Promotor mojego doktoratu powiedział kiedyś, że w pracy biblisty, kogoś, kto zawodowo zajmuje się Pismem Świętym, ważne jest, by wciąż umieć zachwycić się czytanym i badanym tekstem. By wśród analiz nie utracić prostego podziwu dla piękna Biblii. Wydaje mi się, że dotyczy to nie tylko tych, którzy starają się podejść do Biblii nie tylko z wiarą, ale również naukowo, ale również tych, którzy codziennie (czy też tylko od czasu do czasu) sięgają po tę fascynującą książkę. Wciąż i na nowo potrafić zachwycić się tekstem! W jaki sposób można to uczynić? Jest z pewnością wiele sposobów na odkrywanie piękną Biblii, na pozwolenie sobie na chwilę oczarowania tekstem. Jednym z nich jest dostrzeżenie w Piśmie Świętym literatury.
Co to znaczy? W jaki sposób czytać Pismo Święte jako literaturę? Po raz kolejny: to może oznaczać wiele rzeczy. Czytać Biblię jako literaturę to zwrócić uwagę na poetyckie środki wyrazu, którymi przepełniony jest jej tekst – na metafory, anafory, porównania, rytm tekstu… Czytać Biblię jako literaturę to dostrzec strukturę tekstu – strukturę całości Pisma, jako kanonicznego zbioru wielu ksiąg, strukturę wewnętrzną każdej księgi odczytanej jako całości, strukturę poszczególnych jej części, perykop, czy nawet pojedynczych zdań. Zobaczyć bogactwo form – paralelizmów, gdzie elementy idą ze sobą ramię w ramię; chiazmów, gdzie tekst pokazuje nam krzyżową zależność; struktur koncentrycznych, w których wszystko zmierza ku kulminacji w najważniejszym, środkowym punkcie, a potem łagodnie zmierza ku zakończeniu… Czytać Biblię jako literaturę to widzieć w niej wiersz, opowiadanie, mit, hymn pochwalny, przemowę retoryczną, przysłowie, list i wiele, wiele innych form, gatunków literackich.
Czytać Biblię jako literaturę może oznaczać wiele rzeczy. Z tej wielości – na potrzeby każdej konkretnej lektury – musimy dokonać wyboru. Dla mnie, osobiście, czytać Pismo Święte jako literaturę oznacza czytać ją intertekstualnie.
Intertekstualnie, czyli jak?
Nie jest to miejsce i czas, ani potrzeba (sic!), by wkraczać tutaj w nurt poststrukturalizmu i dekonstruktywizmu, z którymi wiąże się powstanie samego terminu „intertekstualność” – jego ukucie w końcu lat 70. XX w. przez Julię Kristevą. Nie potrzeba nam jej teorii, potrzeba tylko terminu, który stał się niezwykle użyteczny dla opisania istniejącego od początku istnienia kultury fenomenu wzajemnego przenikania się tekstów. (Pominąć też – z konieczności – trzeba wieloznaczność pojęcia oraz szerokość i głębokość tego, co można rozumieć pod słowem „tekst”). Henryk Markiewicz, polski teoretyk literatury, napisał: „[…] tezy te [Kristevej] wpisywały się zarazem w rozległą, od wieków snutą sieć wypowiedzi o literaturze. Nie sposób tutaj je odtwarzać – wypełnia ona znaczną, jeśli nie większą część całego obszaru świadomości literackiej”.
Czy gdy Wyspiański wkłada w usta Poety z „Wesela” czterokrotne: „Słowa, słowa, słowa, słowa”, nie słyszymy Hamletowskiego „Słowa, słowa, słowa”? Czy czytając „Ulyssesa” Jamesa Joyce, nie przeżywamy raz jeszcze przygód opisanych w „Odysei”? A gdy weźmiemy do rąk List do Rzymian – jaki inny tekst w nim się kryje?
Czy tekst Rz 5,12: Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli… (Rz 5,12) nie przypomina łudząco innego tekstu: A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą. To Księga Mądrości (Mdr 2,24). Tylko w tych dwóch miejscach Pisma Świętego pojawiają się w bliskim sąsiedztwie te same greckie słowa: θάνατος εἰσῆλθεν εἰς τὸν κόσμον. Czy to przypadek, czy też św. Paweł celowo odwołuje się do Księgi Mądrości?
Weźmy inny fragment tego samego listu Apostoła:
To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy (Rz 1,19-20).
A w Pseudo-Salomonowym tekście przeczytamy:
Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy (Mdr 13,1).
Poznanie Boga z rzeczy stworzonych to myśl Księgi Mądrości, która odbija się w Liście do Rzymian niczym w lustrze – nie tylko w treści, ale i w słowach, a nawet w samym układzie myśli.
Zasada
To tylko dwa przykłady, można by je mnożyć. Ale nie o ilość chodzi, a o zachwyt nad tekstem. O spojrzenie na list napisany dwa tysiące lat temu do chrześcijan mieszkających w Rzymie i napisany również do nas, żyjących dzisiaj, i dojrzenie w nim kunsztu św. Pawła, który subtelnie (a czasem zupełnie niesubtelnie) wplata w swój tekst inne pismo. Chodzi o spojrzenie na piękno literatury, piękno tekstu, który powstaje w dialogu z innym tekstem.
Po chwili zachwytu przyjdzie czas na teologię, na uwypuklenie różnic miedzy tekstami, które stają się tym wyraźniejsze, że widzimy między nimi wiele podobieństw. Dla Pseudo-Salomona niemożliwe było zbawienie pogan, dla Pawła nie będzie już Żyda i Greka, mężczyzny i kobiety, wolnego i niewolnika – wszyscy będą jednym.
Ale zanim do chrystologii dojdziemy, zanim skupimy się na sensie duchowym, warto, tak myślę, zwyczajnie się nad pięknem literackim tekstu zatrzymać. Zachwycić się nim! Gérard Genette, francuski literaturoznawca, napisał w jednej ze swoich książek poświęconych fenomenowi intertekstualność, że „[…] jeśli ktoś naprawdę kocha teksty, powinien od czasu do czasu zapragnąć pokochać (co najmniej) dwa na raz”. Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że jeśli ktoś naprawdę kocha Pismo Święte, powinien od czasu do czasu zapragnąć pokochać je nie tylko jako Słowo Boga, ale również jako literaturę.
dr Mateusz Krawczyk