Komentarze do czytań – IX tydzień zwykły | od 2 do 8 czerwca 2019 r. – s. M. Tomasza Potrzebowska CSC

Niedziela, 2.06.2019 r. – Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego

 

Pierwsze czytanie: Dz 1, 1-11

Teofilu – to zwrot do ciebie i do mnie – przyjacielu Boga, Bogu miły. To zwrot, który znaczy: umiłowany przez Boga. Święty Łukasz adresuje tak obie swoje księgi: Ewangelię i Dzieje Apostolskie. Czytajmy, więc ten tekst, przyjmując te słowa bardzo osobiście.

A więc, drogi przyjacielu Boga, Jezus wybrał Apostołów i ustanowił Kościół – wspólnotę swoich umiłowanych uczniów, do których należymy. Jezus zabrał ich na Górę, by oderwali się od patrzenia w ziemię, od przywiązania tylko do spraw ziemskich i zwrócił ich wzrok wyżej – ku Ojcu, Stwórcy wszystkiego. Zaczął im mówić o obietnicy Ducha Świętego, który zostanie dany od Ojca. Wyraźnie wskazał im różnicę między wodą, którą polewał Jan Chrzciciel, a zanurzeniem w Duchu Świętym, który zstąpi od Ojca.

Drogi przyjacielu Boga, czy to rozumiesz? Czy podążasz za myślą Jezusa, który naucza o królestwie Bożym? Apostołowie nie potrafili tego zrozumieć, zaczęli pytać o ziemskie królestwo Izraela, o to, czy zostanie im przywrócone, czy uwolnią się, tak po ludzku, spod panowania rzymskiego okupanta.

Jakże często każdy z nas patrzy tylko na sprawy ziemskie, na swoje ustawienie się, wygodę, opinię ludzką. Jezus zaś nie przestaje podnosić naszych oczu do góry, wskazując na moc Ducha Świętego, który zaświadczy o tym, co wykracza poza nasz ludzki sposób myślenia.

Na koniec tej sceny Jezus fizycznie unosi się do góry. Apostołowie wówczas już muszą podnieść wzrok, by podążyć za Mistrzem. Dostrzegają wtedy aniołów, którzy potwierdzają im ten kierunek – patrz w niebo, bo stamtąd przyjdzie Jezus! Nie opuszczaj wzroku, nie koncentruj się tylko na sprawach ziemskich. Teofilu, utkwij wzrok w górze i patrz z oczekującą wiarą, byś w każdej chwili był gotowy na przyjście Jezusa.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 47 (46), 2-3. 6-7. 8-9

Wszystkie narody, spójrzcie w górę, spójrzcie na Boga, który jest Królem. On wstępuje do góry – to jest właściwy kierunek. On zasiada na tronie chwały, On króluje i patrzy z wysoka. On jedynie jest godzien chwały i czci, On – Pan i władca ludów.

Niech wszystkie narody Go wielbią, niech wołają, grają i chwalą Go. Niech moje serce każdego dnia uczy się wznoszenia wyżej i wyżej ponad sprawy przyziemne, ponad grzech, ponad trudności i problemy – Bóg jest zawsze większy! On jest zawsze ponad i On panuje, choć tak często, skupiając sie tylko na ziemi, nie umiem tego dostrzec.

Uczmy się uwielbienia, bo to modlitwa, jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, w której pozwalamy Bogu być Bogiem, czyli sadzamy Go na Jego tronie i wielbiąc, uznajemy Jego panowanie.

Może watro wybrać się gdzieś na wspólne uwielbienie, by choć na chwilę oderwać wzrok od tego, co nas tak mocno przygniata i spojrzeć w górę na Króla narodów zasiadającego na swym tronie chwały. Śpiewajmy Mu psalmy, pieśni uwielbienia, grajmy na Jego cześć, klaszczmy w dłonie z wielkim oddaniem i entuzjazmem, bo robimy to wobec naszego Króla – Pana całej ziemi – wszechpotężnego i najwyższego!

 

 

Drugie czytanie: Hbr 9, 24-28; 10, 19-23

Kolejny tekst zachęca nas dzisiaj, byśmy spojrzeli w górę. W Dziejach Apostolskich widzieliśmy Apostołów, którzy otrzymali zapewnienie aniołów, że Jezus przyjdzie powtórnie. W Liście do Hebrajczyków czytamy, że drugi raz Jezus ukarze się tym, którzy Go oczekują, by ich zbawić. Jezus – Syn Boga i nasz Zbawca – jest w niebie i wstawia się za nami przed obliczem Boga. On jeden ma prawo stać przed Ojcem, przynosząc Mu każdego z nas, bo nabył nas za cenę swej Krwi. We fragmencie tym czytamy, że Jezus zgładził grzechy, ofiarując samego siebie. Cierpiał i pokonał szatana, grzech i śmierć. Otworzył nam drogę do nieba i teraz możemy tam wejść przez Jego Krew, która nas oczyszcza, uświęca, usprawiedliwia, jedna z Ojcem.

Patrzmy, więc w górę na Jezusa, w Jego stronę, nie spuszczajmy Go nigdy z oczu. On przecież, powołując każdego z uczniów, mówił do nich: pójdź za Mną – czyli idź i patrz na Mnie, idź Moją drogą, po Moich śladach.

