Komentarze do czytań liturgicznych – VI tydzień zwykły | od 17 do 23 lutego – Mira Majdan

[dzien 1]

Niedziela, 17.02.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Jr 17,5-8

            Czy obraz, jaki maluje dziś przed nami prorok Jeremiasz, nie jest zbytnio idealistyczny? Wciąż widzimy przecież, jak ludzie pewni siebie, dysponujący siłą przebicia i środkami materialnymi, wybierają i zabierają dla siebie to, co uważają za najlepsze. I nie wygląda na to, aby Bóg im w tym jakkolwiek przeszkadzał, próbując zachować te dobra dla tych, którzy Mu zaufali.

Jednak dla Jeremiasza, w przeciwieństwie do wielu innych autorów starotestamentalnych, znakiem Bożego błogosławieństwa nie jest dostatek i pomyślność, ale raczej pokój i nadzieja w trudnych sytuacjach oraz sensowne, owocne życie. To one wskazują, że idziemy w dobrym kierunku. Prorok słusznie przeczuwa, że bezmyślna egzystencja bez pamięci o Bogu skończy się dla Izraela klęską, i że to, co uważa on za swoje szczęście, okaże się „ziemią słoną i bezludną”.

            Jakiego rodzaju szczęścia oczekujemy od Boga? Jeśli wymagamy od Niego, aby uczynił nasze życie pasmem sukcesów w czysto ludzkim rozumieniu, prawdopodobnie doznamy rozczarowania. Ale jeśli jesteśmy gotowi zaufać Jego koncepcji szczęścia i zaufać, że przyjęcie Jego planu ostatecznie wyjdzie nam na dobre, prorok Jeremiasz zapewnia nas dziś, że dokonaliśmy słusznego wyboru.

Psalm responsoryjny: Ps 1,1-2.3.4.6

            Można kupić sobie święty spokój i akceptację otoczenia przy pomocy doraźnych kompromisów, wyznając bezkrytycznie te poglądy, które przyniosą nam popularność w naszym środowisku. Jeśli jednak naszą odpowiedzią na dzisiejsze pierwsze czytanie ma być ten właśnie psalm, to nie możemy już uciec od pytania, ile tak naprawdę wart jest dla nas Bóg i Jego Prawo. Czy rzeczywiście jesteśmy przekonani, że warto Mu zaufać i że On nie wyprowadzi nas na manowce? Czy jesteśmy gotowi wyrzec się własnej wygody, aby zyskać trwałe szczęście? Czy chcemy szukać sensu życia u Tego, od którego ono pochodzi?

Drugie czytanie: 1 Kor 15,12.16-20

            Prawdziwe konsekwencje niektórych naszych wyborów stają się jasne dopiero z perspektywy zmartwychwstania. Gdyby śmierć Jezusa była ostatnim słowem Boga, pozostałaby bezsensowną tragedią, a my bylibyśmy zdani na pastwę swoich grzechów i palącego poczucia winy. Jednak Jego zmartwychwstanie – będące gwarancją i zapowiedzią naszego – pozwala nam wierzyć, że pełnienie woli Boga ma sens nawet wtedy, gdy nie przynosi nam żadnych natychmiastowych korzyści, a nawet, gdy wiąże się ze stratą. Bóg udzielając nam przebaczenia grzechów, uwalnia nasze serca, by mogły wybierać to, co prowadzi do życia.

Ewangelia: Łk 6,17.20-26

            Jeśli dzisiejsze teksty starotestamentalne stanowią dla nas mocne wyzwanie, to Ewangelia wydaje się zupełnie niedościgłym szczytem. Pokładaj nadzieję w Bogu, zaufaj Mu, nie słuchaj grzesznych ludzi, lecz kieruj się Prawem Pańskim – to jeszcze wydaje się w miarę wykonalne, ale bądź ubogi, głodny, płacz i ciesz się z prześladowań, to już zakrawa na jakiś absurd, nie do pogodzenia ze zdrowym rozsądkiem.

