezusa Chrystusa wyzwoliła niektórych Efezjan z tych więzów pogaństwa i stali się światłością, czyli dostąpili nawrócenia. Dlatego też Paweł upomina ich, aby postępowali tak, jak przystoi dzieciom światłości, czyli chrześcijanom, dzieciom Bożym; aby czynili tylko to, co podoba się Bogu. Światłość nie może bowiem wydawać innych owoców, jak tylko dobrych, do których Apostoł Narodów zalicza: prawość, sprawiedliwość i prawdę. Upomina ich także, aby nie wracali do dawnych praktyk pogańskich, do czynów ciemności, ponieważ one, choć czynione w ukryciu, i tak zostaną zdemaskowane. Światłość Boża ma bowiem wielką moc i nic przed nią się nie ukryje.
Paweł nie kieruje tych słów wyłącznie do Efezjan. Kieruje je przede wszystkim do nas, którzy mamy szczęście być dziećmi światłości. Staliśmy się nimi w chwili chrztu. Musimy jednak ciągle pamiętać, że ten dar został nam nie tylko dany, ale i zadany, dlatego wciąż musimy wpatrywać się w niegasnące Światło, którym jest Chrystus, i za Nim podążać: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (Ef 5,14).
Ewangelia: J 9,1-41
Św. Jan w dzisiejszej Ewangelii opisuje nam jeden z cudów Pana Jezusa – uzdrowienie niewidomego od urodzenia.
Żydzi uważali choroby za kary będące skutkiem grzesznego postępowania, dlatego uczniowie już na początku pytają Jezusa: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?” (J 9,2). On jednak od razu dementuje ten błędny pogląd, dodając jednocześnie, że na tym człowieku mają objawić się sprawy Boże. Tak też się dzieje, gdyż niewidomy doznaje uzdrowienia, mimo iż tego dnia był szabat i Żydzi nie pozwalali wykonywać żadnych prac, do których zaliczali też uczynki miłosierdzia. Jezus daje jednak do zrozumienia, że On sam przewyższa szabat, który Bóg ustanowił dla człowieka: „Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata” (J 9,5) – Jego ziemska działalność miała na celu przywrócenie Bożego światła ludzkości pogrążonej w mroku – w mroku grzechu i niewiary. Cud ten jednak różni się od dotychczasowych cudów Jezusa – nie dokonuje go bowiem słowem, ale przy pomocy szeregu czynności: robi błoto ze swojej śliny i ziemi, nakłada na oczy niewidomego i nakazuje mu obmyć się w sadzawce Siloe. Człowiek ów posłusznie wykonuje polecenie Jezusa i odzyskuje wzrok. Wszyscy, którzy znali go jako niewidomego żebraka, nie potrafili pojąć tego wydarzenia. Zamiast cieszyć się wraz z uzdrowionym, zaprowadzili go do faryzeuszy. Także oni nie potrafili przyznać, że na tym człowieku dokonał się cud Boży. Zaczęli szukać przysłowiowej „dziury w całym”. Według jednych Jezus nie mógł pochodzić od Boga, bo nie zachowywał szabatu. Według innych, grzesznik nie mógłby uzdrowić niewidomego. Sami nie potrafili dojść do porozumienia, ponieważ nie było w nich wiary. Zresztą już wcześniej powzięli postanowienie, że gdyby ktokolwiek uznał Jezusa za Mesjasza, zostanie wykluczony z synagogi. Wobec tego nie mogli teraz sami sobie zaprzeczać, by nie stracić twarzy przed ludem. Niektórzy z ludu natomiast bali się jawnie przyznać do wiary w posłannictwo Jezusa, gdyż nie chcieli być wykluczeni z synagogi. Gdy ponownie wezwali uzdrowionego na przesłuchanie, ten odważnie zarzucił im brak wiary w Jezusa, mówiąc m.in.: „Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić” (J 9,33). Ich serca były jednak tak zatwardziałe, że nic i nikt nie był ich w stanie przekonać. Wyrzucili więc uzdrowionego człowieka wiedząc, że ma rację, ale będąc zbyt dumnymi i zapatrzonymi w siebie, by mu ją przyznać.
Jezus ponownie spotkał człowieka, któremu przywrócił wzrok i dopiero teraz pyta go o wiarę. Zwykle warunkiem dokonania cudu przez Jezusa była wiara potrzebującego. Tym razem jednak Jezus zmienia kolejność, wiedząc, że tej rozmowie będą przysłuchiwać się faryzeusze, którzy zapewne z ciekawości poszli za uzdrowionym. Człowiek ów wyznał wiarę w Syna Człowieczego i oddał Mu pokłon. Mieli więc jednoznaczny powód, by i jego wykluczyć z synagogi, o czym ewangelista jednak nie wspomina. Bardzo ważne są tu słowa Jezusa: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi” (J 9,39). Te słowa poruszają obecnych tam faryzeuszy, zorientowali się, iż powiedział je przeciw nim, próbują więc szukać usprawiedliwienia: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” (J 9,40). Tym pytaniem ściągają na siebie zarzuty Jezusa o kłamstwo i uparte trwanie w niewierze: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie «Widzimy», grzech wasz trwa nadal” (J 9,41).