Czytamy tu, że On zapoczątkował drogę nową i żywą przez zasłonę swego ciała. Przyjmujmy, więc Jego Ciało w Komunii, przyjmujmy Je z wiarą żywą i mocną i nieustannie trwajmy w nadziei, niewzruszonej niczym nadziei, że Jezus nas prowadzi przez życie prosto w ramiona Ojca, który dał nam obietnicę wejścia do Miejsca Świętego.

 

 

Ewangelia: Łk 24, 46-53

Ewangelia jeszcze raz wznosi nas dziś do nieba. Jezus, wyjaśniając uczniom, że stało się z Nim to, co było napisane o Mesjaszu i Jego cierpieniu oraz zmartwychwstaniu, używa jednego słowa, które w naszym zwróceniu spojrzenia ku niebu jest kluczowe. To słowo – to nawrócenie. Metanoia – to z języka greckiego zmiana myślenia, opamiętanie się. W słowniku Stronga czytamy: zmienić umysł na lepszy, szczerze się poprawić, żywiąc odrazę do swych dawnych grzechów. To zmiana myślenia, która następuje w kimś, kto szczerze żałuje.

Jeśli pozwolimy Bogu, by dotknął nas tak głęboko, że nasze serca się zmienią, że zaczniemy myśleć inaczej, wówczas będziemy zdolni przewartościować w sobie to, co nas tak mocno trzyma przy ziemi, to, co nie pozwala nam podnieść oczu ku niebu.

Jezus zapowiada obietnicę Ojca, czyli Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, moc Boga, dzięki której możemy świadczyć o żywym Bogu.  Jezus każe uczniom czekać na przyobleczenie się w Jego moc, na zanurzenie w Nim, nałożenie Go na siebie jak stroju. I mówi, że ta moc jest z wysoka, nie z ziemi, nie jest ludzka, tylko pochodzi z góry, Boża, czyli nieograniczona, bo Bóg jest wszechmogący.

Jak często, niestety, „przycinamy” Boga na swoją miarę? Jak często myślimy, że nic się już nie da zrobić, bo mój, „przycięty na moją miarę” Bóg, nic tu już nie poradzi, bo to sytuacja bez wyjścia, choroba nieuleczalna, problem na zawsze.

O czym Jezus chce nam dziś przypomnieć? Patrz na Mnie, patrz w górę. Ja cię błogosławię, Ja daję ci Moją moc. Oddaj pokłon i od razu znów spójrz w górę i uwielbiaj. Trwaj w świątyni, wpatruj się w niebo!

Patrzmy na Jezusa wstępującego dziś do nieba, wpatrujmy się w Niego i przyjmujmy Jego błogosławieństwo dla naszego życia, posługiwania, pracy, wzrastania w łasce, a przede wszystkim dla naszej drogi świętości, po której On nas za sobą prowadzi zawsze w górę, zawsze w kierunku nieba i radości przebywania w Ojcu.

 

 

 

Poniedziałek, 3.06.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Dz 19, 1-8

Jezus żyje i chce działać, dając dziś znaki swej obecności i mocy. On chce nas chrzcić Duchem Świętym. To główny cel chrześcijaństwa, jak mówił święty Serafin z Sarowa, by przyjąć Ducha Świętego, pozwolić Mu się wypełnić. Najważniejsze, więc nasze zadanie, to doprowadzanie ludzi do otwierania się na Dar Ojca. Nic innego nie jest tak ważne, nie możemy żyć przeszłością, istotny jest żywy Jezus teraz i moc Jego Ducha w nas.

Czego Bóg pragnie dziś dla każdego z nas? Żebyśmy przyjęli Jego Ducha, który nam objawi żywego, obecnego tu i teraz, Jezusa, żebyśmy posługiwali Jego mocą. Całe ewangeliczne nauczanie Jezusa zmierza właśnie do tego – żyć w mocy Ducha Świętego! To jest królestwo, które On ogłasza światu.

W dzisiejszym czytaniu widzimy świętego Pawła w Efezie, który dziwi się, że osoby zewangelizowane wcześniej przez Apollosa, który nauczał, znał Pisma, miał zapał, nie słyszały nawet o Duchu Świętym, więc nie ma mowy, że Go przyjęły. Dla Pawła oczywiste jest, że chrześcijanin to osoba namaszczona Duchem Świętym, a nie posiadająca tylko wiedzę o Jezusie. Jeśli otwieram się na Boga, to zrozumienie przyjdzie, a jeśli tylko rozumiem i wiem, to co z tego wynika?

Czy ja przyjmuję Ducha Świętego? Czy wzywam Jego obecności? Czy przyjęcie Go jest sensem mojego życia chrześcijańskiego?

Tu znów musimy podnieść oczu ku niebu i oderwać się od religijności martwej i suchej, a zacząć żyć mocą Ducha. On jest już dany światu, więc moim i twoim zadaniem jest Go przyjąć, otworzyć na Niego swoje życie.

Gdy Duch Święty przez posługę świętego Pawła zstąpił na tych dwunastu mężczyzn, mówili językami i prorokowali. Rezultat Jego przyjścia do tych ludzi był widzialny i słyszalny. Czy mam takie doświadczenie? Czy przeżyłem swoje napełnienie Duchem Świętym? Czy wielbię Boga Jego językiem? Czy prorokuję, ogłaszając wielkie dzieła Boże?

Duchu Święty, przyjdź i wypełnij nasze życie. Pokaż nam Jezusa, który zmartwychwstał i żyje, który chce działać w nas i przez nas, teraz, namacalnie, realnie, z mocą, potężnie, w chwale swojego imienia.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 68 (67), 2-3. 4 i 5ac. 6-7b.