Jednak Ewangelia nie jest przede wszystkim zbiorem norm moralnych. Jest ona Dobrą Nowiną o zbawczym działaniu Boga pośród nas. Błogosławieństwa nie są przykazaniami, lecz ukazują Bożą wizję rzeczywistości, według której największym nieszczęściem nie jest cierpieć głód czy ubóstwo, ale urządzić się na tej ziemi tak, żeby już nie potrzebować Nieba. To właśnie wtedy, gdy dobrze nam się powodzi, gdy żyjemy wygodnie i beztrosko, zaspokajając bez problemu wszystkie swoje potrzeby, najbardziej grozi nam, że zamkniemy uszy na głos Boga i drugiego człowieka, myląc chwilowy komfort z prawdziwym szczęściem.

 

Poniedziałek, 18.02.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Rdz 4,1-15.25

            Imię Kaina po dziś dzień kojarzy się z bratobójstwem, przemocą i nieokiełznaną zazdrością. Zwykle wymawiamy je ze zgrozą. Może nawet wydaje nam się dziwne, że Bóg w dzisiejszym czytaniu rozmawia z Kainem przed i po morderstwie, a następnie chroni go przed zemstą. Kain od początku jest w uprzywilejowanej pozycji. Rodzi się, jako pierworodny syn, przyjęty z dumą przez matkę, jako „mężczyzna otrzymany od Pana”. O narodzinach Abla mamy tylko krótką wzmiankę, a jego imię znaczy tyle, co „nicość” czy „marność”. I właśnie na tę „nicość” i jej ofiarę spojrzał Bóg, zamiast – jakby się należało – wyróżnić ofiarę pierworodnego Kaina.

Bóg, jak wielokrotnie na kartach Biblii, wybrał to, co małe i wzgardzone przez ludzi. Ale nie odrzucił też Kaina., Zajmował się nim przez cały czas i nie odmawiał mu swojej bliskości. To raczej sam Kain odrzucił Boga, woląc słuchać własnych złych emocji niż wejść z Nim w dialog.

            Kiedy żądamy od Boga, aby kochał nas na naszych własnych warunkach, kiedy wyróżnienie brata czy siostry budzi w nas oburzenie zamiast radości, pozostaje nam jedynie ufać, że Bóg po raz kolejny zajmie się troskliwie drzemiącym w nas Kainem, a my – w przeciwieństwie do biblijnego pierwowzoru – zechcemy przyjąć Jego miłosierdzie.

Psalm responsoryjny: Ps 50,1bcd.8.16b-17.20-21

            My także, jak Kain i Abel, uczestniczymy w kulcie Boga, składając Mu ofiary, przede wszystkim czystą ofiarę Eucharystii. Boga interesują jednak nie tylko nasze praktyki religijne, ale także nasze życie. Nie patrzy biernie na nasz grzech, jak nie patrzył biernie na grzech Kaina. Nie milczy, pozwalając nam niszczyć siebie i innych, lecz napomina poprzez głos sumienia, poprzez swoje przykazania, oraz pokazując nam konsekwencje naszych wyborów. Jednak nie podejmuje za nas decyzji. To od nas zależy, czy rzeczywiście pójdziemy za Jego słowem, czy zadowolimy się tym, aby mieć je na ustach.

Ewangelia: Mk 8,11-13

            Ewangelia Marka w scenie kuszenia Jezusa na pustyni nie wymienia – jak pozostałe Ewangelie synoptyczne – konkretnych pokus, odpieranych przez Jezusa słowem Bożym. Jednak w dzisiejszym żądaniu faryzeuszy wyraźnie pobrzmiewa jedna z nich: Zrób coś nadzwyczajnego, coś naprawdę ekstra. A wtedy może ci uwierzymy.

W rzeczywistości faryzeuszom – jak wcześniej kusicielowi – nie zależało na powodzeniu misji Jezusa, a raczej na jej pogrążeniu. Dlatego Jezus nie uległ prowokacji. Wierny swojej drodze westchnął w głębi serca i odpłynął pozostawiając ich samych z ich racjami i argumentami.