Poniedziałek, 23.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Iz 65,17-21
Pan Bóg, za pośrednictwem proroka Izajasza, obiecuje stworzyć nowe niebo i nową ziemię, w których zapanuje radość i szczęście. Autor Drugiego Listu św. Piotra widzi w tej obietnicy nowego nieba i nowej ziemi zapanowanie sprawiedliwości (2 P 3,13), której dotąd brakowało zwłaszcza na ziemi. Odnowiona zostanie także Jerozolima, która również stanie się źródłem radości – nawet dla samego Boga. Już nikt nie zazna żadnego cierpienia, a ludzie chętnie będą tam budować domy i sadzić winnice. Nastąpi to wówczas, gdy Bóg rozprawi się z wszystkimi bałwochwalcami i ciemiężycielami swego ludu.
Obietnica ta jest identyczna z wizją, którą znajdujemy pod koniec Księgi Apokalipsy. Jej autor mówi: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża” (Ap 21,1-2). W tym przypadku także zniknie wszystko, co przysparza człowiekowi cierpienia (Ap 21,4). W nowotestamentalnym opisie ważne jest sformułowanie, że taki stan rzeczy będzie możliwy, „bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21,4; por. 21,1). Obydwa zatem teksty odnoszą się do przyszłości, do czasów, kiedy zostaną pokonani wrogowie Boga i Jego wiernych. To właśnie wtedy Bóg oczyści całe swoje stworzenie skażone grzechem, odnowi cały wszechświat, na którym nie będzie już grzechu, ani jego skutków. Dokona jakby drugiego stworzenia – stworzenia rzeczywistości przeznaczonej do życia i wiecznej szczęśliwości, a nie do śmierci.
Psalm responsoryjny: Ps 30,2.4-6.11-12a.13b
Dzisiejszy psalm jest dziękczynieniem za wybawienie od śmierci. Psalmista wychwala Boga za wybawienie z niebezpieczeństwa, za to, że nie pozwolił triumfować wrogom z powodu jego porażki, ale wybawił go z wielkiego niebezpieczeństwa i przywrócił do życia. Z tego też powodu wzywa wszystkich, którzy miłują Boga, aby wraz z nim wychwalali Boga i śpiewali Mu pieśni. Bóg jest wspomożycielem, który wszelkie troski przemieni w radość. Psalmista wypowiada tu niezmiernie ważne słowa: „Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę, a Jego łaskawość – przez całe życie” (Ps 30,6a). To jeden z fragmentów, który potwierdza, że Bóg Starego Testamentu jest Bogiem miłosiernym, a nie surowym władcą, który karze za każde przewinienie. Słowa te potwierdzają późniejszą wypowiedź św. Augustyna, że „łatwiej jest Bogu powstrzymać gniew, aniżeli miłosierdzie”.
Ewangelia: J 4,43-54
W dzisiejszej Ewangelii słyszymy o kolejnym cudzie uzdrowienia. Najpierw jednak spotykamy Jezusa opuszczającego samarytańskie miasteczko, w którym zatrzymał się po rozmowie z Samarytanką u studni. Udaje się do Kany Galilejskiej, gdzie wcześniej już przemienił wodę w wino podczas wesela. Dowiedział się o tym urzędnik królewski mieszkający w Kafarnaum. Poszedł więc do Jezusa prosić Go, aby przyszedł uzdrowić jego syna, który był bliski śmierci. Jezus początkowo wystawia ojca na próbę. Zaczyna rozmowę z nim od zarzutów: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie” (J 4,48). Dworzanin jednak mimo wszystko nie ustaje w prośbach. Jezus natomiast wydaje się być nieprzejednany; niektórym może się wydawać, że odprawia ojca z kwitkiem: „Idź, syn twój żyje” (J 4,50a). Komuś, kto nie przebywał z Jezusem na co dzień, mogło się rzeczywiście wydawać, że Jezus każe mu po prostu odejść; skoro jego syn żył, zanim wychodził, to być może w dalszym ciągu żyje. Ojciec jednak zrozumiał Jezusa bardzo dobrze, a co więcej: „uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem” (J 4,50b). Kluczowe jest tu słowo „uwierzył”. Jezus, chociaż nie wprost, domagał się od ojca wiary koniecznej, aby mógł dokonać cudu i otrzymał jej świadectwo – człowiek odchodzi bez słowa, będąc przekonanym, że zastanie swojego syna zdrowym. Słudzy wyszli swojemu panu naprzeciw, aby przekazać mu dobrą wiadomość, że jego syn żyje. Stan chłopca się polepszył w chwili, gdy Jezus wypowiedział słowa: „Syn twój żyje”. Dworzanin uwierzył więc po raz kolejny – tym razem już nie tylko, że spełni się to, co powiedział Jezus, ale uwierzył w Jezusa, w Jego Boskie pochodzenie i posłannictwo.
Od nas także Pan Jezus domaga się wiary. I chociaż często uważamy się za wierzących, niejednokrotnie tylko się nam wydaje, że wierzymy. Gdy przychodzą przeciwności nie potrafimy bezgranicznie zaufać Jezusowi, pójść za Jego słowem, dlatego wciąż musimy uczyć się myśleć bardziej po Bożemu, niż po ludzku.
[dzien 2]
Wtorek, 24.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Ez 47,1-9.12
Prorok Ezechiel ukazuje nam wodę jako źródło życia.