Wystarczy, że Bóg wstaje, a wszystko, co złe, ucieka. Wystarczy, że zawieje wiatr, a dym znika. Wystarczy ogień, a wosk się topi. Wystarczy, że Bóg jest we mnie, a wszystko, co złe, odejdzie. Grzeszność zostanie pokonana, ciemności duszy – rozjaśnione. Gdy przyjmuję Ducha Świętego, gdy otwieram na Niego moje życie – On wchodzi jak wiatr przez otwarte okna – wchodzi i orzeźwia, napełnia, porusza, przemienia. On jest jak wiatr, On jest jak ogień.

Mając Go w sobie, mogę się cieszyć i radować, bo to owoce Jego obecności. Mogę śpiewać i grać Jego imieniu, bo doświadczam Jego mocy i wielkości.

Jeśli przyjmuję Ducha Świętego, to moje opuszczenie, osierocenie, wdowieństwo zostają wypełnione Jego obecnością. Nie ma już bezpłodnej samotności, bo staje się ona intymnym miejscem spotkania z Bogiem, który prowadzi ku lepszemu życiu.

 

 

Ewangelia: J 16, 29-33

Jezus mówił do uczniów przez trzy lata, niestety niejednokrotnie z niezadowalającym skutkiem, gdyż w najważniejszych momentach okazywało się, że nic nie zrozumieli z wcześniejszego nauczania. W tym fragmencie jest podobnie. Siedzą z Jezusem w Wieczerniku, On udziela ostatnich wyjaśnień, a oni nadal myślą po ludzku. Jezus zapowiada im, że pouciekają, że wrócą w to, co znają, w swoje strony, a On zostanie sam, ale ta samotność Jezusa będzie pełna obecności Ojca. Tak, jak czytaliśmy w psalmie na dziś – w samotności i opuszczeniu jest Bóg.

Tak bardzo potrzeba każdemu z nas, by nasze wnętrza były pełne Boga, byśmy mieli Jego pokój w sobie, by mogły uciszyć się w nas wszystkie sztormy, zamieszania. Nawet w ucisku nie jesteśmy sami, jest w nas Ten, który zwyciężył świat. On daje nam odwagę w zupełnym osamotnieniu i opuszczeniu przez ludzi. On sam jest naszą odwagą i pokojem. W mocy Jego Ducha zwyciężamy.

 

 

[dzien 2]

Wtorek, 4.06.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Dz 20, 17-27

Żeby zrozumieć to, co w tym czytaniu słyszymy z ust świętego Pawła, trzeba się cofnąć do rozdziału 9, do jego spotkania ze Zmartwychwstałym Panem i do zadania, które wtedy otrzymał przez posługę Ananiasza, a o którym tu wspomina: że musi dokończyć bieg i posługiwanie, które otrzymał od Pana Jezusa, że musi dać świadectwo o Ewangelii Łaski Bożej.

Ty i ja też zostaliśmy powołani, by głosić Ewangelię. Może nasze powołanie nie było tak spektakularne, ale na pewno było sakramentalne – poprzez chrzest i bierzmowanie, a także podczas każdej Eucharystii słyszymy na zakończenie słowa: „Idźcie!” No i co robimy? Idziemy, zająć się sobą, swoimi sprawami, a Ewangelia to dodatek, gdy mamy czas, ochotę, sprzyjające okoliczności itd.

Często podczas konferencji mówię o potrzebie takiego „duchowego Kopernika”, czyli: przestań się kręcić wokół siebie, bo to nie ty jesteś centrum wszechświata, a zacznij się kręcić wokół Jezusa, a wtedy wszystkie twoje sprawy, a zwłaszcza problemy, nabiorą właściwych rozmiarów, czyli zmniejszą się.

Słuchając tego, co w tym fragmencie święty Paweł mówi do starszych Kościoła w Grecji, widzimy, że on całe życie służył Panu i wzywał do nawrócenia, czyli „kręcił się” wokół Jezusa. Mówi, że to działo się wśród łez, doświadczeń, zasadzek, w pokorze. Mówi też o tym, co ma go jeszcze spotkać: o więzach i utrapieniach aż do śmierci. Może warto byłoby przeczytać Dzieje Apostolskie pod kątem świętego Pawła i tych wszystkich trudności, które na niego spadały. Czy po którejś się poddał? Czy poszedł na terapię? Czy wpadł w depresję? Nie, bo ciągle patrzył na Jezusa, „kręcił się” wokół Niego, a nie wokół siebie samego.

Był biczowany i wtrącony do więzienia w Filippi. Co tam robił? Razem z Sylasem śpiewał hymny Bogu, choć na pewno bolały go rany na plecach. Potem, kiedy cudownie otworzyły się drzwi więzienia i strażnik zabrał ich do swego domu, obmył rany i nakarmił, Paweł też nie zatrzymał się na tym bólu pleców, tylko strażnikowi i jego rodzinie głosił Jezusa. Wiemy o tym, ponieważ scena ta kończy się ich chrztem.

Innym razem Paweł był kamienowany, wywleczony za miasto i zostawiony, bo oprawcy myśleli, że nie żyje. Mocno, więc musiał oberwać tymi kamieniami. Gdy otoczyli go uczniowie, podniósł się, wszedł do miasta i dalej głosił Jezusa. Jak my byśmy zareagowali? Miesiąc zwolnienia? Półroczna terapia, no bo jak oni mogli mi to zrobić? Ciężka depresja, bo czuję się znieważony i odrzucony?

