Kolejny rozdział Ewangelii Mateusza rozpoczyna się opisem śmierci wielkiego poprzednika Jezusa – Jana Chrzciciela. Kończąc radosną lekturę przypowieści, od razu wchodzimy w to smutne wydarzenie. Nie jest to jedyne miejsce w Ewangelii, kiedy tak się dzieje. Jest ona przecież osadzona w życiu i czytana w kontekście codzienności, a ta, jak wiadomo, posiada niewiarygodnie szeroki diapazon wydarzeń i sytuacji: od tych radosnych i euforycznych do smutnych i przygnębiających, od pięknych do ohydnych, od heroicznych do podłych i odpychających. Takie jest życie i jego smaku doświadczył wcielony Boży Syn, a ewangeliści skwapliwie zanotowali ten fenomen w formie pouczającej katechezy dla nas wszystkich.
Informację o śmierci Jana Chrzciciela przekazują w zasadzie wszystkie ewangelie synoptyczne, z tym tylko zastrzeżeniem, że pełny opis tragicznego wydarzenia znajdujemy u Mateusza i Marka, natomiast Łukasz tylko jednym zdaniem stwierdza morderstwo Jana Chrzciciela, wkładając tę informację w usta Heroda (Łk 9, 9). Jan w swojej Ewangelii nic nie wspomina o śmierci Chrzciciela, czyni jedynie niewielką aluzję do jego uwięzienia (J 3, 24). Najdłuższa, najbardziej bogata w szczegóły jest relacja Marka (Mk 6, 14-29). Mateusz wydaje się skracać tekst Marka. Pomijając niektóre szczegóły, pozbawia opowiadanie zbędnych emocji, i osiąga przez to rzeczowy przekaz tego, co się wtedy wydarzyło. Wracając jeszcze do Łukasza, należy wspomnieć, że ze wszystkich ewangelistów najwięcej uwagi poświęcił przyjściu na świat proroka (Łk 1). Również najobszerniej ze wszystkich relacjonuje wystąpienie Jana Chrzciciela na pustyni (Łk 3, 1-22). Łukasz pomija jednak opis śmierci Jana najprawdopodobniej dlatego, że w swojej osobistej wrażliwości, pisząc dzieło emanujące radością, stara się unikać drastycznych opisów. W podobny sposób przemilczy biczowanie i cierniem ukoronowanie Jezusa.
Perykopa, choć skupia się na męczeńskiej śmierci Jana Chrzciciela i towarzyszących jej okolicznościach, jest jednak chrystocentryczna. Osoba Jezusa, Jego działalność i rozgłos wzbudzają niepokój Heroda, który w osobie Nazarejczyka upatruje zmartwychwstałego Jana Chrzciciela. Od razu należy wykluczyć w tym wypadku autentyczną wiarę w zmartwychwstanie. Herod był człowiekiem nadzwyczaj zabobonnym, stąd też takie jego przekonanie. Zarówno u Mateusza, jaki i u Marka wzmianka o popularności Jezusa stanowi punkt wyjścia dla opowiadania o uwięzieniu, a następnie śmierci Jana, ale tylko Mateusz, zarówno rozpoczynając, jak i kończąc opowiadanie, wyraźnie używa imienia Jezus. Ewangelista, opisując męczeńską śmierć Jana Chrzciciela, pośrednio przygotowuje czytelnika na spotkanie z męką i śmiercią Jezusa.