Dla większości ludów i kultur woda była nośnikiem początków życia, a i dziś nie możemy sobie wyobrazić życia bez wody. W Starym Testamencie, i nie tylko tam, mamy do czynienia z rozróżnieniem między „wodą stojącą”, tzn. zanieczyszczoną, niezdatną do picia, a „wodą żywą”, czyli płynącą i nadającą się do picia, taką, która podtrzymuje życie. Wizja Ezechiela również włącza się w ten kontekst relacji i zależności życia od wody. Ma on na myśli źródło „wody żywej”, które wytryskuje spod progu świątyni i płynie dalej jako strumień, potok i wreszcie rzeka. To świątynne źródło łączy motyw wody z motywem świętości. Bóg, który po wygnaniu narodu wybranego powróci do swej świątyni, uświęci to źródło i tam, gdzie ono będzie płynąć, pojawi się nowe życie, suche stepy zamienią się w urodzajne sady, a ludzie zostaną uleczeni ze swych chorób.
W wizji proroka pojawiają się jednak również wody słone Morza Martwego, które ani nie nadają się do picia, ani nie ma w nich życia ze względu na ogromne stężenie soli. Pielgrzymując po Jordanii, można podziwiać w Madabie niezwykłą mapę Ziemi Świętej – mozaikę wykonaną w VI w. Jeden z jej fragmentów pokazuje rzekę Jordan wpadającą do Morza Martwego. Ryby pływające w Jordanie już w znacznej odległości od Morza Martwego zawracają i płyną pod prąd rzeki, uciekają od „martwej” wody, w której niechybnie zginęłyby. Źródło wypływające ze świątyni uzdrowi także te wody i również do nich powróci życie.
Do tej wizji Ezechiela odwołuje się także Pan Jezus, gdy mówi: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza” (J 7,37-38). Możemy więc tę starotestamentalną wizję interpretować w duchu Nowego Testamentu, gdzie świątynią jest Jezus będący obecnością Ojca. Woda wypływająca z Jego boku na krzyżu jest wodą żywą, a wręcz wodą życia, która daje nowe życie spragnionym, wchodzącym do nowej świątyni, którą jest Mesjasz. Pójście za Mesjaszem i przyjęcie chrztu w Jego imię zapewnia człowiekowi życie wieczne.
Psalm responsoryjny: Ps 46,2-3.5-6.8-9
Dzisiejszy psalm jest pieśnią ufności względem Boga. Tylko u Niego należy szukać schronienia, a On zawsze pomoże człowiekowi w trudnościach. Należy zachować ufność w opiekę Bożą w obliczu wszelkich nieszczęść – czyhających czy to ze strony wrogich narodów, czy też ze strony natury. Psalmista dodaje tu również pochwałę Jerozolimy i Syjonu, na którym znajduje się przybytek Pański. Wzywa też do podziwiania dzieł Boga, ponieważ „Pan Zastępów jest z nami; Bóg Jakuba jest dla nas obroną” (46,8) – Bóg jest władcą nieba i ziemi, a mimo to nie odrzuca żadnej prośby o pomoc.
Ewangelia: J 5,1-16
W dzisiejszej Ewangelii czytamy o kolejnym cudzie uzdrowienia, którego Jezus dokonał w szabat.
Jezus udał się w święto do Jerozolimy. Zatrzymał się tam przy tzw. sadzawce Owczej, po hebrajsku Betesda. Wokół niej siedzieli i leżeli liczni chorzy, czekający na poruszenie wody. Kto bowiem pierwszy wszedł wówczas do sadzawki, doznawał uzdrowienia. Jezus spotkał tam człowieka, który od trzydziestu ośmiu lat był chory i zadał mu pytanie, czy chce być zdrowy. Człowiek ten nie odpowiada Jezusowi wprost, raczej skarży się na swój los. Jezus jednak uzdrawia go: „Wstań, weź swoje łoże i chodź!” (J 5,8). Żydzi, widząc, że niesie on swoje łoże, zabraniali mu czynić to w szabat. Już po raz kolejny nie było dla nich ważne to, że ktoś odzyskał zdrowie, ale że robi w szabat coś, czego zabraniało mu ludzkie prawo. Nie było to bowiem prawo Boże, gdyż tym był Dekalog. Żydzi natomiast obwarowali go licznymi, często niedorzecznymi przepisami. Do nich m.in. należał zakaz noszenia swojego łoża, czyli tak naprawdę zwiniętego posłania lub maty, w szabat. Prawdopodobnie w ten sposób szukali też pretekstu, aby dowiedzieć się, czy to Jezus uzdrowił w szabat. Uzdrowiony jednak nie wiedział, kto przywrócił mu zdrowie. Spotkał Jezusa ponownie w świątyni i usłyszał od Niego przestrogę: „Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” (J 5,14). Jezus, uzdrawiając, zwykle dokonywał tego kompleksowo – leczył nie tylko ciało, ale i duszę, czyli odpuszczał grzechy. W słowach „Oto wyzdrowiałeś” Jezus niekoniecznie ma na myśli uzdrowienie ciała, którego dokonał wcześniej, ale raczej uzdrowienie duszy, którego dokonuje teraz. Człowiek ten, być może w dobrej wierze, udał się natychmiast do Żydów, by ich poinformować, kto go uzdrowił. „I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat” (J 5,16). Niejednokrotnie będzie dochodziło do kontrowersji na tym tle, gdyż dla Jezusa ważniejszy był człowiek, a dla Żydów przepisy prawa, które sami wymyślili pod pretekstem przestrzegania Prawa Bożego.