Przydałby się ten „duchowy Kopernik”, żeby przestać się kręcić wokół siebie i męki własnej, a zacząć skupiać się na Jezusie i Jego posłaniu, by za wszelką cenę głosić Ewangelię, by nawoływać wszystkich do nawrócenia się do Boga i do uwierzenia w Pana Jezusa. Tylko Duch Święty może nam takiego „Kopernika włączyć”. Tylko On i Jego moc miłości może nas ukierunkować bezwarunkowo na Jezusa. Tylko On ma moc, by nas wewnętrznie przynaglić, abyśmy poszli tam, gdzie wcale po ludzku nie chcemy iść.

Święty Paweł tak żył, więc jest to możliwe. Obyśmy nigdy nie uchylali się tchórzliwie od głoszenia całej woli Bożej nawet za cenę śmierci. Obyśmy nie cenili sobie życia wyżej niż Jezusa i Jego misji.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 68 (67), 10-11. 20-21

Jeśli Bóg ześle swój deszcz, to wszystko, co znękane w nas, się orzeźwi. Wszystko, co słabe, wyschnięte, obumarłe w nas – ożyje, pokropione deszczem Bożej łaski.

Duchu Święty, przyjdź jak deszcz, uczyń z nas mieszkanie dla Boga. Pozwól nam stać się ubogimi – u Boga – by otworzyć całe swoje życie na Jego Boską obecność, która nas podźwignie, która ratuje i wyzwala przede wszystkim od nas samych i tego „zakręcenia” na swoim punkcie. Wyzwól nas, Panie. Uratuj nas od duchowej śmierci, od egoizmu i pychy. Ty jesteś naszym Zbawicielem. Przez wszystkie dni bądź błogosławiony!

 

 

Ewangelia: J 17, 1-11a

Życie wieczne to poznanie Boga i Jezusa, którego On posłał. Po raz kolejny w czytaniach tego tygodnia powraca ta myśl, że Bóg jest najważniejszy, że poznanie  i przyjęcie Go, to cel naszego życia. Święty Paweł w Liście do Filipian pisał, że wszystko uznaje za śmieci oprócz poznania Jezusa, że poznanie Jezusa ma najwyższą wartość i dla Niego warto stracić wszystko.

Teraz Jezus to potwierdza. O tym też przeczytaliśmy w pierwszym czytaniu. Dla świętego Pawła wypełnienie posłannictwa było najważniejsze. A Jezus tu mówi: Ja Ciebie, Ojcze, otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania: objawiłem Twoje imię, przekazałem Twoje słowa, doprowadziłem ludzi do wiary.

Jezus mówi to, patrząc ku niebu. A gdzie ja patrzę? W jakim kierunku? Czy wiem, co jest moją misją do wykonania? Czy głoszę Słowo Boże wszędzie i każdemu, czy może wstydzę się mówić publicznie o Jezusie? Czy poprzez modlitwę i posługę objawiam moc imienia Jezusa? Czy robię to bez lęku, czy tchórzę z powodu małych niepowodzeń?

Jezus mówi, że On już odchodzi ze świata, a my na nim nadal pozostajemy, ale On za nami prosi Ojca, bo jesteśmy tymi, których Ojciec Mu dał. Łącząc te treści z pierwszym czytaniem, muszę sobie zadać pytanie: gdzie jest utkwiony mój wzrok – w niebie czy w świecie? Dlaczego tak trudno mi oderwać się od tego świata?

W tym tygodniu, między Wniebowstąpieniem Jezusa a Zesłaniem Ducha Świętego, jesteśmy zaproszeni, by patrzeć w niebo i żyć w mocy Ducha, który ukierunkowuje nas na niebo.

 

 

[dzien 3]

Środa, 5.06.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Dz 20, 28-38

Dzisiejsze czytanie łatwiej zrozumieć, gdy przeczyta się też Ewangelię, w której Jezus modli się za Kościół i zapewnia, że dopóki jest na ziemi, zachowuje go i strzeże.

Święty Paweł napomina biskupów, czyli tych, którzy według słownika Stronga mają za zadanie pilnować, aby inni należycie wykonywali swoje obowiązki i nadzorować działanie lokalnego Kościoła. Biskup to opiekun, strażnik, zwierzchnik. I do nich Paweł mówi, żeby po Jego odejściu kierowali Kościołem, troszcząc się najpierw o samych siebie, by nie być zgorszeniem, lecz by powierzone sobie stado paść w imię Boga. Paweł przestrzega przed przewrotnymi naukami, które mogą być głoszone nawet przez pasterzy, by niektórych zwieść z drogi prawdy.

Świętemu Pawłowi zawsze bardzo zależało na głoszeniu czystej Ewangelii, dlatego wielokrotnie przestrzegał przed fałszywymi apostołami, nauczycielami, prorokami, ewangelistami. Akapit niżej Paweł mówi, że nie żądał zapłaty, nie chciał niczyich rzeczy,  złota czy srebra. To jedno z kryteriów rozeznania fałszywego posługującego – robi to dla własnych korzyści i bogaci się kosztem tych, którym głosi Ewangelię. To nie jest właściwy kierunek, bo Jezus powiedział: darmo otrzymaliście, darmo dawajcie.

