W naszej lekturze Ewangelii Mateusza ponownie spotykamy się z przypowieścią o siewcy. Jezus opowiedział przypowieść (Mt 13, 3-9), ale nie opatrzył jej żadnym wyjaśnieniem. W narracji Ewangelii bezpośrednio po niej następuje wypowiedź, w której Jezus tłumaczy ogólny sens nauczania w przypowieściach i dopiero po tym wprowadzeniu rozpoczyna wyjaśnianie opowiedzianej wcześniej przypowieści. Niektórzy egzegeci twierdzą, że to wyjaśnienie nie pochodzi od Jezusa, ale jest tworem pierwszych chrześcijan. Według takich kryteriów autorstwo wielu fragmentów Ewangelii można przypisać komukolwiek. Dlatego, szanując wszelki dokonywany w dobrej intencji trud dociekań egzegetycznych, traktujemy interesującą nas perykopę jako nauczanie Jezusa.
Rozważając treść samej przypowieści, główną uwagę zwróciliśmy na osobę siewcy, na jego determinację i zamiłowanie do pełnionej misji. Jezusowe zaś wyjaśnienie pozwala zwrócić uwagę także na inne elementy przypowieści, tym razem bardziej w aspekcie rezultatu niż środków do niego wiodących. Pozwala to wyjść nieco poza tekst biblijny i przenieść się na teren teologii moralno-ascetycznej.
Ludzie, którzy słuchają nauki o królestwie i nie rozumieją jej, zostali porównani do ziarna padającego koło drogi. Podobnie jak to ziarno stanowi pokarm dla ptaków, tak oni stają się łupem złego ducha. Wydaje się, że Jezus ma na uwadze ignorancję zawinioną. Idea królestwa Bożego na ziemi jest niezwykle piękna i wzniosła, może jednak przez to wyzwalać różne reakcje u ludzi. Wielu zachwyca do tego stopnia, że oddają życie w Bożej sprawie, ale nie brakuje też takich, którym lenistwo, niedbalstwo i prymitywny styl życia nie pozwalają szlachetnie odpowiedzieć na wzniosłą propozycję Boga. Sami siebie uważają za ludzi wierzących, za chrześcijan, nierzadko regularnie praktykują zewnętrznie swoją wiarę, ale wszystko jest powierzchowne, tradycyjne i rutynowe. Stanowi część stadnego zachowania tłumu, który z dumą identyfikuje się z tak zwanym masowym chrześcijaństwem. Kolos na glinianych nogach, który ciągle jeszcze próbuje imponować swoją wielkością i wyimaginowaną siłą, ale w rzeczywistości trawi go duchowa martwota. Brakuje rozumienia wiary, jej pogłębiania, a przede wszystkim osobistej więzi z Bogiem. Taki człowiek nie tylko stanowi łatwy kąsek dla szatana, ale również może być jego narzędziem. Swoją miernotą i bylejakością kompromituje dzieło Jezusowe, z którym związane są przecież wielkie oczekiwania Nauczyciela. Niestety, tego rodzaju ziarna jest bardzo wiele w Kościele, może nawet najwięcej… Być może dlatego ta kategoria zajmuje pierwsze miejsce w narracji przypowieści.