[dzien 3]
Środa, 25.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Iz 7,10-14
Dzisiejsze pierwsze czytanie to niewątpliwie najlepiej znana starotestamentalna zapowiedź mesjańska.
W obliczu najazdu królów Syrii i Izraela na Judeę, której królem był wówczas Achaz, Bóg wysłał do niego proroka Izajasza z napomnieniami. W drugim z nich prorok nakazał Achazowi prosić Boga o znak. Wobec stanowczego sprzeciwu króla, Izajasz wypowiada proroctwo, które zarówno Ewangelia, jak i tradycja Kościoła, przyjęły jako zapowiedź narodzin Mesjasza: „Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7,14). Niektórzy badacze rozumieją tę zapowiedź dosłownie, uznając, iż chodzi tu o syna króla Achaza, Ezechiasza, którego miała niebawem urodzić jego młoda żona. Dziecko byłoby więc znakiem trwałości dynastii króla Dawida, zgodnie z Bożą obietnicą (zob. 2Sm 7,12-14). Jednakże powszechnie widzi się tu zapowiedź Jezusa Chrystusa, którego Matką będzie Panna, czyli Maryja. Użyty został tu hebrajski rzeczownik alma, oznaczający młodą kobietę – pannę lub zamężną, ale niebędącą jeszcze matką, czyli po prostu dziewicę. Słowo to doskonale pasuje więc do Maryi, która – choć była zamężna – pozostała dziewicą, a poczęcie Syna Bożego dokonało się za sprawą Ducha Świętego. Imię Emmanuel oznacza „Bóg z nami”. Jezus, Syn Boży, stał się człowiekiem, czyli „Bogiem z nami”, zamieszkał pośród nas i we wszystkim był do nas podobny, z wyjątkiem grzechu. Ewangelia Mateusza wprost cytuje i odnosi słowa Izajasza do narodzin Jezusa, wkładając je w usta anioła, który ukazał się Józefowi, kiedy powziął on myśl o oddaleniu Maryi. Anioł wówczas tłumaczy Józefowi Boskie pochodzenie Dziecka, wyjaśniając: „A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy «Bóg z nami»” (Mt 1,22-23).
Stary Testament zawiera wiele zapowiedzi mesjańskich, niezrozumienie których zarzucił Jezus uczniom zdążającym do Emaus (Łk 24,25-26). Czytając więc Stary Testament, musimy pamiętać, że w nim ukryty jest Nowy Testament, natomiast Stary realizuje się w Nowym.
Psalm responsoryjny: Ps 40,7-11
W dzisiejszym psalmie słyszymy, że nie tyle ofiary są ważne dla Boga, ile spełnianie Jego woli. Słowa: „Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę” (Ps 40,9a) w kontekście dzisiejszej uroczystości możemy odnieść do Maryi – młodej dziewczyny z Nazaretu, poślubionej Józefowi, przed którą Bóg stawia niewyobrażalne zadanie. Może podjąć się udziału w Boskim dziele zbawienia lub odmówić. Może przestraszona, może nie do końca rozumiejąca, co się dzieje, ale w pełni oddana Bogu Maryja wypowiada słowa, które usłyszymy w Ewangelii: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38). Wypełnia wolę Boga, gdyż Jej radością jest pełnić Jego wolę (por. Ps 40,9a). Wolę Ojca spełnia jednak przede wszystkim sam Jezus, przychodząc na świat, o czym wspomina autor Listu do Hebrajczyków, cytujący słowa Psalmu 40. Poddaje się woli Ojca aż po krzyż, wypełnia posłannictwo, które Bóg Mu polecił, dlatego cały ten fragment psalmu możemy odnieść do Niego. A w usta Jezusa możemy włożyć m.in. następujące słowa psalmisty: „Głosiłem Twoją sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu; oto nie powściągałem warg moich – o czym Ty wiesz, Panie. Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca. Głosiłem Twoją wierność i pomoc. Nie taiłem Twej łaski ani Twej wierności przed wielkim zgromadzeniem” (Ps 40,10-11).
Drugie czytanie: Hbr 10,4-10
Dzisiejsze drugie czytanie wprowadza nas w klimat ofiar starotestamentalnych, które zostały zastąpione jedną, jedyną ofiarą Jezusa Chrystusa.