Jezus nigdy nie czynił cudów na pokaz. Powodowany współczuciem, odpowiadał na konkretne ludzkie potrzeby – rozmnażał chleb dla osłabłych z głodu słuchaczy, uzdrawiał chorych, uwalniał dręczonych przez złe duchy. Zapowiadał wprawdzie wielkie znaki na niebie, mające zwiastować koniec czasów, sam jednak powstrzymywał się od spektakularnych demonstracji. Przekonywał prawdą i miłością, zamiast osaczać nadprzyrodzonością, zniewalając przez to do wiary. Podobnie czyni wobec nas, nie ciągnąc do siebie na siłę, ale dając się poznać na miarę szczerości i otwarcia naszych serc.

 

[dzien 2]

Wtorek, 19.02.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Rdz 6,5-8; 7,1-5.10

            Scena wejścia Noego do arki od wieków pobudza wyobraźnię artystów i zwyczajnych ludzi. Widzimy niemal szyderców wyśmiewających się z człowieka, który buduje statek w środku lądu, słyszymy głosy zwierząt, a następnie krzyki rozpaczy ginących ludzi. Jednak w tekście z Księgi Rodzaju nie znajdziemy tego typu dywagacji. Tu akcent położony jest głównie na reakcję Boga w sytuacji grzechu człowieka.

Kilka rozdziałów wcześniej Bóg patrząc na ziemię stwierdził, że wszystko, co stworzył, było dobre. Teraz, spoglądając na nią znowu, widzi świat w ruinie, zniszczony przez złe wybory człowieka. Tu nie chodzi o pojedynczy grzech, wrzód na zdrowej tkance, pomyłkę czy chwilową słabość. Chodzi o skrajną niegodziwość. Sytuacja jest nieodwracalna. Można albo przymknąć oko albo postawić tamę złu i Bóg decyduje się na to drugie, przy czym jego dominującą emocją nie jest wściekłość, lecz smutek.

Co więcej, autor biblijny, opisując działanie Boga, koncentruje się nie na karze, ale na tym, co pozytywne. Niszcząc zło, Bóg z niezwykłą pieczołowitością ratuje to, co da się uratować. Świat nie zginie w potopie, lecz zostanie oczyszczony i odnowiony. I także w naszym osobistym świecie, niszczonym przez grzech i chore wybory, Bóg potrafi znaleźć to, co warte ocalenia i otworzyć przed nami kolejną szansę.

Psalm responsoryjny: Ps 29,1b-2.3ac-4.3b.9b-10

            Psalm 29, którego fragmentami modlimy się w dzisiejszej liturgii, wysławia potęgę Boga w siłach natury – w grzmotach, błyskawicach, ulewie i potopie. Ten Bóg – godzien chwały i adoracji – jest ponad wszystkim, co zagraża człowiekowi. Jest wszechwładnym, pełnym dostojeństwa Królem, który wykorzystuje swą moc po to, by wspierać swój lud. Dlatego, jako refren śpiewamy ostatni werset psalmu: „Pan ześle pokój swojemu ludowi”, wyrażając ufność, że On wybawi nas od zagrożeń tego świata, jak wybawił Noego z wód potopu.

Ewangelia: Mk 8,14-21

            Łódź, symbol Kościoła, a w środku Jezus, Chleb Żywy, i Jego uczniowie, którzy już dwukrotnie byli świadkami rozmnożenia chleba. Można by spodziewać się głębokich refleksji, rozmów, wnikliwych pytań czy pełnej szacunku ciszy. Zamiast tego okazuje się, że uczniów nurtuje głównie to, iż zapomnieli zabrać ze sobą chleb – problem, który i tak jest nie do rozwiązania na środku jeziora i można spokojnie odłożyć go na później.

