Śmierć jest bardzo fotogeniczna. Nie jest piękna, nie ma niczego, co by uzasadniało ten fakt, ale kamera ją lubi, i aparat fotograficzny. Uciekamy od śmierci realnej, ale tę oswojoną przez pośrednictwo urządzenia rejestrującego, papieru czy ekranu, podglądamy z niezdrowym zainteresowaniem dzieci, które chcą poznać tajemnice życia starszych. Na śmierć Jezusa Chrystusa możemy, a nawet często patrzymy tak samo: mnożymy Jego rany, cierpienia, urazy i okoliczności czyniące chwilę Jego zgonu jak najbardziej poniżającą. Późne apokryfy ociekają krwią. Popatrzmy na jeden z trzeźwiejszych, wizję Katarzyny Emmerich: „W ten sam sposób oprawcy naciągnęli i lewą nogę, założyli ją na prawą i znowu przywiązali mocno powrozami. Ale źle im było wbijać gwóźdź od razu przez obie nogi, bo lewa nie miała pewnego oparcia, więc najpierw przedziurawili lewą nogę̨ w przegubie sztyftem o płaskiej główce, cieńszym niż̇ gwoździe w rękach; wyglądał on jak świderek z szydełkiem. Potem dopiero wzięli okropny, olbrzymi gwóźdź i z mocą wielką wbili go poprzez ranę lewej nogi i przez prawą nogę w otwór wywiercony w klocku, a przezeń aż w pień krzyża. Gwóźdź rozdzierał po drodze ścięgna i żyły, łamał kości w nogach” (K. EMMERICH, Pasja czyli bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa, Kraków 2014, s. 288). Drobiazgowość tego opowiadania, skupienie na szczegółach, które są techniczne i drastyczne zarazem, powodują wstrząs, ale po nim łatwo wraca się do naszego bezpiecznego świata, a Jezus zostaje za szybą. Ewangelie są bardzo oszczędne, jeśli chodzi o szczegóły dotyczące cierpienia Jezusa. Jest to oszczędność posunięta do skąpstwa, ponieważ chcemy wiedzieć więcej, bowiem każdą sprawę istotną dla świata, a raczej taką, którą chce się nam przedstawić jako istotną, pokazuje się z drastycznymi szczegółami. Bez nich nie zapisuje się w naszej pamięci i świadomości nawet to, co najistotniejsze. Żeby dotarło do nas, że palenie szkodzi, trzeba pokazać zniszczone przez nowotwór organy ludzkiego ciała. Suchość stylu ewangelicznego nie jest więc pomocą w przejęciu się śmiercią Jezusa. Trzeba tego chcieć, podjąć wysiłek, aby zbliżyć się do Jezusa Chrystusa, króla na tronie krzyża, kapłana i ofiary na jego ołtarzu. Trzeba się zaangażować, aby w opowiadaniach tych znaleźć ich właściwy sens. W Mt 27,50 i Mk 15,37 powtórzony wstrząsający krzyk Jezusa „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił” zlewa się z Jego ostatnim tchnieniem. Świadkowie tej sceny nie zrozumieli słów Jezusa, gdy wołał po raz pierwszy (Mt 27,46-47; Mk 15,34-35). W ich postawie widać raczej ciekawość, niż współczucie. Patrzą, co się wydarzy, oczekują jakichś nadzwyczajnych wydarzeń i możemy się domyślać, że poczuli pewien zawód, ponieważ nie zaszło nic, co dałoby się potem opowiedzieć znajomym. W Łk 23,46 scena nie ma te
dramaturgii, bowiem Jezus umiera spokojniej, a reakcje gapiów nie są wspomniane. W J 19,30 śmierć Jezusa jest przedstawiona tak, jakby umierał we własnym łóżku z naturalnych przyczyn. Ani słowa o Jego cierpieniu, ranach, lejącej się krwi, okrzykach bólu. W tej śmierci najważniejsza nie jest walka o biologiczne przetrwanie, ale relacja między Ojcem a Synem wystawiona przez ten moment na bardzo poważną próbę. Modląc się do Jezusa konającego, przygotowujemy się na chwilę naszej śmierci, by wtedy nie ulec trwodze spowodowanej aktualnym czy oczekiwanym bólem, degradacją naszej fizyczności, śmiercią naszego ciała. W różańcu powtarzamy prośbę skierowaną do Maryi „módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”, ponieważ to poważna próba, której możemy nie sprostać o własnych siłach. Ważne jest, by w tej najistotniejszej chwili naszego życia być na tyle wolnym, by skierować całe nasze jestestwo ku Bogu Ojcu, jak uczynił to Jezus. Chwila śmierci właśnie pozwala nam podjąć ostateczną decyzję i dokonać wyboru między dwiema drogami: trzymaniem się kurczowo siebie i powierzeniem się z ufnością Bogu. Jezu pełen miłości, która objawiła się najpełniej w Twojej męce, Matko Najświętsza, nadziejo konających, pozwólcie mi żyć mądrze, bym umarł święcie. Bym w zawsze należał do mojego Pana. „Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,7-8).