Święty Paweł wyraźnie mówi, że to Duch Święty ustanowił zwierzchników, a Jego dary i charyzmaty są darmowe. Cytuje nawet niezapisane w Ewangelii zdanie Jezusa: „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”. Paweł, więc, żegnając się z tymi, którzy mają dalej prowadzić ludzi, bardzo chce, by oni zrozumieli, o co tak naprawdę chodziło Jezusowi. Pragnie, by patrzyli na wspólnotę wiernych jak na tych, którzy zostali nabyci drogocenną krwią Jezusa. Jezus zapłacił ogromną cenę, oddał swoje życie okrutnie cierpiąc, by Bogu, swojemu Ojcu, przyprowadzić wszystkie zagubione owce.

To zbyt wysoka cena, by dziś można było naukę Jezusa spłycić, dopasować do standardów świata, zrównać Go z założycielami innych religii. Nikt nie oddał za nas życia, tylko Jezus. Nikt nie cierpiał tak jak On, nikt nie ofiarował siebie samego. Głoszenie Jezusa bez krzyża, głoszenie „ewangelii sukcesu”, dążenie do tego, by tu na ziemi było nam dobrze – to wszystko jest pomniejszaniem tej ofiary, podczas której Jezus nabył nas swoją Krwią – najdroższą, najświętszą, najcenniejszą.

Zapłaczmy tak jak ci, którzy żegnali Pawła, ale już nie dlatego, że go nie ujrzymy, ale dlatego, że pomniejszamy cenę, za jaką Jezus nas nabył.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 68 (67), 29-30. 33-35a. 35bc i 36bc

Psalm kontynuuje myśl pierwszego czytania: to Bóg jest najważniejszy, dary mamy składać Jemu. Królowie, panujący, wszyscy mamy uznać, że to On ma moc, On jest potężny, On panuje, Jego majestat jest ponad wszystkim. Nasza rola, to wielbić Go, oddać Mu siebie, śpiewać Mu i grać. Nasza rola to uznać Jego moc i majestat, a nie własne możliwości dominowania nad innymi. On sam wyposaża swój lud w potęgę i siłę, On sam nim rządzi i króluje nad narodami.

 

 

Ewangelia: J 17, 11b-19

Widzimy, że Jezus znów patrzy w górę. Patrzy na Ojca, bo jest z Nim jedno i chce, by wierzący w Niego też stanowili jedno między sobą. Ta jedność ma płynąć ze wzajemnej miłości, o którą Jezus prosił uczniów: miłujcie sie wzajemnie, jak Ja was umiłowałem. Przyjęcie miłości z Serca Boga uzdalnia nas do okazania miłości drugiemu człowiekowi i do tworzenia z nim wspólnoty, o którą prosi Ojca Jezus. On pragnie, byśmy mieli Jego radość w całej pełni, a radość ta zrodzi się ze zjednoczenia miłości.

I tu musimy sobie postawić pytanie o świat, o którym mówi Jezus: czy my, wierzący w Niego, przenikamy ten świat miłością, radością i pokojem, czy może nadal ten świat wdziera się w nas ze swoimi propozycjami, które najczęściej są substytutami miłości, radości i pokoju, które daje Bóg? Jezus nie prosi Ojca, by nas ze świata zabrał, tylko by nas ustrzegł przed jego złym wpływem.

Zapowiada też, że będziemy znienawidzeni, bo nie jesteśmy ze świata. Czy aby tak jest na pewno? Czy nie udajemy sami przed sobą, że porzucamy świat, podczas gdy tkwimy w nim i w jego przyjemnościach po uszy? Zły nas zwodzi, a wyzwoli nas prawda, o którą też modli się Jezus. Słowo Boże jest prawdą, Jezus jest prawdą, On nas na świat posyła z tym przesłaniem, że tylko prawda uświęca, bo On – Najwyższa Prawda – oddał całego siebie dla naszego zbawienia.

 

[dzien 4]

Czwartek, 6.06.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Dz 22, 30; 23, 6-11

Jestem faryzeuszem, a spodziewam się zmartwychwstania umarłych. Takie zdanie skierował święty Paweł do dwóch grup Żydów: faryzeuszy i saduceuszy, zgromadzonych, by odbyć sąd. Ci pierwsi zareagowali pozytywnie, bo to, co Paweł mówił, było zgodne z ich przekonaniami, Odnieśli się nawet do ducha lub anioła, który mógł ewentualnie przemawiać przez Pawła. Inna reakcja towarzyszyła saduceuszom, którzy nie wierzyli w zmartwychwstanie. Ci się oburzyli, że Paweł głosi herezje.

Ze strony świętego Pawła był to pewnie celowy zabieg. Znając przekonania jednej i drugiej grupy, mógł się spodziewać, że jeśli sprytnie skonstruuje swoją wypowiedź, to zamiast go sądzić, pokłócą się ze sobą nawzajem.

Czy Bóg popiera ludzki spryt i inteligentne wybrnięcie z impasu? Z tego fragmentu wynika, że tak. W nocy Jezus ukazał się Pawłowi i dodał mu odwagi. Paweł był cały czas więźniem, a Jezus mówił, że chce, by świadczył o Nim w Rzymie. Jak to się mogło dokonać, skoro Paweł nie mógł sam wsiąść na statek? W tym przypadku – tylko dalej będąc więźniem i płynąc do Cezara.

Szokujące może się w tym fragmencie wydawać to, że wcześniej, kiedy Paweł z Sylasem był w więzieniu w Filippi, Bóg go cudownie uwolnił. W Dziejach Apostolskich mamy też opis cudownego uwolnienia z więzienia świętego Piotra. A tymczasem w tej scenie Jezus ukazuje się Pawłowi i nie zamierza go uwalniać, dodaje mu tylko odwagi w tym beznadziejnym po ludzku położeniu.