To nie tylko ludzie z zewnątrz, uprzedzeni do Jezusa, mają, co zresztą zrozumiałe, zamknięte oczy i uszy na Bożą rzeczywistość. Ich mentalność udziela się także uczniom. Ci, którzy teoretycznie stawiają Jezusa na pierwszym miejscu, w praktyce postępują jak poganie – nie ufając Mu, nie licząc na Niego, zaprzątając swoją uwagę drobiazgami w chwilach, gdy mają okazję być tylko i wyłącznie przy Nim.

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy gorzkie wyrzuty Jezusa skierowane nie do tych, którzy są daleko, ale do tych, którzy są blisko. To oni mając oczy, nie widzą, a mając uszy, nie słyszą. To właśnie ich – i nas – wyrywa dziś Jezus z dobrego samopoczucia, wzywając do nawrócenia.

 

[dzien 3]

Środa, 20.02.2019 r.

Pierwsze czytanie: Rdz 8,6-13.20-22

            Obraz gołąbka, trzymającego w dziobie gałązkę oliwną, jest rozpoznawany, jako symbol pokoju nawet przez tych, którzy nie kojarzą go z historią Noego. Wyraża on tęsknotę za światem bezpiecznym, bez wojny, takim właśnie czystym, odnowionym światem, jaki zobaczyli Noe i jego rodzina po wyjściu z arki. A sięgając jeszcze głębiej, za światem rajskim, w którym człowiek żyje w pełnej harmonii z Bogiem i z otoczeniem.

Oczywiście Noe nie jest Adamem, a świat po potopie nie jest rajem. Jego oczyszczenie nie jest definitywne. Noe waha się i na własną rękę posyła ptaki, zanim odważy się opuścić bezpieczne schronienie arki, wyraźnie nie mając pewności, że Bóg osobiście zatroszczy się o jego bezpieczeństwo. Gdy jednak niedoskonały Noe w niedoskonałym świecie, gdzie jak dawniej „usposobienie człowieka jest złe już od młodości”, składa Bogu ofiarę, pada zapewnienie, że świat będzie trwał nadal. Świat nie jest igraszką zależną od kaprysów ludzi i bogów, jak w starożytnych mitologiach. Prawdziwy Bóg ma wobec niego plan, którego człowiek nie zdoła zniszczyć.

            Bóg nas nie idealizuje. Widzi nas dokładnie takimi, jakimi jesteśmy i wciąż podtrzymuje nas w istnieniu. I właśnie takich chce doprowadzić do ostatecznego pojednania ze sobą i pełnego pokoju w nowej rzeczywistości.

Psalm responsoryjny: Ps 116B,12-13.14-15.18-19

            Noe, świadom tego, kto wybawił go z wód potopu, składa Bogu dziękczynną ofiarę. Dziś odpowiadamy na to czytanie psalmem mówiącym o naszej wdzięczności i naszej ofierze. Wybawieni przez Boga, który wybrał nas ze świata, pozwolił nam się poznać i włączył do swego ludu, składamy Mu przede wszystkim ofiarę Eucharystii. Jednak byłoby nieuczciwością z naszej strony, gdyby naszemu jej sprawowaniu nie towarzyszyła dobra wola wypełnienia wszystkich naszych „ślubów” – najpierw przyrzeczeń chrztu świętego, a potem także innych zobowiązań podjętych w imię Pana.

Ewangelia: Mk 8,22-26

            W perykopie odczytywanej w liturgii wczoraj Jezus wytykał ślepotę swoim uczniom, w następującej bezpośrednio po niej i odczytywanej dziś uzdrawia niewidomego. W tym celu wyprowadza go w ustronne miejsce i stopniowo, etapami, w klimacie osobistego spotkania, przywraca mu całkowitą jasność widzenia.

Jezus, uświadamiając człowiekowi jego niewiarę i grzech, nie pozostawia go w rozpaczy i poczuciu winy. Objawia Mu się, jako Ten, który ma lek na jego chorobę. Drogą do przejrzenia jest wyjście za Jezusem tam, gdzie nic nie przeszkodzi nam Go słuchać i zgoda na to, że nie od razu zobaczymy wszystko.