W czasach Starego Testamentu istniał rozbudowany system ofiar składanych Panu Bogu. Były to ofiary błagalne, przebłagalne i dziękczynne; pokarmowe i kadzielne; bezkrwawe i krwawe. W każdej sytuacji obowiązywał inny rodzaj ofiary. Najpierw składano je w miejscach szczególnego kultu Boga, później w Świątyni Jerozolimskiej. Najmilszą jednak Bogu ofiarą było posłuszeństwo narodu wybranego względem Niego. Lud ten jednak nie potrafił wytrwać w posłuszeństwie i wielokrotnie odstępował od swego Stwórcy, potem żałował i wracał skruszony, a Bóg z miłością przygarniał go na nowo. Dlatego autor Listu do Hebrajczyków cytuje psalmistę: „Ofiary ani daru nie chciałeś (…), całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę – (…) abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,5-7 za Ps 40,7-9). Nie krwawe ofiary, ale prawe serce miało wartość dla Boga, nie ofiary przepisane Prawem, ale ofiary miłości. Sam Bóg dał nam przykład ofiary miłości, posyłając swojego Jednorodzonego Syna jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Wszystkie ofiary starotestamentalne zostały zastąpione tą jedną, największą ofiarą nowotestamentalną, krew baranków ofiarnych została zastąpiona przenajświętszą krwią Baranka Paschalnego. Żadna z ofiar Starego Testamentu nie miała takiej mocy, jak ofiara, którą z woli Ojca złożył za nas Pan Jezus. „Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze” (Hbr 10,10). Jedyna ofiara Jezusa Chrystusa zajmuje centralne miejsce w całym Boskim planie zbawienia.
Musimy także pamiętać, że choć ta krwawa ofiara Jezusa dokonała się raz, to jednak codziennie na tysiącach ołtarzy całego świata uobecnia się ona w sposób bezkrwawy, abyśmy nigdy nie zapomnieli, jaka jest cena naszego zbawienia i nigdy nie przestawali za nią dziękować.
Ewangelia: Łk 1,26-38
Dzisiejsza Ewangelia po raz kolejny przypomina nam scenę Zwiastowania i każe zagłębić się w tej wielkiej tajemnicy wcielenia Jezusa i miłości Boga. Scenę Zwiastowania Maryi poprzedza inna scena zwiastowania – Zachariasz dowiaduje się, że mimo podeszłego wieku on i jego żona Elżbieta zostaną rodzicami. Sześć miesięcy od poczęcia Jana Chrzciciela Archanioł Gabriel zostaje znów posłany, aby zwiastować narodziny dziecka. Zwraca się do Maryi słowami: „Bądź pozdrowiona” (Łk 1,28), co w dokładnym tłumaczeniu z języka greckiego oznacza: „raduj się!”. Jest powód do radości: dla Maryi – ponieważ została wybrana przez Boga na Matkę Jego Syna; dla całej ludzkości – gdyż nadszedł wreszcie moment przyjścia na świat obiecanego przed wiekami Zbawiciela. Maryja – pokorna, posłuszna, pobożna, zasłuchana w słowo Pańskie – z miłością i wiarą przyjmuje zadanie powierzone jej przez Boga, choć wtedy jeszcze nie do końca rozumiała tę wielką tajemnicę, która się wówczas dokonała. W przeciwieństwie do Zachariasza, zaufała bezgranicznie i bezwarunkowo Bogu. On natomiast powątpiewał w Bożą wszechmoc, dlatego pozostał niemy aż do narodzin Jana. „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37) – dla Maryi to jest oczywiste: wierzy w to, że jej krewna Elżbieta spodziewa się dziecka, choć była bezpłodna i w podeszłym wieku, wierzy również w to, że Ona także może zostać Matką za sprawą Ducha Świętego, bez udziału męża. Wierzy po prostu dlatego, że tak powiedział posłaniec Boga. Dlatego nie waha się, aby przekazać mu swoją odpowiedź: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według tego słowa” (Łk 1,38). Jej fiat stało się początkiem nowego życia dla całego wszechświata.
[dzien 4]
Czwartek, 26.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Wj 32,7-14
Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje nam potęgę modlitwy wstawienniczej.
Kiedy podczas wędrówki przez pustynię Mojżesz udał się na Górę Synaj, aby rozmawiać z Bogiem, lud dopuścił się odstępstwa i bałwochwalstwa. Hebrajczycy wykonali wówczas cielca ze złota, któremu zaczęli oddawać cześć zamiast swojemu Stwórcy i Wybawicielowi. Bóg rzekł zatem do Mojżesza: „Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Zostaw Mnie przeto w spokoju, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim narodem” (Wj 32,9-10). Mimo iż ta obietnica mogła być kusząca dla Mojżesza, to jednak nie skorzystał z okazji. Począł błagać Boga za niewiernym ludem, sięgając po różne argumenty. Zgładzenie odstępców byłoby dla Egipcjan dowodem na to, że Bóg nie chciał tak naprawdę wyzwolić swego ludu, lecz wyprowadził go z Egiptu po to, aby go wytracić. Mojżesz przywołuje także patriarchów: Abrahama, Izaaka i Izraela (Jakuba), którzy byli Mu wierni i którym obiecał liczne potomstwo. Zgładzenie Hebrajczyków byłoby niewypełnieniem tej obietnicy i zerwaniem przymierza zawartego z patriarchami. Po tych słowach Mojżesza autor natchniony odnotowuje: „Wówczas to Bóg zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud” (Wj 32,14). Można się zastanawiać, który z powyższych argumentów bardziej do Niego przemówił, ale idąc tą drogą, nie uda się znaleźć właściwej odpowiedzi. Boga najbardziej poruszył sam fakt, iż Mojżesz, który już doświadczył i jeszcze doświadczy na własnej skórze niewdzięczności tego ludu, nie patrzy na własne korzyści, ale staje w obronie tych, którym z woli Bożej przewodził, wstawia się za nimi, gdyż nie chce ich zguby. Bóg, któremu łatwiej powstrzymać gniew, niż miłosierdzie, nie pozostaje obojętny wobec takiej postawy – nie tylko Mojżesza, ale każdego, kto z wiarą modli się za swojego bliźniego.