Czy to nie jest wskazówka dla nas? Czy świadomie codziennie wypowiadamy słowa: bądź wola Twoja? A czy w tej nocy Pawła, w więzieniu, nie mielibyśmy pretensji do Jezusa, że dodawanie odwagi to za mało, że wolelibyśmy uwolnienie?

Trwając w zjednoczeniu z Bogiem, słuchając Go każdego dnia, zgłębiając Jego Słowo, musimy uczyć się rozeznawać, o co prosić, czego oczekiwać, jak przyjmować to, co z ręki Boga otrzymujemy nawet, jeśli po ludzku jest to niewystarczające. On wie, po jakiej drodze nas prowadzić. On wie, dokąd chce, byśmy doszli. On ma dla nas plan lepszy niż ten, który my mamy sami dla siebie.

Nawet „w więzach” można pełnić wolę Bożą – stać się świadkiem „w Rzymie”. Gdzie jest Rzym, do którego Pan wysyła ciebie i mnie? Gdzie i wobec kogo mamy dziś o Nim dać świadectwo?  Z odwagą, która zawsze pochodzi od Niego! I patrząc na Niego, a nie na siebie i swoje obecne położenie.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 16 (15), 1b-2a i 5. 7-8. 9-10. 11

W kontekście dzisiejszego pierwszego czytania te słowa psalmu przywodzą na myśl hymny pochwalne śpiewane przez Pawła i Sylasa w więzieniu w Filippi. Teraz Paweł jest w więzieniu w Jerozolimie i razem z nim możemy zawołać do Boga ze wszystkich naszych więzień: Chronię się do Ciebie, Ty jesteś moim Panem w tym miejscu i czasie, w jakim teraz jestem! Ty mój los zabezpieczasz, chociaż po ludzku mi ciężko i źle. Błogosławię Cię, Panie, bo dajesz mi mądrość polegającą na tym, że zawsze stawiam sobie Ciebie przed oczy, że całe moje życie jest skoncentrowane wokół Ciebie, że to Ty się liczysz, że patrząc na Ciebie nigdy się nie zachwieję. Dlatego cieszy się moje serce i dusza raduje. Nawet moje ciało będzie bezpieczne, choć wokoło nie tak znowu dobrze – zimny grób. Ale to Ty mnie wysyłasz do Rzymu, więc wierzę, że to Twoja ścieżka, po której mam kroczyć, że to Ty mi ją ukazujesz właśnie tej nocy, właśnie w tym grobie. Przy Tobie odnajduję pełnię szczęścia już teraz i wierzę, że osiągnę wieczne szczęście w wieczności, gdy teraz podążam za Tobą.

 

 

Ewangelia: J 17, 20-26

Dzisiejszy fragment to dalsza część modlitwy Jezusa o jedność Jego uczniów i tych, którzy staną się uczniami, bo przyjmą Słowo głoszone im w imię Jezusa i uwierzą. Wzorem jedności jest relacja Ojca i Syna, o której mówi Jezus. Jedność Osób Boskich ma być wzorem dla nas, jak trwać w jedności między sobą. Ta jedność, według tego, o co modli się Jezus, ma cel – by świat uwierzył, że to Ojciec Go posłał.

Podobne zdanie znajdujemy w Ewangelii Jana wcześniej: na pytanie co czynić, by wypełnić wolę Ojca, Jezus odpowiada: Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał (J 6,29). W chwale Ojca stanowimy więc jedno z Jezusem i ze sobą nawzajem, a celem okazywania tej jedności jest poznanie przez świat, że Jezus wyszedł od Ojca i wszystko, czego na świecie dokonał, było Jego dziełem.

Jezus chce nam pokazać swoją chwałę, byśmy byli pewni Jego miłości i pragnęli poznawać Go tak, jak On zna Ojca. Biblijne słowo „poznać” według słownika Stronga znaczy także: zaznajomić się, wejść w bliską relację, dostrzec, odczuć, a także słowo to oznacza akt płciowy mężczyzny i kobiety, czyli dogłębne poznanie i oddanie.

Jezus kończy tę modlitwę stwierdzeniem, że oczywiście chodzi o miłość. On chce, aby tak wielka miłość, jaka łączy Go z Ojcem, była w nas i aby On sam był stale w nas obecny, byśmy tę Jego obecność w mocy Ducha nieśli innym.

 

[dzien 5]

Piątek, 7.06.2019 r.

 

Pierwsze czytanie: Dz 25, 13-21

W tym opisie trybun rzymski Festus próbuje się tłumaczyć przed królem Agryppą z niezbyt dobrego „spadku”, który dostał po poprzedniku. A mianowicie: ma w więzieniu Pawła, obywatela rzymskiego, który nie zrobił nic, co by według prawa zasługiwało na więzienie, ale ponieważ odwołał się do Cezara, jest strzeżony i nie bardzo wiadomo, co z nim zrobić.

Festus uczciwie przyznaje, że nie zna się na wierzeniach Żydów, więc nie może się do zarzutów odnieść. Każdy z nas musi sobie zadać pytanie, czy przynajmniej w tym dorównuje temu poganinowi? Czy jeśli nie znam sprawy, to się nie wypowiadam? Czy może mam zawsze coś do powiedzenia i osądzam, choć zupełnie sie na tym nie znam? Jak łatwo przychodzi nam osądzanie, chociaż zupełnie nie mamy pojęcia o tym, co osądzamy.

