84. Cudownie nakarmieni Mt 14, 13-21 | ks. dr Adam Dynak

Opowiadanie o cudownym nakarmieniu wielkiego tłumu słuchaczy Jezusa przekazują wszyscy ewangeliści (Mk 6, 34-44; Łk 9, 12-17; J 6, 1-15). Relacja Mateusza jest najkrótsza i najbardziej zwięzła. Pozostali ewangeliści postarali się o więcej szczegółów dotyczących tego wydarzenia. Charakterystyczne dla Mateusza jest to, że swoje opowiadanie wiąże ściśle z  wcześniejszym przekazem o śmierci Jana Chrzciciela. Jezus, słysząc o śmierci proroka, odpłynął na miejsce pustynne i tam cudownie nakarmił słuchające Go tłumy. Marek i Łukasz wiążą to wydarzenie z powrotem apostołów z powierzonej im misji i ich odpoczynkiem razem z Jezusem na pustynnym miejscu. Jeszcze inny kontekst  tego opowiadania odsłania się w Czwartej Ewangelii. Tam służy ono jako wstęp do Jezusowej mowy eucharystycznej. Nie ma jednak wątpliwości, że wszyscy ewangeliści relacjonują to samo wydarzenie, pomimo iż w drobnych detalach różnią się między sobą, co jest rzeczą jak najbardziej normalną.

Słysząc o śmierci poprzednika, Jezus usuwa się na miejsce pustynne. Czy się przestraszył? Z pewnością nie. Jezus był świadomy czekającej Go śmierci i świadomie zmierzał w stronę krzyża. W obecnej sytuacji kierowała nim roztropność. Znajdował się na początkowym etapie swojego przepowiadania. Miał jeszcze wiele do zrobienia. Święty Jan powiedziałby, że Jego godzina jeszcze nie nadeszła. Nie można również wykluczyć, że w obliczu wstrząsającej informacji, którą otrzymał, Jezus potrzebował ciszy i samotności.

Nie pierwszy raz ewangelista Mateusz informuje nas o tłumach, które cisnęły się do Jezusa. Tłumy nie tylko otaczały Nauczyciela, ale wyprzedzały Go. Jezus, wysiadłszy z łodzi, spotyka czekających na Niego ludzi. Ta informacja potwierdza, jak wielką popularnością cieszył się Jezus na tym etapie swojej działalności. Sformułowana przez biblistów fraza: ruch Jezusowy, sama w sobie niezbyt szczęśliwa, tym razem dobrze służy oddaniu zawartego w Ewangelii przekazu. W odróżnieniu od Marka i Łukasza, Mateusz nic nie wspomina tu o nauczaniu Jezusa. Mówi tylko o Jego działalności uzdrowicielskiej. Jeżeli Jezus jedynie uzdrawiał, to można sobie uświadomić, jak wielki potok miłosierdzia spłynął tego dnia na ludzi, skoro zebrało się tam pięć tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.    

Troska Jezusa nie ograniczyła się jedynie do potrzeb zdrowotnych otaczających Go ludzi. Pan zauważył również ich potrzeby fizjologiczne. Zauważył, że byli głodni. Po ludzku sądząc, istnieje duża dysproporcja pomiędzy chorobą, niezależnie od jej stopnia zaawansowania, a jednodniowym głodem. Uzdrawiając ludzi z chorób, w tym również nieuleczalnych, Jezus podarował im wystarczająco wiele dobra, dlatego troska o nakarmienie ich wydaje się tutaj zupełnie zbyteczna, niepotrzebna. Takie wykalkulowane wartościowanie było jednak obce Jezusowi, nie tylko wtedy, lecz zawsze. Śmierć na krzyżu, poprzedzona wielkim cierpieniem, z  punktu widzenia człowieka również nie miała żadnego sensu… Jezus jest miłosierny bez granic. Dobro człowieka jest dla Niego bezwarunkowe. I to duchowe, i to materialne, niezbędne do życia.