Psalm responsoryjny: Ps 106,19-23
Dzisiejszy psalm przypomina nam wydarzenie, które miało miejsce podczas wędrówki Izraelitów przez pustynię po wyjściu z Egiptu. Kiedy Mojżesz rozmawiał z Bogiem na Górze Horeb, wówczas zniecierpliwiony lud zrobił sobie bożka ze złota, któremu zaczął oddawać cześć zamiast swemu Stwórcy i Wybawicielowi. Zapomnieli o wszystkim, co Bóg dla nich uczynił, m.in. o tym, jak niedawno pozwolił im przejść suchą stopą przez Morze Czerwone, jednocześnie zatapiając pościg faraona; postanowili czcić cielca. Bóg rozgniewał się wówczas na swój lud i chciał ich ukarać, lecz Mojżesz wstawił się za nimi, choć i jego często spotykały przykrości ze strony Izraelitów. Bóg wysłuchał Mojżesza. W postawie Mojżesza możemy widzieć zapowiedź przyszłego Zbawiciela. Jezus, litując się nad grzesznikami, przyjmuje na siebie mękę i śmierć i składa siebie w ofierze przebłagalnej swojemu Ojcu, aby wyjednać nam Jego miłosierdzie.
Ewangelia: J 5,31-47
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o świadectwie dawanym o Jezusie. Świadectwo o Nim dał Jan Chrzciciel, który przygotowywał ludzi na przyjście Mesjasza, ale Żydzi nie chcieli go słuchać, jak niegdyś nie słuchali swoich proroków. Jezus ma jednak świadectwo większe, niż mógł dać Jan, bowiem cuda, które czyni, także świadczą o tym, że został On posłany przez Boga. Świadectwo o swoim Synu daje sam Bóg, ale nawet Jemu nie wierzą. Badając Pisma, powinni zauważyć, że wiele tekstów mówiących o przyszłym Mesjaszu, realizuje się właśnie w osobie Jezusa. Żydzi jednak pozostają jeszcze bardziej „ślepi” na tę prawdę, niż uczniowie, którzy po śmierci Jezusa będą uciekać z Jerozolimy i którym właśnie sam Jezus zarzuci niezrozumienie Starego Testamentu. Gdyby żyli prawdziwie słowem Boga, zrozumieliby, że Nauczyciel z Nazaretu jest prawdziwym Słowem Bożym, dlatego Jezus mówi: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie” (J 5,39-40). Zarzuca im brak miłości względem Boga: „Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli” (J 5,43). Faryzeusze i uczeni w Piśmie nauczeni byli odbierać cześć i chwałę od innych ludzi, zwłaszcza od tych, którzy nie mieli tak wysokiej pozycji w społeczeństwie, jak oni. Na takim poważaniu najbardziej im zależało, takiego poklasku oczekiwali, nie szukali natomiast chwały, która pochodziła od Boga. Mojżesz, którego uważają za ojca i prawodawcę, będzie ich oskarżycielem przed Bogiem, gdyby bowiem uwierzyli Mojżeszowi, temu, co zawierają pisma zwane Pięcioksięgiem Mojżeszowym, uwierzyliby także Jezusowi i temu, co o Nim w tych księgach napisano. Skoro nie wierzą Mojżeszowi, tym bardziej nie uwierzą Jezusowi. Ich znajomość Pism i ufność pokładana w Mojżeszu okazują się także tylko pozorami, które stwarzali na pokaz. Sami byli przekonani tylko o swojej wyższości i nastawieni tylko na zaszczyty i szacunek okazywany im przez innych.
[dzien 5]
Piątek, 27.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Mdr 2,1a.12-22
Dzisiejsze pierwsze czytanie, zaczerpnięte z Księgi Mądrości, przywodzi nam na myśl wrogość przywódców Izraela wobec Jezusa, a także momentami przypomina Izajaszowe pieśni o cierpiącym słudze Pańskim. Znajdujemy tu więc potwierdzenie, że Stary Testament zawiera zapowiedzi mesjańskie odnoszące się do Jezusa.
Grupa ludzi postanawia zatem: „Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny” (Mdr 2,12). Jezus też był niewygodny dla Żydów, ponieważ kwestionował ich postępowanie, uważając je za niezgodne z Prawem Bożym, gromadził wokół siebie tych, których oni odrzucali, uważał się za Syna Bożego. Dlatego i oni postanowili Go zgładzić, aby już przestał wchodzić im w drogę, aby nadal mogli zwodzić lud i narzucać mu własne prawa. „Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony” (Mdr 2,20). Jakaż śmierć mogła być bardziej haniebna dla Żyda, niż śmierć skazańca na krzyżu? Chyba żadna. Poza tym, można było w ten sposób sprawdzić Jego zapowiedzi, że Ojciec Go ocali. Podobnie, jak nie rozumieli Boskiego planu zbawienia i Boskiego posłannictwa Mesjasza, oczekując politycznego władcy, tak też nie rozumieli Boskiego ocalenia Jezusa od śmierci, Jego zmartwychwstania.