Kilka dni temu, będąc poza domem, siedziałam rano przed Mszą św. w kościele i odmawiałam Jutrznię, czytając ze smartfona. W ławce za mną usiadły dwie starsze panie i jedna do drugiej wyszeptała: patrz, zakonnica bawi się komórką. Te panie, dobrze po osiemdziesiątce, raczej nie używają smartfonów i nie wiedzą, że istnieje aplikacja z tekstami Liturgii Godzin. Myślę, że nawet słowa „aplikacja” nie znają, ale osądziły mnie, nie mając pojęcia, o czym mówią.

To tylko mały przykład, dobrze obrazujący, że często nie dorastamy do Rzymianina Festusa, który nie znając się na wierze Żydów, zachował się bez zarzutu – nie oceniał tego, czego nie znał. Ciekawe zdanie wypowiedział natomiast o Jezusie, że jest martwy, ale Paweł twierdzi inaczej – twierdzi, że żyje. Czy wierzę w Jezusa, który żyje? Czy nie traktuję Go czasami jak martwego Boga, który nic nie może, którego moc się dawno skończyła? Czy mój Jezus jest Zmartwychwstałym, żyjącym Panem i Zbawicielem, który panuje realnie nad sytuacją?

Paweł został przez Niego wysłany do Rzymu i ten cel jest coraz bliżej. Dokąd mnie wysyła Jezus, którzy żyje i działa? Jak daleko jestem w stanie za Nim pójść? Czy aż do „Rzymu”, czyli do miejsca mojej śmierci?

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 103 (102), 1b-2. 11-12. 19-20b

I znowu paradoks – sytuacja trudna, więzienie, droga do miejsca śmierci i psalm pełen uwielbienia. Niech wszystko we mnie błogosławi Pana! Niech moja dusza pamięta o Jego dobrodziejstwach. Nieważne, że ich teraz nie doświadczam, ale wierzę, że łaska Pana jest przeogromna. Jak odległość nieba od ziemi, wschodu od zachodu, tak wielkie jest Jego miłosierdzie wobec nas, grzeszników. Tylko Bóg jest Panem, tylko Jemu, zatem należy się pełnia uwielbienia od ludzi i od aniołów.

 

 

Ewangelia: J 21, 15-19

Dzisiejszy fragment to znane nam wszystkim trzykrotne pytanie o miłość, które Jezus stawia Piotrowi. Pamiętamy wszyscy, że Piotr ze strachu trzykrotnie zaparł się Jezusa, więc teraz musi trzykrotnie wyznać miłość, by odbudowało się jego serce.

Żeby jednak dobrze zrozumieć ten ewangeliczny dialog między Jezusem a Piotrem, trzeba odnieść się do tekstu greckiego, ponieważ po polsku pytania brzmią tak samo, a w oryginale nie. Dwa pierwsze pytania Jezusa to: agapas me? Czyli: Czy kochasz Mnie najwyższą formą miłości, gorącą miłością, taką, jaką Bóg kocha ludzi? Piotr odpowiada: filo se. Czyli: Kocham Cię w sensie przyjaźni, ale nie stać mnie na miłość agape.  Kiedy Jezus po raz trzeci zadaje pytanie, pyta już nie o miłość agape, tylko o tę miłość przyjacielską: fileis me? I wtedy Piotr zrozumiał swoją małość, a jego serce wypełnił smutek. Piotr zasmucił się nie dlatego, że Jezus pyta go po raz trzeci, ale dlatego, że za tym trzecim razem schodzi do poziomu miłości, do której Piotr jest zdolny. Dlatego pogodzony ze stanem faktycznym swego serca mówi pokornie: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham (filo se), że nie umiem Cię kochać najwyższą formą miłości, że jestem zdolny tylko do tego, bo w chwili próby nie zdałem egzaminu z miłości”.

Jezus jednak nie rezygnuje z Piotra. Powołał go już wcześniej, by łowił ludzi, teraz nadal mu tych ludzi powierza: „Paś owce Moje”. Kiedy serce Piotra po tym dialogu jest już skruszone i otwarte, Jezus zapowiada mu śmierć, pokazuje mu swoją drogę, która nie będzie wyłożona czerwonym dywanem, lecz będzie zawierała elementy trudne, na które Piotr będzie musiał się zgodzić.

W pierwszym czytaniu widzieliśmy Pawła, który również jest w drodze na śmierć. Teraz patrzymy na Piotra, który po swoim zaparciu się Jezusa, jest przez Niego zrehabilitowany i słyszy, tak jak podczas pierwszego spotkania nad jeziorem: „Pójdź za Mną”.

Pamiętajmy o tym, gdzie mamy być: zawsze za Jezusem, nigdy przed Nim. Piotr miał raz epizod, kiedy wyszedł przed Jezusa i zaczął Go pouczać. Usłyszał wówczas mocne słowa: „Zejdź mi z oczu, szatanie, bo jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, tylko po ludzku”.

Plan Boga to pójście za Jezusem i wpatrywanie się w Niego, pokorne, ciche, z poddaniem się tym, którzy nas opaszą i poprowadzą tam, dokąd nie chcemy. Ale to jest właśnie droga ucznia. Wychodzenie przed Mistrza to najgorszy błąd i według słów Jezusa taka postawa to zwiedzenie przez szatana, który chce przeszkodzić Bożym planom. Nie szukajmy ludzkich rozwiązań, a tym bardziej diabelskich. Idźmy za Mistrzem aż do śmierci.