Oprócz Jana Chrzciciela ważną rolę w opowiadaniu pełnią jego przeciwnicy, winowajcy jego śmierci. Tetrarcha, o którym mowa, to Herod Antypas, syn Heroda Wielkiego. Z woli swojego ojca panował w Galilei, czyli na terytorium, na którym wtedy przepowiadał Jezus. Chociaż jest nazywany królem, to jednak w rzeczywistości nim nie był. Nosił jedynie tytuł tetrarchy, odpowiednik tytułu księcia. Jako władca był służalczo lojalny wobec Rzymu, a jako człowiek wyróżniał się próżnością i moralnym zepsuciem. Wszystkie te cechy przekreślały go w oczach jego poddanych. Pomimo to Marek podkreśla, że Herod liczył się z Janem (…), brał go w obronę (…), słuchał go chętnie (Mk 6, 20). Mateusz nic o tym nie wspomina. Obydwaj jednak zwracają uwagę na smutek władcy w chwili wydania wyroku śmierci na proroka. Był to ostatni pierwiastek człowieczeństwa, resztki obrazu i podobieństwa do Stwórcy, Ojca Miłosiernego, zatracił je wtedy do końca…
Herodiada, o której mowa, była żoną Filipa, przyrodniego brata Antypasa. Porzuciła męża i związała się ze szwagrem w nadziei, że ten zostanie królem, a ona królową. To się jednak nigdy nie stało. Ich związek był moralnie niewłaściwy, gorszący, co wyzwoliło reakcję Jana Chrzciciela, proroka, obrońcy prawa Bożego. Jego upomnienia raniły chorobliwą dumę i grzeszne sumienie Herodiady, dlatego wymogła na swoim konkubinie uwięzienie proroka, dążąc do jego unicestwienia. Żydowski historyk Józef Flawiusz przekazuje, że Jan był więziony w lochach twierdzy Macheront, w pobliżu Morza Martwego.
Do tragicznego finału doszło w czasie urodzin Heroda. Ewangelista dokładnie opisuje przebieg wydarzenia. Nie ma potrzeby powtarzać tego, co zawiera ewangeliczna narracja, warto natomiast spróbować wniknąć w teologiczną naukę tej historii. Obserwując zachowanie Herodiady, kolejny raz uświadamiamy sobie, jak bardzo ekspansywnym, jak bardzo destruktywnym potrafi być zło. Szatan w swojej strategii niszczenia wszystkiego, co stworzył Bóg, umie posłużyć się każdą okazją, każdą sposobnością, aby uśmiercać. W swoje zamiary wciąga matkę i córkę, wykorzystuje relację rodzicielską, która ze swej natury powinna rodzić dobro i piękno, tymczasem wydaje na świat morderczą śmierć niewinnego człowieka, sługi Boga Najwyższego. Kobieta, która w zamyśle Stwórcy ma być piękna i delikatna, staje się okrutnym, krwiożerczym monstrum. Widok odciętej głowy proroka na tacy w rękach córki, a następnie matki, jest aż nadto wymowny…
Postawa Heroda ujawnia chwiejność, tchórzostwo, próżność człowieka. Najpierw lekkomyślnie dane słowo, a następnie tchórzliwe poddanie się kobiecemu kaprysowi, wbrew sumieniu, przeciw odwiecznym wartościom. Dogadzanie sobie za wszelką cenę wiodące w finalnym efekcie do całkowitej zatraty siebie. Egoizm, pycha, próżność prowadzące do morderstwa niewinnego człowieka, sługi Bożego, i osobistej tragedii samych winowajców… Herod w pewien sposób przypomina Piłata, który również czynił wysiłki, aby uratować Jezusa, a jednak skapitulował przed zaciętością Jego wrogów. W sprawach najważniejszych nie może być kompromisu. Można być wielkim zwycięzcą po stronie Boga albo żałosnym przegranym po drugiej stronie. Trzecia możliwość nie istnieje.
Wreszcie osoba Jana Chrzciciela. Jego przykład pokazuje, że w służbie Bogu i Jego sprawie należy być wiernym do końca, a w ostateczności być gotowym nawet na śmierć… Można oczywiście postawić pytanie, czy ofiara Chrzciciela miała jakiś sens, czy coś zmieniła, wniosła jakieś dobro w historię zmagań ze złem? Oceniając powierzchownie, według światowych kryteriów praktycyzmu, można powiedzieć, że wszystko było daremne i bezsensowne. Zginął prorok, który tyle dobrego mógł jeszcze uczynić. Jego śmierć nie wpłynęła też na zmianę życia jego oprawców, co więcej, zło tryumfowało swój sukces. Oceniając po Bożemu, w perspektywie historii zbawienia, ofiara życia Jana Chrzciciela miała głęboki sens i była rzeczywistym zwycięstwem. Przyniosła wielkie owoce! Może nie wtedy i nie od razu, ale na całe wieki dała wielu pokoleniom wspaniały wzór wierności prawdzie. Słowa Jezusa: Nie ma większego człowieka od Jana Chrzciciela (Mt 11, 11), wypowiedziane za życia proroka, zyskują jeszcze większe znaczenie po jego męczeńskiej śmierci.
Król świata nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego
(2 Mch 7, 9).