Pójście za Jezusem na ślepo, oddalenie się z ręką w Jego dłoni od tego, co bezpieczne, wymaga odwagi, zwłaszcza, że przecież nie widzimy, dokąd On nas prowadzi. Warto jednak zaryzykować, by zobaczyć rzeczywistość taką, jaką jest, i przekonać się, że Bóg naprawdę jest Miłością.

 

[dzien 4]

Czwartek, 21.02.2019 r.

Pierwsze czytanie: Rdz 9,1-13

            Błogosławieństwo Noego i jego synów zawiera dokładnie te same elementy, co błogosławieństwo pierwszych ludzi w opisie stworzenia – Bóg poleca im, aby byli płodni, mnożyli się, zaludniali ziemię i czynili ją sobie poddaną. Pojawiają się tu jednak szczegóły, których nie było na początku – zwierzęta i ptaki mają się lękać człowieka, mają też stanowić jego pokarm. Potrzebny jest też konkretny zakaz przelewania krwi ludzkiej. Widzimy, że jest to już inny świat niż ten, który pierwotnie wyszedł spod ręki Boga i który On uznał za bardzo dobry.

W takim właśnie świecie Bóg zawiera przymierze z ludzkością. Nie będzie już karał potopem. Nie będzie niszczył i stosował przemocy. Bóg w symbolicznym obrazie odkłada broń – wypuszcza z ręki łuk i „kładzie go na obłoki”. Odtąd tęcza jest znakiem pojednania Boga z człowiekiem, zapewnieniem, że będzie On szukał innych sposobów jego przemiany niż miotanie strzał swego gniewu.

Jakie to będą sposoby, pokaże nam dalsza część historii zbawienia. Jesteśmy przecież dopiero na samym jej początku. Jednak już teraz pada przesłanie, że człowieka nie da się zmienić na siłę. Przemocą można zmienić chwilowo czyjeś zachowanie, ale nie da się nią ani zmienić serca ani naprawić świata. Bóg wyrzeka się takiego działania.

Psalm responsoryjny: Ps 102,16-17.18-19.20-21.29.22-23

            W osobach Noego i jego rodziny Bóg zawiera przymierze z całą ludzkością. Nie ma tu podziału na lepszych i gorszych, Żydów i pogan, chrześcijan i wyznawców innych religii. Podobne przesłanie znajdujemy w psalmie responsoryjnym, który sugeruje ponadto, że jeśli Boży wybrani cieszą się bezpieczeństwem w bliskości Boga i głoszą Jego chwałę, to właśnie po to, aby pociągnąć do Niego wszystkie „narody i królestwa”. Bóg spogląda z wyżyn Nieba na całą ziemię, nie tylko na tych, którzy się do Niego przyznają. Jest Bogiem wszystkich. Nikt nie jest wyłączony z Jego miłującej troski i nikt nie może uzurpować sobie do Niego wyłącznego prawa.

Ewangelia: Mk 8,27-33

            Można przyznawać się do Boga z wielu różnych powodów. Na początku drogi bywają one zwykle dosyć interesowne. Z Bogiem jest w życiu łatwiej. On wiele może, ja wiele potrzebuję. Jego bliskość niesie ukojenie i pociechę. Wyznaję, więc wiarę w Niego i oczekuję konkretnych profitów. Zresztą, również Apostołowie nie byli wolni od takich postaw. Za wyznaniem, że Jezus jest Mesjaszem, kryły się konkretne oczekiwania. Skoro jest Mesjaszem, to wyzwoli Izraela spod panowania Rzymu, przywróci dawną świetność i oczywiście skorzystają na tym Jego najbliżsi uczniowie.