Autor starotestamentalny podsumowuje zachowanie nieprzyjaciół tak, że można je odnieść również do nowotestamentalnych przeciwników Jezusa: „Tak pomyśleli – i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych” (Mdr 2,21-22). Po raz kolejny w swej historii nie zaufali Bogu, odrzucili Jego plan zbawczy, zabijając Mesjasza, którego zapowiedział jeszcze w raju, po grzechu pierwszych rodziców. Nie uwierzyli w Boga, który jest Miłością. Nam nie wolno popełnić tego samego błędu, gdyż tylko wiara w miłość i miłosierdzie Boże może nas poprowadzić drogą do radości wiecznej.
Psalm responsoryjny: Ps 34,17-21.23
W dzisiejszym psalmie wybrzmiewa nadzieja dla bojących się Boga. Postawa bojaźni Bożej jest bowiem źródłem błogosławieństwa. Bóg odwraca się od tych, którzy czynią nieprawość, natomiast jest blisko tych, którzy przestrzegają Jego praw. Łatwo zauważyć także w dzisiejszym świecie, że sprawiedliwym nie zawsze dobrze się powodzi, przynajmniej patrząc po ludzku. W czasach starotestamentalnych istniało przeświadczenie, że ci, którzy cierpią, choć w niczym nie zawinili, są pod szczególną opieką Boga. Nikt, kto ucieka się do Niego, nie pozostanie bez opieki. Jeśli więc nawet temu, który przestrzega przykazań, pozornie nie powodzi się tak dobrze, jak temu, który notorycznie je łamie, to i tak szczęśliwym zwycięzcą jest człowiek sprawiedliwy, który tu, na ziemi, zasłużył sobie na szczęście wieczne w ramionach kochającego Ojca.
Ewangelia: J 7,1-2.10.25-30
W dzisiejszej Ewangelii spotykamy Jezusa przemierzającego Galileę. Nie chciał udawać się do Judei, ponieważ Żydzi chcieli Go zabić. Nie był tchórzem i nie unikał ich ze strachu przed śmiercią, był bowiem gotowy wypić kielich, jaki przygotował Mu Ojciec. Nie chciał tylko swoim pojawieniem się wszczynać niepotrzebnego zamieszania, gdyż nie był to jeszcze właściwy czas. Gdy jednak zbliżało się Święto Namiotów i Jego uczniowie wybierali się do Jerozolimy na obchody święta, Jezus udał się z nimi. Starał się pozostawać w ukryciu, by nie rzucać się zbytnio w oczy Żydom. Nie udało Mu się jednak pozostać niezauważonym, na co od razu zareagowali mieszkańcy Jerozolimy: „Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem?” (J 7,25-26). Zwierzchnicy za nic nie zdecydowaliby się przyznać, że Jezus jest Mesjaszem, nawet jeśli po cichu nabierali przekonania, że tak właśnie jest. Nie mogli przecież w nieskończoność udawać, że nie słyszą Jego nauki, czy też nie widzą Jego cudów. Byli jednak zbyt dumni i zbyt zapatrzeni w siebie, żeby przyznać się do tego, że pomylili się co do Jezusa, tym bardziej, że tak jak mieszkańcy Jerozolimy mogli powiedzieć: „Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest” (J 7,27). Nie chodziło tu nawet o tajemnicę, której niektórzy spodziewali się w związku z przyjściem Mesjasza, ale o to, że czekali na króla, a on nie mógł być synem cieśli z Nazaretu, powinien pochodzić przynajmniej z jakiegoś znamienitego rodu, jeśli już nie z rodu królewskiego. Czyżby nie wiedzieli, że – po ludzku biorąc – Jezus pochodził z rodu króla Dawida? Jezus jednak cały czas podkreślał swoje Boskie pochodzenie: „A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał (J 7,28-29). To dla Żydów było tym bardziej nie do zniesienia. On, syn cieśli z Nazaretu, miałby być Bożym posłańcem, a nie żaden z nich? „Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła” (J 7,30).
[dzien 6]
Sobota, 28.03.2020 r.
Pierwsze czytanie: Jr 11,18-20
Dzisiejsze pierwsze czytanie pozostawia nas w klimacie, w który weszliśmy wczoraj. Autor Księgi Mądrości mówił o zasadzce przygotowywanej dla sprawiedliwego, natomiast prorok Jeremiasz wspomina o tym, że także jego nieprzyjaciele chcą go zgładzić. W cierpiącym proroku również możemy widzieć cierpiącego Jezusa.
Jeremiasz po raz pierwszy używa porównania do baranka prowadzonego na rzeź: „Ja zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany” (Jr 11,19). Obraz baranka prowadzonego na rzeź stanie się obrazem Jezusa prowadzonego na śmierć krzyżową oraz zmartwychwstałego. Jan Chrzciciel będzie wołał: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29), autor Pierwszego Listu św. Piotra Apostoła będzie pouczał: „…zostaliście wykupieni (…) drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1P 1,18-19), a św. Jan Apostoł będzie miał proroczą wizję: „I ujrzałem (…) stojącego Baranka jakby zabitego (…). A kiedy wziął księgę, czworo Zwierząt i dwudziestu czterech Starców upadło przed Barankiem” (Ap 5,6nn).