Przykład myślenia kryteriami tego świata wykazali uczniowie Jezusa. Owszem, zauważyli zgłodniałych ludzi, ale na tym skończyła się ich empatia. Nie wiadomo, czy uczniowie byli zmęczeni całodniową sytuacją i czy głód zebranego tłumu stanowił dla nich dobry pretekst, aby uwolnić się od uciążliwej atmosfery. Lepiej przyjąć, że na tym etapie formacji nie byli jeszcze w stanie myśleć i postępować na poziomie ich Mistrza. Przyjdzie czas, że dorosną do tego, ale  na razie oceniają i postępują praktycznie, z nastawieniem na szybki i łatwy efekt. Ich ówczesna postawa zachowała trwałe ślady w kondycji Kościoła wszystkich czasów. Praktycyzm, opłacalność, pójście po linii najmniejszego oporu niejednokrotnie odżywają w Kościele Chrystusowym w sytuacji, kiedy powinien stawić czoło aktualnym problemom. W tamtej, ewangelicznej scenie, można byłoby jakoś wytłumaczyć, usprawiedliwić postawę uczniów, ale formacja ich następców czasowo trwa już dosyć długo, dlatego nie tak prosto wytrzymuje ostrze krytyki.    

 Zaistniała sytuacja   prowadzi do przełomu w procesie formacji uczniów. Jezus wzywa ich do wzięcia odpowiedzialności za potrzebujących ludzi: wy dajcie im jeść!  Korzystając z  wyobraźni możemy sobie przedstawić reakcję apostołów na takie słowa, ich szok, przerażenie. Tymczasem Jezus mówi te słowa z całkowitym spokojem, jak gdyby komunikował coś zupełnie oczywistego. Znowu pojawia się ludzka kalkulacja podszyta zwątpieniem i rezygnacją. Trzymając w rękach pięć chlebów i dwie ryby i stojąc z tym  przed kilkutysięcznym tłumem, można było jedynie w taki sposób zareagować. Dla Jezusa jest to jednak doskonały punkt wyjścia, aby nie tylko zrealizować swoje zamiary względem zebranych ludzi, lecz także, a może przede wszystkim, udzielić ważnej lekcji apostołom, rodzącemu się Kościołowi. Pięć chlebów i dwie ryby, zupełnie mizerna ilość, która siłą Jego błogosławieństwa zaspokoiła głód tysięcy ludzi. Dla Boga nie ma bowiem nic niemożliwego (zob. Łk 1, 37).

Często interesującą nas perykopę nazywa się opowiadaniem o cudownym rozmnożeniu chleba. Należy jednak zauważyć, że o rozmnożeniu nie ma w tekście  ani słowa. Sam cud został niejako utajniony. Nie jest pokazany sam moment powiększenia się liczby chlebów. Jest za to mowa o pragnieniu Jezusa, aby pomóc potrzebującym ludziom, jest mowa o Jego modlitwie nad darami, o zjednoczeniu z niebem, wreszcie, jest mowa o posłuszeństwie uczniów swojemu Mistrzowi, ich pełnym, choć nie do końca uświadomionym posłuszeństwie Jezusowi, i ich służbie potrzebującym ludziom z Jego polecenia, z Jego mandatu. I w tym tkwi sedno przesłania perykopy. Nauka ta powtarza się w wielu miejscach na kartach Ewangelii. Bóg pragnie dobra, pragnie szczęścia człowieka i wszelkimi sposobami dąży do zrealizowania tych pragnień. Potrzebuje jednak pomocy człowieka, aby móc rozdawać swoje łaski. Tak było od początku. Już w momencie stworzenia człowieka Stwórca zaprosił go do współpracy w dziele doskonalenia świata. Już wtedy człowiek otrzymał status partnera Pana Boga. W nauczaniu Jezusa ta prawda wybrzmiewa jeszcze wyraźniej. 

Można spotkać się także z interpretacją, która głosi, że Jezus nie dokonał żadnego rozmnożenia chleba, natomiast nakarmienie kilkutysięcznego tłumu dokonało się w ten sposób, że słuchający Jezusa ludzie tak bardzo wzruszyli się Jego nauką, Jego dobrocią, że spontanicznie zaczęli dzielić się między sobą tym, co każdy posiadał, i w ten sposób nastąpił „cud” nakarmienia tysięcy głodujących. Taka interpretacja spotkała się z krytyką i odrzuceniem, zresztą słusznie, ponieważ nie uwzględnia tego, co mówi tekst. Jezus nigdy nie posługiwał się psychologiczną manipulacją. Na gruncie wspomnianej interpretacji można jednak postawić pytanie: czy rozbudzenie w ludziach takiej miłości, która dobro bliźniego stawia na pierwszym miejscu, nie byłoby prawdziwym cudem? Tak sformułowane pytanie  ma szczególną nośność w dzisiejszych czasach. „Niewiele”, które posiada człowiek, które istnieje we wspólnocie Kościoła, zaopatrzone w dobrą wolę podzielenia się z innymi, z Bożym błogosławieństwem, może być owym ewangelicznym zaczynem, który powoduje ogromny ferment dobra w codzienności.  

Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?
(Ps 8, 5).