Jednak w połowie Ewangelii Marka Jezus zaczyna uświadamiać swoim uczniom, że Jego droga prowadzi w zupełnie inną stronę. Jego najbliżsi – jak On sam – mają przygotować się nie na splendory, ale na trud oddawania życia dla innych. I kiedy mamy ochotę zaprotestować wraz z Piotrem, Jezus każe nam zostawić ludzkie myślenie i wejść w myślenie Boga, który doskonale wie, jaka droga doprowadzi ostatecznie do największego dobra.

 

[dzien 5]

Piątek, 22.02.2019 r.- święto Katedry Świętego Piotra Apostoła

 

Pierwsze czytanie: 1 P 5,1-4

            Kiedy św. Piotr poucza starszych Kościoła, w jaki sposób mają kierować Bożą owczarnią, mówi także na podstawie własnego doświadczenia. Rozumie dobrze wszystkie związane z tym pokusy – znużenie, chęć naśladowania dróg tego świata zamiast szukania woli Bożej, szukanie zysku, nadużywanie ludzkiego zaufania. Pamięta, jak sam szedł kiedyś za Jezusem w nadziei, że Mu się to po ludzku opłaci jeszcze w tym życiu i został przez Niego upomniany. Od tej pory przeszedł jednak długą drogę. Widział cierpienie Jezusa, ale widział też chwałę zmartwychwstania. Wie, że nie warto zadowalać się ziemską nagrodą, gdy ma się szansę otrzymać „niewiędnący wieniec chwały” od Najwyższego Pasterza. Wie to tak dobrze, że kiedyś nie zawaha się oddać życia dla Jego Imienia.

Piotr staje wobec innych pasterzy Kościoła w pozycji nauczyciela, ale przede wszystkim w pozycji świadka. Dlatego jego słowo ma autorytet. To nie są idealistyczne teorie wyczytane w pobożnych książkach, ale stoi za nimi świadectwo życia mówiącego.

Potrzebujemy takich świadków. Dlatego często krytykujemy, domagamy się świętości od innych i potępiamy ich, gdy nie dorastają do naszych wymagań. Jednak pouczając niedoskonałych pasterzy, Piotr uświadamia nam dziś, że świętość jest długą drogą, na której trzeba mieć wyrozumiałość dla siebie i dla innych.

Psalm responsoryjny: Ps 23,1-2a.2b-3.4.5.6

            Najwyższy Pasterz, udzielający wiernym nagrody za trudy, jest także Dobrym Pasterzem. Jak śpiewamy w psalmie, idącym za Nim nie brakuje niczego, co naprawdę potrzebne, a na każdym kroku towarzyszy im dobroć i łaska Pana. I choć droga prowadzi niekiedy przez ciemne doliny, a wrogowie nie dają o sobie zapomnieć, bliskość Pasterza pozwala wychodzić cało ze wszystkich opresji. A co najważniejsze, na tej drodze najlepsze jest zawsze przed nami, gdyż prowadzi ona do domu Ojca.

Ewangelia: Mt 16,13-19

            W Mateuszowej wersji sceny pod Cezareą Filipową słyszymy to, czego nie usłyszeliśmy w czytanej wczoraj wersji Marka – pochwałę Piotra, który jako pierwszy z Apostołów wyznał, że Jezus jest Mesjaszem i Synem Bożym. Nie powtarzał tu obiegowych opinii. Jezusa uważano powszechnie za proroka, za człowieka Bożego, ale tak śmiałe określenia jeszcze nie padły. Jezus uznał, że Piotr nie doszedł do tego własnym rozumem, że działa w nim moc Boża i powierzył temu zwyczajnemu, niedoskonałemu człowiekowi klucze swojego królestwa.

Jeśli wspólnota chrześcijańska zjednoczona pod przewodnictwem następców Piotra w niepojęty sposób przetrwała po dziś dzień pomimo wszystkich naszych słabości i grzechów, to, dlatego, że działa w niej moc Boża. Dopóki – jakkolwiek nieudolnie – głosimy, kim jest Jezus, nie przemoże nas potęga piekła. Dopóki, nie zadawalając się tym, co myślą inni, jesteśmy w stanie zobaczyć w Nim nie tylko nauczyciela i twórcę nowej religii, ale swojego Zbawcę i Pana, On nazywa nas błogosławionymi i uznaje za przydatnych w służbie Jego królestwa.