Zamiar nieprzyjaciół wobec Jeremiasza jest taki: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!” (Jr 11,19). Przeciwnicy Jezusa również myśleli podobnie. Sądzili, że zabijając Go, zlikwidują wraz z Nim naukę, którą głosił i dobro, które czynił, że całkowicie wymażą Jego imię i wszelki ślad po Jego ziemskim życiu zniknie na zawsze. Tak rozumując – zarówno ci, którzy nastawali na życie Jeremiasza, jak i Jezusa – nie wzięli znów pod uwagę Boga, który staje w obronie cierpiących niesprawiedliwie. Jeremiasz powierza swój los właśnie Bogu, który jest sędzią sprawiedliwym i oczekuje zemsty na swych wrogach (Jr 11,20). Jezus natomiast całe swoje ziemskie życie podporządkował woli Ojca i nawet w ostatniej chwili życia powierza się właśnie Jemu, wstawiając się jednocześnie za swoimi oprawcami. My również – zwłaszcza w sytuacjach po ludzku beznadziejnych – musimy pamiętać, że mamy Ojca, który nie pozwoli, aby stała się nam jakakolwiek krzywda, jeśli tylko bezgranicznie Mu zaufamy.
Psalm responsoryjny: Ps 7,2-3.9b-12
Dzisiejszy psalm jest modlitwą człowieka, który w nieszczęściu zwraca się do Boga o pomoc: „Panie, Boże mój, do Ciebie się uciekam; wybaw mnie i uwolnij od wszystkich prześladowców” (Ps 7,2). Psalmista uważa się za sprawiedliwego, który doznał nieprawości od swoich przeciwników, i prosi Boga, by osądził go według jego niewinności. Człowiek winny nie ośmieliłby się w ten sposób zwracać do Boga wiedząc, że dodatkowo kłamstwo pogrąży go przed Bogiem i sam na siebie wyda wyrok. Psalmista natomiast nie przestaje błagać wierząc, że tylko Bóg może sprawić, aby ustała nieprawość, a zatriumfowała sprawiedliwość, gdyż tylko On jest Sędzią sprawiedliwym i tylko On wie, co kryje się w ludzkiej duszy.
Ewangelia: J 7,40-53
Dzisiejsza Ewangelia w dalszym ciągu ukazuje nam Jezusa przebywającego w Jerozolimie na Święcie Namiotów. Kiedy przemawiał, mówiąc o sobie jako o wodzie żywej, wśród słuchających Go zaczęły pojawiać się różne zdania na temat, kim On właściwie jest. Jedni twierdzili, że prorokiem, inni – że Mesjaszem, jeszcze inni zauważyli, że Mesjasz miał pochodzić z Betlejem, z rodu Dawida, a Jezus przecież pochodził z Galilei. Powstał więc spór, zapewne dość ożywiony, gdyż niektórzy nawet chcieli pojmać Jezusa. Nikt tego jednak nie uczynił, gdyż nie nadszedł jeszcze Jego czas. Pośród tego tłumu byli także strażnicy wysłani wcześniej przez kapłanów i faryzeuszy, aby pojmać Jezusa (zob. J 7,32). Gdy wrócili „z pustymi rękami”, usłyszeli zarzuty, że nie wywiązali się z zadania. Oni jednak byli pod wrażeniem słów Jezusa, dlatego odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7,46). Faryzeuszy rozzłościła taka odpowiedź, gdyż uważali Jezusa za zwodziciela, a ludzi, zapewnie głównie tych, którzy Go słuchali – za motłoch nieznający Prawa. Pośród faryzeuszy obecny był Nikodem, który sam chętnie słuchał Jezusa, a nawet kiedyś sam poszedł do Niego nocą, by z Nim porozmawiać. On właśnie, odwołując się do Prawa, próbował stanąć w obronie strażników, a przede wszystkim pokazać, że nie ma podstaw do pojmania Jezusa, dlatego zadał pozostałym pytanie: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?” (J 7,51). Również Nikodem usłyszał zarzut ze strony faryzeuszy i zapewnienie, że żaden prorok nie pochodził z Galilei. Choć miejsce pochodzenia było tak naprawdę tylko pretekstem dla zwierzchników żydowskich, trzeba podkreślić, że Galilea w przeciwieństwie do Judei, preferowała dużo mniej radykalny judaizm, prawdopodobnie ze względu na większe oddalenie od Jerozolimy i świątyni. To tam zaczęły powstawać pierwsze synagogi, a mieszkańcy byli bardziej tolerancyjni i otwarci na pogan. Zaczęła nawet pojawiać się czasem nazwa „Galilea pogan” (zob. np. Mt 4,14 za Iz 8,23). Fakt, że Jezus pochodził z Galilei, wzmacniał jeszcze fakt, że nie stronił On od ludzi z marginesu: ubogich, chorych, grzesznych, czy także właśnie pogan. Wszystkim natomiast w jakiś dziwny sposób umknął inny fakt: że Jezus narodził się w Betlejem – mieście króla Dawida, a ziemskie pochodzenie przejął po Józefie, który należał do rodu Dawida. Być może właśnie to głębsze zbadanie pochodzenia Jezusa miał na myśli Nikodem.
[dzien end]