Skarbiec Słowa Bożego – Zbawienie | 25 stycznia 2020 – o. dr hab. Waldemar Linke

Bóg jest zbawicielem człowieka czy ludzi? Czy zbawienie to osobisty, indywidualny błogostan, czy też pewna społeczna utopia mająca się zrealizować po zakończeniu historii? Pytania te brzmią dość teoretycznie, ale ostatecznie chodzi w nich o to, co jest celem życia i sensem wysiłków człowieka wierzącego. Czy żyję – wśród trudów i wyrzeczeń – by kiedyś było mi dobrze czy też moje osobiste życie i moje wyrzeczenia mają na celu zbudowanie doskonałej, bo idealnie harmonijnej i trwającej wiecznie, wspólnoty? Jeśli chodzi o zrealizowane cele, to jedno nie wyklucza drugiego. Mogę być przecież wiecznie szczęśliwym człowiekiem w wiecznie harmonijnej wspólnocie. Ale żyjąc, muszę wybrać, czy żyję dla siebie i dla zapewnienia sobie dobrobytu, czy też dla wspólnego dobra, któremu gotów jestem poświęcić własne, osobiste szczęście. Osiągane cele można uzgodnić, ale w świecie wartości istnieje hierarchia, z motywacji któraś jest podstawowa i jak lokomotywa ciągnie całe życie. 

Czym więc jest zbawienie? Mówiąc zaś w sposób bliższy naszemu zwyczajnemu myśleniu, co ocala mnie przed unicestwieniem, zmieleniem w młynie świata na atomy i cząstki elementarne, z których powstanie jakiś zupełnie inny przedmiot, niekoniecznie już obdarzony świadomością i zdolny do stawiania pytań w rodzaju: „czymże jest człowiek?” (Ps 8,3; 144,3). 

Przerażonym konsekwencją własnej ucieczki „z domu niewoli” w Egipcie synom Izraela, którzy żałowali tego, że próbowali zmienić cokolwiek w swym nędznym, niewolniczym losie, Mojżesz mówi: „Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj” (Wj 14,13). Nie byli w stanie sobie wyobrazić wolności, a jeśli byli, to nie pociągała ich, bo oznaczała wzięcie na barki odpowiedzialności za swe życie. Za wolnością idzie bowiem odpowiedzialność. Bóg nas wyzwala, łamie jarzmo, drążek i pałkę nadzorcy na naszym ramieniu (por. Iz 9,3). Ale gdy tylko mija euforia pierwszej chwili wolności, okazuje się, że oto zaczęliśmy trudną, długą i niebezpieczną drogę przez pustynię. W czasie tej drogi często doświadczamy swej słabości, bezradności wobec przerastających nas problemów i oporu naszego własnego wnętrza, które nie ma w sobie zasobów szlachetności potrzebnych, by osiągnąć stojący przed nami cel. O ileż łatwiej schować się za wspomnieniami życia, w którym co prawda niewiele od nas zależało, ale znacznie więcej robiło się samo i samo się decydowało. 

Bóg pokazuje nam zbawienie, ale nie stawia go przed nami, jak niewolniczej miski. Pokazane przez Niego, musi przez człowieka zostać osiągnięte, a to ma swoją cenę. Bóg walczy za nas z wrogami naszego zbawienia, ale z jednym wyjątkiem: jeśli ja sam jestem tym wrogiem, Bóg nie pomoże mi pokonać mojej własnej woli. To ja muszę chcieć tego, co On mi ukazuje, tej formy życia, która jest Jego darem, ale przede wszystkim jest podarowaniem mi przez Boga szansy na stanięcie u boku Tego, który walczy o mnie i za mnie, i powiedzeniu: chcę tego, czego Ty chcesz.

Zbawienie to wspólne tworzenie mnie wiecznego i wolnego od zła i śmierci. Wspólne, bo tworzy mnie zbawionego Bóg – Zbawca i ja, bo – jak powiedział, czerpiąc z mądrości Objawienia, św. Augustyn – „Bóg, który nas stworzył bez naszego udziału, nie chciał zbawić nas bez nas” (Mowa 169, 11, 13: PL 38, 923). Zbawienie jest więc ostatecznie wspólnotą, ale wspólnotą z Bogiem. Prowadząc nas do Ziemi Obiecanej, Niebiańskiej Jeruzalem czy jakiegokolwiek celu, prowadzi nas do siebie i wychowuje do tego, byśmy chcieli z Nim być na zawsze.

Oto Bóg jest zbawieniem moim!

Będę miał ufność i nie ulęknę się,

bo mocą moją i pieśnią moją jest Pan.

On stał się dla mnie zbawieniem!

Wy zaś z weselem wodę czerpać będziecie

ze zdrojów zbawienia.

Powiecie w owym dniu:

Chwalcie Pana!

Wzywajcie Jego imienia!

Rozgłaszajcie Jego dzieła wśród narodów,

przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego!

Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy!

Niech to będzie wiadome po całej ziemi!

(Iz 12,2-5)