 

[dzien 6]

Sobota, 23.02.2019 r.

Pierwsze czytanie: Hbr 11,1-7

            Wiara nie jest jedynie przyjęciem za prawdę określonych dogmatów, nie jest też uczuciem, choć angażuje i rozum i emocje. Jest ona kluczem do rzeczywistości, które normalnie są dla człowieka niepoznawalne. Otwiera nowy świat. Zawsze też wyraża się w czynach i postawach. Przypomina nam o tym cała plejada bohaterów Starego Testamentu, wyliczonych w jedenastym rozdziale Listu do Hebrajczyków, którego początek właśnie usłyszeliśmy.

Jak dojść do takiej wiary? Pierwszy krok to uznać, że Bóg istnieje. Drugi – to zaufać, że zbliżenie się do Niego będzie dla nas dobre, że On sam tego chce, a nagroda, jaką oferuje, jest lepsza niż to, co możemy osiągnąć bez Niego. Dopiero wtedy znajdziemy motywację do tego, by zmienić coś w naszym życiu: by zerwać z grzechem, który daje namiastkę komfortu; by wyjść z kolein dawnych przyzwyczajeń; by podjąć to, do czego Bóg nas wzywa.

Bohaterowie biblijni świadczą o tym, że warto zaryzykować. Pomimo bardzo różnych reakcji otoczenia – od zazdrości po szyderstwa – otrzymywali od Boga potwierdzenia, że są Mu mili, a Jego miłość sięga nawet poza śmierć. On nikogo nie zniewala, nie ciągnie do siebie na siłę, ale tym, którzy dobrowolnie chcą Go szukać, bez względu na to, co myślą inni, daje się poznać i obdarza swoim błogosławieństwem.

Psalm responsoryjny: Ps 145,2-3.4-5.10-11

            Jeśli naprawdę poznaliśmy Boga, wiemy, jaki On jest, rozpoznajemy Jego dobroć w stworzeniu i odkupieniu człowieka, to wielbienie Go i głoszenie innym Jego chwały przychodzi nam w sposób naturalny. Świadczą o tym wszystkie pokolenia chrześcijan, przekazujące wiarę kolejnym. Można i trzeba przedstawiać logiczne argumenty, oddziaływać przez kulturę i sztukę, pielęgnować tradycje, ale największą moc przekonywania do wiary ma radość i pokój człowieka, który nawet w trudnych sytuacjach potrafi uwielbiać Boga i chce to czynić na wieki.

Ewangelia: Mk 9,2-13

            Wydawałoby się, że wizja przemienionego Jezusa, jaką otrzymali Piotr, Jakub i Jan, całkowicie przemieni ich dalsze życie. Przekonali się naocznie, że Jezus nie jest zwyczajnym człowiekiem, usłyszeli głos Boga, zobaczyli w przebłysku nadprzyrodzoną rzeczywistość, gdzie przebywają Mojżesz i Eliasz. A mimo to, gdy wizja znika, wszystko pozostaje takie samo – uczniowie dalej nie rozumieją, zadają pytania, a Jezus poleca im zachować w tajemnicy to, co widzieli, aż do czasu, gdy powstanie z martwych.

Idąc za Bogiem, otrzymujemy czasem światła, szczególne łaski, przeżycia, które utwierdzają nas w tym, że jesteśmy na dobrej drodze. Ale póki żyjemy, nie mogą one zastąpić wiary, ani nawet nie może ona być na nich oparta. Podstawą wiary jest dla nas słowo Boże – to, w którym dziś Ojciec poleca nam słuchać Jezusa, swego umiłowanego Syna, którego uwierzytelnił poprzez zmartwychwstanie.