 

[dzien 6]

Sobota, 8.06.2019 r.

 

Pierwsze czytania: Dz 28, 16-20. 30-31

Święty Paweł dotarł do Rzymu. Przypomnijmy, że Jezus, który ukazał mu się w nocy w więzieniu w Jerozolimie chciał, by Paweł dał o Nim świadectwo w Rzymie. Wreszcie dotarł, pewnie nikogo nie znał i jeszcze miał strażnika nad sobą, ale to nie powstrzymało go, żeby już w trzy dni zwołać do siebie starszyznę żydowską. Chyba nie zmarnował ani chwili przez te trzy dni.

A przecież po podróży na pewno był zmęczony, tym bardziej, że odbyła się ona z przygodami zagrażającymi życiu. Kto inny na pewno pozwoliłby sobie na tydzień zwłoki, odespanie nieprzespanych nocy, wypoczynek. Ktoś inny, ale nie Paweł – dla niego liczył się tylko Jezus! Udowodnił to wcześniej tak wiele razy. Na przykład w Filippi, po ubiczowaniu i cudownym uwolnieniu z więzienia, nie zwracał uwagi na swoje rany na plecach, tylko w nocy zewangelizował strażnika i jego rodzinę, i ochrzcił ich. Jezus i zawsze Jezus przed jego oczami. Niesamowite!

Gdy przyszli do niego Żydzi, zwraca się do nich słowem: bracia, chociaż to przez nich – przez naród żydowski – tu jest, nie przez Rzymian. Ci by go dawno wypuścili, jak sam mówił, bo nie zrobił nic zasługującego na śmierć. Jaka to wskazówka dla nas? Wola Pana może realizować się też przez tych ludzi, którzy sprawiają, że mamy problemy, którzy nas pozbawiają wolności i oskarżają.

Paweł mówi do braci Żydów, że gdyby go nie oskarżyli, to nie odwołałby się do Cezara, czyli nie znalazł w Rzymie, a przecież pomysł Rzymu pochodził od Jezusa, który umarł i zmartwychwstał dla zbawienia wszystkich narodów.

Przez cały czas, który Paweł spędził w Rzymie, głosił królestwo Boże i nauczał o Panu Jezusie. Głośmy Jezusa wszędzie i wszystkim, do tego jesteśmy wezwani przez chrzest i bierzmowanie. Niech Jezus będzie Numerem 1 w naszym życiu.

 

 

Psalm responsoryjny: Ps 11 (10), 4. 5 i 7

Psalm daje nam poczucie pewności, że Bóg nas zawsze widzi i że zawsze jest przy nas, chociaż zasiada na swoim tronie w niebie. Jego obecność stale nam towarzyszy. Jego oczy na nas patrzą nawet spod powiek, czyli wtedy, kiedy wydaje się nam, że są zamknięte.

Może odkrył to święty Paweł i stąd wypływała jego pewność, że Jezus jest zawsze z nim i że służyć Mu w każdej chwili, w każdym położeniu, to cel życia i zaszczyt dla ucznia i apostoła.

W drugiej zwrotce czytamy o prawości, czyli o stanie, kiedy zachowujemy Jego Prawo, kiedy przestrzegamy przykazań. On kocha sprawiedliwość, a ludzie prawi, czyli zachowujący przykazania, będą widzieć Jego oblicze – Jego oczy, które na nas patrzą nawet spod powiek, oczy, które widzą nas, gdy idziemy za Nim, czyli z tyłu, idziemy, dokądkolwiek nas pośle i czynimy, czegokolwiek od nas zażąda.

 

 

Ewangelia: J 21, 20-25

Wczoraj czytaliśmy o pytaniach o miłość, które Jezus skierował do Piotra. Po tym dialogu powiedział do niego: „Pójdź za Mną”. W języku greckim to słowo oznacza: iść za kimś, kto poprzedza, dołączyć do jego orszaku, czyli iść z tyłu. Wiele razy spotkamy w Ewangelii osoby, które szły za Jezusem. Dziś widzimy Piotra i Jana. Oni mają iść w orszaku za Jezusem, a Piotr znów zamiast patrzeć na Jezusa, odwraca się i patrzy na Jana.

Gdy tracimy z oczu Jezusa, zaczynają się problemy. Piotr zajmuje się Janem, zamiast skupić się na Mistrzu. Dopytuje o niego, o jego przyszłość, ale to przecież nie jest jego sprawa. Jan to uczeń Jezusa – umiłowany uczeń, więc Jezus sam wie, co z nim zrobić, sam o niego zadba najlepiej.

Jak często zachowujemy się tak samo? Jak często oglądamy się na innych? Jak często zajmujemy się nimi, zamiast patrzeć na Jezusa? Jak często plotkujemy? Pozwólmy Jezusowi zajmować się każdym swoim uczniem.

Ukochany miłością agape Jan wykazuje się w tej sytuacji wielką wolnością. Spokojnie daje świadectwo o Jezusie, a jego świadectwo jest prawdziwe, bo nie ogląda się na innych, ani nie patrzy na siebie. Nie podaje nawet swego imienia, nie buduje swojej kariery na Jezusie, tylko pokornie daje świadectwo.

Kochajmy Jezusa jak Jan i pozwólmy się Jezusowi kochać jak Jan. Przytulmy się do piersi Jezusa jak Jan, czyli zawierzmy Mu całych siebie. Jezu, ufam Tobie!