O ile w pierwszym wypadku mamy do czynienia z ignorancją zawinioną, często obnażającą zaślepienie i głupotę ludzi Kościoła, o tyle następny przykład zwraca uwagę na ludzi słabej woli i charakteru. Są jak ziarno bez żyznego podłoża. Wiele chęci, pragnień, postanowień, a nawet szczerze podejmowanego wysiłku, ale wszystko jest bardzo kruche, słabe i przez to tymczasowe. Jest radość i natychmiastowa życiowa reakcja, ale wszystko w sposób tak bardzo charakterystyczny dla współczesnego nam pokolenia: błysk, efekt, wrażenie… Podobnie jak w pierwszym wypadku, tak i w drugim wydaje się, że Jezus ma na uwadze jakiś rodzaj winy tej kategorii uczniów. Nie jest nią jedynie wrodzona słabość natury ludzkiej, która dotyczy wszystkich ludzi. Bardziej wynika ona z lekceważenia własnych słabości i przywar, z lekkomyślnego traktowanie własnych niedostatków i skłonności do zła, a przede wszystkim z niestałości w pokonywaniu ich, z szybkiego zniechęcania się i zgody na przegraną. Podobnie jak ludzie z pierwszej grupy, tak również i ci nie uświadamiają sobie wielkości sprawy Bożej, Jego królowania na ziemi, dlatego lekceważąco traktują potrzebę poświęcenia się do końca tej idei. Nie widzą, nie rozumieją na tyle jej piękna i niezwykłości, aby wykrzesać z siebie potrzebną siłę woli. Ta część nauczania Jezusa może odnosić się do ludzi o postawie roszczeniowej, opanowanych przez egocentryzm i hedonistyczny styl życia. Identyfikują się z Kościołem, jednocześnie nie mając pojęcia, o co właściwie chodzi…
W trzeciej grupie Jezus sytuuje tych, dla których bogactwo materialne, dobro tego świata stanowi centrum, sens i cel życia, eliminując absolutne pierwszeństwo Boga. Dobra doczesne są jak ciernie i chwasty dla ziarna: zagłuszają je, pasożytują na nim i nawet jeżeli pozwalają mu wzrastać, to jednak w sposób wątły i bezowocny. Ta kategoria również posiada liczne przedstawicielstwo w Kościele. Zawsze dobra tego świata z powodzeniem konkurowały z bogactwem duchownym, obecnie jednak wydają się osiągać niespotykaną dotąd przewagę. W konsumpcyjnym społeczeństwie dostęp do wszelkiego doczesnego dobra jest tak łatwy, że wielu ludzi utraciło kontrolę w tej dziedzinie. Również ludzie Kościoła, ci najbardziej z nim związani, ci z powołania… Dlatego źdźbło wiary, duchowości jest ciągle tylko źdźbłem, wątłym, pożółkłym, mało widocznym, a przez to śmiesznym i zniechęcającym… Powinno przynosić owoce, piękne, dorodne, błogosławione, ale ono ciągle pozostaje źdźbłem i jako takie nie jest w stanie tego czynić. Najgorszym dla niego może być to (i często jest), że swoje istnienie i spełnienie widzi w nierozłącznym aliansie z otaczającym je „towarzystwem”…
Wreszcie ziarno, które spotkało właściwy grunt i przynosi plon. Charakterystyczną i może najpiękniejszą cechą Jezusowej przypowieści jest gradacja gleby. Może ona przynosić różną wielkość urodzaju, ale w każdym wypadku będzie to maksymalna płodność. Tak też jest z człowiekiem. Jego zdolności, warunki życia, środowisko warunkują jego efektowność jako człowieka i jako chrześcijanina. Jezus doskonale o tym wie, dlatego w ten sposób konstruuje swoją przypowieść. Dla Niego nie jest ważne życie na akord, ale pełne, na miarę swoich możliwości, związanie się z Nim, życie dla Jego sprawy, dla Jego królestwa. Dla Niego każdy może być championem, nawet ktoś ograniczony fizycznie czy intelektualnie. Każdy! I to jest najpiękniejszy, najbardziej nadziejo-twórczy moment nauki Jezusa.
Jest jeszcze jeden radosny aspekt tego ewangelicznego fragmentu. Zastanawiając się nad losem zasianego ziarna, dostrzegliśmy różne kategorie ludzi w Chrystusowym Kościele. Niektóre zostały ocenione surowo, zresztą nie bez racji… Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że oni wszyscy przynależą do Kościoła, że on jest na tyle pojemny, na tyle rozciągliwy, iż każdy może znaleźć w nim swoje miejsce. Po ludzku sądząc, więcej z tego biedy niż pożytku. Ci ludzie często szkodzą sprawie Bożej, czego statystyki kościelne nigdy nie zrekompensują. Nie wolno jednak zapomnieć, że wolą Jezusa nie było założyć idealnej, sterylnie czystej instytucji. Gdyby chciał, z pewnością taką by stworzył. Kościół to miejsce nawracania się i uświęcania. Ustanowiony z myślą o grzesznikach, ustanowiony przede wszystkim dla nich. Ten jego „gorszy” element nie jest przecież z góry spisany na straty. Jest nadzieją Boga i ma być także nadzieją samego Kościoła. Dla nich Kościół istnieje bardziej niż dla tych poprawnych. Być może trudno to zharmonizować z nauką przypowieści o siewcy, ale z pewnością tak jest.
Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami ziarna (Kpł 19, 19).